Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VI
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:40, 07 Cze 2012    Temat postu:

[GV] 7, 7 (sob), ranek
Deborah obudziła się, zaparzyła mocną kawę i przysiadła obok Nerine.
- Po pierwsze musimy zdecydować, czy to będzie bezpośredni atak czy zimna wojna o której mówił Kage – zaczęła. – Jeśli atak, to… no cóż, mają dość sporo silnych… hm, odmieńców. Musielibyśmy zgarnąć poprawczakowych, zabrać dużo broni i benzyny. – uśmiechnęła się na samą myśl Michaeltown stojącego w płomieniach. – Jeśli wybierzemy zimną wojnę, to wiesz, musimy jednak zająć elektrownię, zostawić tam kilku ludzi, w jakiś sposób odciąć prąd od MT i zacząć ich szantażować… Możemy połączyć jedno z drugim, najpierw zająć elektrownię, zostawić tam ludzi, wjechać do MT, porozumieć się przez krótkofalówki, odłączyć prąd i wtedy przeprowadzić atak.
Westchnęła głęboko, wzruszając ramionami.
- Nie wiem jak ty to widzisz, bo pewnie już ułożyłaś jakiś plan.
Nerine pokiwała głową i uśmiechnęła się złośliwie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Czw 18:41, 07 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:00, 07 Cze 2012    Temat postu:

[Michaeltown] Dzień 7 (7 lipca), przed południem

- Matson - powiedziała Nea do dziewczyny, kiedy szły w kierunku jej domu. Toby dreptał niepewnie z tyłu. - Niespotykane imię.
- A Nea to niby spotykane w każdej małomiasteczkowej podstawówce? - zapytała ironicznie fioletowowłosa. Po chwili ciszy dodała: - To nazwisko. Na prawdę mam na imię Idunn.
- Idunn? Wiesz, że w mitologi nordyckiej to...
- Tak, wiem - przerwała jej niecierpliwie - bogini wiosny. Ale nie mów mi Idunn. Nigdy.
- Alternatywą jest tylko nazwisko?
- Wolę je niż to durne imię - mruknęła Matson - a wszystkie ksywki jakie mi nadawano były do dupy.
Doszły do początku Livin Street. Kilkaset metrów dalej majaczyła brama zoo.
- To tu. Hej, Lacie!

[Dom Nei] W tym samym czasie - Idunn Matson

Dwie dziewczyny były swoimi totalnymi przeciwieństwami, przynajmniej z wyglądu. Nea była opalona i miała proste, czarne włosy. Lacie, którą Matson kojarzyła z przemówienia na placu, miała prawie białe, falowane włosy i była dość blada.
Mimo to fioletowowłosa od razu dostrzegła subtelne podobieństwa. Kształt ich oczu przypominał orzech, obie miały też łagodne rysy twarzy.
- Lacie Vane. Kuzynka - przedstawiła się białowłosa.
- Matson - mruknęła dziewczyna, ignorując podaną jej rękę.
- Matson mówi, że wie, gdzie mieszka Echo.
- Słuchaj, ta Echo to siostra Nerine.
- Kogo?
- Nerine Devein. Postrach poprawczaka.
Obie dziewczyny spojrzały na nią zaskoczone.
- Mieszkałam w Grantville - wyjaśniła niechętnie. - Zwiałam zanim zaczął się Nowy Świat. Tam wszyscy się znali. Nie było osoby, która nie kojarzyłaby ludzi z poprawczaka. Wszyscy się ich bali.
- No, w każdym razie sądzę, że ona maczała w tym place - Lacie zawahała się przygryzając wargę. - Sądzę, że trzeba zwołać jakąś małą naradę. Może być tutaj?
- Pewnie - mruknęła Nea. - Dobra, po kogo mam iść?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Czw 20:03, 07 Cze 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 7, (7 lipca [sobota]), ranek.

Nerine uśmiechnęła się złośliwie i uniosła głowę.
- Zawsze mam plan. - odpowiedziała. - Ale plusik Deborah, bo dobrze myślisz! Mój plan jest podobny, ale zawiera więcej szczegółów. Tak czy inaczej zamierzam zacząć wojnę pod osłoną nocy. Najpierw jednak musimy pochować trupy...
Deborah skinęła głową.
- ... I moją siostrę. - zakończyła.
Szatynka spojrzała na swoją koleżankę wyraźnie zdziwiona.
- Co? Czy ona...? - zaczęła.
- Oh, nie! Echo żyje. Chodzi mi o pochowanie żywcem. - odpowiedziała. - Po prostu musi wyglądać, że umarła. Zwołamy ludków, wrzucimy nasze trupki, a Echo pochowamy w trumnie jak na siostrę Władczyni przystało. Po jakimś czasie ją odkopiemy i tyle.
Hinner wypluła kawę na stół i przetarła usta krztusząc się.
- Ona przecież się udusi!
- Ależ nie. Chyba pora podziękować panu Turentsowi. - szepnęła. - Trumna powinna mieć wymiary 192, 62 i 43 cm. Mnożąc to i sprowadzając do dwóch liczb po przecinku powinno nam wyjść 6,45 metrów sześciennych. Więc teraz wystarczy obliczyć ile tlenu znajduje się w powietrzu w tych 6,45 metrach. Tak więc 6,45 to nasze 100%. x to ilość tlenu czyli 20%. x = 20% * 6,45m / 100% = 1,296 metrów sześciennych tlenu. Człowiek na godzinę zużywa 0,2 metra sześciennego tlenu. Tak więc 0,2 metra to 1 godzina, a 1,296 metra to x. x = 1,296m * 1h / 0,2m = 6,48 h. Wynika z tego, że w trumnie starczy tlenu na 6,48 godziny. Jeżeli chcę przeliczyć to na minuty to wystarczy 60 minut czyli godzinę podzielić na 100 cm. 60 / 100 = 0,6 minuty. Więc jedna setna godziny to 0,6. Mamy 48 setnych czyli 0,6 * 48 = 28,8 minuty. W zaokrągleniu w trumnie starczy tlenu na 6 godzin i 29 minut.# - zakończyła.
Chwilę w pomieszczeniu panowała cisza po czym Nerine zaśmiała się.
- Tak, jestem psycholem.

# Pozdrowienia dla pani Z, która wbiłam i te głupoty do łba. Choćby w RPG się przyda.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 20:15, 07 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 21:09, 07 Cze 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei] Dzień 7, (7 lipca), przed południem.

- Echo i Glen odpadają... - wymamrotała i zastanawiała się przez chwilę. - Gwen, która pomagała mi najbardziej w szpitalu, ten, jak on miał... Freddie powinien być w remizie. Wiesz, ten, co jego ojciec był strażakiem i zaoferował pomoc, bo często tam bywał. Te bliźniaki, Isa i Monty. Ci rudzi, co się McDonalds'em zajmują i wydają jedzenie. Powiedz im, by zostawili oczywiście kogoś na straży.
Nea kiwnęła głową.
- Ok, a ty?
- Znajdę szybko Sophie i Warpa. Zgarnę też coś z domu. - wymamrotała i wybiegły razem z domu, zostawiając w nim nowo poznaną Matson.
Niecałe dziesięć minut później znalazła się w parku. Zajęło jej to więcej czasu niż myślała, ponieważ wywaliła się (jak zwykle) po drodze i rozwaliła sobie kolana, które musiała uleczyć. Sophie i Warpa zauważyła bardzo szybko. Siedzieli na ławce, nieco niewyraźni. Lacie stanęła nad nimi i położyła ręce na ich głowach.
- Kac, co nie? - westchnęła. Po chwili nieco się ożywili i zapewne głowy przestały im boleć.
- Lacie. - Warp spojrzał na nią z fascynacją. - Z tobą można pić ile się chce.
- Taaa. - mruknęła. - Warp, mój osobisty niewolniku, skocz do mojego domu. Wiesz, co masz wziąć, prawda? - obrzuciła go groźnym spojrzeniem. - NO IDŹ.
Wracając wraz z Sophie, natknęła się także na Ethana, śpiącego na ławce. Starając się go nie obudzić, uleczyła jego rany, które sam zadał sobie poprzedniego wieczoru, czego nadal nie mogła pojąć. Zastanawiała się przez chwilę, po czym szturchnęła go lekko. Powinien wiedzieć o wszystkim co działo się w mieście.

*pół godziny później*

Lacie stała w salonie, trzymając w dłoni wielki worek. Na kanapie siedzieła Sophie z Warpem i Ethan, który po paru namowach zgodził się przyjść, jednak nadal traktował ją chłodno. Niecałe pięć minut potem do domu wpadła Nea, prowadząc ze sobą najważniejszych mieszkańców Michaeltown. I tych najbardziej zaangażowanych, pomagających im najbardziej i przejmujących się losem dzieci.
Gwen rzuciła się na nią. Lacie poklepała ją po plecach, uśmiechając się.
- Sorki, że zniknęłam. - wymamrotała i kazała jej usiąść w fotelu. Reszta rozsiadła się na podłodze, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Chodzi o mutantów? - zapytał Freddie. - I te napisy?
- Nie... - odparła niepewnie Lacie i spojrzała pytająco na Neę. Tamta przewróciła oczami. - Chodzi mi o powód przetrzymywania mnie w piwnicy Nerine Devein.
- Jakiej Nerine? - zapytała biedna, niepoinformowana Isa. Jej brat parsknął śmiechem.
- Tej co rządzi Grantville. Podobno.
- No tej. - warknęła zirytowana Lacie. - Miałam pomóc im w wojnie z Michaeltown.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy na Uzdrowicielkę.
- Jakiej wojnie?
- Szukali byle pretekstu. Najpierw było "porwanie" przez nas Deborah, potem... Sama nie wiem, ale chyba się nudzą.
- Niedługo zabraknie jedzenia. - wycedziła Nea. - A my mamy bawić się w wojnę z bandą niewyżytych psycholi?
- Z pomyloną przywódczynią, która myśli, że skoro ma Grantville w garści to wszystko jej wolno. Ona na serio ma nie po kolei w głowie. Wlazła mi do piwnicy, drąc się że jestem zieloną buką i próbowała mnie udusić na dodatek.
- Zaraz, ale dlaczego my? - zapytała Gwen, uśmiechając się miło.
- Od dziś możecie się nazywać tymczasową radą MT powołaną przez Uzdrowicielkę, bla, bla, bla. - przewróciła oczami. - Sama z Neą nic nie zdziałam, co nie? A wracając do tematu. Odbito mnie wczoraj i uszkodzono parę osób, przy czym Nerine w tym momencie nie było w domu, a może i Grantville. Jak już powiedziałam, tylko szukają pretekstu do wojny. No i go dostali. Nie będą brali pod uwagę tego, że przecież to oni zaczęli, porywając Uzdrowicielkę. Według moich domysłów jeszcze dzień i dwa, a potem kłopoty. - westchnęła i przerwała. - Tylko jak. Jeśli postanowią zaatakować, to będziemy musieli się bronić.
- Tam są młodzi kryminaliści! - powiedziała żałośnie Isa. - Umieją się bić. Na pewno.
- Taaa. - mruknęła Lacie. - Z góry jesteśmy na przegranej pozycji. Mamy Neę, Ethana i Uzdrowicielkę, czego chcieć jeszcze? Jednak oni też się pomutowali. - skrzywiła się, po czym wysypała zawartość worka na ziemię. Wszystkie pistolety, kastety i inne rzeczy które zabrała z komisariatu walały się po podłodze. - Wygrzebcie stąd krótkofalówki i starajcie się je mieć przy sobie, przynajmniej na te parę dni. A jeśli chodzi o moce, to mają dziewczynę władającą ogniem. Wiem, bo mnie podpaliła skubana. Jest Kage, jednak nie wiem czy ma moc, tak czy siak jest dość niebezpieczny. Ale nie ma go w Grantville aktualnie. No i jest Nerine.
Ethan uśmiechnął się złośliwie.
- Wiedziałem, że to potężna mutantka. - mruknął, a Nea spojrzała na Lacie zdziwiona.
- Nie żartuj...
Uzdrowicielka wyszczerzyła się triumfalnie.
- Tak, Devein manipuluje czasem. Oh, nie, nie skacze w przeszłość i przyszłość. Po prostu spowalnia i przyśpiesza. - powiedziała beznamiętnie. - Zapamiętajcie to. Możecie od niechcenia powiedzieć innym. Plotki czasem się przydają, a Nerine nie będzie taka niepokonana, gdy inni dowiedzą się o jej małym sekrecie.
Schyliła się i sięgnęła po krótkofalówkę. Przez chwilę napawała się widokiem ich zdumionych min, po czym parsknęła śmiechem, siadajac na podłodze.
- Tak czy inaczej mamy mało czasu, a ja zdaję się na Neę. Jeśli będzie chciała negocjować, to ok. Jeśli coś nam zrobią - odpłacimy im się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 21:14, 07 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 21:45, 07 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 7, 7 lipca, przedpołudnie.

Ethan prychnął.
- Odpłacimy im się, jeśli coś nam zrobią? Jeśli zrobią nam coś teraz, to pewnie już nas zabiją.
McSyer popatrzył po obecnych.
- Jeśli porwanie Uzdrowicielki i fałszywe oskarżenia o przetrzymywanie tej Deborah to dla nas za mało by postawić jakieś ultimatum albo odgryźć im się chociaż raz, to zaczniemy działać, kiedy Nerine Devein będzie strzelała do nas razem z resztą Grantville.
Ethan chrząknął.
- Więc, nie przyłożę ręki to tego waszego udawania, że nic się nie stało i nic się nie dzieje.
McSyer wstał z kanapy.
Lacie powiedziała spokojnie:
- Ethan, przesadzasz...
Chłopak prychnął.
- Przecież ja zawsze przesadzam, zapomnieliście? Racja, nic się nie dzieje. Grantville to nasi najlepsi przyjaciele.
McSyer przewrócił oczami i wyszedł z domu.
Podszedł do niego Sonic.
- Coś postanowili?
- Nie pytaj.
- Racja. Przecież i tak wiem, że nic.
Ethan kiwnął głową.
- I znowu nie mam nic do roboty.
Niebieskowłosy wzruszył ramionami i odszedł w jedną z bocznych uliczek.
Dzięki za radę.
McSyer znalazł się w parku, przy fontannie. Usiadł na krawędzi, nogi spuszczając do nieczynnego już od tygodnia miejsca na wodę. Oparł się plecami i podłużną kulę z oczami i zamknął oczy.
Powrót do góry
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Czw 22:48, 07 Cze 2012    Temat postu:

[Bunkier] Dzień 6, noc

- Co my tu robimy? - zapytał podirytowany Allen. Kage wskoczył do okopu, idąc w stronę włazu prowadzącego do wnętrza bunkra.
- Przez ostatnie cztery dni Luke przenosił wszystkie bronie z elektrowni w to miejsce. - odparł swobodnie Usagi. Następnie razem z Westem podnieśli właz i po kamiennych schodach weszli do bunkra.
- Bo kto by pomyślał aby zaglądać do opuszczonego bunkra, prawda? - zapytała Katherine, pochylając się do przodu z rękoma skrzyżowanymi za plecami.
- Dokładnie Kat.
Kage spojrzał na jej rozpromienioną twarz, po czym potargał jej lekko włosy.
Gdy wszyscy już znaleźli się w środku Kage zawołał.
- Allen zablokuj właz. Bez zrzędzenia. Luke, otwórz wejście do tunelu. Kat, ty mi pomożesz w ładowaniu tego na taczki - zarzucił pokrowiec z kataną na plecy. - Aby prowadzić wojnę potrzebujemy broni, prawda?
Ciekawe jak ona sobie radzi?

[MT, dojo Yukiego] Dzień 7, przedpołudnie - Amai Usagi

To miejsce należało do starszego brata.
Uklękła na macie, siadając na piętach. Położyła dłonie na kolanach, rozglądając się na wszystkie strony.
- Więc tak to wszystko wygląda. To tutaj Yuki zarabiał na utrzymanie naszej dwójki. Podczas gdy my...
Dziewczyna rozpłakała się, spuszczając głowę tak aby opadła jej na twarz niewielka grzywka kasztanowych włosów. Jej włosy sięgały obecnie do ramion. I to nie wszystkie.
- On to przewidział, prawda? Shin no Kami-sama?!?
Zerwała się na równe nogi i ruszyła biegiem w stronę mieszkania Nei Vane.
Muszę ostrzec Lacie!

[MT] Dzień 7, przedpołudnie

Chłopak wszedł w ciemną uliczkę, tuląc do piersi niewielki plecak. Gdy znalazł się w ślepym zaułku. Rozejrzał się podejrzliwie wokoło, po czym wyjął z plecaka butelkę whisky.
- Tu mnie nikt nie zauważy - odparł wesoło do siebie, przykładając butelkę do ust.
Wtedy Kage przypuścił atak, zeskakując na niego z balkonu pobliskiego mieszkania. Zanim tamten zdążył zareagować Usagi wbił ostrze katany w krtań tamtego. Obrócił chłopak butem na brzuch i wbił miecz w jego lewy bok trafiając w serce.
Kucnął przy tamtym, wyjmując mu z pleców ostrze i wycierając je o spodnie tamtego. Siedział obok wykrwawiającego się chłopaka, mierząc mu puls, w oczekiwaniu na zgon.
Ciekawe jak Nerine zareaguje na wiadomość od Luke'a.
Wiedział, że ucieszy się widząc 39 karabinów maszynowych, stanowiących całe uzbrojenie elektrowni atomowej. Jednak Japończyk nie mógł wyzbyć się uśmiechu, wyobraziwszy sobie jej minę, gdy ta usłyszy o jego samodzielnym wypadzie.
- No trudno, panie trupie. Będzie co najwyżej zła - odparł do martwego ciała chłopaka, podnosząc się na równe nogi.
Schował ostrze i wyjął z kieszeni długą szpilę, na której zawieszono kartkę z napisem: Witaj w domu Sailor Moon. Z drugiej strony pozostawił zapisaną po japońsku wiadomość dla siostry.
Wbił ją między żebra trupa i podniósł się na równe nogi.
Chowając katanę do pokrowca, ruszył bocznymi uliczkami w stronę swojej zaplanowanej kryjówki.
Najpierw poszukają w dojo. Potem wszędzie roześlą patrole.
Dobrze, że znam tu jeszcze kogoś.

Nie miał co wracać do mieszkania z balkonem.
Leżały w nim trupy dwóch dziewczyn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Pią 12:19, 08 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pią 8:23, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Dom Nei] Dzień 7 (7 lipca) przedpołudnie

Chwilę obserwowali odchodzącego Ethana.
- On ma rację. - Sophie przerwała ciszę. - Mało narobili nam kłopotów? Niesłuszne oskarżenia i jeszcze porwanie ciebie, Lacie? - spojrzała na przyjaciółkę. - Musimy im się odpłacić. Nie możemy stać bezczynnie i czekać, aż nas pozabijają.
Dziewczyna wstała i ruszyła w stronę drzwi.
- Zaraz przyjdę. Muszę się przebrać. - wskazała na swoje poplamione od wina ubranie. - Przyprowadzę Emily i Rose. - powiedziawszy to, wyszła z domu przyjaciółki i skierowała się w stronę swojego domu.
Kiedy znalazła się przy drzwiach, lekko je popchnęła i po cichu weszła do środka.
- Kto tam? - usłyszała głos Rose, który dobiegał z salonu.
Sophie weszła do pomieszczenia.
- To ja. - uśmiechnęła się szeroko.
,,Tylko się nie rozbecz.''
- SOPHIE! - Emily krzyknęła i podbiegła do siostry.
- Też tęskniłam, kochanie. - wzięła siostrę na ręce i mocno ją przytuliła.
- Udało się? - spytała Rose.
Sophie postawiła Emily z powrotem na ziemię i odwróciła się w stronę dziewczyny.
- Tak. - mruknęła i ruszyła w stronę schodów. - Idę się przebrać, a później pójdziemy do domu Nei.
Poszła schodami na górę i weszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i przez chwilę leżała nieruchomo.
,,Jak dobrze leżeć w swoim łóżku, a nie na jakiejś twardej ławce.''
Kiedy o tym pomyślała, odrazu przypomniał jej się wczorajszy wieczór.
- O cholera. On mnie pocałował. - Sophie zrobiła zdziwioną minę. - Muszę porozmawiać z Lacie.
Szybko przebrała się w [link widoczny dla zalogowanych]*, [link widoczny dla zalogowanych]* i [link widoczny dla zalogowanych]* Zeszła na dół i skierowała się w stronę salonu.
- Możemy ruszać.

*pięć minut później*

Wszyscy siedzieli w salonie i głośno dyskutowali. Kiedy przyszła razem z Emily i Rose, głosy ucichły i spojrzały w ich stronę.
- Rose. - powiedziała Lacie i podeszła do siostry. Uklękła przy niej i objęła ją w pasie. - Tęskniłam, siostro.
Sophie razem z Emily usiadła przy Warpie.
- I co? Już coś postanowiliście?
Lacie weszła do kręgu utworzonego przez dzieciaki i usiadła.
- Jedni mówią tak, drudzy tak. A ja zaraz zwiariuję. - mruknęła i spojrzała na zaniepokojoną Sophie. - Coś się stało?
- Musimy porozmawiać na osobności. Ale to później. Mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż po... - uświadamiając sobie, co chciała powiedzieć, przyłożyła rękę do ust. - Nieważne, później ci powiem.


* Zdjęcia ubrań. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pią 8:39, 08 Cze 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:35, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 7 (7 lipca), przed południem

Nea uderzyła ręką w stół.
- To do niczego nie prowadzi. Sami się zaplątaliśmy. Nie wiemy, czy mamy się przygotowywać do obrony Michaeltown, czy zacząć planować atak na Grantville czy szukać Echo i Glena.
Spojrzała po pozostałych.
- Rose, Emily, idźcie się pobawić na dwór - powiedziała Sophie cicho. Kiedy dziewczynki wyszły, Nea powiedziała:
- To już nie jest zabawa. Żarty się skończyły, sprawa zaczyna być poważna. Ale chyba w głębi duszy zdawaliśmy sobie z tego sprawę już od początku, prawda?
Zebrani pokiwali smętnie głowami.
- Cóż, od zawsze powszechnie było wiadomo, że nastolatkowie najłatwiej dostosowują się do nowej sytuacji.
- Co proponujesz? - zapytała Lacie po chwili ciszy.
- Nie wiem. Muszę to wszystko przemyśleć. Wszyscy musimy.
Lacie spojrzała na nią zaskoczona. Nea zawsze pierwsza rwała się do działania i nigdy nie chciała niczego przemyśleć na spokojnie.
"Teraz musimy mieć na względzie większe dobro".
- Proponuję ponowne spotkanie się za godzinę. Głowa mi pęka no i chcę iść szukać Echo. Możecie tutaj zostać, jeśli chcecie - rzuciła i razem z milczącą Matson ruszyły w kierunku wskazywanym przez fioletowowłosą.
Cicho weszły do domu. Meble były zdemolowane, ekran telewizora roztrzaskany. Dywaniki na schodach zjechały na dół, jakby ktoś siłą wlekł kogoś po schodach.
Przeszukały dom, ale prócz rzeczy Echo i Glena nie znalazły właściciela.
- Porwanie. Próbowali walczyć - oświadczyła ponuro Nea, kiedy upewniły się, że w piwnicy nie ma ich trupów. Chwyciła stojącą w kącie puszkę farby i stary pędzel. Nie odpowiadając na pytające spojrzenie Matson, wyszła przed dom i na frontowej ścianie napisała zielonkawą farbą:
NIE WCHODZIĆ. DOM GROZI ZAWALENIEM!
Potem bezceremonialnie wrzuciła puszkę do domu. Zamknęła dom kluczem zawieszonym na gwoździu przy ścianie.
- Wracamy. Echo i Glena nie ma w mieście.
"Nerine, żeby porwać własną siostrę?"
- Namyśliłaś się już w sprawie ataku?
- O tak - szepnęła nienawistnie Nea. - Tym razem przegięli - dodała, złowrogo rozprostowując palce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pią 10:24, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Dom Nei] Dzień 7 (7 lipca) przed południem

Kiedy Nea razem z Matson poszły poszukać Echo i Glena, Sophie podeszła do Lacie i złapała ją za rękę.
- To możemy pogadać? - szepnęła.
- Tak, oczywiście. - Lacie uśmiechnęła się. - Chodźmy do ogrodu.
Kiedy wychodziły z domu, Sophie zauważyła, że Warp obserwuje je z zaciekawieniem. Kiedy już znalazły się w ogrodzie, usiadły obok siebie na trawie.
- To o co chodzi? - spytała Lacie.
- Chodzi o wczorajszy wieczór. - zaczęła niepewnie Sophie. - Fakt, upiliśmy się i to bardzo, ale to nie o to teraz chodzi.
- A o co dokładnie?
- Chodzi o to, że Warp mnie pocałował.
Lacie zrobiła zdziwioną minę i wybuchnęła chisterycznym śmiechem.
- Warp? Nasz Warp? - dziewczyna nie mogła przestać się śmiać.
- Tak, tak mi się wydaje. Nie wiem, może sobie coś ubzdurałam.
- Nie, niczego sobie nie ubzdurałaś. Widzę, jak on na ciebie patrzy. - Lacie puściła oko do Sophie. - Nie lubię go. Porwał mi przyjaciółkę.
Sophie zaczęła się śmiać.
- Nie bój się. Nigdy ci jej nie porwie. - uśmiechnęła się do Uzdrowicielki.
- Chodźmy do domu. Trzeba się zająć tymi wszystkimi dzieciakami. - powiedziała Lacie i wstała z ziemi. Sophie zrobiła to samo i obie ruszyły w stronę drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 12:14, 08 Cze 2012    Temat postu:

[Grantville] 6 lipca, Dzień 6, późne popołudnie

Alyssa podjechała do wyjazdu.
-Ej! Zakaz wyjeżdżania! - krzyknął jeden ze strażników.
-Jakoś za dużo osób wjechało i wyjechało stąd. - odpowiedziała.
Zauważyła napis.
"Skontaktuj się z... Czyli zaraz pewnie kogoś wezwą..."
-Wiecie co? Nie obchodzi mnie zakaz! - krzyknęła Alyssa.
"A co mi tam?!"
Użyła swojej mocy na jednym strażniku. Krzyknął i chwilę później upadł na ziemię.
Dziewczyna poczuła zmęczenie, ale to nie mogło jej przeszkodzić.
-No to co, wypuścisz mnie, czy mam co zrobić to samo? - powiedziała do drugiego strażnika, wyraźnie przestraszonego.
-Jee... - zająkał się chłopak. - Jedź.
Alyssa skinęła mu głowa i wyjechała z miasta.

[MT - dom Alyssy] 6/7 lipca, Dzień 6/7, noc

Dziewczyna weszła do swojego domu.
-Hej! Jesteś?! - zawołała.
Jej siostra się nie odezwała.
-Lily! - krzyczała dziewczyna.
Pobiegła na górę, przeszukała cały pokój siostry.
Dziewczynki nie było.
Ale Alyssa była za bardzo zmęczona, by dalej szukać.
Poszła spać.

[MT - dom Alyssy] 7 lipca, Dzień 7, przed południem

Alyssa wstała z łóżka.
Spojrzała na zegarek, zbliżała się 11:30.
"Długo spałam."
Wzięła szybki prysznic.
Ubrała się w niebiesko - białą sukienkę w paski i niebieskie trampki. Włosy szybko uczesała i zaplotła warkocz.
Zjadła szybko płatki i mleko, a potem poszła szukać siostry.
Przeszukała cały dom, ale Lily nie było.
"Boże! Jestem idiotką. Tchórzliwą, nieodpowiedzialną idiotką. Jak mogłam wyjechać do Grantville?! Zaatakować Warpa. Potem uciec kiedy tylko zaczęły się kłopoty z rannymi. Jak mogłam?!"
Schowała twarz w dłonie.
"Co ja zrobiłam?! Jestem taka głupia! Co się ze mną dzieje?"
Złapała torbe i włozyła do niej butelkę wody, dwa jabłka, do połowy opróżnione opakowanie leków przeciwbólowych i pistolet.
Wyszła z domu i zamknęła go na klucz. Żeby nikt nie wszedł i go nie zdemolował.
"Wojna niedługo się zacznie. Muszę pomóc tutaj. W Michealtown."
Postanowiła, że przeprosi Warpa za to co mu zrobiła. I zaoferuje pomoc walce, która pewnie nie długo się rozpocznie.
Bez zastanowienia ruszyła szukać "tych ważnych".

Dopiero teraz się skapnęłam, że mamy dwie poboczne o imieniu Lily. Very Happy
Jedna moja, a druga Effy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:25, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 7 (7 lipca), południe

Sophie przywlokła z powrotem niezadowolonego Ethana i całe zebranie, powiększone o Matson znów zebrało się w domu Nei. Brakowało tylko Lacie.
Druga Vane zaś opowiedziała o tym, co z Idunn zastały w domu Echo.
- Myślicie, że na serio jej własna siostra porwała ją do Grantville? - spytała Sophie. Nea ponuro skinęła głową.
- To chyba najlepszy sygnał, że nie możemy czekać z założonymi rękami aż Grantville wpadnie tutaj i rozpieprzy pół miasta - warknął McSyer.
- Byliby do tego zdolni?
- Zdecydowanie. Połowa ludzi stamtąd zna się świetnie na broni. Oni wymordują połowę miasta, w czasie, gdy my nawet nie będziemy się mogli ruszyć, bo spowolni nas Nerine. W tym czasie drugą połowę spali ta Hinner - warknęła Vane. Nea przepełniona furią z beznadziejności ich sytuacji zaczęła bębnić pięściami o stół. Przerwała, gdy zorientowała się, że pod sufitem zaczęły fruwać wazony i bibeloty z kominka.
- Sorry - mruknęła. Wciąż niezbyt się kontrolowała. Niepewnie uniosła rękę i przedmioty zygzakiem pofrunęły na swoje miejsce. Matson spojrzała na nią zafascynowana. Mimo, że Michaeltown raczej wiedziało o umiejętnościach Nei, prawie nikt nigdy nie otrzymał na to realnego dowodu. Dziewczyna zakaszlała, dziwnie zmęczona.
- Myślę, że największym problemem nie są ludzie z bronią - zastanowił się Ethan. - Tylko mutanci.
- Zróbmy listę.
Zgarnęła ze swojego pokoju jakiś pusty notes i długopis.
Na pierwszej stronie napisała wielkimi literami GRANTVILLE.
- Nerine Devein, chronokineza - dyktował McSyer.
- Chro... co?
- To nazwa tych jej kombinacji z czasem.
Nea wzruszyła ramionami i pisała dalej.
- Deborah Hinner, pirokineza.
"Debilne nazwy".
- Ktoś jeszcze?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:47, 08 Cze 2012    Temat postu:

[GV] 7, 7, ranek - Barbie
Barbie szła ulicami Grantville z dłonią w ręku.
Dzieciaki odsuwały się jej z drogi – bez broni była niebezpieczna, a co dopiero z nią.
Słyszała wiele plotek na temat Nerine Devein. Znała dziewczynę z widzenia, w poprawczaku chodziła z nią na kilka zajęć. Nie sądziła, że ta może przejąć władzę w mieście. Budziła powszechny strach, po tym jak niejaki Kage odciął jednemu dzieciakowi palce. Władze Grantville były znane wszystkim.
Devein, Richardson, Usagi, Hinner, Malone, Brind.
Ostatnio do miasta przyjechały dzieciaki z Michaeltown, które ponoć miały odbić Lacie Vane, która została więziona w piwnicy. „WTF?” Słyszała też, że Devein była wściekła z tego powodu i chciała wypowiedzieć Michaeltown wojnę.
Barbie uśmiechnęła się szeroko.

[GV] W tym samym czasie
- Biedna Echunia - zaśmiała się krótko Deborah. – Lepiej żeby nie rzucała się w tej trumnie, bo jeszcze zabraknie jej powietrza.
- Tym razem pożałuje – podsumowała Nerine. – Zobaczymy, jak sobie poradzi zakopana w ziemi.
Ktoś zadzwonił do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka. Deborah rozpoznała Barbie, dziewczynę, która chodziła z nią na matematykę, biologię i kilka innych przedmiotów. Siedziała za trzy morderstwa z premedytacją.
- Cześć – rzuciła. – Podobno szykujecie niespodziankę dla MT.
- Nie twój interes – syknęła Nerine, patrząc na nią nieufnie.
Barbie wzruszyła ramionami.
- Może i nie, ale przydadzą wam się ludzie, którzy umieją strzelać – zaczęła. – A tak się składa, że to ja reprezentuję poprawczakowych.
Nerine nie zdążyła odpowiedzieć - drzwi znowu się otwarły. Luke wjechał do środka z taczką przykrytą kilkoma kocami. Spod jednego wystawała lufa uzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 13:14, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei] Dzień 7, (7 lipca), południe.

Nie zdążyły wejść do domu, gdy Lacie usłyszała swoje imię. Odwróciła się gwałtownie.
- Amai!
Zasapana dziewczyna oparła dłonie na kolanach, oddychając ciężko. Lacie podbiegła do niej i położyła dłoń na jej głowie. Zauważyła, że nie sprawia jej to już żadnych problemów i z łatwością mogła 'leczyć' zarówno swoje, jak i innych zmęczenie.
Amai wyprostowała się.
- Co się stało?
- Kage zrobił to specjalnie. Nie wziął mnie ze sobą, abym zrobiła mu na złość i ci pomogła. - powiedziała dziewczyna.
Lacie wpatrywała się w nią nic nie rozumiejąc. A potem obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem.

* dwie godziny później *

Nie stawiła się na zebranie. Rozesłała za to patrole, po przeszukaniu dojo. A teraz stała na cmentarzu z Amai przyglądając się jak trójka chłopców zakopuje ciała. Chłopaka z poharataną krtanią znaleźli pierwszego. Trup był świeży, więc szybko przeszukali całą pobliską okolicę. I znaleźli dwie martwe dziewczyny w jednym z mieszkań.
Lacie odwróciła wzrok, gdy zakopali pierwszą ofiarę. Bynajmniej nie dlatego, że nie lubiła widoku trupów. Po prostu łopata wzbudzała w niej niezwykle radosne odczucia i zachciało jej się śmiać.
- Lacie...
Uzdrowicielka przypomniała sobie o kartce, którą ściskała nadal w dłoni, dotychczas nawet na nią nie zerkąwszy. Zerknęła na nią. Po jednej stronie widniały japońskie znaki. Wzruszyła ramionami, odwracając ją i zesztywniała.
"Witaj w domu Sailor Moon"
Po dwóch minutach Lacie podała ją Amai.
- Druga strona jest dla ciebie, jak podejrzewam. - wycedziła. - A Kage jest jeszcze gdzieś w Michaeltown.
- Albo i go nie ma. - powiedział jakiś chłopak, dochodząc do nich. Był to Percival, wysoki chłopak dowodądzy strażą patrolującą ulice. Jako jeden z nielicznych potrafił dobrze strzelać. - Wokół miejsca zbrodni nikogo nie było. Prócz trupów tych dziewczyn oczywiście.
Lacie zacisnęła pięści.
- Szukajcie dalej! - krzyknęła błagalnie. - Daruję porwanie mnie, jednak nie daruję bezsensownego zabijania niewinnych osób. Grantville się doigrało. - dokończyła i chwyciła Amai za ramię. - Sama poszukam, jesteście do niczego.
Nic nie rozumiem. NIC.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pią 13:15, 08 Cze 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pią 13:32, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Dom Nei] Dzień 7 (7 lipca) południe

Podczas gdy Nea razem z Ethanem spisywali mutantów z Grantville, Sophie poszła do kuchni i usiadła przy stole. Zauważyła, że Brandon wstaje z fotela i rusza w jej stronę.
,,Jeszcze tego tu brakowało.''
- Coś się stało? - spytał, siadając na krześle naprzeciwko Sophie.
- A co miało się stać? - dziewczyna wywróciła oczami i zaczęła pukać nerwowo palcami o blat stołu.
Brandon niepewnie położył swoją rękę na stole i przybliżył ją do dłoni Sophie. Dziewczyna spiorunowała chłopaka wzrokiem.
- Co ty robisz? - wstała i zaczęła chodzić po pomieszczeniu.
Chłopak obserwował każdy ruch Sophie.
- Coś cię ugryzło?
- Zamknij się! - krzyknęła i zobaczyła, że wszystkie osoby przebywające w salonie odwracają się w stronę kuchni.
Sophie ruszyła do salonu i usiadła koło swojej siostry.
- Wiesz, że mam kotka?
- Skąd?
- Lisa mi go dała. - powiedziała radośnie Emily.
,,Lisa. Lisa. Lisa. Lisa. Lisa. Ona coś knuje.''
- Później mi go pokażesz, dobrze?
Sophie rozejrzała się po zebranych osobach. Kiedy popatrzyła na Warpa, ten uśmiechnął się do niej szeroko.
,,Ciekawe, czy pamięta.''
Odwzajemniła uśmiech.
- Wiecie, gdzie się podziewa Lacie?
Wszyscy zebrani pokręcili głowami przecząco. Sophie wywróciła oczami i podeszła do Nei i Ethana.
- Macie już wszystkich?
- Nie, nie znamy większości. - zaczęła Nea. - Mamy Deborah i Nerine. Znasz może kogoś?
Sophie zaczęła intensywnie myśleć.
- Niestety nie. Ale myślę, że mamy więcej osób z nadprzyrodzonymi mocami.
Nea kiwnęła głową, złożyła kartkę na pół i schowała ją do kieszeni.
- Czy ktoś umie dobrze posługiwać się pistoletami?
Zgłosił się Ethan, Warp i Brandon.
- No to nie za wiele. - Nea odwróciła się w stronę trójki chłopaków. - Nauczycie pozostałych? Mamy trochę broni.
- Nie ma sprawy. - zaczął Warp. - To nie jest takie trudne, jak się wydaje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:42, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 7, po północy – Lisa.
Lisa wyszła z domu tak szybko jak do niego weszła. Postanowiła wrócić do mieszkania Sophie by poinformować dziewczynki o tym, ze wszystko jest w porządku.
Po ciuchu otworzyła drzwi i przemknęła do salonu. Dziewczynki spały na kanapie, a na ekranie telewizora leciały napisy. Wyłączyła go i wzięła z kuchni kartkę i długopis. Napisał na nim, swoim zwyczajnym pismem:
Nie przejmujcie się. Wszyscy są cali i zdrowi. Wasze siostry nie przejmują się zbytnio wami, bo wiedzą, ze jesteście odpowiedzialne.
Bądźcie ostrożne. Pewnie jutro po was wpadną.
Lisa
P.S. Pożyczam kurtkę.
Być może na wieczne oddanie.

Położyła ją na stoliku w salonie i przykryła je kocem, który leżał w kącie pokoju.
– Dobranoc. – wyszeptała i wyszła na zewnątrz.
„Cóż, nocą można dowiedzieć się o wiele, wiele więcej.”
*jakiś czas później*
Przechadzając się po parku zobaczyła śpiąca Shopie w objęciach…
„Cholera, Lisa skup się.
Wirp?
Nie.
Wurp?
Nie.
Wypr?
Nie.
Worp?
Nie.
WARP!”

Później śpiącego na oszronionym chodniku Ethana. Je uwagę przykuły ledwo widoczne w świetle latarni słowa napisane kredą.
Pokuta. Nie przeszkadzać.
Nie dokarmiać mutanta.

„Och, wow! Jakie to słodkie.”
Wróciła do domu i ustawiła budzik na wczesną porę. Wiedziała, że jutro będzie miała dużo informacji.

[MT] Dzień 7, późny ranek – Lisa.

Lisa była już gotowa do wyjścia. Zjadła śniadanie i ruszyła w stronę domu Nei.
„ Michaeltown jest rządne krwi.
A okazuje się, że mogę mieć jej bardzo dużo.”

*przed południem*
Będą już na miejscu ostrożne schowała się w krzakach obok otwartego okna. Wysłuchała wszystkiego. Wiedziała już co się świeci. Echo nie ma. Warp i Shopie się całowali. Właściwe była na tym zebraniu tyle, ze nikt nie wiedział o jej obecności. Sprawdzając czy nikogo nie ma. Ostrożnie wymknęła się. Wróciła do domu i na trzech kartkach napisała, jak zwykle tym samych charakterem, którym rozpowszechniała informacje:
Witajcie!
Myślicie, że to już koniec wieści? Nie, to zdecydowanie początek.
Nasza kochana Uzdrowicielka wyszła z piwnicy! Alleluja?
Szykuje nam się kolejny gorący romans. Sophie i Warp. Przecież nie ma to jak całować się w nocy i spać na ławce w parku? Prawda? Och, i jeszcze alkohol. Wino było dobre?
Gorąco.
Natomiast chłopiec z lodu pokutuje w parku. Ethan, przecież uratowałeś swoją miłość. Nie zasmucaj się.
Echo przepadła jak echo. Pani przedszkolanka porwana przez swoja siostrę?
Sztukuje się wielka wojna. Grantville vs. Michaeltown. Kto wygra?
Nie tylko tutaj są mutanci. Dziewczynka z zapałkami bawiąca się ogniem oraz ktoś kto podobno manipuluje czasem. Nic pewnego.
Dlaczego nikt o tym jeszcze nic nie wie?
Czyżby chcieli to przed nami ukryć?
Oj nie ładnie, nie zapominajcie - ściany mają uszy.
Patrzę,
JA

Po czym zgięła je i podpisała JA. Rozniosła je po mieście, jak zwykle uważnie. I usiadła na ławce w parku.
„Ciekawe kto pierwszy zapuka do ich drzwi?’


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A. dnia Pią 14:50, 08 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin