Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział II
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:36, 17 Sie 2012    Temat postu: Rozdział II

Parapa pa pam, I'm lovin' it! Smile

Rozdział II uważam za otwarty!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Persephone
Helena Foster, II kreski



Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Umierającego Słońca

PostWysłany: Pią 10:01, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Christelle i Flossy] Dzień 2, 25 grudnia, wczesny ranek

- Przestańcie śpiewać to coś, co nawet nie może nazywać się muzyką! - Helena wydarła się na Setha, który właśnie się obudził i śpiewał "Last Christmas".
- To czego ty słuchasz w święta? - spytał zaskoczony chłopak.
- Tego, co zwykle. - wzruszyła ramionami. Widząc jego minę, sugerującą, że nie wie, co oznacza u Heleny "zwykle", dodała - Mówi ci coś 4AD?
Seth dalej wyglądał na zagubionego.
- Powiedzmy ogólnie, że dark wave.
- Jesteście głodni? - usłyszeli Flo, grzebiącą w lodówce.
Wszyscy pokiwali głowami. Rudowłosa przyniosła resztki, jakie pozostały z Wigilii. Elle skrzywiła się.
- Dlaczego musimy jeść TO, kiedy mamy tyle kradzionych zapasów?
- Oszczędzamy. - odparła poważnie Helena, po czym wybuchnęła śmiechem. - Flo, nie wygłupiaj się. Dawaj coś normalnego!
Po chwili wszyscy jedli "zapasy" ukradzione poprzedniego wieczoru. Helena starała się zapomnieć o widoku niezakopanego trupa.
- Życie bez dorosłych jest cudowne! - westchnęła rudowłosa.
Helena spoważniała, jakby coś się jej przypomniało.
- Nie zniknęli tylko dorośli. - oznajmiła.
Pozostali nie odezwali się, tylko spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
Westchnęła.
- Staram się ustalić granicę, od jakiej ludzie zniknęli. O ile jest granica. Ale wydaje mi się, że to nie stało się ot tak, po prostu. Był w tym jakiś zamiar, porządek...
Zobaczyła, jak na nią patrzą.
- Pewnie gadam jak z jakiegoś filmu science fiction klasy B, co?
Christelle powoli pokręciła głową.
- Nie widziałam ludzi starszych od nas... W zasadzie, nie widziałam nikogo z wyższej klasy. Jakbyśmy my byli ostatnią.
- Piętnaście. - powiedziała Helena.
- Zniknęli ludzie powyżej 15 lat... - odezwała się Flo.
- Ingen skønhed! Niedługo mam 15 urodziny! - wykrzyknęła czarnowłosa, starając się nie podpalić krzesła ze zdenerwowania.
- Co znaczyło to pierwsze, co powiedziałaś? - zaciekawił się Seth.
- Polecam słownik duńsko-angielski. Przydatna lektura.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Persephone dnia Pią 10:53, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:03, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST, Psychiatryk u Celty] Dzień 2, ranek

Celty przewróciła się na drugą stronę i spojrzała na zegarek. Było już grubo po ósmej. Za wcześnie by wstać. A w szczególności po pracy, którą wczoraj wykonała wraz z dziewczynami. W tej samej chwili usłyszała głośny krzyk z dołu.
- HO, HO, HO! WSTAWAĆ ŚPIOCHY! ŚWIĘTY MIKOŁAJ PRZYSZEDŁ NA ŚNIADANIE! PIERWSZY DZIEŃ ŚWIĄT! WSZYSCY ZARAZ MEDLUJĄ SIĘ NA DOLE!
Amy leżąca na tapczanie po drugiej stronie pokoju zerwała się z łóżka i wyjęła spod poduszki pistolet.
- Boże, kto to?!
Celty nie skomentowała faktu, że dziewczyna trzyma broń nawet podczas snu i wróciła do poprzedniej pozycji. Nie miała zamiaru wstawać tylko dlatego, że Louis zarządził pobudkę.
- HO, HO, HO! ŚWIĘTY MIKOŁAJ! BYLIŚCIE GRZECZNI W TYM ROKU?!
Czy ja wczoraj nie kazałam zamknąć drzwi temu przygłupowi Vincentowi? 
- Loius ty idioto! Idę spać! - odkrzyknęła i przykryła głowę poduszką.
Lily zaniepokojona wrzaskami weszła do ich pokoju. Knight zauważyła, że zdążyła się już ubrać.
- NIE MA SPANIA! WSTAJEMY! - rozległ się jego kolejny krzyk - RAZ, DWA! WSTAWAĆ! ŚWIĄTECZNE ŚNIADANIE U CELTY! 
Celty zwlekła się z łóżka i odnalazła swoje jeansy porzucone gdzieś na krześle.
- ZAMKNIJ SIĘ!
- Co to za kretyn? - warknęła Amy również się ubierając.
- Kolega ze szkoły.
- Myślałam, że w Washington ludzie są trochę bardziej poważni. - odezwała się Lily.
- On zawsze był wyjątkiem.
- Parzę herbatę! - krzyknął Louis.
W myślach wyliczała już wszystkie tortury, którymi podda chłopaka jak tylko go dorwie. Jak na złość piła, którą kupiła Nolanowi gdzieś przepadła. Vincent miał ją schować przed Knight'em aż do urodzin.
Kiedy zbiegła po schodach była już w połowie ubrana. Nadal miała na sobie górę od kraciastej piżamy, jednak jak na razie nie przejmowała się tym. Zauważyła Blacka w kuchni jak przygotowywał sobie śniadanie.
Chwyciła pierwszą rzecz jaką miała pod ręką (No dobra, drugą. Pierwszą był nóż, którym niestety nie mogła się posłużyć.) i z całej siły zamachnęła na chłopaka.
Kubek zatrzymał się tuż przed jego twarzą. Chłopak chwycił go jedną ręką i przyglądając się mu przez chwilę, rozbił o podłogę.
- Posprzątasz to. I wisisz mi nowiusi kubek z reniferem.
- Gdyby ci zależało na tym kubku, to byś nim nie rzucała. I tak skończyłby w kawałkach.
- Jakby się rozbił na twoim pustym łbie to byłabym bardziej szczęśliwa!
- Nie pytasz jakim cudem kubek się zatrzymał.
Celty wzruszyła ramionami i zajrzała mu przez ramię.
- Co gotujesz?
- Chilli.
- Wiesz, że i tak cię kiedyś zamorduję? A tak poza tym tragicznie śpiewasz.
W ten samej chwili do kuchni wbiegła Amy i obaliła chłopaka na podłogę.
- Jeszcze raz mnie obudzisz, a cię wypatroszę! - zacisnęła ręce wokół jego szyi.
- Celty...pomóóż. - wycharczał.
Celty spojrzała na nich rozbawiona i zalała herbatę wrzątkiem. Do kuchni weszła Lily, która najwyraźniej była lekko zdezorientowana widząc leżącą na podłodze dwójkę.
- To ten typ nas obudził?
Knight skinęła głową wykładając na stół talerze.
- Mocniej! Przywal mu!
Savannah wparowała do kuchni krzywiąc się na widok chilli. Za nią pojawiła się John również niezadowolona z tego typu świątecznego śniadania. Yashimoto zaczęła buszować po szafkach aż znalazła nutellę. Zadowolona ze zdobyczy zaczęła przygotowywać kanapki.
- Gdzie Nolan? - Parks rozejrzała się wokół jakby czekając, aż Knight wyskoczy nagle z kuchennej szafki wrzeszcząc "niespodzianka!"
- Wraca za 5 dni. - burknęła Celty przyglądając się rozgrywającej się walce pomiędzy Louisem, a Amy.
- Żartujesz sobie? Gdzie pojechał? Gdzie on jest?!
Savannah z rozpaczą usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach.
- Zabiję cię ty zawszona gnido! - ryknęła Amy wykręcając Blackowi rękę.
- Zostaw mnie wariatko!
Louis wyrwał się z jej uścisku i przygniótł dziewczynę do ściany jednocześnie zaciskając rękę na jej szyi.
- Buu, ta walka zaczyna mnie nudzić. Ciekawiej jest jak chłopak dostaje łomot od dziewczyny.
Knight przeniosła wzrok na Vincenta, który z wrzaskiem wbiegł do kuchni. Za nim w drzwiach pojawiła się Yui. Dziewczynka widząc tyle osób naraz w jednym pomieszczeniu, szybko schowała się w salonie.
- Dzięki Bogu. Poszła sobie. - odetchnął Vincent.
Knight wyciągnęła go spod stołu i spojrzała na niego groźnie.
- Miałeś zamknąć drzwi na klucz! A co by było jakby przylazł w nocy jakiś psychol z karabinem i nas wszystkich powystrzelał?!
- Prze-prze-przepraaaaaszaam! - zawył chłopak wyrywając się jej i wpadając na Savannah.
Blondynka spojrzała na niego morderczym wzrokiem i Vincent wybiegł z kuchni. Parks zrywając się z krzesła pobiegła za nim. Celty lekko zaskoczona obrotem sprawy usiadła obok Lily obserwującą bijatykę.
- Wybacz, Lily. Nie sądziłam, że zrobi się tu takie wariatkowo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:39, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 2 (25 grudnia), ranek

Jim i Ray spali, a karteczki, którą zostawili Mis na lodówce wynikało, że w nocy oboje pomagali w prowizorycznym przedszkolu i wrócili nad ranem, kiedy przyszło zmienić ich parę osób. Dochodziła dziewiąta, ale blondynka nie spała już od godziny, leżąc w łóżku i próbując wszystko sobie poukładać.
Nie czuła żalu, że postrzeliła tamtą dziewczynę, ani nawet, że rodzice zniknęli. To ją trochę... dziwiło, ale i cieszyło. "Wreszcie wolni". Gorsze jednak było to, że w ogóle nie wzruszały ją tamte trupy na rynku.
Powoli zeszła na dół, do salonu, uświadomiwszy sobie, że ich prezenty wciąż spoczywają pod choinką. Kucnęła i przerzuciła kilka torebek i paczek, segregując wszystko. Stosiki były jednakowe.
Usiadła po turecku na podłodze, rozrywając pierwszy pakunek. Od Ray dla wrednej siostrzyczki, głosiła karteczka. Wewnątrz były trzy wymienne obudowy dla jej [link widoczny dla zalogowanych]. Od Jima pomysłowy budzik, który sam zjeżdżał z szafki i jeździł po całym domu, tak, że trzeba było się zwlec z łóżka i trochę pobiegać, żeby go wyłączyć. Miał też wbudowany projektor, wyświetlający powiększoną godzinę na suficie bądź ścianie. "Fajne".
Od mamy i ojczyma był jakiś niewielki i wąski pakunek. Mistle rozwinęła papier z ciekawością.
- Tablet - mruknęła z zaskoczeniem, wstając i mocując się z opakowaniem. "Tak... Kto by pomyślał, że kiedykolwiek przyjdzie nam żyć w świecie, gdzie nie ma telewizji, internetu i braku możliwości zadzwonienia. W świecie, gdzie obecnie taki tablet jest..."
- BEZUŻYTECZNY! - wydarła się, z całej siły waląc urządzeniem o kant stołu. Krzycząc najgłośniej jak potrafiła, wyżywała się na Bogu ducha winnym tablecie, raz po raz uderzając nim w stół. Ekran roztrzaskał się i pokrył drobną siateczką pęknięć. Ogarnięta przedziwnym szałem Mis podeszła ze zmaltretowanym tabletem do mikrofalówki. Wcisnęła go tam byle jak i ustawiła losowy program, obserwując, jak plastik topi się, a przewody wewnątrz zaczynają iskrzyć.
- TAK! WŁAŚNIE TAK! GIŃ, ŚCIERWO, GIŃ!
W tym momencie nastąpił huk, a mikrofalówka otworzyła się, wypluwając kupkę stopionego plastiku, szkła i jakiś elektronicznych ustrojstw. Mis uspokoiła się nieco, jak gdyby nigdy nic otwierając kolejny prezent. Ann zrobiła jej laurkę. Blondynka chlipnęła, czytając życzenia i myśląc o siostrzyczce.
Wbiegła po dwa stopnie na górę i z trzaskiem otworzyła drzwi do swojej sypialni.
- Mis, co to był za hałas? - zapytał rozespany Jim, wychodząc ze swojego pokoju naprzeciwko. Po lewej od drzwi blondynki, głowę wystawiła równie zaspana Ray.
- Nic takiego - odwarknęła, wyszarpując z dna szafy duży plecak, używany, gdy wybierali się na biwak w górach. Załadowała tak kilka losowych kompletów ubrań, oraz wyposażenie, które ukradła wczoraj ze sklepu: nóż, dwie latarki, gaz pieprzowy, pistolet na rakietę sygnalizującą (i trzy w zapasie), granat hukowy, granat błyskowy, granat klasyczny. Dwa pistolety: Berettę 92 i Smith&Wessona odłożyła na łóżko. Potrącając Jima, wpadła do łazienki. Rozczesała włosy, lekko jeszcze wilgotne po porannym prysznicu, umyła zęby i ubrała się, dopiero teraz przyglądając się, co wyciągnęła z szafy jako jeden z kompletów: okazały się nim czarne, wąskie spodnie i czerwona bluza kangurka. Pod spód założyła zwykłą, czarną bokserkę. Otworzyła szafkę pod lustrem, zgarniając do kosmetyczki stojącej obok umywalki połowę jej zawartości.
Drugi raz potrącając Jima, którzy krzycząc, usiłował się dowiedzieć co też wyprawia Mis, wpadła do pokoju. "Och, zamknij się!".
Załadowała wszystko do plecaka. Pistolety wsadziła za pasek spodni, ukrywając pod bluzą. Wbiegła na dół w asyście coraz głośniejszych krzyków obojga rodzeństwa.
- ZAMKNIJCIE SIĘ OBOJE! - wrzasnęła. Ray i Jim zatrzymali się na ostatnim stopniu schodów, obserwując Mis miotającą się po kuchni. Owinęła celofanem trochę resztek z Wigilii, jednocześnie odgrzewając w mikrofalówce trochę barszczu, który potem przelała to termosu zatrzymującego ciepło. Plecak był szczelnie wypełniony różnego rodzaju bronią i amunicją, ubraniami i środkami higienicznymi.
- Mis, co ty robisz? - jęknęła Ray, kiedy blondynka sprawdziła oba pistolety. - Przygotowujesz się na armagedon, czy co?
- Możliwe - burknęła, zarzucając na ramię plecak i kolejny raz potrącając ich i wbiegając do sali szpitalnej Ann. Pochyliła się nad bezwładną dziewięciolatką. Respirator i reszta sprzętów regularnym pikaniem oznajmiały, że wszystko jest w porządku. Jim i Ray kilka godzin wcześniej musieli zmienić jej kroplówkę. Mis pochyliła się nad przyrodnią siostrą i pocałowała ją w czoło.
- Wesołych świąt, Ann.
Odwróciła się i czwarty raz potrąciła Jima.
- Jasna cholera, szlag mnie trafi! - warknął, idąc za Mis i masując ramię. - Robisz to specjalnie!
"Wow, brawo. Gratuluję inteligencji!". Zapinając pod szyję czarną kurtkę, przypomniała sobie o jeszcze jednej rzeczy. "Pelerynka Nolana. Trudno, zaczeka".
Owinęła się szarym szalikiem, którego końce puściła luźno. Naciągnęła czapkę i rękawiczki do kompletu, zarzucając plecak na ramię.
- Gdzie ty idziesz?! - wrzasnęła po raz setny Ray.
- Dookoła bariery. Może znajdę wyjście - "I tak w to nie wierzę". - Ann potrzebuje lekarza. Biorę Jeepa.
- Zabijesz się.
- Trudno - warknęła. - Jeździłam już Fordem Anglia!
- Weź to - mruknął Jim, dając jej do rąk mapę. Samodzielnie wyrysował na niej okrąg, zgodnie z wczorajszymi obliczeniami.
- Dzięki.
Wyszła, zatrzaskując drzwi. Pięć minut później siedziała już w [link widoczny dla zalogowanych] należącym do Kevina. Silnik był odpalony, a brama stała otworem.
Ruszyła. Samochodem szarpnęło. "No tak, nie ta moc, co stary, dobry ford, ani quad, ani vespa...".
W końcu ostrożnie wyjechała na ulicę, stwierdzając, że całkiem nieźle jej idzie. Wielokrotne 'pożyczanie' forda się przydało. Jednak niebieski samochodzik nie dałby sobie rady na dłuższą metę. W rajdzie dookoła bariery z pewnością 70% miejsc było kompletnie nieodśnieżonych.
Mis sprawdziła radio. Oczywiście, nie działało. Z westchnieniem włożyła do odtwarzacza jedną z płyt. Przy dźwiękach Elbow wyjechała z miasta. Trzymała się kilka metrów od bariery, jadąc bardzo powoli i cały czas zerkając na mapę. Co kilkadziesiąt metrów wysiadała, badając rękami jej powierzchnię, oraz od czasu do czasu wspinając się na drzewo, by sprawdzić wyżej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:14, 17 Sie 2012    Temat postu:

[Dom Celty, ST] 2, ranek
Lily tylko się uśmiechnęła.
- Wariatkowo to mało powiedziane.
Podniosła czajnik, chcąc przelać trochę wrzątku do kubka, leżącego po drugiej stronie kuchni. Jej krótki spacer przypominał chodzenie po polu minowym - Amy i chłopak nazywany Louisem przewracali się na podłodze, a mały blondyn biegał po całym pomieszczeniu płacząc. W końcu Lily potknęła się o jedno z nich i wylała pół zawartości czajnika, na głowę gościa*.
- PRZEPRASZAM! - jęknęła. Black był zbyt zaabsorbowany walką z Amy, żeby zauważyć strumień gorącej wody lecący w jego kierunku...
Krzyknął.
- Tego już za wiele! Tak traktujecie gościa?! - wrzasnął, chwytając się za głowę.
Celty zachichotała, a Vincent skierował się do zamrażarki po lód.
- Ej, mały, nie musisz tego robić! Idź do przedszkola, możesz...
- Hej, hej, Lily, przestań buntować mojego skrzata domowego - rzuciła Celty, uśmiechając się na widok zdenerwowanego Louisa. - Sorki Black, ale to ty nas obudziłeś, nie? Rewanż.
- Napuściłyście na mnie tą wariatkę! - zdarł się Louis.
- Kogo nazywasz wariatką? - odezwała się Amy, zakasując rękawy.
- Em... może zróbmy nową herbatę i zacznijmy od początku? - zaproponowała Wilkes pojednawczym tonem.



*Sorry A., musiałam. Laughing


[Przedmieścia ST] 2, ranek - Yvonne
Yvonne zgięła się z bólu. Prowizoryczny opatrunek, który założyła wczoraj chyba nie był najlepszy, ale musiał wystarczyć. Został jej jeden dzień.
"Jeden wystarczy. Zapłacą za to. Sprawię, że zapłacą."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pią 14:23, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle] Dzień 2 (25 grudnia) ranek

- Jestem całkowicie pewna, że ta bariera ma coś wspólnego z tym całym zniknięciem. - oznajmiła stanowczo Elle, wpatrując się we Flo, Helenę i Theo.
- Chyba masz rację. Dziwne, że pojawiła się w tym samym czasie. - mruknął Theo, oglądając jakąś komedię na DVD.
Christelle wstała i zaczęła spacerować po salonie.
- Skoro tak to skąd ona się wzięła? Ta bariera? Czemu nas w niej zamknęli?
- Mówię wam. To jest jakiś projekt science-fiction. Jakiś eksperyment. - wtrąciła się Helena, obserwując chodzącą Whitemore.
- Pod tytułem ''Po ilu dniach dzieciaki zaczną zjadać siebie nawzajem''. - Flo wybuchnęła głośnym śmiechem. - Ale serio, zastanawia mnie, kiedy to się stanie. No wiecie, jak tak dalej pójdzie to skończą się wszystkie zapasy. I co wtedy? Raczej nie będziemy jedli śniegu.
Brązowowłosa uniosła lekko prawą brew, po czym na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Jeśli naprawdę chemy przeżyć, musimy zgromadzić jak najwięcej jedzenia. Musimy być pierwsi, inaczej już na samym początku uschniemy z głodu.
Na chwilę zapadła niepokojąca cisza.
- W nocy? - spytała wesoło Flo.
- Co w nocy? - Elle spojrzała na swoją siostrę nieco zdziwionia, jednak chwilę później uśmiechnęła się szeroko. - Wszyscy razem w nocy zgarniemy jedzenie. Będzie łatwo. Ja mogę stawać się niewidzialną, kiedy chcę, dlatego nie będzie najmniejszego problemu, aby przenieść wszystko do domu. - na chwilę przerwała mówić i podrapała się po głowie. - No tak. Nie pomyślałam. Ja mogę stawać się niewidzialna. A co z jedzeniem?
Flo zerwała się z kanapy i podeszła do siostry.
- Zapomniałaś o mnie? Już sobie to wyobrażam. Dziesiątki paczuszek z chińskimi zupkami chodzące po mieście. To będzie piękne.
Cała czwórka wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Jakoś sobie poradzimy. Musimy. Musimy na sobie polegać i trzymać się razem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pią 14:26, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rex
Gość






PostWysłany: Pią 14:30, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 2, 25 grudzień, ranek.

Peter otworzył oczy. Poszedł spać dopiero o pierwszej w nocy, kiedy przekonał się, że jego domu raczej nikt nie zacznie zaczepiać.
Od razu, raczej z przyzwyczajenia niż ciekawości, zerknął na zegar.
Oczywiście. Dziewiąta trzydzieści.
Zwlókł się z łóżka i nałożył kapcie. Poszedł do salonu, gdzie pochłonął trochę zimnej wczorajszej ryby. Na kanapie leżały rozpakowane prezenty – deskorolka i dwudziesta para kapci. Chłopak westchnął i upił łyk oranżady.
Wyciągnął rękę przed siebie. Zacisnął i rozluźnił kilka razy palce. Potem rzucił przed siebie kubkiem.
Naczynie rozbiło się metr przed choinką, dosłownie w powietrzu. Skorupy spadły na podłogę.
Oj. Czyli niewidzialnium jest twardsze niż przeciętny kubek z Chin.
Ze stołu podniósł widelec i podszedł do bariery. Uderzył w nią parę razy sztućcem. Jego zęby wygięły się pod dziwnymi kątami.
Peter przejechał ręką po niewidocznej ścianie. Była nienaruszona.
Po chwili ściana znikła, a chłopak poczuł dziwną miękkość w rękach.
To chyba trochę mnie męczy.
Usiadł przy stole i zjadł jeszcze trochę ryby.
Potem wyniósł na dwór, do ogródka krzesło i kilka ości. Przez chwilę obserwował ulicę, zasłaną szkłem, wyrwanymi płytami chodnikowymi, śmieciami, pustymi butelkami i niedopałkami papierosów.
Całkiem poprzewracało im się w głowach.
Wziął jedną rybią ość do ręki i rzucił przed siebie. Cicho stuknęła i spadła w topniejącą, śniegową breję.
Ujął drugą ość i rzucił. Tym razem doleciała bez przeszkód – tak jak zamierzał.
Rzucił trzecią, która się zatrzymała tam gdzie chciał. Czwarta ość zatrzymała się w powietrzu.
Peter zmarszczył brwi i wstał. Kolana drżały mu, jakby były z waty.
Stuknął w barierę. Ość wbiła się w nią. Ściana po chwili pękła a kość spadła na ziemię.
Wrócił do domu, przegryzł coś, a po kwadransie znowu zaczął testować umiejętności.
Po pół godzinie zauważył, że im dalej od siebie ustawia ścianę, tym jest słabsza. Kiedy tworzył ją własnymi rękami, pracując jak mim, wytrzymywała średnio trzy razy dłużej i pochłaniała mniej energii niż te, które ustawiał metr lub dwa dalej. Bariera ustawiona trzy metry dalej pryskała jak bańka mydlana pod naporem nawet odrobiny śniegu.
Usiadł na krześle i odchylił się do tyłu, wzdychając głośno. Po paru chwilach i kanapce wrócił do treningu, cały czas zerkając na ulicę.
Powrót do góry
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:31, 17 Sie 2012    Temat postu:

[Śniadanko u Celty] Dzień 2, rano

Chłopak przemieszał potrawę i usiadł na blacie w kuchni, trzymając drewnianą łyżeczkę niczym surowy profesor. Drugą podtrzymywał lód przy głowie. O dziwo nic poważnego się nie stało. –Wielkie dzięki – – spiorunował blondynkę wzrokiem. –Macie tutaj całkiem fajną ferajnę. Taki mały ośrodek dla pomyLunych.
- Louis, to jest jakiś psychiatryk!
– Feel like at home- wyszczerzył się w stronę dziewczyn. – I’m Black. Louis Black.
- Lily Wilkes.
- Amy Pracley.
– Wesoło tu macie – zawrócił się do nich.
- TO. JEST. PSYCHIATRYK. –wycedziła jego przyjaciółka.
- Ośrodek dla PomyLunych im. Celty Nadine Knight albo zwany, również Ośrodkiem Psychiatrycznym im. Celty Nadine Knigh.
- Trafne – dołączyła się Lily.
– Smacznego! – zawrócił się do Jonh’a. Opróżniła już pół słoika nutelli.
- Dzięki – odpowiedziała cicho i znów pałaszowała słoik. Louis wsadził łyżkę do garnka, mieszał i zaczął:
- Dwadzieścia sześć i pół kilograma masła... Surowe pieczarki, pomidorowy sok! Ziemniaki, cebula... surowe jajka. Mąka, mąka, mąka i jeszcze raz mą - ka! A teraz mieszaj-joj, mieszaj-jajaj, dokładnie mieszaj-joj, mieszaj-jajaj. Idziemy w dobrym kierunku. Idziemy w dobrym kierunku!
Jamam! Idziemy w dobrym kierunku!
- zaczął śpiewać Louis. Po chwili Celty też się dołączyła.
- Wygląd jest, ilość jest, smaku nie ma! Śmierdzi jakby się spociła kobieta pracująca, bieliznę piorąca nad rzeką. Jaman! Suche aż w zęby włazi i nie można tego przełknąć - nie, nie. Jestem prawdziwie wkurzona...Po prostu paranojaaaaaaaa! Wściekła i głodna. Twarde mięso, pomieszane byle jak.
- Cały skład wszystkich suszonych ziół z kilku laaat! – po chwili oboje się śmiali, a John zakrztusiła się nutellą.
- Jesteście powaleni? – wtrąciła się Amy.
- Tak troszeczkęęęę! – Celty pokazała na palcach.
– A właśnie! Zapraszam was na świąteczny obiad, możemy pograć w Scrabble. Obejrzeć od nowa Pottera. Czy coś. Chociaż w sumie to nie wiem czy to ma sens.
- Wyśmienity pomysł! Wpadniemy wszyscy! I uroczyście przysięgam, nie rozwalimy ci domu! – przyjaciółka znów się szczerzyła.
- a ja postaram się nic nie wylewać – dorzuciła Lily.
- Aaaaaaaałaaaaaaaaaa! – okropny krzyk dobiegł ze schodów.
- Najwidoczniej Sav dorwała Vincenta – powiedziała bez emocji Knight . – Zostawmy ich w spokoju.
- MOJE WŁOSY TY IDOTKO! – wyła ofiara dziewczyny.
- JA?! IDOTKA?! POŻAŁUJESZ! – z góry dobiegały krzyki podobnej treści.
– Ogólnie to jesteśmy w typowej świątecznej sytuacji. Jemy snadnie rodem z psychiatryka, dorośli zniknęli. Savannah zaraz przerobi tego chłopaka na szczotkę toaletową. Wczoraj spędziłem noc na cmentarzu – zamilkł. – Dzień jak co dzień. W sumie to możemy ugotować na nim zupę. DLAEJ SAV! – wszyscy zgromadzeni w kuchni się zaśmiali. Do pomieszczenia wpadła dziewczynka – Yui. Podbiegła do siostry i szepnęła jej coś na ucho.
- Moja siostra każe przekazać, że Savannah ciąga go za włosy i niewiadoma jeszcze co.
– Celty, gdzie masz aparat? – zapytał Louis.
- W szafce pod telewizorem, ale zaraz… PO CO CI?!
– Yui, mogłabyś zrobić im kilka zdjęć? –poprosił. Dziewczyna zarumieniła się. Pokiwała twierdząco głową i pobiegła po aparat. – DZIĘKI!
- Po co ci to? – zapytała dociekliwe przyjaciółka Louisa.
– Pokażemy jej jak twarzowo wygląda w furii.
- Jesteś porąbany – wypomniała mu.
– Ja ciebie też.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Persephone
Helena Foster, II kreski



Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Umierającego Słońca

PostWysłany: Pią 15:24, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle] Dzień 2 (25 grudnia) ranek

- A jak ktoś będzie chciał nam przeszkodzić, po prostu go podpalę! - zaoferowała się Helena.
Pozostałym bardzo spodobał się ten uroczy pomysł. Niech inni głodują, oni zbiorą zapasy. I z nikim się nie podzielą. Na szczęście Flo i Elle nie przejmowały się małymi dziećmi. Nie rozczulały się nad nimi, ani nie pragnęły ich ratować. Nagle pomyślała o Jaime'm i o Norze...
Kij z nimi! Co cię obchodzą?
- Hmm... - usłyszeli zastanawiającą się Flossy.
- Flo, ty myślisz! - wykrzyknęła jej siostra.
- Tak, myślę. I wiesz co myślę? - zapytała, patrząc znacząco na Helenę i Theo. - Myślę, że łatwiej będzie, jeśli będziemy razem... mieszkać.
Istotnie tak będzie łatwiej.
Ale czy chcę? - zastanowiła się Helena.To jedyny sposób na przetrwanie. Poza tym, oni nie są tacy źli...
- Ale nie chcę, żeby zajęli moją sypialnię! - odezwał się niespodziewanie Seth.
- Nie, to nie, dzieciaku. - odparła Christelle. - Helena może spać u mnie, a Theo w pokoju ciotki.
- Muszę pójść po swoje rzeczy...

*pół godziny później*

- A więc to twój dom, Heleno. - odezwała się Flo.
- Tak. I nie wchodźcie do niego. - odparła pirokinetyczka, nie spodziewając się jednak, że zastosują się do zakazu.
Kiedy weszła do środka, natychmiast zauważyła, że z choinki obsypała się większość igiełek, a niektóre bombki leżały na ziemii, potłuczone.
- Samara! - wykrzyknęła Helena na widok sprawcy tego bałaganu. - Jak mogłam o tobie zapomnieć, kiciu!
Było to nietypowe jak na Helenę zachowanie, ale swoją kotkę kochała ponad wszystko.
Przez chwilę zastanawiała się co zabrać, a potem porwała swoją wielką, czarną torbę, do której zapakowała: płyty, ubrania (w tym wszystkie koszulki zespołów z 4ad), płyty, tabliczkę na drzwi, płyty, jedzenie jakie miała w lodówce, płyty, niebieski szalik Chelsea, płyty, plakat Homera Simpsona i jeszcze jeden plakat, z Torresem, płyty, kosmetyki, wszystkie gadżety z Dead Can Dance, płyty, a na koniec wzięła Samarę na ręce i wyszła z domu. Razem z nią wyszły Flo i Elle, które najwidoczniej złamały zakaz.
- Czarno trochę u ciebie. - stwierdziła Flo..
- No, tak gotycko i mrocznie. - zgodziła się z nią Elle.
- Bo tak ma być. Szkoda mi opuszczać ten dom, ale chodźmy już. - popędziła je.
- Czekaj, czekaj. Co tam ci wystaje z torby? - zainteresowała się Christelle.
- Aa, yy. Nic... szczególnego. Takie tam. Nie dotykaj tego.
Zostaw mój plakat, zostaw mój plakat, zostaw mój plakat...
Elle zniknęła, a Helena zauważyła, jak plakat powoli wysuwa się z torby.
- Widzę, co robisz.

*godzinę później*

Zaliczyli jeszcze dom Theo, który też musiał spakować swoje niezbędne rzeczy, po czym wrócili na Vane Road.
- Chodź, mój pokój jest na górze. - Elle wskazała ręką schody.
Helena wniosła tam swoją torbę rozejrzała się. Na ścianach wisiały setki różnych plakatów. Na jednych był Voldemort, na innych Harry, Ron i Hermiona, na kolejnych Draco... ale największy wisiał nad jej łóżkem i przedstawiał Bellatrix.
- Uwielbiam ją! - krzyknęła Helena.
Elle rozpromieniła się.
- High five!
Helena ponownie spojrzała na ściany, jakby coś liczyła. Nie umknęło to uwadze brązowowłosej.
- Nie martw się, na twoje plakaty też starczy miejsca.
- J-jakie plakaty? Te z Dead Can Dance? - zapytała ostrożnie.
Christelle roześmiała się,
- Nie, na przykład te z Home...
- Nie mów tego!
- Nieważne. Rozgość się!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:52, 17 Sie 2012    Temat postu:

[Elektrownia wiatrowa] Dzień 2 (25 grudnia), południe - Bryce

Bryce wydmuchał w powietrze kłąb dymu, po raz kolejny denerwując tym Vivienne. Mis gdzieś przepadła, więc zdecydowali się jechać bez niej.
- No i co teraz? - mruknął, przyglądając się dwumetrowemu ogrodzeniu zakończonemu drutem kolczastym.
- Nie wiem. Ty chciałeś tutaj jechać.
W jej głosie nie było złości. Bryce już powoli przyzwyczajał się, że Viv boi się wyrażać swoje zdanie. "Nie to, co pyskata Mis". Westchnął ciężko i wysłał do niej setnego już sms: "Gdzie jesteś? Potrzebuję jednego z twoich szalonych pomysłów". O dziwo, po kilkudziesięciu sekundach przyszła odpowiedź: "Jadę samochodem wzdłuż bariery. Jim policzył, że ma około 30km średnicy".
- Jezu, co ty zaś wymyśliłaś - jęknął. "Boże, teraz mi mówisz?! Pisałem do ciebie z milion razy!".
"Nic nie doszło. Pewnie jest ograniczony zasięg. Z resztą, to i tak cud, że możemy pisać między sobą sms-y. To pewnie dzięki temu masztowi niedaleko Helldore. Nie wyrabia, albo coś się pieprzy i czasem sms-y idą godzinę albo w ogóle nie dochodzą. A ty gdzie jesteś?".
Kiedy Bryce wystukiwał odpowiedź i wyjaśniał, że potrzebują sposobu, żeby sforsować dumetrowy płot z drutem kolczastym, odezwała się Vivienne:
- Hej, a może owiniemy drut kurtkami? W ten sposób mniej się pokaleczymy. Jedynie porozrywamy kurtkę, ale to chyba lepiej niż podrapane ręce i nogi.
Bryce już miał odpowiadać, kiedy przerwał mu sms. "Weźcie kurtki i owińcie kawałek wokół drutu i przejdźcie na drugą stronię. Nie powinniście się za bardzo pokaleczyć, jedynie stracicie kurtki".
Pale roześmiał się.
- Poradziła to samo.

*dwadzieścia minut później*

Oboje wyglądali dosyć dziwacznie w rozdrapanych kurtkach, z których sterczał puch i kawałki materiału.
- Właściwie, to dlaczego chciałeś tutaj jechać? - spytała Viv, kiedy szli po wybetonowanej drodze do budynku zarządzającego siecią wiatraków.
- Chcę zobaczyć ile mamy zapasu. Widzisz? One się nie kręcą. Tu nie ma wiatru, a rezerwy pewnie starczą na jakiś tydzień.
- Dziwne. Tu zawsze było bardzo wietrznie. Niedaleko stąd jest droga, jeździłam nią często, a jeszcze nigdy nie widziałam, żeby się nie kręciły.
Bryce przytaknął, zapalając drugiego papierosa. Dotarli do drzwi głównych. Na szczęście otworzyły się bez zbędnych problemów. Przez kilka minut błądzili po korytarzach, aż doszli do czegoś, co wyglądało na sterownię.
- Mapy pogodowe z 24 grudnia, godzina 20 - wskazała Viv. - Mniej więcej wtedy pojawiła się bariera, która odcięła łączność.
Bryce skinął głową z uznaniem. Harper była jednak tak głupia na jaką wyglądała. "Tak, wiem, nie oceniaj ludzi po wyglądzie... Ty też nie wyglądasz na wzorowego ucznia, Pale!"
- Czekaj, czekaj. Skoro jesteśmy odcięci barierą, która ma jakieś, plus minus 30 kilosów, to jakim cudem ten śnieg nie topnieje i wciąż jest zimno?! - zbulwersował się Bryce. Ostatecznie, był w Washington. I wiedział, po prostu wiedział, że śnieg nie może padać na takim małym obszarze. A padał. "Wczoraj w nocy. Sam widziałem!".
- Może jest tu ktoś, kto potrafi go wywoływać - powiedziała cicho Viv.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pią 16:03, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle] Dzień 2 (25 grudnia) wczesne południe

- Jaki słodki! - krzyknęła Elle na widok czarnego kota.
Helena uśmiechnęła się szeroko i usiadła na łóżku.
- Poznaj Samarę. Samaro, oto Elle.
Whitemore przybliżyła prawą dłoń do kotki i delikatnie pogłaskała jej małą główkę.
- Dla ciebie też się znajdzie tutaj miejsce, piękna. - uśmiechnęła się do Heleny. - I dla twoich plakatów również.
Czarnowłosa postawiła Samarę na podłodze i z pomocą Elle zaczęła rozwieszać swoje plakaty pomiędzy plakatami właścicielki pokoju. Kiedy już wszystko było gotowe, dziewczyny podeszły do siebie i przybiły piątkę.
- To straszne, ale nawet nie pamiętam, jaki kolor ma tapeta w twoim pokoju. - jęknęła Helena, po czym obie wybuchnęły głośnym śmiechem.
- Lepsze plakaty, niż jakaś durna tapeta. - podeszła do drzwi i po cichu je otworzyła. - Rozgość się i czuj się, jak u siebie w domu. Ja idę zobaczyć, co u Theo. - wyszła z pomieszczenia i skierowała się do sypialni ciotki Darlene.
- I jak wrażenia? - spytała, wsadzając głowę pomiędzy lekko otwartymi drzwiami, a futryną.
Theo uśmiechnął się szeroko, przeczesując palcami swoje gęste, ciemnobrązowe włosy. Elle weszła do pokoju i usiadła na łóżku tuż obok przyjaciela. Położyła głowę na kolanach chłopaka, wdychając jego przyjemny zapach.
- Damy sobie radę, mademoiselle. - mruknął pocieszająco Theo i pogłaskał Christelle po policzku.
- Wcale się nie martwię. Poprostu to wszystko chyba mnie przerosło. - obróciła głowę tak, aby widzieć jego twarz. Przyjrzała się jego czekoladowym oczom i uśmiechnęła się delikatnie. - Dziękuję, że jesteś.


W tym samym czasie - Theo

Uwielbiał, kiedy kładła głowę na jego kolanach. Kiedy była tak blisko. Wiedział wtedy, że ma dla kogo żyć. Że może na kogoś liczyć. Elle była dla niego najbliższą osobą, której mógł powiedzieć wszystko.
- Dziękuję, że jesteś. - kiedy to powiedziała, czuł, jak przyjemne ciepło rozlewa się po całym jego ciele. Uśmiechnął się szeroko i zaczął bawić się włosami dziewczyny.
- Jakieś plany na dzisiaj?
- Kto wie, może wybiorę się na miasto zobaczyć, jak dzieciaki dają sobie radę. Pójdziesz ze mną?
- Oczywiście.
Resztę czasu spędzili w ciszy, ciesząc się każdą chwilą, jaką spędzali razem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pią 16:05, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Persephone
Helena Foster, II kreski



Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Umierającego Słońca

PostWysłany: Pią 16:33, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle] Dzień 2 (25 grudnia) południe

Helena czekała, aż Elle wyjdzie z pokoju Theo. Znalazła bowiem coś ciekawego i chciała jej to pokazać. Była to kartka, którą zostawił u nich Louis. Konkretniej, zaproszenie na świąteczny obiadek. Pirokinetyczka nie chciała tam iść dla towarzystwa, raczej miała dość egoistyczny plan, aby ukraść jedzenie z ich domu. Przy pomocy niewidzialnej Elle.
W końcu Brązowowłosa wyszła.
- Patrz. - podsunęła jej kartkę pod nos.
Christelle wzięła ją i przeczytała. Uniosła brwi.
- Myślisz o tym, co ja?
Helena wyszczerzyła się.
- Dokładnie o tym.
Wtedy z pokoju wyszedł Seth.
- Co to za konspiracja? - spytał niewinnie.
- Nic, nic. Chcesz iść na świąteczny obiadek?
Chłopiec rozpromienił się.
- Pewnie!
Zawołali jeszcze Flo i Theo,po czym wyszli.

*godzinę później*

Nie zastali Louisa w jego domu, więc poszli do Celty. Stanęli przed jej domem. Helena zapukała, a otworzył im Louis.
- Witaj! Przyszliśmy wcześniej na obiadek!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Persephone dnia Pią 18:23, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chihiro
Johnatan Yashimoto, III kreski



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:46, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 2 , 25 Grudnia, przed południem.

"Droga mamo,
nie mam pojęcia, gdzie jesteś, czy w ogóle żyjesz, i tak dalej, i tym podobne. Razem z tatą zniknęliście i mam ochotę wam obojgu skopać za to dupę. Zniknął też Ando, ale to przemilczę, bo nie chcę, żeby kiedykolwiek on mi wypominał o ty, że go przytuliłam. To było traumatyczne przeżycie. W każdym razie właśnie siedzę sobie właśnie u Celty Knight wraz z jej dziwnymi znajomymi, Amy oraz Yui. Yui zachowuje się jakoś dziwnie od kiedy zobaczyła służącego Celty. W każdym razie po bójce Amy z Louisem, robieniu zdjęć Savannah, która biła Vince'a oraz wyjedzeniu całego słoiczka Nutelli (wiem, że nie powinnam jeść słodyczy, ale miałam do wyboru to albo chili, a wiesz, mamo, że nie znoszę ostrych dań) siedzimy sobie i gawędzimy. No i jemy ów chili przygotowane przez Louisa."

"Tak właśnie bym napisała do mamy, gdybym mogła do niej napisać" - myślała John, siedząc na podłodze z drugim słoiczkiem nutelli i patrząc jak tamci jedzą chili. Obok niej siedziała Yui, która za żadne skarby nie chciała usiąść z nieznajomymi przy stole. Tak jak John nie jadła potrawy przygotowanej przez Louisa, ale zajadała się ciastkami, które wzięła z domu. W tym samym czasie wpatrywała się cały czas w Vincenta.
John nachyliła się ku niej.
- Yui, ty masz dopiero osiem lat. Przyjdzie czas na chłopaków.
Młodsza z sióstr zarumieniła się i szturchnęła lekko starszą. John uśmiechnęła się do siebie i kontynuowała jedzenie nutelli.
Większość akurat skończyła jeść, gdy Amy podniosła głowę z uśmiechem i spojrzała na Celty.
- Jest ranek. Wiesz co to oznacza? - Wystawiła ręce ku dziewczynie, gdy to mówiła.
- Chodzi o cukierki? W sumie to już się kończą... Trzeba kogoś wysłać na zakupy - powiedziała Celt. - Zgredek, ty pójdziesz! - dodała, zwracając się do Vincenta.
- Co? Ale... Ale jak?
- Idziesz do sklepu, ładujesz wszystko co zostało do wózka i przynosisz tu. Musimy zrobić zapasy, nim wszystko ukradną. Może i na wyspie mamy mnóstwo cukierków, a na razie nie mam zamiaru tam płynąć.
- Sam mam to dźwigać?
- Pójdzie z tobą Savannah. I Yui.
Blondynka spojrzała w jego stronę z mrocznym uśmiechem. Vincent wyglądał na jeszcze bardziej poddenerwowanego.
- To może jednak pójdę sam?
- Przymknij się Zgredek i rób co mówię.
Vince rozpłakał się i wyszedł z kuchni w poszukiwaniu worka w którym przyniesie słodycze.
- W tych czasach trudno o dobrego służącego - stwierdziła Celty. John trochę współczuła Vincentowi, ale teraz co innego zaprzątało jej głowę.
- Yui! Jesteś moją młodszą siostrą! Powinnaś mi służyć, tak jak Vince Celty. Tak zwykle jest w anime i filmach - powiedziała do siostry. Ta spojrzała na nią jak na wariatkę. Wstała, ale przed tym jak wyszła pomóc Vincentowi, odwróciła się do John i poruszyła ustami, bez głosu wypowiadając słowa, których żadna ośmiolatka nie powinna znać. A potem wybiegła z kuchni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:36, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST, Psychiatryk u Celty] Dzień 2, południe

Vince razem z Yui i Savannah wyszli z domu. Knight wręczyła im worek i poleciła wziąć jeszcze wózek z supermarketu. Kiedy Rise spytał co mają zrobić, gdyby ktoś ich napadł, Celty poradziła mu żeby powiedział Savannah, że to cukierki dla Nolana. Nie sądziła, że jej przyjaciółka ma w sobie tyle siły, ale widząc jak się zachowuje chociaż słysząc jego imię, była pewna, że będzie bronić słodyczy jak lew.
- Jakie to miłe Celty. Zbieramy te cukierki dla dzieci? - Lily uśmiechnęła się do niej.
- Niet. - wyszczerzyła się tamta.
- Jak to?
- Te cukierki są dla nas. Wybacz, Lily, ale nie jestem żadną świętą. Mogę pomóc, ale nadal troszczę się o siebie. Kiedy Vincent wróci będziemy bogaci od cukierków.
- Powinniśmy pomóc reszcie tych dzieci...
Dzwonek do drzwi rozległ się w całym domu. Celty wyjrzała przez okno zauważając niewielką grupkę.
- Lecę otwoorzyć! - Louis wybiegł z pokoju, a Knight spojrzała na niego podejrzliwie i ruszyła za nim.
Przed drzwiami zauważyła niewielką grupkę. Rozpoznała wśród nich Flo i Helenę, z którymi była na cmentarzu. Black wciąż zadowolony z siebie przedstawił ich sobie i weszli do środka. Amy przyglądała się im nieufnie. Celty już dawno zauważyła, że nie lubi obcych. Kiedy Helena wyciągnęła do niej rękę, Amy nawet się nie odezwała tylko usiadła na najniższym schodku obserwując przemierzającą korytarz grupę.
- Czas na obiadek! - wykrzyknął Louis.
Celty wymusiła uśmiech i zaprosiła wszystkich do kuchni. John wraz z Lily zaczęły coś przygotowywać. Kiedy tylko ostatnia osoba zniknęła jej z widoku, pociągnęła Louisa za bluzę i przygwoździła do ściany.
- Co to za ludzie? - warknęła.
- Moi znajomi.
- Właśnie. Twoi. Mógłbyś pytać zanim zrobisz coś głupiego? Myślisz, że jestem idiotką? To mój dom i jeżeli coś mi się nie spodoba równie dobrze możesz stąd wylecieć na zbity pysk. Wiesz, że potrafię cię stąd wyrzucić. Są sposoby.
Wyciągnęła rękę i obraz nad głową chłopaka zatrząsł się.
- Lepiej pilnuj swoich znajomych. Według twoich opowieści, Flo jest równie niezrównoważona co ty. Boję się poznać reszty.
Celty odwróciła się nagle. Czuła jakby ktoś ją obserwował. Odsunęła się od chłopaka i przemierzyła wzrokiem korytarz. Wydawało jej się, że w jednym miejscu powietrze zafalowało.
Mam zwidy. Zdecydowanie za dużo cukru.
Amy siedząca na schodach również spoglądała w to samo miejsce. Spojrzała na Celty pytająco, jednak ona pokręciła głową. Chwyciła Louisa za ramię i z uśmiechem na twarzy weszła do kuchni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pią 17:50, 17 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Celty] Dzień 2 (25 grudnia) południe

- To robimy tak, jak zaplanowaliśmy, okej?
Towarzysze w odpowiedzi pokiwali głowami, a Helena zapukała do drzwi. Po paru chwilach otworzył im Louis, który wyszczerzył się na ich widok. Za nim stała Celty, która przypatrywała się im z niechęcią
- Witaj! Przyszliśmy wcześniej na obiadek! - krzyknęła radośnie czarnowłosa, po czym wparowała do obcego domu. Za nią podążyli Flo, Elle, Theo i mały Seth.
''Oby się udało.''
Po paru chwilach znaleźli się w kuchni, w której siedziały Amy, Lily i John. Dziewczyny przerwały rozmowę i spojrzały zdziwione na gości.
- Wykorzystaliśmy zaproszenie od Louisa. - Elle puściła oko do nastolatek i usiadła na jednym z wolnych krzeseł.
- Czas na obiadek! - wykrzyknął Louis, wkraczając do kuchni. Wszyscy obserwowali, jak Celty ciągnie chłopaka na korytarz i tłumaczy mu coś zdenerwowana. Elle spojrzała znacząco na Helenę, która chrząknęła nerwowo.
Chwilę później Celty weszła do kuchni z szerokim uśmiechem, a na ich talerzach pojawiło się chilli
- I to mają być te pyszności, które nam obiecałeś, Louis? - spytała Foster, patrząc się tępo w talerz.
Elle wywróciła oczami, po czym zwróciła się do domowników.
- Widzieliście już barierę?
Usłyszała kaszlenie Louisa. Przeniosła swój wzrok na Celty, której oczy znacznie się powiększyły.
- Jaka bariera, do cholery? - spytała Knight, podnosząc się z krzesła.
Christelle uśmiechnęła się złośliwie i odsunęła od siebie talerz.
- Mleczna bariera. Wygląda, jak kopuła, pod którą jesteśmy zamknięci.
- Co? - jęknęła John.
- Niestety. Twierdzimy, że ma to związek ze zniknięciem dorosłych. - wtrąciła się Helen, zajadając z niechęcią chilli.
- Jeśli piętnastolatków można nazwać dorosłymi. - prychnęła Flo.
Na chwilę zapanowała cisza.
- Nie rozumiem. Piętnastolatkowie?
Brązowowłosa przeniosła swój wzrok na Japonkę.
- Wszyscy, którzy skończyli piętnaście lat zniknęli. Nie widziałam nikogo starszego od nas.
Elle skończyła jeść, po czym wstała z krzesła i podeszła do Celty.
- Łazienkę macie?
Ciemnowłosa popatrzyła na nią zdumionym wzrokiem i uniosła prawą brew.
- Chyba, że chcesz, żebym się załatwiła na środku pachnącej kuchni.
Celty pokazała ręką drzwi od łazienki, a Whitemore czym prędzej pobiegła we wskazane miejsce. Przy drzwiach jednak odwróciła się i popatrzyła, czy nikt na nią nie patrzy. Kiedy już była pewna, że tak nie jest, poruszyła delikatnie palcem, stając się niewidzialną.
''Panna Kameleon wkracza do akcji.''
- Mogę obejrzeć dom? Wydaje się naprawdę świetny. - zaproponowała Flo.
- Niech wam będzie. - Celty ruszyła w głąb domu, przechodząc obok niewidocznej Elle.
Wszyscy ruszyli za ciemnowłosą, a kiedy nikogo nie było już w pomieszczeniu, Whitemore po cichu podeszła do lodówki i ostrożnie ją otworzyła.
''Co my tu mamy?''
Chwilę później w schowanej w kieszeni dużej reklamówce znalazły się: jeden biszkopt, 2 czekoladowe babki, 10 ugotowanych kiełbasek, 3 garście cukierków, 4 paczki chipsów, 2 butelki wody niegazowanej, 6 bananów i 3 pomidory. Kiedy już wszystko znalazło się w torbie, dziewczyna tak, jak się umówili, wyszła z domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pią 17:53, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin