Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział V
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 21:28, 27 Maj 2012    Temat postu: Rozdział V

Rozdział V otwarty. Zachęcam do pisania oczywiście. ;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:19, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Michaeltown] Dzień 5, przed południem - Tony

Tony cały czas celował do Jenny. Odłamki szkła wbiły mu się w rękę, jednak nie przejmował się tym. Nienawidził tej blondwłosej idiotki. Zawsze działała mu na nerwy, więc wolał ją zwyczajnie ignorować.
- Wynoś się! - wrzasnęła.
Dan próbował coś powiedzieć, jednak Jenny sięgała już po kolejną szklankę. Tony miał zamiar wystrzelić i przestraszyć dziewczynę, ale Effy go uprzedziła. Krzyknęła i rzuciła się na Jenny. Przycisnęła ją do ściany zaciskając jedną rękę na jej szyi. Wyjęła pistolet i przyłożyła do jej głowy.
- Lepiej przeproś, inaczej przestrzelę ci czaszkę. - uśmiechnęła się jadowicie.
Jenny spojrzała na nią z przerażeniem. Effy dotknęła spustu uśmiechając się coraz szerzej. Tony podszedł do niej i wyrwał jej broń.
- Dosyć tego, Malone. Idziemy.
- Nie! - pisnęła - Przyjechałam tu po Des! Dessy! Chodź z naamii! - Effy uściskała dziewczynę.
- Czemu nie. Wezmę tylko Doga i możemy iść. - uśmiechnęła się i spojrzała przepraszająco na Jenny i Dana.
Wyszli z domu. Effy znów zachowywała się jak szczęśliwa wariatka i biegała za dziwnym miauczącym psem. Chłopak zauważył, że miała na sobie bluzę Dana. Nie miał ochoty wracać do domu Hempelów więc po prostu to zignorował. Przyjrzał się Desiree. Wydawała się sympatyczna. I z jakichś powodów Effy musiała się z nią spotkać. Chyba że tym powodem było po prostu jej naćpanie.
- Możemy wracać. - wyszczerzyła się Malone.
Tony spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Wyciągnęłaś mnie do Michaeltown tylko po to, żeby ukraść jakiemuś chłopakowi bluzę i zabrać ze sobą twoją koleżankę?
- W zasadzie tak. Poza tym smutno mi bez Nerine. I Chantala. Oh, Dessy musisz poznać Chantala! On strasznie lubi grać w scrabble. I koniecznie zapoznam cię z Lily! Też ma psa i kocha zwierzęta, prawie jak ty!
- Czemu nie? Dawno nie byłam w Grantville. - Des uśmiechnęła się przyjaźnie.
Tony wymruczał jakieś przekleństwo i ruszył w dół ulicy. Nagle usłyszał pisk Effy i zobaczył jak wyciąga coś z kieszeni bluzy.
- Patrz Dessy! To moje oczka! - dziewczyna wyjęła kilka kartek papieru. - Jak ich tu dużo!
Blondyn podszedł do dziewczyn i spojrzał na szkice.
- Chłopak ma najwyraźniej jakiegoś świra na twoim punkcie.
Podarł i wyrzucił kartki sam nie wiedząc czemu.
- Jakie to słodkie! Mogę odrzucić czyjąś nieszczęśliwą miłość! - pisnęła Effy.
Tony westchnął ciężko i ciągnąc ją za rękę zaprowadził do samochodu. Po drodze dziewczyna znalazła jakiś sklep z alkoholem i wzięła kolejną butelkę wina.

[Grantville] Dzień 5, przed południem - Tony

- Cholera. - mruknął do siebie, widząc jak Effy wychodzi z samochodu chwiejąc się na nogach. Tuż za nią wyczołgała się jeszcze bardziej pijana Des. Dziwny miauczący pies również wyskoczył z samochodu obśliniając przy okazji dziewczyny. Butelka, którą wzięła Malone już dawno była pusta.
- Szybko wróciliście. - powiedział strażnik.
- Tak, wiem.
Chłopak wzruszył ramionami i podniósł szlaban.
- Ta nowa też ma wejść?
- Tak. Będę mógł wjechać autem? Chyba ciężko mi będzie je zaprowadzić na piechotę.
Strażnik pokiwał głową i Tony podszedł do dziewczyn.
- Wsiadajcie z powrotem. I nie wyłaźcie dopóki wam nie powiem.
Effy roześmiała się i zaczęła go ciągnąć za włosy. Tony zaklął pod nosem i wepchnął ją do samochodu razem z Des. Pies wskoczył na przednie siedzenie. Chłopak odpalił samochód i powoli ruszył z miejsca.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 22:42, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 5, przedpołudnie - Neah

Chłopak zajrzał w stronę salonu. Nerine leżała na kanapie. Ostatnio często mdlała. Obok niej siedział Chantal notujący coś w notesie.
Neah zauważył, że Nerine zmieniła się od czasu pożaru. Było to widoczne. Świrowała. Może się przemęczyła. Może...
Neah spojrzał na piszczący czajnik. Zalał dwie owocowe herbaty u ruszył do salonu.
- Chantal, idę do piwnicy. Zamknij za mkną drzwi. Za jakieś pól godziny wrócę. - szepnął.
Blondyn wstał z kanapy i ruszył zamknąć drzwi. Wtedy wpadła Effy i jej gangsta. Chłopak zamknął drzwi zostawiając Neah'a sam na sam z Lacie.
Brunet zszedł na dół, otworzył drzwi i położył kubki na stole.
- Więc o czym chciałaś pogadać?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 22:42, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Nie 22:45, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville, szpital] Dzień 5, południe

Kage zmierzał w stronę sali 42, zaciskając do krwi pięści. W obecnej chwili miał gdzieś to, że Lacie uciekła, czy także to że Nerine mogła doznać wstrząsu mózgu.
- Witaj Kage.* - odparła po japońsku Amai, siedząca na na szpitalnym łóżku. Miała na sobie białą koszulę spod której wystawały bandaże owinięte wokół szyi i ramion.
- Pożar? - zapytał chłodno, kontynuując rozmowę po japońsku.
- Pożar. - westchnęła dotykając przypalonych włosów. - Obcięli mi włosy. - odparła żałośnie, tak jakby to było jej największym problemem.
No tak. Uwielbiała swoje włosy.
Usiadł obok niej na łóżku i wtedy przytuliła się do niego płacząc jak dziecko.
- Leżałam tu całą noc. Nic nie zrobili z plecami, nic. Tylko umyli i zawinęli w bandaże. I zostawili samą z bólem...
Kage przytulił ją mocniej do piersi.
- Mamy tego skur**ela. - wycedził, uświadomiwszy sobie na jak banalną karę Nerine skazała oprawcę jej siostry.
Dziewczyna podniosła głowę, spoglądając na brata wściekłym wzrokiem.
- Zabij go, bracie. - wycedziła gotując się ze złości. - A jeśli nie możesz, to błagam, błagam... Zgotuj mu piekło.
Pogłaskał ją po głowie.
- Tak zrobię.

[Grantville, więzienie] Dzień 5, południe

Kage odesłał strażnika, zostając sam na sam ze skutymi więźniami. Wepchnął Jaydena do sali przesłuchań i posadził na krześle. Tamten natychmiast podniósł się wymierzając Usagi'emu cios pięścią. Kage zablokował dłoń, po czym wykręcił ją i pchnął tamtego w stronę ściany.
- Oż ty! - krzyknął tamten szarżując na Usagi'ego. Kage trafił tamtego goleniem w krtań. Nie czekając na odpowiedź, chwycił krztuszące się krwią blondyna za włosy i kopnął go kolanem w nos. Zanim tamten upadł dźgnął go złączonymi palcami między żebrami, a następnie kopnął w głowę z półobrotu.
- Wstawaj, dopiero się rozkręcam. - wycedził tamtemu do ucha. Podniósł go i kopnął go w kolejno w brzuch, prawy bok, i gdy tamten upadał na kolana między łopatki. Złapał nadgarstek tamtego i odgiął mu palce w drugą stronę łamiąc je, po czym walnął z całej siły w żebra powalając go. Chwycił jogo lewą nogę, zdarł mu but i skarpetkę, oraz prowizoryczny bandaż, po czym wsadził kciuk ranę po katanie.
Tamten ocknął się wrzeszcząc z bólu, podczas gdy Japończyk chwycił go za łydkę i rzucił nim o stalowy stolik.
Usłyszawszy trzask kości strącił go kopnięciem z blatu. Nie zważając na stękanie tamtego chwycił go za gardło i postawił w pionie. Cały czas zaciskając dłoń na gardle oparł go o ścianę i bił znacząc jego ciało czarnymi sińcami.
- Przestań!
Kopnął tamtego kolanem w zęby i wypuścił z uścisku. Ręce, koszulka i twarz Japończyka były całe we krwi, podczas gdy blondyn zaliczył kilka złamań, stłuczeń, ran i był niemal czarny od sińców.
Kage odwrócił się w stronę drzwi. Stali w nich Nerine, Chantal, Neah i Deborah.
Deb? Już nie porwana?
Swoim tradycyjnym gestem wytarł dłonie z krwi w koszulkę i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Jak po każdej swojej bójce.
- Deb, cieszę się że wróciłaś. - odparł, tak jakby to co zrobił było czymś na porządku dziennym. Dla niego na pewno było. Spojrzał wymownie na więźnia. - Zostawmy go tutaj. Może nauczy się na przyszłość. Ktoś ma może ogień?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Nie 22:45, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 15:27, 28 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Dom Sophie] Dzień 5 (5 lipca), po 13

- JUŻ JESTEM! - krzyknęła, zamykając za sobą drzwi.
Weszła do salonu i pisnęła ze zdziwienia.
- OJEJ! Warp, jak ty cudownie wyglądasz. - podeszła do chłopaka i zaczęła się jemu przyglądać. - Teraz widać ci oczy. - wyszczerzyła się.
- To ona mi to zrobiła. - Warp wskazał na Rose.
- Cudownie! - podbiegła do dziewczynki i mocno ją przytuliła. - Mała mistrzyni.
Rose uśmiechnęła się szeroko i pobiegła z Emily na górę. Sophie podeszła do lodówki i wycięgnęła 2 butelki Tymbarka.
- Łap. - rzuciła jedną w stronę Warpa.
- Dzięki. - mruknął i pociągnął duży łyk.
Chwilę siedzieli w milczeniu.
- Co ty tak długo tam robiłaś? - spytał chłopak.
- Myślałam. - puściła oko. - I doszłam do wniosku, że trzeba jechać do Grantville.
Warp wstał od stołu i podszedł do okna.
- Nie będzie łatwo. Nawet nie wiemy, gdzie ona przebywa.
- Wiem... - czuła, jak łzy powoli spływają jej po policzkach. - I dlatego cholernie się boję.
Chłopak widząc płaczącą Sophie, podszedł do niej i przytulił ją.
- Może mały wypadzik do szpitala poprawi ci humor?
Sophie otarła łzy wierzchem dłoni.
- Wątpię. Ale możemy iść zajrzeć. - ruszyła w stronę korytarza. - EMILY! ROSE! IDĘ Z WARPEM DO SZPITALA! ZOSTAŃCIE I NIGDZIE SIĘ NIE RUSZAJCIE! BĘDZIEMY WIECZOREM!
- No to ruszamy. - powiedział wesoło Warp.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 15:32, 28 Maj 2012    Temat postu:

[ZOO] 5 lipca, 5, południe.

- Naprawdę? Grantville przetrzymuje Uzdrowicielkę?
Niebieskowłosy chłopak, gość w ogrodzie, pokiwał głową, głaszcząc dłonią swoją deskorolkę.
- Still'y to pewne źródło informacji. Jeździ ciągle między nami a...
- Dobra, nieważne, nie chcę wiedzieć. Jakieś szczegóły, Sonic?
Niebieska czupryna widniała na głowie chłopaka, który dostał przezwisko od niebieskowłosej postaci z bajki.
"Sonic" brzmi lepiej niż Benedict Thorvaldsen. Dobrze, że nie jestem ze Skandynawii.
- Wyglądała na nieźle wstawioną. I trzymają ją w piwnicy. Still'y chciał do niej jakoś zajrzeć, ale zaraz go odgonili.
- Masz coś jeszcze?
Sonic rozejrzał się na wszystkie strony i pochylił się do przodu.
- Czy wiedziałeś o tym, że te ciekawostki o tobie rozpowszechnia...

*pół godziny później*

No popatrz. Dała się złapać. Trzeba było przyjść na jedenastą, panno Vane. Wiedziałem, że tak będzie.
Ethan rzucił pingwinom kilka ryb. Za sobą słyszał stukot kopyt zebry.
No cóż, może przynajmniej nauczy się trochę, że Grantville to nie Michealtown.
Po kilkunastu minutach usiadł z powrotem na fotelu.
Nieporządek trwał nadal - jednak o wiele mniej widoczny. Większość ludzi oczywiście udawała, że ciężko pracuje. Część jednak wędrowała po miasteczku, ubrana w zbyt duże dresy i z nałożonymi kapturami, wypisując sprejem hasła anty-mutantowe.
McSyer podrapał się po głowie, spluwając na ziemię.
- Piszcie ile chcecie. Za to ja na pewno nie dam się zaskoczyć.
Pogładził nowy nabytek, przyniesiony przez Sonica - pistolet, w skórzanej kaburze, ukryty za bluzą.
Chłopak rozłożył się na fotelu, trawiąc jeszcze raz stek informacji, przyniesiony przez gościa.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 15:38, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 16:13, 28 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Ulica, szpital] Dzień 5 (5 lipca), 14. - Warp

Warp speszony wpatrywał się w ulicę, idąc koło Sophie.
- Naprawdę mi ładnie? - zapytał w końcu, patrząc na nią swoimi niebiesko-zielonymi oczami.
- Pewnie! - odparła Sophie radośnie.
Warp rozluźnił się i znów uśmiechnął. Myślał, że kłamała, by było mu miło. Bo w końcu czym jest Warp bez swoich kołtunów opadających na oczy?
Ale miało to jeden, wielki plus. W końcu wszystko dokładnie widział.
- Teraz nie wpadnę na żaden słup! - zawołał wesoło i otworzył drzwi szpitala przed Sophie.
W szpitalu było cicho, prócz paru ochotników chodzących po korytarzach bezradnie. Bo co mogli zrobić, jeśli jedyne co mieli to poukładane przez Lacie lekarstwa?
Jedna z dziewczyn zauważyła ich i od razu znalazła się obok.
- O Boże, Sophie. I Warp. - dodała i spojrzała na nich z niepokojem. - Uzdrowicielka nadal się nie pojawiła, do cholery!
Warp westchnął i zerknął na Sophie, która znowu wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Objął ją nieporadnie, przyciągając do siebie.
- Spokojnie, nic jej nie...
Nagle doszedł do nich czarnowłosy chłopak, jeden z uratowanych przez Lacie. Miał niewyraźną minę.
- Po Michaeltown rozeszła się plotka, że Grantville przetrzymuje Uzdrowicielkę. - wymamrotał posępnie.
Warp spojrzał na niego z wyrzutem.
- Nie... - po policzkach Sophie spłynęły łzy, po raz kolejny tego dnia.
Warp pociągnął ją z dala od tych dzieci, wszedł do jakiegoś gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Pogłaskał ją po włosach i przytulił.
- Sophie... Dobrze wiesz, że nic jej się nie stanie. Nie mają prawa zrobić nic Uzdrowicielce, bo pożałują. I to nie są zwykłe groźby. Przecież Lacie pomogła połowie rannych dzieciaków, ma za sobą także Neę, a razem z nią i Michaeltown? Poza tymi, którymi nic nie obchodzi, ale oni także szanują Uzdrowicielkę.
Trzymał ją w objęciach, dopóki się nie uspokoiła. Złapał ją za ramiona, odsuwając od siebie i uśmiechnął się.
- Zakańczając: Uzdrowicielka jest nietykalna, jasne? - pocieszył ją, choć nie był do końca tego pewien. - A teraz idziemy sprawdzić, czy nie pojawiło się więcej "Robbów" z dziwnymi dolegliwościami. Uśmiechnij się. - wyszczerzył się do niej i mimowolnie odwzajemniła uśmiech. - Tak lepiej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 16:47, 28 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Szpital] Dzień 5 (5 lipca) przed 15

- Muszę pójść do tego chłopaka. - powiedziała Sophie, wpatrując się w sufit.
- Do jakiego? - spytał Warp.
- Ethana. - wywróciła oczami. - Całe miasto huczy od plotek na ich temat. Chociaż wiem, że to nieprawda, ale może on wie coś więcej.
- Może... - Warp połknął kolejną frytkę. - Rose opowiadała mi, że to właśnie z nim pojechały do psycholi.
Dziewczyna wybuchnęła chisterycznym śmiechem.
- Co ci? - spytał Warp zdziwiony.
- Jesteś bardzo zabawny. - odpowiedziała, krztusząc się ze śmiechu.
- Dooooobra, udawajmy, że tak jest, albo pomyślę, że coś z tobą nie tak.
Sophie wyciągnęła język w stronę chłopaka i wyszła z gabinetu. Po paru chwilach usłyszała za sobą dźwięk zamykanych drzwi.
- Poczekaj, pójdę z tobą. - Warp dogonił Sophie i razem wyszli ze szpitala, po drodze żegnając się ze wszystkimi dzieciakami.


[MT - Ulica] Dzień 5 (5 lipca) po 15

Szli w stronę zoo, rozmawiając przy tym na różne tematy.
- Hej, Sophie. - dziewczyna usłyszała za sobą męski głos i odwróciła się za siebie.
- Brandon! Cześć.
Chłopak podszedł i przywitał się ze Sophie. Dopiero teraz zauważył chłopaka, który towarzyszył dziewczynie.
- My się chyba nie znamy.
- Chyba nie. - odpowiedział Warp, spoglądając podejrzliwie na Sophie.
Dziewczyna czując napiętą atmosferę, weszła pomiędzy chłopaków.
- Warp, poznaj Brandona. Brandon, oto Warp.
- Dziwne imię, Warp. - zaśmiał się Brandon.
Chłopak spojrzał na niego obojętnym wzrokiem.
- Tak naprawdę to mam na imię Kenneth, ale wszyscy mówią na mnie Warp. - chcąc wzbudzić zazdrość w Brandonie, wziął Sophie za rękę.
Dziewczyna spojrzała zdziwiona na Warpa, ale ten odpowiedział jej tylko uśmiechem.
- To gdzie się wybieracie? - Brandon nie odrywał wzroku od splecionych dłoni Sophie i Warpa.
Chłopak od razu to zauważył i wyszczerzył się do Brandona złośliwie.
- Właśnie szliśmy do zoo. Może masz ochotę pójść z nami? - spojrzała na Warpa, który niemo poruszał ustami. Po chwili zorientowała się, co chciał jej przekazać.
''Nie chcę, żeby on szedł z nami.''
Sophie wywróciła oczami i uśmiechnęła się do Brandona.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pon 16:48, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 17:08, 28 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Ulica] Dzień 5 (5 lipca) po 15. - Warp

Warp ciągle przyglądał się Brandonowi groźnie.
Powiedz "nie"! Przypomnij sobie o żelazku, którego nie wyłączyłeś, czy coś...
- Z chęcią. - zgodził się Brandon, obrzucając Warpa zwycięskim spojrzeniem.
Chłopak, który wyłącza żelazka, wychodząc z domu! Ideał.
Warp skinął głową, ściskając mocniej rękę Sophie. Ruszyli w dalszą drogę, idąc środkiem ulicy. Bo po co zawracać sobie głowę chodnikiem, skoro nikt w mieście nie jeździł?
- Hm... - mruknął Warp, wyczuwając napięcie między całą trójką. - To, ten... Umiesz prasować, Brandon, tak?
- Umiem! - odparł Brandon, uśmiechając się kpiąco.
- Super... - Kenneth zerknął na Sophie kątem oka, jednak prasowanie skarpetek nie robiło na niej wrażenia. Chyba.
- A po co idziecie do zoo? - zapytał zaciekawiony Brandon, wlokąc się za nimi.
- A co cię to obchodzi? - zapytał Warp, uśmiechając się przemiło.
- Warp! - Sophie szturchnęła go w ramię. - Chcę dowiedzieć się co z Lacie. - wyjaśniła chłopakowi spokojnie.
*10 minut później*
Ethan siedział na fotelu przed wejściem. Obrzucił ich podejrzliwym spojrzeniem, zapewne myśląc, że to kolejni, zafascynowani nim i Lacie odwiedzający.
- O, czytałem dzisiaj ten artykuł. - wymamrotał cicho Brandon, spoglądając na Ethana z ciekawością. - To ten od romansu z Uzdrowicielką, co nie?
- Żadnego romansu nie było. - ucięła Sophie, po czym pociągnęła ich w stronę Ethana.
Warp wyciągnął rękę w stronę chłopaka.
- Kenneth. To znaczy Warp. - poprawił się, potrząsając jego chłodną ręką. - Wpuściłbyś nas? Chcemy tylko...
- Pomyślałam, że możesz wiedzieć więcej od Lacie. - przerwała mu Sophie, patrząc na Ethana wyczekująco.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pon 17:21, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pon 17:21, 28 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville, dom] Dzień 5, przedpołudnie - Neah

- Wybacz Lacie, ale muszę iść rozdać jedzenie. Potem skończymy rozmowę. - mruknął.
Chłopak wyszedł przez drewniane drzwi, zamknął je i zostawił klucz od zewnątrz. Pomału skierował się na schody po czym zamknął drugie drzwi lecz tym razem zabrał z sobą klucz. Przeszedł przez salon i skierował się w stronę Nerine. Spojrzał na śpiącą dziewczynę i uśmiechnął się. Odgarnął jej włosy z twarzy i pocałował w czoło jakby chciał sprawdzić czy ma gorączkę.
"To nienormalne, że taka dziewczyna jest wariatką. Czy to normalne, że dziewczyna słodka na zewnątrz jest psychopatką w środku?"
Westchnął i odwrócił się po czym ruszył w stronę hurtowni.
"Pora się ogarnąć. Zarywam do psychola"
Na chwilę odleciał myślami do dziewczyny. Wiedział, że bez pomocy dorosłych zwariuje. Może już było źle. Wiedział, że kiedyś nie powstrzyma się przed niszczeniem najbliższych i jej 'królestwa'. Wiedział, że wtedy...
Zamknął oczy na wskutek bolesnej wizji.
"Ohh, Nerine"

[Grantville, dom] Dzień 5, przedpołudnie - Neah

Chłopak wrócił z 'rozdania jedzenia'. Jak zwykle było spokojnie. Gdy wrócił do domu, Nerine już wstała. Znieruchomiał.
- Hej.
- Cześć Neri.
- Macie ją?
- Tak.
Uśmiechnęła się smutno.
- Musimy iść do Jayden'a. To on mnie zabił.
Chłopak przeklął w myślach. Najwidoczniej Effy to usłyszała.
- Nerine
- Nie stękaj tylko chodźmy do tego komisariatu.
- Ale..
- Z tobą skończę później. - powiedziała z mroczną miną do Effy. - Deb, pomożesz mi go zabić!

*trochę później*
Chłopak maszerował do komisariatu. Za nim ciągnął się Chantal z karabinem maszynowym i Nerine z Deborah. Kilka minut później stali przy sali przesłuchań obserwując walkę. Nerine najwyraźniej się to podobało, gdyż z zamiłowaniem patrzyła przez szybę na okładanego Jay'a.
Gdy walka się skończyła, weszli do sali.
- Deb, cieszę się że wróciłaś. - odparł Kage. - Zostawmy go tutaj. Może nauczy się na przyszłość. Ktoś ma może ogień?
Nerine minęła chłopaka i nachyliła się nad Jay'em podciągając go z ziemi. Spojrzała na niego mrocznym wzrokiem jakby chciała przejrzeć jego duszę.
- Witaj Jay. Pozwól, że zostanę twoim najgorszym koszmarem. - powiedziała.
Chwilę potem wyjmowała z kabur pistolety. Neah rzucił się w jej stronę.
- Przestań Neri!
- Dlaczego? Tylko go poranię, a potem Deborah go spali. Niech czuje to co te dziecko. Niech ginie. Wiesz co ci powiem? Że pierwszy raz te badziewie mi się naprawdę przyda.
Sekundę później Jay leżał na ziemi mocno krwawiąc, a Nerine stałą w tym samym miejscu z krwią na dłoni.
- Nerine do cholery! Nie zabijaj go!
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
- Proszę, uratuj go. To też człowiek!
Dziewczyna skinęła głową.
- Ale sam go zaprowadzisz do diabła piwnicowego. - odchrząknęła.
W tej samej sekundzie Jay i Nerine zniknęli. Chłopak odwrócił się i spojrzał na zdziwioną Deborah i Kage'a z zapalonym już papierosem.
"Ah, ona nic nie wie"
Bez wytłumaczenia wybiegł z budynku. Wiedział, że mam mało czasu.
Gdy wpadł do mieszkania dziadka Nerine, krwawiący chłopak leżał skulony na ziemi, a dziewczyna zniknęła. Effy z dziewczynami zapewne siedziała na górze nie zdając sobie sprawy z zaistniałej sytuacji.
Brunet chwycił Jayden'a za ręce i podniósł tak, by mógł go bezpiecznie nieść. Pomału zszedł do piwnicy i otworzył drzwi do pokoju Lacie.
- Lacie, mamy rannego. - obwieścił.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 17:38, 28 Maj 2012    Temat postu:

[ZOO] 5 lipca, 5, po 15.

- Nie muszę was wpuszczać. Sami weszliście - mruknął cicho Ethan, marszcząc czoło.
Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Więc, wiesz coś o Lacie?
McSyer zamyślił się.
- Lacie Vane?
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Lacie Vane Uzdrowicielce Wyleczycielce?
Jeszcze raz kiwnęła głową.
- Zaginionej Lacie Vane, Uzdro...
Warp podniósł ręce do góry.
- TAK!
Ethan westchnął głośno.
- Może coś słyszałem.
Dziewczyna potrząsnęła nim mocno.
- Powiesz wreszcie czy nie?
McSyer uśmiechnął się i usiadł z powrotem na fotelu, z którego wcześniej wstał.
- Jeżeli szykujecie się na śmiałą akcję ratunkową, wasze szanse są naprawdę bardzo małe. Jest w środku nieprzyjaznego miasta, w piwnicy domu potężnej mutantki i de facto, przywódczyni Grantville. Całymi dniami siedzi tam kupa ludzi, a nas jest tylko czwórka, jeśli ten ponurak z tyłu, który się nawet nie przedstawił, w ogóle jedzie.
Warp zmarszczył brwi.
- Powiedziałeś... nas?
Ethan przewrócił oczami.
- Ze mną i tak nie damy sobie rady, ale szansa na śmierć jest cokolwiek mniejsza.
Goście spojrzeli po sobie.
- A do tego, czy ktokolwiek z was umie jeździć autem?
McSyer wstał.
- A więc obradujcie.
Podbiegła do nich zebra.
Ethan pochylił się nad jej łbem.
- Jeśli gdzieś pojadę, zaopiekuj się ZOO i nie wpuszczaj tutaj następnych idiotów, dobrze?
Zwierzak wstrząsnął grzywą, rżąc głośno.
Powrót do góry
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 18:08, 28 Maj 2012    Temat postu:

[GV - piwnica] Dzień 5, popołudnie.

- To wsadź go sobie w...
- Lacie.
Lacie odwróciła się od ściany i wrzasnęła głośno. Neah przywlókł do jej piwnicy zmasakrowane ciało... Przyjrzała mu się bliżej i wtedy zobaczyła, czyje.
- Dobrze ci radzę, zabierz go stąd czym prędzej. - powiedziała Lacie spokojnie.
Tak myślałam, że ktoś stwierdzi, że kara była za lekka...
- Nie. Jesteś Uzdrowicielką i... - Neah spojrzał na nią błagalnie. - To człowiek...
- Coś ty. - Lacie parsknęła śmiechem. - Słuchaj, nie chodzi o to, że on podpalił te domy. Jest psychiczny, uciekł z psychiatryka! Musicie wziąć pod uwagę te świry, przecież macie obok psychiatryk. - prychnęła.
- A więc o co chodzi? - zapytał Neah spokojnie.
Lacie spojrzała na niego beznamiętnie i sięgnęła po zostawiony na łóżku niebieski notes. Wyciągnęła zdjęcie wsunięte między strony i podała je chłopakowi. Spojrzał na nią zdumiony.
- Młodszy Jayden?
- Młodszy o cztery lata. - wycedziła.
- Skąd ty znasz kogoś takiego...
Lacie utkwiła wzrok w podłodze.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? Ta cała historia jest dość smutna. - zacisnęła pięści i spojrzała na Neaha. - Pozwólmy mu umrzeć.
- Nie. - uparł się Neah.
- A więc dobijmy go do końca. - wymamrotała Lacie, nachylając się nad Jaydenem. - Kto go tak urządził?
- Kage... - odparł niepewnie Neah, wytrzeszczając na nią oczy. Uzdrowicielka, chcąca kogoś zamordować? - Nie obchodzi mnie, czy się nienawidzicie lub za co chowasz urazę, to jest człowiek i masz go wyleczyć.
Lacie pokręciła uparcie głową, jednak Neah nie zamierzał odpuścić.
Podobno to ja mam dobre serce.
Chłopak w jednej chwili znalazł się przy niej, łapiąc ją od tyłu za ręce. Nachylił się nad nią, a że Lacie była krucha i słaba, to wyrwać się raczej nie mogła.
- Sorki, Lacie. - mruknął przepraszająco i ścisnął mocniej jej ręce, przybliżając je do nieprzytomnego Jaydena. Na nic zdała się szarpanina dziewczyny.
Jej dłonie dotknęły poranionego ciała.
To wyzwanie. Nigdy nie leczyłam kogoś aż tak... To będzie bolało.

[GV - piwnica] Dzień 5, w tym samym czasie. - Jayden.

Poczuł na ciele przyjemne ciepło i zrozumiał, że nie umarł. Otworzył na chwilę oczy, dostrzegając obok szlochającą Lacie Vane i jakiegoś chłopaka, trzymającego ją w żelaznym uścisku.
Wpadła w histerię z mojego powodu. Gdzie ja...
Zamknął oczy, powstrzymując jęki. Tak bardzo bolało.
Zaprowadzili mnie do Uzdrowicielki. Ja pier...
Chciał krzyknąć, by nikt go nie leczył, bo to będzie najgorsza kara. Ten japończyk znów go tak urządzi. A nie chciał po raz kolejny przechodzić przez ten koszmar.
O Boże, jak to boli... Chwila, jestem niewierzący.
- Czy Nerine na to pozwoliła? - załkała Lacie, zajmując się jego złamanymi kośćmi. Dotknęła jego ręki i syknął z bólu.
- Tak. - odparł drugi głos.
Nie usłyszał, co dokładnie wymamrotała Lacie w odpowiedzi.
- Lacie...
- Czy Kage jest teraz w domu? - usłyszał głos Lacie. Czepiała się ostatniej deski ratunku.
No tak. Spotkanie po latach.
- Zmieniłaś się. - szepnął, jednak nikt go nie usłyszał.
Matko, jak to boli...
Chciał jej powiedzieć jeszcze, że na gorsze. I, że jest teraz mutantką, jak ten chłopak od zamrażania, jednak nie potrafił wydobyć z siebie żadnego głosu. Tamten gość trafił go w krtań. A z tego, co zdążył usłyszeć, zrozumiał, że zawdzięcza ten ból właśnie Kage.
To przecież japońskie imię, co nie?
Lacie przesunęła dłonią po jego szyi i zaczęła dotykać twarzy. Ból znikał.
Kilkanaście minut później było już po wszystkim, jednak nadal udawał nieprzytomnego.
Neah chyba puścił szlochającą Lacie.
- Już?
- Już. - odpowiedziała dziewczyna.
- Wygląda na martwego.
MWAHAHAHA ŻYJĘ.
- Niestety nie jest. - odparła wyraźnie naburmuszona. - Myślisz, że nie umiem leczyć, czy co?
Postanowił jeszcze parę chwil udawać nieprzytomnego, by w parę sekund zerwać się na równe nogi. Przyjrzał się swoim rękom. Całe. Nogi? Całe.
Wow.
Spojrzał Lacie prosto w oczy.
Już gdzieś widziałem to przerażenie.
- Jay... - Lacie odetchnęła głęboko i rzuciła drugiemu chłopakowi błagalne spojrzenie.
Jednak zanim tamten zdążył wyciągnąć broń, Jayden złapał odsuwającą się od niego wyraźnie wyczerpaną Lacie za rękę i rzucił nią o stojący niedaleko telewizor. A potem, jeszcze raz, o stół.
Wtedy do piwnicy wparowało kilku "strażników" i powaliło go na ziemię, po czym pociągnęło ku wyjściu. Zdążył jeszcze zauważyć krew spływającą po skroni jasnowłosej i uśmiechnął się.
- Uleczy się sama, skoro jest nieprzytomna? - zapytał, zaśmiawszy się wpierw.
Albo martwa. Kto wie, czy uderzenie o kant stołu nie mogło zabić kogoś tak delikatnego. Tak czy siak Lacie mam z głowy. Na mojej liście i tak wyprzedził ją ten cały Kage.
Zbyt pewny siebie Jayden został zdzielony czymś po głowie i po raz kolejny zemdlał.

[MT - zoo] Dzień 5, po 15. - Warp.

- Hola! - Warp uniósł ręce. - Nie możemy tak po prostu pojechać i ją odbić. To i tak będzie za trudne, a nie chcę by komukolwiek coś się stało.
Nie chcesz by stało się coś Sophie, ty idioto.
- Dlaczego? - zapytali jednocześnie Sophie i Ethan.
Warp westchnął i przyjrzał się zwierzętom na najbliższym wybiegu.
- Cieszę się, że chcesz nam pomóc. Z tobą będzie o wiele łatwiej. - mruknął, wiedząc o jego umiejętnościach. Wszyscy wiedzieli. - Musimy zaczekać do jutra.
- Ona siedzi tam w PIWNICY. - wycedziła Sophie.
- Wiem, ale... - westchnął. - Naprawdę nie możemy wparować do Grantville i zaatakować potężnej mutantki, prawda? Która na dodatek rządzi tym miastem.
- Masz rację. - poparł go ponurak z tyłu, zwany Brandonem.
Warp spojrzał na niego, zdziwiony.
Mam?
- Lacie jest cała, prawda? - zapytał Ethana.
- No tak.
- A więc nic jej się chyba do jutra nie stanie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pon 18:17, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:36, 28 Maj 2012    Temat postu:

[Michaeltown] Dzień 5, przed południem – Jenny
Jenny opanowała się. Dan nadal siedział w kuchni. Jego siostra weszła do kuchni po nóż.
- Po co ci to?
-Na wszelki wypadek- mówiąc to poszła założyć swoją marynarkę w kolorze mięty. – Skąd mogę mieć pewność, ze ten całych Tony to nie jakiś gwałciciel i nie czyha na mnie w krzakach?! – urwała i razem z Danem zaśmiała się. – Jednak śmierć od noża w brzuchu jest mało humanitarna – mówiła zakładając buty. – No cóż, wymyśli się coś bardziej humanitarnego. – na pożegnanie brat jedynie się zaśmiał. Jen wyszła z domu z nożem w ręku .
„ Tony - psychol. Dobra, może nie potrafi przyznać się do błędu albo mnie nie lubi.
Effy – wieczny haj. Prznajmniej, kiedy ja ją widzę. Od pięciu dni widziałem ją dwa razy i jeszcze nie była trzeźwa.”

Ruszyła w miasto bez żadnego konkretniejszego celu.

[Michaeltown] Dzień 5, przed południem – Lisa

„Gdzie jest ta Lacie? Już dawano wpadłaby w furię i wybiła pół miasta krzycząc, że kocha ludzi.”
- Freja, ty idź do ZOO. Ok? Spotkamy się na miejscu.
- Tak, tak, tak! Zeberki – ruszyła w dobrze znaną jej stronę. Lisa idąc przed miasto usłyszała:
- Słyszałaś, że ta Lacie, ta uzdrowicielka jest więziona w piwnicy w Grantville?!
„CO?!”
Dziewczynka zmotywowana znów ruszyła pod dom redaktorki, zachowując taką samą ostrożność jak zwykle. Wyjęła dwie kartki i napisała na obu:
Moi drodzy,
Czuje się strasznie urażona. Dlaczego nic nie wiem o tym, że Lacie Vane jest prawdopodobnie więziona w Grantville? Jakieś ciemnej i zimnej piwnicy. Teraz zastanawiam się czy nadal jesteście warci informacji.
Co czuje Ethan?
Cokolwiek wiecie, cokolwiek widzieliście. Mówcie.
JA.
P.S.: Spodziewajcie się, ze mój wzrok może paść na każdego z was. Teraz nie tylko skrzynka Leme będzie głównym źródłem informacji.

Ponownie wrzuciła kartkę do metalowych pozostałości, a następną zostawiła na ławce w okolicach parku. Obie z zgięte na napisem PATRZĘ.
Ruszyła do Zoo. Tam spotkała kilka osób w tym Ethana i jakieś osoby mówiące coś o Lacie.
– Cześć, jestem Lisa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A. dnia Pon 19:48, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Pon 19:59, 28 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville, dom Nerine] Dzień 5, późne popołudnie

- Co?!?, Chcesz wyjechać?!?
Kage przytaknął, na co Nerine niemal spadła z krzesła. Jayden został ponownie zamknięty na komisariacie, przy czym wsadzili go do kaftana przyniesionego z psychiatryka i podali mu do jedzenia psią karmę w misce.
Lacie leżała nieprzytomna w szpitalu, gdzie na straży stał Neah, razem z dwoma strażnikami. Na razie pozostawała nieprzytomna, ale przynajmniej przestała krwawić.
- Co ci wpadło do głowy? - zapytała Deborah gromiąc go wzrokiem.
- Po pierwsze, nie wam mnie oceniać. To wy co chwila opuszczacie miasto, zwłaszcza ty Deb. - odparł Kage bez złośliwości. - Po drugie, wyjazd był zaplanowany przed ETAP-em i taka drobnostka jak zniknięcie dorosłych nie może nam w tym przeszkodzić.
- Nam? - zapytała Nerine, przyglądając mu się uważnie.
- Dokładnie. Pięcioosobowa wycieczka na łono natury. - spojrzał na nią chłodno. - Myślałaś że chcę uciec do Michaeltown? Po tym co widziałaś?
- W sumie masz racje. - odparła z rezerwą dziewczyna.
- Niech jedzie. Zasłużył sobie.
Cała trójka obejrzała się na Chantala, spoglądając na niego z bezkresnym zdziwieniem.
- No co?! - zawołał tamten widząc ich miny. Kage uśmiechnął się do niego co wywołało kolejną falę zdziwień.
- Dzięki Chantal. To miłe z twojej strony. - odparł dość wesoło. Tamten mrugnął do niego porozumiewawczo, na co Usagi mógł odpowiedzieć tym samym gestem.
Nerine westchnęła, mierząc obydwu zmęczonym wzrokiem.
- Niech ci będzie. Możesz jechać.
Drugiego zdania już nie usłyszał bo biegł w stronę największego baru w mieście. Otworzył czym prędzej drzwi. W biegu je zatrzasnął i przeskoczył ladę wślizgując się na ciemne zaplecze.
- Katherine! Znajdź Allena! Jedziemy nad Harkness!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Pon 20:04, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 20:04, 28 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Dom Sophie] Dzień 5 (5 lipca) po 17

Sophie siedziała w ogrodzie na jednej z drewnianych huśtawek.
,,Nareszcie mamy jakiś plan. Od rana pojedziemy do Grantville i razem odbijemy Lacie. Czy ta cała Nerine tego chce, czy nie!''
Wpatrywała się w obłoki na niebie. Jeden strasznie przypominał jej wielkiego, włochatego pająka.
- Ohyda...
Odwróciła głowę w stronę wejścia do domu i zobaczyła wybiegającą z niego Emily.
- Emily! Chodź do mnie.
Dziewczynka szybko podeszła do siostry i usiadła na jej kolanach.
- Co się stało?
Sophie przez chwilę układała sobie w myślach zdania.
- Słuchaj, kochanie. Lacie ma problemy i musimy jej pomóc. Dlatego jutro pojadę razem z Warpem do Grantville.
Zauważyła, jak uśmiech znika z twarzy dziewczynki.
- Nie musisz się o mnie martwić. Jadę tam jeszcze z dwoma kolegami. Damy sobie radę i przywieziemy Lacie, ok?
- Ok. - odpowiedziała niepewnie.
- No dobrze, a teraz chodźmy na kolację.
Zeszła z huśtawki i trzymając Emily za rękę, poszła do domu. Kiedy weszły, usłyszały kłótnię. Sophie po cichu poszła do salonu i zobaczyła Warpa oraz Brandona.
- Co ty sobie w ogóle myślisz? Że będziesz tutaj tak bezkarnie siedział? - spytał Warp.
- Słuchaj. To jest dom Sophie i to ona decyduje, kto w nim przebywa. - Brandon zaśmiał się chłopakowi prosto w twarz.
- O nie! Tego już za wiele! - Warp miał już rzucić się na Brandona, gdyby nie Sophie, która wkroczyła pomiędzy chłopaków.
- Nie, nie i jeszcze raz NIE! - wydarła się. - Tak nie będziemy załatwiać spraw!
Warp usiadł na kanapie, patrząc złośliwie na Brandona.
- Jeśli będziecie się tak dalej kłócić to obydwóch stąd wypieprzacie. ZROZUMIANO?!
- Ale... - mruknął Brandon.
- Żadnego ALE! Zamknij się, albo pożałujesz. Mam już was wszystkich dosyć! Nie wiecie, co przeżywam. To nie wasza przyjaciółka!
Sophie pobiegła schodami na drugie piętro. Weszła do swojego pokoju i z hukiem zamknęła za sobą drzwi.
,,Idioci''


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin