Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział XII
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:02, 05 Lip 2012    Temat postu: Rozdział XII

Parampapam, przeskok!
Pisanie można rozpocząć z datą 15 października 2012 roku, 92 dnia Nowego Świata (tudzież ETAP-u).

Ogólna sytuacja:
Oba miasta żyją we względnej zgodzie. Oczywiście, jeśli już dochodzi do spotkania, rzadko kiedy Uzdrowicielka nie ma nic do roboty. Do sojuszu nie doszło, przywódcy nie uścisnęli rąk, ale obyło się bez bezpośrednich starć, nie licząc kilkudziesięciu drobnych incydentów.
O dziwo, jeśli chodzi o podział pól uprawnych i sadów - doszło do niemego porozumienia - pół na pół. Szybko wyzbierano to, co dało się zebrać, magazynując jedzenie każdy w swoim mieście. Po raz kolejny oba miasta udowodniły, że trochę brak im wyobraźni, bo chociaż pojedyncze osoby przejmują się tym, co będzie dalej, ogół społeczeństwa nie racjonuje swoich dziennych posiłków.
W efekcie, mimo, że nikt na razie nie głoduje, pola i sady powoli pustoszeją, a na kolejne wydawanie owoców przyjdzie im sporo poczekać... Widmo głodu niebezpiecznie przybliża się do obu miast.
Nieco nerwowej atmosfery nie polepsza fakt, że mało kto ma odwagę zapuścić się poza granice - las opanowały zmutowane zwierzęta. Cmentarze obu miast powiększyły się o nowe nagrobki - ofiary zmutowanych zwierząt. Blady strach padł na mieszkańców Michaeltown i Grantville, gdy usłyszeli o wielkich, głodnych wilkach o długich i ostrych kłach, niedźwiedziach zdecydowanie większych niż przewiduje Wikipedia, oraz lisach, które wzbogaciły się o skrzydła. Niektórzy powiadają nawet, że słyszeli, że wilki posiadły zdolność mowy.
W zakamarkach i ponurych, ciemnych okolicach, czają się też jadowite węże, zdolne do szczątkowego lotu. Świadkowie przysięgają też, że w dzikich terenach lasu i gór widzieli ogromne, również jadowite pająki, niektóre wielkości dziecka. W pniach drzew na śmiałków czekają też roje szerszenie, długości ludzkiej dłoni.
Nastały niespokojne czasy - powoli przybliżające się widmo głodu, napady zmutowanych zwierząt i narastające konflikty - nie tylko pomiędzy miastami, ale i na linii normalni-mutanci.


ETHAN
Słuch o chłopaku z zdolnością zamrażania nie zaginął, ludzie wciąż o nim pamiętają, mimo, że od jego śmierci mijają ponad 3 miesiące. Nie daje też o nim zapomnieć morze, które coraz częściej wyrzuca na brzeg bloki lodu, nieraz z zamrożonymi wewnątrz rybami.
Co się dzieje? Nikt nie wie...

NEA
Po oddaleniu się Lacie, to telekinektyczka nieformalnie sprawuje rządy w mieście. Choć oficjalnie nic nie zostało powiedziane, to ona, Lacie i rada podejmują czołowe decyzje. W ciągu tych 3 miesięcy, Nea boryka się z drobnymi lukami w pamięci, nadzoruje gromadzenie żywności, a także tworzy straż miejską, zwaną też brygadą czy milicją. Jest to żmudnie wyszkolona, ponad 60-osobowa grupa, która pilnuje porządku w mieście. Każdy z nich ma wyznaczoną strefę, którą patroluje. Choć żadne z nich wojsko, Nea jest zadowolona z milicji. Sama też trenuje moc, posługiwanie się bronią, nie przestaje oddawać się dawnym pasją - chodzeniem po drzewach itd. Troskliwie opiekuje się siostrą, często odwiedza kuzynkę. Jeśli chodzi o zdrowie - nie narzeka, Lacie uratowała jej rękę, kiedy prawie rozszarpało ją stado wilków. Psychika - podziękować, oba głosy, słyszane w trakcie Wielkiej 15 (a ten drugi - Ethan, także później) umilkły.
W tym czasie tylko raz udaje się jej spotkać dziewczynę, którą zna jako Hope Allen lub Lynette Weiss. Dziewczyna wmawia jej, że z kimś ją myli. Choć Nea o tym nie wie, ta niedługo później wędruje do szpitala psychiatrycznego, gdzie udaje się jej wejść, rozwalając szybę w piwnicy. Spotyka tam Simone i razem trzymają żelazną dyscyplinę w psychiatryku, nie pozwalając nikomu wejść ani wyjść.
Matson, Freddie i Parker aktywnie włączają się w radę miejską w milicję. Emily... Prócz załamania psychicznego, wciąż jest tą samą dziewczyną sprzed Nowego Świata.


LACIE
Czy naiwna Uzdrowicielka naprawdę myślała że dadzą jej odpocząć w spokoju z dala od Michaeltown? Mimo wszystko udało jej się spędzić w spokoju pół miesiąca. O ile można nazwać spokojem kłótnie z nowo poznaną Reed Quister, walkę z Gaiaphage, ćwiczenie z Caroline jej mocy i spacery z lwem. 27 lipca, w dniu swoich piętnastych urodzin przeszła przez "puff" bez większych problemów, jednak była potem nieco zdołowana widokiem swojego ojca, którego bądź co bądź nie widziała bardzo długo, z powodów jego pracy za granicą.
Jakiś czas później udało jej się zaprzyjaźnić z Reed, która powstrzymała ją przed próbą samobójczą i skonfiskowała pistolet.
Cały czas odwiedzało ją mnóstwo osób, np. Neah, Gwen, czy Percival (który jednak obraził się na nią, gdy dobitnie wyjaśniła mu, że nic do niego niestety nie czuje. Spokojnie, nie musiała używać łopaty). Z odwiedzinami wpadała także Nea, Alyssa i Kayla, a jej najczęstszymi gośćmi byli Sophie i Warp. Zachodził do niej także Dan. Lacie wpadała także do Michaeltown, raz na dwa tygodnie.
Nie mogło zabraknąć także rannych, którzy przychodzili czasem z różnymi dolegliwościami. Tych poważnie rannych przywoził Jayden, ale na szczęście nie było ich dużo.
Na początku października Reed, Echo i Caroline zauważają u niej dziwne objawy i dzielą się z nią przypuszczeniami, jednak Lacie ignoruje to (no co, dwa miesiące wcześniej wmówiła sobie że miesiączka zanikła jej przez złe odżywianie się). Ba, na dodatek usiłuje im wmówić, że wciąż jest dziewicą.
12 października Lacie odkrywa nowe zastosowanie swojej mocy.
Przez cały ten czas nie utrzymuje z Kage żadnych kontaktów, przestaje także słyszeć Ethana.


DAN
Dan starał się wmieszać w tłum, nie wychylać. Na początku znikał w ciągu dnia, czasem nocy. Później coraz częściej i na dłuższe odstępy czasu. Zabierał aparat(prawie się z nim nie rozstawał) i szedł w las albo do Michaeltown czy na pola i sady. Właściwe obszedł kilka razy teren całego Nowego Świata. Poznawał i opisywał mutacje jakie zaszły w zwierzętach. Sprawdzał się do działo się w obu miastach. Czasem odwiedzał Lacie i spółkę. Dowiedział się też o przypuszczeniach Reed co do jej ciąży. Ćwiczył moc próbując szukać jej nowych aspektów oraz swoją wytrzymałość. Również od czasu do czasu pomagał przy zdobywaniu żywności – łowił ryby czy zbierał owoce w sadach.
Lisa nadal informowała Michaeltown o wszelakich nowościach. Dowiedziała się od strażnika co zaszło za murami między Lacie i Kage’m. Kilka osób kręciło się w okól sadu informując się między sobą o tym co się dzieje na ‘Białym Wzgórzu’. Obchodziła swoje jedenaste urodziny. Jenny razem z Thea i Josh’em dobrze się bawili na Camprine. Oczywiście nie zapominając o Auguście.
Alexandra i Paige żyły sobie powolutku w domku na przedmieściach do dnia 22 sierpnia, kiedy to młodsza siostra – Paige puffęła, a starsza wpadła w straszny ‘dół’, który można nazwać depresją.

ALYSSA
Gdy Lily zniknęła, Alyssa i Kayla wyruszyły jej szukać. Szukały, przeczesywały cały Nowy Świat. Ale ośmiolatki nigdzie nie było.
W końcu pojechały do Grantville, gdzie leżała wykończona Lily. (nie dowiedziały się jak tam przeżyła). Wzięły ją z powrotem do MT i szukały Lacie. Znalazły ją w domku koło sadów i uleczyła Lily. Alyssa, Kayla i Lily zamieszkały w hotelu. Alyssa i Kayla często odwiedzały Uzdrowicielkę.
Pewnego dnia, kiedy empatka sprawdzała nastrój Lily odkryła, że coś jest nie tak; dziewczynka była zdenerwowana i smutna.
Po miesiącu Alyssa wyruszyła do Grantville, szukając tam przyczyny ucieczki siostry, lecz nic nie znalazła.
Gdy wróciła, okazało się, że Lily znów uciekła, podobno ludzie widzieli ją idącą w stronę gór Regnards.
Więc Alyssa i Kayla znów ruszyły jej szukać. Zatrzymały się w pobliżu jeziora Empathy.

ACCELERATOR
W trakcie przeskoku Accelerator i Last Order będą razem z Usagim. Co jakiś czas będą się wyprawiać w góry, jednak Laboratorium pozostanie ich bazą wypadową.
Po nocach Accelerator będzie ćwiczył swoja moc (przez wykonywanie szybkich i skomplikowanych obliczeń w sytuacjach stresowych), według znalezionych przez siebie harmonogramów ćwiczeń dla innych psychików.
W trakcie Gaiaphage jeszcze kilkakrotnie zwróci się do niego, by oddał mu Last Order (zapewne dlatego, że poznał/o/a jej moc), jednak chłopak kompletnie zignoruje te rozkazy.
Do pewnego stopnia zaufa Kage i uzna go jako przewodnika po Nowym Świecie.
Jego więź z Last Order zacieśni się, zacznie uważać dziewczynkę za część swojej rodziny.

EFFY
Effy nadal jest otumaniona przez Gaiaphage. Co noc śni się jej ten sam koszmar, w którym potwór próbuje ją dopaść. Budzi swoim wrzaskiem część Camprine, dlatego coraz częściej Effy opuszcza obóz znikając na kilka dni. Wilkom podczas tych trzech miesięcy udaje się ją zaciągnąć do Regnards. Tym razem Malone jest jednak uzbrojona w materiały wybuchowe. Przed grotą Gaiaphage znów próbuje przejąć nad nią kontrolę i nie udaje się jej wysadzić jaskini. Po tej porażce nie próbuje już więcej zniszczyć potwora. Coraz rzadziej pojawia się na Camprine i często w nocy wymyka się do Michaeltown. Obserwuje jak radzą sobie dzieciaki z wrogiego miasta jednak nie ingeruje nijak w ich życie. Po przeskoku Effy ma 15 urodziny. Nie boi się, że zniknie, ale coraz częściej zastanawia się czy nie warto byłoby pójść za tą iluzją rodzica i zniknąć z Nowego Świata.
Tymczasem Hayley zajmuje się przedszkolem. Lily nadzoruje pracę na polach i w sadach. Ma też własny ogródek, którym się zajmuje. Tony łowi ryby razem z kilkoma innym rybakami.
Caroline zajmuje się domem Reed, która pozwala jej zamieszkać na dłużej. Mieszka z Uzdrowicielką i broni ją swoją mocą przez złem całego świata. Jest zafascynowana ciążą Lacie i ciągle stara się by Vane miała jak najlepszą opiekę.

NERINE
Nerine zajmuje się swoimi ludźmi w Camprine rozwiązując ich problemy i karając osoby łamiące prawa. Do tego zajmuje się dziećmi i swoim kotem. Często też próbuje odstawić opoidy i morfinę bez skutku. Często jest drażliwa i zmienna bez powodu. Czasami słyszy Gaiaphage, ale stara się z nim walczyć. Przed początkiem sierpnia zdążyła zrobić most łączący dwa brzegi rzeki oraz wraz ze swoimi ludźmi przeszła się po wolnych domkach zabierając jedzenie. Z pomocą ludzi udało jej się zrobić specjalne namioty przeznaczone do przechowywania pożywienia [jak ryby i owoce], leków, sprzętu codziennego użytku itd. Połączyła kilka przyczep campingowych rozwalając ich ściany tak, by były jedną całością i robiły za 'szpital' z łóżkami, w którym urzęduje Travis i jego ludzie. Nerine wraz z Lily, Hayley, Aimee, Neahem [czasami] i jeszcze kilkoma osobami zajęła się uprawą roślin w pobliżu jeziora. Udało im się ogrodzić 'pole' płotem. Mała część Grantville zajęła łodzie i zajęła się łowieniem. Póki co starcza jeszcze zapasów sprzed NŚ, a owoce własnej hodowli i ryby są przechowywane w spiżarni czyli przyczepie kempingowej i namiocie do tego przeznaczonym z lodówkami, lodówkami turystycznymi itd. Na razie głód Grantville nie grozi.
Neah przez ostatnie miesiące zajął się czytaniem, łowieniem ryb, uprawą roślin, opieką nad bachorami i życiem z Nerine. Regularnie odwiedza Echo i Lacie wraz z Glenem i Aimee. Stara się ukrywać moc i do tego niedługo ma puff.
Chantal zaginął w akcji.


Reszta - ??? Proszę o opisanie w poście Smile
Rozdział XII otwarty!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Czw 17:59, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Przed laboratorium] Dzień 92, świt

Usagi zarzucił na plecy plecak i poprawił przymocowaną w pasie katanę. Odwrócił się w stronę Acceleratora, który razem z Katherine zamykał bramę do laboratorium.
Zerknął na Conche i odparł głośno:
- Według Dana, Lacie mieszka w samotnym domku.
Albinos posłał mu przeciągłe spojrzenie.
- Na pewno ucieszy się na twój widok? Ta Lacie.
Usagi zaśmiał się przeciągłe. Wyobraził sobie minę Uzdrowicielki na ich widok.
- Na pewno.
Mrugnął do tamtego porozumiewawczo, na co tamten uśmiechnął się zażenowany. Wszyscy już stali nad kopką ziemi w którą wbito gruby pal.
- Jeszcze tu wrócimy Amai - odparł w kierunku nagrobka i ruszyli razem w stronę rzeki Harkness.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 18:05, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 92, (15 października), poranek. - Reed.

Reed i Caroline stały w łazience przy klęczącej Lacie, przytrzymując jej włosy.
Reed wytarła jej twarz, pochylając się z troską. Uzdrowicielka wstała, przytrzymując się Caroline.
- To znów...
- Niestrawność. Zatrucie. Co jeszcze wymyślisz? - zapytała Reed, wymieniając z Caroline porozumiewawcze spojrzenie. - Przecież ty nic praktycznie nie jesz.
Lacie opłukała usta i spiorunowała ją wzrokiem.
- Nie bądź głupia.
- Ty nie bądź głupia.
- Zostaw swoje głupie teorie dla siebie. Niestety Echo i Caroline ci uwierzyły. - odparła Lacie z wyrzutem, a Reed uniosła brew. Teorie? To są fakty. - Idę poczytać. - dodała, po czym czym prędzej wyszła.
- Ona ostatnio ciągle czyta. - zmartwiła się Caroline, idąc obok Reed na dół. - I każe sobie płacić za leczenie książkami, których zostało trochę mało.
- Wolę by czytała niż marudziła nam nad głowami. Ostatnio zrobiła się bardzo marudna.
- To wina dziecka! - obroniła Lacie Caroline i uśmiechnęła się do Reed. - Szkoda, że nie chce przyjąć tego do wiadomości.
- Ani nie powie nam z kim. A tego jestem cholernie ciekawa.
Usiadły przy stole, przypominając sobie przez chwilę chłopaków przewijających się przez ich dom.
- Percy? - zachichotała Caroline.
Reed uśmiechnęła się złośliwie na przypomnienie biedaka, któremu Lacie dała kosza.
- No raczej nie Dan czy Neah. - prychnęła Reed. - A może Jayden?
Tym razem prychnął Robb, wchodząc do kuchni.
- Żartujesz, Reeeed. Lacie nie lubi Jay'a. - powiedział z mocą, a po chwili zawisł u góry. - Caroline!
- Odruch.
- Cóż, Jayden nie będzie zbyt zadowolony, gdy się o tym dowie.
Siedzieli przez chwilę w ciszy zastanawiając się jak utaić informację przed Jaydenem. Wiedziały co czuje do Lacie, jednak wiedziały też że Uzdrowicielka ma go głęboko gdzieś.
Zabijmy go i po problemie. No nie, przez tą dziewczynę stałam się agresywna.
Nagle Reed uderzyła dłonią w stół.
- Dobra, mamy ważniejsze sprawy niż zastanawianie się z kim wpadła Lacie. Nasze życie nie kręci się wokół niej. - warknęła, wstając. - Jedziemy po jedzenie. Jeśli znów dadzą nam tak mało, to zagrozimy że Uzdrowicielka już nikogo nie uzdrowi.
Caroline uśmiechnęła się kpiąco.
- Nikt nie uwierzy.
- Bo Lacie jest na tyle głupia, by się nie targować.
- Albo jej się nie chce.
Echo, Caroline, Reed i Robb wyszli z domu, ruszając w stronę samochodu. Mzuri, przywiązany niedaleko spał. Reed odetchnęła z ulgą.
Nadal nie mogła się przyzwyczaić i zrozumieć, że nie zrobi im krzywdy. Jednak lubiła tego lwa. Skutecznie bronił przed natrętami.
- Możemy ją zostawić samą? - zapytała poważnie Caroline, otwierając drzwiczki.
Reed wzdrygnęła się, przypominając sobie jak weszła do pokoju, zastając Uzdrowicielkę z lufą przy skroni i spokojem na twarzy. Ten widok prześladował ją w snach, jako że nigdy nie widziała równie zdecydowanego przyszłego samobójcy. Na szczęście w porę wytrąciła pistolet z jej dłoni.
- Nie będzie sama. - mruknęła Reed, patrząc jak drogą polną zbliża się samochód z zabójczą wręcz prędkością. - Niech zgadnę...
Warp wypadł z samochodu.
- Ustanowiłem nowy rekord!
Sophie otworzyła drzwiczki pod drugiej stronie i spiorunowała go wzrokiem.
- No co! Nawet gdybyśmy się rozwalili to blisko mamy Uzdrowicielkę, nie?
Reed wybuchnęła śmiechem.
- Zostawiam ją w waszych rękach. - zachichotała, wsiadając do samochodu i naciskając pedał gazu. - Dobra, jedziemy. Kto wie, może będziemy mieli szczęście spotkać w Michaeltown Neę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 18:13, 05 Lip 2012    Temat postu:

{Wydaje mi się, że sam przeskok to było 92 dni jak trzy miesiące, więc chyba to powinien być 107 dzień NŚ}

[Jezioro Empathy] 15 październik, Dzień 92 (tudzież 107), świt

Alyssa obudziła się oparta o spory głaz. Obok siebie zobaczyła Kaylę.
- Ej! Wstawaj. - powiedziała szturchając czerwonowłosą w ramię.
Dziewczyna wstała i potarła oczy.
Obie wyciągnęły z plecaków po butelce wody i jabłku.
Ustaliły, że mają, każda z nich, dwie butelki wody na tydzień i jeden owoc na dzień.
"Trzeba zwracać uwagę na ilość spożywanego jedzenia."
Po wypiciu dwóch łyków wody i zjedzeniu jednej trzeciej jabłka wstały i ruszyły szukać Lily.
Znów czekał je długi marsz.
"Góry Regnards."
Nagle Alyssa usłyszała za sobą warknięcie.
- Co... Co to? - szepnęła ostrożnie Kayla.
- Wi... Wil... Wilk... - powiedziała łamiącym się głosem druga dziewczyna. - Spokojnie.
Skoncentrowała się na zwierzęciu.
Po chwili gwałtownie się obróciła i spostrzegła leżącego na ziemi wielkiego wilka.
"Uffff. Udało się!"
czym prędzej wyciągnęła pistolet i strzeliła w wilka.
Po chwili w ogóle się nie ruszał.
- Chodźmy dalej zanim napadną nas inne przemiłe futrzaczki. - powiedziała sarkastycznie Alyssa.
- Od kiedy? - zapytała czerwonowłosa.
- Co od kiedy?
- Od kiedy zabijasz te biedne zwierzęta od tak?
Nie odpowiedziała.
- Musimy szukać Lily.
"Ok. Jesteśmy blisko tych "strasznych" gór, gdzie opętuje jakiś potworek. Miło."
Ruszyły przed siebie szybkim krokiem.
*kilka godzin później*
Dziewczyny dalej szły wciąż martwiąc się, gdzie jest Lily.
Po jakimś czasie zobaczyły kogoś.
"Czy to Lily?"
Rzuciła się biegiem do przodu, nie zważając, że postać stoi tuż koło wejścia do groty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cukierkowa dnia Czw 21:57, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Sebastian Fleming, II kreski



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 18:55, 05 Lip 2012    Temat postu:

Lipiec | Sierpień |Wrzesień

Concha spędziła trzy miesiące w towarzystwie Zila, Kage', Accela i Misaki. Podczas gdy chłopcy pracowali, ona powoli zapominała o żalu po śmierci Ethana i przywiązała się do Usagiego. Przyjaciółkę i sojuszniczkę odnalazła w Last Order, czyniąc z niej pierwszą osobę, której pokazała działanie mocy. Dziewczynki szeptały coś między sobą i wybierały się na długie spacery w góry, a ostatnią osobą, wobec której dystans odczuwała Concepción, pozostał Accelerator. Szanuje go ze względu na Misakę i uczucia, jakimi ją darzy, ale wciąż wywołuje u niej niepokój.

[Przed laboratorium, Dzień ?, świt]

-Kage, uważaj!
Chłopak odwrócił się błyskawicznie, jak zawsze czujny, kiedy Concha otworzyła dłoń. Dmuchnęła w nią, a spomiędzy palców wystrzelił miniaturowy Zubat i wykonując dwa obroty w powietrzu, usiadł na uchu Azjaty.
-Wydaje mi się, że coraz lepiej mi idzie- uśmiechnęła się szeroko dziewczynka.
Misaka zaśmiała się i chwyciła ją za rękę.
-"Jestem ciekawa tej Uzdrowicielki"-szepnęła jej na ucho.
Concha rzuciła Accelowi przelotne spojrzenie.
-Nie bardziej niż ja- odparła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Czw 19:06, 05 Lip 2012    Temat postu:

SOPHIE:
Dużo zmieniło się w życiu Sophie w trakcie ostatnich 3 miesięcy. Gaiaphage coraz częściej zaczynał ''odwiedzać'' dziewczynę. Zielony potwór parę razy próbował zawładnąć umysłem Thompson, jednak dziewczyna jest bardzo silna i tak łatwo się nie poddała. Jeśli chodzi o jej miłość do Warpa. Cóż... można powiedzieć, że coraz bardziej się rozwija. Zakochani większość czasu przebywali razem. A to na spacerach lub wspólnym przygotowaniu śniadań. Sophie, razem z chłopakiem stała się również stałą bywalczynią w nowym domu jej przyjaciółki, Lacie. Sophie pomaga Nei sprawować rządy w Michaeltown. Razem z czarnowłosą próbują zachować porządek. 14 sierpnia odbyły się jej 15 urodziny, w czasie których ''odwiedziła'' ją jej matka wraz z ojcem. Jak reszta jej rówieśników nie zniknęła.



[Dom Uzdrowicielki] Dzień 107 (15 października) poranek

Pożegnała się z całą czwórką i razem z Warpem ruszyła do domku.
- JESTEEEEEEEEEEEEŚMY! - krzyknęła, stojąc w progu.
Uzdrowicielka wbiegła na korytarz trochę przestraszona, ale gdy zobaczyła swoich przyjaciół, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Sophie. Warp. Jak dobrze, że was widzę. - mówiąc to, przytuliła się do dziewczyny, a później do chłopaka. - Wchodźcie.
Thompson podążyła za przyjaciółką do salonu. Usiadła na kanapie, a Lacie poszła do kuchni zaparzyć herbaty. Kiedy wróciła, usiadła obok Sophie.
- Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęła niepewnie ciemnowłosa. - Jakiś cholerny Gaiaphage mnie nawiedza. Nawet nie wiem, co to jest. Mówi mi, żebym do niego przyszła. Już mam go dosyć, wiesz?.
Lacie spojrzała na przestraszoną przyjaciółkę.
- Od kiedy?
- Od trzech miesięcy.
- I nie powiedziałaś mi?! - spytała zawiedziona Lacie.
- Nie było okazji.
Vane przybliżyła się do Sophie i objęła ją ramieniem.
- Mam ten sam problem. - mruknęła.
- COOOOOOOOO?! - Thompson odsunęła się od przyjaciółki i spojrzała na nią uważnym wzrokiem. - Ty też?
- Zazdroszczę wam. - wtrącił się Warp.
Sophie spiorunowała chłopaka wzrokiem i ponownie spojrzała na Lacie.
- To jest straszne, prawda? - Uzdrowicielka w odpowiedzi kiwnęła głową. - Parę razy próbował kontrolować mój umysł.
Sophie wstała i zaczęła się przechadzać po pomieszczeniu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Czw 19:47, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:18, 05 Lip 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 107 {Cukierkowa ma rację, o 92 dni to myśmy skoczyli} (15 października), przed południem

- Nea! - czarnowłosa odwróciła się, słysząc znajomy głos wypowiadający jej imię. Uśmiechnęła się i kucnęła, obejmując Robba, który przytulił się do niej,
- Hej, mały.
- Nie jestem mały! - oburzył się chłopak.
- Dobra, dobra - zaśmiała się, puszczając go. - Reed, Echo, Caroline, cześć. Założę się, że teraz użyjecie całego waszego uroku osobistego, żeby przekonać mnie, żebym dała wam więcej żarcia.
- Czasem zastanawiam się, jaką na prawdę ty masz moc, bo chyba czytanie w myślach - mruknęła Reed. Nea parsknęła i przez chwilę zastanawiała się, w którą stronę jest McDonald, gdzie magazynowali jedzenie. "3 miesiące, a nadal mam napady amnezji", pomyślała, zła na samą siebie.
- Co dziś serwujemy, Isa? - zapytała rudowłosą dziewczynę. Utarło się już wyrażenie 'serwować' jeśli pytało się o aktualne racje żywnościowe. Diaz spojrzała na clipboard.
- Na głowę wychodzi 25 deko mięsa, jacyś chłopcy upolowali młodego niedźwiedzia, nawet zjadliwe. Jest surowe, można z nim zrobić co się chce. Do tego dwa jabłka, trochę gotowanej kapusty, spalona bułka...
- Bułki? - przerwała zaskoczona Caroline.
- Eksperymentujemy - przyznała Nea. - Nazwałabym to raczej niezjadliwą bryłą ciasta, którą zazwyczaj spalimy na węgiel, ale w gruncie rzeczy w środku jest jadalne. Smakuje jak spalona bułka.
- Hm, to wszystko?
- Taaa - mruknęła Isa. - I butelka wody.
- Skończyły się napoje gazowane? - zapytał z rozpaczą Robb. Nea potwierdziła, mierzwiąc mu włosy.
- Co słychać u Lacie? Chciałam wpaść do niej jakoś za niedługo...
Reed i Caroline wymieniły spojrzenia. "Idiota by się nie zorientował, że od kilku tygodni coś przede mną ukrywają...".
- Wszystko OK. Ostatnio miała... niestrawność - odpowiedziała Echo. Nea zmarszczyła brwi.
- Znowu wciskacie ten sam kit?
- Eee... bo, ten... - plątanie się dziewczyn przerwał Monty, który starannie zanotowawszy, ile i komu wydał jedzenia, zapakował trzydniową rację dla 5 osób do worka i podał Echo. Kiedy wychodzili, Nea pstryknęła palcami, a z zaplecza przyfrunął pojemnik z kapustą, trzy jabłka, kilkanaście ziemniaków* i dwie krewetki.
- Gratis. Żeby Lacie nie zwyzywała mnie od wyrodnej kuzynki. Ech, Diazowie mnie za to zabiją. Chodźcie, Emily tęskni za Robb'em.



* Wyspa Księcia Edwarda słynie z uprawy świetnych ziemniaków ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:18, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Okolice domu Uzdrowicielki – pola i sady] 15 października, dzień (wg. mnie to 107, podany jest 92) rano – Josh

Chłopak włóczył się po polach. Nie wiedział dlaczego nie może wrócić do Camprine. Coś kazało mu tu iść.
„On”
W jego głowie pojawił się obraz tego jak jego palce wędrują po nóż, który ma w kieszeni.
Zrób to.
„Nie!”
Poczuł silny ból. I kolejny obraz w jego głowie. On trzymając nóż.
Zrób to! Teraz.
–Nie zrobię tego! Nie zrobię tego do cholery!
Ból zaczął przezywać jego czaszkę. Kolejne obrazy - wyjmował nóż zaczynał się ciąć.
ZRÓB TO! TERAZ!
Ból był coraz silniejszy. Josh upadł na ziemię. Zwijał się z bólu. Nadal nie sięgał po nóż.
TERAZ!
Nakazał mu głos. Uległ. Inaczej ból rozerwałby mu każdy kawałek ciała. Teraz też nie miał wielkich szans na przeżycie. Wyjął nóż. Zaczął nacinać sobie ciało. Na początku w prostych kreskach. Później układając na ciele napisy.
CIEMNOŚĆ
ŚMIERĆ
SIŁA
Zaczął napierać na nóż coraz mocniej. Zdawał sobie głębsze rany. Kiedy zaczął wbijać sobie w ciało nóż. Ciemność znów wydała rozkaz.
Zakończ.
– NIE! – po czym zadał sobie głęboką ranę w klatkę piersiową.
ZAKOŃCZ!
Odrzucił od siebie nóż. Zaczął krzyczeć. Wydał z siebie nieludzki okrzyk, którzy popłoszył ptaki.

[Camprine] 15 października, dzień (wg. mnie to 107, podany jest 92) rano

Dan obudził się wcześnie jak zwykle. Deborah spała on po cichu ubrał się i wyszedł na zewnątrz. Usiadł przed domkiem i czekał co wydarzy się tego dnia. Może czekał na to kto się obudzi, ponieważ nie wiedział co ma dziś robić. Pewnie znów wyjdzie na bardzo długi spacer. Zaczął przeglądać zdjęcia w aparacie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 19:39, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 107 (15 października) poranek.

Tak. A ja zamierzam się poddać i do niego iść.
Lacie przechyliła głowę, uśmiechając się.
- To Ciemność. - szepnęła Uzdrowicielka. - Gaiaphage to Ciemność. Ciemność to Gaiaphage, a...
Nagle Sophie zamarła, wpatrując się w nią z coraz bardziej rozszerzonymi oczami.
- Nie, znowu. - jęknął Warp i zbliżył się do Sophie, wyciągając rękę.
Uzdrowicielko.
Lacie przyglądała się dramatyczniej scenie ze stoickim spokojem.
Dlaczego nie stać mnie na więcej emocji?
Sophie wrzasnęła, cofając się przed Warpem. Chłopak stanął, spoglądając bezradnie na przerażoną dziewczynę.
Sophie uspokoiła się na chwilę i usiadła pod ścianą, obejmując kolana rękoma.
Chwilę potem rzuciła się na Warpa.
- Tego za wiele. - mruknęła Lacie, wstając i ruszając w stronę szamoczącej się dwójki. - Stop. - powiedziała stanowczo, odciągając Sophie od Warpa.
Jej przyjaciółka miała zielone oczy. Niczym liście w tropikalnej dżungli.
Dorwałeś się do painta?
Uniosła w górę dłoń, zamierzając uderzyć Sophie, jednak Warp szarpnął ją do tyłu.
- Nie bij jej!
- Zrobię. Co. Będę. Chciała. - wycedziła Lacie, uderzając go z pięści w twarz. - Ty idioto, doprowadzam twoją dziewczynę do normalnego stanu! - warknęła do trzymającego się za nos i jęczącego Kennetha.
Z całej siły uderzyła Sophie w policzek.
Sophie zamknęła oczy, a potem ponownie je otworzyła, wybuchając płaczem.
- Już. W porządku. - szepnęła Lacie, uśmiechając się promiennie i przytulając ją do siebie.

*pół godziny potem*

- Złamałaś mi nos. - wyjąkał Warp. - TY.
- Musiałam.
- Uzdrowicielka złamała mi nos. Co ze mnie za facet?
Sophie parsknęła śmiechem, przytulając się do niego.
- Nie próżnowałam. Znudziła mi się łopata, więc poprosiłam parę osób o pomoc.
Warp spiorunował ją wzrokiem.
- Jesteś nienormalna.
- Miewam zaburzenia osobości. - stwierdziła wesoło. - Ej, Soph, nie rób takiej zmartwionej miny. Żartowałam. Ej, chcecie zobaczyć co odkryłam?
Zaprowadziła ich czym prędzej na górę, uśmiechając się, uszczęśliwiona. W końcu mogła komuś pokazać, co potrafiła robić.
- Patrzcie... - zaczęła Lacie.
- Lacie, co to jest? - zapytała Sophie z zaciśniętymi pięściami, przerywając jej. - Bo to mi wygląda na robotę elektrokinetyka.
Uzdrowicielka podążyła za jej wzrokiem.
- Nie działa nam światło. - szepnęła. - Skończyły się świeczki.
- I...?
- Sophie, boję się. - wyznała - W ciemnościach mam napady paniki. Dlatego poprosiłam Dana, by zostawił mi to. - wskazała głową kulę zawieszoną nad łóżkiem i świecącą na niebiesko. - Niestety niedługo zgaśnie.
- Poprosiłaś Dana.
- Wybaczyłam mu. Wybaczyłam wszystkim. Tylko nie sobie, nie za to co zrobiłam.
- Wątpię by Deborah myślała tak jak ty. Ona nas nienawidzi. - wycedziła Sophie, a Lacie uśmiechnęła się krzywo, przyznając jej rację. Jednak nie widziała pirokinetyczki od trzech miesięcy i myślała że nic jej nie grozi.
- On rzucił ci pod nogi czaszkę twojej siostry. - dodał Warp cicho, a Sophie szturchnęła go.
- Nie mów do niej o Rose!
Lacie przygryzła wargę i uspokoiła się w myślach.
- Tyle że to Dan uratował mnie przed zupełną utratą zmysłów. - powiedziała, wpatrując się w świecącą jasno kulę.
Nagle ich rozmowę przerwał nieludzko głośny wrzask dobiegający z pól.

*dziesięć minut później*

Lacie siedziała na Mzurim bokiem, a Sophie i Warp szli za nią, wpatrując się w lwa z niedowierzaniem.
- Niesamowite.
- Niezwykłe.
Uzdrowicielka wplotła palce w grzywę lwa, która była już prawie taka jak u dorosłego osobnika.
- Jestem lekka, a on silny. Co w tym dziwnego?
- Że się daje.
- Kocha mnie. - powiedziała Lacie z czułością. - No i gdzie to zarzynane zwierzę?
- Tutaj. - mruknęła Sophie, stając nad jakimś zakrwawionym chłopakiem.
Rany zadane nożem układały się w trzy słowa.
CIEMNOŚĆ
ŚMIERĆ
SIŁA
- Ostatnio coś za dużo tej ciemności. - burknęła Lacie, zeskakując z Mzuriego. Pochyliła się nad chłopakiem. - Umiera.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 19:43, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Czw 20:08, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 107 [!], ranek.

Nerine spojrzała w lustro krzywiąc się. Jeszcze kilka miesięcy temu nie była wstanie spojrzeć na siebie, a teraz robiła to klika razy dziennie. Należała do niewielkiej grupy dziewczyn z ETAP-u, które ciągle robiły sobie makijaż. Nerine jednak w tej kwestii była wyjątkowo zapominalska. Często zapominała na przykład, że trzeba zmyć makijaż lub, żeby nie płakać gdy się ma pomalowane oczy. Jednak często płakała przez sen, więc wystarczyło nie zmyć makijażu na noc by rano wyglądać tragicznie.
"Nerine, ty sieroto życiowa. Nie dość, że nie masz gałki ocznej to jeszcze straszysz ludzi makijażem."
Schyliła się po czym sięgnęła wacik i zaczęła zmywać makijaż narzekając pod nosem. Po piętnastu minutach wyszła z łazienki i przebrała się w przydużą bluzę, luźne spodnie i czarne trampki.
"Tak Nerine. Pięknie wyglądasz w tych workowatych ciuchach, czerwonej szmince i oku podkreślonym tuszem do rzęs. Geniusz."
Prychnęła do powietrza po czym ruszyła w stronę kuchni. W głowie odtworzyła obraz [link widoczny dla zalogowanych] próbując sobie przypomnieć kto z nimi mieszka. Ona, Neah, Finnick, Maya, Glen, Aimee. Sześć osób. Na szczęście mieli jeszcze małą piwnice. Nerine uśmiechnęła się wchodząc do kuchni. Dzieciaki już jadły, a Glen z Aimee zniknęli. Neah zdążył się już przebrać. Przed świtem ruszył łowić ryby. miała nadzieje, że coś złowił. Zielonooka podeszła do okna i spojrzała na Neaha.
- Co ci jest? - szepnęła.
- Pięć dni. - wyjąkał.
Przechyliła głowę i lekko nim potrząsnęła.
- Co? Pięć dni..?
Chłopak wyciągnął rękę i lekko pacnął nią Nerine w czoło.
- Urodziny.
Nerine znieruchomiała.
"Jak to? Przecież on się urodził 5 października. Nie? 20 października? Matko, jak ten czas szybko leci."
- Dasz radę. Jakby co to będę przy tobie. Zawsze robię tak gdy ktoś znika.
Przez chwilę przez jej umysł przeleciały stare wspomnienia. Wspomnienia w których krzyczała i walała się po ziemi walcząc z Gaiaphage. Zamknęła oczy po czym sapnęła.
"To już nie wróci. Wygrałaś. Nie wróci. Nie pozwolisz. Jesteś Nerine. Tą Nerine. Nie jesteś wystraszonym dzieckiem."
Neah chwilę coś mówił, ale nie była w stanie się skupić. Po chwili wróciła do rzeczywistości.
- Dziś jedziemy do Lacie. Później wrócę. - rzucił po czym pocałował ją w usta.
Kilka chwil później została ona i dzieciaki. Spojrzała na rodzeństwo po czym uśmiechnęła się. Po chwili usłyszała wrzaski z podwórka. Skrzywiła się.
"Znowu ktoś się o coś kłóci lub jakiś zwierz wpadł do obozu. Szlag z tym życiem!"
Nerine zastopowała czas po czym schowała swoje pistolety do kabur, noże do kieszeni i założyła na plecy łuk z kołczanem na strzały i włączyła czas.
- Lecę. Zaraz wrócę. - warknęła po czym wybiegła z domu.

***

Nerine spojrzała na martwe truchło wilka. Był to stary osobnik. Wyglądało, że był tak głodny, że postanowił przyjść do obozu.
"Dureń. Póki ja tu jestem nie zaatakujecie nikogo."
Kilka minut później zjawiła się Deborah. Nerine wymieniła z nią kilka słów po czym wilk rozsypał się w popiół. Brunetka uśmiechnęła się po czym wróciła do domku.
- Dzieci, idźcie do Hayley i reszty przedszkolanek. Muszę gdzieś wyjść. Pilnujcie się, ja potem wrócę.
Dziewczyna wybiegła z domu po czym pognała w stronę lasu. Dawno nie była na żadnym interesującym spacerku, a dziś miała wolny czas.
"Chcę na plażę."
Ruszyła przedzierając się przez krzaki.
"Plaża."
Po niecałych piętnastu minutach drogi znalazła się nad zatoką. Uśmiechnęła się spoglądając na wschodzące słońce.
- Ciekawe kiedy zrobi się ciepło. Mam nadzieje, że dożyję kolejnego lata. - mruknęła wchodząc do lodowatej wody.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 20:08, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Góry Regnards] 15 października, Dzień 107, późny ranek/przedpołudnie

Alyssa ruszyła w stronę oddalonej o kilkadziesiąt metrów Lily.
"Ok. Biegnę tam, biorę Lily i uciekam zanim to Gaiaphage mnie dorwie. Potem wskakujemy do samochodu i już."
Powtarzała plan w myślach milion razy.
Obejrzała się za siebie i zobaczyła Kaylę czekającą w samochodzie.
- Trzy. Dwa. Jeden. Już! - krzyknęła i puściła się biegiem.
Biegła tak szybko jak mogła. W końcu dotarła do siostry, złapała ją za rękę i...
Ruszyła stopę w stronę przeciwną do groty, ale nie potrafiła się ruszyć.
Nie.
"Nie, zostaw mnie!"
Idź do skały i rozbij sobie głowę.
Dziewczyna poczuła, że musi zrobić co jej każe, więc ruszyła w stronę ostrej skały.
Stanęła obok i z całej siły walnęła o nią w głowę.
Oczy zalała jej czerwień.
Pistolet.
Alyssa ledwo wyciągnęła pistolet i strzeliła sobie w ramię.
A potem głos ją opuścił.
Ale ona nie czuła nic.
Zemdlała.

[Góry Regnards] 15 października, Dzień 107, przedpołudnie - Kayla

Czerwonowłosa spojrzała za siebie.
Alyssa leżała nieprzytomna na kanapie. Mała Lily siedziała na miejscu pasażera.
"Prowadzę pierwszy raz. Najwyżej nas pozabijam."
- Aaaaa! - krzyknęła Kayla widząc na swojej duży kształt. Ledwo go ominęła.
*trochę później*
Dziewczyna wysiadła z samochodu czując się niesamowicie słabo.
"Ok, mam nadzieję, że Lacie pomoże."
Zapukała do drzwi, a gdy tylko się otworzyły powiedziała na jednym oddechu:
- Proszę, pomóżcie nam. Alyssa walnęła się w głowę, a potem postrzeliła, ale nie wiem dlaczego, bo pojechałyśmy szukać jej siostry i trafiłyśmy w góry i Lily tam była, ale Alyssie się coś stało i prawie weszła do groty, a potem to i... Pomóżcie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cukierkowa dnia Czw 21:58, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Czw 20:12, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 107 (15 października) poranek

- Umiera. - szepnęła Lacie, wpatrując się w nieruchomo leżącego chłopaka.
Sophie podeszła do czarnowłosego i dotknęła jego ciętych ran.
- Pomóż mu. - zaczęła błagać. - Napewno nie jest za późno.
Uzdrowicielka zastanowiła się parę chwil, aż wreszcie kiwnęła głową i razem z Sophie oraz Warpem przenieśli nieprzytomnego do domu. Kiedy znaleźli się w środku, położyli go na łóżku, a Vane wzięła się za uzdrawianie ran. Po paru chwilach chłopak otwarł oczy i niepewnie rozejrzał sie po pomieszczeniu.
- Gdzie ja jestem? - spytał zachrypniętym głosem.
- U mnie w domu. - odpowiedziała Lacie i pomogła usiąść chłopakowi.
- Jak się nazywasz?
- Josh. Josh Davis. - czarnowłosy spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej niepewnie.
- Ja jestem Sophie. To jest Lacie, a to Warp. - wskazała na przyjaciół. - Gaiaphage, prawda?
Josh bez chwili zastanowienia kiwnął głową.
- Nie martw się, nie jesteś sam. - mruknęła Lacie. - Tutaj to normalne. Ja, jak narazie słyszę tylko głosy, ale Sophie już robi dziwne rzeczy. A to wszystko wina tego durnego, zielonego potworka.
- Tylko mnie zostawił w spokoju. - odezwał się dotąd milczący Warp.
Josh spojrzał na tors, w którym jeszcze parę minut temu widniały trzy napisy.
- Może chcesz się czegoś napić? Albo coś zjeść? - spytała Lacie, idąc w stronę drzwi.
- Dziękuję, że mnie uratowałaś. - chłopak zignorował pytanie.
Lacie w odpowiedzi posłała chłopakowi pełen sympatii uśmiech i wyszła z pomieszczenia. Sophie usiadła na łóżku obok chłopaka.
- To mówisz, że... - przerwało jej skrzypienie drzwi. W progu ponownie ukazała się sylwetka białowłosej.
- Sophie. Warp. Mogę was na chwilę prosić?
- Jasne. Poczekaj na nas, Josh. - kiedy to powiedziała, razem z Kennethem podążyła za przyjaciółką.
Kiedy zamknęli za sobą drzwi, Sophie spojrzała zdziwiona na Vane.
- Coś się stało?
- Pamiętacie, jak przed znalezieniem Josha mówiłam, że chcę wam coś pokazać?
Sophie i Warp równocześnie kiwnęli głowami.
- No to na co czekacie? Chodźcie za mną.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Czw 20:13, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:22, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 107, nad ranem

Effy obudziła się z krzykiem. Dysząc ciężko odgarnęła z czoła spocone włosy i spojrzała na Des leżącą na łóżku obok.
- Znowu ten koszmar?
Dziewczyna pokiwała głową. Blanche podeszła do niej i podała jej butelkę wody. Effy piła łapczywie rozglądając się wokół z przerażeniem.
- Od trzech miesięcy wciąż to samo. To się w końcu musi skończyć.
Malone pokręciła przecząco głową oddając jej pustą butelkę.
- Nie umiem tego zakończyć. To nie da mi spokoju dopóki nie zrobię tego czego chce.
- No więc...czego chce potworek?
Effy położyła głowę na poduszce patrząc pustym wzrokiem w sufit.
- Chce bym znów do niego przyszła. Do jaskini. - oczy jej się zaszkliły. - Ale ja nie chcę tego, Des! Nie chcę tam iść już nigdy więcej.

[Camprine] Dzień 107, nad ranem - Tony

Tony obudził się i przewrócił na drugą stronę. Spojrzał na zegarek kieszonkowy, który zawsze przed snem zdejmował i kładł na szafce nocnej. Była 4:30. Trochę wcześnie, ale przecież był przyzwyczajony do rannego wstawania. Wstał z łóżka i nałożył na siebie jasną koszulkę i dżinsy. Mijając pokój dziewczyn usłyszał przyciszony głos Effy. Poczuł lekkie ukłucie w sercu. Dziewczyna wróciła wczoraj wieczorem zaledwie na jedną noc. Widać było u niej szaleństwo. Jeżeli cokolwiek mówiła to tylko o jednym - o Gaiaphage. Po tym jak zaatakowała Dana, Nerine coraz częściej na nią uważała. Mimo to jakimś cudem Effy udawało się wymykać z Camprine. A wtedy potrafiła znikać na wiele dni. Dla przeciętnych mieszkańców campingów brak psychodelicznej Malone wydawał się pozytywny. Zbyt często dopadało ją Gaiaphage. A kiedy to się działo nie była już sobą i w ogóle nie panowała nad własnym ciałem. Najgorsze jednak było to, że później nie pamiętała niczego.
Tak było przynajmniej jakieś 2 miesiące temu. Tone nie miał pojęcia, że dziewczyna zaczęła coraz lepiej panować nad sobą i nad swoim umysłem. Chwile, gdy to Ciemność przejmowała kontrolę były coraz krótsze i rzadsze. Gaiaphage słabło. A Effy coraz częściej ćwiczyła własny umysł. W ciągu ostatnich dwóch tygodni ani razu nie dopadł jej potwór z jaskini.
Chłopak cicho zamknął drzwi i ruszył w stronę Harkness. Uwielbiał swoją nową pracę. Przez te 3 miesiące coraz lepiej radził sobie z łowieniem, a jego ludzie wprawili się w tym co robili. Pracował nie dla siebie lecz dla całego Camprine. I to dawało mu satysfakcje oraz odciągało niepotrzebne myśli. Nad rzeką siedziała już Darla. Była jedną z nielicznych dziewczyn, które pracowały na łodziach. Właśnie składała nową sieć.
- Ty chyba w ogóle nie śpisz, Tony. - zaśmiała się widząc jak idzie w jej stronę.
- I kto to mówi. Długo tu jesteś?
- Pół godziny. Mój młodszy brat znów mnie obudził. Kiepsko, że nie można oddać sześciolatka do przedszkola. Hayley stwierdziła, że i tak ma już za dużo na głowie. - powiedziała - A ty czemu tak wcześnie?
Tony westchnął ciężko i usiadł na ziemi wpatrując się w taflę wody.
- Effy znów wróciła. I znów jej odbija. Wciąż ma te koszmary. Obudziła mnie.
- Kiedyś jej to przejdzie. - położyła mu rękę na ramieniu. - Nic nie trwa wiecznie. Skoro tak się o nią martwisz powinieneś jej jakoś pomóc.
- Nie rozumiesz Darla... Ona zna wszystkie moje sekrety. Kiedy nie jest sobą to mówi o tym, czego nie chcę słyszeć. Na dodatek próbuje mnie atakować.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i przycumowała łódź bliżej brzegu.
- Widzę resztę. Możemy dziś wypłynąć trochę wcześniej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 20:35, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 107 (15 października) przed południem.

Cieszę się że Gaiaphage tak na mnie nie działa. No ale co do cholery, to jakaś epidemia, czy co?
Lacie klasnęła w dłonie, stając przed Sophie i Warpem. Zerknęła na swoją bluzkę na ramiączkach.
- Ok, będzie widać. - stwierdziła, ściągając spodnie i ignorując ich zdziwione okrzyki. - Obserwujcie uważnie.
Położyła swoje dłonie na udach, spoglądając na nich z uśmiechem. Nagle na jej nogach zaczęły pojawiać się siniaki.
Były to jedyne rany, jakie odniosła podczas tych trzech miesięcy.
Zawsze byłam wielką niezdarą.
Sophie otworzyła szerzej oczy, gdy nagle coś trzasnęło jej w nodze - kość po prostu się połamała. Chwilę potem postanowiła pokazać im coś ciekawszego.
Dotknęła dłońmi szyi i po chwili zaczęły pojawiać się zadrapania, biegnące od jej dłoni aż do czoła. Zamknęła oczy i prawie że poczuła uderzenie Chantala, jakie jej wtedy zadał.
Krew ze skroni ściekała po policzku, po brodzie i kapała na jej dłonie. Ignorując wrzask Sophie skupiła się bardziej. Poczuła ból w wardze.
Tak, faktycznie. Chantal rozbił jej wargę. Poczuła smak krwi w ustach.
Co jeszcze zrobił jej wtedy Chantal?
Przesunęła dłonie w dół i poczuła gwałtowne uderzenie w brzuch.
Zatoczyła się do tyłu. Prawie że widziała przed sobą Chantala, zadającego jej ciosy.
Jęknęła, czując kopnięcie w głowę.
Czuła ciężar betonu.
Nagle zaczęła jej się palić noga. Zacisnęła zęby.
Nie, muszę dokończyć spektakl.
Poczuła uderzenie w policzek.
Lacie - zrąbana masochistka.
Łzy pociekły jej po policzkach. Znów przez to przechodziła i zamierzała dojść do końca.
Budynek! Zawalił się na nią budynek.
Poczuła jak skóra na ręku jej się rozrywa.
Nie, już dłużej nie mogę.
- Ej, patrzcie, nie jestem bezużyteczną Uzdrowicielką. Potrafię zadawać ból. - powiedziała i zachichotała.
Potem padła na podłogę, wyczerpana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Czw 20:48, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 107 (15 października) przed południem

Sophie stała nieruchomo, z niedowierzaniem przyglądając się Lacie. To co robiła było niesamowite. Jednocześnie mogła leczyć i zadawać ból.
,,Fascynujące.''
Dotarło do niej dopiero to, że przyjaciółka upadła na ziemię z przemęczenia. Szybko uklękła przy niej i potrząsnęła jej ramionami.
- Lacie, do cholery! Co ty narobiłaś?
Niespodziewanie Uzdrowicielka otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko do Thompson.
- Widzieliście? Odnawiam rany! - krzyknęła radośnie.
- Wariatka. - usłyszały szept Warpa.
Sophie przewróciła oczami i powróciła do pozycji stojącej.
- Nigdy tak nie rób, rozumiesz? Nie dość przeżyłaś?
- Spokojnie, nic się nie stało. - odparła Vane, lecząc przy tym zadane przez nią obrażenia.
Rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Sophie ruszyła w ich stronę, a kiedy je otworzyła, ujrzała przestraszoną Kaylę.
- Proszę, pomóżcie nam. Alyssa walnęła się w głowę, a potem postrzeliła, ale nie wiem dlaczego, bo pojechałyśmy szukać jej siostry i trafiłyśmy w góry i Lily tam była, ale Alyssie się coś stało i prawie weszła do groty, a potem to i... Pomóżcie.
,,Zabiję cię, Gaiaphage.''


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin