Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział XI
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:35, 04 Lip 2012    Temat postu:

[Harkness] Dzień 14, świt

Effy patrzyła otępiałym wzrokiem przed siebie. Des chyba coś do niej mówiła, ale dziewczyna nie słuchała. W jej głowie przez cały czas przewijały się te same obrazy. Obrazy z chorego umysłu Gaiaphage. O ile można to nazwać umysłem.
Jednak kiedy potwór zorientował się, że Effy może równie dobrze jak on wnikać do innych umysłów, wpadł we wściekłość.
- Czemu chciałaś sobie odgryźć język? - doszło do jej uszu pytanie Des.
- On mi kazał. Nie chciał bym cokolwiek powiedziała o tym co zobaczyłam. Nie spodziewał się, że mam taką moc.
Obojętność. Na nic więcej nie umiała się wysilić. Nie czuła już nic. Kompletnie nic.
- Co tam widziałaś?
- Wszystkie myśli. Wszystkie jego myśli połączone ze wspomnieniami. To było coś pięknego. I jednocześnie strasznego.
- Dlaczego tam poszłyśmy?
Effy zwróciła na nią puste spojrzenie i przechyliła głowę na prawo.
- Chciałam to zniszczyć. Tymczasem to zniszczyło mnie. Zabawne, prawda?
W tonie jej głosu nie było nawet cienia emocji. Des dotknęła jej czoła, jednak Malone zabrała rękę.
- Nie mam już gorączki. Daj mi spokój.
- Jesteś chora.
Dziewczyna nie odezwała się.
- Zabiorę cię na camping.
Milczenie. Effy znów nie zwracała na nią żadnej uwagi. Krótkofalówka zapiszczała i Des podała ją Malone.
- Nie chcę rozmawiać z Nerine.
- Myślę, że jednak powinnaś.
Effy pokręciła głową. Wyjęła z plecaka pustą butelkę po wodzie i chwiejnym krokiem ruszyła nad brzeg rzeki. Napełniła butelkę spoglądając w swoje odbicie. Coś zielonego błysnęło w jej oczach. Drgnęła nerwowo i odsunęła się od wody.
"Mam zwidy."
Wróciła na swoje miejsce. Blanche dała jej spokój i najwyraźniej poszła złowić kilka ryb na drogę. Effy westchnęła ciężko. Jej umysł znów zapełniły obrazy. Tym razem te dotyczące samej historii Ciemności.
Wszystko było dla niej jasne. Rasa istot, które czczą życie. Wirus zaprogramowany, by rozsiewać życie, gdzie tylko się dało. Planeta, najpierw zainfekowana, a potem celowo wysadzona w powietrze, by nasienie życia rozpadło się na milion meteorytów. Meteoryt pochwycony w pole grawitacyjne małej gwiazdy, a potem małej planety.
15 lat temu. Meteoryt z DNA kosmity uderza w elektrownię i zabiera ze sobą pod ziemię martwego mężczyznę. Potem obcy wirus wchłania coś nowego, niesamowitego: ludzkie DNA. Powstaje nowa forma życia. Tak zaczyna się żywot potwora na ziemi.
Promieniowanie wpływa na wszystkie istoty żywe. Na kobiety w ciąży. Powstają mutacje.
1 lipca. Obraz chłopca. Chłopca grającego na swojej konsoli w elektrowni pełnej dorosłych. Nemezis. Alarm. Chłopiec używa swojej mocy i nagle wszystko znika. Powstaje piłka. Niezniszczalna piłka. Z Gaiaphage na jej dnie.
"Chłopiec, którego pragnie Gaiaphage. Nemezis."
Effy zacisnęła pięści i zacisnęła zęby w miejscu rany, którą wczoraj sobie zadała. Krew popłynęła po jej wargach.
Chodź.
"Zabiję cię. Kiedy tylko znajdę sposób, zabiję cię."
Usłyszała w głowie pisk i wrzasnęła wniebogłosy. Złapała się za głowę i zaczęła ciągnąć za pukle włosów. Chwyciła za nóż leżący obok niej na ziemi i wbiła go z całej siły w ziemię. Pisk powoli gasnął, a Effy czuła się coraz słabsza.
"Zielona papka się wkurza, co? Nie możesz znieść faktu, że jestem silniejsza? Mam mózg, ciało i w każdej chwili mogę ci do tej jaskini nawrzucać jakichś materiałów wybuchowych."
Chodź do mnie.
"Ta sama śpiewka. Chodź do mnie, chodź do mnie. Zmień wreszcie płytę. I dziwisz się, że ludzie cię nie lubią. Jak będziesz taki niemiły wobec gości, to nikt cię nie odwiedzi. Kiedy spotkamy się kolejny raz wysadzę ci tą grotę. To będzie wielkie bum! Cały Nowy Świat to usłyszy!"
Chodź do mnie.
"Z chęcią wpadnę na herbatkę."
Effy roześmiała się histerycznie. Des zaniepokojona jej wrzaskiem pojawiła się obok.
- To się już robi straszne, Eff. Zabieram cię do Camprine.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:53, 04 Lip 2012    Temat postu:

[Droga do obozu.] Dzień 14, 14 lipca, sobota – Jenny

– Widzisz Gucio, ładnie opiliśmy dzień odbicia Michaeltown. Zaiste miło. A teraz wbijamy na nowy lokal. – mówiła do szklanki. Kurczowo ją trzymając.
„Sfiksowałam. Gadam ze szklanką, ale w czym to przeszkadza.
Nerine nie ma oka. Deb ma bliznę jak Joker.
Kocham jej bliznę.
A ja ma Augusta.
Każdy żyje jak chce.”

Odeszła na bok i jęła nóż z torebki i zaczęła nim rzucać.

[MT] Dzień 14, 14 lipca, sobota – Lisa

Dziewczynka miała już wszystkie informacje. Czas było poinformować mieszkańców.
„Na pewno czekają na informację.”
Wyjęła notes i napisała:
WITAJ WOLNE MICHAELTOWN!
Jak się macie moi drodzy?
Nie, nie zginęłam podczas odbicia. Właściwe nie było dużo walk. Nudno? Nie.
Lacie straciła ukochanego. Ethan krótszy o głowę. Wieści szybko się rozchodzą. Łączymy się w bólu. Aktualnie wypoczywa sobie w okolicach sadu. Spokojnie. Znajdę informatora.
Sophie odzyskała Warpa. I wszyscy żyli by długo i szczęśliwe. Gdyby nie oś tajemniczego w jej umyśle. Ale. Dadzą radę.
Nea. Nie bądźcie w szoku, kiedy nie będzie was pamiętać. Dan musiał jej nieźle przysmażyć mózg. Jednak nadal pamięta, ze Luna nie zginęła i z kim ożenił się Draco. Jest dobrze.
Czasem, jak siedzę wieczorem zastanawia mnie to co działo się z nimi w zamknięciu. Te informacje mogłyby być bezcenne. Być może nigdy się nie dowiemy.
Ale Bóg widział wszystko.
A Bóg mnie kocha.
JA.

Kartki zaraz szybko się rozeszły, a całe miasto poznało nagą prawdę. Cóż, może naga prawda wyjdzie dopiero jak Lisa dowie się o incydencie między Kagem, a Lacie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Śro 23:01, 04 Lip 2012    Temat postu:

[Laboratorium, archiwa] Dzień 14, wczesny wieczór

Kage podnosił po kolei wywalone uprzednio teczki z podłogi.
- Czego szukasz? - zapytał Accelerator kucając przy nim. Usagi napotkał spojrzenie tamtego i wskazał na napis na teczce.
- Maj 1999 roku - spojrzał na tamtego przeciągle. - Jak stary jest ten instytut?
Tamten podniósł się i podszedł do najbardziej zakurzonej półki.
- Chyba 23 lata. - Kage odwrócił się i spojrzał na wskazaną przez tamtego teczkę. - Najstarszy dokument pochodzi z 1 lipca 1989.
Japończyk wyłącznie kiwnął głową i podszedł do biurka, dając znak Accelowi aby podszedł do niego.
Rozłożył na blacie bristol i mapę zatoki Wawrzyńca.
- Widzisz, tu leży Michaeltown, tu Grantville, a tu góry Regnards. - spojrzał na albinosa i dostrzegł że widzi w wzroku tamtego pretensje, tak jakby Usagi potraktował go jak idiotę. Więc czym prędzej podniósł kawałek węgla rysunkowego i zakreślił wokół tych trzech lokacji okrąg. - Wszyscy jesteśmy zamknięci pod kopułą, zniknęli wszyscy w wieku 15 lat i wyżej. Otacza nas niezniszczalna bariera tworząca iluzję nieba. Nazywamy to Nowym Światem.
Tamten spojrzał na Japończyka z bezkresnym zdziwieniem. Nawet go to rozbawiło.
- Nie wierzysz? Przecież masz dowód w postaci tego miejsca?
- Chodzi ci... - zaczął tamten i urwał, widząc kiwnięcie głowy Usagi'ego.
- Dokładnie. Gdzie są wasi naukowcy?

[MT] Dzień 14, wieczór - Samuel Angel

Sam długo płakał nad nagrobkiem brata bliźniaka. W pewnym momencie zebrał się w sobie i zacisnął do krwi pięści.
Ogarnij się Sammy! Masz już 13 lat!
- Pamiętasz tamtą noc? Wtedy gdy ktoś podłożył ogień w sypialni rodziców? Nikt nie wiedział, że to my tam śpimy, ponieważ oni wybrali się na przyjęcie.
Pamiętasz jak mnie wyciągnąłeś z łóżka i zasłoniłeś własnym ciałem? Podobno moje serce nie biło przez 3 minuty. Twoje niestety nie miało tyle szczęścia.

Zamilkł na chwilę i podniósł się z ziemi. Otrzepał spodnie i zerwał jedną z dziko rosnących róż.
- Pamiętali, że kochałeś róże. - zgniótł zerwany kwiat i rzucił nim w nagrobek. - wysłali mnie do psychiatryka, gdzie siedziałem w kaftanie 7 dni w tygodniu. Potem wybiłem sobie bark i nauczyłem się z niego wydostawać.
A teraz wszyscy oni zniknęli.

Wyszedł z terenu posesji i skierował się wgłąb miasta.
Musisz znaleźć Jaydena, Sammy.

[Laboratorium] Dzień 14, wieczór

- Yoshikawa Kikyou. Skądś znam to nazwisko - wymruczał pod nosem Usagi czytając akta japońskiej pani profesor. - 32 lata, 15 doktoratów, stypendium renomowanej uczelni, bla bla bla. Skąd ja znam to nazwisko?
Przycisnął do piersi schowaną w pochwie katanę. Skrzyżował wzrok z Accelem.
- Umiesz się tym posługiwać? - zapytał wskazując ruchem głowy miecz.
Kage kiwnął głową uśmiechając się lekko.
- Yhm. Mój starszy brat Yuki uczył mnie aikido, kendo i czego jeszcze się dało aby podtrzymać rodzinną tradycję. Yuki... - nagle zerwał się i rzucił teczkę na stół - Wiem skąd kojarzę tą babke! - wskazał na nazwisko widniejące na teczce.
- Skąd? - zapytał drugi esper z średnim zapałem.
- Mój brat się z nią umawiał! Mówił, że to tylko tymczasowa znajomość, ale...
- Ale? - zapytał tamten, powoli zarażając się entuzjazmem tamtego.
Mogła wiedzieć o mutacjach. ESP to jedno, ale mutacje to co innego.
Podszedł do wyjścia i wyjął teczki z roku 2012.
- Czego szukasz? - zapytał Accel siadając obok niego na ziemi.
- Mówiłem ci o mutantach, prawda?
- Yhm. Grupa dzieciaków posiadająca dziwne zdolności, które nabyła w nieokreślony sposób, prawda?
Usagi kiwną głową i znalazł w teczce plik zatytułowany "Anomalie".
To jest to!
- Patrz. Tu są nazwiska - Japończyk podążył wzrokiem za palcem chłopaka. - "Nea Vane. Deborah Hinner. Nerine Deveir. Clarissa Wolf. Alyssa Green. Pochodzenie zdolności - nieznane(nie są to zdolności ESP). Zalecenia - DOKŁADNA OBSERWACJA.
Usagi kiwnął głową i przyłożył palec do ust.
- To tylko kilka mutantów. Trzeba tu uwzględnić to że ich moce, w przeciwieństwie do takiej Malone, mogły zostać zaobserwowane. Do tego Nerine i Deborah odkryły je przed tym wszystkim. Podobno Nea Vane także.
- Czyli wasze moce a moje to co innego? - zapytał chłopak dla pewności.
- W sumie to tak to widzę. Masz jedną kreskę i kontrolujesz wektory, no ale aby to wyczuć musiałem stanąć naprzeciwko ciebie. Resztę mutantów wyczuwam na odległość.
Może to rzeczywiście ESP.
- Chodźmy do reszty, bo jeszcze zaczną nas szukać - westchnął tamten, kręcąc bezradnie głową.
- Racja. Zresztą muszę tu jeszcze sprowadzić moją siostrę. - uśmiechnął się wrednie. - Chociaż jedna noc w samotności jej nie zabije.

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 14, wieczór - ???(płód)

Dwa płody unosiły się obok siebie, koczując wygodnie w łożysku macicy Uzdrowicielki. Dwójka niemal takich samych istot żywych, pozbawionych na razie świadomości.
Chodź do mnie.
Zielona mentalna macka spowijająca umysł matki rozszczepiła się wędrując w dół ku nieukształtowanym bytom.
Płody zadrżały lekko muśnięte przez mackę. Odsunęły się od siebie i dryfowały kołysząc się lekko.
Mentalna macka Ciemności kołysała się to w jedną to w drugą stronę.
W końcu owinęła się wokół jednego płodu.
Chodź do mnie
Płód lekko zadrgał, próbując się uwolnić.
Chodź do mnie.
Niewielki byt szarpał się jak mógł kalecząc swoje nieukształtowane jestestwo.
Chodź do mnie.
Przyjdę.
Macka zafalowała, ukazując satysfakcje Gaiaphage. Wysuwała się zostawiając obszarpany byt i płód sam sobie.
Jego bliźniacza wersja "podpłynęła" do niego. Tamten jednak odsunął się od niego, kierując się ku dołowi.
Przyjdę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Śro 23:02, 04 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 3:15, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] 13, poludnie
Deborah rozglądnęła się po obozie i szybko zajęła pierwszy lepszy bungalow. Wniosła do środka targane rzeczy: stos płyt z filmami, odtwarzacz dvd, kilkanaście książek, których pewnie i tak nie przeczyta oraz jej wysłużoną wiatrówkę.
Wypakowała rzeczy, zamknęła bungalow, wsadziła klucz do kieszeni i skierowała się w kierunku polanki. Była widoczna dla każdego, ale jej to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, wszyscy mogli zobaczyć do czego jest zdolna.
Ćwiczyła krótkie i szybkie ataki przeznaczone głównie do spalania ludzi i małych budynków. Dopiero później przeszła do trudniejszych, bardziej pokazowych rzeczy, widząc tłum gapiów.
Gdy udało jej się wywołać ścianę ognia, która na przemian opadała i wzrastała, kiwnęła palcem kilka razy, wyobrażając sobie smoki. Chwilę później obie kreatury - co prawda wysokości pasty do zębów - pojawiły się obok ścian i zaczęły brutalną walkę. Kilka minut później, gdy jeden smok krwawił obficie, a drugi nie miał głowy, pstryknęła palcami, a zniknęły.
Uśmiechnęła się szeroko, wystawiając zęby. Przez tłum przebiegły szepty.
- Jej uśmiech jest okropny...
- ...wygląda jak Joker...
- ...albo Kot z Cheshire...
- ...raczej rekin...
Westchnęła i resztkami sił wyobraziła sobie Lacie. Tym razem dziewczyna pojawiła się w realistycznym rozmiarze. Kręciła się w kółko, a potem nagle jej ciało rozdarło się na pół. Ogniste narządy wypadły z jej ciała, a szczątki Vane upadły na ziemię. Ktoś krzyknął.
Zemsta


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 9:28, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] 14 lipca, Dzień 14, popołudnie - Pauline

Pauline gdy przybyli do obozu ruszyła, by zająć jeden z dwuosobowych bungalowów.
Gdy była w środku zaczęła rozpakowywać wszystkie swoje rzeczy.
Opakowanie paracetamolu, lekko zwęglony kawałek bandaża, butelkę wody, swoją konsolę, znalezioną pod gruzami i kilka innych rzeczy, w tym ubrania, pistolet i nóż.
Siedziała sobie i myślała. Myślała.
Zastanawiała się jak to się stało, że mupy i reszta odbili Michaeltown.
Po jakimś czasie zdecydowała się pójść zobaczyć co się dzieje, bo usłyszała, że coś się stało.
I rzeczywiście, na polance Deborah robiła różne rzeczy. Ściany ognia. Potem Lacie.
"Chyba z jej głową coś jest nie tak."
A na dodatek wszyscy mówili. Że podobna do Jokera, albo do rekina. Było to oczywiście prawdą.
"Ciekawe, kto jej to zrobił? Mupy? Na pewno!"
I śmiejąc się w duchu odeszła zażenowana całym widowiskiem.
"Pani Deborah, poniżona, teraz próbuje się ratować. Bo to przez nią przegraliśmy."

[MT] 14 lipca, Dzień 14, południe - Alyssa

- Ok, czyli tak. Ty sprawdzasz nastrój Lily, a ja jestem ci dozgonnie wdzięczna, tak? - powiedziała siląc się na uśmiech Alyssa.
Kayla kiwnęła głową na potwierdzenie.
Dziewczyny ruszyły w stronę hotelu.
- No naprawdę, coś jest z nią nie tak.
- Ok, chodź. - powiedziała cicho czerwonowłosa.
*jakiś czas później*
Gdy weszły do hotelu zastanawiały się co jest nie tak. Bo coś na pewno było.
"Ok, teraz trzeba pójść do Lily..."
- O, jest! - zawołała Alyssa widząc drzwi pokoju.
Wpadła do środka.
- Lily! - nie usłyszała odpowiedzi. - Lily!
Zaczęła zdenerwowana przeszukiwać cały pokój. Nigdzie nie było ośmiolatki.
Przerażona zobaczyła otwarte na oścież okno.
- Nie ma jej... - powiedziała cicho.
- Co? - zapytała zdziwiona Kayla. - Na pewno, gdzieś...
- Nie ma jej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cukierkowa dnia Czw 10:39, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:52, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Niedaleko domu Uzdrowicielki] Dzień 14 (14 lipca), południe - Caroline

Caroline przeskoczyła przez ogrodzenie i rozejrzała się wokół. Za Michaeltown tuż obok sadów znajdowały się trzy budynki. Jeden z nich był już zburzony, ale dwa pozostałe wciąż były całe.
Przez te dwa tygodnie Caroline praktycznie do nikogo się nie odzywała. Nie miała tu żadnych przyjaciół. Teraz jednak samotność zaczynała ją dobijać. Spojrzała w kierunku jednego z domów i zauważyła przy nim jakieś zamieszanie. Dziewczyna - najwyraźniej właścicielka mieszkania - oberwała łopatą od Uzdrowicielki. Kingsley od razu poznała białowłosą. Każdy, kto chociaż raz widział ją w akcji wiedział, że ulubioną bronią Lacie jest łopata.
Caroline usiadła na trawie wciąż spoglądając w tamtym kierunku. Mogła dołączyć do wesołej gromadki, bądź po prostu poszukać sobie miejsca gdzie indziej. Jednak jak długo miała tak siedzieć całkiem sama?
Lacie i chłopak, który jej towarzyszył właśnie pisali coś na desce którą wbili na pal i umieścili przy drodze. Dziewczyna, która oberwała łopatą ocknęła się i ruszyła w stronę domu.
Caroline wyszła z cienia i pognała w jej kierunku.
- Czego tu chcesz? - warknęła tamta.
- Szukam mieszkania.
- No nie! Kolejna! Ludzie, to mój dom, zrozumcie to! Nie, nie, nie! Nie mam zamiaru przygarniać jeszcze ciebie! Wystarczy, że mój biedny domek zamieszkuje...lew. - przełknęła ślinę.
Caroline spuściła wzrok i zaczęła bawić się koniuszkiem bluzki.
- Ale...ja nie mam gdzie mieszkać. Od tygodnia śpię w jakichś zawalonych budynkach. Nie mam gdzie się podziać. Nie mam żadnych przyjaciół. - powiedziała cicho - Ty nie wiesz jak to jest zasypiać z myślą, że w nocy może ci się zawalić dach na głowę! - Caroline zaczęła płakać, a dziewczyna spojrzała na nią krytycznie.
- Zmówiliście się, czy co? Przed chwilą usłyszałam równie łzawą historyjkę od biednej Uzdrowicielki. Drugi raz się nie nabiorę.
- Ale ja mówię prawdę! - zawyła.
W tej samej chwili dziewczyna z piskiem poleciała do góry.
- Opuść mnie na ziemię! - wrzasnęła.
- Wy...wyyybaacz! To niechcący, serio! Ja nad tym nie panuję!
- Chcę na dół! Natychmiast!
Caroline spojrzała nieufnie na swoje dłonie.
- Nie wiem czy to się uda. Znaczy się...wiesz...jesteś 5 metrów nad ziemią. Jak cię opuszczę możesz sobie coś zwichnąć czy coś. A ja zbytnio...eeee...nie umiem tego kontrolować. Mogę wezwać Uzdrowicielkę...tak...tak na wszelki wypadek, oczywiście. Jakbyś coś sobie...no wiesz...połamała.
Dziewczyna spiorunowała ją wzrokiem i zaczęła wymachiwać nogami w powietrzu.
- Lepiej znajdź sposób jak mnie stąd bezboleśnie ściągnąć, albo możesz zapomnieć o mieszkaniu!
Caroline zabłyszczały się oczy i spojrzała na nią z radością.
- Czyli mogę tu zamieszkać?
- Nie do końca. Ale na jedną noc możesz zostać. I lepiej pilnuj, żeby ten lew mnie nie pożarł. A teraz wreszcie mnie stąd ściągnij!
Kingsley uśmiechnęła się i przywróciła grawitację. Kiedy dziewczyna była jakiś metr nad ziemią znów ją usunęła i jeszcze raz przywróciła.
- Jak się nazywasz? - warknęła jej nowa znajoma rozmasowując plecy.
- Caroline Kingsley.
- Reed Quister. - podała jej rękę i Caroline pomogła jej wstać.
- Musisz się cieszyć, że możesz mieszkać z Uzdrowicielką.
- Że jak? Żartujesz sobie? Ona mi przywaliła łopatą w głowę! A tak w ogóle...Ty widziałaś tego lwa? Lubię swoje życie i mieszkanie z tym potworem obniżyło trochę moje bezpieczeństwo.
Caroline wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę mieszkania.
- Skoro mogę tu zamieszkać... - zauważyła karcące spojrzenie Reed - No dobra. Skoro mogę zostać tu na tę jedną noc to chociaż zrobię wam jakieś żarcie. Chociaż do tego się nadaję.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudzik dnia Czw 9:54, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Czw 10:34, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki!] Dzień 14, popołudnie. - Neah

Chłopak uśmiechnął się popijając kawę. Lubił pić wszystko co miało kofeinę. Zaśmiał się i spojrzał na Vane.
- Lubicie Skittlesy? - rzucił.
Cała czwórka spojrzała na niego lekko zdziwiona. Brunet wyciągnął z kieszeni dwa opakowania i rzucił je na blat stołu. Z nudów odsunął krzesło od stołu po czym położył swoje nogi z glanami na stół.
- Zabieraj te nogi. - warknęła Lacie.
- Bo co? Jestem tylko zmęczonym włóczykijem. Niestety zgubiłem gdzieś harmonijkę.
Echo wybuchnęła śmiechem, a Lacie uniosła brew.
- Pierdolnę cię łopatą. Liczę do dziesięciu.
- Jestem masochistą. - wyrzucił po czym spojrzał na zdenerwowaną Lacie.
Ciemnooki z niechęcią zdjął nogi ze stołu. Lacie chwyciła Skittlesy.
- Skąd je masz? Rozwaliłam wasze zapasy!
- Dzieci w Grantville nigdy nie były głupie. Gdy Nerine wydała rozkaz o tym, że zacznie zbierać żywność, reszta dzieci ukryła żarcie po domach. Neri nie zorientowała się, ale w końcu to ja wydawałem jedzenie 300 osobom podczas gdy tylko 100 maksymalnie 150 pofatygowało się by przyjść. - wyrzucił. - No i wyjechałem pół godziny przed odejściem reszty z Grantville, więc przez dwie i pół godziny miałem wolne by pozaglądać do szaf, biurek i skrytek pod deskami w podłodze. Nawet dobre rzeczy się wygrzebało.
Echo spojrzała na chłopaka z wielkimi jakby ućpanymi oczami i buzą pełną skittlesów.
- Genialne. - odrzekła Devein z pełną buzią.
- Zostawcie coś dla tego chłopca. Biednemu aż ślinka zaraz pocieknie.
Chłopiec lekko zarumienił się po czym krzyknął na Leader'a.
- Nieprawda!
Brunet zaśmiał się.
- Kłamczysz!
Dzieciak się podirytował po czym spojrzał na Neah'a ze złością. Neah uśmiechnął się zawadiacko po czym 'przez omyłkę' wyrzucił trzecią paczkę Skittlesów z kieszeni. Robb uśmiechnął się po czym capnął paczuszkę i zaczął uciekać po pokoju.
- Ej, ej, oddaj mi to! Kradziej! - krzyknął po czym zaczął się ganiać z Robbem dookoła stołu.
Dziewczyny zaśmiały się po czym Lacie przybrała poważną minę.
- Długo jeszcze będziecie się tak kręcić?
- W sumie już mi się to znudziło. Dopiję kawę i idę.
- Już? - zapytała zdziwiona Echo.
- Niestety. Mam robotę. Jutro wpadnę z gośćmi. - odpowiedział uśmiechając się do Echo porozumiewawczo.
Neah ruszył w stronę swojej gitary po czym złapał pokrowiec od swojej gitary. Robb zdążył już uciec z cukierkami do innego pokoju. Ciemnowłosy spojrzał na Reed.
- Mogłabyś go złapać? Chcę moje cuksy.
Reed przewróciła oczyma po czym pobiegła za dzieciakiem.
- Okej, czyli zaczynamy.
Neah przeszedł obok Lacie i stanął przed Echo po czym zamachnął się gitarą. Echo opadła, a Lacie zgromiła go wzrokiem.
- No co? Lepiej by była nieświadoma, nie? Jakbym do niej podszedł i zaczął wymazywać to jest możliwość, że od rozmazania wspomnień zemdleje i coś sobie zrobi.
Chłopak uklęknął przy dziewczynie po czym dotknął prawą ręką jej czoła i wpadł do wspomnień. Chwile je przeczesywał po czym znalazł wspomnienie resztek Ethana. Tak jak ostatnim razem zaczął rozmazywać obraz tak, by był prawie niewidoczny. Otworzył oczy po cym otrzepał ręce i wstał.
- Co jej zrobiłeś?
- Wspomnienie trupa Ethana. Niezbyt miły widok, sam widziałem. Nie mów jej, okej? I tak niedługo się o wszystkim dowie, ale nie teraz. A i wybacz za dodatkową pracę cucenia Echo.
Skierował się w stronę w stronę drzwi wyjściowych.
- Sialalalala, to do jutra dziewczynki! Będę dosyć natrętnym gościem! - wrzasnął na pożegnanie i trzasnął drzwiami.

[Przy Camprine] Dzień 14, późne popołudnie. - Nerine

Dziewczyna spojrzała na Dana.
- Dobrze, że wróciłaś. Oni cię potrzebują Nerine.
Skinęła lekko głową spoglądając na chłopaka.
- Wró...ciłam? - zapytała samą siebie. - Mam taką nadzieję. W tydzień jakoś się pozbierałam.
- To dobrze, Neri. Liczymy na ciebie.
- Wiem. - zaczęła cicho. - A TAK W OGÓLE KTO CI POZWOLIŁ WYJŚĆ Z PIWNICY?!
Nerine szybko obróciła się jak w filmach karate i wymierzyła Danowi kuksańca w twarz.
Kilka minut później znaleźli się przy rzeczce. Ludzie zaczęli przeprawiać się przez rzekę. Nerine zeszło to najszybciej. Gdy wszyscy się przeprawili, Nerine stanęła przed nimi.
- Ustalamy zasady! słuchajcie uważnie, bo nie będę się powtarzać!
Po pierwsze: Nie zabijamy.
Po drugie: Wszyscy jesteśmy sobie równi, normalni czy też odmieńcy.
Po trzecie: Nie kradniemy cudzej własności.
Po czwarte: Nie krzywdzimy innych, chyba, że w obronie własnej.
Po piąte: Za każde przestępstwo czeka was kara.
Mam jeszcze wielką prośbę, że gdy zajmiecie domki to niech w każdym domku będzie minimum dwie osoby. Nie zajmujcie domków za obozem. Nie dokuczajcie dzieciom, nie zaśmiecajcie jeziora ani rzeki. Nie odchodźcie za daleko od obozu w pojedynkę, bo mogą zaatakować was wilki i inne zwierzęta. Do tego nie obżerajcie się, bo kiedyś zabraknie nam jedzenia. Za zanieczyszczanie też czeka was kara, więc się pilnujcie.

Nerine ruszyła w stronę swojego domku. Miała nadzieje, że nikt tam nie zamieszkał. o kilku chwilach zauważyła Effy. Coś z nią było nie tak.
- Gaiaphage! - krzyknęła.
"Nie, nie, nie!"
Nerine podbiegła do Effy. Wyczuła go. On tu był. Tym razem w Effy. Złapała dziewczynę za koszulkę i podciągnęła ją do góry.
- Effy, jak mogłaś?! A może masz na imię Gaiaphage?! - krzyknęła po czym strzeliła Effy z liścia. - Powiedz coś wreszcie!
Dziewczyna uśmiechnęła się jak wariatka.
- Dobra, jak sobie chcesz! Nie mów do mnie, mam to gdzieś Effy. - wrzasnęła opuszczając dziewczynę.
W tej samej chwili Effy zamknęła oczy i zjechała na ziemie. Zza dziewczyny ukazał się Neah.
- Dzięki Lacie! Bicie ludzi przedmiotami uzależnia. - zaśmiał się.
Nerine zastopowała czas po czym przeniosła Effy do jej domku. Gdy wróciła, Maya i Finnick wybiegli z jej domku. Nerine uśmiechnęła się po czym przytuliła obydwoje dzieci razem.
- Nerine! - krzyknęły dzieci.
- Jezu, jak ja za wami tęskniłam moje dzieciaczki! - pisnęła. - Następnym razem idziemy wspólnie na wycieczki, dobra?
- Jasne! - krzyknął Finn.
- Dobra, idźcie do kuchni, a ja zaraz przyjdę.
Ciemnowłosa spojrzała na chłopaka, który uśmiechał się do niej.
- Zmieniłaś się.
- Ty też się zmieniłeś. - uśmiechnęła się.
Chwilę potem weszli do mieszkania.
Po dziesięciu minutach Nerine zaczęła wyglądać przez okno patrząc na Deborah.
"Nieźle ci idzie. Szkoda tylko, że każdy rośnie w moc. Niektórzy odkrywają swoje własne. Cieszcie się ludzie, póki macie z czego. Kiedyś wasze moce was zniszczą."
Uśmiechnęła się lekko po czym zaparzyła herbatę i ruszyła w stronę obozu słysząc krzyki.

[Camprine] Dzień 14/15, noc. - Nerine

Nerine opadła na łóżko prychając pod nosem. Większość dnia była dla niej mordęgą. Co chwila pojawiał się jakiś bachor z pytaniem gdzie jest jego rower, albo który domek będzie lepiej zająć, lub, że Zdzisio nie chce dzielić z nim pokoju, więc nie wie co robić.
"Phy, te dzieci są tępe. Na cholerę się pisałam na tą pracę. Władza nad Grantville. Phi, chyba władza nad smarkami. Te przedszkolaki są inteligentniejsze."
Poprawiła włosy po czym wtuliła się w kołdrę. Kilka chwil później do sypialni przyszedł Neah.
- Spotkałem Glena i Aimee.
- Mhm, i co?
- Spotkają się z Echo. Wszystko się ułoży.
- To dobrze. - mruknęła odwracając się na prawy bok.
Chłopak sapnął głęboko.
- Nerine, czy my jesteśmy parą?
- Tak. Przed NŚ już byliśmy o ile pamiętasz. - mruknęła.
Neah uśmiechnął się.
- Wyglądasz ślicznie.
Nerine uśmiechnęła się, a Neah spojrzał na nią z czułością. Chłopak wyciągnął rękę po czym pogładził nią jej ciepły policzek. Uśmiechnęła się, a on usiadł koło niej po czym ona wtuliła się w niego.
- Kocham cię. - szepnął.
Nerine wykonała kilka ruchów ustami po czym wyrzuciła w powietrze nieme, ale proste do zrozumienia słowa. Ich usta splotły się w namiętnym pocałunku, który stawał się coraz bardziej zachłanny. Już po chwili oddali się cielesnej rozkoszy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 10:46, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:08, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 14, późne popołudnie.
Dan zajął jeden z domków. Rozpakował się, jednak nadal był sam.
„Jasne. Sam nie zamieszkałbym z psycholem od prądu.”
Położył się na łóżku i wziął pierwszą z książek, która leżała na jego szafce. Po półgodzinie czytania do jego domu, ktoś zapukał. Drzwi lekko się uchyliły.
- Można? - zapytał głos.
– Jasne. Mam nadzieję, ze nie przeszkadza ci to, że będziesz mieszkać z rozemocjonowaną ciotą użalająca się nad sobą? I nie wiem czy pokoje są koedukacyjne. – poznał od razu głos Deborah.
- Chyba nie mam wielkiego wyboru. Wszyscy już z kimś mieszkają.
– Łoczywiście – po czym wrócił do książki, a dziewczyna zaczęła się rozpakowywać. – Spokojnie, chyba nie będę ci zawadzać. A ta blizna naprawdę w niczym nie przeszkadza. Właściwe to ciągle będziesz się uśmiechać. Szczerze to jestem wielkim fanem Jokera.
Po chwili dziewczyna zaczęła się rozpakowywać.
– Uważaj, mam tutaj aparat - wskazał jej urządzenie. – Mam luszczankę marki Sony* – po czym wybuchnęli śmiechem.

[Camprine] Dzień 14, późne popołudnie – Jenny

Dziewczyna siedziała samotnie w domku. Po kilku chwilach zapukała do niej jakaś dziewczyna a później chłopak.
- Cóż, możemy się razem świetnie bawić. Jenny
- Thea.
– Lubię kolor twoich włosów.
- Josh - wtrącił się chłopak.

*Jakby ktoś nie wiedizął o co chodzi to na yt jest taki filmik - 4 typy dziewczyn, których nienawidzę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A. dnia Czw 12:35, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Czw 12:25, 05 Lip 2012    Temat postu:

Laboratorium. wieczór 14 lipca 2012r.


Po trzech godzinach spędzonych z Usagim, na poszukiwaniu informacji, w głowie Acceleratora wszystko zaczęło się układać. Dlaczego zniknęli naukowcy? Bo zniknęli wszyscy powyżej 15 roku życia. Nie jest już takim odmieńcem, z tego co zrozumiał, wielu ludzi tu, było w pewnym sensie podobnych do niego. To dało jemu i Last Order szansę na nowe życie. Nowe życie w Nowym Świecie. Usagi wytłumaczył mu, że dzieciaki prowadzą coś na kształt wojny, pomiędzy dwoma miastami, którą na razie wygrywa Grantville*. Acceleratora trochę to niepokoiło, co jeśli inni, podobnie jak Kage, odnajdą to miejsce? Jeśli uda im się zrozumieć system "Capacity Down" wojna może stać się jeszcze brutalniejsza. Co gorsza, moga zechcieć wykorzystać broń znajdującą się na terenie placówki, na którą natknął się w trakcie poszukiwań Last Order.
- Macie tu coś do jedzenia?- przerwał jego rozmyślania japończyk.
- Niewiele ponad dwa zamrażalniki gotowych potraw do mikrofali.- odparł Accelerator. Powiedział Usagiemu, by poszedł za nim i skierował się ku "stołówce".
Tam przy stołach siedzieli już Zil, Concha i Last Order, która za wszelką cenę chciała rozbawić tą pierwszą.
- Za tymi drzwiami jest coś jak kuchnia, tam stoją zamrażalniki.- Accelerator wskazał drzwi na przeciwległej ścianie. - Głównie wyroby lasagnopodobne i mrożona pizza. Ja i Last Order jedliśmy obiad.- dodał.
- "Ale ja chcę zjeść z Conchą" jęknęła Misaka pokazując swoje niezadowolenie.
- Jeśli chcemy, by to jedzenie starczyło nam na dłużej musimy oszczędzać. -zwrócił się do niej niemy dotąd Zil. - Teraz nie ma nikogo, kto robiłby takie rzeczy, a nawet gdyby był, to nie byłoby z czego ich robić.- chłopak wstał, i poszedł do "kuchni" razem z Usagim.
- Chodź Last Order, czas już spać.- poinformował dziewczynkę Accelerator. Nie wyglądała na zadowoloną. - Concepcion, tak? Jak wrócą to powiedz im, że jak zjecie, to żebyście poszukali sobie jakiegoś miejsca do spania, nie brakuje ich tu.- wziął Last Order za rękę i zaprowadził do pokoju.

Laboratorium. Noc 14/15 lipca 2012r.

Accelerator stał na środku sali, w której wcześniej trenował. Podwoiła się liczba dziur po jego pięściach. Wykonał dwa razy tyle skoków. Spróbował też podnieść wszystkie blachy, udałoby się gdyby nie jego brak kontroli nad zwrotem. "Szlag" pomyślał "Muszę wykonywać szybciej bardzie skomplikowane obliczenia"
Wziął swoją laskę i wyszedł. "Musi być coś co mogę zrobić, by odzyskać moc" wtedy go oświeciło. W tym instytucie nie tylko pozbawiano mocy. Niektóre moce były wręcz rozwijane... tak jak moc "Meltdowner". Accelrator postanowił powrócić do archiwum, w poszukiwaniu programów szkoleń innych esperów.

______________________

* Pamiętajmy, że Kage odszedł, zanim MT zostało odbite.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Czw 13:24, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:08, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 14 (14 lipca), wieczór

Effy obudziła się rozglądając wokół z przerażeniem. Była w swoim domku w Camprine. Jakim cudem się tu znalazła?
Rozmasowała skroń próbując przypomnieć sobie cokolwiek, ale wydarzenia się jej rozmazywały. Z trudem wstała z łóżka chwiejąc się na nogach. Po chwili runęła jak długa na podłogę cicho pojękując.
Do jej sypialni wszedł Tony i spojrzał na nią z rozdrażnieniem.
- Co tym razem, Effy?
Dziewczyna podniosła się i skuliła pod ścianą patrząc na niego mętnymi oczami.
- O co ci chodzi? - wychrypiała.
Chłopak podniósł rękaw bluzki i zauważyła, że jego ramię jest owinięte zakrwawionym bandażem.
- Godzinę temu obudziłaś się. Dźgnęłaś mnie nożem wrzeszcząc, że mnie nienawidzisz i wszystkich nas powybijasz. Potem zaczęłaś gadać o moim ojcu. Że on już nie żyje i że spłonę w piekle razem z nim. Nerine tłumaczyła, że to efekt Gaiaphage, ale ja jakoś nie mogłem w to uwierzyć. Więc kim teraz jesteś?
Effy schowała twarz w dłoniach. Nie pamiętała niczego z tego co mówił.
- To nie byłam ja...
- Zauważyłem. Tyle, że skoro nie byłaś sobą jakim cudem mówiłaś o czymś co wiedziałaś tylko ty? Na przykład o tym cholernym zakładzie. - zaczął parodiować jej głos. - "Zrobiłam to z litości. W żaden inny sposób bym się z tobą nie męczyła cały dzień."
Dziewczyna wstała i usiadła na łóżku czując spływające łzy. Tony chodził nerwowo po pokoju.
Do pokoju weszła Des i zauważyła szlochającą Effy. Odciągnęła Tony'ego karcąc go wzrokiem.
- Wiesz, że ona niczego nie pamięta. Wkurzasz się, bo powiedziała, że cię nienawidzi. Ciemność wiedziała w jakie czułe miejsce uderzyć, by cię złamać. To nie jej wina. Ona jest tylko zabawką. Nawet nie wie za co ją karzesz.
Effy popatrzyła na nich obojętnym wzrokiem. Nie zwracali na niej uwagi. Ona była pacjentką, a oni lekarzami gadającymi o jej stanie zdrowia. Nie czuła się źle. Była trochę zmęczona, ale nic więcej. Bardziej martwiły ją te luki w pamięci, ale one jeszcze o niczym nie świadczyły.
- No cóż, Effy. - Des wyrwała ją z zamyślenia. - Pewnie się nie orientujesz, ale Nerine wróciła. Całe Grantville tu jest. Więc lepiej nie próbuj nikogo zadźgać, dobrze?
Malone wyszczerzyła się i pokiwała głową.
- Przecież jestem sobą. Zawsze byłam.
- Taaak, ale na wszelki wypadek zabrałam stąd dzieci. Tony prawdopodobnie przeniesie się tutaj i będzie mieszkał w sypialni obok. Zajmiemy się tobą.
Des zabrała jej broń z szuflady i Effy spojrzała na nią ze wściekłością.
- Już ze mną w porządku. Chyba mogę nosić pistolet do obrony. Wśród tych psycholi taka broń jest potrzebna.
Dziewczyna pokręciła głową i razem z Tony'm wyszła z pokoju. Effy poczekała aż zamkną za sobą drzwi i wyskoczyła z łóżka. Podważyła jedną z desek i wyjęła z niej pistolet oraz duży nóż kuchenny. Uśmiechnęła się do siebie i schowała broń do plecaka. Wzięła tabletki przeciwbólowe, nałożyła plecak na ramiona i wyszła z pokoju.
Krążyła po Camprine. Czuła się trochę lepiej, jednak wciąż miała zawroty głowy. W pewnej chwili zauważyła Dana. Poczuła przypływ nieuzasadnionej wściekłości. Zacisnęła dłoń na nożu i schowała go za plecami.
- Witaj Danielkuuu! - zaświergotała na jego widok.
Chłopak spojrzał na nią zaniepokojony.
- Effy? Dawno się nie widzieliśmy. Podobno coś z tobą... - zrobił nieokreślony gest.
- Podobno zwariowałam? - roześmiała się. - To tylko plotki, Dan. Nie wierz w nie.
Oczy rozbłysły jej na zielono i Hempel odsunął się. Effy w jednej chwili znalazła się obok niego przystawiając mu ostrze noża do gardła.
- Nieładnie Danielku. Twoje zboczone myśli słychać było nawet tutaj.
- Wyłaź z mojej głowy. - warknął próbując się jej wyrwać. Przy każdym ruchu ostrze wbijało się w skórę coraz mocniej i na skórze pojawiały się już pojedyncze kropelki krwi.
Effy roześmiała się i zaczęła mu przegrzebywać umysł. Co chwila wybuchała śmiechem, kiedy chłopak próbował się jej wyrwać. Po niecałej minucie puściła go i Hempel upadł na ziemię. Z jego gardła kapała krew. Dziewczyna nachyliła się nad nim i wycięła mu błyskawicę na czole.
- Prawie jak Harry Potter! - powiedziała z zadowoleniem widząc spływającą krew. - Harry po spotkaniu z Voldemortem.
Dan wyciągnął rękę w jej kierunku, ale dziewczyna odskoczyła. Po chwili poczuła mocne kopnięcie prądem. Wrzasnęła zaskoczona i odeszła zostawiając go z blizną na czole. Chłopak puścił w jej kierunku jeszcze jeden piorun, jednak Effy prawie go nie poczuła. Znów ogarnęła ją błoga obojętność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:39, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 14 (14 lipca), wieczór

„Nie, Effy. Wszystko jest k*wa porządku. W jak największym k*rwa porządku. To są plotki. Jedynie plotki.
Nic, a nic. Się nie dzieje.”

– Uważajcie na Effy! – krzyknął ostatkami sił. I wsysał w jej stronę kilka piorunów. Wokół niego pojawiało się coraz więcej krwi, jakiś ogień i niewyraźne krzyki.
Chłopak obudził się w jakimś domu. Krew nadal leciała. Nie wiedział, gdzie jest, ale na klatce piersiowej zobaczył kartkę. Przeczytał co było na niej napisane.
Effy psychozuje. Gaiaphage.
Jak chcesz to go uratuj albo będziesz miała trupa na kanapie.
Pozdrowienia.

W tym samym momencie usłyszał głośny krzyk i odgłos tłuczenia talerzy. Dziewczyna o włosach koloru ciemnego blondu zbliżyła się do niego . Dan jak i kilka przedmiotów uniosło się w powietrze.
„Co jest do cholery?!”
Krople krwi nie spływały za zmieniły się w kulki i wisiały obok niego i pod nim.
„Brak grawitacji?”
- Caroline, opuść go na dół – Lacie miała w ręku kartkę. Dan nie zorientował się, kiedy lezał znów na kanapie – Chyba go uratujemy.
- Ale ja. Nie wiem. Jak – jednak dziewczynie udało się ściągnąć Dana na kanapę i białowłosa go uratowała.
– Dzięki Lacie. To było chore. Effy. I te oczy. Zielone. Wielkie dzięki. Co jak co, ale nie mam na razie ochoty umierać. – spojrzał w stronę dziewczyny, która sprawiła, że wisiał w powietrzu. – Dan. – uśmiechnął się do niej i wstał.
- Caroline. Może jednak. Hymm. Powinieneś zostać?
- Chyba jednak musze podziękować Neri. I sprawdzić czy Effy nie wymordowała wszystkich będą pod wpływem…
- Gaiaphage – wymamrotała Uzdrowicielka.
Wielkie dzięki – zwrócił się do nich i wyszedł. Na ganku zobaczył siostrę Nerine. Uśmiechnął się w jej stronę, jednak ta wyglądała jakby zobaczyła ducha. Po chwili Dan zorientował się o co chodzi. – Tak, to ta krew. Mogę ich nawiedzić. Jak coś to nie wstałem z grobu. Jestem Dan. Chyba nie mieliśmy okazji.
- Echo. Faktycznie nie wyglądasz zbyt ‘ludzko’.
– Ja się zbieram. Pięknie tu, ale dobrej nocy.
*później na Camprine*
„Wszystko w porządku. Widocznie Effy zwiała albo zamknęli ją w pobliskiej piwnicy.”
Chłopak umył się i przebrał. Wyszedł z domku i bez pomocy Deb rozpalił ognisko. Siedział samotnie wpatrując się jak drugi tydzień Nowego Świata dobiega końca. Myślał o tym co już się wydarzyło. Po jakimś czasie dołączyła do nich dwójka dzieci.
– Hej nie powinniście już spać?
- Nie chce nam się. Ja jestem Finnick.
- A ja Maya.
- Lubimy ogniska.
– Ja jestem Dan. Zostańcie. – posłał im uśmiech.
- Pokażesz nam coś z prądem? – poprosił. Chłopak bez słowa stworzył na ręce konia, który zbiegł i ruszył w stronę lasu oświetlają drogę.
„Wow.”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 15:10, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 14, (14 lipca), wieczór.

No proszę, proszę. Po raz kolejny ratuję Dana Hempela.
- Caroline, za kolację także dziękujemy. - powiedziała Lacie. - Dlaczego chcesz jutro już iść? - dodała marudnym tonem.
- Nie chcę, ale...
- Ona chce! Ty także chcesz! - wtrąciła się Reed, piorunując je wzrokiem. - I lew także chce!
- Oj, Reed, Reed. Jakaś ty niegościnna. - naburmuszyła się Lacie, przyciągając Caroline do siebie. - Ona tu zostaje. Nawet jeśli będzie chciała iść, to i tak zostanie.
- Nie jestem rzeczą. - powiedziała Caroline, a Lacie spojrzała nanią groźnie.
- Oczywiście że nie. Ale jesteś całkiem fajna.
Reed schowała twarz w dłoniach, a Uzdrowicielka poklepała ją po głowie.
- A więc załatwione. A teraz idę wybrać sobie pokój. I ostrzegam że chcę mieszkać sama, potrzebuję spokoju. - dodała przyjaźnie, ruszając na górę.

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 14, (14 lipca), wieczór. - Reed.

- Poddaję się. - powiedziała Quister do Caroline i Echo. - Bierzcie ten dom, bierzcie co chcecie.
- Przynajmniej będziesz miała towarzystwo. Nie nudziło ci się samej?
Reed obdarzyła je zrezygnowanym i niedowierzającym spojrzeniem.
- Idę wam znaleźć jakieś ciuchy. - mruknęła, wchodząc po schodach na drugie piętro, gdzie znajdowało się kilka pokoi. Przechodziła obok byłego pokoju swojego starszego brata, który puffnął, gdy usłyszała coś co brzmiało jak jakaś modlitwa.
- ... phage... - powiedział cicho głos, a Reed otworzyła drzwi, zaglądając ciekawie do środka.
Uzdrowicielka stała przy półce, obejmując się ramionami. Otworzyła oczy i zobaczywszy Reed zmieszała się, wracając do oglądania książek.
- Nie ma Sailor Moon. - mruknęła i spojrzała na Reed oskarżycielsko. - Gdzie jest Sailor Moon?
- To mangi mojego brata. - wydukała Quister po chwili, biorąc Lacie pod ramię i wyprowadzając z pokoju.
- Oh, Sailor Moon kojarzy mi się z Kage. - Lacie zmarszczyła brwi, jak gdyby o czymś sobie przypominając. - Ciekawe gdzie on tak właściwie jest.
- Nie rozumiem ani słowa z tego co mówisz, ale ok. - burknęła Reed, otwierając drzwi. - To jeden z pokoików gościnnych. Mały, ale przytulny. I masz stąd widok na drogę główną. Gdzie zmieszka... Lew?
- Na zewnątrz. Nie ma nikogo w tamtym drugim budynku, prawda? Przywiążę go, spokojnie. Ale będę wychodziła z nim na spacery. - odparła Lacie. - O, faktycznie widać drogę. Ostrzegę cię gdy będą zbliżać się jacyś dementorzy.
Papuga siedząca na ramieniu Uzdrowicielki pofrunęła i przysiadła na barierce łóżka.
- Super, podwójne łóżko. Pełna wygoda. - ucieszyła się Lacie, wskakując na kołdrę.

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 14, (14 lipca), późny wieczór -Lacie

Lacie skrzywiła się, patrząc na czarną bluzkę.
- Przykro mi, ale będziesz musiała zrezygnować z sukieneczek, księżniczko. - powiedziała do niej Reed kpiąco. - Ty też, Echo.
Uzdrowicielka opuściła głowę.
- Nie ze mną te numery.
Lacie spojrzała na nią z najbardziej bolesną miną, jaką potrafiła zrobić.
- Dobra, uratuję tą twoją brudną sukienkę. - poddała się Reed.
Lacie uśmiechnęła się, ściągając z siebie jasnozieloną sukienkę do kolan. Dawniej jasnozieloną.
- Oj, daj spokój. - przewróciła oczami na widok zawstydzonej miny Echo. - A ty, gdzie ty się patrzysz, co? Aaaa! - zrozumiała, zobaczywszy wystającą ze stanika krótkofalówkę. - Zapomniałam o tym. Tak czy inaczej przyda się, gdy Jayden będzie chciał przewieźć do mnie rannych.
Reed rzuciła jej swoją koszulę nocną.
- Będzie trochę na ciebie za duża, ale przeżyjesz. A teraz jazda do łazienki. Kiedy ty ostatnio brałaś prysznic?
Lacie zachichotała, wybiegając z pokoju Reed. Wskoczyła pod prysznic, uśmiechając się promiennie.
W końcu.
Przez piętnaście minut myła swoje skołtunione, przetłuszczone do granic możliwości włosy. Rozczesała je i zaplotła warkocz. Założyła koszulę i udała się do swojego pokoju, który znajdował się na końcu korytarza, dokładnie na wprost. Zadrżała, przechodząc przez ciemność, której nigdy nie lubiła. Ostatnio jej strach zaczął być potężniejszy.
A dokładnie odkąd usłyszała ten głos kilka dni temu.
Bała się ciemności. Panicznie się bała.
Super. Do kynofobii mogę dodać także nyktofobię. Dzięki, Gaiaphage.
Odetchnęła z ulgą, otwierając drzwi pokoju. Rzuciła się na łóżko, próbując uspokoić oddech. Wsunęła się pod kołdrę, zaciskając powieki, gdy nagle drzwi otworzyły się.
Lacie powstrzymała krzyk.
- To tylko ja. - powiedział cienki głosik, wsuwając się pod kołdrę koło niej.
- Robb. Co ty robisz? - mruknęła.
- Nie chcę spać sam.
- To nie znaczy że możesz spać ze mną.
Robb milczał przez chwilę. Po minucie Lacie uświadomiła sobie, że cicho płacze.
- Dobrze, zostań. - zlitowała się, gładząc go po włosach.
- Czuję obecność... Jego, tego czegoś, ja... - zaczął w przerwach na rozpaczliwe szlochanie.
- Ja też.
Robb przestał płakać, zamierając.
- Czujesz...
- Cały czas.
- Ono bardzo chce byś do niego poszła. - szepnął Robb.
- Wiem.
- Czy to moja wina?
Lacie prychnęła.
- Oczywiście, że nie. To wina mojego słabego umysłu.
- Boisz się?
Uzdrowicielka zamknęła oczy, wzdychając.
- Nie.
- Ale powininaś.
- Powinnam.
- Zawsze możemy uciec. - dodał cicho Robb, zasypiając.
- Nie uciekniemy, nie przed tym. - wycedziła Lacie. - Nigdzie już nie będę bezpieczna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 15:11, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin