Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

P2: Helen! vs. Em

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
Nasza twórczość
/ Pojedynki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:42, 15 Lip 2012    Temat postu: P2: Helen! vs. Em

Pojedynkuja sie: Helen! vs. Em
Tytuł: ETAP-owa Apokalipsa
Forma: Opowiadanie - dramat.
Długość: Minimum 2 strony.
Temat: Koniec ETAP-u.

    Tekst I
    ETAP-owa Apokalipsa

Wydarzenia z opowiadania dzieją się poddczas przerwy między Plagą a Ciemnością.

Pete nudził się niesamowicie, chodząc po krawędzi kopuły lub przyglądając toczącemu się w ETAP-ie życiu nad jeziorem bądź w Perdido Beach. To wszystko stawało się takie monotonne. Nużące.
I nagle przypomniał sobie o swoim odkryciu.
Wyciągnął dłoń, lekko dotykając bariery. Potrząsnął nią delikatnie, a następnie uderzył mocno. Potem jego wzrok podążył ku wodzie i ziemi.
Nemezis postanowił tchnąć w ETAP życie, niechcący uwalniając drzemiącą w sobie moc. Największą pod kopułą.

Brianna biegnąc stawała się Bryzą, a Brianna odchodziła w zapomnienie. Brianna była dziecinna, Brianna była taka zwyczajna.
A szybsza od wiatru Bryza – niepokonana. Mijała rozmazujące się drzewa, a wszystko wokół niej zlewało się w kolorową plamę.
Nagle poczuła jak jej stopy odrywają się od podłoża. Leciała?
Usłyszała dziwne uderzenia i zdała sobie sprawę z tego, że świat naokoło niej wiruje, jak gdyby ktoś wziął kopułę w dłonie i nią potrząsnął. Niczym kulą z śniegiem, które widywała, będąc w górach na nartach, jeszcze zanim trafiła do Coates.
Czas zatrzymał się dla Brianny, gdy leciała, machając w powietrzu nogami. Przez myśl przemknęło jej kilka wspomnień z czasów ETAP-u i wrzasnęła rozpaczliwie.
- Nie zabierajcie mi tego! - zdążyła jeszcze wrzasnąć, zanim uderzyła w ziemię kolanami. Usłyszała trzask łamanych kości i jej nogi zgięły się nienaturalnie, gdy potoczyła się dalej po ziemi, nie mogąc zatrzymać. Załkała pomiędzy uderzeniami.
Czuła. Czuła jak łamią jej się kości.
Jack, Dekka, Sam, Dekka, Jack, Sam, Jack, Dekka, Jack, Jack, Dekka, Sam, Dekka. Ktokolwiek. - przeleciało jej jeszcze przez myśl zanim zleciała z klifu w wodę. Prędkość zrobiła swoje.
Poleciała w dół, uderzając mocno o dno oceanu.
Bryza umarła minutę wcześniej, gdy jej nogi wygięły się pod nienaturalnym kątem a potem połamały tak, że nie mogłaby uleczyć ich nawet Lana. Brianna wydała ostatnie tchnienie na dnie oceanu, a jej dusza zapłakała w tęsknocie za Bryzą.
Znów stała się nikim.

Astrid uderzyła plecami o barierę i jęknęła cichutko, wstając.
- Co to było? - mruknęła, jednak nie przejęła się zbytnio. Już dawno przyzwyczaiła się do dziwnych rzeczy w ETAP-ie. Gadające kojoty? Nie ma sprawy. Zmutowane, latające węże? Jak najbardziej. Chłopak z laserami w dłoniach? Astrid skrzywiła się lekko na wspomnienie o Samie. Usiadła na trawie i zaczęła ostrzyć swój nóż myśliwski z zamiarem upolowania sobie kolacji.
- Gdybyś widział mnie teraz, Samie Temple - powiedziała sama do siebie, wyobrażając sobie jego minę.
Wstała i wyprostowała się.
Tak, Sam. Nie uwierzyłbyś w to co widzisz. Ja, Astrid Ellison. Kłamałam, myśląc że kłamię dla dobra innych. Zamordowałam, myśląc że ocalę wszystkich. A teraz porzuciłam to w co wierzyłam do tej pory. I wiesz co, Sam? Jest mi z tym dobrze. - myślała, idąc w stronę lasu.
Nagle jej nogi zatrzęsły się. Astrid złapała równowagę i spojrzała w dół.
Nie, to nie jej nogi drżały. Drżała cała ziemia.

„Sąd Ostateczny” był pierwszą myślą Orca, gdy gwałtowny wstrząs poruszył ETAP-em. Uniósł wzrok znad Biblii, spoglądając w zaniepokojone oblicze Howarda.
- Edilio - warknął Howard, zauważywszy zbliżającego się w jego stronę żołnierza. Edilio poprawił broń za pasem.
- Uprzedzając twoje pytania: nie, nie mam pojęcia co to było.
- Gdzie jest Sam? - zapytał Howard, wbijając wściekły wzrok w ziemię.
Edilio wzruszył ramionami, jednocześnie wskazując głową pole Sinder. Gdy dziesięć minut później przybiegł Sam, Howard od razu zauważył że coś jest nie tak.
Jeśli Sam Temple się czegoś boi, wiedz że coś się dzieje. - pomyślał ponuro, wpatrując się w jego zaciśnięte pięści.
- Ziemia się trzęsie - zauważył beznamiętnie Howard. - Orc, zostaw tą głupią książkę i chodź to zobaczyć. Ziemia się trzęsie! Ciekawe, co teraz zrobisz, Samie. Twoje laserowe rączki nie na wiele się teraz zdadzą.
Sam zignorował go kucając i przytrzymując się ziemi dłońmi, tak by nie upaść.
- O, nawet pęka! - zawołał Howard z sztuczną radością.
- Wszyscy na lewo! - wrzasnął Sam najgłośniej jak potrafił, ciągnąc za sobą Howarda. Wywrócili się na ziemię pod wpływem głośnego uderzenia. Sam zacisnął zęby i zerwał się, ciągnąc za sobą całą trójkę.
Howard odważył się zerknąć za siebie. Zobaczył człapiącego najszybciej jak się da Orca i rozstępującą się ziemię. Oczy rozszerzyły mu się z przerażnia i przyspieszył tempo, wyrównując bieg z Samem. Nagle usłyszał rozpaczliwy krzyk, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Do Orca. Odwrócił się, by zobaczyć jak jego przyjaciel, nie mogąc za nimi nadążyć, wpada do przepaści. Wbiło go w ziemię. Zamarł, spoglądając na znikającego Orca. Po chwili poczuł, jak ziemia spod jego pięt osuwa się w dół.
- HOWARD! - wrzasnął ktoś, ciągnąc go za ramię.
Dlaczego tak się mną przejmujecie? Przecież wiem, że nie należy wam na moim życiu. Jestem tylko debilnym dilerem. - myślał wściekle Howard, biegnąc za nimi.
Nagle Sam zatrzymał się, Howard wpadł na niego. Zatoczył się i odwrócił za siebie.
To koniec? - zapytał w myślach, wpatrując się w wielką, czarną przepaść, biegnącą od krańca jeziora Tramonto i nie mającą końca. Howard przypuszczał, że rozciąga się aż do Elektrowni.
- Zwołaj alarm. Ewakuujemy się - zarządził Sam, spoglądając z kamienną miną na Edilia. - Przejdziemy przez to razem. Cokolwiek to jest.
Sam, pieprzony bohater, taaa - pomyślał Howard, wybuchając ironicznym śmiechem.
Śmiał się, łykając słone krople. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że to nie śmiech. Howard po prostu płakał.

Lana odłożyła książkę, spoglądając z niepokojem na drgającą ścianę.
- Sanjit? - zmarszczyła brwi, rozglądając się po pokoju.
- Tutaj – dobiegł ją głos z balkonu.
Uzdrowicielka od razu zauważyła że coś się stało.
- Lana, chodź tutaj. - poprosił Sanjit nieswoim głosem, a Lana westchnęła, zeskakując z łóżka. Wyszła na balkon pokoju w Clifftop, który zajmowali. Położyła dłoń na ramieniu Sanjita, uśmiechając się lekko.
- Co?
Sanjit odwrócił delikatnie jej głowę, wskazując ocean.
Lana przyjrzała się beznamiętnie błękitnej wodzie.
- Spójrz dokładniej. - rozkazał Sanjit, obejmując ją.
Zobaczył jak jej twarz zmienia się.
Nie, Lana się nie bała. Lana nie mogła się bać! Każdy, ale nie Lana.
A jednak. - pomyślał Sanjit, ściskając jej rękę coraz mocniej.

Dzisiejszego dnia musieli wypłynąć dalej niż zwykle. Quinn zarzucił sieć, jednak coś odwróciło jego uwagę. Jeden z jego ludzi krzyknął, wskazując coś palcem.
- Nie – wyjąkał Quinn, spoglądając we wskazane miejsce. - Przecież to zupełnie niemożliwe.
- A jednak.
- W ETAP-ie nie ma wiatru ani niczego takiego! - wrzasnął na niego wzburzony i coraz bardziej przerażony Quinn.
- Przecież widzisz to co ja. - wymamrotał chłopak, a jego łódka zakołysała się.
Tsunami – pomyślał Quinn. - Tsunami. Wielka fala. Niczym z filmów o końcu świata, a może nawet i większa. Jednak to przecież niemożliwe w ETAP-ie. Zupełnie nienaturalne.
- To robota kogoś wyższego. - powiedział sam do siebie i uniósł głowę.
Czekał na śmierć.
- Nie zawracajcie. Nie zdążycie odpłynąć - powiedział do przerażonej załogi. - A Perdido Beach i tak zostanie zalane. I nie tylko ono. - dodał cicho, a jego oczy zaszkliły się.
Tak bardzo się bał.
Zacisnął zęby, próbując się nie rozpłakać. Ta fala była taka ogromna.
Chciałem po prostu łowić ryby - pomyślał.
Powtórzył to zdanie kilka razy, zanim jego łódka wywróciła się, a on wylądował w wodzie.

Czas zatrzymał się w momencie, w którym ziemia pod stopami Astrid pękła, a ona wrzasnęła rozpaczliwie „Petey, nie!”. W ostatnich sekundach swoich swojego życia zaczęła rozumieć.
I zrozumiała.
- Pete, przestań!
Przed śmiercią pomyślała jeszcze o jedynej osobie, na której jej zależało. Nie wiedziała, że Sam Temple zginął parę minut przed nią, gdy przepaść poszerzyła się, wciągając ludzi znad jeziora. A jednak Sam próbował jeszcze wszystkich uratować.
Bo Sam był bohaterem. Jednak nie dziś. Nie w dniu w którym Nemezis nie wiedząc do końca co czyni nadużył swojej mocy. Dzień, w którym Gaiaphage przegrało. Dzień, w którym Drake Merwin okazał się być
śmiertelny.

Wściekłość zamieniła się w strach, gdy Caine przepychał się między stojącymi na ulicach mieszkańcami Perdido Beach. To wszystko okazało się być prawdą.
Król Caine stanął na przodzie.
I zobaczył.
Zobaczył zbliżającą się falę.

Chaos.

Panika wybuchnęła, gdy Caine padł na kolana, wpatrując się przed siebie przestraszonym wzrokiem.
Caine'a nienawidzono. Caine'a nie szanowano. Z Caine'a śmiano się za plecami. Jednak Soren był czymś stałym. On się nie bał. Nie poddawał się.
A teraz.
A teraz?
Ktoś wybuchnął płaczem.
Ktoś zaczął się modlić.
Wiele dzieci zaczęło uciekać.
A wiele stało za klęczącym Caine'em z uśmiechami na twarzy.
O czym myślał Caine?
Caine myślał o Dianie. Dziecku. O swoim bracie Samie. O swojej matce, Connie Temple. O Coates.
Byłem złym człowiekiem – pomyślał na końcu. - I co z tego? Na dodatek ten...

Strach.

... Koniec wydaje się być mało oryginalny. Jakby zaplanowało go dziecko, które naoglądało się za dużo filmów katastroficznych. Jednak nigdy...

Ból.

... Nie braliśmy pod uwagę takiego zakończenia, prawda? Tym razem to naprawdę...

Koniec.

... Koniec.


Hej, Pete, możesz już przestać. Game Over.


    Tekst II
    ETAP-owa Apokalipsa


Unoszę zapłakaną twarz i spoglądam na gruzy świata.
Jak mogło do tego dojść?
Moje serce przyśpiesza. Muszę tam iść. Muszę dojść do Perdido Beach. Wiem, że tylko jedna osoba tam na mnie czeka. Nawet dla jednej osoby przejdę przez piekło.
Moje nogi powoli poruszają się. Uwielbiam to. Ból. Tylko on sprowadza mnie na ziemię.
Zatraciłam samą siebie. Kiedy to nastało? Pięć miesięcy temu?
Jestem wrakiem. Wrakiem człowieka. Wszystko co miałam, wszystko co kochałam – odeszło.
Wszystko.
Idę przed siebie ignorując wbijające się w skórę zęby zmutowanych dżdżownic. To one zabiły mi E.Z. i Cigara.
Udaję, że nie czuję bólu. Zaciskam moje lodowato niebieskie oczy i idę przed siebie w bólu. Sekundę potem wszystko mija.
Zębaki zostają rozgniecione niewidzialną dłonią, a ich resztki rozlatują się w powietrzu opadając mi na twarz.
To było oczywiste. Nigdy nie umrę. Nie ważne jak, nie ważne kiedy – zawsze przeżyję.
Nienawidzę tego. To moje przekleństwo.
Powoli ruszam przed siebie. Moje ruchy są już inne. Pół roku temu chodziłam z gracją i dumą. Teraz nie potrafię nawet się wyprostować. Gdzie tu duma wśród zniszczonych dzieci? Gdzie tu gracja wśród morza krwi?
Łkam idąc do miasta. Nadchodzi koniec. Gaia zniszczyła już wiele. Pete też. Gdzie tu sprawiedliwość?
Wychodzę z pola zębaków spoglądając na pięć szkieletów. Na większości z nich znajduje się ludzkie mięso. Mięso, które wszyscy jedliśmy gdy nastał głód. Zapach truposzy drażni moje nozdrza. Mam ochotę wymiotować, ale nie mam już czym. Wyrzucam z siebie histeryczny ryk po czym moja ręka wędruje w stronę kości. Dotykam je lekko wskazującym palcem i nadchodzą wizję. Cigar, Charlie, Joanie, Jezzie i Ailee. To oni spoczywają na tym polu. Pognili, rozsypani i poszarpani. Martwi.
Co mam powiedzieć Sinder? Mam przekazać, że jej przyjaciółki i ojciec jej dziecka umarli? Roscoe został zjedzony przez robaki, a teraz Charlie przez zębaki. Gotka najwidoczniej ma pecha w doboru chłopaków. Teraz będzie mieć uraz do owadów do końca życia.
Krzyczę po czym zabieram ręce i odchodzę. Moja moc rośnie. Czuję to.
Serce podchodzi mi do gardła gdy trafiam do Perdido Beach.
Trupy. Dużo trupów.
To nie Drake. Drake jest z Dianą i Gaią. Czuję, że zrobił to ktoś o wiele gorszy.
Pete.
Otwieram moje wewnętrzne oczy i wyszukuję chłopca. Diana się myliła co do mojej mocy. Wzrosła i jest użyteczna, ale nie dla mnie. Widzę więcej niż inni. Wizje, obrazy, przebłyski... Czasami to co widzę, jest niezrozumiałe. Na przykład błyski jakby spadała gwiazda, albo obraz z przeszłości. Dzieje się tak zazwyczaj gdy dotykam ludzi. Nie ważne czy żyją, czy są martwi. Dlatego właśnie rozpoznaję trupy. Znaczy rozpoznawałam. Teraz potrafię widzieć to, co niewidoczne. Jak? Sama nie wiem. Po prostu widzę to, co naprawdę się dzieje.
Uśmiecham się lekko i idę dalej. Mijam jakiś płonący dom. Słyszę krzyki.
Caine? - myślę.
Nie, Caine'a nie ma. Sama także nie ma. Wszyscy ruszyli na wojnę. Wszyscy z wyjątkiem mnie.
Dlaczego ja? Nigdy mnie nie chcieli. Nigdy. Dlatego ich opuściłam. Co mi to dało? Jedynie samotność.
Słyszę pisk w głowie po czym spoglądam na niebo.
Zaczyna się.
Na przezroczystej barierze pojawia się krwawa plama.
Krew na barierze? Coś nowego. Zapewne Caine kimś rzucił.
W sercu wiem, że to nie Caine zabija.
Pete.
Przede mną pojawiają się dzieci. Szóstka. Nagle wielkie dłonie ścisnęły je między rękami.
Krew dzieci wytrysnęła na mnie, a czerwone szkielety chwile stały po czym opadły.
Gałki oczne dzieci wypadły z oczodołów i poturlały się w moją stronę.
To ostrzeżenie.
Idę dalej z krwią i resztkami zębaków na twarzy. Często miewam tą wypraną z emocji twarz. Za często.
Podchodzę do pierwszego lepszego domu i zaglądam przez okno. Wtedy dach domu zostaje wyrwany, a dziewczynie w środku nagle wybuchają gałki oczne, a jej głowa potoczyła się po podłodze.
Odskakuje od okna krzycząc i spoglądam na kolejne dzieci uciekające w popłochu. Wielkie dłonie je łapią po czym unoszą do góry i gniotą. Nogi, głowy, palce, ręce, jelita i kości opadają na ziemię. W kawałkach.
Na moją twarz spada czyjeś jelito. Nie, nie chcę sprawdzać kto je miał. Otrząsam je z siebie machając głową i wyjadę z siebie głośny ryk.
- Przestań! - wołam, ale on nie słucha.
Czemu mi to robi? Gdziekolwiek nie pójdę, nastają tragedie. Tak jakby on chciał zabić wszystkich, których znam lub nawet kogoś, na kogo spojrzę!
Moje nogi ledwo pchają mnie do przodu. Idę w stronę centrum mijając kolejne trupy. Spoglądam w stronę oceanu. Jak zwykle moje przeczucie się nie myli. Nadchodzi fala. Wielka fala. Jeżeli Albert był na wyspie, ciśnienie wody rozsadziło jego ciało. Woda unosi się prawie do szczytu kopuły po czym opada na nas. Na społeczeństwo Perdido Beach.
Łkam, a jego ręce osłaniają mnie dookoła. Nic nie widzę, ale czuję strach innych. Przed oczami błyskają mi kolejne chwile z życia zabitych przez wodę. Nie lubię tego. Bardzo nie lubię.
Woda opada, a ręce znikają odsłaniając mi widok na zniszczenia.
Przekleństwo.
Uciekaj
Znam ten głos. Poruszam moimi czerwonymi ustami wymawiając jego imię.
Kilka chwil później uciekam w stronę pustyni Bitterweed biegnąc po wodzie zmieszaną z krwią i ciałami zabitych.
Perdido Beach umarło.

***

Dochodzę na miejsce cała morka od wody. Jako jedyna przeżyłam. Znowu.
Mijając resztki ETAP-u zdążyłam zauważyć, że woda doszczętnie zniszczyła Perdido Beach. Żadnego budynku. Tak samo z Coates, polami i elektrownią, której komin odpadł na autostradę. Wyspy zostały całkowicie zalane. Nie ma już południa ETAP-u.
W oddali widzę ich stojących na gorącym piasku. Bryzę, Dekkę, Sama, Caine'a, Orc'a, Edilia, Rogera, Justina i Lanę.
Przegrywają.
Ich jest przecież tylko trzy. Diana, Drake i Gaia. Jeden mutant, Biczoręki i odczytywaczka.
Przyglądam się tej scenie ze strachem wyraźnie wymalowanym na twarzy.
Orc leży na ziemi krzycząc. Dopiero wtedy zauważam, że Pete nabił go na swój palec. Justin zwisa trzymany przez mackę Drake'a, a Edilio z Rogerem krzyczą.
Drake.
Ten sam Drake, który mnie nienawidzi. Ten sam, który doprowadził do śmierci Pete'go. Ten sam własnie zabija małego Justina. Urywa mi się krzyk.
Diana spogląda na mnie zdziwiona po czym pokazuje mi swoje dziecko.
Oczy Gai świecą na zielono i spoglądają na Pete'go, którzy przyszedł tu za mną.
Opadam na piach krzycząc, a Pete gdzieś znika. Gdy unoszę głowę, Edilio już nie żyje. Roger zaczyna wariować. Ja sama podchodzę do Orc'a i patrzę jak umiera.
- Khe, khe, nie wiedziałem, że przed śmiercią widzi się anioły. - wyrzucił. - Nie pisali tego w Piśmie Świętym.
- Orc... - szepczę jego imię i dotykam jego czoła.
- Kocham cię. - mówi po czym dotyka moich policzków swoimi piaskowymi dłońmi i całuje w usta.
Po zetknięciu jego ust z moimi, Charles Merriman umiera zmieniając się w kupkę piasku.
Krzyczę.
W jego wspomnieniach widzę siebie. Widzę jak pomagam mu z matmą. Jestem w każdym wspomnieniu. Właśnie umarła druga osoba, która mnie kochała.
Spoglądam na resztę ekipy. Sam, Caine, Lana, Brianna i Dekka. Sam z Caine'm łączą siły i próbują pokonać Gaię. Za to ciało Rogera zostało rozpłaszczone przez Drake'a. Teraz została tylko nasza siódemka. Bryza unosi ręce i biegnie na Drake'a z nożem. Zostaje odrzucona do tyłu, a nóż sam się odwraca ostrzem do niej i zaczyna się wbijać w jej brzuch.
Gaia. To wszystko jej wina.
Spoglądam na Dekkę, która właśnie wyznaje miłość Briannie. Tej Briannie, która kochała trupa.
Jack. - myślę.
Przypominam sobie naszego kochanego Komputerowego Jacka. Chłopca zabitego przez Drake'a w czasie ciemnienia.
Wydaję z siebie cichy szloch. Spoglądam w miejsce gdzie leżała Bryza, a obok niej łkająca Talent. Chwilę po śmierci rudowłosej dla Dekki też nastaje koniec. Ciało murzynki eksploduje od środka.
Co teraz?
Spoglądam na Lanę z zaciekawieniem. Lana... Ciekawi mnie czy wie, że Sanjit umarł zgnieciony przez falę. Spoglądam z oddali na jej oczy i widzę łzy. Słyszę wybuch i spoglądam w stronę jeziora.
Nie! - krzyczę w myślach.
Tam, gdzie było jezioro Tramonto, pojawił się wielki krater bijący zielonym światłem. Do tego nadal się powiększa.
Czy to już nasz koniec?
Wszyscy oprócz nas zginęli. Nawet Sinder i jej nienarodzone dziecko. Płaczę.
Nagle odczuwam ból, który sprowadza mnie na ziemię.
Drake owija swoją mackę na mojej szyi.
- Witaj Astrid. Nareszcie zakończymy twój beznadziejny żywot, suko. - wyrzuca ze śmiechem.
Czuję go. Każdy jego ruch, każdy puls bicza. Dusi mnie.
Sam zaczyna krzyczeć rzucając się jak szalony. Caine przygląda się temu z strachem w oczach. Ledwo spoglądam na Lanę i widzę, że umiera.
Diana zmieniła się w potwora.
W ręce trzyma cegłę i rozwala nią głowę Lany.
Tylko ona mogła być na tyle chora by zabić Uzdrowicielkę.
Diana jest opętana. Gaiaphage ją kontroluje przez ciało jej dziecka. Nikt nie odmawia swojemu dziecku dobra.
Chwilę potem zdaję sobie sprawę, że zaraz umrę.
Tak! - powtarzam w myślach. - Nareszcie.
Unoszę głowę i zauważam, że góry Santa Katrina zaczynają się trząść i rozpadają się. Wszystko, oprócz tej pustyni jest zniszczone. Wszystko. Nie ma już nic. Wielki krater i gruzy.
To mój koniec. - myślę płacząc.
Chwilę potem ból zadany przez mackę mija. Odwracam się i widzie Drake'a bez bicza. Po prostu poleciał do tyłu i się urwał. Używam mocy po czym zauważam Petera Michaela Ellisona.
Uśmiecha się do mnie i zaczyna rozwalać Drake'a na kawałki. Potwor wciąż żyje krzycząc i machając oderwanym biczem.
Sam podchodzi do niego śmiejąc się mu w kawałki twarzy i spala go swoim laserem.
To koniec?
Patrzę na Drake'a z uśmiechem. Kawałki jego twarzy spłonęły. Nie ma go.
Diana zaczyna wrzeszczeć i łapie Gaię w ramiona. Sam wyrywa się do przodu, a ja ściskam go za rękę.
- Nie. Niech załatwią to sami.
Caine rusza w stronę Diany powolnym krokiem. To ten sam Caine, którego znałam. Pewny i dumy król. Spogląda na swoją księżną i wyciąga dłonie przed siebie.
- Nie rób tego Caine! To twoje dziecko! Błagam! - wrzeszczy jak opętana.
Trochę mi jej żal. Patrzę jak Caine unosi Gaię i rzuca nią w piach i podchodzi dalej do Diany. Dziewczyna powtarza ciągle słowo 'nie' myśląc, że chce ją zabić. Brat Sama dotyka jej policzka dłonią po czym łapie w objęcia.
- Już dobrze Diano. To już koniec. - zapewnia całując ją usta.
Dopiero wtedy zauważam, że Pete dotyka ich swoim palcem. Ich ciała rozsypują się z pył.
- Bo prochem jesteś i w proch się obrócisz. - cytuję Biblię opadając na kolana.
To już prawie koniec - słyszę.
Spoglądam na Petera i widzę jak wielka postać zaczyna się przeobrażać. Chwilę potem na ziemię zstępuje mały chłopiec z blond włosami i niebieskimi jak niebo oczy.
Wygląda jak anioł. - myślę płacząc.
Kucam po czym łapię go w ramiona, a on dotyka mojego policzka.
- Przeniosę cię siostro. Przeniosę cię byś nie widziała tu śmierci. - mówi czule, a ja wyczuwam jak ciepło jego ciała przechodzi na mnie.
- Czym jesteś? - pytam przełykając łzy i licząc, że otrzymam odpowiedź.
Ostatnią rzeczą, którą widzę jest płaczący Sam, uśmiechnięty Pete i unieruchomiona Gaia.

Sekundę później ciało Astrid Ellison rozpada się na setki unoszących się światełek, które zaczęły wznosić się wyżej i wyżej w stronę pułapu kopuły.
- Żegnaj siostro. - mówi Pete i rozpada Sama Temple.
Blondyn posłał Gai zawadiacki uśmiech i ruszył w stronę potwora.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Pon 2:22, 16 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicky
Patricia A. Moore, II kreski



Dołączył: 08 Lip 2012
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świnoujście

PostWysłany: Pon 13:47, 16 Lip 2012    Temat postu:

Styl:
T1 - 2
T2 - 0

Pierwszy tekst jest zarypiasty *-* Najlepszy jest koniec, podziwiam osóbkę, która pisała. Drugi tekst jest o odrobinkę gorszy, ale jak na moich dwóch geniuszy.. dziewczyny spisałyście się świetnie.

Zgodność z tematem:
T1 - 0,5
T2 - 1,5

W tekście drugim wydało mi się wszystko bardziej dramatyczne.

Fabuła:
T1 - 1,5
T2 - 1,5

Oba teksty są świetne, ale ten pierwszy ciekawszy.

Błędy:
T1 - 0,5
T2 - 0,5

Jakże bym śmiała się o coś czepiać geniuszy xdd

Dodatkowo:
T1 - 1
T2 - 0

Oba teksty są genialne, nie mam się do czego czepiać.

Całość:
T1 - 1,5
T2 - 0,5

W drugim tekście było za bardzo dramatycznie, ale mimo to, podobało mi się. W pierwszym tekście zakończenie mnie powaliło, genialne.

RAZEM:
T1 - 7
T2 - 5


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicky dnia Nie 18:20, 22 Lip 2012, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 17:35, 16 Lip 2012    Temat postu:

STYL:
T1 - 0,5
T2 - 1,5

W pierwszym tekście bardzo spodobało mi się to, że autorka opisała całą historię z perspektywy różnych bohaterów. Drugi tekst zachwycił mnie pod względem poziomu opisów. Czułam się tak, jakbym właśnie tam przebywała.

ZGODNOŚĆ Z TEMATEM:
T1 - 1,5
T2 - 1,5

Oba teksty, jak najbardziej zgadzają się z postawionym tematem.

FABUŁA:
T1 - 0,5
T2 - 1,5

W pierwszym tekście brakowało mi trochę tego dramatycznego nastroju. Nie czułam się tak, jakby to był koniec. Natomiast w tekście drugim wyraźnie było to czuć. Przeżywałam to wszystko razem z bohaterami.

BŁĘDY:
T1 - 0,5
T2 - 0,5

Teksty napisane raczej bezbłędnie.

DODATKOWO:
T1 - 0,5
T2 - 0,5

Dałam coś i temu i temu tekstowi. Pierwszy za opisanie wszystkiego z perspektywy różnych bohaterów, drugi natomiast za świetnie opisane uczucia bohaterki.

CAŁOŚĆ:
T1 - 0,5
T2 - 1,5

Mimo tego, iż oba teksty były bardzo ciekawe i widać, że obydwie autorki bardzo się namęczyły przy ich napisaniu, to bardziej spodobał mi się tekst drugi. Może dlatego, że czuć było tą unoszącą się w powietrzu dramaturgię. No i świetnie opisane uczucia bohaterki, o czym wspomniałam już wcześniej. W pierwszym tekście zabrakło mi właśnie tych emocji i dramatycznego nastroju.

PUNKTY (razem):
T1 - 4
T2 - 7


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pon 17:40, 16 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:14, 17 Lip 2012    Temat postu:

Przeczytałam to po raz pierwszy wczoraj rano, ale kiedy już skończyłam, myślę "pier*olę, nie oceniam. Nie da się". Proszę więc mi wybaczyć, że wyszedł remis. Pojedynek geniuszy to pojedynek geniuszy. Nie moja wina, że oba podobały mi się tak samo.

STYL:
T1 - 1
T2 - 1

T1 za to, że było opisane z perspektywy różnych bohaterów. T2 za niesamowite emocje.
Oba cechowały się lekkością i płynnością, to ważne. Nie było w tym takiego czytania na siłę.

ZGODNOŚĆ Z TEMATEM:
T1 - 1,5
T2 - 1,5

Co tu dużo mówić... Apokalipsa jest? Jest. Krefff jest? Jest. Dramatyzm jest? Jest.
Czego chcieć więcej?

FABUŁA:
T1 - 1
T2 - 1

Ja tak nie potrafię - w obu było coś, co mnie zachwyciło. W jednym niektóre fragmenty podobały mi się mniej, a inne bardziej, tak samo w drugim. Przyznaję znów remisowo, bo tak: jedynka porwała mnie tą różnorodnością. Zaś dwójka też była cudowna, choćby ze względu na opis 'śmierci' Perdido Beach - bardzo dobrze napisane, powiedziałabym, że nawet lepiej niż ostateczne starcie.


BŁĘDY:
T1 - 0,5
T2 - 0,5

Nie dopatrzyłam się żadnych.

DODATKOWO:
T1 - 0,5
T2 - 0,5

Zaś remis... Ale czułabym, że skrzywdzę którąś stronę nie przyznając.

CAŁOŚĆ:
T1 - 1
T2 - 1

Co tu dużo mówić - widać, że obie się starały. Z pewnością dużo pracy, wnikliwe czytanie GONE na pewno pomogło - dobrze dobrane opisy emocji wszystkich bohaterów, nie ma jakiś niezgodności i nieścisłości co do książki. Nic, tylko się kłaniać i stukać w łeb, że ma się pojedynek z obojgiem Very Happy


PUNKTY (razem):
T1 - 6,5
T2 - 6,5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Wto 22:01, 17 Lip 2012    Temat postu:

Styl:
T1 - 1
T2 - 1

Zgodnosc z tematem:
T1- 1,5
T2 -1,5 3

Fabula:
T1 - 1,5
T2 - 0,5

Bledy:
T1 - 0,5
T2 - 0,5

Dodatkowo:
T1 - 0,75
T2 - 0,25

Calosc:
T1 - 1,5
T2 - 0,5

Punkty (razem):
T1 - 6,75
T2 - 6, 25

Nie jestem zbyt dobry w opisywaniu budowy i stylu utworów literackich, ale punkty chyba mówią same za siebie. Tekst Pierwszy jakoś bardziej przypadł mi do gustu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
Nasza twórczość
/ Pojedynki
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin