Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VII
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 13:14, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 7, przed 14.

Nerine wraz z Chantalem, Neah'em, Deborah i Effy ruszyła na plac. Dzieci już na nią czekały. Wiedziały, że zbliża się wojna, a ona będzie musiała ich poprowadzić.
Brunetka wskoczyła na BMW zostawione tam tydzień temu. Spojrzała na Effy po czym odwróciła się twarzą do zebranych.
- Kochani... Nie wiem nawet co mam wam powiedzieć. Zacznę od tego, że szykuje się wojna. Michaeltown zapewne już na nas czeka. Nie możemy się poddać! Mam w głowie gotowy plan ataku! Wiem jak was przeprowadzić w spokoju. Podróż zapewne potrwa nam aż do północy, ale będzie warto! Potrzebuję waszej pomocy. Normalnych czy mutantów. Złych czy dobrych. Wrogów czy przyjaciół. Normalnych i psycholi. Wierzących czy nie. Musimy walczyć! Dla Grantville! Dla naszej małej ojczyzny! - wrzasnęła. - Neah przywiezie zaraz nową dostawę jedzenia. Zabierzcie tyle ile potrzebujecie na cały dzień! Po piętnastej musimy wyruszyć! Gdy weźmiecie jedzenie, broń i inne niezbędne rzeczy, idźcie na cmentarz i czekajcie na mnie! Pójdziemy tunelami aż do schronu, a potem dojdziemy do elektrowni i się przegrupujemy! Tam zrobimy sobie przerwę, przegrupujemy się i ustalimy plan ataku! Pamiętajcie o latarkach, gdyż w tunelach może być ciemno! Proszę jeszcze by dzieci poszły do przedszkola, a ranni z lekarzami zostali w szpitalu! Osoby słabe i chore niech zostaną i pomagają ludziom z wjazdu pilnować naszej małej ojczyzny! Kobiety, też możecie iść! Wszyscy jesteśmy społeczeństwem Grantville! Do boju! - wrzasnęła zeskakując w stronę nabuntowanego i gotowego do walki tłumu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Char
Xavier Zake, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:34, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT, ulice] Dzień 7, (7 lipca), późne popołudnie.

Julie potrząsnęła głową, drepcząc z niecierpliwości w miejscu. Miała tak mało czasu, a tak wiele do zrobienia!
- Pokażę ci. Pomożesz mi? - zapytała z nadzieją. - Muszę mieć kogoś, na kim mogłabym ćwiczyć.
Lacie miała niepewną minę. Julie ścisnęła ją za ramię.
- Nie martw się - dodała szybko. - To nie będzie boleć, ani nic. Tylko potrzebuję pomocnika i jak największej ilości informacji o tych... groźnych. Najbardziej nam zagrażających. Musisz mi pomóc - nalegała gorączkowo. Nie wiedziała wprawdzie, czy cokolwiek wypali, ale warto spróbować, prawda?
Pomyślała o Jake'u i Simonie. Pewnie też przyjdą, a ona... cóż, albo sama ich zabije, albo zrobi to ktoś inny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Char dnia Sob 13:36, 09 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:09, 09 Cze 2012    Temat postu:

[GV] 7, 7, po 14
Barbie szła na czele swojej małej armii.
Sto czterdzieści siedem osób z dwustu czterdziestu trzech zamieszkujących poprawczak po zniknięciu dorosłych, ustawionych w idealnym szeregu. Każdy miał na sobie jakieś wojenne gadżety – a to pas naboi, a to beret wojskowy. Większość trzymała w ręku broń, chociaż nie dla wszystkich wystarczyło tej palnej – ci ściskali w rękach łomy, kije baseballowe, pałki policyjne, duże noże kuchenne, metalowe pręty, koktajle Mołotowa, maczety, nawet łuki i kołczany. Inni wykazali się większą kreatywnością – wbijali szkło w urwane nogi od stołów, przyozdabiali długie pałki gwoździami. Barbie minęła dziewczynę ściskającą w ręku wałek, na którym zawinięty był drut kolczasty.
- Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani,
Że za toba idą, że za toba idą,
Chłopcy malowani.
– zanuciła Barbie z uśmiechem na twarzy.
Według strategii ustanowionej przez nią i Chantala w czasie ataku na miasto, mieli iść w rzędach: najpierw kilka rzędów broni palnej, potem ludzie z łomami, przystępujący do walki wręcz, potem znów broń palna. Gdzieś w środku poruszało się pasmo odmieńców.
Oczywiście grupowanie teraz nie miało sensu: tak czy tak podczas długiego spaceru tunelami i co najmniej godzinnego odpoczywania w lesie wszyscy by się rozproszyli.
„Wojsko” zajmowało plac. Siedzieli, stali, rozmawiali, obmyślali strategię. Przemoc była dla większości przyjemnością, to też oprócz jej ludzi, wyruszyło więcej niż połowa mieszkańców Grantville.
- Cześć – usłyszała za sobą.
- O, cześć… hm, Michelle, tak? – rzuciła Barbie, raz po raz przejeżdżając ręką po swoim uzi, jednym z nielicznych, które rozdała między osoby najlepiej strzelające. Ona, Chantal i pięć innych osób.
- Taa… pomyślałam sobie, że mogłabym pomóc. Mieszkam teraz w jednym z domów, więc nie wiedziałam, że ćwiczysz poprawczakowych.
- Umiesz strzelać, prawda?
- Jasne.
Barbie wyjęła z plecaka Walthera.
- Pewnie masz swoją zabawkę, ale trzymaj też tą. Przyda ci się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 14:16, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Ulice] Dzień 7 (7 lipca) późne popołudnie

Razem z Warpem i Brandonem szła ulicami Michaeltown.
- Wiecie, gdzie poszła Lacie? Nie mogę jej nigdzie znaleźć.
Chłopcy pokręcili przecząco głowami. Właśnie przechodzili koło zoo, kiedy Sophie zauważyła kartkę wiszącą na płocie. Podeszła i oderwała taśmę, którą była przyczepiona.
Witajcie!
Myślicie, że to już koniec wieści? Nie, to zdecydowanie początek.
Nasza kochana Uzdrowicielka wyszła z piwnicy! Alleluja?
Szykuje nam się kolejny gorący romans. Sophie i Warp. Przecież nie ma to jak całować się w nocy i spać na ławce w parku? Prawda? Och, i jeszcze alkohol. Wino było dobre?
Gorąco.

- Co tam masz? - spytał Warp.
- Cholera! - Sophie zrobiłą zdziwioną minę, szybko zgniotła kartkę i włożyła ją do kieszeni. - Nic ciekawego.
- Napewno? - uniósł brew nad lewym okiem. - Wyglądałaś, jakbyś zobaczyła ducha.
- Nic ważnego. - przyspieszyła kroku.
,,Zabiję ją.''
Parę minut później znaleźli się na rynku. Dużo dzieciaków zebrało się, żeby im pomóc. Podeszła do nich i szturchnęła jednego chłopaka w ramię.
- O, Freddie. - uśmiechnęła się szeroko. - Dzięki, że przyszliście.
- W końcu to nasze miasto. Trzeba o nie walczyć. - odwzajemnił uśmiech, pokazując przy tym wuwuzelę, którą trzymał w prawej dłoni. - Czekamy na sygnał od Nei.
Sophie wyciągnęła z kieszeni krótkofalówkę.
- Nea, odbiór.
- Odbiór. - usłyszała głos koleżanki.
- Wszystko pod kontrolą. Czekamy na twój sygnał. - nerwowo przełknęła ślinę. - Trzymaj się, Nea.
- Trzymajcie się. Damy radę.
Sophie uśmiechnęła się, wyłączyła krótkofalówkę i włożyła ją z powrotem do kieszeni. Podeszła do ławki stojącej niedaleko i usiadła na nią.
- Ciekawe, kiedy to wszystko się zacznie. - wyciągnęła z torebki butelkę wody i upiła jeden łyk.
Warp i Brandon podeszli do niej i usiedli po obu stronach.
- Słyszałaś, co mówiła Nea. Damy radę. Musimy walczyć o nasze miasto. -
powiedział Warp. Przysunął się do Sophie i objął ją ramieniem. Dziewczyna nie protestowała. Trzymając się kurczowo koszulki Warpa, położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Sob 15:21, 09 Cze 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 7, przed 14 - Luke West

Im uważniej przysłuchiwał się przemowie Nerine, tym bardziej upewniał się w przekonaniu, że Kage miał racje wyruszając wcześniej.
Teraz zapewne prowadziłby jakąś grupę oszołomów ku zagładzie.
Bo w końcu w całym Grantville było zaledwie pięć osób znających rozkład tuneli.
I to jeszcze przed nastaniem Nowego Świata.
- Uda im się? - usłyszał z boku poddenerwowany głos Allena.
- Nie ma szans. Ja sam znam jedynie ich rozkład tylko dlatego, że ojciec zabierał mnie tam od kiedy skończyłem cztery lata. Pogubią się tam jak dwie minuty.
Nie mówiąc już, że jeden tunel jest nawiedzony i nikt stamtąd już nie wrócił.
Saturn parsknął pod nosem spoglądając z ironią na "przyjaciela".
- A Kage?
Luke wolał nie komentować niesamowitej pamięci przyjaciela. Skrycie zazdrościł mu tej zdolności.
O wiele bardziej niż siły fizycznej czy charakteru.
- Gdzie on tak w ogóle jest? W Michaeltown nie ma gdzie się skryć, prawda?
Allen na to wybuchnął śmiechem, łapiąc się przy tym za brzuch
- Ależ ma. Zapomniałeś? - zapytał spoglądając na Luke'a z mieszaniną kpiny i... lęku?
- U niej!? - wykrzyknął, a gdy kilka osób odwróciło się w ich stronę, pochylił się pytając szeptem - Powaliło go?
Saturn wyłącznie wzruszył ramionami, czym naprawdę podirytował Westa.

[MT] Dzień 7, popołudnie

Kage stanął pod drzwiami jednego z większych mieszkań w Nowym Świecie. Nie obawiał się zbytnio, że zostania zauważony. Wysoki żywopłot zarastający ogrodzenie kompletnie pozbawiał widoku na ogród Kalpe'a.
Zadzwonił trzykrotnie wciskając dzwonek.
Krótki urywany sygnał.
Mam nadzieje, że jeszcze pamięta. Chociaż z drugiej strony to nie chce się z nią spotykać.
Drzwi otworzyły się, ukazując wysoką dziewczynę, o lekko kręconych blond włosach związanych z tyłu. Na widok Usagi'ego uniosła wysoko brwi znad swoich szarych oczu.
- Cześć Char, dawno się nie widzieliśmy. Wpadłem tylko...
Urwał w pół zdania, gdy chwyciła go za koszulę, wciągając go do środka. Drzwi się zatrzasnęły, a ona przywarła do niego całując go namiętnie.
Ona chyba nie chce...
Widząc jego opór wbiła mu paznokcie w żebra, jednocześnie zamykając drzwi na klucz, zostawiając go w nich, na wypadek przybycia niezapowiadanych gości. Następnie zdjęła koszulkę i widząc zdziwioną minę Usagi'ego posłała mu podirytowane spojrzenie.
- Jeśli czegokolwiek ode mnie chcesz, musisz mi coś w zamian dać. Zgoda? - zapytała, całując go po szyi.
Jak ja tego NIENAWIDZĘ!!!
Mimo to objął ją w talii, zdejmując jej spodnie. Tamta uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na niego wygłodniałym wzrokiem.
- Tak się niecierpliwisz? - zapytała kpiąco. Pchnęła go na podłogę i usiadła mu na kroczu, drąc paznokciami jego koszulkę.
- Zdejmij spodnie.
Nie widząc reakcji biła mu łokieć w krocze. Niechętnie rozsunął rozporek, a ona wtedy zdjęła je. Następnie oparła tam głowę, biorąc w dłoń jego członek.
- Będziesz się naprawdę świetnie bawił.

*półtorej godziny później*
W drodze do pokoju wpadli do kuchni i już tam zostali.
Jak ja tego nienawidzę.
Kage leżał w kącie oddychając miarowo. Teraz było mu już to obojętne.
Tylko że zawsze gdy to się zaczynało, nie mógł wyzbyć się pewnego rodzaju oporu. Bezsensownego sprzeciwu, który nic nie dawał.
Przecież i tak by to zrobiła. Czemu zawsze tak reaguje.
Usiadł, opierając łokieć na kolanie i spojrzał na Charlie, biegającą w samej koszulce po mieszkaniu.
Cóż takiego pociągającego jest w nagim ciele?
Tamta spojrzała na niego i uśmiechnęła się uroczo. Odpowiedział jej jedynie parsknięciem.
- Potrzebuje majtek - wycedził, wracając do siebie. Tamta westchnęła, kręcąc żałośnie głową.
- Nic się nie zmieniłeś. Zimny i opanowany, co? - zapytała kpiąco. - I nadal aseksualny?
Chłopak spojrzał na nią z mieszaniną litości i pogardy.
- Proszę cię. To tak jakby kazali czy leczyć twój sadyzm. - oparł się na krześle, wstając na równe nogi. - Bez leków nic nie zdziała.
Doszedł oświetlonego korytarza i wziął stamtąd swoje rzeczy.
- Podarłaś mi koszulkę - odparł z wyrzutem, zakładając spodnie.
Oparł się o zlew i zapatrzył się w okno nad nim.
- Zabiłem dziś trzy osoby.
Tamta uniosła głowę znad talerza i spojrzała na niego z troską.
- Źle się z tym czujesz? - zapytała wracając do swojego spaghetti.
Westchnął odwracając się w jej stronę.
- Trochę - odparł smutno. Następnie na twarzy zagościł mu lekki uśmiech. - Zimna logika. Nikt nie mógł mnie tam ujrzeć.
- A czego chcesz? - zapytała spoglądając na niego z uwagą.
Chłopak wyjął z kieszeni krótkofalówkę i postawił ją na stole.
- Zbliża się wojna. Połączysz się z niejaką Nerine i powiesz jej, że na prośbę waszego wspólnego japońskiego przyjaciela przyjmiesz ją u siebie w domu - wziął z krzesła poplamioną farbą koszule ojczyma Char i ubrał ją na siebie.
W korytarzu znalazł swój upuszczony pistolet i kilka szpargałów.
- A! Jeszcze jedno! Jak teraz masz na nazwisko? - zapytał stojąc przy otwartych na oścież drzwiach.
Tamta spojrzała na niego zaskoczona.
- Kaple. Charlie Kaple.
On kiwnął głowa i przeskoczył przez płot od strony drogi, zostawiając jej dom za sobą.
Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego, szczęśliwy, że w końcu będzie mógł działać na własną rękę.
Wybacz Nerine ale ja po prostu mam z tego frajdę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Sob 16:34, 09 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:47, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Za MT] Dzień 7 (7 lipca), wieczór

Nea siedziała nerwowo od trzech godzin na drzewie, a nie zanosiło się, żeby wkrótce z niego zeszła. Okolica była spokojna.
- Sophie, odbiór - mruknęła do krótkofalówki.
- Jestem - odezwał się zniekształcony głos. - Co jest? Przecież przed chwilą było OK, odbiór.
- Tak, ale nie podoba mi się ten spokój. Coś jest nie tak.
- Dopiero 19. Spokojnie. Bez odbioru.
Nea westchnęła ciężko postanowiła, że jakoś spożytkuje ten czas. Wyjęła zza paska pistolet. Rewolwer Smith&Wesson Model 29.
"Znany bardziej jako Magnum, dla każdego, kto oglądał Brudnego Harry'ego"
Położyła go płasko na dłoni, a chwilę później później Magnum lewitowało, koziołkowało i wyczyniało najdziwniejsze harce.
"Szkoda, że ma taki odrzut. Ale to jedyna rzecz, która została mi po tacie. Resztę mama schowała w pudłach na strychu".
Jej ojciec, jako zawodowy żołnierz, czasami zabierał córkę na strzelnicę. Po jego śmierci Nea często tam wracała, głównie po to, żeby się wyżyć. Nigdy nie odważyła się strzelić z tego Magnum, które zostawił po sobie ojciec.
Za to na strzelnicy pracownicy często dziwili się, dlaczego tak młoda dziewczyna wybierała opcję 'Strzelaj z Brudnym Harry'm', co równało się używaniu właśnie 44 Magnum.
"Teraz nie powinno być aż tak źle. Chociaż ten odrzut dalej jest paskudny. Oczywiście, nie mogę się równać z tymi z Grantville, którzy pewnie od zawsze wyżywają się gdzieś w lesie, strzelając ukradzioną bronią, ale zawsze lepsze to, niż nic".
- Szkoda, że przestałam wierzyć, że to może się udać - mruknęła do siebie. Wytężyła słuch, bowiem było już tak ciemno, że na dłuższe odległości nic nie było widać.
Prócz Magnum, w kieszeni miała też połyskujący kastet. Do pasa miała przypięty myśliwski nóż w barwnej pochwie, prezent dla mamy od wujka - pasjonata polowań.
"I tak tylu z nas zginie...
Po co...?"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 16:01, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT, ulice] Dzień 7, (7 lipca), późne popołudnie.

Lacie wysłuchała dziewczynki z uwagą.
- Boże, wybacz mi że to robię, ale... - uklękła przy dziewczynce i położyła rękę na jej ramieniu. To było już dla niej czymś normalnym, bo wiedziała, że jej dotyk uspokajał ludzi. Wcisnęła niepostrzeżenie do dłoni dziewczynki pistolet. - Jesteś z Grantville, co nie? Ale nie strzelaj, jeśli nie umiesz.
- Umiem. - odparła dziewczynka, a Lacie westchnęła.
Dlaczego nie jestem zdziwiona?
Lacie do drugiej ręki wcisnęła jej krótkofalówkę.
- Jeśli ci się coś stanie... - mruknęła. - To jest krótkofalówka, których i tak mamy pod dostatkiem. Więc w razie czego... - nie dokończyła, bo ktoś szarpnął ją za ramię. Julie ścisnęła w dłoni krótkofalówkę i pistolet, spoglądając to na Lacie, to na Percivala.
- To ile jeszcze, zanim przyjadą?
- Z trzy, cztery godziny. - mruknęła Lacie.
- To w razie czego... - Julie wskazała głową krótkofalówkę. - gdyby coś mi się stało...
- Tak.
Jeśli akurat wtedy będę w mieście...
Julie skinęła głową i odeszła, a Lacie obrzuciła Percivala zirytowanym spojrzeniem.
- GZIEŚ TY SIĘ PODZIEWAŁ?
- Robiłem co kazałaś. - burknął cicho Perc.
- A no racja. Ale teraz się nie oddalaj, bo zostałeś przydzielony do mnie.
- Wiem, Ethan kazał mi cię znaleźć. - powiedział Percival i ścisnął pistolet. Jeden z najlepszych, jakie Lacie znalazła w komisariacie drugiego dnia, co od razu zauważyła.
Tak, w końcu Percival dowodził "strażą" i strzelał najlepiej. Uśmiechnęła się do niego.
- To miło że tak o mnie dbacie.
- Taaa, musisz żyć. - stwierdził Percival i poklepał ją po ramieniu niezgrabnie. - Ciężarówka załadowana. Jak prosiłaś. - nagle oczy mu się rozjaśniły. Zaczął nią potrząsać, z błyszczącymi oczami pełnymi fascynacji. - Jezu, Lacie, wiesz, ile my tego gówna znaleźliśmy?
Lacie uśmiechnęła się złośliwie.
- Tak. Tak, wiem. A teraz biegiem, musimy znaleźć Warpa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:09, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 7, (7 lipca), po południu – Lisa

Lisa wiedziała, że ktoś mógł ją zobaczyć. Nie kryła się zbytnio z tym co zrobiła. Musiała przestać być sobą. Na jakiś czas.
Weszła do sklepu z perukami. Nie chciała farbować włosów, jeszcze nie teraz. Zabrała długie blond włosy. Następnie ze sklepu z ubraniami zabrała czarne spodnie i skórzaną kurtkę.
Wróciła do domu.
Przebrała się w nowe ubrania – czarne spodnie i biała podkoszulkę oraz skórzana kurtkę. Dokładnie schowała swoje czarne włosy pod peruką i lekko się podmalowała.
Już nie przypominała siebie. Nie tylko z ubrań, ale i z twarzy. Wyglądała trochę na starszą.
„Czas na show.”
Zabrała cztery pistolety, dwa chciała oddać a dwa zachować dla siebie.
Wyszła na ulice miasta jako ktoś inny.

[MT] Dzień 7, , po 14 – Michelle

Panowała cisza, a Barbie miała nadzieję, ze Michelle odejdzie.
– Wiesz, mogę pomóc ci z oddziałem, tyle ludzi na jedną, dwie osoby? – dziewczyna spojrzała na nią jak na idiotkę. -Wybierz cel.
- Rozbita witryna sklepowa. Głowa najmniejszej matrioszki.
Michelle jak na komendę wycelowała i pociągnęła za spust. Nabój przebił na wylot drewno we wskazanym miejscu.
- Do usług. To jak?

[MT] Dzień 7, (7 lipca), po południu – Jenny

Jenny szła do McDonald’s po jedzenie, jednak ktoś wręczył jej kartkę. Natychmiast przeczytała jej zawartość.
Witajcie!
Myślicie, że to już koniec wieści? Nie, to zdecydowanie początek.
Nasza kochana Uzdrowicielka wyszła z piwnicy! Alleluja?
Szykuje nam się kolejny gorący romans. Sophie i Warp. Przecież nie ma to jak całować się w nocy i spać na ławce w parku? Prawda? Och, i jeszcze alkohol. Wino było dobre?
Gorąco.
Natomiast chłopiec z lodu pokutuje w parku. Ethan, przecież uratowałeś swoją miłość. Nie zasmucaj się.
Echo przepadła jak echo. Pani przedszkolanka porwana przez swoja siostrę?
Sztukuje się wielka wojna. Grantville vs. Michaeltown. Kto wygra?
Nie tylko tutaj są mutanci. Dziewczynka z zapałkami bawiąca się ogniem oraz ktoś kto podobno manipuluje czasem. Nic pewnego.
Dlaczego nikt o tym jeszcze nic nie wie?
Czyżby chcieli to przed nami ukryć?
Oj nie ładnie, nie zapominajcie - ściany mają uszy.
Patrzę,
JA

- CO?!
Po czym biegiem wróciła do domu i pokazała Danowi kartkę.

[MT] Dzień 7, (7 lipca), po południu

-Czytaj, nie o tych romansach. O wojnie.
Dan zamilkł i nie mógł nic powiedzieć.
– Skąd wiemy, że to nie plotka?
- Bo ten ktoś podaje tylko sprawdzone informacje. Widzisz Lacie wyszła. Wszyscy o tym kimś mówią.
– Czyli, będzie wojna. Miło, że coś wiemy. – przez chwilę znów analizował każde słowo. - Idę się upewnić.
Wyszedł na ulice miasta wkładając kartkę do kieszeni. Po kilkunastu minutach spotkał dziewczynę, która sprawowała władzę.
– Nea, o co z tym chodzi? – pokazał jej kartkę. Dziewczyna przeczytała wszystko dokładnie.
- Wojna.
– Dziękuję za taką ważną informację. – Dan odwrócił się plecami. Wiedział, ze nic więcej mu nie powie. Był zdenerwowały. Zauważył, że latarnia się zapaliła i zgasła. To była jego sprawa.
„Cóż. Widzę, że moja zdolność jest coraz mocniejsza.”
Wrócił do domu i rzucił do Jenny:
- Pakuj się. Jedziemy do Grantville. Mam dość tego porąbanego miasta.
- Ale. Skąd wiedziałeś co chcę zrobić? Jestem już spakowana. Ty też.
- Mała J, po tylu latach świetnie cię znam.
Zamknęli drzwi od swojego domu i z nadzieję, ze będą mieli do czego wrócić. Jeśli w ogóle wrócą.
Dlaczego to zrobili? Może dlatego, ze nie mieli nikogo w tym mieście. Tam wiedzieli, że nie zostaną wrogiem publicznym numer jeden.
Gdy szukali jakiegoś auta zobaczyli blondwłosą dziewczynę.
- Łapcie – krzyknęła do nich i rzuciła dwa pistolety. – Dzięki, że nie wyrwaliście z tego statku! – po czym przyłożyła palec do ust. Lisa wiedziała, ze gdy teraz ktoś wyjeżdża oznacza, ze staje się sojusznikiem drugiego miasta. – Grantville. – powiedziała im na tyle głośno by tylko oni usłyszeli.
„Czyżby oni mieli tu już swoich sojuszników?
Przecież ta dziewczynka jest stąd. Zabraliśmy ją ze statku.
Ale to nie jest ta sama osoba.”

- Lisa – dorzuciła na odchodne.
-Dan, widzę świetne auto. Są w nim kluczyki! – wskazała na sportowy wóz z przyciemnianymi szybami. Właściwe były prawie czarne.
- Świetnie – oboje wsiedli do auta. Chłopak odpalił samochód. – Panie Boże daj nam tyle szczęścia byśmy się nie rozj*bali o jakieś drzewo. Amen.
I opuścili Michaeltown. Być może jakiś patrol był ustawiony przy wyjeździe, ale jechali taką prędkością, ze go nie zauważyli, a przez ciemne szyby oni nie zauważyli pasażerów.
- Każda minuta jest teraz ważna. Oni mogą już opuszczać miasto.
W ekspresowym tempie zjawili się przy wjeździe miasta.
„Ostatnio tego tu nie było.”
Spojrzał na szlaban i czujnych strażników. Wyszedł do nich.
- Czego chcesz? Myślisz, ze cię wpuścimy? – po czym zaśmiali się. Jeden wyjął krótkofalówkę.
- Ktoś chce wjechać do miasta. Odbiór.
- Nie wpuszczać go! Kto to? Odbiór.
Dan usłyszał znajomy głos.
„Deb!”
- Ktoś ty? – warknął.
- Ja do Deborah. Deborah Hinner. Dan.
- Jakiś Dan. Odbiór.
- Dwaj mi go! - po czym niechętnie chłopak oddał mu krótkofalówkę. – Dan?! Co ty tutaj robisz?!
- Wpadłem wam pomóc. Mam dość tego zasranego miasta – przez chwilę nie usłyszał odpowiedzi. Dziewczyna musiała być w szoku.
- Dobra. Wpuścić go! Podejdź pod cmentarz. ROZUMIECIE JEŁOPY?! ON MA SIĘ TAM ZNALEŹĆ RAZ DWA! Bez odbioru. – po czym chłopak oddał krótkofalówkę i został pokierowany w okolice cmentarza.
Będąc na miejscu razem z Jenny wysiedli. Dan miał za pasem kilka noży którymi rzucał i pistolet od dziewczynki. Zobaczył znajomą twarz Deborah.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 16:25, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Rynek] Dzień 7 (7 lipca) późne popołudnie

Z zamyślenia wyrwał ją głos Lacie.
- Warp, muszę cię ukraść.
Sophie wstała i podeszła do przyjaciółki.
- Gdzie idziecie?
Lacie po cichu opowiedziała Sophie o swoim planie. Kiedy skończyła, Sophie wzięła torebkę, która leżała na ławce i założyła ją z powrotem na ramię.
- Pomogę wam.
Lacie położyła dłonie na ramionach przyjaciółki i uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Jesteś potrzebna tutaj. - powiedziawszy to, objęła Sophie i mocno ją przytuliła. - Zajmij się tymi wszystkimi dzieciakami. Pomóż im.
- Uważajcie na siebie. - odsunęła się od Uzdrowicielki. Czuła, jak łzy napływają jej do oczu.
Warp widząc to, podszedł do Sophie i pocałował ją w usta. Sophie nie protestowała. Czuła, że między nią i Warpem jest coś więcej niż tylko przyjaźń. Odwzajemniła pocałunek i przytuliła się do chłopaka. Spojrzała na Lacie i zauważyła, że ta złośliwie patrzy na Warpa. Kiedy już uwolnili się z uścisku, Sophie podeszła do Lacie i przybliżyła swoje usta do jej ucha.
- Nie ukradnie ci jej. - szepnęła.
- Mam nadzieję. - Lacie zaśmiała się i razem z Warpem i Percivalem odeszła od zebranych.
Sophie z powrotem usiadła na ławce, tym razem podciągając nogi do góry. Odwróciła głowę w stronę ulicy i zauważyła idącą Alyssę. Zerwała się i pobiegła w stronę dziewczyny.
- ALYSSA!
Dziewczyna spojrzała na Sophie i ruszyła w jej stronę.
- Przepraszam za to, co zrobiłam ci w Grantville.
- Ja też przepraszam. Zachowałam się, jak jakaś idiotka.
Sophie uśmiechnęła się i objęła Alyssę ramieniem. Razem ruszyły w stronę zebranych dzieciaków.
- Pomogę wam. Mam dość potrzebną moc.
- Tak. - Sophie zaśmiała się. - Którą używasz tylko w ważnych sytuacjach.
Alyssa puściła oko do Sophie i razem z nią usiadła na ławce koło Brandona.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Sob 16:27, 09 Cze 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:33, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Za MT] Dzień 7 (7 lipca), wieczór

- Czarne, sportowe auto, właśnie wyjechało z Michaeltown, jedzie w kierunku Grantville, odbiór - zakomunikowała Nea do krótkofalówki. Odpowiedział jej głos Percivala, szefa straży.
- Przyjąłem. Bez odbioru.
Nea nadal bawiła się swoją mocą. Teraz do Magnum dołączył kastet, wuwuzela i nóż. Zaczęła odczuwać lekkie zawroty głowy, oddech jej przyspieszył. Jednak zacisnęła zęby i skoncentrowała się.
Zerknęła na podświetlany zegarek. Dochodziła ósma wieczorem.
Im dłużej panowała cisza, im dłużej nic się nie działo, tym bardziej Nea się denerwowała.
"Boję się. Po prostu się boję".


[MT] W tym samym czasie - Matson

Dostała Browninga, co wzbudziło w niej nienajlepsze wspomnienia. Ten pistolet zwinęła, kiedy chciała zamordować Barbie.
Zacisnęła rękę na kolbie i zaczęła przechadzać się po strefie, którą wyznaczył jej Ethan i Percival, koordynatorzy obrony Michaeltown.
"Tym razem dostaniesz swoją kulę, skarbie".
Wtedy latarnia nad nią zamigotała i zgasła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Char
Xavier Zake, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:39, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - ulice] Dzień 7 (7 lipca) późne popołudnie

Julie przycupnęła na chodniku, patrząc to na pistolet, to na krótkofalówkę.
Nie chciała walczyć.
Czuła się jak balon bez powietrza.
Przecież była tylko dzieckiem. Dzieckiem, które zawsze musiało być na marginesie. Na marginesie rodziny, na marginesie społeczeństwa.
Czemu teraz miałaby nadstawiać karku za tych ludzi, którzy nic dla niej nie zrobili, kiedy Jake i Simon ją bili, kiedy matka na nią wrzeszczała...?
Położyła pistolet na asfalcie, jakby był czymś nadzwyczaj delikatnym, tak delikatnym jak malutkie dziecko.
Ale przecież nie może się poddać, nie może uciec. Nigdy nie uciekła.
Krzywiąc się boleśnie, wzięła broń i pobiegła na rynek.
W głowie obijał jej się tekst piosenki, której swego czasu Jake słuchał bardzo często:
To nie jest serial, tu nadzieja umarła.
Ten świat to farsa, wolę lśnić czy spłonąć jak zapałka?
Błysnąć chociaż na chwilę, by ogrzać chłód tej nocy.
Może dam życie, energię, by znowu sens zdobyć?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:45, 09 Cze 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 7, popołudnie

Effy spoglądała na grupę nastolatków tworzących niewielki 15-osobowy oddział mutantów. Razem z Deborah miała kierować tą grupą podczas wojny. Większość z nich już miała broń, niektórzy trzymali kije bejsbolowe lub metalowe łomy. Jednak mimo wszystko niepokoiło ją, że tak mało dzieciaków ma moc. Bała się, że liczba mutantów z Michaeltown jest zbyt duża. Przynajmniej Ethana nie musieli się obawiać. Deb w każdej chwili mogła powstrzymać jego moc. To Sophie i Nea stanowiły wyzwanie. Ta pierwsza nie wydawała się Effy groźna. Telepatka sama potrafiła wtargnąć do czyjegoś umysłu. Poza tym moc Sophie inaczej działała na mutantów, a inaczej na zwykłe dzieciaki.
Nagle krótkofalówka stojącej obok niej Deb zatrzeszczała i Effy zwróciła wzrok na dziewczynę.
- Ktoś chce wjechać do miasta. Odbiór. - usłyszały z głośnika.
- Nie wpuszczać go! Kto to? Odbiór.
Nastąpiła chwila ciszy i po chwili strażnik znów się odezwał.
- Jakiś Dan. Odbiór.
- Dawaj mi go! - wrzasnęła Deb. Effy spojrzała na nią ze złośliwym uśmieszkiem.
- Dan?! Co ty tutaj robisz?!
- Wpadłem wam pomóc. Mam dość tego zasranego miasta. - usłyszały głos chłopaka.
Deborah spojrzała zszokowana na telepatkę. Malone przewróciła oczami.
- Przyda się nam. To elektrokinetyk. Jedna osoba więcej po naszej stronie to zawsze coś.
- Dobra. - rzuciła Deb do krótkofalówki - Wpuścić go! Podejdź pod cmentarz. Rozumiecie jełopy?! On ma się tam znaleźć raz dwa! Bez odbioru.
- Łał. Nie przesadzajmy. Nie sądziłam, że tak za nim tęsknisz.
Kilkanaście minut później pojawił się Dan w towarzystwie Jenny. Chłopak uśmiechnął się do Deb witając ją.
- Tylko tyle? Myślałam, że rzucicie się sobie w ramiona. - zakpiła telepatka - Cześć Stempel. - wyszczerzyła się do chłopaka.
Zauważyła Jenny i skrzywiła się. Nie podobał jej się taki obrót sprawy. Ale Dan był przydatny. I należał do silnych mutantów. Dlatego właśnie musiała z nim przebywać jeszcze jakiś czas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 16:45, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Rynek] Dzień 7 (7 lipca) wieczór

Zgasły latarnie. Zapadła cisza.
- Co się dzieje? - usłyszała cichy głos, który był własnością któregoś z zebranych dzieciaków.
Sophie wyciągnęła z kieszeni krótkofalówkę.
- Nea, odbiór.
- Odbiór. Co jest?
- Nie wiem. Coś się dzieje. Zgasły wszystkie latarnie w mieście.
- Czyżby część planu Grantville? No nic, poczekamy i zobaczymy. Narazie czysto. Bez odbioru.
Sophie włożyła krótkofalówkę z powrotem do kieszeni. Alyssa podeszła do niej i wręczyła jej latarkę.
- Trzymaj. Dobrze, że ją wzięłam.
- Jesteś wspaniała. - Sophie uśmiechnęła się do dziewczyny i zaświeciła latarką. - Proszę, zachowajcie spokój. Podejrzewamy, że to część zemsty Grantville. Zbierzcie się bliżej ławki, żeby nikt się nie zgubił i żebyśmy lepiej siebie widzieli.
Wszyscy zebrani podeszli bliżej Sophie, Brandona i Alyssy. Freddie usiadł obok Sophie.
- Niech ten koszmar się już skończy.
- Damy radę, maleńka. - chłopak uśmiechnął się do Sophie i wziął od niej latarkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:11, 09 Cze 2012    Temat postu:

[GV] 7, 7, po 14 - Barbie
- Do usług. To jak? - spytała Michelle uśmiechając się jak Kot z Chesire.
- Dobrze strzelasz, co do tego nie ma wątpliwości. Wiesz, który to Stewart, nie? - Barbie wskazała ręką chłopaka wiążącego sznurówki glana. - Chodziłyśmy z nim na historię, zdaje się. Wymień się z nim, Walther na uzi, jeśli zdążysz podszkolić się w strzelaniu z tego, dopóki nie wyjdziemy z miasta, zajmiesz pozycję Stewarta. Jeśli nie, wracasz do Walthera, jasne?
- Spoko. A co z ogarnięciem tego wszystkiego? Mogę…
- Możesz mi co najwyżej asystować. Nie znam cię, nie licząc tego, że kilka razy widziałam cię na historii. Nie ufam ci.
- Ale…
- Masz coraz mniej czasu, zaraz uzi ucieknie ci sprzed nosa.
Dziewczyna kiwnęła głową i podeszła do Stewarta.

[GV] 7, 7, przed 15
- To chyba ty miałaś do mnie przyjechać, a nie ja do ciebie? – uśmiechnął się Dan.
- Skąd się tu wziąłeś?! Dobra, nie ważne. – westchnęła. – Zaraz zaczynamy przemarsz.
Stali obok Nerine, która zawzięcie studiowała coś z jakiejś kartki.
- Plan tuneli – wytłumaczyła, widząc, że Dan się temu przypatruje. – Wiesz… już widzę twoją rolę w tej wojnie.
Dan kiwnął głową.
- UWAGA WSZYSCY! IDZIEMY! - krzyknęła Nerine. Stanęła na początku tłumu, między Barbie a Chantalem. Obok Barbie szła dziewczyna, której Deborah nie kojarzyła.
Tłum ruszył.
Nerine prowadziła ich w stronę cmentarza. Nie było to zbyt wygodne, z racji, że musieli omijać nagrobki. W końcu doszli do katedry. Chantal otworzył duże drzwi katedry, a potem razem z jakimś innym chłopakiem przesunął ławkę. Pod nią znajdował się właz. Ktoś rzucił Chantalowi łom, który szybko otwarł wejście. Kilkanaście minut trwało zanim wszyscy znaleźli się w tunelu.
Dziewczynka, która nie szła z nimi zamknęła właz i wnioskując z dźwięków, dosunęła ławkę, tym samym pogrążając ich w całkowitej ciemności.
Szli, oświetlając sobie drogę latarką. Słychać było tylko tupot kroków i przyciszone rozmowy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Sob 17:15, 09 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Char
Xavier Zake, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:31, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Rynek] Dzień 7 (7 lipca) wieczór

Julie przepchała się przez tłum do dziewczyny, która miała latarkę. Miała, bo wziął ją jakiś chłopak.
Musiała zorientować się w sytuacji.
Na początku nie zwróciła na nią uwagi, więc była zmuszona, jak poprzednio z Lacie, zawzięcie dźgać ją palcem w rękę.
W końcu tamta zaszczyciła ją spojrzeniem.
- Jestem Julie - powiedziała, nie czekając na żadne pytania. - Mam sześć lat, pistolet i moc tworzenia iluzji. I dwóch braci, ćpunów. Pochodzę z Grantville. Mam pytanko, a mianowicie: czy jest jakikolwiek jawny plan walki, nieobejmujący strzelania gdzie popadnie przez masę ludzi? Ach, i jak się nazywasz?
Ciemnoskóra nie odpowiadała, jakby nie do końca wiedziała, o co małej dziewczynce chodzi.
- I nie pytaj, czemu nie jestem w podziemiach - dodała z uśmiechem Blade.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin