Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział I
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:35, 04 Maj 2012    Temat postu: Rozdział I

A 8 dnia, kiedy już odpoczął, Bóg stworzył ETAP.

___

[MT] Dzień 1 (1 lipca), ranek

Nea Vane odetchnęła świeżym powietrzem. Był ciepły, lipcowy dzień. Michaeltown zalały tłumy turystów.
- Pamiętaj, pilnuj Leana. Nie bawcie się zabawkami, nie gadajcie z obcymi - przykazała Emily, jej 11 letniej siostrze. Dziewczynka przewróciła oczami.
- Mówisz jak mama - pomachała siostrze, a Nea ruszyła w kierunku ośrodku sportu. "Jak mama... Która przestała mieć czas dla własnych dzieci, harując od rana do nocy na dwóch etatach", pomyślała ponuro.
Minęła rynek, obdarzając średnio zainteresowanym spojrzeniem dopiero co zamontowaną małą scenkę. "Aha! Podwyższenie dla burmistrza. Dni Michaeltown, ach tak. W końcu to już jutro. Festyn i te pierdoły".
- Cześć, trenerze - przywitała się bez entuzjazmu, wchodząc do budynku. Trener skinął jej głową. Nea przebrała się i weszła na salę. Jako, że dochodziła 9, nie było tam zbyt wiele osób. Ubrała szelki do wspinaczki i przypięła linę do szelek jej trenera. Od prawie roku przychodziła tu co tydzień, chociaż właściwie to nie musiała ćwiczyć wspinaczki. Od najmłodszych lat nie miała sobie równych w łażeniu po drzewach. Teraz korzystała z najtrudniejszych ścianek i najbardziej powykręcanych i niewygodnych podpórek.
- Minuta dziewięć sekund - oznajmił trener po pierwszej wspinaczce. - Mogło być lepiej, Nea, skup się.
Zawsze na rozgrzewkę wybierała ściankę, potem przechodziła do innych stanowisk. Zwinnie pokonała pierwsze metry i z triumfem dosięgła żółtej szarfy zawieszonej u sufitu.
- Ładnie. Pięćdziesiąt dwie sekundy. Schodzimy.
Trener poluzował nieco linę, a Nea odbiła się, by potem w kilku susach, odbijając się od ścianki, zeskoczyć na ziemię.
Po pierwszym odbiciu nagle poczuła, że nikt i nic jej nie asekuruje, że nagle zniknęło oparcie dla liny i że leci na łeb na szyję z wysokości 15 metrów. Usłyszała piskliwy krzyk kilku osób i w ostatniej chwili złapała się jedną rękę podpórki. Z bijącym sercem Nea zeszła na dół, świadoma, że brakowało bardzo, bardzo mało do tragedii.
Rozejrzała się zdezorientowana. Sala była pełna dzieciaków i nastolatków rozglądających się bezradnie w poszukiwaniu ich trenerów i opiekunów.
- Zniknęli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 20:54, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] 1 lipca, 1, ranek.

Jak zwykle, obudziły go głośne ryki lwów. Ethan przewrócił się na drugi bok, ziewając głośno i narzucając cienki koc na twarz, chroniąc się przed promieniami słońca. Mimo to, nie zasnął znowu. Zerknął na zegarek, leżący na stoliku obok jego łóżka i cicho zaklął. Było jeszcze bardzo wcześnie, a jemu już nie chciało się spać.
Usłyszał ciche krzyki żegnających się z drzwiami jego pokoju rodziców i trzaśnięcia frontowej furty, prowadzącej na podwórze.
McSyer westchnął głośno i zwlókł się ciężko z łóżka. Pierwsze kroki skierował do łazienki. Odkręcił kran i zaczął trzeć twarz mokrymi dłońmi. Wzdrygnął się - ciecz była bardzo zimna. Spryskał włosy i wyprostował się. Ku swojemu zdziwieniu zauważył, że zarówno na lustrze jak i na jego włosach pokazał się szron.
Wzruszył ramionami. Takie rzeczy się zdarzają, od bieguna do bieguna.
Mruknął parę razy do siebie, jakby na potwierdzenie własnych słów, po czym wyszedł z łazienki i skierował się do kuchni. Po śniadaniu postanowił rozprostować kości - każdego dnia, nawet przed szkołą, strzelał parę razy z procy do celu.
Gdy tylko wyszedł na zewnątrz, przywitał go głośny i niemiły dźwięk dziesiątek samochodowych alarmów.
Ethan wybiegł przed dom - rzeczywiście, stłuczka. Dwie. Nie, chwila. Trzy, cztery, pięć!
Cała ulica była zajęta przez ogromny karambol - godziny porannego szczytu.
Ale jak to możliwe... że te samochody nie mają kierowców?
McSyer złapał się za głowę. Syknął głośno i oderwał ręce - jego twarz była lodowato zimna.
Ethan popukał się lekko w czoło. Także było chłodne, nawet bardzo.
- Nikt mi nie mówił, że szkocka krew jest zimna.
Chłopak rozejrzał się. Nigdzie nie widział nikogo dorosłego. Z ogrodu zoologicznego, który znajdował się naprzeciwko domu Ethana (McSyer'owie mieszkali przy Livin Street) dobiegały go ciągle wrzaski głodnych zwierząt.
Naokoło nadal nie było żadnego policjanta, strażaka, ratownika. Nie było nawet starych, "zakurzonych" amerykańskich babć, które o tej porze kierowały się do parku, by pokarmić gołębie lub popluć na młodzież, jeżdżącą na deskorolkach i urywającą się ze szkoły.
Ethan podrapał się w głowę, nie zważając nawet nie przenikliwy chłód. Po chwili powiedział do siebie:
- To na pewno jakaś akcja reklamowa. A może jestem w ukrytej kamerze.
To dlaczego nie karmią zwierząt w ZOO? O tej porze skrzeczały tylko papugi.
Chłopak zerknął na zegarek.
Chociaż... nawet papugi powinny zostać już nakarmione.
McSyer wzruszył ramionami i postukał w szybkę zegarka.
- Jeśli się nie uspokoją do dziesiątej, idę tam.
Odwrócił się na pięcie i odszedł, żegnany jedynie przez ścieżkę lekkiego przymrozku.
Powrót do góry
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 20:58, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 1 (1 lipca), ranek

Uwielbiała to. Uwielbiała porę letnią i możliwość wystawienia choć na parę chwil twarzy na promienie słoneczne. Musiała uważać, bo opalenizna wyglądała okropnie w połączeniu z jej białymi włosami.
Domy znajdujące się na placu przy skrzyżowaniu Pierwszej Alei i King's Road były jednymi z najstarszych w Michaeltown, jako, że zaczęto rozbudowywać miasto od zatoki począwszy. Miały ogródki, tak jak prawie wszystkie domy w Michaeltown, otoczone równym żywopłotem, albo u niektórych dodatkowo - ogrodzeniem. Także dokładnie było widać, co akurat robił sąsiad. Dom Vane'ów znajdował się dokładnie przy deptaku, a okno pokoju Lacie wychodziło na zatokę.
Lacie, zwyczajowo w wakacje siedziała, opierając się o białą ścianę domu. Czasem wychodziła na chwilę z cienia, odrywając się od "Gry o Tron" i spacerowała po ogródku. Lubiła zerkać z ciekawością do sąsiadów. Mieszkała tam czarowłosa Sophie, która chodziła z Lacie do szkoły - jednak nie znała jej dość dobrze.
Nagle z domu wyszła Dianthe - jej matka. Lacie uśmiechnęła się do niej, unosząc wzrok znad książki. To po niej odziedziczyła swoją delikatną urodę i białe włosy. No i dwie lewe ręce.
- Nie musisz się uczyć w wakacje. - spojrzała na nią karcąco.
- Nie uczę się. - odparła Lacie i na dowód uniosła książkę do góry, odwracając okładkę w stronę Dianthe. - Poza tym ja prawie nigdy się nie uczę.
W końcu mogła odpocząć od konkursów kółek zainteresowań. Uczęszczała prawie na wszystkie w szkole, bo nigdy nie mogła się zdecydować na jedno.
Dianthe spojrzała w górę i uśmiechnęła się.
- Niedługo wraca tata - powiedziała cicho.
- Dokładnie na Dni Michaeltown - mruknęła Lacie. - Wspaniale.
W tej chwili kręcąca się niedaleko Rosemary rzuciła się w stronę Dianthe i objeła ją w pasie.
- Tata wraca. - wymruczała, wtulona w koszulę mamy. - Ciekawe, czy znów mi coś przywiezie.
Lacie uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do lektury. Chwilę potem usłyszała śmiech Dianthe, zamierający w połowie.
Spojrzała ze zdumieniem na tulącą powietrze Rose.
Dziewczynka odwróciła się w jej stronę, otwierając oczy. Lacie wstała i rozejrzała się.
- Nie...
- Puffnęła. - szepnęła cicho Rose. - Naprawdę, nie kłamię. Ja nigdy nie kłamię. Tylko w sprawie pączków, ale wczoraj to ty je zjad...
Lacie wybuchnęła śmiechem, nie zwracając uwagi na siostrę.
- Ja pierniczę, zniknęła. - opadła na trawę i zaczęła się histerycznie śmiać. - Zniknęła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:18, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 1 (1 lipca), ranek

Wciąż nieco roztrzęsiona Nea rozejrzała się po sali, przytrzymując spodenki. Hak, który oderwał się od szelek w pasie rozpruł szew w spodniach, kiedy zlatywała. "Najgorsze jest to, że przez ułamek sekundy chciałam użyć TEGO... Nigdy nie próbowałam użyć TEGO na sobie".
- Hej, gdzie oni są? Poznikali nagle? Magiczna sztuczka?
"Oby to nie była moja sprawka. OK, paranormalne zdolności zdołałam przełknąć. Swoją, ten, no, telekinezę. Tak to się nazywa. Ale zniknięcie wszystkich, to..."
- Piętnaście lat - wyszeptała dziewczyna koło niej.
- Hm?
- Mój brat był tu ze mną. Tydzień temu miał 15 urodziny. Byliśmy też z kolegą, on z kolei miał wczoraj. To nie przypadek - mamrotała.
"Całkiem logiczne", pomyślała Nea, mierząc dziewczynę uważnym spojrzeniem. Była wysoką i szczupłą blondynką o wrednym uśmiechu.
- Lynette Weiss. Ale mówią mi Lyn.
- Nea Vane - ruszyły do szatni, gdzie Nea pospiesznie zdjęła roztargane ubranie i przebrała się w normalne ciuchy.
Wyszły na zewnątrz i obie oniemiały. Karambol. Pełno porozwalanych aut, wyły alarmy, gdzieś lekko płonął jakiś samochód, dogaszany przez dwie nastolatki. Nea usiadła na krawężniku, ukrywając twarz w dłoniach.
Lyn wybuchnęła histerycznym śmiechem.
- Wariactwo.
Nea spojrzała na skręcającą się ze śmiechu Lyn.
- Jesteś nienormalna - po czym również wybuchnęła zaraźliwym, histerycznym śmiechem. Po kilku sekundach ochłonęła.
- Moje rodzeństwo!
Pobiegła sprintem w kierunku Livin Road, roztrącając zdezorientowane dzieciaki, ignorując wyjące alarmy i krzyki z jakiegoś domu, gdzie ktoś najwyraźniej gasił mały pożar.
Nea odetchnęła z ulgą, po 5 minutach, zobaczywszy, że Emily i Leander bawią się w spokoju w ogrodzie. Zdążyła zrobić kilka kroków, kiedy coś wybuchło, a siła eksplozji rzuciła ją kilka metrów dalej.
"Gaz".

__
Robimy ofiary śmiertelne?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pią 21:27, 04 Maj 2012    Temat postu:

[Poprawczak] Dzień 1 (1 lipca), ranek

Nerine Devein siedziała w sali od matematyki z skrzywioną miną. Dopiero co chwilę temu włączyła swoją moc by przyśpieszyć lekcje, a już przestała działać. Nauczyciel przestał krzątać się po sali jak mrówka w mrowisku. Po prostu czas zaczął płynąć swoim tempem.
Dziewczyna wyciągnęła się i spojrzała na zegarek.
"Siedem minut. Szlag. Spowalnianie idzie mi lepiej"
Brunetka spojrzała na swój zeszyt. Jak zwykle miała oszczędne notatki. Nienawidziła matmy, szkoły i tego miejsca. Musiała chodzić do szkoły w wakacje. Denerwowało to ją.
"Cholera. Akurat jutro jest ta cholerna wycieczka do Zoo. Jak zwykle ja nie mogę iść za złe zachowanie. To po prostu chamskie"
Dziewczyna położyła głowę na zeszycie i zaczęła wyklinać w myślach na opiekuna.
-Nerine, przestaniesz wreszcie się wydurniać i zaczniesz notować? - mruknął stary matematyk
Podniosła głowę i jeszcze raz spojrzała na zeszyt po czym chwyciła długopis. Uwielbiała rysować w zeszytach. Było to lepsze od marnowania długopisu na nudne notatki. Brunetka zaczęła pomału szkicować rysunek. Pięć minut później był już gotowy. Narysowała matematyka powieszonego na szubienicy.
"Jak miło. Fajnie byłoby gdyby został powieszony"
Wtedy To zaczęło się dziać.
Nerine jakby uprzedzona jakimś głosem podniosła głowę w ostatniej chwili pobytu pana Turents'a w poprawczaku. A potem zniknął.
Puff.
Została po nim tylko kreda.
Mało kto zauważył zniknięcie. Chwilę potem kilka osób podniosło głowy znad ławek, a kilka wychyliło się w bok by zobaczyć zrzuconą kredę - zawsze zostawała opcja, że matematyk zmienił się elfa lub przybrał postać kredy.
-Neri, co jest? - zapytał Neah jakby dopiero co się obudził.
Dziewczyna wtedy zauważyła, że piętnastoletni Dean, który z nią siedział też zniknął.
Wszyscy zaczęli milczeć. Po chwili cisza została zastąpiona szeptami uczniów pytających czy nauczyciel wyszedł. Szepty zmieniły się w dyskusję i wrzawę. Nerine uśmiechnęła się nonszalandzko po czum podniosła się z ławki. Powoli i z dumą szła w stronę miejsca z którego zniknął nauczyciel. Spojrzała na kredę i uśmiechnęła się mrocznie po czym zdeptała kredę. Dziewczyna splotła ręce na piersiach i skrzyżowała nogi po czym odchyliła się do tyłu by oprzeć się plecami o tablicę. Powiodła wzrokiem po klasie wyszukując wśród znanych jej twarzy Deb, Neah'a, Chantal'a i Travis'a. Wtedy zauważyła, że nie tylko Dean zniknął. Zignorowała to i uniosła dumnie głowę oraz uśmiechnęła się diabelsko.
-Wygląda na to, ze komuś się zniknęło - odparła z dumą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:43, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 1. (1 lipca), ranek
Srebrny mercedes poruszał się uliczkami Michaeltown. Za kierownicą wozu siedziała Annie Richardson – nieoficjalnie, jeden z największych piratów drogowych tego miasta.
-Ciociu, zwolnij! - pisnęła Hayley z tylnego siedzenia.
-Daj spokój mała! Nie mam zamiaru tak się ślamazarzyć jak reszta tych pseudokierowców. Pamiętaj kochanie, jak już będziesz robić prawo jazdy, możesz liczyć na moją pomoc.
-Z pewnością skorzystam kiedy będę chciała szybko uderzyć w jakieś drzewo. - mruknęła pod nosem rudowłosa.
Effy zaśmiała się. Siedziała obok cioci Annie i widziała jak ta wyprzedza kolejny samochód. Nie zwalniała nawet na zakrętach, a znaki drogowe traktowała raczej jako wskazówki, niż jako coś, czego trzeba przestrzegać.
Czarnowłosa spojrzała na siostrę, która z obrażoną miną gapiła się w swój nowy telefon i pisała sms-y do jednej ze swoich przyjaciółek. Hayley miała ich mnóstwo i Effy nigdy nie pamiętała ich imion. Sama nie miała ani jednej nawet dobrej koleżanki, z którą mogłaby pogadać. No cóż. Od zawsze ceniła sobie samotność.
Dziewczyna ponownie skupiła się na drodze. Mijały właśnie posterunek policji. Ciotka trochę zwolniła jednak nadal utrzymywała dosyć wysoką prędkość.
-No nie! - krzyknęła z tyłu Hayley. Effy odwróciła się i napotkała spojrzenie zielonych oczu.
-Co się stało?
-Nie ma internetu! - Hayley wciąż wpatrywała się w ekran telefonu.
-Straszne. - powiedziała z sarkazmem. - Prawda ciociu?
Effy spojrzała na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedziała jej ciocia. Fotel kierowcy był pusty. Ciotka zniknęła, a samochód wciąż jechał z zabójczą prędkością.
Dziewczyna szybko przesiadła się na jej miejsce. Drzwi od tamtej strony były zamknięte. Niemożliwe, żeby nagle tak po prostu wysiadła z samochodu. Effy spojrzała na drogę. Z naprzeciwka właśnie nadjeżdżał kolejny samochód - jak szybko zauważyła – również bez kierowcy. Wcisnęła hamulec i mercedes z piskiem zaczął zwalniać.
-Boże, co się dzieje?! - krzyknęła z tyłu Hayley.
Effy zignorowała ją. Chwyciła za kierownicę i skręciła w prawo unikając zderzenia. Mimo to nie przewidziała kolejnej przeszkody. Ostatnie co usłyszała to ogromny huk. Auto uderzyło w drzewo, a Effy z krzykiem poleciała do przodu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:51, 04 Maj 2012    Temat postu:

[Poprawczak] Dzień 1, ranek
Deborah rozkładała się właśnie na krześle, zmieniając piosenkę, gdy nauczyciel zniknął.
Tłumaczył coś – Deb od początku lekcji miała w uszach słuchawki starannie schowane za włosami, więc nie wiedziała o czym mowa – i nagle go nie było. Akurat w tej chwili Deborah podniosła głowę, żeby zorientować się, czy nauczyciel się na nią nie gapi.
Zdążyła mrugnąć, a gdy otwierała oczy już go tam nie było. Patrzyła się tępo w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Wydawało jej się, że zaraz wejdzie przez drzwi i powie „Fajna sztuczka, nie?” Kubek, który trzymał w ręce roztrzaskał się w drobny mak.
Nerine wyraźnie to zignorowała.
- Wygląda na to, ze komuś się zniknęło – powiedziała.
Wtedy Deborah zaczęła klaskać. Przez chwilę ta wiadomość do niej nie docierała, ale teraz była przejrzysta: nauczyciela nie było. Nie było!
Pisnęła.
Na korytarzu stopniowo narastały hałasy.
- Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam tu siedzieć – mruknęła, zgarnęła swoje rzeczy, wyciągnęła z kieszeni wykałaczkę i włożyłą ją do ust. – Wygląda na to, że nie tylko Turents się zmył.
Minęła Nerine i wychyliła się za drzwi, słuchając rozmów.
- Nie ma ich.
- Zniknęli.
- Co się z nimi stało?
- Je*ać to, ważne, że ich nie ma.
Z powrotem weszła do klasy. Dużo osób zdążyło się już skotłować obok wejścia. Nie ufała ludziom, ale akurat teraz spojrzała prosto na Nerine. Lubiła ją.
- Trzeba sprawdzić gdzie są najbliźsi dorośli. Automaty są blokowane, ale w pokoju dla nauczycieli jest chyba normalny telefon, nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 22:05, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] 1 lipca, 1, przedpołudnie.

Ethan złapał się za głowę. Nauczył się już ignorować całkowicie chłód - temperatura prawie w ogóle przestała mieć dla niego znaczenie.
Może jestem chory?
McSyer zerknął na zegarek. Dziesiąta.
Odchrząknął lekko i zerknął na otwartą bramę i karambol. Większość samochodów już zgasła - w końcu zabrakło im paliwa.
Raźnym krokiem skierował się do domu - wziął plecak, spakował parę kanapek i butelkę oranżady, po czym wyruszył w daleką podróż - do ZOO, znajdującego się parę metrów od jego furtki.
Gdy przekroczył bramę ogrodu zoologicznego, mandryle krzyknęły radośnie. Ethan zignorował je i przeszedł na tyły ZOO - znajdowały się tam magazyny. Wybrał parę większych wiader i zaczął roznosić jedzenie zwierzętom. Na szczęście, teren ogrodu nie był zbyt duży, a do tego znalazł odpowiednie instrukcje, wywieszone w oszklonej tabliczce na ścianie. Wyczytał z nich które zwierzaki mają jeść ile i kiedy.
Po skończonej pracy odetchnął z ulgą i przegryzł coś. Postanowił trochę porozmyślać o nowej sytuacji. Wypił trochę oranżady.
Ciekawe, gdzie się wszyscy podziali. Wszyscy dorośli.
Zauważył parę dzieciaków, biegających po ulicy jak szalone kangury.
Wzruszył ramionami i uniósł butelkę znowu do ust. Tym razem nic z niej nie wyleciało.
Ethan warknął cicho i postukał się oranżadą w głowę - butelka i zawartość całkowicie zamarzły.
Wściekły na siebie i nową, nieznaną umiejętność, rzucił napój przed siebie. Uderzył o ścianę z głośnym trzaskiem.
McSyer prychnął i wyszedł na zewnątrz, wynosząc ze sobą wiklinowy fotel kierownika ogrodu zoologicznego. Usiadł na nim przed wejściem, kierując twarz ku niebu. Przymknął oczy.
Zasnął, odprowadzany cichym i spokojnym pomrukiem najedzonych lwów.
Powrót do góry
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 22:13, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 1 (1 lipca), ranek.
Lacie właśnie półleżała na trawie, zanosząc się histerycznym śmiechem, gdy jej uwagę odwrócił głośny pisk opon, odgłos uderzenia i krzyk.
Zerwała się w jednej chwili i podbiegła do żywopłotu. Stanęła na palcach i wyjrzała na ulicę.
Samochód uderzył w jedno z drzew rosnących przy ulicy.
Lacie zostawiła Rose i wybiegła przez furtkę na zewnątrz. Tak, bieganie było jedyną czynnością którą lubiła w WF-ie. Mimo to i tak potknęła się po drodze (równej) i prawie wywaliła. Zaklęła szpetnie i obeszła samochód. Przyjrzała się naprawdę mocno wgniecionej masce i na wpół rozbitej szybie.
I dziewczynie z głową tkwiącą w odłamkach szkła.
"Pewnie nie żyje."
Jakby na zaprzeczenie jej słów dziewczyna jęknęła.
Nagle z tylnego siedzenia wygramoliła się ruda dziewczyna. Przyłożyła sobie rękę do czoła.
- O Boże, O Boże.
Lacie zagryzła wargę, po czym machnęła na przyglądającą się wszystkiemu z chodnika czarnowłosej sąsiadce.
Sophie szybko znalazła się przy niej i nic nie mówiąc pomogła jej wyciągnąć jęczącą dziewczynę, która w połowie drogi do domu zemdlała.
Zaniosły ją do salonu w domu Lacie i położyły na kanapie.
Rose szybko przyniosła z łazienki apteczkę i podała ją Lacie. Hayley siedziała w fotelu, spoglądając na nie z niepokojem.
- Czy naprawdę myślisz. - warknęła Lacie. - Że jeśli owinę jej łeb bandażem, to to zniknie?
Wskazała na rozciętą głowę. Rose opuściła głowę.
- Przepraszam. - zreflektowała się Lacie.
Rose spojrzała na nią.
- A więc zrób TO.
- Co?
Spojrzała na nią porozumiewawczo.
- TO, co zrobiłaś z moim kolanem dwa dni temu. - podwinęła sukienkę i pokazała jej nogę. - A cała skóra prawie zeszła.
Lacie zacisnęła usta.
- Nie.
- Dlaczego?
- To było chore. Nienormalne. I zdawało się nam.
Rose roześmiała się.
- Przecież widziałam, jak moja rana się zagoiła. W pięć minut.
Lacie westchnęła, odgarnęła sklejone krwią włosy dziewczyny i przyłożyła ręce do jej głowy. Poczuła delikatne mrowienie.
- Udowodnię ci, że to wszystko było iluzją.
- Miałam szczęście, ze siedziałam z tyłu. - opowiadała zszokowana Hayley. - Nagle nasza ciocia zniknęła! W jednej chwili kierowała, a...
- Moja mama też zniknęła! - wtrąciła się Rosemary.
Sophie nie odezwała się, wpatrując się w Lacie.
- Przepraszam, co ty robisz?
Lacie patrzyła z przerażeniem na nieprzytomną dziewczynę.
- Jak ona ma na imię?
- Effy. - odparła Hayley nieufnie.
- Rose, mówiłam ci. - powiedziała Lacie łamiącym się głosem. - Że...
Rose nachyliła się nad Effy i spojrzała radośnie na Lacie.
- Głupia, krew znika.
Po piętnastu minutach Lacie oderwała ręce od dziewczyny. Czuła się cholernie źle i była zmęczona.
Sophie uklękła przy Lacie i otworzyła szeroko oczy.
- Nie wiem jak to zrobiłaś, ale rana całkowicie zniknęła.
Słaba Lacie wstała i usiadła na jednym z foteli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chihiro
Johnatan Yashimoto, III kreski



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:26, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 1 (1 VII), ranek

Desiree wstała rano, a nie tak jak zwykle po południu, obudzona przez miauczenie Doga. Jej labrador jak zwykle leżał na jej łóżku ochoczą machając ogonem i wydając dźwięki bardziej przypominające miauczenie kota, niż szczekanie. Des wiedziała, że jej pies oczekuje, że weźmie go na spacer. O tej porze...
- Daj mi spokój - rzuciła do swojego psa, odwracając się do niego plecami. Ten jednak nie przestał jej nękać i zaczął trącać ją nosem. Dziewczyna posłała mu oburzone spojrzenie. - Jesteś psem! Powinieneś dbać o dobro swojej pani, a do tego na pewno nie zalicza się budzenie jej tak wcześnie!
Mimo tych słów wstała z łóżka. Widząc to, pies zaczął latać dookoła niej jak szalony, podczas gdy Desiree narzuciła na siebie jakieś ciuchy, założyła plecak i chwyciła za smycz. Rzuciła jeszcze okiem na terrarium z ogromną tarantulą i po chwili namysłu wyjęła ją z niego. Delikatnie włożyła ją do rozległego kaptura bluzki. Wiedziała, że jej pieszczotka stamtąd nie ucieknie, choć potrafiła.
Des wraz z psem zbiegła na dół. Jej tata był już na nogach. Obrzucił córkę lustrującym spojrzeniem.
- Nie za wcześnie jest, aby ubierać już spodenki? - zdziwił się. Potem spojrzał na psa. - Zabierasz Doga na spacer? - Jego imię wymówił lekko rozbawionym tonem, jakby nadal nie mógł uwierzyć, że pies może mieć takie imię.
Desiree pokręciła głową.
- Zamierzam, trochę posiedzieć w parku, żeby Dog się wybiegał. Może to sprawi, że da mi spokój z tym budzeniem chociaż na parę dni - stwierdziła błagalnie, wlepiając oczy w sufit. Mogłoby się wydawać, że mówiła to bardziej do kogoś w niebie, a nie do swojego ojca.
Pan Blanche westchnął. Zerknął na zegarek wiszący na ścianie.
- Muszę być za godzinę w pracy. Pół godzinki piechotą... Chyba nie zaszkodzi jak przejdę się z tobą, prawda?
Desiree posłała mu podejrzliwe spojrzenie. Jej tata był zanadto uprzejmy. A był taki tylko jeśli coś chciał. Niestety Des nie mogła go spławić. Już parę razy tak postąpiła i zawsze kończyło się to sprawdzeniem jej plecaka, a dzisiaj nie mogła sobie na to pozwolić. Nie chciała, żeby tata znalazł tam jej ulubionych ostrych nożyczek, noża oraz małej klatki w której trzymali Megan-tarantulę, gdy była mała. Des wzięła tą ostatnią rzecz na wypadek znalezienia jakiegoś interesującego zwierzaka, który nadawałby się do zrobienia sekcji.
- No to idziemy? - spytała wesołym głosem tatę, zapinając Dogowi smycz. Pan Blanche kiwnął głową, zarzucił marynarkę, która prędzej była powieszona na krześle, i razem z córką wyszedł.
Przez jakiś szli w milczeniu - ona tańczącym krokiem, on chodem poważnego biznesmena. Nie dało się nie zauważyć różnicy między ich charakterami nawet w tak prostej czynności.
Gdy byli już tylko ulicę od parku ojciec otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Ale nie zdążył. Bo już go nie było.
- Tato? Tato! - Des rozglądała się za nim, ale nigdzie go nie dostrzegła. Przecież jeszcze przed chwilą był obok niej! Nie mógł od tak zniknąć...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chihiro dnia Pią 22:28, 04 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pią 22:35, 04 Maj 2012    Temat postu:

[Poprawczak] Dzień 1 (1 lipca), ranek

-Trzeba sprawdzić gdzie są najbliźsi dorośli. Automaty są blokowane, ale w pokoju dla nauczycieli jest chyba normalny telefon, nie?
Nerine spojrzała na Deborah trochę zdziwiona.
-Telefon? Oni tam mają lodówkę, telewizor i chyba komputer. Mam nadzieję, że nie chowają się tam z kamerami by potem wysłać rodzicom filmy jak niektórzy demolują szkołę - mruknęła i pociągnęła koleżankę w stronę schodów.
-Myślisz, że to jakaś sztuczka?
-Nie wiem co myśleć. Dokładnie widziałam jak znikał. Nie było światła, ani mignięcia, ani cholera nic! Z tego co widzę, to szkoła zatrudnia emerytowanych magików czy co?
Dziewczyny dotarły do pokoju nauczycielskiego. Brunetka szybko otworzyła drzwi na oścież. Nikogo nie było, a telewizor pokazywał jedynie zakłócenia. Nerine spojrzała na pokój zdziwiona i opadła na kanapę na której kilka chwil temu siedzieli nauczyciele.
-Co się kur** dzieje? To przecież niemożliwe!

[MT] Dzień 1 (1 lipca), ranek. - Echo

Echo Devein spojrzała na matkę, która właśnie grała na skrzypcach Dla Elizy Beethowena.
-Wychodzę z Glenem na spacer! - krzyknęła dziewczyna i wybiegła z domu.
Od początku wakacji nie widziała się z Glenem. Nie wiązało ich nic więcej oprócz przyjaźni. Żadnej niespodziewanej miłości, zauroczeń albo podrywów. Zwyczajna przyjaźń.
Echo pobiegła szczęśliwa na Tweed Street. Przy tej ulicy stało jego mieszkanie. Nerine zadzwoniła dzwonkiem. Dyng. Z mieszkania usłyszała czyiś głos mówiący by poczekała. Wtedy usiadła na schodkach do domu i spojrzała na ulicę. Wtedy to się stało. Babcie i wszyscy inni dorośli zniknęli. Wszyscy.
Puff.
Widziała twarz kierowcy, a potem go nie było. Kraksa po kraksie. Wrzaski i piski. Wtedy wyszedł Glen.
-Mój ojciec zniknął! - wrzasnął
Echo spojrzała na niego zdziwiona.
-Nie tylko on...
-Boże, co tu się dzieje?! Gdzie jest mój ojciec?
Wtedy Echo poczuła wielki smutek.
-Nie, to nie może być prawda! Na pewno gdzieś wyszli! Musimy iść do mojego domu!
Kilka minut później weszli do mieszkania Develinów. Nikogo nie było. Ani ojca przy papierach, ani matki przy skrzypcach. Zniknęli. Echo nie wierzyła w to co widziała. Nagle po policzkach spłynęły jej słone łzy. Zaszlochała. Jedyną osobą oprócz niej i Glena były jej kotki - Alice i Abyss, które zaczęły miauczeć.
-To.. nie.. nie może być pra-pra-prawda! - wyszlochała Echo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:48, 04 Maj 2012    Temat postu:

[Poprawczak] Dzień 1, ranek
- Wygląda na to, że teraz wszystko jest możliwe – mruknęła Deborah.
Nerine skakała po kanałach, ale za każdym razem widziała to samo – śnieg.
Deb podeszła do nowoczesnego telefonu stacjonarnego z kolorowym wyświetlaczem – ”Oczywiście, oczywiście, nasze są stare, brudne i można przez nie gadać o ustalonych porach przez piętnaście minut, ale kogo to obchodzi?!” – i wystukała numer matki. Widziała się z nią tydzień temu, stąd wiedziała, że na pewno jest w domu. Miała opracować nowy plan czegośtam i dostała kilka wolnych dni.
- Nie ma sygnału.
Zgarnęła ze stołu broszurkę pizzerii i wybrała numer.
- Nie ma sygnału.
Zdenerwowana zadzwoniła pod 911.
- Nie ma sygnału! – powtórzyła po raz trzeci, rzucając słuchawką o podłogę. – Nawet pod 911!
Nerine popatrzyła na nią jak na idiotkę.
- Pod 911 zawsze jest sygnał.
- NIE MA – krzyknęła, a potem odetchnęła głęboko.
Przesiadły się o kilka krzeseł. Jakiś laptop był uruchomiony. Nerine kliknęła w ikonę Mozilli Firefox.
- Cholera, nie działa – mruknęła.
Deborah głośno przełknęła ślinę, by chwilę później wybuchnąć histerycznym śmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:16, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] park, dzień 1 (1 lipca), ranek
Dan Hempel siedział na ławce w parku. Sam, obok wszystkich. Rysował coś w swoim szkicowniku. Tkwił w odosobnieniu dłuższy czas. Obserwował trochę innych, rysował, zapisywał. Nie przepadał za tym gorącym okresem, wszystkimi ludźmi.
Patrzył się w odległy kierunek. Bawiące się dzieci, dorosłych wokół. Jakaś młoda kobieta w podążała w jego kierunku. Na pewno chciała się zapytać o drogę, atrakcje turystyczne, cokolwiek. Dan nie zwracał zbytnio na nią uwagi, ale przyglądał się jej by ona tego nie widziała. Była szczuła, młoda, miała niebieskie oczy i być może była z ukochanym. Zapatrzył się w kartkę. Już dawno powinna być koło Dana i wypytywać o różne rzeczy, ale jej nie było.
"Co jest?"
Nie mogła zmienić kierunku. Chłopak na pewno by ją widział, przynajmniej jej długie czarne włosy. Cokolwiek. W parku nie było nikogo dorosłego. Zaniepokojony wstał, spakował szkicownik i książkę.
Przechodził się przez park dobre kilkanaście minut. Nie było żadnych dorosłych. ŻADNYCH! Usiadł na innej ławce. Słyszał dochodzące dźwięki stłuczek. Coś było nie tak.
- To pewnie jakiś żart. Chory żart.
Zagłębił się dalej w lekturze. Czekał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pią 23:32, 04 Maj 2012    Temat postu:

[Poprawczak] Dzień 1 (1 lipca), ranek.

Dziewczyna zaczęła chodzić po pokoju jak oszalała. W głowie kłębiło jej się wiele myśli i pytań. Na żadne z nich nie znała odpowiedzi. Nagle coś sobie przypomniała.
-Deb, chyba mamy większy problem - powiedziała ze smutkiem - W oknach mamy siatki, drzwi są na kod, a za budynkiem mamy trzymetrowe ogrodzenie z drutem kolczastym!
Deborah spojrzała na nią zdziwiona. Po czym przeklęła.
Nerine zaczęła obmyślać w myślach plan ucieczki z tego miejsca. Zaczęła żałować, ze tu trafiła.
-Jedna z nas musiałaby nożami rozwalić siatkę, a potem zejść na dół w jakiś sposób. U woźnego powinna być siekiera. Wtedy mogłabym rozwalić drzwi, a potem jakoś poradzić sobie z ogrodzeniem. Może udałoby się nam wyłączyć prąd. Wtedy wszystko było by łatwiejsze...
Wtedy do pokoju wpadł Neah.
-Słuchajcie, mamy problem.
Dziewczyny spojrzały na niego.
-Wiele dzieciaków zaczyna się bić. Robi się nieprzyjemnie.
-Kurde, świrują już. Co robimy Deb?

---

[MT] Dzień 1 (1 lipca), ranek - Echo

Dziewczyna po dziesięciu minutach pozbierała się i spojrzała na Glena.
-Co teraz?
-Nie wiem. Na prawdę to dziwne.
-Może pójdźmy do parku? Pewnie jest tam wiele wystraszonych dzieci a może i ranni?
Chłopak przewrócił oczyma.
-Dobra, ale na większą pomoc ode mnie nie licz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pią 23:33, 04 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:41, 04 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 1 (1 lipca), ranek
Jej umysł był bombardowany tysiącem głosów. Effy skrzywiła się i zatkała uszy.
"Zamknijcie się wreszcie." - pomyślała.
Niczego nie pamiętała od momentu kiedy uderzyła w drzewo. Tylko ten huk i ogromny ból. Przyłożyła rękę do miejsca, w które uderzyła głową. Pod palcami nie wyczuwała żadnej rany. Normalna, zdrowa skóra.
-Co jest? - mruknęła i otworzyła oczy. Ujrzała nad sobą zapłakaną twarz Hayley. Niesamowite, ta dziewczyna była zaledwie rok młodsza, a zachowywała się jak dziecko.
-Żyjesz!- pisnęła i przytuliła siostrę.
Effy wstała i rozejrzała się. To na pewno nie było wnętrze ich zmasakrowanego samochodu. Była w czyimś domu. Zauważyła, że oprócz Hayley znajdowała się tu również 7-letnia blondwłosa dziewczynka i dwie dziewczyny w jej wieku. Jedna o ciemnej karnacji i tak samo ciemnych włosach oraz druga - siedząca na fotelu dziewczyna o bladej cerze i wręcz białych włosach.
Lacie naprawdę ją wyleczyła. Nawet nie widać tej strasznej krwi na jej czole. - usłyszała w swojej głowie dziecięcy głosik.
Effy zamrugała i spojrzała na dziewczynkę z niedowierzaniem. Nawet nie otwierała ust. Wszyscy w milczeniu się jej przyglądali.
-Naprawdę żyjesz - powtórzyła po Hayley ciemnowłosa. - Jestem Sophie, to Rose, a ta dziewczyna, która przed chwilą uratowała ci życie to Lacie. - wskazała na siedzącą na fotelu postać.
-Dziękuję - powiedziała Effy - Mam wobec ciebie dług.
Lacie uśmiechnęła się przyjaźnie i Effy niepewnie odwzajemniła uśmiech.
Nigdy nie była rozmowna, a teraz na usta cisnęło jej się mnóstwo pytań.
-Jak bardzo byłam...- szukała odpowiedniego słowa -...pokiereszowana?
-Myśleliśmy, że nie żyjesz. To cud, że teraz możesz z nami tak spokojnie rozmawiać! - odezwała się Sophie.
Effy mruknęła coś niewyraźnie i spojrzała w oczy Lacie.
-Jak udało ci się mnie wyleczyć?
To nie było do końca normalne... - to na pewno był głos Sophie. Effy nie miała co do tego wątpliwości. Głos wydawał się odległy i trochę niewyraźny, ale to był jej głos. Tyle, że Sophie niczego nie mówiła.
-Ja... sama nie wiem jak to zrobiłam. Przyznam, że to było trochę dziwne. - odezwała się Lacie.
Ciemnowłosa przycisnęła dłoń do czoła i zaczęła je powoli masować.
-Coś nie tak? Źle się czujesz? - Hayley znalazła się przy siostrze.
-Nie, wszystko gra. - mruknęła -Może powinniśmy wyjść i zobaczyć co się dzieje w mieście? Może być więcej rannych. Nie tylko nasza ciotka wypuffowała. Sprawdźmy park, jest chyba najbliżej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin