Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział II
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Nie 23:52, 19 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Westów] Dzień 2, wieczór

West przyglądał się dziewczynie jak idiotce, mając nadzieje, że to ją zniechęci i pójdzie sobie tam gdzie jej miejsce.
Czyli wszędzie, byle nie tam gdzie on przebywa.
Ona jednak stała wciąż przed nim w czarnej skórzanej kurtce i spodniach tego samego koloru.
- To mogę wejść? - zapytała, rozglądając się nerwowo na boki.
- Chyba śnisz - odparł zamykając drzwi. Valerie jednak zdążyła wsadzić stopę w lukę miedzy drzwiami.
Blondyn zgromił ją wzrokiem i złapał ją za kurtkę.
- Jesteś tak tępa, że nie rozumiesz co się do ciebie mówi?
Dziewczyna spojrzała na niego jak na robala, na co odpowiedział jej szyderczym uśmiechem. Westchnęła i chwyciła go za dłoń.
Zimne dłonie i drobne dłonie, hm?
- Michael, w mieście panuje morderca, a ja nie mam domu. Ludzie robią się podejrzliwi wobec siebie i żaden z moich znajomych nie chce ryzykować. Bo co jeśli to ja jestem mordercą? - zakończyła wypowiedź ironicznym akcentem. West uniósł brwi, jednocześnie bijąc się z myślami.
- Dobra, właź - odparł w końcu, otwierając drzwi na oścież. Valerie uśmiechnęła się do niego promiennie i przekroczyła próg jego mieszkania.
Coś czuję że będę tego żałował.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:37, 20 Sie 2012    Temat postu:

[Skład odpadów atomowych] Dzień 2/3 (25/26 grudnia), noc

- Na pewno nie zginiemy? - upewnił się Nolan, a Mis parsknęła śmiechem.
- Wtedy się mnie pozbędziesz. Powinieneś być zadowolony, nie?
- No w sumie...
Mis lustrowała wzrokiem wartownię. Otworzyła plecak, podając Nolanowi jedzenie. Wolne miejsce wypakowała amunicję, grantami i innymi cackami. "Czołg! Jak tu będzie czołg to jadę nim do miasta!". Nolan bezceremonialnie opychał się jej kanapką.
- Widocznie Dumle to nie wszystko - mruknęła rozbawiona. Wyszli z wartowni, wchodząc do części głównej budynku. - Trochę tu... ponuro.
- Nolanek cię obroni - parsknął śmiechem chłopak. Mis prychnęła.
- Dzięki, sama się obronię. Od siódmego roku życia trenuję sztuki walki i chodzę na strzelnicę. W każde wakacje jeżdżę na obozy survivalowe. Kiedyś przez tydzień żywiłam się trawą.
- Wzruszające.
Mijali kolejne puste korytarze, biura, sterownie, kontuary, sale z dziwacznymi przyrządami, laboratoria, a nawet sypialnie.
- Stop. To coś teoretycznie powinno być zamknięte od dawna, prawda? Od czasu tego wypadku z wyciekiem, piętnaście lat temu. Dlaczego więc to wszystko nie jest... no, zakurzone?
Nolan zamarł, unosząc piłę mechaniczną.
- Ciii - szepnął. - Słyszysz to?
Mistle zamilkła. Faktycznie. Kilka pięter wyżej najwyraźniej ktoś był, a przez ściany słyszeli jakiś odgłos. Coś jak... śpiew.
- A jeśli to dementorzy?
- Słyszałaś kiedyś śpiewających dementorów?
- Nigdy nic nie wiadomo - odparła, przewieszając karabin przez ramię i kładąc palec na spuście. Nolan powoli wszedł na schody prowadzące na piętro. Odgłos pogłaśniał się, a Mis z zaskoczeniem rozpoznała 'Last Christmas'. "Nienawidzę tej piosenki!".
Minęli pierwsze piętro, wchodząc na drugie. Maveth skinął na nią i bezszelestnie ruszyli w kierunku głosu. "W stronę pomieszczenia, w którym paliło się światło", uświadomiła sobie Mis.
Drzwi były otwarte. Nolan przemknął na drugą stronę i oboje oparli się o framugę. Chłopak policzył bezgłośnie do trzech. Równocześnie wpadli do pomieszczenia, zderzając się ramionami.
- KURRRR*A MAĆ! - wrzasnęła Mis, masując sobie ramię. - Wyczucia nie masz?
- Sorry - wybuchnął śmiechem Nolan, po czym oboje przypomnieli sobie, po co tutaj przyszli. Równocześnie unieśli broń. Mierzyli do jakiegoś chłopaka, na oko 13-letniego, może troszkę młodszego. Płakał z przestrachem. Mis upajała się jego przerażeniem, nie opuszczając broni.
- Co ty tu do cholery robisz?
"Tylko się streszczaj. Chcę poszukać czołgu!"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Pon 14:12, 20 Sie 2012    Temat postu:

ST. 26 grudnia 2012r. koło godziny 9:00.


Po męczących poszukiwaniach jakichkolwiek wiadomości na temat zabójcy Apfelbauma, Matt i Chase postanowili spędzić noc w domu tego pierwszego. Za kolacje i śniadanie następnego dnia posłużyła im prawie nietknięta kolacja wigilijna. Po zjedzeniu pochowali wszystkie dania by te się nie zepsuły. W trakcie pracy Matt dostał wiadomość od Flo.
"Masz oś do jedzenia?".
Odpisał jej szybko: "Cośtam się znajdzie... czy twoi rodzice też zniknęli?".
"Mój tata jest ze mną."
"Więc ojciec Flo nie zniknął! Może skoro on... to i inni gdzieś są!."
"Gdzie jesteś?"
"Idź w stronę cmentarza, znajdziesz nas."
Matt bez namysłu złapał pudełko sniadaniowe schowane w szafce, spakował do niego kilka kawałków ciasta i wybiegł z domu. Zapomniał powiedzieć Chase'owi, że wychodzi i w jakiej sprawie. No nic, nie będzie miał mu tego za złe, jeśli przyprowadzi tatę Flossy.
Biegł na złamanie karku w kierunku kościoła. Na szczęście nie było daleko, zważywszy że mieszkał na skrzyżowaniu Accel i Devein. Ledwie trzy przecznice. Dotarł do budynku w pięć minut. Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie widział swojej koleżanki. Postanowił do niej napisać.
"Jestem pod kościołem... Gdzie ty?"
Chwilę potem dostał odpowiedź.
"Na cmentarzu."
"Nie mów mi, że..." pomyślał uzmysławiając sobie, że mówiąc iż jej ojciec jest z, nią Flo miała na myśli to, że jest przy jego grobie. Szybkim krokiem okrążył budynek świątyni aż zobaczył cmentarz. Wśród burych nagrobków nietrudno było zauważyć rude włosy Whitemore. Mimo piaszczystego podłoża Matt w błyskawicznym tempie odnalazł odpowiednią alejkę. Flossy siedziała na jednym z pomników. Gdy go zauważyła wstała. Matt powoli ruszył w jej kierunku. Nie zauważył jeszcze rozkopanego grobu oraz wywleczonej trumny. Za to widział jak coś za plecami jego przyjaciółki się podniosło. Cos co przypominało człowieka, ale było zbyt groteskowe by nim być. "Zombie!" pomyślał Moore, przypominając sobie ze strachem filmy, którymi siostra męczyła go gdy byli mali.
- Flo! Za tobą! Uciekaj!
Dziewczyna odwróciła się zaskoczona. Popchnięty strachem Matt skoczył do przodu. "Teraz albo nigdy" przyszło mu do głowy. Napiął mięśnie i złożył dłoń w pięść. Poczuł to co kiedyś, za pierwszym razem gdy odkrył swoją umiejętność. Powietrze owinęło się naokoło jego pięści i zawirowało z olbrzymią prędkością niczym świder, zbierając drobinki piasku z alejki. W ułamku sekundy znalazł się na wyciągnięcie ręki przed stworem. Już miał wykonać cios gdy na drodze znalazła się Flossy.
- STÓJ!- Krzyknęła.
Matt w ostatniej chwili zatrzymał pięść, tuż przed dziewczyną a cały kurz zebrany przez jego atak poleciał na jej twarz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Pon 14:34, 20 Sie 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 15:21, 20 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle, cmentarz] Dzień 3, poranek

W chwili, gdy upuściła swoją komórkę na podłogę, rozległ się głuchy dźwięk.
- Co się stało? - spytała z przejęciem Helena, podnosząc telefon i podając go Elle. Jednak nie otrzymała odpowiedzi, gdyż Whitemore wychodziła już ze swojego pokoju.
Dziewczyna szybkim krokiem opuściła dom i skierowała się w miejsce, w którym, jak była pewna, przebywała Flo.
- Cmentarz, cmentarz, cmentarz... - powtarzała bez końca, biegnąc w stronę Thompson Street.
Chwilę później znalazła się przed starym kościołem z dwiema wysokimi wieżami i wielkimi, złotymi dzwonami w każdej z nich. Ciało dziewczyny przeszły dreszcze, kiedy wchodziła na cmentarz. W powietrzu unosił się zapach śmierci, który przyprawiał Elle o mdłości. Mijała opuszczone i zarośnięte nagrobki, na których stały figury modlących się aniołów. Christelle zaczęła powoli kręcić głową, kiedy wreszcie zauważyła burzę rudych włosów. Obok niej stał nie kto inny, jak Matthias Moore.
- FLO! - krzyknęła brązowowłosa, zbliżając się coraz bardziej do nagrobka ojca. Spojrzała na chłopaka, który wpatrywał się z wielkim strachem w miejsce za jej siostrą. Elle przeniosła swój wzrok na bliźniaczkę i wtedy straciła grunt pod nogami. Upadła na ziemię, pokrytą białym puchem. Przerażenie. Strach. Wściekłość. Panika. Na widok trupa, znajdującego się w rozwiniętym etapie rozkładu, dziewczynie zrobiło się niedobrze. Krzyknęła na cały głos, a z jej oczu popłynęły łzy.
- Zrób coś z nim! - usłyszała zdenerwowany głos Moore'a.
Podniosła głowę i ujrzała swoją siostrę, zmierzającą w jej stronę. Chwilę później Elle osunęła się bezwładnie na ziemię, a ostatnim obrazem, który zobaczyła, był śmiejący się do niej Anthony Whitemore.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pon 15:21, 20 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:47, 20 Sie 2012    Temat postu:

Z dedykacją i ukłonami dla A., który pokazał mi tę cudowną piosenkę Very Happy

[Elektrownia wiatrowa] Dzień 3 (26 grudnia), poranek - Bryce.

- Hey Harry Potter
What's it's like to be an orphan
Who was raised under the stairs
But magically you started morphin
Me into
A dork whose read all about you
And Hogwarts too
- nucił pod nosem Bryce, myjąc twarz w obskurnej umywalce w elektrowni. "Wystarczyło, żebym znał Mis 4 tygodnie, a brutalnie zmusiła mnie do czytania Harry'ego Pottera", pomyślał. "Zaciągnęła mnie do Portland na premierę siódmego tomu. Na wszystkie premiery filmów do kina. Śpiewała 'Hey, Harry Potter' i uparcie uczyła się głównego motywu muzycznego z początku filmów. Aż nie miałem wyjścia i polubiłem HP".
- I've got your posters on my door
And sweat shirts that say Gryffindor
Lost all my friends cause they all think I'm gay
I took my wand and grabbed a broom
and snuck into the ladies room
The invisibility cloak didn't work that day.

- SKOŃCZ WYĆ! - wrzasnęła ze sterowni Vivienne. Bryce zachichotał i odtąd śpiewał nieco ciszej. Zdecydowali, że nie opłaca się im wracać nocą i nocowali w elektrowni, drzemiąc na kanapach w biurach zarządców. W prawdzie w tym ogromnym budynku było coś, co wyglądało na małą salę szpitalną, ale obojgu nie bardzo uśmiechało się nocować na kozetkach.
- Hey Harry Potter
Now I'm missing you and jonesing
Seven years and now you're done with school
And Mrs. J.K. Rowling says you're threw...


Vivienne przewróciła oczami. "Mugol, widać od razu!". Ale to nie było w tej chwili najważniejsze. Od kilku godzin debatowali, jak mogą wywołać jakiś większy wiatr. Bryce był prawie stuprocentowo pewny, że zjawiska pogodowe na tak małym obszarze były niemożliwe. Że horyzont, Słońce, Księżyc i gwiazdy to tylko iluzja na barierze.
A jednak śnieg padał dwa razy. Niezbyt gęsty i króciutko, a jednak.
Na podstawie setek wykresów i informacji z archiwów, wielkich segregatorów w sterowni oraz systemów w komputerach policzyli, że mają 3 dni prądu. W tym dwa ostatnie z chwiejną i niestałą dostawą energii.
Nie mogli wymyślić nic sensownego na rozruszanie dokładnie 31 wiatraków. "Liny przymocowane do łopat wiatraków? Bez sensu. Drabiny i ruszanie ich ręcznie? Jeszcze głupsze. Jesteśmy skazani na brak prądu", pomyślał ponuro. "Miiiiiis, gdzie ty jesteś? Potrzebuję jakiegoś twojego porąbanego pomysłu!".
Byli w kropce i taka była brutalna prawda. Brak prądu byłby totalną katastrofą. "Chociaż może ktoś ruszyłby tyłek do roboty". Śnieg faktycznie topniał, a Bryce z zaskoczeniem obserwował skoki temperatur.
Potrzebowali jakiegoś genialnego rozwiązania. Stwierdziwszy z Viv, że nie mają tu nic do roboty, zaczęli się zbierać, z zamiarem powrotu do miasta. Bryce zamierzał poinformować kogoś bardziej rozgarniętego o tym, co odkryli. "Może ktoś wpadnie na jakiś pomysł".
- Oh it's what you do to me
You, and Ron and Hermione
I'm pathetic can't you see
But I wouldn't change a thing
I'm down with Harry P.
- dokończył cicho, idąc z Harper w kierunku miasta.

_____
W poście wykorzystano fragmenty piosenki Hey, Harry Potter w wykonaniu James at War. Tekst z kolei skopiowałam [link widoczny dla zalogowanych]. Tam też można znaleźć tłumaczenie wykorzystanych fragmentów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Sebastian Fleming, II kreski



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 0:41, 21 Sie 2012    Temat postu:

[Dom Louisa] Dzień 3, świt
Wszyscy o Harry'm?


Turu-ru-ru-ru-turu-ru-ru-ru-turu-ru-ru-ru-ru-ru.
Sebastian uniósł jedną powiekę i zobaczył na ekranie telewizora menu filmu.
Wybór scen. Języki. Napisy. Dodatki.
Ziewnął i rozejrzał się po spowitym szarym światłem poranka salonie. Po chwili odskoczył jak oparzony. Owszem, Zakon Feniksa jest wzruszający, ale żeby się od razu tulić? Do kogoś praktycznie obcego? Do chłopca?
Spuścił głowę.
Jestem żałosny.
Nagle zesztywniał, tknięty przeczuciem. Ostrożnie zbliżył się do Louisa i musnął palcami jego dłoń.
Zeusie.
Chłopak był zimny jak kamień i zdawał się nie oddychać.
Sebastian zaczął się powoli cofać, po czym nie wytrzymał i puścił się biegiem w stronę drzwi frontowych. Wypadł na dwór, dysząc ciężko. Przeszedł jeszcze kilka kroków, ale przerażenie nie pozwoliło mu się oddalić i usiadł na schodach.
Znowu. Znowu.
Schował głowę między kolana.
Próbuję się zaprzyjaźnić, ale nieee, delikwent mdleje. Dlaczego?
Podniósł się i zmierzył wzrokiem wspaniały ogród. Jego uwagę zwróciły fioletowe kwiaty na idealnie przyciętych krzewach w części wschodniej.
I tak już wszyscy mają mnie za mięczaka, pomyślał z goryczą. Nic się nie zmieni, jeśli ułożę bukiet.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Wto 2:42, 21 Sie 2012    Temat postu:

[Skład odpadów atomowych] Dzień 2/3, późna noc.

Nolan spojrzał na chłopca nieufnie.
- Ej, ty, powiedz coś. - zażądał.
13-latek spojrzał na niego wielkimi oczyma i zaczął nucić melodię.
- Śpiewająca niemowa? Może ma w gardle ukryte MP3 z kolędami?
Mis prychnęła.
- Deklu, niemowa nie może śpiewać. - warknęła i spojrzała na chłopca. - Powiesz wreszcie coś czy nie?
Chłopiec ponownie zaczął beczeć, a Nolan zaśmiał się.
- Mistle, ty nic nie rozumiesz. On ci właśnie streścił swoją biografię. Całe życie śpiewał debilne piosenki i beczał. Chyba nawet wiem kto to jest! - chwilę pokręcił głową przyglądając się chłopcu. - Justin Bieber. Wykapany Bieber, no!
Page skrzywiła się i spojrzała na bruneta.
- Biber ma przecież ponad 15 lat!
- W jednym radiu mówili, że on starzeje się wstecz. Mówie ci, że to on! Patrz jaki podobny!
- Gdzie ty tu do cholery widzisz Biebra?!
Na twarzy Knighta pojawił się drwiący uśmiech.
- Przypatrz się, Mii. Przypatrz się.
W wyobrażni Nolana Bezimienny zaczął przemieniać się w Justina Biebera, a wizja połączyła się z umysłem Mistle, która wytrzeszczyła oczy podczas gdy Maveth turlał się ze śmiechu. Chwilke potem jego wizja się rozpłynęła.
- Jak ty to?... To nie jest wcale zabawne!
Drake wstał i spojrzał jeszcze raz na chłopca.
- Stwierdzam iż lepiej go zabić. Tylko psychole spędzają w takich miejscach święta i postanawiają tam zostać mimo iż mogą kraść cukierki! Mówię ci, on nas zabije w nocy. Wpierw zajmie się mną, a ja nawet nie poczuje, a potem potnie ciebie i ugotuje na swoich odpadkach atomowych. Tak jest zawsze w horrorach. No spójrz sama w jego oczy! Wygląda jakby spoglądał w głąb duszy. To demon! Wywalmy go na śnieg!
Blondynka uśmiechnęła się chytrze.
- Może lepiej go zostawmy. Pewnie sobie pójdzie, a teraz chodźmy dalej.
- Miii, ja chcę spaaać. Są tu kanapy, spaaać. I tak dobrze wiem, że zabierzesz mój zaklepany czołg, wylejesz na mnie promieniotwórcze odpady i zostawisz karteczke 'Wesołych świąt. P.S. Zajmij się dzieciakiem'.
Niebieskooka prychnęła i ruszyła w strone kolejnych drzwi.
- Zamknij się i chodź.
Brunet zarzucił focha i odwrócił się w stronę z której przyszli.
- Okej. Sądzę, że będę wystarczająco cicho z głową w śniegu. Tam spędze noc jak tak bardzo chcesz się mnie pozbyć!
Chłopiec znowu zaczął śpiewać Last Christmas, a Page przeklęła.
- Wracaj tu debilu!
Knight obrócił się o 180 stopni i podszedł do Mis.
- Przekonałaś mnie. To idziemy po czołg?
- Jak tylko przestaniesz mi przeszkadzać.
- Mis, ale każdy wie, że czołgi w nocy są niewidzialne. Chodźmy spaać. Rano poszukamy. Znajdźmy jakieś pomieszczenie z łóżkami lub kanapami zdala od tego dzieciaka. Jego oczy mnie przerażają. Czy na pewno nie ma tu jego Pokeball'a?
Pomału ruszyli w stronę drzwi gdy chłopiec śpiewał refren.
- Last Christmas i gave you my heart! - zaśpiewał zauważając, że Bezimienny nie jest zadowolony z powodu, że to już nie jego solówka. - But the very next day you gave it away. This year to save me from tears. I'll give it to someone special!
Mistle przewróciła oczyma gdy Maveth dawał chłopcu najbardziej klejistego cukierka jakiego miał ze słowami 'masz dzieciaku i zatkaj się nim'. Pociągnęła chłopaka za drzwi jak najdalej od dziwnego solisty.
- Psujessss mi móóóój duuueet! - wyrzucił niczym upity. - Ja tu próbuje nawiązać relacje międzykretynowe.
- Nie marudz tylko się pośpiesz. Ta piosenka jest durna i tyle. Irytuje mnie słuchanie jej po raz kolejny.
- Markety, co? Już chyba każdy zna tekst na pamięć.
Kilka chwil później zamiast znaleźć wymarzonego czołgu, znaleźli jedną z większych sypialni z wieloma łóżkami. Knight rzucił się na największe łóżko.
- Dalej nie idę. - sapnął zdjemując kurtkę.
- Ja chcę czołg!
- Jutro na pewno go znajdziemy. Ja idę spać, nie wiem jak ty. - sapnął kładąc piłę na podłodze przy łóżku. - Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! We wish you a merry christmas, we wish you a merry christmas and a happy new year! Feliz navidad, feliz navidad, prospero ano y felicidad.
"Nie miałaś racji Page. Dumle to wszystko. Wszystko co mam.
Ciekawe czy wśród fabryk za Samantha jest fabryka cukierków... Albo fabryka czekolady Charlie'go"

Chłopak zaczął pomału zasypiać, a Bezimienny skończył śpiewać kolejną kolędę na górze. Knight półprzytomnie opowiedział blondynce o chłopaku z ośrodka.
- Zniknął. Kapuff, dokładnie kiedy się urodził. Wszyscy widzieli. Puff i nie ma. A ja już nigdy nie zobacze siostry i debilnego brata. Za trzy dni umrzesz, Nolan. - powiedział zaspanym głosem niczym Samara Morgan.
Zasnął nim otrzymał odpowiedź nie będąc pewien czy Page w ogóle została w pokoju.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Wto 10:18, 21 Sie 2012, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:42, 21 Sie 2012    Temat postu:

[Skład odpadów atomowych] Dzień 3 (27 grudnia), ranek

Mistle obudziła się i rozejrzała. Pomieszczenie wyglądało jak dziwaczna noclegownia dla pracowników. Stało tutaj sześć dużych łóżek, był też stół z sześcioma krzesłami, biurko i komputer. "Przestarzały. Więc jednak znów dorabiam do wszystkiego niestworzone historie... Ale mimo wszystko, brak kurzu...".
Nolan wciąż spał, dwa łóżka od niej. Dziewczyna wygramoliła się ze swojego, ziewając. "Miał dobry pomysł. Cholernie chciało mi się spać".
Była ubrana w to samo co poprzedniego dnia, ale jej glany walały się pod łóżkiem. Wzięła plecach i w skarpetkach ruszyła na poszukiwanie łazienki.
- Gdzieś tu musi być...
W końcu znalazła małe, obskurne pomieszczenie z sedesem i natryskiem, obdrapanym lustrem i umywalką.
- Fuj... - jęknęła, stwierdziwszy, że w takich warunkach woli nie pozostać zbyt długo. "Trudno. Włosy myłam wczoraj rano. Muszą poczekać".

*dwadzieścia minut później*

Przebrała się w ubrania, które losowo wyciągnęła z szafy. Okazały się nimi być jasnozielone rurki i nielubiana jasna tunika z dekoltem o dziwnym kształcie.
Obok małej łazienki była też mała kuchnia. W szafkach znalazła puszki z jedzeniem, a w zamrażarce jakieś mrożone dania.
Była też mikrofalówka. "Coś jest nie tak. Jakby to było zamknięte, toby z pewnością opróżnili lodówkę i szafki!".
Odrzucając ciągle mnożące się pytania na temat dziwnej bazy, pogrzebała w daniach do odgrzania.
Po chwili na dwóch talerzach spoczywały dania z mrożonki o nazwie [link widoczny dla zalogowanych] odgrzane w mikrofalówce.
Wraz z dwoma herbatami (nie mieli kawy) załadowała wszystko na tace i zaniosła do 'sypialni'. Nolan siedział na łóżku ziewając i przecierając oczy.
- Żaaaarcie. Miiiiis, jesteś aniołem.
- Umysłem chyba jeszcze śpisz, Nolan.
- Czemu? - zdziwił się chłopak, siadając przy stole. Mis po kolei testowała wszystkie krzesła, szukając nieskrzypiących.
- Bo Nolan na trzeźwo, albo Nolan przytomny nigdy by tego nie powiedział - uśmiechnęła się.
- No w sumie...
Po chwili po daniu nie zostało śladu. Mis wystawiła nogi w glanach na stół, dopijając herbatę.
- Słyszałaś w nocy naszego 'Bezimiennego'?
- Nie. Ale mam pewną teorię. Wstawaj.
Knight wstał niechętnie, idąc za Mis, która nie pozwoliła mu nawet przebrać się z ubrań w których spał. Szedł więc w samych spodniach, bez koszulki. "Och, ale klata", przemknęło jej przez głowę. Po chwili skarciła się w myślach. "Zamknij się, głupi mózgu. Co za bezużyteczny organ! Zachowuję się jak nastolatka piszcząca na widok każdego fajnego chłopaka w okolicy".
Prowadziła go do skrzydła biurowego. Nolan nie rozstawał się ze swoją piłą. Doszli do drzwi oznaczonych interesującą tabliczką 'archiwum'. Były zamknięte.
- Chyba czas, użyć piły, Nolan.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Wto 12:33, 21 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle, cmentarz] Dzień 3, poranek

Flo stanęła nad nieprzytomną siostrą.
- Powiedz mi, Matt, dlaczego wszystko robię źle? Chciałam tylko... By przywitała się z tatą... - powiedziała z kpiącym uśmiechem.
Matt spojrzał na nią, zaniepokojony i nadal przestraszony tym co zobaczył. Flossy wyluzowała dłonie i resztki ojca opadły na ziemię.
- Powiedz mi, Matt, dlaczego i ty masz moc? Dlaczego? - zapytała, spoglądając na niego groźnie. - ODPOWIEDZ MI.
- Nie wiem o czym ty...
- Wiatr? Powietrze? - Flo przygryzła wargę. - Idziemy do domu. Matt, pomożesz mi z Elle? Będę potrzebowała rąk o czegoś innego. Chyba, że... - rzuciła leżącym zwłokom ojca znaczące spojrzenie. Śmierdzisz, tato.
Matt wyglądał jakby miał ją za chwilę uderzyć.
- Nie, twój ojciec nie poniesie Elle - burknął, biorąc dziewczynę na ręce. - Dlaczego robisz to własnej siostrze? - zapytał, podczas gdy Flo znów ożywiała tatusia. Rzucił Anthony'emu Whitemore nieco przerażone spojrzenie.
Flossy nie odpowiedziawszy kazała zwłokom postawić parę kroków.
- Wracasz do domu, tato.
Szli wolno przez całe miasto. Matt parę razy prosił ją by przestała, bo ledwo idzie naprzód, ale Flo uparcie kierowała ożywionym trupem. Dzieci przystawały, patrząc przerażonym wzrokiem na "zombie". Niektóre krzyczały.
Ten widok był taki piękny.
- Matt, potrafiłbyś sprawić bym poleciała? - zapytała z wysiłkiem, gdy byli już przed ich domem. - Tą swoją mocą?
Podczas gdy Matt zastanawiał się nad pytaniem, Flo poczuła nagłą senność. Zatrzęsła się, spoglądając na tak samo chwiejącego się ojca.
- Spać - powiedziała jeszcze, zanim runęła na ziemię jednocześnie z Anthonym Whitemore.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:59, 21 Sie 2012    Temat postu:

[ST/dom Celty] Dzień 3, ranek

Celty siedziała na kanapie czytając książkę. Savannah skuliła się w kącie wpatrując się w wyświetlacz telefonu. Knight przewróciła kolejną stronę i znudzonym wzrokiem spojrzała na wchodzącą do pokoju Lily.
- Myślicie, że to zadziałało? Ta przemowa?
- Na razie nikt nie próbuje nikogo mordować, więc chyba tak. Zresztą to już nieważne. Skoro jest spokój, możemy już zacząć budować schrony, zbierać jedzenie i czekać na apokalipsę.
Savannah spojrzała na nią z przerażeniem.
- Mówiłaś, że nie będzie apokalipsy! Przecież wszystko jest dobrze! Znowu mnie okłamałaś? Tak jak z Nolanem?
- Przymknij się. - warknęła - Mam ochotę opuścić to miejsce i udać się na moją kochaną wyspę, ale zostaję tu głównie z twojego powodu. - wskazała palcem na Lily.
- Jak to?
- Nie mam sumienia cię z tym zostawiać. Poza tym wiem, że nie popłynęłabyś ze mną, gdyż zbyt bardzo przejmujesz się losem tych dzieci.
Celty westchnęła ciężko i książka odleciała na półkę.
- Nie ma dziś z nami Louisa i brygady kradnącej żarcie, więc zrobimy herbatkę!
- Herbatkę? Najpierw mnie straszysz apokalipsą, a teraz robisz herbatkę?
Savannah wybuchnęła płaczem i Lily podeszła do niej próbując ją uspokoić. Celty spojrzała na przyjaciółkę z niechęcią i poszła w stronę kuchni. Chwilę później wróciła z lewitującą obok siebie tacą, na której stały parujące filiżanki z herbatą.
- Herbatkę czas zacząć! - uśmiechnęła się Celt. Kapelusz, który dostała od Louisa sam wskoczył na jej głowę i Knight usiadła u szczytu stołu. Chwilę później do pokoju wpadła reszta domowników. Celty użyła telekinezy ostatni raz, sprawiając że wszystkie filiżanki łącznie z imbrykiem zaczęły lewitować nad stołem. Cukiernica podleciała w jej stronę i Celty nawet nie musiała używać rąk.
Rozejrzała się wokół. Vincent wpatrywał się w swoją filiżankę z przerażeniem i fascynacją.
- Zgredek! - Knight zaklaskała w dłonie. - Czemu jeszcze nie przyniosłeś deseru?
Blondyn spojrzał na nią z zaskoczeniem i zerwał się z krzesła biegnąc w stronę kuchni z krzykiem "przepraszam!"
- Biedny chłopiec. Za bardzo go wykorzystujesz. - powiedziała Lily oglądając się za Rise'm.
Celty wybuchnęła śmiechem i upiła łyk napoju. Z goryczą pomyślała, że brakuje jej rodzeństwa.
*godzinę później*
Knight snuła się uliczkami Samantha Town. Szukała mordercy Grega Apfelbaum. Jak na razie bezskutecznie. Niektóre dzieciaki mówiły, że widziały przy nim rudowłosą dziewczynę. To jednak było za mało, żeby znaleźć sprawcę.
Celty oparła się o mur spoglądając na dzieciaki na rynku. Część z nich starała się robić to, o co prosiła ich Lily na przemówieniu, jednak inni najnormalniej w świecie olali ich słowa.
No tak. Nie wszyscy byli na przemówieniu. Gdyby trafiło to do wszystkich może byłyby lepsze efekty. Skoro nie przestrzegają praw, należy się kara.
Uśmiechnęła się pod nosem widząc dwójkę osiłków znęcających się nad jednym z młodszych dzieciaków. Skupiła się na szyldzie sklepowym tuż nad nimi i wyciągnęła rękę. Szyld zaczął się trząść aż w końcu oderwał się od ściany. Celty roześmiała się i zaczęła obkładać szyldem osiłków. Nastolatkowie zaczęli wrzeszczeć, a ich ofiara uciekła z piskiem wykrzykując coś o duchach. Knight skierowała szyld w stronę chłopaków wynoszących gry komputerowe ze sklepu i zaśmiała się widząc jak upuszczają wszystko na ziemię i uciekają w popłochu. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że władza byłaby jednak ciekawym zajęciem. Szybko jednak powróciła do rzeczywistości. To wymagało odpowiedzialności, której ona nienawidziła.
Nagle usłyszała jakieś piski i kilkoro dzieciaków przebiegło obok niej. Zagrodziła drogę jednemu z nich i chwyciła za ramię.
- Co się znowu stało?
- Zombie! Widzieliśmy zombie!
Chłopczyk rozpłakał się i wyrywając z jej uścisku rzucił biegiem przed siebie.
Celty zaciekawiona ruszyła w stronę, z której uciekał i już po chwili zauważyła powód całego zamieszania.
Rudowłosa Flo w towarzystwie Elle i chłopaka, którego nie znała. A tuż obok nich...tak, zombie było doskonałym określeniem.
Knight poczuła jak ją mdli.
Nagle Flo upadła na ziemię razem z dziwnym stworem obok niej. Celty stanęła jak wryta spoglądając na chłopaka, który jako jedyny zachował przytomność.
Boże, co to ma być?
Czując, że za chwilę zwymiotuje wyminęła grupę biegnąc jak najdalej od tego wszystkiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 13:03, 21 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] 26 grudnia, Dzień 3, poranek

Pierwszą rzeczą jaką Delaney Fairfield ujrzała po obudzeniu była twarz jej siostry bliźniaczki. Podniosła się i usiadła na łóżku.
- Która godzina? - zapytała.
Sydney zerknęła na zegarek.
- W pół do dziewiątej.
- Acha... A czy... dorośli już wrócili?
Dziewczyna pokręciła głową.
- Co się stało? Czemu ich nie ma? Jeszcze dwie doby temu pamiętam, że byli. WSZYSCY! A teraz zniknęli. To niesprawiedliwe.
- Daj spokój. Mówienie nic nie da. Myślę, że na razie nie wrócą. Ubierz się i zejdź na dół.
Del ruszyła do łazienki i wzięła prysznic. Potem wróciła do pokoju i zaczęła wywalać rzeczy w szafy. W końcu wydobyła niebiesko-czarną koszulę w kratę oraz granatowe dżinsy. Chwilę później znalazła też czerwone trampki. Ubrała się jak najszybciej i zeszła po schodach na dół.
- Co zjesz? Może... - zaczęła Sydney grzebiąc w lodówce.
- Ciasto? - dokończyła jej siostra lekko się uśmiechając.
Razem zjadły po kawałku makowca. Delaney wstała od stołu i chwyciła białego iPhone'a, którego dostała na święta. Schowała telefon do kieszeni i narzuciła na siebie kurtkę.
- To cześć, wychodzę!
Trzasnęła drzwiami.
"Coś jest nie tak."
Chodziła sobie ulicami. Po prostu. Nagle zobaczyła coś dziwnego. Rudowłosa dziewczyna, chyba Flussy, czy Flossy szła, a obok niej było coś co przypominało zombie niczym z horroru. Ledwo powstrzymała się, by nie krzyknąć. Ze zdziwienia, nie ze strachu.
"Ludzie, co tu się dzieje?"
Miała wrażenie, że gdzieś mignęła jej dziewczyna o niebieskich włosach.
- Niedorzeczność. - mruknęła i ruszyła dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicky
Patricia A. Moore, II kreski



Dołączył: 08 Lip 2012
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świnoujście

PostWysłany: Wto 13:40, 21 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Moore'ów] Dzień 3 (26 grudnia), ranek.

Dziewczyna przez niecały tydzień włóczyła się po domu i w jego okolicach. W domu kończyła się żywność, a jej brakowało maltretowania brata. Była sama, a tego nie chciała. Zeszła z łóżka w którym leżała przez ponad 4 godziny, wzięła do rąk telefon, który leżał na biurku. Wystukała numer Matthiasa.
- Matt?- powiedziała.- Szlag, nie mogę się dodzwonić- rzuciła telefon na łóżko, a potem sama padła jak kłoda. Ponownie wzięła telefon do rąk i zaczęła pisać sms-a.
"Matt, gdzie jesteś cholero? Nie przyznam się, że brakuje mi ciebie, no ale ku*wa wróć do mnie, proszę. Sama sobie nie poradzę. Szara rzeczywistość mnie ogarnia, nie wiem co mam ze sobą robić."- wysłała mu wiadomość o takiej właśnie treści. Doszedł raport, wiadomość dostarczona.
"Oby to przeczytał, powaznie nie wiem co mam robić"- złapała się za głowę.
- Wiem co zrobię najpierw- popatrzyła w lustro, które wisiało nad toaletką.- Umyję się.
Zrzuciła z siebie ciuchy i weszła pod prysznic. Pół godziny później wyszła z kabiny, owinęła się ręcznikiem, po czym poszła do pokoju. Usiadła przed toaletką i zaczęła rozczesywać swoje mokre, niebieskie włosy, spletła z nich dwa warkocze. Po chwili wstała z krzesła, poszła ponownie do łazienki i podniosła ciuchy, które walały sie po podłodze.
- Jej, rodziców nie ma, nie ma nawet na kogo zwalić tego, ze moje ciuchy walają się po podłodze. Zaraz wpadnę w paranoję- mówiła do siebie. Wróciła się do pokoju i nałożyłą na siebie świerze ciuchy, a tamte upchnęła do brudów.
- Super. Wykąpałam się, ubrałam i co teraz? Idę coś zjeść.
Zeszła na dół do kuchni, z lodówki wyciągnęła mleko, potem sięgnęła po płatki, które były w szafce.
- Mmm.. śniadanko... Zapewne mleko jest zepsute, ale co mi tam. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni- uśmiechnęła się. Zalała płatki mlekiem, zabrała miseczkę z zepsutym śniadaniem i usiadła przy stole w jadalni. Porozglądała się po pokoju tak jakby czekała na resztę rodziny, która usiądzie z nią wspólnie przy stole. Po jej policzku poleciała łza.
- Co jest? Przecież nie jest mi smutno z tego powodu- śmiała się przez cieknące łzy. W końcu poddała się, położyła głowę na blacie i zaczęła głośno płakać. Miała całą czerwoną twarz, była zalana łzami.
- Mamo. Tato. Matt. Ku*wa. Nie daje rady, wróćcie- walnęła ręką w blat. Mleko polało się po podłodze.- Nie płacz nad rozlanym mlekiem, ta? Śmieszne- strąciła miskę na podłogę. Wzięła kurtkę, założyła buty i wyszła. Zamyślona szła ulicami rozglądając się przy okazji po okolicy, miała głupią nadzieję, że spotka gdzieś Mattha.
- Hę? Co z nią nie tak?- popatrzył zdziwiony Chase.- Olała moją obecność, ehh..
"Matthias"- ponownie o nim pomyślała, a na jej twarzy zagościł smutek.
Nagle wpadła na nią jakaś blond włosa dziewczyna.
- Co ty robisz?- krzyknęła Patty.
- Idę kurde drogą. To ty wlazłaś na mnie- powiedziała tamta.
- Dobra, zjeżdżaj, idę dalej- wyminęła dziewczynę.
- Stój koleżanko- blondynka złapała ją za rękę.
- Czego chcesz?
- Może bądź bardziej uprzejma i się przedstaw. Twoje zachowanie mnie irytuje.
- A co mnie obchodzi twoje zdanie, co? W dupie mam to co ktoś o mnie myśli. Jestem Patty, szczęśliwa?
- Bardzo- odpowiedziała dziewczyna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vicky dnia Wto 14:20, 21 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 16:13, 21 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 26 grudnia, Dzień 3, ranek

- Bardzo. - powiedziała.
"Zabiję. Zabiję. Zabiję. Zabiję."
- Ale czy nie warto żebyś... Hm... Dowiedziała czemu nie wkurza się Delaney Fairfield? Otóż nie lubię jak ktoś mnie wkurza.
"Zabiję. Zabiję. ZABIJĘ."
- Nie obchodzi mnie to. - odparła niebieskowłosa.
- Nie? Może powinno zacząć obchodzić.
"Ok, spróbujmy."
Skoncentrowała się i po chwili zawołała:
- Jesteś naprawdę wkurzająca, wiesz?!
Po tym nagle z niemożliwą prędkością ruszyła i po trzech sekundach stała za Patty.
- Nie lubię wkurzających ludzi. Wiesz czemu?
Dziewczyna obróciła się i zobaczyła Delaney.
- Jak?
Blondynka zignorowała pytanie i po kolejnych trzech sekundach znów znalazła się za plecami niebieskowłosej.
- Wkurzający ludzie mnie denerwują. A wtedy ja denerwuję ich. Błędne koło. - powiedziała śmiejąc się. - Radzę ci w przyszłości uważać.
Po chwili zaczęła pędzić i znalazła się na drugim końcu miasta.
"Czyli to prawda. Mam moc."
Powoli ruszyła przed siebie starając się nie przyspieszać i po jakimś czasie znalazła się pod swoim domem znajdującym się przy Hinner Avenue, niedaleko Tower.
"Głowa mnie boli."
Usiadła pod drzwiami i po chwili zasnęła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fester9696
Richard Cobben, I kreska



Dołączył: 03 Lip 2012
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Polana Jednorożców

PostWysłany: Wto 22:15, 21 Sie 2012    Temat postu:

26 grudnia, dzień 3 poranek

Chłopak wygrzebał się z zaspy i głośno ziewnął, po czy szybko zorientował się co się stało. Dwie godziny przed wigilią wziął swojego Quada, butelkę whisky i pojechał "wysuszyć ją" w lesie, ale gdy wracał do domu miał wypadek. Wpadł w poślizg i wjechał w zaspę. Rick trząsł się z potwornego zimna, które czół aż w kościach. Musiał spędzić trochę w śniegu.
- Fuck, już po wigilii starzy mnie zabiją, musze szybko wracać do domu. - Zaklął nastolatek, próbując zapalić pojazd - No odpal nie rób mi tego, nie teraz. - Mówił do Quada i po chwili silnik zaryczał. Rick z uśmiechem na twarzy wrzucił bieg, dodał gazu i wyruszył w drogę powrotną do domu.

*** 10 minut później, dom chłopaka ***

- Już jestem, sorki rodzinko za poślizg z czasem ale musiałem troche... - Zdziwiony syn grabarza przerwał swoje na poczekaniu zmyślone wytłumaczenie, ponieważ ku jego zdziwieniu w domu było zupełnie cicho, jakby nikt tu nigdy nie mieszkał. Wszedł do salonu i zastał tam nietkniętą kolację świąteczną. "Dobra co tu się dzieje i gdzie są wszyscy ? Młody grabarz pobiegł do pokoju swojej młodszej siostry. Gdy tam dotarł kamień spadł mu z serca, bo ujrzał Jessy robiącą robótkę na szydełku.
- Ej, smarku gdzie tamci? -Zapytał pogardliwie Richard ukrywając pod pogardą ulgę.
- Nie ma ich, zniknęli w wigilię i myślałam, że ty też, ale ty wróciłeś do mnie - ucieszyła się dziewczyna przytulając brata...

A może zanim zaczniesz pisać zorientujesz się, czy twoja KP została zaakceptowana, co? Już to zrobiłam, ale w chwili pisania posta nie była...
Sp.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Śro 13:43, 22 Sie 2012    Temat postu:

[Skład odpadów atomowych] Dzień 3 (26 grudnia), ranek.

Mave uśmiechnął się na myśl użycia piły. Uniósł ją nad głowę, włączył i wycelował na drewniane drzwi.
- Rach ciach ciach ciach ciach. - zaśmiał się przy rozwalaniu drzwi nie będąc pewien co jest onomatopeją rozwalania drzwi przez piłę mechaniczną.
Po kilku minutach z drzwi nie zostało praktycznie nic. Brunet przepuścił Mistle i rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdowały się w nim jakieś zapiski, teczki z dokumentami, mapki, duże komputery, półki z książkami, duże stoły, fotele...
"Komputery i karteczki. Tajemnica godna zamknięcia drzwi!"
Knight zaśmiał się i po chwili zakasłał. Przeszedł się przy stołach przyglądając się co na nich leży. Znalazł kilka prac, których tytuły wystarczająco odstraszały.
"Durna nauka. Durna, durna, durna."
Spojrzał na jeden plik kartek. Mógł przysiądź, że tytuł miał związek z promieniotwórczością. Chwycił kartki i zauważył jedną osobną przy której leżał długopis, a tekst urywał się w połowie. Zabrał karteczki i usiadł przy stole podczas gdy Mistle przeszukiwała półki.
"Zobaczymy co ciekawego przekażesz."
Spojrzał na pierwszą stronę i przeleciał druk wzrokiem wyszukując słów '15, wypadek, promieniowanie'. Szybko znalazł to czego szukał.
... 15 lat temu, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, mały meteoryt uderzył w reaktor wbijając się ponad 30 metrów pod ziemię. Zabrał ze sobą większość procent uranu z reaktora ...
Nolan uśmiechnął się szeroko i kontynuował czytanie.
"Piękne. To piękne! Niczym opowieść dla dzieci! Dawno, dawno temu, aż piętnaście lat temu, meteoryt grzmotnął za siedmioma górami w pobliżu Samantha Town. KABOOOM."
Przewrócił na kolejną stronę wyczytując kolejne szczegóły po wypadku. Przez głowę przelatywały mu kolejne myśli.
"Cholera, co za porąbani debile. Każdy wie, że uran jest promieniotwórczy, a zrobienie dołu, kopu kopu, syu sypu nie wystarczy!"
- Masz coś? - zapytała Mis przyglądając się tym razem telewizorom i zapiskom.
- Tylko jakieś mroczne opowiadania o Czarnobylu. Szukam dalej.
... Najbliższy obszar promieniowania występuje w promieniu 15 km. Strefa potencjalnych opadów Alei Opadów Promieniotwórczych występuje w promieniu 150 km ...
Chłopak zasłonił prawe oko i jeszcze kilkakrotnie przeczytał tekst podczas gdy w jego głowie unosiły się cyfry i przeróżne obliczenia. Przeklął cicho.
"15 kilometrów! 30 kilometrów średnicy, 94 kilometra obwodu, 709 kilometrów kwadratowych. Centrum w składzie opadów atomowych. 30 metrów pod ziemią promieniuje uran... What the...?"
Zaczął kartkować dokument omijając mniej ważne informacje.
... Promieniowania alfa, beta i gamma są emitowane przez uran i produkty jego rozpadu. Gdy człowiek zostaje napromieniowany po późniejszym czasie mogą zacząć ujawniać się choroby przez nie wywołane jak nowotwory skóry, białaczka, choroby układu pokarmowego, choroby kości i zaćma. Za pomocą kamer gamma można wykryć czarne obszary w których mógł zgromadzić się pierwiastek promieniotwórczy...
"Hahaha. Zabawne. Każdy wie, że to jest jak miliony igiełek wbijające się w skórę. Pooowolne samobójstwo. I każdy wie, że radiacja robi co innego z ludźmi."
... Radiacja może też doprowadzić do rozwoju zmutowanych komórek i różnorakich mutacji. Woda i skażona żywność nie nadaje się do spożycia. Najlepszym o najskuteczniejszym sposobem ochrony przed skażeniem jest opuszczenie zagrożonego miejsca...
"Walcie się z waszymi przemyśleniami. Wszystko i tak jest napromieniowanie. Jedzenie, woda i..."

Knight zachwiał się i wstał z krzesła gwałtownym ruchem. Poczuł jak coś w głowie mu bulgocze. Prócz beznadziejnych obliczeń przypomniały mu się domowe lekcja fizyki, chemii i edukacji dla bezpieczeństwa. Zachwiał się ponownie.
"Każdy jest skażony. KAŻDY! Wszystko jest skażone! Kopuła jest w najmocniejszej strefie promieniowania. Jesteśmy jak w zamkniętym słoiku pełnym odpadów. Ja i Celty zmutowaliśmy przez to! I chyba nie tylko my... To wszystko znaczy, że..."
Oderwał się od stołu i pomknął w stronę Page z plikiem kartek. Zauważył dziewczynę stojącą przed ekranem z mapą. Idealny okrąg jak na mapie, którą dostała od Jima.
- Nolan, te map są takie same. Ale przecież to mapa promieniowania, tak?
Brunet skinął głową i podał jej plik kartek przy okazji tłumacząc w skrócie co jest tam zapisane. Zaczął jej wyjaśniać jego teorię.
- Promieniowanie zaczęło się 15 lat temu. Każdy poniżej 15 roku życia jest od urodzenia napromieniowany. Ci powyżej piętnastego zniknęli zostawiając tylko tych poniżej. Skoro meteoryt sprawił, że popsuł się reaktor i wciągnął uran. Uran promieniuje tworząc mutacje jak u mnie i Celty. Uran promieniuje w naszym Ekstremalnym Terytorium Alei Promieniotwórczej. Na tym obszarze powstaje bariera dokładnie po piętnastu latach, a dorośli znikają. Czemu znikają? Bo nie byli tak napromieniowani jak my. Bariera ma na celu odgrodzenie promieniowania od świata. Widocznie coś nie wyszło i zamiast się ewakuować z zagrożonego miejsca, siedzimy pod kloszem i nie unikniemy już promieniowania. Na powietrzu może jakoś by się przeżyło, ale pod kloszem napromieniuje każdego. Będzie więcej mutacji jak ja. Jeżeli chodzi o przyjezdnych to nie do końca rozumiem czemu oni nie zniknęli... Nie rozumiem tylko po co ktoś zamknął nas w ETAP-ie zamiast zabrać nas i wtedy odciąć to od świata...
Mistle spojrzała na niego zdziwiona łapiąc o co chodzi.
- ETAP? - powtórzyła.
- Ekstremalne Terytorium Alei Promieniotwórczej. Ekstremalnie to z tym promieniowaniem jest. Na terytorium jesteśmy, a dokładniej Terytorium Alei Odpadów Promieniotwórczej. Wiesz, ETAOP dziwne brzmi, więc wolę ETAP. - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Kontynuując, widziałem jak ten chłopak znikał stąd, a miał piętnastkę. Nie rozumiem tylko czemu zniknął... Skoro specjalnie ktoś odciął napromieniowanych od początku od świata, to na cholerę w piętnaste urodziny znikają do świata? Skoro jesteśmy 'niebezpieczni' to tym bardziej nikt nie powinien móc znikać. Dlatego sądzę, że oni nie znikają do prawdziwego świata, a do... piekła? Nie rozumiem tego... Koś jeszcze specjalnie zrobił tą iluzje nie widzenia bariery z daleka, gwiazd nie pojawiających się nad horyzontem i nieba, które na prawdę jest kopułą by dzieci myślały, że wszystko jest normalnie. Nie rozumiem tego kompletnie. Nie rozumiem...
Drake oparł się o jedną z półek i złapał się za głowę.
- NIENAWIDZĘ NIE ROZUMIEĆ CO SIĘ DZIEJE! - krzyknął zasłaniając twarz i wyrzucając plik kartek w powietrze.
Page spojrzała na niego jak na wariata podczas gdy ten śmiał się pod nosem.
- Przecież wszystko się kiedyś wyjaśni...
- Nic się nie wyjaśni! Zmutują rośliny, zwierzęta, ludzie, ale nigdy to się nie wyjaśni. Czemu? Bo naukowców nie ma! Świat już się skończył. To ETAP!
Dokładnie w tej samej chwili na telefon Nolana zaczęły przychodzić wiadomości od Celty. Dużo wiadomości o jednej treści - Nienawidzę cię. W tej samej chwili przypomniał sobie, że wracając z Mi samochodem. Wtedy jeszcze nie sądził, że pojedzie w stronę światła. Gdy doszedł ostatni SMS Nolan zbladł i jeszcze bardziej zaczął się śmiać spoglądając na ekran z napisem 'NIENAWIDZĘ CIĘ'.
- I ja siebie też! - wrzasnął rzucając telefonem przez całe pomieszczenie.
Knight pomknął szybko w stronę rozwalonych drzwi.
- Przepraszam Mistle. Ja... - zaczął gubiąc słowa i podnosząc piłę. - Poczekam w samochodzie.
Po kilku sekundach zbiegał po schodach na parter budynku i pobiegł w stronę samochodu mając wrażenie, że zaraz zemdleje. Zajął miejsce obok kierowcy i odwrócił głowę od budynku składu. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i szybkim gestem zapalił jednego.
"Beznadzieja. Beznadzieja. NIENAWIDZĘ TEGO ŚWIATA!"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin