Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Epilog

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:58, 20 Kwi 2013    Temat postu: Epilog

    Trzy tygodnie później

[Samantha Town] Dzień 21 (3 luty), po południu - Olga

- To już piętnasty - Olga odwróciła się na dźwięk głosu Percy'ego, którego prawie nie było widać spod szala i czapki nasuniętej głęboko na czoło. Dwaj inni chłopcy, których nie mogła rozpoznać z powodu puchowych kurtek i kapturów, położyli w kącie kolejne ciało. Na początku, zanim pochowali ludzi, przykrywali ciała kocami lub prześcieradłami, ale później musieli wszystkie rozdać. Później przerzucili się na plandeki ze sklepu ogrodniczego, ale i te musieli rozdać.
Później zrobiło się zbyt zimno by kopać groby.
Później przybyło zbyt wiele ciał, by móc znieść ich widok.
Więc zaczęli je palić.
Później drewno stało się zbyt cenne, by móc je marnotrawić.
Olga pochyliła się nad ciałem. Był to chłopak, trochę starszy od niej.
- To Jaime Carter - mruknął Percy. - A to jego siostra, Nora.
Olga odwróciła wzrok od trupa kilkuletniej, rudowłosej dziewczynki.
- Umierała na moich rękach - wyszeptała, dotykając jej lodowatej dłoni.
Przez chwilę panowała między nimi cisza, jak zawsze, gdy Percy przynosił jej nowego trupa. - Coś nowego z Mistle?
- Nic.
Olga westchnęła ciężko i pokiwała głową.
- Claire: Uzdrowicielka?
- Wciąż na prochach.
- Sam?
- Odśnieża - na usta Percy'ego wkradł się słaby uśmiech. Samwell był jednym z kilku mutantów, których udało się uwięzić po pierwszej bitwie, ponad trzy tygodnie temu. Miał moc wytwarzania parzących kul światła, które topiły śnieg. Lód niestety nie, choćby medytował nad jedną bryłką przez godzinę. Był przymuszany do wysyłania swoich kul po ulicach, dzięki czemu na głównych trasach śnieg sięgał jedynie do kostek. Percy skinął Oldze i wyszedł na zewnątrz.

[Samantha Town] W tym samym czasie - Percy

Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, od razu pożałował, że w ogóle wyszedł. Przez pierwsze dwa dni wcale nie było tak źle. Owszem, śnieg nie przestawał padać przez prawie 24h, ale wszyscy po prostu siedzieli wewnątrz i wychodzili tylko po dzienną rację.
Później przyszedł mróz. Termometry zaczęły pękać. Po tygodniu nikt już nie potrafił stwierdzić, ile tak naprawdę jest stopni.
Prąd wysiadł po pięciu dniach. Zostali bez elektryczności. Woda w rurach zaczęła zamarzać, a wkrótce część rur w niektórych domach zaczęła pękać.
Mogli przeżyć na zapasach, mieli bardzo dużo jedzenia i sporo wody, ale i tej zaczynało powoli brakować. Musieli topić śnieg, który im pozostał.
Ludzie zaczęli rąbać meble i palić z nich ogniska, żeby się ogrzać. Później zaczęto rozpalać ogień w domach. Gdy jeden z nich zaczął się palić, ogień rozprzestrzenił się na kilka innych domów.
Nikt nie mógł nic zrobić. Było zbyt zimno, woda w hydrantach była zamarznięta. Pół miasta stało na ulicy, rozkoszując się ciepłem i próbując ignorować swąd palonych ciał.
Zostali osieroceni. Po mieście lotem błyskawicy rozeszło się, że Mistle oszalała. Garstka ludzi, takich jak Percy czy Olga postanowiła kontynuować jej dzieło i trzymać miasto w ryzach.
"Mistle dała im nadzieję. A teraz..."
- Cała nadzieja umarła - wymamrotał, brnąc przez śnieg. Lodowaty wiatr chłostał go w twarz. Gdy robiło się trochę cieplej, to tylko po to, by śnieg padał nieprzerwanie przez kilkanaście godzin, a potem zabójcze zimno powracało.
Cały ocean był skuty lodem. Niektórzy próbowali go rąbać, żeby zdobyć trochę więcej wody. Znajdywali takich niemal codziennie.
Zimnych, zsiniałych, z rękami kurczowo zaciśniętymi na siekierze.

Żyli tak od ponad dwóch tygodni. Mutanci odeszli, ale nikt nie wiedział gdzie się udali, gdy zasłona z ognia i latających przedmiotów opadła.
Nikomu też nie chciało się ich szukać.
Mróz zabiłby ich po kilku kilometrach, a silnik żadnego samochodu nie działał.
Nie wiedzieli nawet który z mupów jest przyczyną powolnej śmierci Samantha Town. Byli jednak prawie pewni, że reszta mutantów, gdziekolwiek się ukryła, prawdopodobnie ma o wiele cieplej.
Percy już prawie dotarł do ulicy Mistle, kiedy przydusił go potężny atak kaszlu. "Jeszcze kilka tygodni i zabije nas zapalenie płuc". Oparł się o jakiś płot, pokryty trzycentymetrową warstwą lodu, próbując przeczekać atak kaszlu, kiedy poczuł, że coś dotyka jego głowy.
- Żadnego dźwięku - wyszeptał mu ktoś do ucha zasłoniętego czapką. Percy wyczuł w jego głosie strach. - Zaprowadź mnie do Mistle, inaczej będzie z twoim pięknym miastem bardzo źle.
Percy pokiwał głową. Oprawca popchnął go do przodu. Egdecombe ruszył w kierunku domu Page'ów i Bloomwoodów. Oni jako jedyni wciąż mieli prąd, dzięki własnemu generatorowi, więc wszystkich rannych przynoszono do nich. Percy modlił się, żeby nikogo nie spotkali po drodze.
Po chwili usłyszał wycie wilków.

[Samantha Town] W tym samym czasie - Ray

Ray wyjrzała przez okno, próbując oszacować która jest godzina i ile jest teraz stopni. Wzdrygnęła się.
Od wielu dni żyli w mrozie i ciemnościach. Słońce wschodziło późno i zachodziło wcześnie, a kiedy już było na niebie, niemal zawsze przysłaniały go chmury. Zdążyła się przyzwyczaić do wiecznej, ponurej szarości.
Nagle usłyszała wycie wilków. Odwróciła się, spoglądając z niepokojem na Jima.
- Są głodne - wycedził, krzywiąc się. Przerwał mu opętańczy krzyk Mistle, ale do tego akurat zdążyli się przyzwyczaić.
Od 3 tygodni ich siostra pozostawała przypięta pasami do łóżka, całodobowo nagrywana kamerą na stelażu. Zazwyczaj mamrotała coś pod nosem, czasami krzyczała lub rozmawiała z kimś, kogo nie potrafili zobaczyć. Ray już pogodziła się, że musi karmić ją papkami z rozmiksowanych warzyw, albo gęstymi zupkami, których tylko czasem udało się nie rozlać, bowiem Mistle czasem rzucała się niekontrolowanie.
Pogodziła się też z tym, że musi zakładać jej pampersy dla dorosłych.
Ale zdarzały się też dobre dni. Wzrok się jej rozjaśniał, można było ją odpiąć i poprowadzić do łazienki, a nawet zadać kilka pytań.
Wczoraj był taki dobry dzień. Dzisiaj też, do czasu krzyku.
Ray zmarszczyła brwi. Pojedynczy krzyk był rzadkością.
- Lepiej pójdę i sprawdzę co z nią - mruknęła.
- Nie idź - wzruszył ramionami Jim. Ray jednak zeszła na dół i ruszyła długim korytarzem do skrzydła szpitalnego.
Pokój był pusty.
"O Boże. O Boże".
Tak wielki strach czuła tylko raz w życiu, kiedy 9 stycznia nadeszły ich 15 urodziny. Odmówiła kreaturze matki. Mistle musiała zrobić to samo, bo obie pozostały w ETAP-ie.
Żałowała tej decyzji każdego dnia, ale wtedy ich życie było o wiele mniej przygnębiające niż teraz. "Bez Ann... A teraz bez Mistle"
- Jim! JIIIIM! Mistle zniknęła!
- Jak to zniknęła? - spytał jej brat, kiedy zbiegł na dół. Wilki odezwały się ponownie. Oboje spojrzeli po sobie bez słowa, po czym narzucili płaszcze i wybiegli z domu.

[Samantha Town] W tym samym czasie, wieczór - Mistle

- I am a man who walks alone
And when I'm walking a dark road
At night or strolling through the park
When the light begins to change
I sometimes feel a little strange
A little anxious when it's dark
Fear of the dark, fear of the dark
- zanuciła Mistle, kiedy Percy próbował owinąć ją szalem.
Prowadził ich wyraźnie przerażony Pinky, a Percy zastanawiał się kto lub co przymusiło go do sprowadzenia przywódczyni (o ile można było ją tak jeszcze nazwać) miasta.
Odpowiedź ujrzeli gdy weszli na rynek.
Cokół, na którym niegdyś stał pomnik Freebrien'a był pusty. Postument wyparował, a na jego miejscu stali niemal wszyscy mutanci.
U ich stóp zgromadzono całe miasto, otoczone pierścieniem wilków. Większość wyglądała na siłą wywleczonych ze swoich domów. Ludzi wciąż przybywało, a pojawienie się kolejnych wilki kwitowały wyciem.
- Wyglądają na głodne - stwierdziła rezolutnie Mistle. - Cześć, Nolan!
Pomachała mu, jakby nie zwracając uwagi na otaczające ją potworne iluzje Knighta. Ostatecznie od 3 tygodni przyzwyczaiła się do takiego widoku. Niewątpliwie zaczęło się jej poprawiać, jakby zasłona na jej umyśle zaczynała powoli opadać. Powoli, ale systematycznie.
Chłodne powietrze otrzeźwiło ją trochę. Nie zauważyła, że wraz z pojawieniem się w mieście w szeregach EM rudowłosej Vivienne temperatura wzrosła.
- Więc znów się spotykamy, Mistle Page - uśmiechnął się Nolan, zeskakując z cokołu. - Widzisz, mamy do ciebie małą sprawę. Co tu dużo mówić, nie jesteśmy zachwyceni brakiem naszego ukochanego miasta.
Mistle wbiła w niego tępy wzrok.
- Widzisz, chcielibyśmy je... odzyskać.
- Oczywiście - parsknęła. - Ale zawsze jest jakieś ale, prawda?
Właśnie, gdzie Flossy? Jest z wami Bryce?
- Taaaa... - ciągnął Nolan, niezrażony jej pytaniami. - Ile osób już zabił ten, hm, drobny mróz? Dwadzieścia, trzydzieści? Ach prawda, nie wiesz. Nic już nie wiesz, Mistle.
- Wiem - zaprotestowała słabo, mgliście zdając sobie sprawę, że ich rozmowie przysłuchuje się kilkaset osób. - Nie tkniesz moich ludzi. Nie teraz. Nie znowu.
- Ach tak? - Nolan uśmiechnął się ironicznie i zagwizdał, jakby przywoływał psa.
Najpierw usłyszeli rumor, a potem dziwny łopot, połączony z zerwaniem się porywistego wiatru. Ogromny kształt zasłonił słońce. Mistle zadarła głowę w górę i rozdziawiła usta ze zdziwienia. Ktoś krzyknął z przerażenia.
Po niebie leciał smok, dosiadany przez dwie dziewczyny. Mistle po chwili rozpoznała siostry Whitemore. Smok zatoczył nad rynkiem krąg, gdzie dzieciaki zaczęły wrzeszczeć, rozpoznawszy niegdysiejszy pomnik smoka z parku. Nikt jednak nie ruszył się z miejsca, sterroryzowany przez wilki.
Mistle z przerażeniem gapiła się na Flo, która zobaczywszy jej strach, wybuchnęła opętańczym śmiechem i posłała jej całusa, po czym powiedziała coś do siostry. Elle skierowała dłoń na smoka.
Bestia wzleciała wyżej, zataczając kręgi nad ratuszem. Każde machnięcie skrzydeł smoka powodowało podmuch lodowatego wiatru. Smok zamachnął się potężnym ogonem, rozwalając narożnik budynku. Kreatura wygięła szyję, jakby nabierając powietrza.
A potem z jej gardła wystrzelił długi słup ognia. Ratusz niemal natychmiast stanął w ogniu.
- Cóż, teraz, kiedy już poznałaś Rhaego, naszego, uhm, rumaka przemierzającego ETAP, chyba nie będziesz tak nieroztropna, co, Mistle? Oddaj nam miasto.
- Nie.
Nolan uśmiechnął się i odbezpieczył pistolet.
- Twoim ludziom odebrano broń. Jesteście bez szans.
Oddał trzy strzały. Mistle wrzasnęła, kiedy Olga, Percy i jakaś dziewczyna padli na ziemię z przestrzelonymi kończynami, jęcząc i błagając o pomoc.
- Mike może sprawić, że ich kończyny, cóż, zgniją. Ale to i tak lepsze niż śmierć, prawda? Po co żyć w niezgodzie, kiedy może zapanować pokój?
Mistle spojrzała na niego z nienawiścią, ciężko przełykając ślinę i walcząc z mgłą zasnuwającą jej umysł.
- Czego żądasz?
Nolan zbliżył się do niej i chwycił pod brodę, zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
- Uklęknij i przysięgnij nam wierność.
W tłumie rozległy się gniewne pomruki i szepty. Mistle zamknęła oczy.
"Pięknie to rozegrali", pomyślała, gdy na wolnej przestrzeni wylądował smok. Flo zsiadła z niego z gracją i wraz z Elle dołączyła do reszty EM.
- Klękaj - wycedził Nolan z potwornym uśmiechem, przystawiając jej pistolet do czoła.
- Nie rób tego! - krzyknął z rozpaczą Pinky, ale został natychmiast uciszony przez Flo.
Mis wiedziała, że kładzie na szali życie całego miasta. Dziesiątek, setek niewinnych ludzi. Nastolatków. Dzieci. Niemowląt.
Spuściła głowę i ciężko upadła na ziemię. Śnieg zmoczył jej nogawki, kiedy przyklęknęła przez mutantami.
- Błagaj o litość.
- B-błagam - nie udało się jej powstrzymać szlochu. Po policzku spłynęła jej łza. Ktoś zaczął krzyczeć, ktoś płakał, kto inny wrzeszczał coś o poddaniu się.
- Głośniej.
- BŁAGAM O LITOŚĆ. Zostaw miasto w spokoju.
- Nolan, nie rób tego, nie strzelaj!
Nolan uśmiechnął się ponownie i wolną ręką pogłaskał ją pieszczotliwie po policzku.
- Nolan! - pieklił się Pinky. - Nolan, ona jest... - A potem Knight nacisnął spust. Ostatnie słowo utonęło w huku wystrzału i rozpaczliwym krzyku Ray. - ...mutantem.
Upokorzona, walcząc z demonami wewnątrz własnego umysłu, klęcząc przed Nolanem, Mistle Page była pierwszą ofiarą z ponad pięciuset, które tego dnia straciły życie.
Flo zachichotała, klaszcząc w dłonie.
- Cóż za szkoda. Lubiliśmy ją, prawda, Kocie?
- Jasne - przytaknął jej skwapliwie Kot, patrząc na swoją panią z niejakim niepokojem. Flo nie przestawała się śmiać.
- Nie zmusisz mnie - mruknęła nagle Whitemore. Kilka osób odwróciło się w jej stronę z niepokojem. - NIE MOŻESZ! NIE! NIEEE! ONA... NIE!
Nolan kopnął ciało Mistle i obrócił się, patrząc na wijącą się w drgawkach Flo. Elle klęczała nad nią, próbując uspokoić. Oczy Flo rozjarzyły się ostrą zielenią, a w tym samym momencie smok ponownie wzbił się w powietrze. Iluzje Nolana, przerażające potwory, dotąd stojące nieruchomo, ruszyły z miejsca.
- Co do... - zaczął brunet, wyciągając ręce, by je powstrzymać. Bezskutecznie. Jednocześnie wataha wilków rzuciła się na bezbronnych mieszkańców.
Samantha Town odchodziło powoli, w chaosie, w płomieniach i we krwi.
W jednej chwili wszystko wymknęło się spod kontroli. Flossy przestała panować nad swoją mocą i nad własnym umysłem. Smok, którego obdarzyła życiem, a Elle ogniem, latał nad miastem, niepodatny na jej rozkazy, których nawet nie potrafiła wydać, wijąc się na ziemi.
Ludzie uciekali w popłochu przed wilkami i przerażającymi iluzjami Nolana, powołanymi do życia przez Flossy. Większość z nich była upiornymi lalkami ludzkiego wzrostu, z powbijanymi w mózg czy oczy skalpelami, z pozdzieraną skórą i odsłoniętymi organami, trzymająca siekiery lub piły.
Nad wszystkim górował smok, paląc wszystko co weszło mu w drogę.

[Samantha Town] W tym samym czasie - Jim

- Musimy ją zabrać! - załkała Ray.
- Nie, Rayne, musimy uciekać, szybko! - warknął Jim odciągając ją od ciała siostry. "Straciłem dwie siostry w ciągu 3 tygodni".
Wszyscy uciekali z miasta, ramię w ramię, normalni i mutanci, nikt nie zwracał uwagi komu pomaga się podnieść, a kogo mija, ratując własne życie.
"Co się dzieje? Dlaczego nie potrafią nad tym zapanować?!"
Tuż przed nimi na ziemi zafalował czarny cień, a Ray wrzasnęła, czując, jak ogromne pazury chwytają ją w pasie i unoszą do góry. Chwilę później wyleciała w powietrze, wyrzucona przez smoka, jak dziecko wyrzucające zepsutą zabawkę.
Jim z rozpaczą obserwował, jak jej ciało niknie w płomieniach palącego się budynku.
Nagle wpadł na kogoś i omal się nie przewrócił. Rozpoznał Mike'a, jednego z mutantów. Już miał biec dalej, ale zatrzymał się, kaszląc od dymu. Wreszcie zgiął się w pół i zwymiotował na ulicę. Było nieznośnie gorąco.
Mike ze skupieniem celował rękami w powietrze. Jim ze zgrozą uświadomił sobie co ten robi. Posąg był z metalu. A metal...
- Koroduje.
Michael skinął głową, wykrzywiając wargi w ponurym grymasie.
- Przygniecie nas wszystkich. Uciekaj, niektórym może uda się przeżyć.
Jim już miał spełnić jego polecenie, ale nie wierząc temu co robi, potrząsnął głową.
- Nie. Jeśli pozwolisz, zostanę z tobą.
Michael, z twarzą perlącą się od potu, z wysiłkiem odwrócił wzrok od smoka.
- Dlaczego?
"Oto jest pytanie..."
- Zawsze lepiej umrzeć z kimś, niż samemu - powiedział. "Bez Ray moje życie jest nic nie warte". Stanął obok Mike'a i podobnie jak on wbił wzrok w niebo. Smok zataczał już coraz mniejsze kręgi i przestał zionąć ogniem.
- Do zobaczenia w piekle - mruknął Mike i z najwyższym wysiłkiem dokończył dzieła. Posąg wyglądał, jakby był wyrzucony na złomie przez dziesiątki lat, nabrał rdzawej barwy, prawie się rozsypując. Wreszcie runął na ziemię kilka metrów od nich i siłą impetu powłóczył jeszcze po ziemi.
Zatrzymał się dopiero po przebyciu kilku kolejnych metrów, pogrzebawszy pod kupą złomu kilkanaście osób, w tym Mike'a i Jima.

[Obrzeża Samantha Town] W tym samym czasie - Lily Wilkes

- Ona wstaje - Lily otworzyła oczy, a Stan wsadził kluczyki do stacyjki - Miałam rację.
- Musimy uciekać - mruknął chłopak. - I tak mamy szczęście, że nie zabili nas za ucieczkę.
- Że nas nie dogonili - wtrącił Matt, a Cana i Chase mu przytaknęli. - Równie dobrze mogliby kogoś za nami wysłać.
- Nie odpala - warknął Jeffrey, bezskutecznie próbując odpalić silnik. - Cholera jasna, akurat teraz!
- Wychodzimy - zdecydowała Cana.
- Możesz nas gdzieś teleportować? - zapytała z nadzieją Lily, jednocześnie spoglądając z niepokojem na ogarnięte paniką Samantha Town.
Cana pokręciła głową.
- Tylko siebie, ewentualnie jedną osobę. Musiałabym wrócić, musiałabym wied...
Jej gardło zostało rozpłatane przez ożywioną iluzję. Matt zareagował natychmiast, próbując odepchnąć bestie, ale nie reagowały na jego moc.
Cała czwórka zaczęła biec, rozpaczliwie ślizgając się po lodzie.
- Lily, ja... - zaczął w biegu Stan. - To pewnie niezbyt dobry moment, ale innego może nie być. Zawsze chciałem...
Wilkes wrzasnęła, kiedy rzucony sztylet wbił mu się w plecy. Drugi, identyczny dosięgnął ją kilka sekund później.
Chase poszedł w ich ślady zaledwie kilka minut później. Matt bronił się do końca, zażarcie walcząc z trzema potworami na raz. Po prawie dziesięciu minutach morderczej potyczki upiorna lalka odrąbała mu głowę.

[Droga w góry] W tym samym czasie - Elle Whitemore

Elle szybowała w powietrzu wraz z Flo, Pinky'm i Nolanem na latającym dywanie, który, podobnie jak Kot, był chyba jedyną rzeczą która nie wymknęła się rudowłosej spod kontroli.
- Co się dzieje?
- Nie wiem - odparł ponuro Nolan, poklepując dywan, aby obniżył lot i wylądował na jednym ze wzgórz. - Nie mam cholernego pojęcia. Kurwa, kurwa, kurwa. Wszystko się zjebało. Wszyscy umrzemy.
- Nie mów tak.
"Theo, Theo, gdzie jesteś?"
- A jak inaczej to wytłumaczysz?! - wybuchnął Nolan. - Najpierw Flo znika, potem wraca i zachowuje się jak jeszcze większy świr. Potem zaczynamy świrować z pogodą, Viv nie daje rady utrzymywać tam mrozów i u nas normalnej temperatury, chcemy przejąć miasto i nagle wszystko SZLAG TRAFIA!
- Ona jest mutantem - wyszeptał Pinky w chwili ciszy, gdy Elle i Nolan mierzyli się wzrokiem.
- Kto? - warknął Knight.
- Mówiłem, żebyś nie strzelał.

[Samantha Town] Dwadzieścia minut później - Mistle

W mieście było zaskakująco cicho.
"Dlaczego ja cokolwiek rejestruję?"
Ktoś jęczał cicho. Mistle spróbowała otworzyć oczy i odkryła, że nadal widzi. Postanowiła spróbować się poruszyć. Wstała i spojrzała z zaskoczeniem na swoje ręce.
Wszystko było w porządku, jedynie głowa pulsowała tępym bólem, niemal nie do zniesienia.
Wszystko było w porządku.
Jakby Nolan nigdy nie strzelił jej w głowę.
Ciepła strużka spłynęła jej po policzku. Mistle dotknęła jej i przystawiła do oczu. "Krew". Ruszyła jej śladem, aż do czoła, gdzie natrafiła na dziwaczne zgrubienie.
Rana zregenerowała się w przeciągu niespełna godziny.
- Żyję - powiedziała i wybuchnęła chrapliwym śmiechem. Połowa miasta płonęła, a gdzieniegdzie widziała konających ludzi. Bez słowa minęła kilka znanych twarzy. Wydawały się jej jak wyjęte z poprzedniego życia. Jak ze snu. Delaney, Azjatka John, Vincent, Louis...
Szła niczym robot nakierowany na swój cel. Po głowie kołotała się jej tylko jedna myśl.
"Jak?"
Brnęła przed siebie z uporem, wzdłuż torów kolejowych, a także później nawet gdy górski śnieg zaczął jej sięgać do kolan. Dotarła nad jeziorko, nad którym unosiła się dziwaczna, zielona poświata.
Nad taflą wody pochylały się ostatnie żywe osoby w ETAP-ie: Flossy, Nolan, Elle i Pinky.
- Nie bredź, Kai, to niemożliwe. Ona nie żyje.
- But I'm alive,
I'm alive,
I am so alive,
And I feed on the fear
That's behind your eyes
- zanuciła Mistle, a cała trójka odwróciła się w jej stronę z przerażeniem w oczach. Flossy nadal prowadziła wewnętrzny monolog.
Nolan wstał i podszedł do niej z obawą.
- To niemożliwe - wyszeptał ze zgrozą, patrząc w jej jasnozielone oczy.
- Ty nie żyjesz. Strzeliłem ci w głowę. Nie jesteś Mistle, jesteś...
- Nemezis.
Nolan upadł, chwytając się za gardło. Elle przestała oddychać i runęła z rozkrzyżowanymi ramionami do wody, ciągnąc za sobą Pinky'ego. Flossy po prostu znieruchomiała z lekkim uśmiechem na ustach.
Game over.



_____
Dziękuję wam. Jesteście wspaniali i bardzo Was wszystkich kocham Very Happy
Epilog szykował się od dłuższego czasu, ale osobiście uważam, że mógł mi wyjść lepszy. Inspiracją był mój własny sen Smile
Jeszcze raz dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin