Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział V
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 20:13, 18 Lis 2012    Temat postu: Rozdział V

Cieszę że wzięliśmy się w garść. Oby tak dalej.

[Ocean] Dzień 7, późny wieczór.

- I naprawdę nie przeszkadza ci bycie wrogiem publicznym numer 1?
Wpatrująca się w swoje dłonie Flo powstrzymała uśmiech.
- Jesteś dziwna.
Przeniosła wzrok na ciemną taflę. Nie mogła uruchomić silnika mocą. Nie mogła nic.
Była taka... Słaba.
- Nie mówisz nic od godziny.
Brielle ukryła twarz w dłoniach, a Billie westchnęła.
Wrócę tam, muszę tam wrócić, wrócę, wrócę. Jak tylko moja moc wróci, ja także powrócę.
Zadrżała na samą myśl o czekającej ją zabawie.
- Odezwij się.
Flo otuliła się peleryną.
- Mogłabyś pomóc mi wiosłować.
- Ja nie pomagam - odparła zachrypniętym głosem.
Billie spojrzała znacząco na wór z lekarstwami.
- Jasne. Wiesz, nie wyglądasz na załamaną, a chyba powinnaś. Gdy dotknęłam cię po zniszczeniu ulicy miałaś zaledwie dwie kreski. A przed prawie trzy i ciągle rosłaś w siłę.
- Zamknij się. Zaniżasz IQ całemu ETAP-owi.

[Wyspa] Dzień 7, późny wieczór.

- Nie było cię prawie dwa dni! - zawołał Nolan z oburzeniem gdy tylko pojawiła się na progu. Chciał dodać coś jeszcze, ale urwał, zobaczywszy jej stan.
- Mam lekarstwa.
- Dlaczego jesteś ubrudzona ziemią?
- Zniszczyłam ulicę.
- Dlaczego jesteś cała we krwi?
- Zabiłam człowieka.
- A ta krew na twarzy...
- Plułam nią.
- Chyba nie będę pytał o tą pelerynę niczym u Volde...
- Ukrywałam się przed ludźmi. Nienawidzą mnie.
Nolan zagwizdał, siadając na łóżku.
- Jesteś niezwykle rozrywkową dziewczyną, Brielle.
Flo usiadła obok niego i zmierzyła mu gorączkę.
- Tak samo - mruknęła, wysypując z worka lekarstwa. Zaaplikowała mu większość i westchnęła. - Jutro rano powinno się zauważyć różnicę. Przynajmniej tak jest napisane.
Naszpikowany lekarstwami Nolan zamrugał. Popchnęła go na łóżko i przykryła kołdrą.
- Wiesz, to ciekawe. Co oznacza twój kolor oczu? Są całkowicie czarne, to nieco niepokojące...
- Nienawiść. Wściekłość. Rozpacz - szepnęła jadowicie, pochylając się nad jego uchem. Wzięła z jego szafy pierwszą lepszą koszulę i ruszyła w stronę drzwi - Dobranoc, Nolan - mruknęła, wychodząc i zamykając drzwi.
- Dobranoc, mamusiu - usłyszała jeszcze i uśmiechnęła się lekko.

[Wyspa] Dzień 8, wschód słońca.

Z drżącej ręki wypadł jej termometr.
Nie.
- Łyatnie ci f tej koszuliii - wymamrotał rozpalony Nolan, który dopiero co się obudził.
- Zmierzyłam ci gorączkę.
- Zjadłbym kisiel.
- Nie opadła.
- Pomarańczowy.
- Wzrosła.
- Chociaż pomarańczowo-pomarańczowy też byłby niczego sobie.
- ZAMKNIJ SIĘ! ZAMKNIJ SIĘ, ZAMKNIJ SIĘ, ZAMKNIJ SIĘ, DO CHOLERY JASNEJ! - wrzasnęła Flossy, wskakując na niego. Chwyciła go za ramiona i potrząsnęła mocno - TY UMRZESZ! - krzyknęła mu prosto w twarz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Nie 20:20, 18 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:20, 18 Lis 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 7/8, noc - Jeffrey
Jeffrey stał na dachu jednego z budynków, przyglądając się temu, co działo się w mieście. Dzieciaki zbijały się w grupki, wkładały do wózków sklepowych wszystko, co choć trochę przypominało broń - od dużych patelń po siekiery. Stał na dachu wystarczająco długo, by słyszeć przemowę niejakiej Page - mimo, że wiał wiatr, słyszał doskonale każde jej słowo. Od pewnego czasu zauważył, że w ciemności widział prawie tak dobrze jak w dzień, stał się też dużo bardziej zwinny.
"To nie czyni ze mnie popaprańca..."
Swobodnie biegał po lodzie, a nawet kiedy prawie się przewracał, w ciągu ułamku sekundy udawało mu się odzyskać równowagę.
Powolnym krokiem przesunął się w stronę prawej krawędzi dachu, a potem zaczął biec. Od niemal tygodnia, kiedy obserwował te budynki, chciał to zrobić. Bieganie po lodzie w sumie przypominało trochę jazdę na łyżwach. Kiedy rozpędzony dotarł do równoległej krawędzi i
"Raz kozie śmierć"
skoczył. Wylądował na dachu sąsiedniego sklepu, trochę ślizgając się na lodzie.
"Nie. To zdecydowanie nie czyni ze mnie popaprańca"

[ST] Dzień 8, wczesny ranek
Lily, siedząc na krześle w kuchni, jadła przyrządzony kilka minut wcześniej budyń.
Od czasu, kiedy wałęsała się nocą po ulicach, wybiła się ze snu. W żaden możliwy sposób nie mogła zasnąć, a nienawidziła tabletek.
Próbowała wielu metod, które wcześniej stosowała - picie mleka, jedzenie miodu, czytanie nudnych książek, słuchanie spokojnej muzyki... Nic. Nic nie pomagało. Zresztą czuła się dziwnie chodząc po swoim domu, jakkolwiek to brzmiało. Wcześniej balansowała między swoim pokojem, a drzwiami wyjściowymi. Mijając "gabinet" matki, czy jej "łazienkę", Lily robiło się niedobrze. Nie mogła patrzeć na te miejsca, przyprawiały ją o mdłości. Miała wrażenie, że zaraz wyskoczy zza nich matka, uśmiechając się do niej szeroko. "Wróciłam. Tęskniłaś, kochanie?" - powiedziałaby.
Lily słyszała o przemowie Mis.
"Kolejna wizja się sprawdziła. Ciekawe co z Nolanem i jego matką..."
Podobno Page utworzyła też Ekipę Ludzi. Wilkes z jednej strony żałowała, że powiedziała jej o swojej mocy, z drugiej... i tak była bezpieczna, praktycznie nikt poza Mis nie wiedział o jej zdolnościach.
Nagle zamarła z łyżeczką w połowie drogi do miski.
Jej oczom ukazał się niesamowicie realny obraz ognia. Pisnęła, zaskoczona wizją. Próbowała dowiedzieć się czegoś więcej, zobaczyć co się pali... W kłębach dymu zauważyła logo McDonald's.
Wizja nagle się zakończyła.
"Kiedy to się stanie?!"
Zerwała się z krzesła, biegnąc na korytarz. Szybko założyła skórzaną kurtkę po jakiejś kuzynce. Całkowicie zapomniała o butach, dopiero w drodze zorientowała się, że ma na nogach kapcie-króliczki, ale nie miała czasu na powrót z powrotem. Mogło chodzić o sekundy, ale równie dobrze godziny...
"Muszę ich ostrzec... Tam na pewno są jacyś ludzie..."
Pędem biegła na Vane Street, przeskakując co mniejsze zaspy śniegu.
Z nadzieją patrzyła w kierunku McDonalda.
"Nie zdążyłam"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 21:47, 18 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 8, wschód słońca.

- TY UMRZESZ! - wrzasnęła Flossy.
Chłopak chwilę przypatrywał się jej pustym wzrokiem i odwrócił głowę.
"Nigdy nie sądziłem, że Nolan Knight umrze w śnieżnej kulce w wieku piętnastu lat."
- To tym bardziej zrób mi kisiel. - odpowiedział cicho.
Whitemore odsunęła się od niego, a on wbił wzrok w sufit.
"Dlaczego tu pada deszcz?"
Kilka razy zamrugał i znowu spojrzał na kapiący sufit.
- Flooo, znowu nie zamknięto dachu basenu narodowegooo? - zapytał z uśmiechem.
- Nolan, naprawdę źle z tobą... - powiedziała rudowłosa.
"Kisiel. Chcę. KISIEL!"
Przechylił głowę i zamyślił się.
- Flo, jak to się zwało? - zapytał wykonując dziwny ruch rękoma. - Ta kulkaaa?
Brielle spojrzała na niego z uwagą.
- ETAP. To przecież twoja nazwa.
- Eksmisyjny Traktor Ameby Promieniującej? - zapytał z niepewnością.
Nawet nie zauważył gdy Flossy wyszła z pokoju. Chwilę siedział wpatrując się w ścianę jakby to miało mu pomóc.
"Nie rozumiem..."
Nagle poczuł jakiś dziwny dotyk w umyśle. Zamarł przyzwyczajając się do nowego uczucia.
Wtedy w jego umyśle nastąpił paraliżujący wybuch. Po nim pojawił się dźwięk syreny alarmowej i krzyk jakieś kobiety. Chłopak dalej siedział sparaliżowany.
"Co...?"
Złapał się za głowę próbując przerwać narastając dźwięk.
"Przestań! Przestań, przestań, przestań!"
Po krótkiej chwili dźwięki odpuściły, ale pojawił się kolejny przerażający objaw. Odczuł jak pod jego skórą przechadzają się robaki. Setki robaków przechadzające się pod bladą skórą gorączkującego.
"Stop!"
Po dobrej minucie odczucie robaków zaczęło znikać. Knight odetchnął lecz nie na długo. Z otępienia wyrwał go znany mu głos.
- A tobie co? - słowa uderzyły go z wielką mocą powodując uczucie wściekłości.
Spojrzał na prawo gdzie stał jego brat. Jego znienawidzony brat stał przy jego łóżku śmiejąc się z niego. Mave zacisnął pięści.
- Idź stąd. WYNOŚ SIĘ! - powiedział spokojnie. - Nie odpowiadam za swoje czyny. Nie chcę ci nic zrobić.
Z gardła jego brata rozległ się ryk. Piętnastolatek spojrzał na Noaha z nienawiścią. Wtedy szatyn zaczął krzyczeć i śmiać się jednocześnie. Jego skóra zaczęła pomału odpadać od ciała. Kawałek po kawałku ukazywały się nowe powierzchnie czerwonych napiętych mięśni. W szybkim czasie i te zaczęły odchodzić od kości. Noah ryknął ostatni raz spoglądając na młodszego brata.
- MORDERCAAA! - wrzasnął i rozsypał się w pył.
Knight usiadł na łóżku próbując uspokoić oddech i bicie serca.
"Był tu. ON BYŁ TU!"
Schował głowę w dłonie próbując się uspokoić. Siedział tak kilka sekund nim kolejne omamy nie wyrwały go z tego stanu.
- Wszystko z tobą dobrze? - zapytał dziewczęcy głos.
Chłopak uniósł błękitne oczy i spojrzał na Celty.
- Nettie jest na ciebie wściekła. Zdajesz sobie z tego sprawę?
Pokiwał głową z poważną miną.
- Dałaś im płytę?
Szatynka uśmiechnęła się.
- Oczywiście. Teraz to ciągle leci w telewizji. Ciągle i ciągle. Wszyscy znają twój głos i wiedzą kim jesteś. Potworny szaleniec. Jesteś wrogiem wszystkich z zewnątrz, Nolan. Oni nigdy ci tego nie wybaczą. Nie wybaczą ci Mary ani dzieci. Nie możesz wrócić, rozumiesz?
Ponownie schował głowę w dłoniach.
- Wybacz, ale muszę wracać. W sumie tam na zewnątrz jest fajnie. Wreszcie zwracają na mnie uwagę. - uśmiechnęła się i rozpłynęła się w powietrzu.
- Wracaj Celty! - wrzasnął do pustki, a w jego głowie odbijały się jej słowa.
"Nie mogę?"
Zacisnął oczy znowu usłyszał wybuchy i na chwilę przestał słyszeć cokolwiek. Znikąd pojawiła się postać jakieś kobiety. Nie zwrócił już na to uwagi dlatego, bo znowu osunął się w ciemność.
Nie możesz wrócić!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 21:53, 18 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 22:51, 18 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 8, poranek.

- Nienawidzę śmierci - powiedziała Flo sama do siebie, niosąc kisiel na górę. Postawiła go na stoliku w pokoju Nolana. Przez chwilę przyglądała się śpiącemu znów brunetowi. Majaczył przez sen, jednak nic nie potrafiła zrozumieć. Nagle jego ciało stanęło w płomieniach.
Flossy wpadła plecami na drzwi, przecierając oczy. Czym prędzej wyszła, postanowiwszy zrobić sobie kawę i pobudzić zmęczony umysł.

*godzinę później*

- I wiesz co, Susan? Mam wszystko gdzieś - burknęła, z wściekłością waląc mieczem o ścianę. - To że przeze mnie giną ludzie, to że jestem inna. OKŁAMAŁAŚ MNIE, SUSAN.
Odsunęła się od ściany, wbijając wzrok w doszczętnie zniszczoną tapetę. Zamachała mieczem w powietrzu i usiadła na podłodze.
- To boli, Susan. Zdrada boli, wiesz? - powiedziała, wpatrując się tępo w sufit. - Jeszcze trzy dni i koniec. Puffnę. Spotkam się i z tobą, Susan. I zamienię wasze życie w piekło.
Przez chwilę milczała, nie zauważając nawet że ktoś wśliznął się do pokoju sztuk walki.
- Co ja pieprzę. Zamienię w piekło życie mieszkańców ETAP-u. I wiesz co, Susan? Potem może bariera zniknie, a wy, a wy dowiecie się o tych wszystkich trupach. O Gregu. O Katherine. O wielu innych... A ja wybuchnę wam śmiechem w twarz. "Przecież jestem nieobliczalna, mam na to papierek!" - tak, to powiem.
Poprawiła sięgającą kolan koszulę Nolana i zamknęła oczy.
- To całkiem zabawne uczucie... Nie posiadać sumienia.
- Dlaczego mówisz do siebie? - zapytał jakiś głos. Flo otworzyła oczy, dostrzegając przed sobą brązowowłosego chłopca.
- Kim ty do diaska jesteś?
- Uśmiechnij się! - zawołał chłopak, szczerząc się do niej - Nie powinnaś się tak wszystkim przejmować, bo zamartwianie się źle działa na głowę - to powiedziawszy popukał się w czoło i uśmiechnął jeszcze szerzej.
- Nolan ma tu prywatne przedszkole, czy co? - warknęła Flo. - Chyba że jesteś dzieckiem psychologiem. Nie zdziwiłabym się.
- Możesz opowiedzieć mi o swoich problemach - odparł poważnie chłopiec, siadając obok niej. - Jestem Charlie.
Flo odsunęła się od niego szybko.
- Dzieci mnie przerażają.
- Mam osiem lat!
- Boję się śmierci bliskich osób. To przez traumę z dzieciństwa - wyznała, opierając podbródek na kolanach.
- A więc nie dopuszczaj do niej - poradził chłopiec.
- A jeśli zrobiłam wszystko?
- Kup ładną trumnę.
Flo zaśmiała się cicho.
- Wiesz, ludzie umierają. To normalne. Co tak pobladłaś?
- Sama powiedziałam to komuś kiedyś. Tak właściwie to zaledwie tydzień temu, ale mam wrażenie jakby wieki minęły.
- Komu?
- Mistle Page. No i pocałowałam ją. Wtedy chyba byłam nienormalna na pozytywny sposób...
Chłopiec przyjrzał jej się z lekkim zdziwieniem i zmniejszył odległość pomiędzy nimi.
- Oh, Charlie, jeszcze tydzień temu dałam jej balonik. Jeszcze tydzień temu West spał w mojej szafie. Jeszcze tydzień temu byłam przyjaciółką Pinky'ego. Tydzień temu pocałowałam Grega tylko po to by zobaczyć jego speszoną minę. A parę dni później włożyłam mu ostrą foremkę do ciastek do gardła i BUUUM! Tylko po to by zobaczyć pot na jego czole, jego puste, przerażone oczy. Tak, patrzyłam na obślizgłe kawałki Grega latające po całej kuchni. Grega którego całowałam zaledwie parę dni te... - urwała, dostrzegłszy jego przerażoną minę. - Żartowałam.
- To dobrze. Taki ktoś byłby potworem, prawda? - zapytał, kładąc głowę na jej ramieniu.
- Tak - odparła Flo wybuchając płaczem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Nie 23:49, 18 Lis 2012    Temat postu:

[ST, plac] dzień 7 - wczesne przedpołudnie

Dziewczyna, której żaden z chłopaków nie znał stała na czołgu, który nie wiadomo skąd wziął się w mieście, wygłaszała coś na kształt mowy. Mówiła o tym, że aby przetrwać dzieciaki z Samantha Town musza się zorganizować i pracować jako jedna drużyna. Mimo początkowych sprzeciwów, im więcej słuchali, tym bardziej popierali słowa nieznajomej. Razem z Chasem postanowili dołaczyć i pomóc.

*pod wieczór, dom Mistle*

Pod domem nowej przywódczyni zebrał się spory tłum dzieciaków. Każdy przyszedł tu z własnym problemem. Wszyscy chcieli zrzucić to na Liderkę. Moore i Trance przyszli jednak tylko po to by sprawdzić jak dalej potoczy się sprawa. To co stało sie potem wprawiło ich w osłupienie. Dzieciaki chciały czegoś, co Mistle postanowiła im dać.
- Morderstwo... Tajna organizacja, kradzież, zniszczenie mienia - powiedziała, a tłum słuchał jej z uwagą. - A kimże są mutanci? Zlepkiem komórek z dodatkowym genem. I co? Myślą, że są tacy niezwykli? Że są... l e p s i? Wiemy, że to jest właśnie ich zdanie - podjudzała. - Próbowaliśmy być tolerancyjni. Próbowaliśmy szanować ich odmienność. Ale nie będziemy szanować i tolerować, że uważają się za najlepszych, za panów świata. Oni... Oni są zmutowani. To my jesteśmy normalni. Jesteśmy... ludźmi. A Ekipa Ludzi nie będzie pozwalać, by robili co chcieli z naszym miastem! - odpowiedziały jej bojowe okrzyki. Do tłumu wciąż dołączali kolejni ludzie. Byli wściekli i rozgoryczeni. - Za broń! Nikt, kto nie szanuje prawa i uzurpuje sobie władzę nad innymi "słabszymi" od niego, nad pozbawionymi superzdolności dzieciakami nie znajdzie miejsca w naszym mieście!*
Gdy Matt patrzył na nią, wiedział, że tu nie chodzi tylko o mutantów, chcących przywłaszczyć sobie władzę, ale o wszystkich, którzy mogliby zagrozić jej pozycji. W końcu kazdy taki jak on - mutant - mógłby nawet w tej chwili usunąć Mistle i powiedzieć, że od tej pory to on tu rządzi. Jednak tym czego Moore obawiał sie najbardziej było to, że dziewczyna WIDZIAŁA co on potrafi, był pewien, że nie skończy się na monitorowaniu ludzi ze specjalnymi zdolnościami. Niedługo zacznie się tu coś o wiele gorszego. Wyciągnął więc Chase'a z tłumu i biegnąc w kierunku swojego domu zaczął mu tłumaczyć całą sytuację. Jego przyjaciel wiedział, że Matt posiada zdolnośc, ale nie miał pojecia o tym, że wie o tym ktoś oprócz niego. Nie wiedział też, o zdarzeniach, które miały miejsce w ostatnich dniach, o tym, że Matt był przy tym, jak podpalono dom Cany i że to on go ugasił.
- Więc teraz znasz mniej więcej cała historię, Mistle wydawała sie być w porządku, ale to co widziałem tam...
- Wyciągasz wnioski, że nie jest? To raczej normalne u Clintów, szczerze to nie zawiodłem się na niej ani trochę. Jak organizowała zbiórkę pożywienia to myślałem, że to jakiś dowcip. Ale w końcu pokazała, że zasłużyła na TAMTĄ szkołę.
- Ty jesteś nie lepszy od niej, od samego początku liceum jesteś jednym z trybów napędowych tego konfliktu Washs vs. Clints.
- Nie krytykuj zabójczy pacyfisto.
Gdy dobiegli do skrzyżowania Accel i Devein Chase przedstawił Matt'owi plan działania.
- Ja lece po Canę, skoro mają przesladować mutantów to z tego co mówisz ona tez może stać się celem. W tym czasie ty zbierasz co się da, bierzesz kluczyki od wozu i starasz sie go odpalić, jasne?
Moore przytaknął. Miał nadzieję, że jego siostrze nic nie grozi. Z tego co wiedział nie posiadała zdolności, wiec była potencjalnie bezpieczna*. Znając ją pewnie znajdzie się na wysokim stanowisku w rządzie Mistle. Myśląc o tym poszedł spakować do auta jedzenie które wcześniej "kupili", zabrał też trochę rzeczy na zmianę.
Zbiegł szybko do garażu, a po kilkunastu minutach pojawili się też Cana i Chase. Poniewaz Trance jako jedyny miał pojecie o prowadzeniu samochodu to on usiadł za kierownicą. Pojazd powoli wytoczył się z garażu na zasnieżoną ulicę. Nie zdążyli jednak przyspieszyć gdyż coś uderzyło w prawą stronę samochodu. Drzwi po stronie pasażera zostały wyrwane a potem znikły w ciemności, zupełnie jakby je wchłonęła. Do środka wdarła się ręka, która wyrwała Matt'a z jego siedzenia i rzuciła nim na asfalt.
- Nie pójdziesz nigdzie... Ciemność pragnie cię posiadać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:08, 19 Lis 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 8 (30 grudnia), ranek

Mis wyłączyła suszarkę, potrząsając nieco wilgotnymi włosami i krzywiąc się, kiedy Ray zaczęła wrzeszczeć coś o Ekipie Ludzi.
- Właśnie. Też chciałbym to usłyszeć - Jim wsunął głowę przez drzwi.
Mistle przygryzła wargę. "Musiałam utrzymać pozycję. Wdepłaś, to masz".
- Walcie się - mruknęła, zatrzaskują im drzwi łazienki przed nosem. Sięgnęła po przygotowany komplet ubrań. Ubrała czarne rurki, sweter, pospiesznie zasznurowała buty i ubierając kurtkę zbiegła na dół. Już po drodze ubierała czapkę, szalik i rękawiczki. Na zewnątrz robiło się coraz chłodniej - temperatura sięgała -12 stopni.
"Melanie, nie radzisz sobie... Rośniesz w siłę i nie radzisz sobie z tym".
Nogi same ją poniosły nad klify. Usiadła na wystającym cypelku, zwieszając nogi w dół. Śnieg moczył jej spodnie i kurtkę, ale nie dbała o to.
- Mistle, Mistle, coś ty narobiła? - szepnęła, ukrywając twarz w dłoniach.
"Widzą cię jako przywódczynię ruchu przeciw mutantom. Jak zwykle wszystko nie tak jak chciałam. Chciałam...".
- No właśnie - szepnęła sama do siebie. - Czego chciałaś?
Mistle pomyślała o Lily. O Mattcie. Nic do nich nie miała.
Czy cztery dni temu ona, Flo, Matt, Nolan i reszta nie bawili się w jej domu?
- Co się zmieniło? - mruknęła pusto w przestrzeń, gapiąc się bezmyślnie na zamarzający ocean. Wstała, balansując na krawędzi klifu. Czubki jej glanów wystawały poza skały.
- COŚ TY ZROBIŁA?! NO CO? SKAZAŁAŚ BOGU DUCHA WINNYCH LUDZI NA LINCZ TŁUMU! - wrzasnęła, a wiatr poniósł jej słowa. Zwielokrotnione echo powtórzyło ostatnie sylaby. Była na tyle daleko od centrum, że była pewna, że nikt jej nie usłyszy.
Osunęła się na kolana, śmiejąc się przez łzy.
- Cześć - usłyszała za sobą dobrze znany głos. Bryce. Zawsze, kiedy go potrzebowała. Kucnął obok niej, a Mis szlochając i chichocząc histerycznie objęła go, wtulając twarz w jego bark.
- To nie miało być tak - zaczęła łamiącym głosem. - B-będą atakować ich tylko dlatego, że mają moc. Nic im nie zrobią. Taka Lily Wilkes. Żyje z większością populacji we względnej zgodzie. Nie o to chodziło, Bryce. C-chciałam, żeby przestali się wywyższać. Przestali się uważać za uprzywilejowanych. Chciałam równości jako takiej. Przecież... kim oni są, Bryce? Mutantami, dziwolągami z dodatkowym genem. Nie mogą, nie mogą bezkarnie panoszyć się po całym mieście tylko dlatego, że uważają się za lepszych. Chciałam...
"...by ktoś wreszcie zwrócił na mnie uwagę. By ktoś WRESZCIE zorientował się, że istnieję. Żeby ktoś o mnie pamiętał".
- Jestem mutantem, Mistle.
Uniosła głowę i spojrzała Pale'owi w oczy. Nie żartował. Nie tym razem.
- Świetnie. Cudownie. Fantastycznie - mruknęła, kiedy opowiedział jej o tym, jak odkrył swoje niezwykłe zdolności i o testowaniu ich na opuszczonej od tygodnia zajezdni tramwajowej. - Lepiej już sobie idź. Ostatecznie, przecież jestem nienormalna. Nigdy nie wiesz, jak zareaguję - wyszeptała, wyciągając shurikena z paska i z zabójczą celnością i precyzją rzucając w oddalone o kilkadziesiąt metrów drzewo i na miejscu uśmiercając wiewiórkę.
- Trzeba było nie wychodzić z dziupli, tylko hibernować się dalej - mruknęła, kiedy Bryce odszedł bez słowa.
Wyciągnęła z wiewiórki zakrwawionego shurikena i odrzuciła wiewiórkę w morze.
"Tak naprawdę, Mistle Page, nie chcesz przyznać sama przed sobą, w co wdepłaś. Zostałaś ich PRZYWÓDCZYNIĄ".
- A to zobowiązuje - dokończyła na głos.

Z kieszeni płaszcza wyciągnęła gruby, czarny, skórzany notes. Z jednej strony prowadziła pamiętnik, a od końca i do góry nogami - luźne notatki.
Odetkała skuwkę pióra i zaczęła pisać.

"Lily.
Ideologia Ekipy Ludzi została chyba niego źle... Nie, to bez sensu. Nie wiem w ogóle co ja robię. Piszę LIST? Dobra, jak już zaczęłam, to skończę. Nie wiem czy wiesz, jakie reakcje zaszły tamtej nocy.
Byliśmy wściekli i rozgoryczeni. Zapewne zinterpretowali wszystko jako: Zabić każdego, kto jest mutantem.
Chciałabym tylko, żebyś wiedziała, że... Że dziękuję ci, że nie puściłaś pary z ust o Florence.
Mistle"


Wyrwała kartkę i ruszyła w stronę domu Wilkesów, czując niejaki niepokój. Dom Sary Deborah nie był miejscem, obok którego się przechodziło obojętnie.
Wsunęła kartkę pod drzwi i zaczęła wracać do domu, rozmyślając, co pomyśli Lily, kiedy przeczyta dziwaczny list. Miała nadzieję, że odbierze go tak jaki miała zamiar pisząc go - jako swego rodzaju pakt o nieagresji z jej strony.
Nie mogła obiecać co zrobi reszta EL.
Wtedy Mis dostrzegła dym i ruszyła sprintem w tamtą stronę.

*godzinę później*

Niewielka część McDonald's spłonęła, niestety, w tym jakaś 1/3 zgromadzonych zapasów. Udało się im ugasić pożar, a budynek ocenili jako zdatny do użytku. Kiedy trójka wyznaczonych do bycia "strażakami" osób przyjechała wozem, po drodze rozwaliła trzy ogrodzenia i kilka lamp, ale ogólnie Mis była dumna, że udało im się to tak szybko. Po posegregowaniu spalonych racji i ukrycia reszty w nieuszkodzonej chłodni, Mis postanowiła obejść wszystkie domy.
Z piórem, notesem i mapą Jima w ręce, zamierzała spisać imię i nazwisko, żeby policzyć, ile osób przebywa pod kopułą, a co za tym idzie - dobrze obliczyć racje żywnościowe. "A członkowie EL ujawnią się sami, gdy tylko mnie zobaczą. Przy okazji wyperswaduję im zbrojną krucjatę i zorganizowane i przemyślane działania".
- Taaa, przemyślane - mruknęła do siebie ironicznie, pukając do pierwszego domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pon 21:10, 19 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 8, przedpołudnie.

Chłopak usiadł na krześle zapinając guzki od koszuli i przeglądając wiadomości na telefonie Innocenta. Dobrze pamiętał jak dźwięk nowych SMS-ów zaczął go irytować, więc ją wyciszył. I w ten sposób od urodzin nie sprawdzał telefonu. Brunet spojrzał na wiadomość od nieznajomego.
Zamordowano Katherine i wykradziono leki. Podobnież zrobiła to Flossy.
Knight odchylił głowę i zaśmiał się przykładając dłoń do czoła.
"A więc jednak zabiła człowieka. Przez ciebie. Wow, ile osób już tak zginęło?"
Dalej przeglądał SMS-y czytając przy okazji o rozwaleniu ulicy.
"Z nią też nie jest dobrze."
Po chwili spojrzał na ekran telefony z poważną miną.
Mistle przejęła władzę. Stworzyła Ekipę ludzi. Chcą się pozbyć mutantów.
Knight przetarł ekran jakby chciał zmazać kilka słów. Jednak wiedział, że to nic nie da.
"Nie."
Uśmiechnął się szeroko nie zdając sobie sprawy z tego. Schylił głowę przyjmując wiadomość.
- Hu. - zaśmiał się. - Huhuhu!
"Mistle nienawidzi mutantów. Mistle rządzi w Samantha. Mistle rządzi Ekipą Ludzi. MISTLE NIENAWIDZI MUTANTÓW I CHCE SIĘ ICH POZBYĆ!"
Głos w umyśle Nolana zaśmiał się.
No właśnie Nolan. A ty czym rządzisz? Nawet nie umiesz wybrać po czyjej stronie stoisz. Ba! Nie chcesz nikomu pomóc. Boisz się wyjść na zewnątrz. Zniknąłeś, a tak naprawdę siedzisz spokojnie na wyspie i chorujesz nie informując nikogo o tym. Nikogo nie obchodzisz już. Matt, Mistle, Michael, Elle, Celty... Ktokolwiek cię pamięta? Ha!
Knight pokręcił głową i schował telefon do kieszeni spodni.
"Może i jestem chory, ale nie wypada być po stronie mutantów ani ludzi gdyż jestem tak samo człowiekiem jak i mutantem."
Głos w umyśle nasilił się paraliżując go.
Wmawiaj to sobie dalej. Jesteś też geniuszem i psycholem. Czy to coś zmieni? Jesteś mutantem. Silnym mutantem z nienormalnym umysłem. zawsze masz jakiś pomysł, więc do cholery ZDECYDUJ SIĘ.
Prychnął sięgając po katanę i zawieszając ją przez ramię na pasku. Podszedł do lustra.
"Mniejsza o mnie. Wrócić? I tak już nie wyjdę za barierę. Pytanie czy chcę zaostrzać konflikt między ludźmi i mutantami... Wprowadziłbym niezłe zmieszanie, ale Mii. Szlag."
Przetarł oczy i dotknął czoła. Wiedział, że nie jest dobrze i już raczej nie będzie.
Nolan, chyba warto dać sobie spokój. Ty nie masz przyjaciół. Wszyscy prędzej czy później znienawidzą cię lub zerwą kontakt. Jesteś zbyt szalony, psychiczny i chory by móc cię znosić. Dlatego i ty zostaw przeszłość i żyj. Zapomnij o zielonym potworze w głowie. Zapomnij o Clove. Zapomnij o trupach. ZAPOMNIJ.
Chłopak uśmiechnął się do odbicia lustrzanego w którym widział poważną postać. I ta halucynacja zniknęła, a Knight skierował się w stronę drzwi.
- Masz rację. ale najpierw trzeba się wyleczyć by mój umysł nareszcie zaczął poprawnie pracować, a nie by dalej tworzył halucynacje. Trzeba też doszlifować umiejętność walki bronią białą i palną. Kursu prowadzenia czołgu już niestety nie zrobię. - powiedział z pewnością oblizując spierzchnięte usta i wychodząc z pokoju.

*godzinę później*

Knight usiadł na łóżku matki spoglądając na jej schowek na leki dla psychicznie chorych. W ręce trzymał strzykawkę z lekiem przeciwpsychotycznym. Powoli zaczął wbijać igłę w mięsień naramienny. Po chwili substancja zniknęła ze strzykawki, która opadła na podłogę. Knight wstał przecierając palcem krew wypływającą z miejsca nakłutego i odwinął wcześniej podwinięte rękawy. Podszedł do schowka i wyciągnął jeden lek uspokajający. Połknął naraz dwie tabletki i zamknął schowek.
Sądzisz, że teraz będzie lepiej? Głosy w głowie znikną i wszystko będzie dobrze? Że przestaniesz widzieć dorosłych obdzieranych ze skóry i mówiących do ciebie? Teraz krwawiące bochenki i pomarańcze znikną? Będziesz wyleczony na wieki wieków?
Prychnął idąc w stronę drzwi i dotykając rękoma obrazów matki.
"Nikt psychicznie chory nie będzie nigdy do końca wyleczony. A ja przecież jestem psychiczny, tak mówią dokumenty ojca. Psychoza, psychopatia, zaburzenia osobowości, omamy, urojenia, manie, paranoje, demencje, schizofrenia, BLABLABLA! Przypisywano mi wiele chorób, których nie miałem. Jednak na dzień dzisiejszy stwierdzam psychozę, którą trzeba leczyć. Zastrzykami. Nim zadziałają minie dużo. Bardzo, bardzo dużo. Ale ja będę twierdzić, że już jest dobrze."
Spojrzał na wielkie lustro w pokoju i na swoje powiększone źrenice.
- Chyba już wiem. - powiedział wyciągając telefon.
Szybko znalazł wśród listy znajomych Innocenta Mistle. Zaśmiał się podczas pisania SMS-a.
Świetnie się bawisz, Miiis? - napisał i spojrzał w ekran.
Wiedział, że nie miała numeru Innocenta. Nawet jakby miała to nie wiedziała, że zabrał mu telefon. Zaśmiał się ponownie wyobrażając sobie jej minę. W końcu ile takich osób wołało na nią 'Miiis'? Nawet jeśli by się domyśliła to i tak nie zdążyłaby nic zrobić. Knight uśmiechnął się poprawiając włosy i wysyłając SMS-a.
A więc mamy plan co nie Nolan? Mamy wiele, wiele planów. Widać, że już ci lepiej.
- Tak Nolanie z mojej głowy, mamy cholernie dobry plan.
Knight wyszedł z pomieszczenia i ruszył w dalszą drogę. Mijając kilka pomieszczeń zauważył Vincenta. Brunet na powitanie wyciągnął zza pleców katanę i machnięciem przeciął blondynowi lewe ramię. Chłopak zawył z bólu.
- Wiesz co, Rise? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale teraz jak tak patrzę to widzę, że Nolan nigdy nie ma przyjaciół. Gdyby nie to, ze jesteś mutantem, zabiłbym cię. Niestety to mutanci mnie fascynują. Cieszysz się Rise?! Jesteś mutantem jak ja! Haha! Lubię cię, Vinc. - powiedział szybko chowając miecz.
Rise zadrżał trzymając się za ranę i spoglądając na ciągle stojącego w korytarzu Nolana.
- Co chcesz? - jęknął.
- Sprawdź mi temperaturę. - rozkazał.
Zakrwawiona dłoń chłopaka dotknęła czoła Knight'a.
- Gorące. - stwierdził z zaciśniętymi wargami.
- Poczekaj chwilę.
Brunet zaczął wyobrażać sobie zimny śnieg i skupił się na temperaturze.
- Lodowata. Co ty chcesz zrobić?
- Ustawić sobie normalną temperaturę, a teraz zamknij się, bo przeszkadzasz mi myśleć. - warknął.
- Po co to robisz?
Knight wzruszył ramionami spoglądając na ubranie Vice'a które coraz bardziej nasiąkało jego krwią.
- Zapewne po to by pewna osoba przestała się o mnie martwić.
Po dziesięciu minutach zmagań, blondyn stwierdził, że temperatura stworzona przez Drake'a najbardziej przypominała tą normalną. Brunet ruszył w stronę kuchni nucąc Last Christmas, a blondyn skierował się w stronę szpitala. Dopiero po czasie Knight zorientował się, że i jego koszula zrobiła się czerwona.
Chłopak wszedł do kuchni w której siedziała Flossy z podpuchniętymi oczyma.
"Płakała?"
Przestał nucić piosenkę i podłączył iluzję do jej umysłu. Podszedł do dziewczyny.
- Siemano Bri.
- Dlaczego wyszedłeś z łóżka?!
- Już mi lepiej. - uśmiechnął się delikatnie siadając obok niej na krześle.
Brielle dotknęła jego czoła.
- Ciepłe. - stwierdziła i uniosła brew.
- Wiesz, miałaś rację. To świetny pomysł. Mega świetny!
- Co?
- Ale w zamian chcę dostawać codziennie rano kisielki pomarańczowe.
- ...
- Ale jutro dopiero możemy to zrobić. Dzisiaj wolę posiedzieć i upewnić się czy już jest lepiej.
- O czym ty gadasz?!
Chłopak uśmiechnął się niczym kot z Cheshire i przysunął się bliżej Brielle spoglądając na jej twarz.
- Zgadzam się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:29, 19 Lis 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 8 (30 grudnia), południe

"Jutro Sylwester", uświadomiła sobie mgliście Mistle, idąc ulicą i wchodząc po kolei do domów i spisując nazwiska. Zazwyczaj ludzie reagowali z uprzejmą obojętnością, czasem z zapałem i sympatią, rzadziej z wrogością.
Z kieszeni dobiegł ją sygnał SMS-a. To był jakiś nieznany numer.
"Świetnie się bawisz, Miiis?".
Zatrzymała się na środku ulicy i zakręciło się jej w głosie. Niemal słyszała głos Nolana w swojej głowie, jego charakterystyczne, przeciągane 'i', jego śmiech, cukierki, niekończące się tony Dumli, piłę, czołg, latanie po jej domu i lanie się szamponami, kiedy wypili trochę za dużo.
Usiadła na krawężniku, zapisując numer jako X.
"Bardzo śmieszne" - odpisała. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
"Niby co? ;>".
Z zaciętą miną, walcząc z napływem wspomnień, weszła do kolejnego domu. Po dziesięciu minutach i pięciu 'ankietowanych' domach nie wytrzymała i odpisała. "Nie wiem kim jesteś i skąd znasz Nolana, ale on nie żyje. Daruj sobie. Odebrano mi najlepsze źródło darmowych cukierków".
- Nie żyje - mruknęła do siebie. - Albo jest za barierą. Na jedno wychodzi. Obiecał się odezwać. Nie odezwał się = puffnął.
"Jak na kogoś wkurzonego/załamanego radzisz sobie całkiem nieźle. Och, jeden szczegół. Czyż EL nie zwalcza mutantów? Nie jest ci przykro? Co by powiedział Nolan?".
"Odwal się" - odpisała. "Cóż za cięta riposta!", pomyślała, prychając śmiechem.
"Ach, ci przyjaciele... Zdaje się, że skreśliłaś mutantów już na zawsze?" - przeczytała, z wściekłością wciskając telefon do kieszeni.

*trzy godziny później*

Wróciła zmęczona i głodna do domu. Ray i Jim kwitowali jej powrót wymownym milczeniem, ale łaskawie dali jej obiad przygotowany przez Ray.
X. milczał.
"Kim jesteś? I skąd tyle wiesz o mnie i Nolanie?"
- Ann...
- Co z nią? - zaniepokoiła się, wyrywając się z myśli o Nolanie i X.
- Słabnie - skrzywił się Jim, powoli sącząc sok. - Nie zostało jej wiele.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Wto 17:02, 20 Lis 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 8, poranek

Do zupełnego wyleczenia się z kaca Mike potrzebował niemal całego dnia. Nic dziwnego więc, ze był nie na bieżąco.
- Ekipa Ludzi? - zapytał jedynie blondyn, pijąc melisę z kwiecistego kubka. Włosy miał związane w krótką kitkę z tylu głowy. Ubrany w bluzkę i dresy lustrował intensywnym wzrokiem w okno z widokiem na ulice.
Westchnął cicho, wykrzywiając wargi w grymasie, który zapewne miał być uśmiechem. - Polowań na czarownice im się zachciało.
Parsknął pod nosem i splótł palce, opierając na nich podbródek. Jack wbił wzrok w zdjęcie stojące na kredensie, po czym opierając głowę na ramieniu odparł:
- Nic z tym nie zrobisz? - widząc rozbawione spojrzenie kuzyna 13-latek zerwał się z krzesła. - Chcesz siedzieć z założonymi rękami i dać się podporządkować!? O mnie nikt nie wie, ale jak sądzisz, co zrobię, gdy ktoś mnie o to zapyta!?
K*rwa! Nie pomyślałem o tym
- Siadaj Jackie.
Jack usiadł, a Michael pogrążył się w rozmyślaniach. Moc Jacka mogła rzeczywiście stanowić problem. Może i umożliwiała mu poznanie prawdy i wykrywanie kłamstw, ale uniemożliwiała mu kłamanie.
Więc zapytany o coś, albo powie prawdę, albo to przemilczy.
Może właśnie dlatego mu ufam.
Upił łyk herbaty i wyjął z kieszeni telefon. Odnalazł numer Flossy i zaczął pisać wiadomość.
Masz ochotę na herbatę? Jeśli tak to wstąp do mnie. W końcu pierwszego mam urodziny.
Uśmiechnął się pod nosem i odstawił pusty kubek.
- Raczej nie widzi mi się przystawanie do kogokolwiek. To nie w moim stylu. Pozostanę bezstronny - podrapał się po bosej stopie i wstał przeciągając się przy tym. - Zresztą, chodzą słuchy, że w dzień 15 urodzin znikniesz.
Ruszył głąb mieszkania, zostawiając kuzyna z mętlikiem w głowie.

[ST] Dzień 8, poranek - Valerie East

Valerie, znana bardziej jako Brunetka, stała pod drzwiami Michaela Westa, mając nadzieje, ze zastanie go w mieszkaniu. Słyszała gdzieś na ulicy, ze stracił wspomnienia i pozbawił ręki jednego 14-latka z Clinton.
Wzięła 10 szybkich wdechów i zapukała w drzwi. Zaraz usłyszała czyjeś kroki i drzwi otworzył jej rok młodszy szatyn o intensywnie niebieskich oczach.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytał, tak jakby było to najnormalniejsze powitanie na świecie. Gdy się przedstawili i usłyszał do kogo przyszła uniósł wysoko brwi i zaprosił do środka gestem. - Co cię łączy z moim kuzynem?
Kuzynem? W ogóle niepodobni. Chociaż te oczy...
13-latek trzepnął ja grzbietem dłoni w czoło i zastawił korytarz.
- Czemu milczysz? Przysyła cię EL? - zapytał, cedząc przez zęby nazwę grupy założonej przez Mistle.
East czym prędzej zaprzeczyła:
- Nie, nie, nie! Po prostu Michael uratował mi życie, a potem się przespaliśmy. Ostatnio go widziałam 4 dni temu, jak zniknął w górach, więc się niepokoiłam.
Tamten podrapał się z tylu głowy i przesunął się na bok, aby ją przepuścić.
- Dobra, wierze c... - urwał w pól zdania, aby zaraz wrzasnął jej do ucha. - spaliście ze sobą!?

[ST] Dzień 8, poranek - Jack E. West

Mike się nią przespał!? Że jak!?
Jack zamroził niczym jaszczurka, a następnie parsknął cicho.
- Ma w końcu 15 lat. Prawie - podkreślił swą wypowiedź ruchem rąk, po czym utkwił swój wzrok w brunetce. - Wybacz, ale on naprawdę nic nie pamięta.
A szkoda, a szkoda
Wbił wzrok w dziewczynę, która w odpowiedzi uniosła brwi wyruszając przy tym ramionami.
- Cóż począć. Może to i lepiej.
Ta, jasne...
Wtedy usłyszeli głośny huk dochodzący z góry. Spojrzeli po sobie i pobiegli po schodach na piętro. Wpadli do pokoju i z miejsca zatrzymał ich wzrok Michaela.
Jack cofnął się o krok, ciągnąc za sobą do tylu Valerie. Podłoga w promieniu 1,2 metra od blondyna była tak spruchniała, ze pękała, gdy tylko postawiło się na niej stopę. Reszta pokoju nie przedstawiała się lepiej.
Jest silniejszy niż myślałem. Więcej, jest naprawdę niebezpieczny
Michael wyciągnął mokrą dłoń w stronę kuzyna, który bez wahania ją pochwycił i pociągnął go ku sobie.
- Nieważne
- Ale co? - zapytał Michael, spoglądając na rozpadające się meble. Jego oczy iskrzyły się z ekscytacji i niepokoju.
Wiem kim jesteś i dlatego nie boje się ze źle wykorzystasz tą moc.
Michael, Jack i Valerie zamknęli za sobą drzwi, i dopiero wtedy zdyszany blondyn uraczył ją ukradkowym spojrzeniem.
- Niech zgadne. Uratowałem ci życie, a potem się przespaliśmy? - zapytał z palcem wyciągniętymi w jej kierunku. Tamta kiwnela głową, na co on wytrzeszczyl na nią oczy. - Naprawdę? Ja tylko żartowałem.
Niezwykle celny strzał na ślepo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Wto 18:20, 20 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 8, przedpołudnie.

- Zgadzam się.
Wiedziałam, że się zgodzi.
Flo uśmiechnęła się z tryumfem i rzuciła mu się na szyję, wywalając na podłogę. Chwilę potem odskoczyła, usłyszawszy parsknięcie śmiechem od strony drzwi. Uniosła wzrok i wytrzeszczyła oczy na widok Cedrica Crevy'ego.
- Zostawiłaś u Heleny telefon - mruknął, rzucając jej urządzenie.
- I dlatego przypłynąłeś aż tutaj? - zapytała, przeglądając najnowszą wiadomość. - Mike zaprasza na herbatę...
- West? - parsknął Nolan, a Flo westchnęła.
"W końcu pierwszego mam urodziny."
Wbiła wzrok w ekran telefonu, zamyślając się.
Nie miałam pojęcia.

[Ocean] Dzień 8, południe.

Nolan skrzywił się, wpatrując w ocean.
Czy on aby na pewno już wyzdrowiał?
- Tak właściwie to dlaczego nie możemy polecieć dywanem czy coś? Wyglądało na super zaba...
- Nie mam mocy - ucięła Flossy z wściekłą miną.
- CO?
- No, nie do końca. Mam, ale jest bardzo słaba. Mogę najwyżej ożywić twoje skarpetki.
- A więc czy to na pewno bezpieczne by płynąć do Samantha Town? - zastanowił się Nolan.
- Naprawdę myślisz, że zapracowała na swoją reputację w Clinton bawiąc się pluszakami? - uśmiechnął się dotąd milczący Ced. - Sorki, Kocie, nie chciałem cię urazić.
- Wiesz co, Cedric? Nie wiem dlaczego zawsze mi pomagasz, ale... Dzięki - wymamrotała Flo, zakładając dużą bluzę z kapturem którą jej dał. Jak zwykle zorganizowany.
- Mhm - potwierdził Nolan, nakładając na głowę kaptur. Chwilę potem dobiwszy do przystani, wyskoczyli z motorówki.

[ST] Dzień 8, południe.

- Prawie jesteśmy - oznajmiła, skręcając w ulicę. Kaptur zsunął jej się z głowy, odsłaniając ognistorude włosy, jednak naciągnęła go po chwili - I pamiętaj, tak jak ci mówiłam Mike stracił pamięć, więc... - Nie zdążywszy nic więcej dodać wykonała błyskawiczny unik, a kula skierowana zdecydowanie w ich kierunku rozbiła szybę w budynku obok.
... Hę?
- STÓJ, WHITEMORE! - krzyknął chłopiec z pistoletem w dłoni.
- To jakiś żart? - Nolan uniósł brew, spoglądając na chłopaka z politowaniem.
Flo zatarła dłonie i zrobiła krok w jego kierunku, jednak brunet zatrzymał ją, wychodząc naprzód.
- Ja to zrobię - mruknął z błyskiem w oku i uśmiechnął się do chłopaka.
Flossy splotła ręce na piersi, przyglądając się jak jego mina zmienia się momentalnie.
- Czemu strzeliłeś?
- Przecież to wiadome - Flossy splunęła na ziemię, a Nolan spojrzał na nią z miną nie-psuj-mi-zabawy.
- Ah, nie odpowiesz? - przerażony chłopak pokręcił głową, a chwilę potem złapał się za gardło, upadając za kolana. - No cóż, nie powiesz nic przez długi czas.
Niech zgadnę, "usunął" mu język.
Nolan odwrócił się, a ona zauważyła jaki jest zmęczony. Zmarszczyła brwi, łapiąc go za rękaw. Nolan pokręcił głową uspokajająco.
- Nie mamy żadnego upominku. Zaproszeni goście chyba nie powinni przychodzić z pustymi rękami?
- Gdybym miała swoją moc, to kazałabym słodyczom z pobliskiej okolicy do mnie przylecieć...
- Dobra - Nolan wyszczerzył się, pokazując jej iluzję bombonierki. - Nadałem cukierkom ohydny smak, hahaha.
- On chyba bardziej ucieszyłby się z paczki papierosów, ale może być - powiedziała i zapukała do drzwi domu Michaela Westa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Wto 18:24, 20 Lis 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:32, 20 Lis 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 8, ranek - Claire
Claire chwiejnie szła ulicami Samantha Town. Garść tabletek, którą wzięła wcześniej, powoli zaczynała działać. Zrobiło jej się niewiarygodnie miło, cały czas się uśmiechała, kiwając głową w rytm muzyki, której nie słyszał nikt poza nią. Od czasu do czasu traciła równowagę.
"Potrzebuję czegoś mocniejszego"
Przystanęła na środku ulicy, pośliniła czubek palca i uniosła go w górę, jakby chciała zbadać wiatr. Zastanowiła się chwilę, w którą stronę powinna pójść. "W lewo czy w prawo, oto jest pytanie, sialalalala"
Jak na komendę usłyszała w głowie dwa przekrzykujące się chóry: jeden ryczał "w prawo!", drugi "w lewo!". Ostatecznie ruszyła w lewo. Mijała dziwnie wyglądające domy, aż w końcu znalazła ten właściwy. "Przynajmniej tak mi się wydaje"
Zadzwoniła kilkukrotnie dzwonkiem i nie czekając na odpowiedź, weszła do środka.
- SULLIIIIIIIIIIIVAN! - krzyknęła - To jaaaa Claaaaireee!
Innocent wychylił się z kuchni.
- Widzę - mruknął pod nosem.
- Potrzebuję kopa, Inno! - zaczęła, przytrzymując się framugi drzwi, by nie upaść - Polecisz mi coś?
- Co z tego będę miał? - zapytał.
- Dziesięć baksów i komórkę znalezioną na ulicy?
- Za mało. Kasa w ETAPie nie ma znaczenia - stwierdził.
"O nienienienienienieeee"
- Oddam ci moją porcję z zapasów!
Innocent popatrzył na nią z ukosa.
- McDonald's prawie spłonął, pewnie będą musieli zmniejszyć racje.
- COOOOO? - Mount przekrzywiła głowę - To niemożliwe. McDonald'sy na pewno są ognioodporne. Tam jest za dużo zmielonych kurczaków.
- Czasami zastanawiam się w jakim ty świecie żyjesz, Claire - westchnął Innocent.
- To oddam ci dwie racje! I piernik bożonarodzeniowy mojej macochy. Wiem, że chceeeeeesz!
Sullivan nie wydawał się być przekonany.
- Nie bądź żyd! - kontynuowała Mount - Zwinę komuś jeszcze telefon i dam ci następnym razem! I możesz sobie wziąć mojego kota. Całkowicie gratis.
Jeremy znów westchnął.
- Niech ci będzie. Daj ten telefon z reszty rozliczymy się później.
"Yaaaaaay"
Innocent zniknął na chwilę w jakimś pokoju, a Claire stała, kiwając się na boki.
- Marycha, hera, amfa, LSD?- krzyknął z pokoju Innocent. - Działka będzie mała, bo zapłaciłaś mało.
- Nie zrzędź. LSD!
Chłopak podał jej kartonik nasączony LSD.
- Jeden? - powiedziała smutno.
- Jeden. I tak już coś brałaś.
Uśmiechnęła się szeroko, wychodząc. Nie zwracała uwagi, gdzie prowadzą ją nogi, czuła, że zaraz się przewróci, w głowie coraz bardziej jej się kręciło... "Za dużo tabsów, za dużo tabsów..."
Upadła na jakiegoś chłopaka pod McDonaldem.
- AUUUUUUUUUUU! - zawył.
Dopiero wtedy zorientowała się, że coś nie tak z jego ręką. Była mocno poparzona. Patrząc na nią, Claire źle się poczuła.
- Palę się! Palę się! - krzyknęła. Zaczęła głośno oddychać, próbowała chwycić się chłopaka, ciągnąc go za kurtkę. W końcu natrafiła dłonią na poparzenie. Nieświadomie przycisnęła do niego ręce, nie zwracając uwagi na krzyki chłopaka. Kiedy zniknęło pod wpływem jej dotyku, uznała to za kolejną halucynację. W przebłysku świadomości znów krzyknęła. Wstała i powolnym krokiem, próbując nie ślizgać się na lodzie, skręciła w Vane Road.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Wto 21:31, 20 Lis 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 8 (31 grudnia), południe.

Westchnął i oparł się o framugę drzwi.
Czyżby zmęczenie? Nawet mutanci się meczą. Szczególnie tacy, którzy robią cukierki, udają zdrowych i do tego odcinają języki innym. Starczy, że bachor ucieknie poza zasięg mocy i...
Prychnął, a za drzwiami ukazał się West.
"I iluzja się zerwie. Tak, wiem o tym. Jednak to nie zmęczenie. I tak nic się nie stanie."
- A to kto? - zapytał West,a Nolan przewrócił oczyma.
- Twój nienajlepszy przyjaciel. Oh, nie musisz mi dziękować za uraczenie twojego domu moją zacną osobą. - odpowiedział wślizgując się do mieszkania.
Whitemore i West spojrzeli na siebie porozumiewawczo i przeszli do salonu gdzie zastali jakąś brunetkę. Nolan zaczął się jej przyglądać próbując przypomnieć sobie skąd ją zna.
- Billieee. - powiedział wyszukując Billie wzrokiem.
"Billie, czemu nie poszłaś z nami? Bez ciebie nie będę wiedzieć kto jest kim."
- Jak się nazywasz?
- Maveth. - powiedział odruchowo i spojrzał na blondyna. - W sumie to Nolan Knight, ale imię teraz chyba się nie liczy, co?
Położył na stole iluzję bombonierki i zaczął przyglądać się Valerie.
"Znam ją?"
Blondyn i ruda zaczęli o czymś rozmawiać, a brunet wyłączył się całkowicie ciągle przeszukując w umyśle jej twarzy.
Jasne. Powinieneś pamiętać.
"Ale jest człowiekiem? Mogę ją zabić?"

Michael sięgnął ręką do bombonierki, a brunet zatrzymał jego dłoń i odsunął od opakowania.
- Radziłbym nie jeść tego. To trucizna. Noszę to tylko po to bym mógł w razie zabrania mi ich patrzeć na twarze zatrutych. Cudowne prawda? - uśmiechnął się i ponownie wyłączył się z rozmowy.
Po jakimś czasie zobaczył kuzyna Michaela i delikatnie się od niego uśmiechnął. Dopiero wtedy odnalazł brunetkę w umyśle.
"To ona zaciągnęła nas wtedy po pożarze na podróż do lasu. Yay. Lady Brunetka? Chyba tak cię nazywałem."
Nolan spojrzał na swoją herbatkę, zabrał filiżankę i skierował się w stronę zlewu. Reszta dalej rozmawiała w salonie, a z ich ust padały słowa, które Nolan ostatnim czasy przestał lubić. Urodziny, piętnastka, znikanie...
Bombonierka ze stołu zniknęła gdy chłopak pstryknął palcami w kuchni.
Widzisz? Nie ma po co nadużywać mocy. Jeszcze zniszczysz coś jak Flossy.
Brunet wylał herbatę do zlewu wpatrując się w spływającą ciecz. Zaśmiał się i dotknął dłonią czoła.
"Może właśnie chcę to zrobić? Nie mam rodziny, przyjaciół, znajomych z klasy, psychologa, lekarzy, Facebooka... Czy moje życie ma w takim razie sens?!"
Wrócił do salonu i usiadł naprzeciwko Michaela przerywając rozmowę.
- Michael, tak na serio to normalnie zbytnio się nie lubimy. Popsułeś mi diabelski młyn. Okropne, prawda? Jednak powiem ci coś. Co do piętnastki to mamy wybór. Nie gwarantuje ci, że wyskoczysz za barierę i będziesz żył, ale gwarantuje ci, że jeśli zostaniesz tu na dłużej to życie ostro ci dojebie. Ja straciłem siostrę, rodzinę, przyjaciół i zdrowie. A ty co jeszcze stracisz oprócz pamięci? Życie? Puff nie musi znikać. Można też zostać i dalej pływać w tym bagnie. Nawet najlepiej przemyślana decyzja może okazać się błędną.
Niebieskooki skierował się do drzwi i założył czarny płaszcz.
- Flo, będę za domem. Jak skończysz pić herbatkę to wpadnij.
Minutę później chłopak siedział na śniegu za domem Michaela z kapturem na głowie. Z trzęsącymi rękoma zapalił papierosa i odetchnął głęboko.
"Ekipa Ludzi. Niedługo chyba się rozpocznie. Billie, jesteś potrzebna. Ludzie już się zebrali, a co z mutantami? Czy to w ogóle fair?"
Wolną ręką napisał na szybko SMS-a do Billie.
'Jak tam twoja moc? Wszystko OK? Będziesz musiała niedługo przyjść i pomóc mi odnaleźć mutantów nim ludzie to zrobią.'
Tuż po chwili napisał wiadomość do milczącej Page.
'Co byś zrobiła gdyby okazało się, że źródło darmowych cukierków żyje i ma się nawet dobrze?'
Po wysłaniu wiadomości schował urządzenie do kieszeni i dalej popalał nucąc sobie świąteczne piosenki, rozmyślając nad ludźmi i tym co powinien zrobić.
"Mam być przeciwko nim? Mam chcieć ich śmierci? Kary? Okazania szacunku? MAJĄ PADAĆ NA KOLANA WIDZĄC MUTANTÓW?"
Prychnął i położył trochę śniegu na gorące czoło.
"Chce Dumle i kakałko. Herbatka u Weścika zrobiła plum plum."


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:44, 20 Lis 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 8, późny ranek
Patrzyła, jak McDonald's płonie, nie mogąc nawet się poruszyć. Coraz więcej dymu, coraz więcej biernych gapiów, takich jak ona. Nie zdolna do ruchu, do czegokolwiek, patrzyła jak zahipnotyzowana w wybiegających ludzi, poparzonego chłopca, a potem całą sytuację z Claire Mount.
W końcu nie wytrzymała. Biegiem wróciła do domu, nie dbając o przemoczone buty, o to, że jeszcze nie dawno chorowała, a wyszła z domu źle ubrana.
W drzwiach znalazła jakąś kartkę, zmięła ją i położyła na ladzie w kuchni. Zdjęła kapcie i kurtkę, a potem stwierdziła, że przyda jej się gorący prysznic. Potem ubrała się w pierwsze lepsze ubrania, czarny sweter i sprane dżinsy.
Przycupnęła na schodach, ale dom wydawał się jej zbyt przytłaczający. Wzięła jeszcze butelkę wody mineralnej z kuchni, zgarniając przy okazji kartkę. Włożyła ją do kieszeni, nawet nie zerkając na treść. Z powrotem ubrała kurtkę, a także czapkę i szalik.
Udała się do miejsca, gdzie czuła się najlepiej - na plażę. Usiadła na jednym z głazów, strzepując śnieg.
Przypomniała sobie o karteczce, wyjęła ją i szybko przeczytała.
"Przynajmniej na razie EL nie jest przeciwko mnie"
- Co tam, Wilkes? - usłyszała. Podniosła głowę, widząc Jeffreya.
- To dopiero... ósmy dzień, Jeff. Mogłabym powiedzieć, że wszystko okej, ale... nie dam rady. To wszystko... to wszystko to dla mnie za dużo. Normalnie tyle ludzi na świecie umierało, ale nie mieliśmy na to wpływu. Teraz, gdy możemy zrobić wszystko od początku, jedni zabijają drugich. Ciągle jakieś tragedie, zaostrzające się konflikty, te wszystkie dziwne rzeczy... Po co? Czy ludzie nie mogą po prostu być dla siebie dobrzy? To nie na moje nerwy.
- Za mocno to przeżywasz. Wyluzuj - powiedział tylko. Przycupnął na kamieniu obok - Po co przejmujesz się sprawami, które nawet cię nie dotyczą?
- DOTYCZĄ! - krzyknęła, ze łzami w oczach - Oczywiście, że dotyczą... Każdego z nas dotyczą! To my wpływamy na to, jak ma wyglądać to miasto. To nowe społeczeństwo. Krytykowaliśmy świat dorosłych, a teraz sami nawalamy.
- Lily...
Zapanowało milczenie. Nie przeszkadzało ani jej, ani jemu.
- Muszę wyjechać z tego miasta, Jeff - powiedziała blondynka - Posiedzę tutaj, a jutro... jutro zgarnę jakiś samochód albo coś w tym stylu i powałęsam się po tej bańce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Czw 1:26, 22 Lis 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 8, wczesne popołudnie. - Innocent

Chłopak jęknął niosąc ze sobą trzy torby pełne ETAP-owych śmieciów zdobytych podczas wymian. Udało mu się zdobyć trochę prochów, różnego rodzaju alkoholów, papierosów, kilka artykułów obronnych, telefonów i kilkanaście baterii.
"Prądu wiecznie nie będzie. I tak już jest źle."
Otworzył drzwi do swojego domu i przeszedł przez kuchnię do salonu gdzie rzucił torby. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę co widział w kuchni i wrócił się. Prawie wszystkie szafki były otwarte, a większość krzeseł leżało na ziemi.
"Kto?!"
Rozejrzał się po pomieszczeniu i spojrzał na otwarte na oścież okno.
"Cholera."
Sullivan skrzywił się i dopiero wtedy usłyszał dźwięk z jego łazienki. Przygryzł wargę i na palcach przeszedł do salonu skąd zabrał paralizator wielofunkcyjny. Pomału ruszył do łazienki i uchylił drzwi stopą zastając tam Knighta siedzącego w ubraniach w wannie i sypiącego wszędzie kakaem. Brunet uśmiechnął się na widok Jeremy'ego.
"Yyy, a gdzie szampan i róże?"
- Innuuuś! Wróciłeeś! Już się bałem, że Ludzie cię zjedliii! - wrzasnął Nolan z uśmiechem.
"To on żyje?!"
- Nolan?
Brunet wyszczerzył się, wyszedł z wanny i wrócił do sypania kakaem.
- Piękny dziś mamy dzieeeń! Twoje okno też jest piękneee! Chociaż bardzo trudno przez nie wejść, wieeesz?
Chłopak zrobił facepalma.
- Jakim cudem ty żyjesz?
Niebieskooki spojrzał na niego swoim obłąkanym wzrokiem.
- Postawiłem się mamie! To takie cudowne uczucie! Szkoda, że nie było tatusia. Tatuś pewnie pracował i znowu nikogo nie widział. Ale jestem!
"ŻĘ CO TY GADASZ?!"
- Ale czemu się nie odzywałeś?
Maveth nie zwrócił uwagi na słowa Innocenta.
- Siostrzyczka się nie postawiła. Siostrzyczkę zjadło zielone coś i Celtysi nie ma. Puuufff!
Sullivan przechylił głowę i przyjrzał się koledze. Zauważył, że ten ma gorączkę i najwyraźniej wysoką.
- Jesteś chory?
- Psychicznie czy fizycznie? - zapytał. - W sumie i tak odpowiedzi są takie same. Brałem leki i nie pomogły. Jest gorzej i gorzej. To moja kara, prawda? Za to, że zabiłem ludzi. Teraz muszę być porąbanym majaczącym psycholem, a mój mózg musi się gotować. Doprowadziłem już do śmierci siedmiu osób, wiesz? Niczym w filmie 7 dusz! Tyle, że ja nie potrafię pomóc innym, haha! To smutne, prawda? Teraz muszę zniszczyć siedmiu osobom życie? Czy siedem osób musi zniszczyć je mi? W sumie jeden zielony potwór starczy! Chcę meduzę, Inno. Taką supperową co zabija!
Ciemnooki wzruszył ramionami i spojrzał na starszego kolegę z powagą.
- A tak na serio to co chcesz? - zapytał.
- Tylko trzy rzeczy. Zapłacę. W sumie cena nie gra roli.
- Mów.
Knight uniósł trzy palce do góry i schował jeden.
- Po pierwsze chcę twój paralizator.
Innocent wyciągnął w stronę Drake'a swój paralizator, a ten schował go szybko do kieszeni.
- Po drugie chcę byś zataił kilka informacji.
- Jakich?
- Trochę długa lista... Najlepiej to, że ciągle żyję oraz informacje gdzie jest wyspa i, że mieszkam na niej z Flossy.
Jer dygnął.
- WHITEMORE?!
Brunet pokiwał głową.
- Jest miła. Wiem co o niej mówicie, ale ona jest trochę inna.
- To mutant. - syknął przez zaciśnięte zęby.
Knight spojrzał na niego z nienawiścią w oczach.
- Ludzka Świnia! - wrzasnął. - Też jestem mutantem! Zazdrościsz?!
"I on też?!"
- Najdłużej mam moc i najsilniejszą. Potrafię bardzo wiele. Mogę sprawić by ludzie widzieli, słyszeli i czuli to, czego nie ma. Mogę ich budzić koszmarami i mieszać ich w głowach. To cudowne uczucie Inno. Dziś odcięłem jednemu chłopakowi język, bo do nas strzelał.
- I to jest twoja moc?
- Tak. Niestety nie mam na kim jej używać. Rodzina Nessie czyli ona, Charlie, Billie i Vinc boją się mnie. Oni są jedną szczęśliwą rodzinką, a ja mam tylko majaki i pomagającą mi Flo. Dlatego wymagam byś nie wydawał mojej mocy i pobytu na wyspie. Muszę ją chronić.
- Wyspę? - prychnął Sullivan.
- Rodzinę.
Ciemnooki pokiwał głową.
- Co jeszcze chciałeś?
- Kartotekę Flo.
Inno zaśmiał się.
- To już nie na dzisiaj.
- Rozumiem. - odpowiedział. - Jutro będę miał rocznikowo 16 lat, fajnie nie?
- Mniejsza o to. Zapłać.
Po kilku minutach Drake oddał koledze amfetaminę, papierosy, dumle, tabletki ekstazy i kilka innych śmieciów.
- Jutro wrócę po kartotekę i opowiem ci o puff, dobrze?
- Taa. - odpowiedział beznamientnie prowadząc Nolana do wyjścia.
Przy drzwiach Nolan otrzymał SMS-a od Brielle i spojrzał na Inno z politowaniem i wyższością w oczach.
- Wybacz Inno. - szepnął i wyciągnął z kieszeni urządzenie przypominające pistolet.
Ciałem Innocenta wstrząsnęły implsy elektryczne o sile 45 tysięcy woltów. Drake zaśmiał się i chłopak usłyszał charakterystyczny dźwięk wyjmowania katany z saya.
- Muszę uratować mutantów przed Ludzkimi Świniami. - odpowiedział jakby ospale cicho się śmiejąc i trzasnął drzwiami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pią 22:28, 23 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:02, 22 Lis 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 8 (31 grudnia), wczesne przedpołudnie

"Co byś zrobiła gdyby okazało się, że źródło darmowych cukierków żyje i ma się nawet dobrze?", odezwał się X.
- Żyje - szepnęła do siebie Mistle i poczuła jakby lodowata dłoń chwytała ją za gardło. "Znamy się... nieco ponad tydzień. Dlaczego do cholery przejmuję się nim bardziej niż Bryce'm? Bo mnie rozumie? Bo mnie nie olał? A raczej nie olewał.
Czy gdybym wiedziała od początku, że Nolan jednak nie wypadł przewodziłabym teraz Ekipie Ludzi?"

- Przestań się użalać rozemocjonowana cioto - warknęła do siebie, rzucając książkę w kąt. Ann drzemała nad jakąś kolorową bajką.
Mistle zniecierpliwiona chwyciła płaszcz i wyszła na zewnątrz, jedną ręką ubierając czapkę i szal, a drugą odpisując na SMS.
"To nieco zmienia postać rzeczy".
"W jaki sposób?" - przyszło niemal natychmiast.
"Na niekorzyść. Zdecydowanie na niekorzyść".
Idąc ulicą naciągnęła czapkę głębiej na czoło. "Znowu zimniej".
Kręciła się uliczkami, wypatrując znajomej postaci. Przemykała skrótami, klnąc pod nosem. Zacisnęła zęby, kiedy wreszcie go wypatrzyła. Cofnęła się w boczną uliczkę i ruszyła równolegle do niego. Nie mógł jej wypatrzyć, oboje szli ciasnymi, bocznymi alejkami.
W końcu, kiedy zbliżali się do głównej ulicy, skręciła, nonszalancko opierając się o budynek. Nolan minął ją bez słowa. Po kilku krokach zatrzymał się raptownie i obejrzał przez ramię.
- Miiii...
Nie dokończył, widząc jej minę.
- Dałabym ci w ryj, ale i tak tego nie poczujesz - mruknęła. Nogi się pod nią ugięły. - Obiecałeś. Obiecałeś, że...
- Czy chciałabyś mi o czymś opowiedzieć? - podniósł głos, cedząc słowa. - Na przykład o organizacji zwanej Ekipą Ludzi?
Dopiero teraz Mistle zobaczyła, że trzyma w ręce katanę. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Niezrażona, podeszła do niego i przytuliła, obejmując w pasie. Nolan zesztywniał. "Nie rozklejaj się, nie rozklejaj się, nie rozklejaj się..."
Poklepał ją po głowie i zasznurował usta. Oboje wiedzieli, że to pożegnanie. Puściła go.
- Do widzenia, Nolan - wyciągnęła rękę, podając mu Dumla. Uśmiechnął się pusto i schował cukierka do kieszeni.
- Do widzenia, Mistle - wyszeptał, mierząc ją wzrokiem. Sztywno odwrócili się na pięcie i każde poszło w swoją stronę. Page przygryzła wargę.
Od tej pory mieli być po przeciwnej stronie barykady. Po dwóch stronach konfliktu.
"Czy gdybyś stała z pistoletem nad bezbronnym Nolanem, strzeliłabyś, Mistle?"
Znała odpowiedź.
"Nie".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin