Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IV
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Pon 1:00, 12 Lis 2012    Temat postu:

[ST/Dom Matt'a] 5 dzień - wieczór.

Po pół godzinie dotarli do celu. Z racji zimy słońce zaszło dość szybko, więc było już ciemno. Zaraz po wejściu Cana zapytała gdzie może się położyć. Emocje związane z kradzieżą jej telefonu już opadły i poczuła zmęczenie skumulowane z dwóch dni. Matt wskazał jej pokój swoich rodziców (wolał nie wpuszczać dziewczyny do swojej jaskini...) i powiedział, że jeśli chce to w drzwiach jest zamek, którym może je zabezpieczyć.

Gdy już usłyszeli dźwięk przekręcanego zamka Chase zwrócił się do przyjaciela.
- Muszę ci pokazać co zabrałem z posterunku.
Poprowadził Moore'a do jego pokoju, gdzie odkrył kołdrę przykrywającą jego łóżko.
- Chase... to kradzież... to kradzież NIEBEZPIECZNYCH RZECZY!
- Przecież mnie znasz, w moich rękach są mniej szkodliwe niż gdyby miały się tym bawić dzieciaki z miasta.
- W takim razie czemu wziąłeś tylko dwie sztuki? I jeszcze ten duży?
- To nie jest "ten duży" tylko Ultima Ratio Hecate II francuskiej firmy PGM. Pisali kiedyś w gazecie, że został zamówiony przez policję do zdetonowania jakiegoś niewypału powojennego niedaleko miasta. Poza tym ukryłem tyle amunicji ile zdołałem, na długo ta z posterunku nie starczy. została tylko ta do karabinów antyterrorystów i do małokalibrowych.
-...
- No co?
- SCHOWAŁEŚ AMUNICJĘ, ALE ZOSTAWIŁEŚ TĄ DO NAJNIEBEZPIECZNIEJSZYCH BRONI?
- Cośty, tamta tez jest schowana, w pomieszczeniu do którego się włamałem, ale zamknąłem za sobą. Wątpię czy jest tu ktoś jeszcze kto potrafiłby złamać ten kod... Swoja drogą 14 takich karabinów piechotą nie chodzi, wyobrażasz sobie co by było gdyby ta bariera, o której mówią opadła a policja ich nie znalazła na miejscu?
- Chwila... musiałeś się tam włamać? Co więcej wątpisz, czy ktos to powtórzy? W takim razie ta broń była bezpiecznie schowana dopóki się tam nie włamałeś?- Matt zaczął mówić coraz bardziej zirytowanym tonem. To było bardzo nieodpowiedzialne zachowanie, bardzo niezwykłe dla jego przyjaciela.- Jakie schowałeś pociski?
- [link widoczny dla zalogowanych] dla Hecate i dwanaście magazynków do Desert Eagle, tych maleństw o tam.- chłopak wskazał na dwa pistolety lezące obok poduszki Matt'a.
-.-
- Tak w ogóle to na co ci to?
- W sumie to na nic, tylko zawsze chciałem mieć karabin snajperski i Desert Eagle... pamiętasz, odkąd zaczęliśmy grać w te [link widoczny dla zalogowanych]
- Do tej pory myślałem, że to ja jestem idiotą, ale ty przegiąłeś pałę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 16:43, 12 Lis 2012    Temat postu:

[ST, dzień Michaela] Dzień 6 (29 grudnia), poranek.

Flo jeszcze raz spojrzała na karteczkę, którą zostawiła w pustej misce. "Mike, zjadłam wszystkie twoje płatki. Jeśli masz ochotę, wpadnij do nas, powiem siostrze i Theo by nie robili ci krzywdy i porządnie nakarmili. - Twoja przyjaciółka Flossy"
Przyjaciółka. Jak to sympatycznie brzmi.
Chwilę potem już zamykała za sobą drzwi, wychodząc na zewnątrz.

[ST, dzień Flo i Elle] Dzień 6, poranek.

- Wróciłam - oznajmiła ponuro i pochyliła się, rozsznurowując glany.
- Flo, na-nasz ojciec zaczyna śmierdzieć, wynieś go w końcu z tej cholernej piwnicy! - przywitała ją siostra, a Flo uśmiechnęła się pod nosem.
Ekstremalnie zwyczajny poranek.
Rzuciwszy płaszcz na podłogę, wpadła do salonu połączonego z jadalnią. Theo i Elle siedzieli obok siebie na kanapie.
- Zabiorę go - powiedziała szybko. - Zabiorę tatusia. To będzie ostatnia parada Zombie w Samantha Town. Wypada ich jeszcze trochę postraszyć, zanim wypadniemy.
- Wypadniecie - Theo uniósł jedną brew, jednocześnie wskazując jej palcem przykryty talerz.
- Oh, dziękuję! - ucieszyła się Flossy, wpychając jednocześnie dwie kanapki to buzi - O wyatniey szecież - przełknęła i wstała. - 3 stycznia, nasze piętnaste urodziny.
- Zapomniałam - mruknęła Elle i spojrzała na Theo z lekkim niepokojem. - Gdzie się tak śpieszysz, siostro?
- Nagle poczułam wielką ochotę na rozmowę z kimś, kto być może wie co siedzi mi w głowie - wyrecytowała.
- Jasne - parsknęła Elle. - Najpierw weź gorącą kąpiel.
- Po co?
- Spójrz na siebie.
Flo zerknęła szybko na swoją pokrojoną przez nią samą nożem białą sukienkę i sine nogi.
- Nie mam czasu. Z każdą minutą jestem coraz bliższa puffnięcia. Przebiorę się.
- Załóż spodnie! - wrzasnęła jeszcze Elle, gdy Flossy wbiegała po schodach na górę.
Nie jestem dzieckiem - prychnęła w myślach, zakładając czarne rurki. Wsunęła dłonie w rękawy w zieloną koszulę w kratę i zeszła na dół.
Zasznurowawszy glany sięgnęła po płaszcz i zajrzała jeszcze na chwilę do salonu.
- Weź telefon - rozkazała Elle tonem matki.
- Zabezpieczcie się - poradziła jeszcze na odchodnym i wybiegła z domu.
Shelley Hart i jej dziwna umiejętność muszą trochę poczekać.
Chwilę potem znów wpadła do domu.
- Zapomniałam taty.

[Ocean] Dzień 6, południe.

- Twoje kończymy poszły popływać - wymamrotała do gnijącego tułowia ojca. Oderwana czaszka z kawałkami mięsa z tyłu głowy leżała na jej kolanach. Zauważyła, że żadnego wysiłku nie sprawiło jej ożywienie zwłok i przejście się "nimi" po całym mieście niżli parę dni temu.
Rosnę w siłę.
- Płyń i ty - powiedziała lekko, wyrzucając resztki do wody. Pogładziła czaszkę delikatnie, wbijając wzrok w nieruchomą taflę wody. - Plum plum plum.
Wstała i zrobiła zamach, wyrzucając jego czaszkę daleko przed siebie. Wpadła z pluskiem do wody, a Flo usiadła, wybuchając spazmatycznym płaczem.
- Plum - zaszlochała. Otarła dłonią oczy, a jej wzrok skierował się w stronę wyspy. To chyba tam.
"Tata utonął" - napisała do Elle. "Kazał przekazać, że wolałby zostać spalony" - dodała po chwili namysłu.
Ale ja nie będę się go słuchała.
Plum - zaśmiał się w jej głowie głos, a Flossy zawtórowała mu.
- Plum plum.
- Plum plum plum - zachichotał Kot z Cheshire.
- Plum - Flo zgięła się w pół i trzymając za brzuch wybuchnęła histerycznym śmiechem. Chwilę potem nagle zamilkła, dostrzegłszy niezauważoną wcześniej niewielką kość. - Utop się - wycedziła, ciskając ją w wodę i uruchomiła ponownie silnik motorówki. - Uroczystość ogłaszam za skończoną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pon 20:00, 12 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa Knightów] Dzień 6 (29 grudnia), 0:44.

Nolan spojrzał na siostrę ze smutkiem w oczach.
"Nie... To iluzja. Wiem to. Wiem."
- Celty, kochanie, tak strasznie za tobą tęskniłam.
"Kłamiesz. Ona kłamie."
- Też tęskniłam mamo. - odezwała się Nadine.
- Powinniście już wrócić do domu. Ojciec i ja się martwimy.
"Kłamiesz. Nigdy się nie martwicie."
Mimowolnie prychnął.
- O co ci chodzi?
- To jest iluzja! Celt, nie wierz temu! Zabij, zabij to!
- Daj spokój Nolan. Poradzisz sobie beze mnie. Zawsze sobie radziłeś. Teraz masz przyjaciół. Po tych wszystkich latach spędzonych w domu. Więc korzystaj z tego co masz. Beze mnie.
- Nie chcesz chyba...
Chłopak poczuł jak serce mu przyśpieszyło gdy Celty odwróciła się do matki i uśmiechała się do niej.
"Nie zrobisz mi tego."
Kinght była piękna. Piękniejsza niż w rzeczywistości. Maveth zobaczył jak oczarowana siostra wyciągnęła dłoń ku matce.
- Przestań Celty! To iluzja. I-l-u-z-j-a!
"Nie"
- Córeczko, powiedz bratu żeby poszedł ze mną.
Celty spojrzała na niego wyczekująco.
"Proszę..."
- Nie... zrobię... tego.
Chcesz.
- W takim razie zostaniesz tu sam. - Celty chwyciła dłoń matki i zaczęła znikać.
"NIE!"
- Nie idź za nią! To tylko iluzja, Celty! To tylko...
Matka zaśmiała się setką kłów.
"...iluzja?"
- Na pewno nie chcesz wrócić?
"Chcę. Bardzo chcę."
- Nie... - powiedział ponownie walcząc z myślami.
"Chcę. Jeśli tego nie zrobię zostanę tu sam. Sam. Sam na zawsze. Muszę."
Wyciągnął dłoń ku matce.
Nessie
Niewidzialna siła zatrzymała go w miejscu. Zaczął szybciej oddychać czując dziwne uczucie w głowie. Przed oczami zobaczył migające sceny. Ciało Nessie rozcięte na pół... Krzycząca Billie. Vincent z floretem wbitym w brzuch. Walcząca Flossy. Ranny West. Uciekający Matt. Wkurzona Mistle. Wysadzona wyspy... Wojna... Potwory...
Mimo iż dziwna scenka trwała sekundę, miał wrażenie, że trwało o wiele dłużej. Jednym susem odskoczył od matki.
- Wybacz. Mam tutaj jeszcze wiele niedokończonych spraw. Przepraszam. Chciałbym odejść, ale nie mogę. Gdzie mogę cię spotkać, o potworny potworze o wyglądzie matki zabierającym rodziny? I kimże jesteś zacny Gaiaphage? - powiedział jakby obcym głosem, uśmiechając się niewinnie.
"Nie chcę. Chcę odejść. Celty! Ja..."
- Jestem twoją przyszłością Nolan. - zaśmiał się. - Przyjdziesz do mnie do jaskini. Przyjdziesz chętnie i będziesz błagać mnie o użyczenie mojej mocy.
"...później..."
- Sorka, Gai, ale to ja decyduję o swojej przyszłości.
Knight zaśmiał się upiornie, a potwór zaczął mu wtórować.
- Jeszcze cię dopadnę. - zakończył i zaczął znikać.
Świat zaczął nabierać kolorów i wcześniejsze slow motion zamieniło się na normalny bieg czasu. Drake poczuł jak wcześniejsza pewność siebie i chęć do oporu osłabły. Opadł na kolana schylając głowę.
"...zniknę?"
Zaczął zaciskać ręce. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że trzyma pistolet.
Szaleństwo. Zrób to. I tak jesteś nienormalny.
- Celty?! Boże, ona zniknęła! Nolan! Nic ci nie jest? Co się stało?!
Obok niego klęknął Vincent próbując spojrzeć mu na twarz, którą zasłaniały jego czarne włosy.
Chłopak uniósł oczy i spojrzał przez włosy na Rise'a, który zaczął zamieniać się w zieloną masę z kłami.
Strzelaj, celuj, uciekaj - powiedział jego zły głos w głowie.
Uniósł lewą dłoń i przysnął lufę do jego ramienia.
- Mam... już.. dość.. - powiedział przyciskając spust.
Strzał.
Nolan poczuł jak sam odpływa w ciemność umysły. Jakby uciekał do innego świata. W pewnym stopniu widział wijącego się z bólu Vincenta, krzyczącą Billie, która go uderzyła w głowę jakimś ciężkim przedmiotem. Widział też jak upuścił broń i zaczął ją dusić. Zobaczył też jak 13-latka pomagała chłopakowi przejść do pokoju szpitalnego i usłyszał jak próbowała uspokoić płaczącą Nessie w pokoju obok. Jednak tym razem nie mógł nic zrobić. W jego wyobraźni ciągle siedział potwór i jego siostra.
Nawet nie zdał sobie sprawy gdy zasnął upadając na zakrwawiony dywan.
Celty...

*po 3 w nocy*

Knight otworzył oczy powoli siadając na dywanie. Przez chwilę rozcierał oczy próbując przypomnieć sobie czemu jego kochany dywanik zrobił się czerwony. Wpatrywał się w niego przez dłuższy czas aż ten zaczął świecić kilkoma kolorami.
"Prawda czy iluzja?"
Wyciągnął rękę i dotknął plamy sprawiając, że kolorowe przebłyski zniknęły, a jego ręce zrobiły się czerwone od krwi.
"Pamiętam."
Zamknął oczy i zaniósł się śmiechem. Jego siostra zniknęła. Potwór ją zjadł. Nolan schylił głowę i wstał dywanu. Wyciągnął przed siebie ręce, a na podłodze i ścianach zaczęły pojawiać się ludzkie cienie z uśmiechami psychopatów ze światła.
"Zniknęła... Znowu jestem sam. Haha. Sam. Sam."
Zabrał pistolet, wyciągnął telefon Innocenta odczytując jakąś wiadomość od nieznanego numeru i poszedł w stronę schodów śmiejąc się wraz z chodzącymi cieniami. Minął mały pokoik szpitalny i pokój Nessie wchodząc do swojego. Odłożył broń na podłogę i usiadł przy keyboardzie na którym zaczął grać This is Halloween*. Dopiero po chwili zauważył swoją sowę, królika siostry i śpiąca Empathy.
"Jestem głupi. Teraz jej nie spotkam. Kretyn."
- This is Halloween, this is Halloween
Halloween, Halloween, Halloween, Halloween
Our man Nolan is King of illusion
Everyone hail to the Illusion King now.

Dokładnie w tej samej chwili do pokoju wpadła Billie z nieułożoną fryzurą.
- Zamknij się. Chcę się wreszcie wyspać. - warknęła.
Maveth spojrzał na nią morderczym wzrokiem.
- Śmieć. - stwierdził krótko. - Jesteś śmieciem, wiesz Billie? Vincent też. Zdajesz sobie sprawę, że będąc zwykłym człowiekiem żyjącym tutaj jesteś śmieciem? - zaśmiał się. - Śmiecie nie mają prawa mówić. Prawda.
Pokiwał kilka razy głową spoglądając na Donelly na której twarzy malowały się przeróżne emocje.
- Gdzie siostrzyczka? - zapytał wstając z krzesełka i zabierając ze sobą broń.
Pociągnął Donelly do drzwi.
- Jesteś nienormalny. - rzuciła szybko powstrzymując łzy.
- Może. Ludzie mówią, że mam wielkie ego, że jestem psychopatą i, że takie potwory jak ja nie powinny żyć. Jednak to mnie nie rusza. Ja jestem nienormalny, a ty jesteś niczym. A teraz pokaż mi moją siostrzyczkę.
Po kilku chwilach znaleźli się w pokoju małej Nessie, a Nolan celował do Charliego.
- Kto to? Mów śmieciu, bo inaczej go zabiję. - warknął z powagą przejeżdżając lufą po twarzy chłopca.
- Daj mu spokój! Przypłynął z twoją siostrą. Ona go lubiła! Nie zabijaj go, słyszysz?!
Brunet przyglądał się to wystraszonemu chłopcu to Billie lub spokojnej Ness.
- To kolejny ryj do wykarmienia. Wydaje się być bezużyteczny jak reszta. Więc czemu mam go zatrzymać?
Spojrzał wyczekująco na Billie.
- Ty też nic nie robisz, a to ja tu gotuj... - zaczęła i nagle poczuła silne uderzenie w nos.
Chłopak szybkim ruchem uderzył ją z łokcie w nos. Blondynka zachwiała się i odskoczyła kawałek dalej.
- Nie będziesz tak do mnie mówić. Uznaj to za delikatne ostrzeżenie. Potem nie będzie tak miło. - warknął i zaciął się na chwilę. - Albo mam lepszy pomysł.
Spojrzał na pistolet z uśmiechem i przyłożył do skroni.
- Skoro tak mnie nienawidzicie... Mogę umrzeć. Choćby spotkam Celty. I Clove. I resztę osób. Haaa.
Brown podszedł do chłopaka i spróbował podskoczyć by dosięgnąć broni czego Drake nie zauważył. Billie otarła krew z nosa.
- Uspokój się. Nikt nie chce byś umierał.
"Jasne."
- 3... 2... 1... - powiedział z uśmiechem i pociągnął za spust.
Jedyną osobą, która usłyszała huk strzału była Billie. Dziewczyna zamknęła załzawione oczy czekając na dźwięk opadającego ciała. Po sekundzie usłyszała śmiech chłopaka.
- Ojej... Ojej... pusty magazynek. Ojej. A ja nie wiedziałem. Ha. Rozumiecie? Nie wiedziałem, hihi. - zaśmiał się przypominając sobie iluzję głową strzału.
Charlie spojrzał na Knight'a ze smutkiem.
- Co ci się stało? - zapytał.
Brunet na chwilę stał się poważny i kucnął przy Brownie.
- Chcesz wiedzieć? - zapytał się. - Oszalałem! Ześwirowałem! Zostałem wariatem na pełny ETAP! Haha, rozumiesz? Pełny ETAP!
Zezłoszczona dziewczyna podeszła do niego próbując wyciągnąć najważniejsza informacje.
- Co się stało Celty? Czemu TY zostałeś?
Niebieskooki pokiwał głową kilka razy i zacisnął pięści wyrzucając pistolet.
- Zniknęła. Zjadł ją jakaś Gayphobia. To było niedobre. Kazało nam iść, ale tylko Celty poszła. To powiedziało, że przyjdę do niego i będę błagać o zniknięcie. Ale ja nie mogę, prawda? Nie mogę zostawić Nessie. - wskazał głową na niemą siostrę. - Nie jestem normalny. Nie mogę wrócić, wiecie? Jeśli wrócę, to oni mnie zamkną. Zabiłem Clove. Zabiłem Vincenta...
- Vincent żyje. - szepnęła na tyle cicho, że nie usłyszał.
- Przeze mnie zniknęła Celty. To ja kazałem Marze mordować. To przeze mnie ona umarła. To moja wina, że Savannah zginęła utopiona przez Celty. To ja zabiłam te dziecko co podpaliło dom w którym byłem z Flo. To przeze mnie Patricie zjadło coś jak napisał chłopak z telefonu Innocenta. Gdybym tam był to wszystko byłoby dobrze. To moja win... Nie! Nie, nie, nie! To nie moja wina! Nie moja! To przecież wina Clove, że stała przy klifie! To nie moja wina, że zaniedbałem Celty. To pewnie wina tej Elle i Heleny, której nazwiska nie znamy. To ich wina, bo ją okradły i była smutna. Ich wina, nie Nolana! Prawda?! A Sav jest sama sobie winna! nie musiałą mnie tak lubić, o nie! To jej wina, że była głupia, oszukiwała Celty i sprawiła, że ta ją zabiła! To wina Savanah! Mara też jest sama sobie winna, że wzięła pistolet... Tak, jej wina. A dzieci wina, że były tam gdzie Mara. Tak, tak... A wina leży po stronie podpalacza. Nie musiał podpalać domów... Inaczej bym go nie zabił! Ani też nie jestem winny co do Pat... Zjadł ją potwór. Nie moja wina. Nie, nie...
Billie odsunęła się od niego rozumiejąc, że zaczyna mu całkowicie odwalać.
- Nolan, uspokój się. - powiedziała mając nadzieje, że niedługo siego pozbędzie. - kiedy wrócisz do... miasta?
Drake schylił głowę.
- Nie, bo... Ja nie żyję! Zniknąłem! Umarłem! Oni mnie nie potrzebują. Zawsze byłem piątym kołem u wozu. Nie potrzebują... Po co komu świr? Może jestem lepszy od was, śmiecie. może i jestem inny, ale nie widzę powodu by wrócić. Oni się nie martwią. Nie muszą. Zniknąłem, kapuff. Martwy. Haha. Jak inaczej można opisac osobę, która zniknęła, zachowuje się jak psychopata i nie odczuwa nawet bólu? Puffnięty Potwór! Muszę być normalny by pójść do Gayphobii by mnie zniknęła. Muszę też nauczyć się żyć w społeczeństwie, ale to co tu mamy jest wypaczone. Bardzo. - stwierdził idąc w stronę drzwi.
"Jestem dziwny."
Chłopak wyszedł z pokoju trzaskając drzwi i zszedł do salonu.
"Prezenty."
Usiadł przy choince i zaczął rozpakowywać prezenty. Po chwili wyjął [link widoczny dla zalogowanych] z karteczką, że jest dla niego od ojca. Zaśmiał się nie słysząc schodzącej Donelly z Ness.
- Dostałem katankę od ojca... Dostałem prezent od ojca, który mnie nienawidzi. Który mnie nie pamięta. Który woli Noaha ode mnie. Dostałem prezent... Jakie to miłe. - powiedział tuląc katanę.
Chwilę potem rozpakował kilka prezentów powiązanych z saga Harrego Pottera oraz nową piłę od Celty i gwoździarkę, którą zamierzał dać siostrze.
"Cholera..."
Nagle podbiegła do niego Nessie rzucając się na prezenty i wyjęła maskotkę białego królika z jednej z toreb.
"To chyba ode mnie."
- Nolan, prezent od twojego eee brata czeka w piwnicy.
Knight spojrzał na Billie i wstał z podłogi zabierając miecz. Po uchyleniu drzwi do piwnicy wyskoczył zza nich... kogut. Twarz Knighta od razu rozpromieniała.
- Mój braciszek kupił mi kurczaka... - stwierdził łapiąc zwierzaka za skrzydła.
- To kogut. - poprawiła go Billie.
- Morda. - warknął i wypuścił zwierzaka.
Ku jego zdziwieniu dziewczyna stanęła obok niego i klepnęła go ręką w czoło.
"Co znowu?"
Dziewczyna zamknęła oczy i odpłynęła na dobrą minutę podczas gdy chłopak ani nie drgnął. Otworzyła oczy i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Masz gorączkę. - rzuciła szybko.
"Serio?"
- Aha, spoko. Wiesz, nie odczuwam bólu ani temperatur. Znaczy... Wiesz, rozpoznam lód lub ogień po włożeniu w nie ręki, ale kilku stopni różnicy... - wytłumaczył się. - Mam iść spać?
Billie pokiwała głową.
- Ale wpierw się umyj, zmień ubranie i odłóż broń...
- Bill, jestem wariatem. Nie idiota. - syknął odchodząc, a za nim ruszył jego nowy pupilek.
05:21 - przeczytał w myślach z wyświetlacza - Jak ten czas wolno płynie.

[Wyspa] Dzień 6, południe. - Billie.

Dziewczyna odeszła od stołu zbierając naczynie po reszcie. Od początku ETAP-u musiała sprzątać po reszcie i gotować. Nienawidziła tego, że jej dom był za barierą. nienawidziła też Nolana Knighta, któremu nie potrafiła się postawić. Ciągle czuła ból po uderzeniu. Pamiętała również dźwięk strzału i krzyk Vincenta, któremu potem musiała pensetą wyjmować kulę. Musiała też zakładać mu bandaże na ramie i bark. Billie bała się krwi, ale musiała to zrobić. Oczywiście, Billie czuła też wielką potrzebę sprawdzenia mocy Nolana. W innym wypadku nigdy by go nawet nie dotknęła. Wymówką dziwnego zachowania była gorączka, która tak czy inaczej miał.
"Czy to nie dziwne? Ja z dziwnego zachowanie muszę się tłumaczyć, a u niego to jest normalne."
Jak zauważyła jego moc było bardzo trudno zobrazować. Wpierw zauważyła pokój i lustro. Oczywiście po stronie lustra było zwykłe odbicie pokoju. do czasu. Wtedy pojawił się chłopak i zaczął zmieniać świat za lustrem tworząc nową fikcję. Wypaczenie teraźniejszości. Od razu zrozumiała, że jego mocą była iluzja. Chłopak nie potrafił stworzyć niczego naprawdę. Naśladował i zniekształcał rzeczy. I w tym była cała magia. Na koniec 'wizji' dziewczynie pokazały się kreski niczym w telefonie. Aż trzy. Wiele razy badała siebie i Vincenta. mieli jedną, maksymalnie dwie kreski. Nie trzy. Vincent nawet nie odkrył mocy... Po prostu nic nie widziała. Pustka i kreski. Jednak siła mocy chłopaka zaskoczyła ją jeszcze z innego powodu - jego siostra miała dwie kreski. Telekineza. Jak zrozumiała moce, ujawnianie się ich i siła nie mają związek z pokrewieństwem... Więc z czym?
Przemyślenia Donelly przerwał dzwonek do drzwi. Dziewczyna ruszyła przez pokoje w stronę drzwi wejściowych. Jak zdążyła zauważyć - dzieciarnia pobiegła na wyższe piętra do szpitalika w którym leżał Vincent, a więc nie mogły zadzwonić do drzwi...
Gdy otworzyła je, ujrzała rudą dziewczynę o kilka centymetrów wyższą od niej.
- Kim ty do cholery jesteś? - zapytała.
- Miałam zapytać o to samo... - powiedziała i wyciągnęła dłoń. - Billie Donelly.
Po uściśnięciu dłoni dziewczyna poczuła napływ wizji. Tym razem zobaczyła ożywające zabawki i inne rzeczy żyjące własnym życiem.
"Kolejny niesamowity mutant?"
Jednak zobaczyła tylko dwie kreski.
"Więc on ma najwięcej?"
- Ehem. - usłyszała.
- Wybacz. Zamyśliłam się... y...
- Flossy. - warknęła Whitemore. - Przecież się przedstawiałam.
- Przepraszam. - powiedziała cicho chyląc głowę.
- Nolana nie ma?
Blondynka pokręciła głową.
- Jest. Jeszcze śpi. Zaraz go przyprowadzę. - powiedziała ruszając w stronę pokoi. Nagle odwróciła się i cofnęła do Flossy.
- On jest porąbany. Nie wiem po co przyszłaś, ale radę mieć jakiś plan ucieczki. - szepnęła szybko odchodząc.
Przemierzając kolejne pokoje dotarła do schodów i do korytarza z pokojami dzieci. Musiała przyznać, że dom mieli luksusowy. Do tego mieli prąd, a inni w mieście... Cóż, peszek.
Weszła do pokoju chłopaka bez pukania. Ku jej zdziwieniu zauważyła, że zostawił kilka otwartych szuflad, a w jednej z nich znalazła ostrza i bronie. Od scyzoryków po wielkie noże kuchenne. od małych pistoletów do karabinu wiszącego na ścianie. Nawet świąteczna piła i gwoździarka się znalazła. Nawet nie zwróciła uwagę, że katana gdzieś zniknęła. Oprócz tego zauważyła sowa w oknie, kot w łóżku, kurczak na keyboardzie i królik na podłodze. Jedynie piesek Looser biegał gdzieś na dworze.
Odeszła od szuflad i podeszła do łóżka w którym spał Knight. Szturchnęła go.
- Wstawaj. Ktoś przyszedł. - powiedziała.
W tej samej chwili Nolan otworzył oczy i wyciągnął pod kołdry katanę z która o dziwo spał. Szybkimi ruchami pociągnął ostrzem po jej lewym policzku. Jęknęła.
"Nie spał...?"
- Rodzice cie nie nauczyli, że nie wchodzi się bez pukania? - warknął. - Śmieć. Mam nadzieję, że to coś ważnego.
Billie wybiegła z pokoju do pierwszej lepszej łazienki i zaczęła wycierać krwawiący policzek przy okazji płacząc.
"Kretyn."
Dziesięć minut później wyszła z rozcięciem na policzku i trafiła na chłopaka, który już przebrany wychodził z pokoju. Zeszli na dół w milczeniu, a Drake ciągle bawił się nowym nabytkiem.
"W sumie racja. Ćwiczył szermierkę i inne sztuki walki. Strzelać też umie... Psychopata morderca."
Gdy pokazała mu stojącą w przedpokoju Flossy, na chwilę zaniemówił i uśmiechnął się.
- Billie to przecież Brielle. Więc jednak ktoś pamiętał. Yay. - powiedział i spojrzał na Billie. - Mogłaś powiedzieć od razu, śmieciu.
"Zamknij się..."
Poczuła uderzenie z kolana w brzuch i jęknęła.
- To nie jest miłe czekać gościom w korytarzu, Billie. Brielle w końcu jest ważnym gościem. - uśmiechnął się do dziewczyny. - A teraz idź stąd dzieciaku. Nie potrzeba cię tu.
Zapłakana Donelly znowu ruszyła przez pokoje na górę. Tym razem wiedziała, że musi iść do pokoju szpitalnego. Musiała ucieć gdzieś daleko od tego wariata. Jedyną przeszkodą było to, że w pokoju siedziały już trzy osoby. Jednak zignorowała to i wbiegła do środka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pon 20:57, 12 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 21:03, 12 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa, dom Knight'ów] Dzień 6, południe.

- Wiedziałam, że nie puffnąłeś - powiedziała, gdy ciapowata, według Flo Billie sobie poszła.
- Skąd taka pewność, Brielle? - Nolan zmarszczył brwi, a Flo zaśmiała się cicho.
- Czubek wyczuje innego czubka z odległości nawet tylu kilometrów - parsknęła, zrzucając płaszcz na ziemię. Ruszyła za rechoczącym Nolanem, rozglądając się na wszystkie strony i próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Po minucie trafiła do bogatej i wielkiej kuchni.
- Napijesz się czegoś? - Nolan wskazał jej krzesło, na którym usiadła, opierając łokcie na stole. - Mam sok pomarańczowy.
- Ładna chata - szklanka soku wyślizgnęła się z dłoni bruneta i poszybowała w stronę Flossy. - Dziękuję.
Nolan uśmiechnął się jak niespełna rozumi, siadając na przeciwko.
Powinnam się go bać? - pomyślała, przechylając głowę na bok. Wątpię by był o wiele silniejszy ode mnie, ale może wykończyć mnie psychicznie.
Potrząsnęła głową szybko i odstawiła pustą szklankę na blat stołu.
Uratował ci życie. Chyba powinnaś w końcu zacząć ufać ludziom. Zwłaszcza takim, którzy wyciągają cię z płomieni.
- Nolan, myślę że wiesz po co cię odwiedziłam - zaczęła spokojnie, przyglądając mu się.
- Chciałaś napić się soku i pośmiać z Billie?
- Nolan - mruknęła. - Ja mam urodziny za pięć dni. Ja i Elle.
- Widziałem rodziców, ale to była tylko iluzja. To cholerstwo mnie nie nabrało. Wróciłem - prychnął, a Flossy zobaczyła zmianę w jego twarzy.
- Celty nie - nie zgadywała, stwierdziła fakt.
- Ta - uciął.
Flossy wybuchnęła śmiechem, chowając twarz w dłonie. Wbiła w stół rozpalony wzrok, przetrawiając słowa Nolana.
- Spotkam rodziców - powiedziała w końcu i otarła łzy, przestając się śmiać. - Zobaczę ojca. Matkę. Boże, to takie piękne.
- To będzie tylko iluzja.
- Nieważne - warknęła. - Bylebym mogła spojrzeć na tego skur***yna chociaż przez parę sekund.
- Jak myślisz, Brielle, co stanie się z tym, kto pójdzie z rodzi... tym czymś?
- Umiera się? - zastanowiła się Flossy. - Myślisz, że naprawdę można opuścić tą kopułę?
- Nie wiem - odparł. - Albo trafia się do tego potwora.
Potwora.
- Nie wiadomo. Ale trafienie do normalnego świata dorosłych... Też jest możliwe. - przyglądał się przez chwilę jej minie. - Zamierzasz wypaść, nie, Brielle?
- Może - odpowiedziała krótko, krzywiąc się.
- Zmieńmy temat. Nie przypłynęłaś tylko dowiedzieć się co dzieje się podczas puff.
- Może - powtórzyła Flossy, opuszczając wzrok. - Wiem, że mam u ciebie dług, Nolan, ale nie przybyłam tu by go spłacić. Chciałam prosić o pomoc.
- Pomoc - Nolan uniósł brew.
- W tworzeniu EM. Ekipy Mutantów.
- Mów dalej...
- Mam na razie aż... Cóż, czterech członków. Dlatego udałam się do ciebie, najpotężniejszego mutanta jakiego znam...
- Komplementy nie robią na mnie wrażenia - powiedział Nolan, choć jego mina mówiła wyraźnie co innego.
- Ty i ja, Nolan. Bylibyśmy niepokonani.
- Wiesz, Brielle, ten pomysł nie jest zły. I może nawet... Tylko jest pewien problem.
- Mhm?
- NIE RUSZĘ SIĘ Z TEJ WYSPY - oświadczył twardo z miną dziecka, któremu właśnie ktoś próbuje odebrać zabawkę.
- Hę?
- Udaję puffniętego! - wyjaśnił, machając rękami jak wariat.
- Ambitne. Nie śpieszy mi się, więc zostanę dopóki nie zmienisz zdania - powiedziała beznamiętnie, zbijając go z tropu.
- Floooooooo, tfu, Clooooo - zawył nagle, a Flossy spojrzała na niego jak na idiotę. Wstała z krzesła i cofnęła się o krok, gdy wbił wzrok w powietrze i zaczął gadać do siebie.
Wpatrując się w mamroczącego do czegoś niewidzialnego Nolana pomyślała, że dobrze zrobiła przypływając tu.
Wiedziałam, że pobyt z kimś równie nienormalnym poprawi mi humor.
- Zwiedziłem domek - zachichotał Kot z Cheshire, który znikąd pojawił się przy jej nodze - A temu co? A ty? Co robisz? - zapytał, widząc jak otwiera piekarnik. - A na co ci ta patelnia? Co? Na co? Będziesz coś smażyć? Mmmm, zjadłbym mięsko. Albo jakąś mysz.
Flo spiorunowała go wzrokiem, ściskając rączkę największej patelni jaką znalazła.
Robi wrażenie. Do tego jaki ładny kolorek. POMARAŃCZOWY.
Nolan przestał gadać z niewidzialnym towarzyszem i zerknął na Flo.
- Ej, obiadem zajmuje się Billie, ty nie musi... - urwał, widząc jak unosi patelnię za głowę, zbliżając się do niego.
Chwilę potem walnęła go w głowę, wkładając w to całą swoją siłę i patrzyła jak osuwa się ze stołka na kafelki.
- Sadysssssssssstka - zasyczał Kot z Cheshire, czmychając czym prędzej z kuchni.
Flo trzasnęła go jeszcze trzy razy. Tak na wszelki wypadek. I usiadła obok niego.
- Tak myślałam - dotknęła jego czoła wierzchem dłoni i czym prędzej ją cofnęła. - Parzysz.
Może to właśnie jest szansa na spłacenie mojego długu! Zrobię mu rosołek.

Widzę, że wracamy do korzeni ;3 Patelnia - Susie, katana - Melodie, łopata - Lacie. Patelnia + katana - Flo.
Boję się twojej następnej postaci Very Happy
Sp.
PS: Chyba muszę skombinować sobie świnkę. Tęsknię za Storm.


Chyba patelnia + piła.
Świnka? A nie lepiej Indorka? ;3


Mam mikser, ale to za mało. Muszę sobie poszukać wilkora Very Happy
Sp.


Flo to patelnia + katana i jeszcze doszła piła! W każdym RPG jakaś broń nowa musi się pojawić. Very Happy


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Wto 19:39, 13 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:25, 12 Lis 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 6 (29 grudnia), południe/popołudnie

Mis, ze słuchawkami w uszach, wracała do domu, pchając przed sobą wózek dziecięcy, który zwinęła z jednego ze sklepów. Pocieszające było to, że sporo sklepów w centrum handlowym pozostała nietknięta - większość w wigilijny wieczór miała zasunięte rolety antywłamaniowe, których nie potrafili sforsować przeciętni nastolatkowie.
Ale Mistle Page nie była przeciętną nastolatką i szybko dostała się do księgarni, kilku sklepów odzieżowych i na zaplecze sklepu spożywczego. Miała w sobie iskierkę nadziei. Jak szybko skalkulowała, nietkniętych pozostało około 30% sklepów w mieście.
Sapnęła, kiedy kółka wózka zaklinowały się na krawężniku. Szarpnęła i blokada puściła. Podniosła ze śniegu książkę, która wypadła z napakowanego do granic możliwości wózka i skręciła w ulicę swojego domu.
- Cześć - mruknęła odruchowo, kiedy Nezira i Sam oderwali się od swojego posiłku i przydreptali, by się przywitać. "Ach, te zbroczone krwią pyski...".
Uśmiechając się wrednie do Ray, która odkurzała przedpokój, Mis ostentacyjnie pchnęła mokry wózek po świeżo odkurzonej podłodze, bardzo dokładnie przechodząc mokrymi glanami po dywanie w salonie. Z trudem podniosła wózek, wtaczając go na pierwsze piętro i ignorując bliską histerii Ray.
- ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnęła na odchodnym, zatrzaskując drzwi i zamykając się na klucz. Dopiero po kilku chwilach skonstatowała, że na jej łóżku ktoś siedzi.
- Cześć - powiedziała Ann.

[ST] W tym samym czasie - Jim

Ray załamała ręce z rozpaczą, waląc w drzwi Mis.
- Co się stało? - zmarszczył brwi James, wychylając się zza drzwi swojego pokoju.
- Nie zdążyłam jej powiedzieć - chlipnęła Ray. "To twój idealny moment, Jamesie Bloomwoodzie".
"Idealny na poderwanie siostry?", zapytał sam siebie.
- O Ann? - westchnął ciężko, kiedy dziewczyna przytaknęła. Nawet płacząc wyglądała ślicznie. - Nie przejmuj się. Musieliśmy to zrobić. Gdyby trochę bardziej się ogarnęła i zainteresowała nami, wiedziałaby.
- N-ie wiem czy dobrze zrobiliśmy.
Jim westchnął ponownie, pokazując jej gestem, żeby weszła do jego pokoju. Usiedli na kanapie, a Jim niezręcznie podał Ray chusteczkę.
Dziewczyna hałaśliwie wydmuchała nos.
- Kocham cię.
- Co mówiłeś? - nie usłyszała, odsuwając chusteczkę od nosa.
- Nic.
"Jestem żałosny".

[ST] Trochę później - Mis

- D-dlaczego cię dołączyli? Ja nie...
- Uspokój się - mruknęła sennie Ann. Mistle spojrzała na nią z przestrachem. Miała sine usta i była bardzo blada, oraz najwyraźniej senna. - Rusz głową. Dobrze wiesz po co.
"Chcą, żebyśmy się pożegnali".
- Time to say goodbye - zanuciła Ann, odgadując, że Page domyśliła się prawdy.
- Umierasz - wyszeptała pusto Mis, ale dziewczynka już jej nie usłyszała, zapadając w drzemkę. - Umierasz.
"ONA UMRZE".
- Umierasz - zachichotała, siadając w fotelu, opierając nogi o komodę i otwierając pierwszą wyciągniętą z wózka książkę. - Moja siostra umiera na białaczkę w świecie odciętym od reszty cywilizacji, w dodatku bez dorosłych - powiedziała, po czym wybuchnęła śmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Wto 0:06, 13 Lis 2012    Temat postu:

[ST, Thompson Street] dzień 6 - koło godziny 22. - Simon

Bezcelowe włóczenie się po mieście, głos w głowie, ubytki w pamięci. Simon nie wiedział co się z nim dzieje. Poprzedniego dnia, nie mając pojęcia dlaczego znalazł się na ulicy prowadzącej do parkingu nad zatoką. Na ulicy leżały czyjeś ubrania, najpewniej dwóch osób. Za to dziś, koło południa znalazł się w bardzo podobnej sytuacji, jednak tym razem znajdował się tam komplet tylko dla jednej osoby. W głowie wciąż słyszał słowa jakby wypowiedziane dziwnym echem. Przynieś mi więcej. Przerażało go to. Nigdy wcześniej nie zdarzały mu się takie rzeczy, zaniki pamięci i tym podobne. Zastanawiał się czy ma to związek ze zdolnością, którą odkrył w sobie prawie miesiąc temu.
Nagle zakręciło mu sie w głowie i poczuł nieodpartą chęć zwymiotowania. Poczuł jakby ktoś zaczął wiercić mu dziurę w głowie.
PRZYNIEŚ MI GO!
Na skrzyżowaniu przed sobą zobaczył chłopaka, nad jego ręką pulsowało żółtawe światło. Potem nastała ciemność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Wto 18:08, 13 Lis 2012    Temat postu:

[ST, Accel Road] Dzień 6, południe

Michael wypuścił dym z płuc i oparł się plecami na pobliskim murze. W głowie wciąż miał mętlik, zwłaszcza po przeczytaniu swojego pamiętnika.
Pamiętnik? Nie. Sam tam napisałem, ze to nie pamiętnik.
Tylko dziennik.

Splunął na ziemie i wyrzucił dogasającego peta. Wyjął z kieszeni pomięta kartkę i odczytał wiadomość od Flossy. Uśmiechnął się mimochodem i sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów.
Po znalezieniu dziennika przetrącił cały pokój w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby mu w przetłumaczenia tekstu. Tym czymś był słownik polsko-angielski, znaleziony pod podszewką poduszki.
Wtedy tez uświadomił sobie, ze jest w stanie przetłumaczyć treść zapisana w zeszycie.
Amnezja całościowa. Utrata wszystkich wspomnień związanych z przeszłością.
Chłopak opatulił sie szczelniej szalem i wszedł do pierwszego lepszego sklepu. Przeskoczył przez ladę i zwinął flaszkę wódki oraz paczkę papierosów. Wychodząc ze sklepu rozejrzał się wokoło i upił pierwszy łyk alkoholu.
Cios nadszedł znikąd, zwalając Westa z nóg. Chłopak zakaszlał i posłał wściekle spojrzenie trzem osobnikom spoglądających na niego pogardliwe. Ten z kijem uśmiechał się parszywie, robiąc kijem młynek.
- Co West? Chodzą słuchy, ze straciłeś pamięć. To prawda? - Michael usiadł na wprost tamtego i zrobił minę w stylu " Nawet jeśli to co?", po czym splunął tamtemu pod nogi. - Co? Dalej jesteś tym samym aroganckim draniem?
Drugi chłopak złapał Westa za bluzę i podniósł do góry.
- Słuchaj śmieci! Zadajesz się z siostrami Whitemore, nie?!? Nawet nie próbuj zaprzeczać.
Michael spojrzał na trzymającego go osobnika z mieszaniną irytacji i litości. Tamten z dzikim rykiem uderzył blondyna lewym prostym.
Michael zrobił dwa kroki do tylu i w ostatniej chwili zdążył zasłonić się przed kijem. Obrócił ręką i złapał za kij, który pod wpływem mocy natychmiast zaczął próchnieć.
Być może to z winy ciosu, ale przed oczami Westa zaczęły przymykać niewielkie białe plamki.
- Aaaaa! Moja dłoń!!!
Okrzyk przerażenia Kolesia z Kijem wyrwał Westa z transu, zmuszając go do puszczenia pękającego drewna. Wbił półprzytomny wzrok w płaty skory złażące z dłoni tamtego. Podniósł z ziemi cudem nie rozbito flaszkę i upił łyk, odwracając się od tamtych.

*godzinę później*
Chodził po mieście jak lunatyk, aż w którejś z bocznych uliczek zrzygał się do kubła na śmieci. Tak jakby dopiero teraz dotarło do niego co zrobił.
Gdzie ja w ogóle jestem?
Otarł grzbietem dłoni kącik wargi i zapalił papierosa. Obejrzał dokładnie ubrania, nie odnajdując żadnych wymiocin. Westchnął ciężko i pomasował obolały nos, zamykając nozdrza zrolowaną chusteczką.
- Pora wstąpić na obiad do Flossy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Wto 19:27, 13 Lis 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Śro 16:13, 14 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa Nolana] Dzień 6, południe. ~ wyobraźnia

Jedyną rzeczą, którą zapamiętał przed zemdleniem była pomarańczowa patelnia przybliżająca się cholernie szybko do jego głowy.
Bam!
Poczuł jak osuwa się w ciemność... Nie był do końca pewny czemu wszystko przed oczami zrobiło się pomarańczowe. Dziwny pomarańczowy świat zaczął go wciągać. Nie wiedział co robić. Był pewny jednego - normalnie takie rzeczy się nie dzieją.
"Porypane."
Po dłuższej chwili latania w niekończącym się pomarańczowym świecie rozumiał, że coś przerwało pomarańczową ciszę.
Bam bam bam!
W świecie zaczęły się pojawiać ruchome zdjęcia jakby wywołane nowym dźwiękiem. Długo zajęło mu rozpoznanie dziwacznych scen z życia. Zdjęcia zaczęły krążyć dookoła niego dziwnie powarkując. Zaczął przyglądać się scenom na szybko.
Nolan i Celty - rzucanie Nolana drewnianymi klockami w łeb. Nolan i matka - czyli jak zostawić dziecko w szafie. Nolan i Noah - bitwa o pokeballe. Nolan i Nettie - ciąganie się za włosy i rzucanie widelcami. Nolan i rówieśnicy - czyli jak nasłać debila by pobił gorszego debila. Nolan i Matt - nawalanki w gry. Nolan i pierwszy koncert na skrzypcach. Nolan i psycholodzy. Nolan, Nolan, Nolan...
BOM!
Nagle ludzie z obrazów spojrzeli się na niego podchodzić coraz bliżej i bliżej. Gdy były tuż na styku zdjęcia, a pomarańczowego świata - przemieniały się w pomarańcze. Z każdą chwilą ze zdjęć wypadały pomarańcze, a w zdjęciach został sam chłopak. Pomarańcz za pomarańczą opadały na niego przyciskając go do nieistniejącej ziemi. Spojrzał jeszcze raz na zasmuconą postać ze zdjęć gdy owoce zasłoniły mu widok.
"Wybacz."
W tej samej chwili poczuł jakby spadał jeszcze szybciej i z większą mocą.
BOM!
Na chwilę nastała ciemność. Gdy otworzył oczy - ukazały mu się chmurki.
"Co?"
Spojrzał na lewo i prawo aż wreszcie zrozumiał gdzie jest. Jego własne podwórko przed domem, ale... czemu akurat lato?
Delikatnie położył dłonie na trawie i westchnął. Z miejsca na którym trzymał ręce zaczęła rozlewać się pomarańczowa plama. POMARAŃCZOWA. Kolor zaczął się rozprzestrzeniać malując jego dom i okolice na pomarańczowo. Nawet niebo było z pomarańczy!
Knight wstał z ziemi i jak najszybciej powędrował w stronę plaży. Od razu zauważył, że pojazdy wodne zniknęły. Usiadł na żółtawo-pomarańczowym piasku i włożył dłoń do wody. Wyjął dłoń i napił się 'wody' znajdującej się na niej.
"Sok. POMARAŃCZOWY!"
Uniósł głowę i wyciągnął przed siebie dłoń. Z nieba zaczęły spadać owoce. Oczywiście pomarańcze. Opadły na wyspę z całą mocą wstrząsając ziemią.
"Chore. Nienormalne..."
Powędrował w stronę domu mijając pomarańcze ustępujące mu miejsca. Stanął przed drzwiami do swojego domu i zdjął swoje buty zauważając, że ma pomarańczowe skarpetki. Popchnął drzwi i zauważył tam imprezę pomarańczy szczerzących się do niego.
- Siema, No. Już się martwiliśmy, że spóźnisz się na herbatkę. - powiedziała dziwna pomarańcza z niebieskimi włosami.
- A ty to...? - zapytał próbując ogarnąć całą sytuację.
- Patricio, jesteś pewna, że to ON? Niepodobny.
- Ludzie się zmieniają, Richardzie. - odparła niebiesko włosa pomarańcza. - A teraz opowiadaj co u ciebie.
Nolan przekrzywił głowę i usiadł na poduszce przy mini stoliku przy którym odbyło się zgromadzenie pomarańczy.
- Umm... Ja... nie wiem. Celty sobie poszła, a ja siedzę pod kopułą. Do tego nie ma tutaj żadnego psychologa. To smutne. Wiecie jakie to uczucie gdy jest się nienormalnym i traci się ważne osoby? Po raz kolejny i kolejny?
Pomarańcza Patricia przytaknęła głową i uśmiechnęła się pomarańczowymi ustami, których nie powinna mieć.
- To uczucie jakby ktoś dał ci nóż i najlepszą pomarańczę na świecie i potem kazał ją rozkroić. To uczucie rozkrajanie się niczym pomarańczy, prawda? - odpowiedziała, a chłopak odwrócił głowę. - A teraz powiedz Nolan, niczym na spowiedzi. Jadasz pomarańcze?
Jedna pomarańcza wstała zza stołka oburzona. Pierwsza myśl jaka przyszła Mavethowi po zobaczeniu owocu było imię jego pseudo wroga.
"Dlaczego Michael tak się burzy?"
- Uspokój się Pat! Nie powinnaś się tak spoufalać z tym czymś! Przecież to wiadome, że jest barbarzyńcą i je pożera! Sam widziałem jak częstował pomarńczowowłosą! SOKIEM!
Wokół stołu nastąpiło wielkie poruszenie, które przerwało uderzenie bananem w stół co zapewne miało być młoteczkiem w sądzie.
- Nolanie, czy ty naprawdę spijałeś sok z pomarańczy?! Czy ty nie rozumiesz, że to jest ZAKAZANE?! Wielka pomarańcza już dawno spisała w piśmie, że nie wolno spożywać soku z pomarańczy! To kanibalizm! Czy ty też chcesz być wampajerem niczym Mikołaj! Peter, powiedz mu coś, bo ja już chyba nie wytrzymam! - krzyknęła pomarańcza z bananem na którym znajdował się oczojebny napis LILY.
- Ggdgdfssfreasgygbxerdf! Gardźcie mną! - odezwał się Peter i uderzył głową w stół.
- Wow. - stwierdziła pomarańcza Matt. - Się wysilił.
Pomarańcze pokiwały owocami (głowami?) powtarzając między sobą 'Wow' lub ' Yay' i po chwili znowu patrzyły na niego z mordem w oczach.
- A więc jak się wytłumaczysz panie Nolanie Mavethie Drake'u Pomaranczo Knighcie?
Brunet Zarumienił się i zacisnął pięści powstrzymując śmiech.
- Nie mogę się wytłumaczyć, bo... nie jestem dziś sobą! - krzyknął i na sali można było usłyszeć przeciągnięte 'uff'.
- Nolan, a teraz musimy porozmawiać na poważnie. - powiedziała pomarańcza o wyglądzie Mistle.
- Musimyyy? I tak nie jestem dzisiaj normalny. - jęknął.
- Cisza! - wrzasnęła Lily uderzając bananem. - Powiedz mi co wiesz o projekcie Szerzenie Dobra?
Chłopak rozejrzał się po sali i złapał za głowę.
"Co to kufa pufa jest?!"
- Nie wiem nic. Jestem tylko szalony. - odpowiedział z powagą.
Pomarańcze uśmiechnęły się i otarły pomarańczowy pot z owocu (czoła?). Lily obróciła się na swoim krześle i włączyła telewizor.
- Musisz to obejrzeć by zrozumieć. Wiem, że to trudne, ale... Sam zobacz. - wskazała na plazmę.
Przed oczami chłopaka pojawił się nowy odcinek Rozmów w Wyciskarce. Ewa Drzyzga Pomarańcza uśmiechnęła się promiennie.
- W dzisiejszym odcinku - Dziewczyny, które odnalazły swoją drogę. Wystąpi między innymi Savannah, Patricia i Clove i opowiedzą nam swoją wzruszająca historię.
Lily chwyciła pilot i przewinęła odcinek gdzieś do połowy. Właśnie przemawiała Savannah.
- Gdy wpadłam do tego głębokiego morza strasznie się wystraszyłam. Myślałam, że umrę i nagle poczułam ogarniającą mnie euforię. Zaczęłam turlać się pod wodą i skakałam wśród rybek. Naprawdę poczułam się kobietą wyzwoloną.
- A gdy ja spadałam z tego klifu zrozumiałam czym jest dla mnie wolność. Wolność jest wtedy gdy lecisz i wiesz, że zaraz spadniesz na ziemię i rozbijesz swój owoc. to było cudowne uczucie. Musze to jeszcze powtórzyć. - powiedziała Clove. - Gdyby nie Nolan Pomarańcza nigdy bym nie zrozumiała sensu wolności i życia.
Nolan znieruchomiał spoglądając na telewizor, który został wyłączony.
"Co...?"
- Wiem, że to trudne, ale... Jesteś mordercą Nolan. Wszyscy pamiętamy jaki wtedy byłeś. Stwierdzenie o rozrywaniu pomarańczy jest twoje. To smutne, ale potem zmieniłeś się. Na gorsze. Chodziłeś do przedszkola pomagać dzieciom. Nosiłeś zakupy starszym osobom. Nawet zacząłeś jeść masło.
- Masło?
- Tak, Nolan. Jadłeś masło w masowych ilościach. Codziennie kupowałeś 666 kostek masła, wypychałeś nimi skarpetki, jadłeś je i nawet stworzyłeś masłowego kota. Oglądałeś też "Ukryta Pomarańcza", "Pomarańczowe sprawy" i "Pomarańcza ja?". Wiem, że to trudne, ale... zmieniłeś się. Byłeś dobrym człowiekiem. Bycie dobrym jest niczym wisząca nad głową kara śmierci. Właśnie dlatego zamknęliśmy cię z dala od świata. Flossy ciągle próbuje tobie pomóc i jest twoim psychologiem. To dla nas wszystkich trudne. Właśnie dlatego wezwaliśmy ciebie.
- Ale co ja mam zrobić?
Blondynka uśmiechnęła się.
- Po prostu bądź sobą. Jeżeli ktoś cię wkurzy - zabij. Nie bądź dobry. To złe. Rozumiesz, Nolan?
Kiwnął głową i Lily uniosła banana uderzając trzy razy w stół.
- Zebranie zakończone.
- A teraz pora na disco! - krzyknęła Patricia podbiegając do wieży stereo i włączając Pomarańczowe Lato*.
Większość pomarańczy ruszyła potańczyć, ale tylko Peter nie miał pary, więc usiadł przy stole waląc w niego głową.
- Co ci? - zapytał brunet.
- Phi.
"Kto to kurde jest?"
Knight pomału ruszył w stronę ogrodu. Wiedział, że pomarańczowe disco to już przesada. Jak najszybciej ewakuował się. Gdy dobiegł do ogrodu, ruszył do fontanny na której czubku stała kryształowa rzeźba smoka. Nachylił się nad taflą przezroczystej wody i przyglądał się swojemu odbiciu przez dobrą chwilę.
"Nie jestem pomarańczą."
Uśmiechnął się do tafli, a jego odbicie zaczęło się poruszać. Same z siebie.
- Siema No. Co tam powiesz? Czujesz się już lepiej?
Knight wytrzeszczył oczy i odsunął się od wody.
- Lepiej jak na osobę gadającą do swojego odbicia.
- Aha, spoko. - odpowiedział sobie.
- Jestem nienormalny. - powiedział uśmiechając się. - Do tego widzę pomarańcze...
Odbicie spoważniało i spojrzało na niego milknąc na chwilę.
- Powinieneś wiedzieć, że to wszystko to iluzja. Twojego umysłu. Ciągle to robisz, prawda? Widzisz rzeczy i ludzi, których nie ma. Słyszysz głosy... Wszystko to nie istnieje. Kłamstwo. Iluzja. Zaczynasz żyć światem iluzji. - stwierdziło odbicie. - Do tego przestałeś być sobą. Od dawna robisz to co chcą inni, mam rację? Zmieniłeś się.
Knight schylił głowę i wbił wzrok w ziemię.
"Nieprawda. Jestem sobą. Jestem..."
- Chyba pora wrócić do kuchni i zostawić ten chory świat ze sobą. - stwierdziło odbicie i zaczęło wyciągać dłoń ponad wodę. - Złap moją rękę i będzie po wszystkim.
W chłopaku coś drgnęło i odskoczył do tyłu. Dłoń zaczęła świecić zielonym światłem i zniekształcać się. Potwór dobrze mu znany zaczął wychodzić z wody.
Nie uciekniesz mi.
Knight uśmiechnął się spoglądając potworowi w zęby.
- Nie boję się. Dobrze wiem, że nie zrobisz mi nic w moich wyobrażeniach. Mówiłem ci przecież, że to ja kontroluje swoje życie jak i głowę. - uśmiechnął się podchodząc do potwora i stając nim twarzą w twarz. - Nie ty.
Wyciągnął palec i tknął nim dziwną masę, która zaczęła czarnieć i rozpadła się na kawałki.
BOM!
Świat zaczął się rozpadać. Kawałek po kawałku odrywał się niczym rozrywane zdjęcie. Drake'a znowu nawiedziło uczucie latania w pustce. Potem wszystko zrobiło się czarne i po wcześniejszym świecie nic nie zostało.
Nic.

[Wyspa Nolana] Dzień 6, wczesne popołudnie.

Maveth otworzył oczy i od razu usiadł powstrzymując się przed wrzaskiem.
"Wróciłem?"
Spojrzał na Flossy kręcącą się po kuchni i na Kota z Cheshire, który wyraźnie mu się przyglądał.
- Obudził się. - zasyczał Kot.
- Co ty nie powiesz. - warknął wstając z kafelek.
"I znowu mój kosiany popieprzony ETAP."
Odepchnął Kota nogą,a ten wyleciał z pokoju niczym pikachu przed atakiem.
"Pokemooon! Czy je wszystkie maaasz?!"
Powoli podszedł do Brielle i dopiero wtedy zauważył, że sprzęty kuchenne lewitują tak samo jak różne warzywka. Uśmiechnął się i objął ją ramionami za szyję.
- Cześć Briiii. - powiedział cicho. - Zabiłem wszystkie pomarańcze. Nie muszę się już martwić o moją głowę, a ty nie musisz być pomarańczowowłosą panią psycholog.
Flossy uniosła dziwną drewniana łyżkę i przywaliła mu w głowę.
- Przeszkadzasz. - odpowiedziała i spojrzała w stronę książki kucharskiej która sama przewracała swoje strony.
- Nikt nie musi być już pomarańczowy. Uratowałem pomarańcze. - powiedział z dumą i odsunął się od niej. Chwilę potem zaczął gładzić jej włosy. - Ładne rude włosy. Wyglądasz jak pluszaczek. Albo rudy boberek skrzyżowany z wiewiórcią.
Whitemore odwróciła się i spojrzała na chłopaka.
- Masz gorączkę. Odpocznij. - warknęła.
- Nie! - krzyknął swoim tonem dzieciaka, któremu zabierają zabawkę. - Nie chcę rosołku. Nie lubię. To z Pana kurczaka. Rosołki są złe. Chcę kisielek. - powiedział kierując się w stronę jadalni chwiejnym krokiem.


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Śro 16:13, 14 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 17:58, 14 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 6, popołudnie

I tak nie umiem gotować.
Flossy Stormy Brielle Whitemore załamała ręce.
Nie ma rzeczy z którą bym sobie nie poradziła!
Uniosła dłoń do góry, rozkazując wszystkim kisielkom w całym domu przybyć do niej. Chwilę potem przebierała w armii kisielków, który wpadły do kuchni albo wyskoczyły z szafek.
W sumie to chyba nie muszę wszystkiego robić "sama".
- Macie zrobić to jak w instrukcji - powiedziała z powątpiewaniem rondelkowi, kuchence i torebce z kisielkiem. - Jezu, jak głupio gada się do urządzeń kuchennych i jedzenia.
Zatarła dłonie z dumą, patrząc jak rondelek sam nalewa w siebie wody. Dziesięć minut później postawiła przed mamroczącym Nolanem miseczkę.
- Kisielek nie z kury - ucieszył się i zmarkotniał od razu, wpatrując się w zawartość z dziwną miną. - Pomarańczowy.
- Smacznego - burknęła, wyjmując telefon.
"Elle, skarbie, potrzebuję małego diabła." - napisała, przyglądając się wcinającemu kisielek Nolanowi.
- Ziuuuuum! - zawołał Nolan, wyrzucając ręce w górę, naśladując dźwięk jej smsa.
"Po co ci siostra Kaia?"
"Bo jestem ciekawa. To mały mutant. Gdybyś mogła ją ukraść czy coś... A potem dać Cedricowi albo Theo, by mi ją dostarczył, to byłoby super. A jeśli wpadnie do was Michael, pozdrów go ode mnie i oddaj część ukradzionego żarcia." - odpisała i wstała.
- Gdzie idziesz?
- Przejść się po twoim domu, jeśli nie masz nic przeciwko.
- ALE NIE UFAJ BANANOM - Nolan odsunął od siebie miseczkę i spadł z krzesła. Chwilę potem poderwał się do góry i ruszył chwiejnie w jej stronę. - Nic mi nie jest! Oprowadzę cię.
Flossy obrzuciła go zdegustowanym spojrzeniem.
- Położysz się dobrowolnie czy mam użyć siły?
Odpowiedzią, którą dostała był jedynie radosny śmiech.
- Phi - prychnęła i poruszyła dłonią. Nogi Nolana obróciły się niezbyt elegancko i ruszyły w odwrotną stronę.
- POTRAFISZ WŁADAĆ CZYIMŚ CIAŁEM?
- Nie - odparła, nieco rozbawiona. - Skarpetkami.
Gdy w końcu runął na kanapę czym prędzej narzuciła na niego koc i usiadła obok, czekając na lekarstwa które tanecznym krokiem podchodziły do kanapy po dywanie.
Ciekawe kiedy się skapną że z tego ich szpitalika znikają leki.
- Ooo, to chyba na gorączkę - mruknęła, wpychając mu do ust dwie tabletki. - Ooo, to też.
- Tego chyba nie można mieszać - mruknął Nolan jednak posłusznie napił się syropu. - Wiesz, że twoje oczy zmieniają kolor?
- A TO USYPIA!
- Ale czemu nie na pomarańczooooowy?
- Dobranoc, Nolan - wymamrotała, patrząc jak lekarstwo zaczyna działać. Chwilę później, nie chcąc marnować czasu usiadła na wielkiej, wygodnej podusi i uniosła się do góry. Kolejne dwie godziny spędziła, zwiedzając dom i zaglądając w każdy kąt. Co dziesięć minut przelatywała obok Nolana, sprawdzając czy jego gorączka opada.
- Wy macie tu siłownię! Helikopter! Strzelnicę! - wydarła się do ucha Billie, zahaczając o "szpital".
- I basen! - wrzasnęła sama do siebie kilkanaście minut później zeskakując z podusi do wody.
Mogę legalnie kąpać się w ciuchach!
- JESTEŚ NICZYM KRYMINALISTA! - wrzasnął Kot z Cheshire, któremu udzielił się nastrój właścicielki i biegał po całym domu za latającą poduszką miaucząc wniebogłosy - Znalazłem miejsce które ci się spodoba i gdzie możesz pozbyć się tych mokrych ubrań - powiedział, gdy ociekająca wodą Flossy wyszła z basenu.
- To pokój starszej siostry Nolana - zgadła, gdy doszli na miejsce. Minęła toaletkę i otworzyła szerokie drzwi. Chwilę potem zachwiała się i oparła o framugę. - Omujborzeilebutów.
- Twój rozmiar - zaczął kusić Kot z Cheshire, rzucając w nią najładniejszymi parami. - Nie była co prawda anorektyczką, ale ubrania nie powinny być za duże.
- Cóż, nie obrazi się skoro jej tu nie ma - mruknęła Flossy, przykładając do siebie czarną sukienkę.
- Myślę że ta będzie lepsza - powiedział tonem znawcy Kot, wskazując głową czarno-pomarańczową sukienkę z falbankami.
- Ta dziewczyna musiała mieć świra na punkcie swojego wyglądu - zachichotała Flo, wbijając się w najwyższe szpilki jakie znalazła. - Czy jeśli nauczę się na takich chodzić będę hardcorem?
- M, m, zdecydowanie! - pokiwał z zapałem głową. - Na co się tak patrzysz? O.
Flossy podbiegła, prawie wywalając się po drodze do wystającego skrawka czerwonej peleryny. Wyciągnęła całość ze łzami wzruszenia w oczach i błyskawicznie przebrała się w strój supermana.
- To najpiękniejszy dzień w moim życiu.

*wczesny wieczór*

Flossy wpadła w podskokach do salonu, powiewając czerwoną pelerynką.
- Jak się ma mój pacjent?
- Superman nie leczył ludzi - zauważył Kot, siadając Nolanowi na głowie. - Cieplutki jak świeża bułeczka.
Flo pokręciła głową z niepokojem.
- I co teraz? - zapytał.
- Jak to co? IDZIEMY ZWIEDZAĆ DRUGĄ CZĘŚĆ DOMU! - krzyknęła, wybiegając z salonu i zostawiając Nolana samego sobie.
- A jak mu się gorączka podwyższy?
- Hihihihihi, tu jeszcze nie byliśmy! - zawołała, otwierając drzwi. Weszła do środka powoli, poważniejąc.
- Zagraj coś - poprosił Kot z Cheshire, wskazując stojący na podwyższeniu fortepian.
Mają tu pokój muzyczny. POKÓJ MUZYCZNY.
Dotknęła skrzypiec delikatnie. Umiała grać tylko na tych dwóch instrumentach, a naukę zaczęła od razu po wypadku. Uznali że znalezienie sobie pasji będzie doskonałym lekarstwem.
Jednak WuShu okazało się być lepsze niż muzyka.
Matt koniecznie powinien zobaczyć pokój do szermierki i sztuk walki!
- Flossy, czy ty... Płaczesz? - zapytał Kot z Cheshire, wytrzeszczając na nią oczy.
Flo opadła plackiem na podłogę i pocałowała ją czule.
- KOCHAM TEN DOOOOOOOOOOOOOOOOM!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Śro 18:01, 14 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:12, 14 Lis 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 6 (29 grudnia), wieczór

Mis uśmiechnęła się szeroko, jakby odkryła garnek złota na drugim końcu tęczy.
- To... to...
- Karabiny snajperskie, mnóstwo broni palnej, amunicja, gazy pieprzowe, granaty, pałki teleskopowe, chloroform, lornetki, kabury, olstra, mundury, kominiarki, niezbędniki survivalowe, latarki, w tym na dynamo, czyli plus, jak wyczerpią się baterie w pozostałych, reflektory, tomahawki, kajdanki, mulitoole - wyliczył mozolnie Bryce, przykrywając całość płachtą. - Miałaś genialny pomysł, ale widać, że ktoś ewidentnie w tym grzebał.
- No cóż, nie można mieć wszystkiego na raz. Poza tym, założę się, że mnóstwo ludzi rozkradło też to, co zostawiliśmy z Nolanem w sklepie militarystycznym.
- Nie było tego dużo - zmarszczył brwi Bryce, upewniając się, że tajemnicza sterta jest przykryta plandeką i ukryta za starymi meblami i kartonami. Zatrzasnęli za sobą drzwi, zamykając na zakurzoną kłódkę.
- Ale mimo wszystko. Poza tym, wiesz, Samantha Town jest jedyną większą miejscowością na drodze do Portland. Wokoło same wsie, więc wiesz, policja miała co robić. Małe gangi, które robiły tu ciche interesy i zebrania. Nie dziwię się, że mieli tego aż tyle. No i te niewybuchy. I siedziba Sił Morskich na wyspie.
- Pewnie nawet nie ma jej w ETAP-ie - machnął ręką Bryce.
Wyszli schodami na parter domu Mistle, zamykając za sobą drzwi, żeby Ray nie marudziła na przeciągi.
- Słyszałaś o Patricii?
- Co? - Znały się, ale nigdy przesadnie nie przyjaźniły.
- Chodzą różne... dziwne plotki. Jedni mówią, że skoczyła z klifu, inni, że po prostu zniknęła, ale większość mówi coś o jakimś porypanym gościu, który jest w to zamieszany. Że niby ich widzieli, czy coś.
- Fascynujące - mruknęła lekceważąco. "Ludzie giną codziennie".
Zza okien dochodziły ich odgłosy jakiejś pijackiej imprezy a po chwili dźwięk tłuczonej szyby. Imprezowicze prawdopodobnie włamali się do jakiegoś lokalu. Mis ruszyła na górę, żeby szybko się przebrać, bo uwaliła sobie czymś ubrania przy penetrowaniu posterunku policji, po czym zeszła na dół.
- Przestań bawić się tym telefonem - burknął Bryce. - Denerwujesz mnie.
"A ty mnie".
- OK - poddała się, chowając smartfona do kieszeni. - Wcześniej musiałam zmienić dzwonek sms bo cię wkurzał.
- Dobra, nie kłóćmy się. Masz coś fajnego na DVD?
- Mam - odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. - Wszystkie części Piły, Egzorcystę, Blair Witch Project, Ludzką stonogę, wszystkie części Hellraisera, Lśnienie, Martwicę mózgu, Koszmar z ulicy Wiązów, Wpuść mnie...
- Czekaj - przerwał jej Bryce. - Wpuść mnie, to wersja szwedzka czy amerykańska?
- Uhm - Mis pochyliła się nad stosem filmów szukając właściwego pudełka. - Gra tam Chloe Grace Moretz, to chyba amerykańska, no nie?
- Hm, to ta, co wszyscy mówią, że jesteś do niej podobna?
- Mhm. Ten film jest beznadziejny! Ona... ona marnuje mój wizerunek!
- Obejrzyjmy to - marudził Bryce, odsuwając resztę pudełek. - Zawsze jak przynosisz jakiś film to jest to horror, że nikt nie może spać przez najbliższe 4 noce.
- To też jest horror.
- Ale leciwy.
Mis westchnęła, poddając się.
Resztę wieczoru i część nocy spędzili oglądając amerykańską wersję Wpuść mnie i zajadając się popcornem.
"Jutro Samantha Town stanie na nogi".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sprężynka dnia Śro 21:25, 14 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Śro 21:29, 14 Lis 2012    Temat postu:

[Dom Flo i Elle] Dzień 6, późne popołudnie

Elle ubrała swój czarny płaszczyk i zapinając ostatni guzik wyszła z domu. Ostrożnie zeszła po ośnieżonych schodach, rozglądając się na boki. Nie widząc żadnego dzieciaka chodzącego z pistoletem, czy też kijem baseballowym, skierowała się w stronę rynku. W oddali zamajaczyła jej nieznajoma sylwetka. Odruchowo ścisnęła prawą dłonią pistolet, który schowała do kieszeni płaszcza tuż przed wyjściem z domu. Kiedy tylko dostrzegła jasną czuprynę mimowolnie się uśmiechnęła i przyśpieszyła kroku.
- Witaj, West. - zatrzymała się przed zataczającym się chłopakiem. Michael na dźwięk swojego nazwiska podniósł głowę i zaczął uważnie przypatrywać się Whitemore. Zaśmiał się po cichu, po czym upadł na kolana, amortyzując upadek rękoma.
- Ups! - przygryzła dolną wargę. - Chyba nie jesteś dzisiaj w formie.
Blondyn powoli wstał z chodnika. Otrzepał swoje spodnie z białego puchu i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
- Mam takie małe dyskretne pytanko. - mruknął, zaciągając się dymem.
Nastolatka spojrzała na niego nieco obojętnym wzrokiem, naciągając fioletową czapkę na uszy.
- Zawsze i wszędzie. Słucham.
- Wiesz może gdzie mieszka Flossy? Bo chyba się zgubiłem. - na chwilę spoważniał, aby chwilę później wybuchnąć głośnym śmiechem.
Elle skrzyżowała ręce na piersi, powstrzymując się od krzyknięcia.
- West, wiem, że jesteś pijany, ale chyba miejsce, gdzie znajduje się dom twojej przyjaciółki powinieneś znać. Albo chociażby częściowo kojarzyć. Szczególnie jeśli tydzień temu spałeś u niej w pokoju, ale nieważne.
Michael poprawił swoje blond włosy i ruszył przed siebie, omijając tym samym nieco zdziwioną Whitemore.
- Poczekaj! West! - głośno westchnęła, po czym zaczęła iść w stronę chłopaka. Kiedy go dogoniła, złapała go za prawe ramię i pociągnęła do tyłu.
- Ej! Możesz mnie tak nie szarpać? - spytał oburzonym głosem, jednak posłusznie się obrócił. - A tak w ogóle kim ty jesteś?
Christelle Evelyn pokręciła głową w bezradności, spoglądając na czubki swoich butów.
- Michael. Ja naprawdę rozumiem, że mózg w jakimś stopniu zanika po wypiciu kilku kieliszków wódki, ale...
- Ale? - przerwał jej, uśmiechając się z dumą. Rozpiął kurtkę i chwilę później oczom nastolatki ukazała się opróżniona do połowy biała butelka.
- Widzisz, jak łatwo można cię rozszyfrować. Cuchniesz na kilometr. - złapała Westa za lewą rękę, tym samym wyrywając chłopakowi butelkę alkoholu i wyrzucając ją niedaleko ośnieżonych krzewów. - Idziemy.
- Dokąd?
- Do domu.
- Do domu Flossy?
- Tak, do domu Flossy.
Zauważyła, jak marszczy czoło, starając najwidoczniej przypomnieć sobie coś ważnego. Nagle uśmiechnął się szeroko, podnosząc w górę wskazujący palec prawej ręki.
- To ty jesteś Elle.
- Brawo za inteligencję, Einsteinie. - wywróciła oczami, po czym razem z chłopakiem skierowała się w stronę domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Czw 13:10, 15 Lis 2012, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Czw 23:22, 15 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 6, wczesny wieczór.

"To już przestaje mnie śmieszyć."
Chłopak usiadł na kanapie i spojrzał na kocyk czekając aż dziwaczne otępienie minie.
"Jaki śliczny koc."
Zerknął na znajdujący się obok stolik i termometr elektroniczny. Chwilę przyglądał się termometrowi z powagą i włączył go po czym przystawił do czoła czekając na wynik.
"39. Dużo."
Wstał z kanapy i skierował się powolnym krokiem do znajdującej się obok kuchni. Chwilę zastanawiał się po co tu przyszedł i po chwili usiadł na krześle popijając wodę i przyglądając się jedzeniu.
"Chyba lepiej jest iść spać. Ciekawe gdzie Flo i reszta."
Odsunął szklankę i wstał z miejsca ruszając w kolejne części domu.
"Picie wody nic mi nie da."
Mijając kolejne pomieszczenia i piętra stanął przed gabinetem ojca rozmyślając dosyć długo czy do niego nie wejść. Wreszcie porzucił chory pomysł i ruszył dalej aż znalazł się przy basenie. Chwilę stał wpatrując się w niego, a dokładniej w jego dno na którym znajdował się napis wyryty jakby dłutem.
JAK SIĘ DZIŚ CZUJESZ, NOLAN?
Spoglądał na napis świecącymi oczami stojąc na krawędzi i szukając w umyśle odpowiedzi.
"Źle. Okropnie. Paskudnie. Nijako. Nie jest dobrze."
Uśmiechnął się i zaczął bujać się to do przodu to do tyłu aż wreszcie poczuł jak jego ciało opadło w wodę. Gdy tworzył oczy ciągle był pod wodą.
"Mogłoby być zimniej."
Nim zdał sobie z tego sprawę, woda zaczęła zamarzać. Tak po prostu tafla zmieniła się w lód. Wcześniej nieruchomy Nolan zaczął płynąć na powierzchnię. Dotknął dłońmi zlodowaciałej warstwy.
"Zimne..."
Zanim zdołał zdać sobie sprawy ze swoich czynów, wciągnął do płuc wodę.
"Ku*wa!"
Mimo wszystko spróbował zachować spokój mimo, że właśnie się topił przez głupie żarty umysłu, a pod nim znajdował się przedziwny napis: JAK SIĘ DZIŚ CZUJESZ, NOLAN?
- To, co widzisz, co czujesz, wszystko jest w Twojej głowie. - powiedział nieznany mu głos gdzieś przy jego uchu.
Jednak Maveth był pewny, że nic obok niego nie ma i, że jeśli dalej będzie się zastanawiał nad takimi błahostkami to szybko zginie. Nie zastanawiając się dalej uderzył głową o ściankę basenu i spojrzał na lód, który zaczął znikać jak i napis znajdujący się pod nim. W jednej chwili Drake wypłynął i zaczerpnął powietrza.
"Pieprzyć to wszystko."
Mozolnie wyszedł z basenu i spojrzał jeszcze raz na niego. Wszystko było jak zawsze. Prychnął.
"Dlatego własnie tego nienawidzę. Dlatego właśnie nienawidzę też cholernych basenów!"
Odgarnął ręką mokrą grzywkę padającą na oczy i ruszył w dalszą wycieczkę tym razem kierując się w stronę klifów nie zwracając uwagi na to, że cały ocieka wodą.
"Mamy zimę, więc jest też mroźne powietrze. Im zimniej tym lepiej."
Po dziesięciu minutach w miarę szybkiego kroku dotarł na klify. Stanął w bezpiecznej odległości. Usiadł na trawie i zamknął oczy próbując na chwilę ochłonąć. Po minucie spojrzał przed siebie i dopiero wtedy poczuł, że drży. Wstał i mimowolnie spojrzał na dół. Odczuł jak jego serce przyśpiesza, a mózg tworzy kolejne omamy. Na dole zauważył jakąś leżącą postać z roztrzaskaną czaszką. Kawałek od osoby leżała część mózgu wielkości pięści o szaroróżowej barwie. W jednej sekundzie odskoczył od krawędzi zamykając oczy i zasłaniając usta dłonią czując falę nudności.
"Przestań."
Na chwilę w jego głowie wystąpił dźwięk przypominający wybuch i jednocześnie krzyk.
"PRZESTAŃ, PRZESTAŃ, PRZESTAŃ!"
Knight zaczął pomału przypominać sobie słowa psychologów i wielu innych osób, które próbowały mu 'pomóc'.
Gdy nasza świadomość jest wyłączona, mózg podczas snu intensywnie analizuje wszystko co działo się w ciągu dnia. Jeśli doświadczamy czegoś szczególnie drażliwego lub traumatycznego, staramy się o tym zapomnieć. Jednak niezależnie od tego jak bardzo chcielibyśmy wymazać te przeżycia ze świadomości, części mózgu będą nam owe wrażenia odtwarzały, nieustannie pilnując byśmy pamiętali. Przerażające obrazy nigdy nas nie opuszczą nawet gdy myślimy, że wymazaliśmy je z pamięci.
Nolan z zamkniętymi oczyma odwrócił się i wykonał kilka kroków. Jednak nawet to nie zmieniało tego, co działo się w jego umyśle.
- To, co widzisz i czujesz, wszystko jest w twojej głoooowie. - zawył przeciągle nieistniejący głos.
Brunet potrząsnął głową i zabrał rękę ze swoich ust. Postarał się uspokoić mimo wyjących głosów i narastających wspomnień. Gdy otworzył oczy zauważył napis znajdujący się na trawie.
WSZYSTKO W PORZĄDKU, NOLAN?
Szybkim krokiem ruszył w stronę domu. Nie, nie szybkim krokiem. Zaczął biec słysząc jak szybko bije mu serce. BOMBOMBOM! Wpadł do domu powoli zamykając drzwi. Podszedł do lustra stojącego w korytarzu i spojrzał na swoje odbicie. Odbicie przerażonej osoby z świecącymi oczami niczym u osoby chorej, z rumieńcem na twarzy jak u osoby z gorączką oraz na mokre ubrania i włosy.
"Wyglądam co najmniej strasznie."
Z drżącym ciałem skierował się w stronę schodów, a później w stronę swojego pokoju. Przez głowę przelatywały mu kolejne myśli.
"Gdzie do cholery jest Flossy?"
Wszedł do swojego pokoju przyglądając się mu z uwagą. Szafki wyglądały jak wcześniej tak samo reszta pokoju. Podszedł do swoich szuflad i otworzył je przyglądając się zawartości. Odetchnął z ulgą gdy zdał sobie sprawę, że nic nie zniknęło. Odszedł od szafki i ruszył do ściany na której wisiała jego tablica korkowa. Znajdowały się na nim pocztówki, ale głównie małe karteczki z radami do siebie, które kiedyś wypisywał na polecenie psychologa. Znajdowały się tam dobre setki żółtych karteczek na których bywały błahe rady jak 'Pamiętaj o karmieniu Empathy' po ważniejsze jak 'Nie podchodź do klifów', 'Nie gadaj do siebie' lub 'Próbuj być normalniejszy'. Tym razem na tablicy znajdowała się o wiele większa kartka o ostro zielonym kolorze z czarnym napisem.
CZY JESTEŚ PEWIEN, ŻE MOŻESZ JEJ UFAĆ, NOLAN?
Spoglądał chwilę na kartkę i podbiegł w stronę drzwi balkonowych i otworzył je szybkim ruchem.
"Nie ufam nikomu odkąd moja matka pożarła moją siostrę. Nie ufam nikomu od czasu gdy psycholodzy mówili, że jest ze mną w porządku, a w kartach pisali nowe coraz dziwniejsze diagnozy."
Jeszcze raz spojrzał na nią przechylając głowę.
"...ale chyba jestem pewien."
Wyszedł z pokoju przez balkon i skierował się w lewą stronę gdzie znajdowały się drzwi balkonowe do pokoju Nettie. Otwarte.
Chłopak przeszedł przez je i zamknął je za sobą. Nie wiedział dlaczego, ale skierował się do szafy, otworzył ją i zaczął wyrzucać buty z niej. Gdy dno szafy było puste, wszedł do niej przymykając drzwi i śmiejąc się pod nosem niczym wariat.
- Tutaj nie złapią mnie te straszne napisy, Cloo. - powiedział spokojnie. - Wszystko jest w porządku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 23:14, 16 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 6, wieczór.

Flossy westchnęła, padając na kanapę.
- Zniknął.
Kot z Cheshire usadowiwszy jej się na kolanach, zamruczał głośniej niż silnik.
- Co za pech.
Zmarszczyła brwi, zrzucając go i wstając.
- To podejrzane. Ale jeśli wszyscy zniknęli, zostawiając nam ten cudowny dom... - zrobiła kilka piruetów, wrzeszcząc z radości - ZNIKNĘLI! WSZYSCY ZNIKNĘLI! - zawołała głośno.
- Wcale nie zniknęli! - odkrzyknął jakiś głos z góry, a Flo skrzywiła się i westchnęła.
- Zawsze możesz wyeliminować mieszkańców - poradził termometr.
- Czy ktoś się ciebie pytał o zdanie? - warknęła Flossy, piorunując go wzrokiem. - Idę po te hardcore'owe szpilki.
- Poleć, supermanie!
Flo pstryknęła palcami i zachichotała.
- Jakie dziwne uczucie gdy twoje ubrania żyją - stwierdziła i kazała strojowi unieść się do góry. Rozłożyła ramiona, nieco krzywo wylatując z salonu. - To niewygodne, ale... Hej, ja LATAM!
Kot pobiegł za nią, pośpieszając i śmiejąc się gdy raz po raz uderzała w ścianę.
Upadła na ziemię, nieco zmęczona.
- A co z Nolanem?
Wzruszyła ramionami, wstając. Weszła do pokoju starszej siostry Nolana i zmarszczyła brwi na widok porozrzucanych butów. Otworzyła szafę i wytrzeszczyła oczy na widok zwiniętego w kłębek Nolana, gadającego do niewidzialnej istoty.
- Clooooo! - ucieszył się na jej widok, łapiąc za rękę i wrzucając do szafy. - Clo, wbijasz mi w brzuch kolano.
Flossy wygramoliła się z szafy i podała mu rękę.
- Wyłaź.
- Aaaaaleeeeeeee napiiiissssyyy mnieeeeee...
- Wyłaź - powtórzyła, przerywając mu. - Bo znowu zaczaruję twoje ubrania.
Nolan pokazał jej język, wychodząc z szafy. Flo westchnęła, gdy zatoczył się, prawie upadając na podłogę.
- Oprzyj się - rozkazała, podając mu ramię i ubolewając na swój wzrost. Była wysoka, a mimo to niższa o ponad głowę od Nolana - I kim jest do cholery Clo?
- Jeeeeej, kwiatuszkiiiii.
- Matka? - zasugerował drepczący za nimi Kot z Cheshire.
- Siostra?
- Coś ty.
- Żona?
- Chyba blisko.
- Dziewczyna - skrzywiła się Flossy, gdy dotarli do jego pokoju (oczywiście wiedziała gdzie się znajduje bo wcześniej przeszukała go dokładnie). - No, Romeo... CZEMU TY JESTEŚ MOKRY?
- Plum plum! - zawołał Romeo, machając rękami.
- No chyba sobie żartujesz! Od tej chwili masz zakaz opuszczania łóżka bez mojego pozwolenia! - Nolan obdarzył ją miną kota ze Shreka, a Flossy zrobiła facepalma. - Szlaban na kisiel.
- Fdfsdjfdksbfsdjfldsjfbdslfds.
Flo z pewnym trudem zdjęła z niego koszulkę, polecając Kotowi znaleźć jakąś piżamkę. Kątem oka dostrzegła tatuaż na ramieniu.
Clo.
- Śpię nago - oznajmił cicho Nolan i zaśmiał się, gdy od razu od niego odskoczyła. - Żartowałem.
Ja go zaraz zamorduję.
Rzuciła mu pomarańczową piżamę i załamała się doszczętnie, gdy założył spodnie na głowę. Machnęła ręką i piżama sama się na niego wcisnęła.
- Tak w sumie to po co ci strój supermana?
- Tylko on sobie z tobą poradzi - odparła ponuro, otulając go kołdrą.
- Gorąco mi.
- Tak ma być - odpowiedziała, siadając na skraju łóżka. - Eeee, poczytać ci jakąś bajkę czy coś?
- Tak, tam mam taką fajną - wybełkotał, spoglądając na półkę. - Taką gdzie wiesz, wilk idzie do chorej teściowej a potem pożera go babcia, kojarzysz nieeeeee?
Przybyłam tu współpracować a skończyłam jako niania.
- A może się prześpisz? - zapytała Flossy, przeglądając książki i mangi na półce.
- KŁADZIESZ MNIE SPAĆ W KAŻDYM POŚCIE! - wydarł się Nolan, a Flo odwróciła się przyłapując go na próbie ucieczki. Na szczęście zaplątał się w kołdrę i spadł twarzą na dywan.
- Ile miałeś gdy ostatnio zmierzyłeś gorączkę? - zapytała cicho, gdy już pomogła mu wstać.
- 39.
Flossy z niepokojem zerknęła na termometr.
- Podwyższa się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 14:46, 17 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 6, wieczór.

Chłopak spojrzał na Flossy z wyrzutem. Od czasu gdy nie dała mu założyć spodni na łeb zaczął podejrzewać, że go nie lubi.
"Nie dałaś mi zrobić króliczych uszek. JAK MOGŁAŚ?!"
- Podwyższa się. - stwierdziła Flo.
- Smutne. - powiedział szybko. - Chcę obejrzeć filmy.
Whitemore przewróciła oczyma.
- Jakie?
Chłopak na chwilę zamyślił się.
- Bulbulki, bulgotki, bąbelki!... Moje bąbelki! - wrzasnął gibając się to do przodu to do tyłu. - Gdzie jest Neo, tfu, Nemo!
Ruda prychnęła i podeszła do półki z filmami.
- Żadnych bajek.
Knight chwilę bujał się na łóżku gdy Flossy przeglądała filmy, a Empathy i Kot zaczęli ganiać się po pokoju. Dopiero wtedy Nolan przypomniał sobie o wcześniejszym pomyśle.
"Królik!"
Z uśmiechem uniósł palec wskazujący i tyknął się nim w głowę tworząc w umyśle obraz uszu królika. Zaśmiał się przyglądając się czarnym uszom królika odbijającym się w lustrze..
"Nie dałaś mi zrobić pomarańczowych ze spodni to zrobiłem sobie własne! Są moje i ich nie zobaczysz, huahua."
- Kiedy wreszcie ci to przejdzie. - mruknęła Flossy. - I co ja mam z tobą zrobić, Nolan?
Brunet spojrzał na nią zdziwiony będąc pewien, że powiedziała 'Garfield' zamiast 'Nolan'.
- Karm mnie, koch... - krzyknął i nim skończył, oberwał słownikiem w głowę.
"PSUJESZ MI USZY!"
Chwilę przypatrywał się Brielle co jakiś czas zmieniając kolor uszu.
- Na cholerę ci tyle bajek...
Wzruszył ramionami i spojrzał na koty i śpiącego koguta.
- Może obejrzymy American... - ponownie nie dała mu skończyć unosząc leżący na łóżku słownik i powtarzając czynność.
"...Ninja."
Prychnął i na chwilę zdrzemnął się na siedząco aż usłyszał okrzyk Flossy. Podeszła do łóżka z kilkoma filmami. Spojrzał na tytuły zdając sobie sprawę, że żadnego jeszcze nie oglądał.
- Iluzjonista, Tysiąc słów czy Siedem dusz? - zapytała.
"Może by tak Jestem Bogi.. tfu, Królikiem?"
- Ostatnie dwa są podobnież mocne. Czytałem na filmweb'ie. - powiedział ponownie bujając się.
Whitemore podeszła do wiszącej plazmy i włączyła urządzenia i po chwili rozpoczął się pierwszy film.
"Jeśli nie zasnę po trzydziestu minutach, to będzie cud!"

*30 minut później*
Chłopak spojrzał na telewizor skacząc po łóżku i śmiejąc się dziko.
- I was gonna clean my room until i got high! - zawył wraz z filmem.
Znudzona Flossy ruchem machnięciem palca sprowadziła go z powrotem na łóżko.
- Leżysz. - warknęła zajadając popcorn.
Knight powiedział kilka niezrozumiałych słów i zaczął bawić się swoim zielonym kocykiem. Spojrzał na ekran jednocześnie próbując zabrać Brielle popcorn.
- Jack! Co do cholery z tobą nie tak?! Zachowujesz się jak pijany 3-latek przy stole! - wrzasnęła jedna z postaci w filmie.
Nolan spojrzał na Flossy, która ze śmiechem patrzała to na film, to na niego.
"Co to to nie! Ja przecież nie jestem pijanyy!"
Przez resztę filmu chłopak pokładał się na Flossy, zabierał jej popcorn lub zarzucał sobie na głowę kocyk udając złą babcie z bajki o wilku. Pod koniec filmu na chwilę do pokoju wpadł Vincent i po chwili wyszedł przepraszając pod nosem. Jednak Drake'a nie zainteresowała sama obecność 'przyjaciela', ale jego ramię. Spojrzał pustym wzrokiem w zamknięte już drzwi.
"Jego ramię! Przecież ja go... Co tu się do cholery wyprawia?! Czemu się aż tak zagoiła?! CZEMUCZEMUCZEMU?!"
- Wszystko ok, Nolan?
Pokiwał głową gdy jego głos w głowie powtórzył jej słowa.
- Wszystko ok ok. - odpowiedział ponownie się na niej pokładając.
"Nikt już tu nie przypłynie. Puff, Nolan. PUFF!"
Nawet nie zauważył kiedy dziewczyna wstała i przyniosła nową torbę popcornu i włączyła kolejny film. Przez kolejne minuty oglądał film ze spokojem ciągle rozmyślając co się stało z Rise'em.
"Coś jest nie tak."
- Flooossy. Ty też niedługo stąd pójdziesz, prawda? Wrócisz do miasta i wszystko będzie normalnie, zgadłeem? - zapytał z powagą kładąc się na jej ramię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 14:48, 17 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 19:35, 17 Lis 2012    Temat postu:

[Wyspa] Dzień 6, wieczór.

- Wow, nazwałeś mnie moim pierwszym imieniem - pochwaliła spięta Flossy, kalkując wszystko w myślach.
Co on robi?
Czy on chce mnie zabić?
Planuje zamach na moją osobę?

- Nie wrócę, dopóki nie zmienisz zdania.
Nolan odsunął się od niej i spojrzał z wyrzutem.
- No dobra. I dopóki nie wyzdrowiejesz.
Zaczęła opowiadać o swojej wspaniałej propozycji współpracy, jednak z wściekłością zauważyła po chwili że wcale jej nie słucha, wpatrując się z dziwną miną w ekran telewizora. Usłyszała dramatyczną muzyczkę, która pojawiła się zupełnie nagle i odwróciła głowę.
Widziała samochód toczący się po drodze i spadający z klifu. Prosto w ciemną toń. Widziała głównego bohatera podbiegającego do martwej ukochanej.
- Naciągana ta scena, bo... - urwała, widząc jak Nolan kuląc się, naciąga kołdrę na swoją głowę. - Ej, co ty...
W odpowiedzi wymamrotał coś zupełnie niezrozumiałego. Flo odsunęła kołdrę ze zdziwieniem.
- Już, zobacz. Nie ma. Teraz zabija go meduza.
- Kup mi takąąąąąąą.
- Tak, przecież w każdym zoologicznym można nabyć meduzę z jadem najsilniejszym na całym świecie - odparła z ironią, klepiąc go po głowie niczym dziecko.
- Tak? To super! - ucieszył się. - Kupię jej domek i będę przebierał za królika.
Flo, westchnąwszy wyłączyła film na napisach.
- Posłuchaj, trzeba coś zrobić z twoim zdrowiem - zarządziła i skrzywiła się. - Byłoby nie fajnie gdyby mój przyszły sług... Współpracownik umarł.
- Umarrrrrr - zaśmiał się Nolan. - NIE BÓJ SIĘ ŻADNA BABCIA MNIE NIE POŻRE.
- Eh. Tak czy siak wrócę niedługo. Idę tylko...
- Tak myślałem że mnie po prostu zostawisz - Nolan prychnął z obrażoną miną.
- Nie, nie! - zaprzeczyła od razu - Nawet nie opuszczę wyspy! - skłamała, zrywając się z łóżka. Nolan złapał ją za nadgarstek.
I nagle znaleźli się pod wodą. Flo ze zdumieniem spojrzała na pływające pod sufitem małe błazenki wraz z meduzami. Osłoniła dłonią oczy, gdy przez powierzchnię wody przebiło się mocne światło. Dopiero gdy zauważyła że może normalnie oddychać - zdała sobie sprawę z tego że to zwykła iluzja. Nolan puścił ją i wszystko zniknęło, a on sam uśmiechnął się szeroko.
- Tak, brawo, jesteś super, umiesz wyczarować nemo - pochwaliła go beznamiętnie, kierując się w stronę balkonu. - Poproś Billie by zrobiła ci zimny okład.
Nolan skrzywił się.
- I herbatę malinową z cytryną.
Nolan skrzywił się jeszcze bardziej.
- I napar z lipy.
Spojrzał na nią z miną no-chyba-nie.
- Nie wychodź z łóżka, leż pod kołdrą. Nie otwieraj drzwi, nie rozmawiaj z nieznajomymi ani niewidzialnymi...
- ...
- Bo zrobię tak, by drzwi od tego pokoju NIGDY cię nie wypuściły - wycedziła, dostrzegając jego minę.
- Potwierdzam, ona może tak zrobić! - zawołały drzwi.
Nolan przejechał sobie ręką po twarzy, a Flo otworzyła drzwi balkonowe.
- Czekaj, czekaj! Nie musisz się zabijać, nigdzie nie pójdę.
Rozbawiona Flo wsunęła głowę do pokoju.
- Z wysokości łatwiej się startuje - wyjaśniła i wybiegła na balkon, wskakując zwinnie na barierkę. Skoczyła w ciemność, lądując na swoim MAGICZNYM DYWANIE. Chwyciła rogi MAGICZNEGO DYWANU, chcąc wystartować, jednak zatrzymało ją klaskanie.
- WRACAJ DO ŁÓŻKA, KNIGHT! - wrzasnęła.

*dwie godziny później*

Flo uśmiechnęła się złośliwie do jakiegoś dzieciaka z papierosem w ustach wytrzeszczającego oczy na jej strój supermana.
Joe Smith, lat trzynaście, kujon. Nakapował na mnie w czwartej klasie.
Przeszła obok niego, a chwilę potem usłyszała jego głośny krzyk.
- Ah, te złośliwe papierosy - mruknęła, wchodząc do szpitala.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Sob 19:37, 17 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin