Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VII
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:12, 08 Cze 2012    Temat postu: Rozdział VII

Czy dojdzie do starcia Grantville przeciwko Michaeltown?
Które miasto zwycięży?
Czy Michaeltown przetrwa atak Grantville?
A może oba będą trwały w stanie zimnej wojny, nie decydując się na otwarty atak?

Niniejszym uważam rozdział VII za otwarty!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:15, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 7, 7, popołudnie - Sienna

Sienna stała na rogu parku, zakrywając usta dłonią. Chciała uciec, zatkać oczy, ale Boże, to było takie straszne… Mała dziewczynka i Leme Brooke, którą znała ze szkoły („Kto nie znałby Leme?!”) siedziały na ławce, a chwilę później dziewczynka wbiła Leme nóż w rękę i zaczęła uderzać jej głową w ławkę.
Stała. Nie ruszała się. Nic nie mówiła. Zachowywała się tak, jakby jej nie było. Ale gdy dziewczynka odeszła, a Leme leżała nieprzytomna na ziemi, natychmiast do niej podleciała, chcąc sprawdzić puls, który zanikał.
- LEME! O Boziu, Leme, Leme… - załkała.
Rzuciła się biegiem w poszukiwaniu Uzdrowicielki. Wpadła do jej domu, ale jej nie zastała, więc pobiegła do Nei.
Kilkoro dzieciaków i mała dziewczynka, wszyscy byli pogrążeni w rozmowie.
- LACIE! – wysapała Sienna. – O boże… ta dziewczynka… nie wiem, jak ma na imię… Eliza? Boże… ona… Leme…
Rozpłakała się.
Lacie podeszła do niej i położyła rękę na ramieniu.
- Jeszcze raz. Wolniej.
- Byłam w parku… i… Eliza… siedziała z Leme… a potem, o boże…
- Co się stało? – wtrąciła Nea, trzymająca w ręce kolorowe wuwuzele. – Mówże wreszcie!
- Ja… ona wbiła jej nóż w rękę i zaczęła uderzać jej głową o ławkę i…- Sienna zaniosła się spazmatycznym szlochem - o boże, o boże… Lacie… musisz jej pomóc, proszę!

Pasowałoby, że Leme deadnęła do czasu, gdy przyjdzie jakaś pomoc. :>


[GV] 7, 7, przedpołudnie
Zanieśli Echo na cmentarz.
Neah przyniósł trumnę ze starego domu pogrzebowego, w którą włożyli dziewczynę. Chłopaki wykopali niezbyt głęboki dół, upuścili do niego trumnę. Deborah pomogła im zasypać całość piaskiem.
- Pasowałoby coś powiedzieć – szepnęła Effy.
- Ekhem – zaczęła Deborah. – Echo Devein była siostrą Nerine.
Wszyscy patrzyli na nią z wyczekiwaniem na ciąg dalszy.
- Pokój jej duszy, amen.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Pią 19:17, 08 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:40, 08 Cze 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 7 (7 lipca), przedpołudnie

- Pokój jej duszy, amen.
Dziewczyna spojrzała zaniepokojona na Nerine. Uśmiechała się. Effy nie mogła tego zrozumieć. Nie wyobrażała sobie pochować własnej siostry.
Wydawało się jej, że ma déjà vu. Przypomniało jej się jak jeszcze tydzień temu robiła pogrzeb chłopczykowi z wybuchu gazu. Tyle, że wtedy była w Michaeltown razem z Neą i Lacie. Lacie, która uratowała jej życie.
Effy schowała twarz w dłoniach. Zamiast pomóc Uzdrowicielce, spokojnie patrzyła jak Devein przetrzymuje ją w piwnicy.
Jej myśli zaprzątała również kłótnia z Tony'm. Nie podobało się jej, że Neri przymyka na to wszystko oko. Na dodatek Collins dowiedział się o mocy. Dziewczyna nie powiedziała mu o tym wcześniej, bojąc się, że i on zacznie ukrywać myśli, tak jak Neri. Wolała go trzymać w słodkiej nieświadomości, że wie o nim wszystko. Devein wystarczająco dobrze ukrywała myśli. Użycie na niej mocy zajmowało więcej czasu niż odkrycie myśli Chantala, który najwyraźniej olewał to, że dziewczyna jest telepatką.
Podeszła do Tony'ego i pociągnęła go za ramię.
Przykro mi, ale nie mam ochoty na kłótnię, Malone.
Stanęła jak wryta słysząc tę myśl.
Neah powiedział co potrafisz. - wyjaśnił.
"Nie powinien był" - pomyślała ze złością.
Jakimś cudem wszyscy o tym wiedzieli oprócz mnie. No cóż, chyba się myliłem uznając cię za przyjaciółkę.
W głowie Effy pojawił się obraz wypadu do Michaeltown i jej samej trzymającej pistolet przy głowie Jenny. Kolejna scena pojawiła się w jej głowie jak na ekranie telewizora. Pijacka impreza. Gra w butelkę...
- Przestań.
- Te zdolności potrafią i ciebie zaboleć, prawda? - spojrzał na nią z kpiącym uśmieszkiem.
- To nie zmienia faktu, że zrobiłeś źle.
- Nagle trąciło cię sumienie?
- A ty od kiedy stałeś się pieprzonym mordercą, Tone?
Zbył ją milczeniem przyglądając się jak robią pogrzeb chłopakowi zabitemu przez dzieciaki z Michaeltown. Mimo to zauważył, że po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu.
- To jest wojna, Eff. Myślisz, że jak to niby będzie wyglądać? Wejdziemy do miasta z bronią grożąc im i nie robiąc nic więcej? Nie rozumiem cię. Nerine właśnie pochowała własną siostrę. Żywcem. A ty patrzysz na to jak gdyby nigdy nic. Za to wolisz krzyczeć na mnie za to, że nieumyślnie spowodowałem śmierć jakiegoś chłopaka? Ja mu tylko skróciłem męki. To Nowy Świat. Tu nie ma już reguł. Prędzej czy później i ty umrzesz. I przestaniesz być taką świętoszką. Chociaż nawet teraz nią nie jesteś. - spojrzał na nią i odwrócił się w stronę chłopaków pomagając im wnosić ostatnią trumnę. Effy patrzyła na niego zagubionym wzrokiem czekając aż zakończą pogrzeby.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:13, 08 Cze 2012    Temat postu:

[GV] 7, 7, przedpołudnie
Deborah patrzyła na zakopywane trumny. Cóż, każde życie kiedyś się kończy, co za różnica - wcześniej czy później?
"I tak wszyscy spotkamy się w Piekle"
Wrócili do domu. Początek wojny miał się zacząć w nocy, więc powoli gromadzili siły. Deborah była odpowiedzialna za mutantów, ale ile ich było w Grantville? Pod tym względem Michaeltown miało przewagę.
"Ciekawe, jak się miewa Dan?"
Wyciągnęła książkę od chłopaka, o której już praktycznie zapomniała. Otworzyła na rozdziale, na którym skończyli i zaczęła czytać, ale nie całe pół godziny później przestała.
"Wojna za kilka godzin, a ja czytam książkę?!"
Potem pomyślała o miłych chwilach spędzonych z Danem na plaży. Uśmiechnęła się lekko.
"Może kiedyś"
Westchnęła głęboko i poszła do salonu, gdzie siedziała Effy.
- To co, robimy coś w kierunku sterowania naszą jednostką, pułkowniku Malone?

[GV] W tym samym czasie (no, może kilkanaście minut później Razz) - Barbie
- Ruszajcie się, nie będziemy tu siedzieć w nieskończoność! - warknęła Barbie.
Z jednej sal w poprawczaku urządzili sobie strzelnicę. Większość osób cieszyła się na myśl o wojnie z Michaeltown - "Wreszcie dokopiemy tym pazernym gówniarzom" - dało się słyszeć co chwilę. Dużo osób umiało strzelać bardzo dobrze. Kazała tym uczyć słabszych, choć wiedziała, że nie da się nauczyć strzelać w jeden dzień. "Lepszy rydz niż nic"
Na krześle obok niej siedział Chantal. Jadł Snickersa, przyglądając się poczynaniom ich oddziału.
Barbie chodziła między strzelającymi dzieciakami i wydawała im krótkie polecenia, rady i wskazówki. Niewątpliwie mieli przewagę zbrojną. Nie mogła uwierzyć w bzdury, jakoby dzieciaki z MT umiały strzelać. "Może i teraz się uczą, ale co za różnica? Czy którakolwiek z tych dziuń, zdoła kogokolwiek zabić? Będą się martwic, żeby nie złamać paznokcia... A ci lalusie? Oni tym bardziej."
Chantal wstał z krzesła i przeszedł między dzieciakami z drugiej strony. Szło im całkiem sprawnie, biorąc pod uwagę, że oboje byli świetnymi strzelcami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Pią 19:19, 08 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 19:18, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei - park] Dzień 7, (7 lipca), popołudnie.

Lacie nie zadawała zbędnych pytań, tylko od razu pobiegła (tym razem nawet się nie wywaliła!) do parku za dziewczyną. I z całą radą. Po drodze dowiedziała się tylko, że dziewczyna ma na imię Sienna.
Na miejscu od razu rzuciła się w stronę poszkodowanej, leżącej na ziemi. Z relacji Sienny wiedziała, że wbito nóż w dłoń Leme, jednak dziewczyna nie zauważyła, że nie było to jedyne miejsce. Nóż sterczał z jej brzucha.
Lacie od razu poczuła, że nic nie zdoła zrobić, jednak zawsze warto było spróbować. Przyłożyła dłoń do jej serca. Leme drgnęła na chwilę, a potem jej serce po prostu przestało bić.
- Lacie! - usłyszała rozpaczliwy krzyk dziewczyny. - Zrób coś, zrób coś! Pomóż jej, nie może umrzeć!
Uzdrowicielka uniosła drżące ręce do góry.
- Umarła... - oznajmiła i spojrzała na pozostałych, uśmiechając się przepraszająco. - Próbowałam... Ale ona miała nóż... Przecięty brzuch... I jeszcze... - Lacie zamknęła oczy.
Cóż, w końcu ten dzień musiał nadejść. Pierwsza porażka.
- To nie twoja wina, Lacie. - powiedziała pewnie Nea, kładając rękę na jej głowie.
Pobladła Uzdrowicielka siedziała bezradnie przy trupie, podczas gdy inni rozmawiali. Jednak nic prócz "cmetarza, braku czasu i Elizy, która była z pewnością Lisą" nie zrozumiała, bo siedziała niczym otępiała, trzymając za rękę trupa. Było jej niewyobrażalnie smutno i nie chodziło tu o fakt, że to akurat Leme, z którą w szkole zamieniła bodajże dwa zdania, ale o fakt, że pozwoliła człowiekowi umrzeć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 20:20, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 7, 7 lipca, późne popołudnie.

- Mówiłem, że tak będzie.
Wszyscy spojrzeli na Ethana.
- Popatrzcie na słońce. Jest już blisko zachodu, a my nadal nic nie mamy. Nie będziemy walczyć w dziesiątkę lub piętnastkę przeciw setce.
McSyer uniósł wzrok do góry.
- Pozwólcie, że znów zabiorę głos. Dziękuję.
Ethan chrząknął.
- Nea, nie zaprzeczam, że twój plan z wuwuzelami jest dobry jako szybkie sygnały komunikacji, jednak ich odgłos niesie się równie dobrze jak odgłos radiowęzła. Jeśli będą jechać i to usłyszą, od razu będą mieli się na baczności. Mamy dużo krótkofalówek, czemu nie użyć ich?
Obcy McSyer'owi chłopak kiwnął powoli głową.
- Po drugie, nie nauczymy miasta strzelać przez jakieś sześć godzin, jeśli naprawdę zaatakują dzisiaj w nocy. Po trzecie, nie uważacie, że powinniśmy się jakoś przegrupować? Jeśli wszyscy staniemy na placu, okrążą nas i po problemie. Za to kilka dziesięcioosobowych, współpracujących grup może zdziałać coś więcej. Mielibyśmy też wtedy większe pole manewru.
Ethan prychnął, napotykając zdziwione spojrzenia reszty.
- Co? Oglądałem AXN.
- Stawiałbym też na rozdanie broni już. Dzieciaki muszą się oswoić, a od razu nie zaczną do siebie strzelać. A myślę też, że wspólne, realne zagrożenie powinno ich jakoś zjednoczyć.
McSyer zaczął liczyć palce.
- Aha, no tak. Dzieci z przedszkola trzeba wywieźć gdzieś, na drugi koniec miasta. I z góry trzeba także założyć, że przegramy walkę, tak?
Wszyscy ponuro kiwnęli głowami.
- Więc, jeśli wypuścimy dzikie zwierzęta z ZOO... ale tylko gdy sytuacja będzie krytyczna!... to zyskamy trochę więcej chaosu. Tak, wiem, możemy się też poranić. Ale my będziemy wiedzieć o zwierzakach i zdołamy się ukryć, a oni nie.
Nea powiedziała:
- A więc trzeba już zacząć obserwację dróg.
Ethan pstryknął palcami. W żywopłocie za grupką coś się poruszyło, a po chwili z krzaków wyszedł Sonic, strzepując sobie liście z ramion.
Niebieskowłosy od razu przeszedł do rzeczy i ściągając wypchany plecak z ramion.
- Na drzewach już są ci, którzy trzeba. Mają krótkofalówki. - zaczął podawać urządzenia wyjmowane z plecaka każdemu obecnemu - Te ustawione są na ich częstotliwość.
Ethan zatarł dłonie, jakby chodziło o pójście na ryby albo na pantomimę.
- Zaczynajmy!
Powrót do góry
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:21, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 7 (7 lipca), późne popołudnie

- Co zamierzasz? - zapytał Ethan, kiedy Nea szybkim krokiem szła w kierunku ratusza.
- Małą akcję propagandową. Idź organizować ludzi. Resztę sam usłyszysz.
Już raz korzystali z radiowęzła, więc tym razem obyło się bez kłótni przy sprzęcie. Nea odchrząknęła i chwilę później jej głos niósł się po ulicach.
- Mieszkańcy Michaeltown! Wzywam was do stawienia się w pełnej gotowości. Grantville planuje atak, odwet za odbicie uzdrowicielki. Prawdopodobnie nocą przypuszczą na nas atak. Musimy być gotowi. Musimy ochronić nasze miasto, naszych młodszych kolegów. Kto to zrobi, jeśli nie my?
Odpowiedziała jej głucha cisza, chociaż wiedziała, że wszyscy zamarli w napięciu, czekając co powie dalej.
- W tej chwili tworzone są grupki, które mają za zadanie współpracować. Drogi są pod obserwacją. Mamy też niezłą łączność. Dzieci w przedszkolu są w tej chwili prowadzone do podziemi szkoły i barykadowane. Niech wszystkie młodsze dzieci poniżej 10 roku życia biegną jak najszybciej do szkoły, by też się ukryć w podziemiach. Pomóżcie, Michaeltown! Nie oddamy tym gnojkom naszego miasta!
Z zaskoczeniem usłyszała od strony rynku wojowniczy ryk.
- Grantville is comnig - mruknęła i wyłączyła mikrofon, po czym zbiegła szukać Lacie. Ta stała nad grobem Leme, roztrzęsiona.
- Trzymasz się?
- Nie.
- To musisz zacząć. Powiedz Ethanowi, czy kto tam formuje te grupki, że idę obserwować drogi. W razie czego dobiegnę najszybciej ze wszystkich.
Lacie chlipnęła.
- Pamiętam. Zawsze wygrywałaś wszystkie zawody biegowe.
Nea wyciągnęła krótkofalówkę.
- Podziemia, odbiór.
- Jestem, odbiór.
- Jest z wami Emily i Lean? Odbiór.
- Tak, wszystko według planu. Znaleźliśmy ciężkie skrzynie, zabarykadujemy się od środka w podziemiach szkoły, odbiór.
- OK. Bez odbioru.
Odetchnęła z ulgą. Znalazła się poza granicami Michaeltown. Poprawiła rękawy koszuli, przygotowując do wspięcia się po drzewie. Z zaskoczeniem stwierdziła, że wciąż kurczowo ściska różową wuwuzelę. Odrzuciła ją z prychnięciem. "Boże, jeśli istniejesz, uratuj nas".
Usadowiła się na mocnym konarze, maskując liśćmi. Wiedziała, że jest najbardziej wysunięta ze wszystkich.
Zachodziło słońce, a Nea Vane uważnie obserwowała teren przez lornetkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 21:47, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT, ulice] Dzień 7, (7 lipca), późne popołudnie.

Lacie schowała ręce do kieszeni szortów i wzięła głęboki wdech. Nea miała rację. Musiała wziąć się w garść.
Dość szybko znalazła Ethana i chwyciła go za rękaw.
- Ethan! Nea kazała mi przekazać, że już obserwuje drogę.
- Ok. - Ethan zamyślił się na chwilę. - Jak myślisz, za ile będą?
- Za około pół godziny zajdzie słońce, więc z pewnością będą przed 22. Albo przed północą, myślę, że nie później. - wymamrotała. - Boże, nawet nie wiem gdzie jest moja siostra!
- W podziemiach szkoły. - uspokoił ją Ethan.
Lacie odetchnęła z ulgą.
- Ale... - Lacie przygryzła wargę.
- Pamiętasz co masz robić? - Ethan spojrzał na nią pytająco.
- No. - Lacie uśmiechnęła się do niego. - Jestem Uzdrowicielką. Ale będzie niefajnie, jeśli zginę. - stwierdziła inteligentnie. - Poza tym u Nerine został mój "plecak obronny". Wiesz, miałam tam takiego fajnego Browninga.
Ethan bez słowa podał jej pistolet.
- Pewnie nawet nie umiesz strzelać.
- Oj tam. - zbagatelizowała Lacie. - Pomóc ci w czymś? Dopóki nie pojawią się ranni, nie mam co robić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pią 22:41, 08 Cze 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 7, przedpołudnie. - Neah

Neah spojrzał na Nerine i zauważył, że odetchnęła głęboko gdy zakopano grób jej siostry. Grób nie znajdował się zbyt głęboko by mogli ją później z łatwością odkopać. Chwilę potem usłyszał kłótnię pomiędzy Tonym i Effy.
Po pogrzebach większość grupki się rozeszła lecz Nerine i Neah na chwilę zostali na cmentarzu. Brunetka odwróciła się gdy reszta zniknęła z pola widzenia i ruszyła do katedry. Chłopak pognał za nią i wszedł do niej.
Najwidoczniej byli jedynymi osobami, które odwiedzały katedrę od czasu Nowego Świata. Nerine usiadła na jednej z ławek i schyliła głowę.
- Modlisz się? - zapytał chłopak pochylając się nad nią.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Myślę, Neah. Dochodzę do coraz dziwniejszych myśli.
Skinął głową i usiadł przy niej.
- O czym tak myślisz?
- O Bogu.
Chłopak westchnął.
- Dobrze wiesz, że jestem protestantem i nie uważam Jezusa za Boga. - mruknął.
Uśmiechnęła się smutno.
- A ja nie wierzę we wszystko co mi głoszą. - odpowiedziała. - Więc myślimy o tym samym.
Chłopak spojrzał na nią z uśmiechem. Czasami miał wrażenie, że Nerine zmienia się. Po trochu, ale zawsze coś.
- Pamiętasz przykazanie czwarte?
- Pamiętam. Czcij ojca swego i matkę swoją.
Uśmiechnęła się.
- Dokładnie. Nowy Świat chyba próbuje uświadomić nam wartość dekalogu.
Neah chwilę zamyślił się.
- Sądzisz, że to Bóg to stworzył?
- W żadnym wypadku! To nie jego wina! - wrzasnęła. - Chwilę siedź cicho
Chłopak spojrzał na dziewczynę i zauważył, że jej usta się poruszają. Modliła się. Zadziwiło to go jak i cała scena. Nachylił się nad nią i usłyszał kawałek jej modlitwy.
- ... Wybacz mi grzechy moje jak i te, które nastaną. Czuwaj nad każdą zabitą duszą. Niech spoczywają w pokoju. Amen - zakończyła.
Głowa dziewczyny się uniosła i spojrzała na niego szczęśliwa.
"Zmieniłaś się Nerine. Czemu taka jesteś?"
- Grałeś na gitarze? - rzuciła.
Spojrzał na nią zdziwiony po czym otworzył usta.
- Ah, o to ci chodziło. Kiedyś grałem, a co?
Uśmiechnęła się po czym wstała i ognała w stronę drzwi.
- Pamiętasz wszystko?
- Raczej nie da się zapomnieć czegoś takiego jak tworzenie muzyki. - odpowiedział.
Wtedy wybiegła. Bez słowa. Wiedział, że jeszcze wróci.
Rozciągnął się na ławce i ziewnął.
"Nerine... Dlaczego jesteś taka zmienna? Nerine."
Zamknął oczy i zdrzemnął się. Minęło dobre dwadzieścia minut nim wróciła.
Usiadła obok niego i szturchnęła go palcami. Zerwał się i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Co tak długo?
- Szłam sobie. Wolę się nie przemęczać. - odpowiedziała i podała mu gitarę. - Graj.
Spojrzał na nią trochę zdziwiony po czym uśmiechnął się i poczochrał jej włosy.
- Dobra, co chcesz?
Chwycił gitarę i sprawdził czy jest nastrojona podczas gdy dziewczyna zastanawiała się nad utworami.
- W cieniu twoich rąk i Zombie.
Chłopak uśmiechnął się. Dobrze znał obydwa utwory. Przymknął oczy i zaczął grać cicho podśpiewując. Wtedy zauważył, że i Nerine próbuje śpiewać. Uśmiechnął się i przechylił bardziej w jej stronę. Miał wrażenie, że nie siedzi w kościele z obłąkaną przywódczynią Grantville w czymś co nazywa się Nowym Światem. Jego wyobrażenia pognały jeszcze dalej wsłuchując się w muzykę. Wspomnienia z dzieciństwa wróciły. Przypomniał sobie matkę i ojca, którzy opuścili go tak dawno. Przypomniał sobie swoją niańkę i gitarę od niej. Przypomniał sobie pierwsze lekcje gry jak i najtrudniejsze ostatnie utwory. Jego przyjaciele z szkoły wrócili. Wróciło jego stare życie ukryte głęboko w sercu. Chwilę potem nastały gorsze chwilę. Złodziej. Tylko tym mógł się stać by żyć. Jego ojciec sprzedał jego gitarę za kolejną działkę marihuany. Przypomniał sobie te dni gdy jego rodzice tylko pija, palili i ćpali. Dni gdy zatracił się w sobie. Dni w których spadał w pustkę. A potem nagle wyrwanie z ciemności. Grantville, poprawczak, Nerine... Wszystko uderzyło w niego ze zdwojoną mocą po czym zgiął się w pół nie mogąc złapać oddechu.
Nerine nachyliła się nad nim.
- Neah? Neah, wszystko dobrze?
Skinął głową i otarł łzę zebraną w kąciku oka. Wtedy ponownie zaczął grać, lecz tym razem utwór Red'sów, którego Nerine nie znała. Nic i Wszystko. Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Dawno nie śpiewał. Chwilę potem skończył i uniósł głowę po czym wyszedł zabierając z kościoła gitarę jak i swoją dziewczynę.

[Grantville] Dzień 7, popołudnie. - Neah

Chłopak wracał z poprawczaka z jedzeniem w torbach. Jak codziennie był na rozdawaniu jedzenia i zabrał ze sobą jedzenie dla całego domu. Ruszył w stronę Main Street i wszedł do domu. Na wstępie usłyszał wrzaski dwóch sióstr Devein. Tym razem jednak dochodziły one z łazienki. Ruszył po schodach w stronę źródła wrzasków. Gdy otworzył drzwi zauważył Nerine trzymającą Echo za włosy i wpychającą ją pod kran.
- Zostaw mniee! - wrzeszczała jasnowłosa.
- Cicho siedź, bo ci zaraz wyrwę te kłaki!
Neah oparł się o drzwi i spojrzał na siostry.
- Trup już odkopany?
- Przecież widzisz, że tak! Teraz tylko pora nadać jej nową osobowość.
Chłopak przewrócił oczyma i spojrzał na Echo. Wtedy zauważy, że ma na włosach jakiś ciemny płyn.
- To..?
- Szampon koloryzujący. Próbowałam już 2 razy i tylko jej do brudnego brązu! Cholerne szamponetki...
Kilka sekund później Nerine odkręciła wodę i zaczęła spłukiwać farbę z głowy siostry. Kolejne minuty zajęło jej suszenie głowy siostry. Po wysuszeniu jej włosów zaczęła je wyczesywać. Nie uszło uwadze chłopaka, że Echo ma taki sam odcień włosów jak Nerine. O dziwio i oczy miały takie same.
- Soczewki. Czad nie?
Kolejne minuty Nerine poświęciła na tapirowanie różnych warstw włosów Echo. Gdy włosy zostały już wytapirowane i polakierowane, Nerine zaczęła przypinać do nich klipsy z włosami.
- Clip-in. Świetna metoda przedłużania włosów. Wyglądają jak prawdziwe i nawet po dotknięciu są jak prawdziwe! Na dodatek klips się nie odepnie od tak. Trzeba się przy tym nieźle napracować. Genialne, nie?
Chłopak teatralnie podniósł ramiona i wyszedł z łazienki. Położył się w salonie i zaczął czytać pierwszą lepszą książkę. Jakieś dwadzieścia minut później słyszał jakąś awanturę o ubrania.
"Siostry Devein razem są cholernie głośnym połączeniem."
Nie uszło mu uwadze, że Echo się zmieniła. Nie płakała ani nie uśmiechała się. Zastanawiał co się między nimi zmieniło podczas gdy on grał na gitarze w parku i przewoził jedzenie do poprawczaka.
Jego gitara leżała na końcu salonu. W pomieszczeniu oprócz niego była Effy. Des i Deborah siedziały w kuchni. Zapewne jadły. Effy wyglądała na smutną, a Tony gdzieś zniknął. Chantal zapewne ruszył zająć się swoimi ludźmi, a reszta mieszkańców zajęła się pracą w przedszkolu lub szpitalu. Westchnął i spojrzał na Effy.
- Nie bądź wściekła. Dobrze wiesz, że nie chciałem. Takie rzeczy się zdarzają i tyle. Przejdzie mu.
Effy spojrzała na niego widocznie wkurzona.
- A co jak mu nie przejdzie i zacznie mnie unikać lub specjalnie zacznie się wysilać by ukryć te durne myśli?
- Myśli to bardziej prywatne sprawy, nie? Każdy ma prawo się bać otwierać je na ludzi. Nawet na bliskich.
Effy wyszczerzała się złośliwie.
- To czemu ty się nie boisz?
Wzruszył ramionami.
- Proszę, grzeb sobie. Mi to obojętne.
Wtedy para usłyszała rozanieloną Nerine ciągnąca Echo na dół. Kilka sekund stały przed nimi dwie Nerine. Echo się zmieniła. Nerine wepchnęła jej w oczy zielone soczewki, a jej włosy zostały przefarbowane na czarno i przedłużone. Nawet z bliska wszystko wyglądało realistycznie. Różnica między siostrami była taka, że Echo miała bardziej cichy i spokojny głos i była o kilka centymetrów niższa.
"Cholera, jakie podobne. Nawet bym się nie połapał która jest która."
- Świetnie ci wyszło. - pochwalił ją.
- To super! Pokażę ją Dessy i Deborah! Pewnie im też się spodoba i obmyślimy ładnie strategię walki. Ah, jeszcze przemówienie przede mną. - powiedziała wbiegając do kuchni.
Gdy dziewczyny wyszły, Neah odwrócił siew stronę Effy i uśmiechnął się.
- A wiec cóż takiego ciekawego wygrzebałaś?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pią 23:20, 08 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:38, 08 Cze 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 7 (7 lipca), popołudnie

Effy uśmiechnęła się złośliwie i przymknęła oczy.
- Lubię moją moc, Neah. Naprawdę ją lubię. Nie wszyscy są tacy jacy są wydają. Nerine też nie jest psychotyczną przywódczynią Grantville. Ma swoje uczucia, ale woli je odsuwać na bok. Nawet nasza kochana Deborah ma kogoś, kto oddałby za nią życie.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie. - zauważył Neah.
- Ehh. No dobrze. -westchnęła. - Lubisz grać na gitarze. Dostałeś ją od niańki w dzieciństwie. Masz talent. Trochę jak moja siostra, ale ona jest zupełnie inna. Twoi rodzice palili, ćpali i pili. Musiałeś kraść, by utrzymać rodzinę. Sprzedali twoją gitarę. Zamknęli cię w poprawczaku w wieku 11 lat. Poznałeś tam Nerine. Polubiłeś ją mimo tego, że jest...- Effy zrobiła nieokreślony gest ręką -...taka. Zaprzyjaźniliście się, odkryłeś jej moc, ufała ci, bla bla bla, zakochałeś się w niej mimo tego, że ona jawnie cię wykorzystuje i na dodatek nie szanuje. To w zasadzie koniec twojej historii. Za to z twoich poplątanych myśli można by zrobić świetną biografię Nerine.
- Wszystko się zgadza. - powiedział z uznaniem. - Przydasz się na tej wojnie.
Chłopak wstał i wyszedł z pokoju. Effy mimowolnie sięgnęła do kieszeni wyjmując pistolet. Przyjrzała się mu w zamyśleniu. Po chwili do salonu wbiegł Chantal ze swoim karabinem.
- Jest Nerine?
- A o którą ci dokładniej chodzi?
W tej samej chwili w progu pojawiły się siostry Devein. Blondyn wytrzeszczył oczy o mało nie upuszczając karabinu.
- Ja pitolę! Mamy w domu klony!
Podszedł do Echo i dźgnął ją palcem. Dziewczyna pisnęła i Chantal odskoczył z krzykiem.
- Ne...rine?
Echo skinęła głową i blondyn wyszczerzył się.
- Wiedziałem, że to ty! Poznałem cię od razu!
- Chantal, ty debilu to jest Echo, a nie Nerine. - warknęła Effy.
Chłopak zlustrował wzrokiem obie dziewczyny. Jedna była trochę wyższa. Poza tym nie widział żadnej różnicy.
- Cholera. Mówi się trudno. Od dzisiaj mamy dwie Nerine. - uśmiechnął się szeroko.
Effy przewróciła oczami. Chantal właśnie rozmyślał jak przekonać Echo-Nerine do bycia jego jednodniową dziewczyną.
- Przyszedłem tylko zameldować, że jesteśmy przygotowani. - zwrócił się do wyższej z bliźniaczek.
- Świetnie, Chantal. Już niedługo gówniarze z Michaeltown dostaną to, na co zasługują od dawna. - uśmiechnęła się mrocznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 9:24, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - podziemia szkoły] 7 lipca, Dzień 7, późne popołudnie - Lily

Lily siedziała razem z innymi dzieciakami w podziemiach szkoły.
Miała się zacząć wojna.
"Niedługo."
Stała sama i myślała.
"Po co uciekłam. Teraz nawet nie mam jak z nią porozmawiać. Może umrzeć. Przecież na pewno weźmie udział w wojnie."
W podziemiach szkoły było mnóstwo dzieci.
Nie było nikogo starszego niż 10 lat.
Właśnie barykadowano wejście.
Lily opuściła głowę.
"Moja siostra..."

[MT] 7 lipca, Dzień 7, późne popołudnie

Alyssa biegła po ulicy.
"Dalej nie wiem co robić."
Podejrzewała, że zostanie przydzielona do jednej z grup.
"Chyba, że tworzą jakiś oddział odmieńców."
Szła przed siebie. Zajrzała jeszcze przed dom.
Zauważyła coś dziwnego.
Opony samochodu były przebite.
"Jak to możliwe, że jechałam z przebitymi... A zresztą, co za różnica."
Wbiegła do domu i szybko się przebrała.
Założyła białe spodnie do kolan i czerwoną bluzkę z krótkim rękawem. Włożyła czerwone trampki za kostkę, a włosy od nowa zaplotła w warkocz.
Złapała niewielką torebkę i włożyła tam kilka rzeczy.
Zapalniczkę, małą butelkę wody, latarkę i nóż.
Na koniec dorzuciła trochę leków przeciwbólowych.
"Pewnie będę musiała używać mocy, więc jeśli to dziwne uczucie po użyciu mocy się pojawi to będę mogła wziąć coś takiego."
Przerzuciła torebkę przez ramię.
W jednej ręce ściskała pistolet, a w drugiej krótkofalówkę, którą dostała w domu Nei.
Ruszyła ulicą wciąż zastanawiając się co ma robić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:56, 09 Cze 2012    Temat postu:

[GV] 7, 7, popołudnie

- Hm… więc wykluczyłaś tą regenerację, tak?
Deborah siedziała w kuchni razem z Desiree. Grantville potrzebowało jak największej liczby odmieńców, a ktoś z taką mocą na pewno by im się przydał.
- Tak – mruknęła Des, a potem westchnęła i wzruszyła ramionami. – Nie wiem po co ci to w ogóle mówię! Po prostu spadłam ze schodów, pokaleczyłam się po drodze i tyle.
- A może to coś w rodzaju nieśmiertelności? – zastanawiała się Deb.
- Nie wiem. Możliwe. – widząc minę Deborah dodała szybko: - Ale wolałabym tego nie sprawdzać.
- Skoro wykluczyłaś regenerację, bo rana na ręce się nie zagoiła, to może uzdrawiasz się tylko wtedy gdy umrzesz? – podsuwała dalej.
- Nie wiem! Nawet tego nie sugeruj! Nie chcę być cholernym zombie! – rzuciła przez zęby.
- Spokojnie. Tak czy siak cię wpiszę. Ta… hm, moc, może być bardzo przydatna… Zresztą, kto wie, może ja za kilka dni będę przewracać się w grobie… o ile mi taki wykopiecie.
Parsknęła.
Ktoś przyszedł. Z salonu dało się słyszeć głos Chantala.
- Przyszedłem tylko zameldować, że jesteśmy przygotowani.
Deborah podniosła się z miejsca razem ze swoją kartką, na której notowała.
- Dobra ludziska, armia swoją drogą, ale oni mają sporo tych… hm, odmieńców. – zaczęła. – Może ich spiszmy, co? Imię, moc i jak silna jest ta moc… Musimy mieć strategię, jeśli chcemy ich unieszkodliwić. A musimy. Pasowałoby zająć się nimi na początku, będą sprawiać kłopoty.
Już po chwili na kartce pojawiły się imiona:
Lacie – Uzdrawianie – nie groźna
Ethan (?) – Zamrażanie – groźny
Dziewczyna z samochodu - ??? – groźny (!)

- ODMIENIEC! ODMIENIEC! – krzyczał spanikowany głos z krótkofalówki.
- To chłopak, który nadzoruje drogi – wytłumaczył Chantal.
- Wyjechał z miasta? – dociekała Effy. – Kto? Co zrobił?
- Dziewczyna, mulatka, brązowe włosy... Nie pamiętam imienia… - plątał się.
- Alycia? – rzuciła Deborah.
- Alyssa – poprawiła Echo cicho.
- Tak, Alyssa! – potwierdził chłopak. – Ona… okropny ból w czaszce… nigdy nie czułem czegoś takiego, okropność.
- Zadawanie bólu za pomocą myśli – zanotowała Effy. – Alyssa. Groźna.
- Czekaj, czekaj! – zatrzymała ją Deb. – A co z laską z samochodu? Ona miała podobną moc…
- Opisz to – zaproponowała Nerine.
- No… na początku czułam się jakby ktoś wepchnął mi kilka myśli do głowy… I naciskał na nie… Kazali mi pokazać drogę do twojego domu, na początku to była propozycja, a potem rządanie… Otworzyłam usta, a potem stwierdziłam „Co ja robię?!” i wtedy zaczął się okropny ból…
- To mi nie wygląda na zadawanie bólu – wtrącił się Chantal. – Prędzej jak Imperius z Harry’ego Pottera.
Effy skreśliła pytajniki i napisała nad nimi „Imperius”.
- Nazwa robocza. – mruknęła.
- Chantal, postaraj się zdjąć tą dziewczynę na początku. – podkreśliła Nerine, uśmiechając się szeroko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:56, 09 Cze 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 7 (7 lipca), popołudnie

Effy wzięła kartkę do ręki. Kiedy przetrzymywali Lacie w piwnicy dosyć dobrze zapoznała się z jej myślami.
- Ta dziewczyna od Imperius nazywa się Sophie. Jej moc to coś w rodzaju kontroli umysłów. Byłam jakiś czas w Michaeltown, więc znam trochę tamtejszych. Dopiszcie jeszcze Neę Vane.
- Jaka moc?
- Telekineza.
Effy przypomniała sobie jak dziewczyna w ostatniej chwili uniosła spadającą na dzieci frytkownicę. Bała się nawet sprawdzać co Nea może zrobić z ludźmi, lub co gorsza samochodami.
- Ktoś jeszcze? - Deb notowała na kartce kolejne nazwisko.
- Dan Hempel. Elektrokinetyk. Jak go ostatni raz widziałam to tylko kopał prądem, ale nigdy nic nie wiadomo. Może jego moc wzrosła. Pamiętam jeszcze Clarissę. Przewidziała nastanie Nowego Świata i zniknięcie dorosłych za pomocą swoich rysunków.
Deborah dopisała ją do listy.
- Powinniśmy jakoś dowiedzieć się co planują tamci. Są przygotowani na atak. Nawet w nocy ich już nie zaskoczymy. - stwierdziła Hinner.
Effy pokiwała głową spoglądając w okno.
- Z jakiej odległości udałoby ci się odczytać myśli? - zwróciła się do niej Nerine.
Wzruszyła ramionami. Starała się wyobrazić sobie swoją siostrę. Niecałą minutę potem w jej głowie pojawiły się myśli rudowłosej. Czyli jej moc rosła. Telepatia działała na większe odległości, ale zajmowała więcej czasu.
- Musiałabym być blisko miasta, ale nie na tyle by mnie zauważyli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudzik dnia Sob 11:58, 09 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Char
Xavier Zake, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:47, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - ulice ] 7 lipca, Dzień 7, późne popołudnie

Julie, kiedy usłyszała, że ma iść do podziemi, tylko parsknęła śmiechem.
Nikt nie będzie jej mówić, co ma zrobić.
Choć nie była pewna, jak ma pomóc.
Przysiadła na chodniku i zaczęła rozważać, co by przeciwnikom najbardziej przeszkadzało.
Popatrzyła na szare chmury.
I w umyśle zapaliła jej się lampeczka.
Uśmiechnęła się chytrze, pobiegła szukać dziewczyny, którą nazywali Lacie.
Kiedy wreszcie ją znalazła, zaczęła niecierpliwie dźgać ją palcem w rękę. Tamta zerknęła na nią, nieco zaskoczona.
- Powiedz mi...Skąd oni przyjdą? Kto... jest najgroźniejszy? Ja chyba... mam pomysł - wysapała dziewczynka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 13:00, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT, ulice] Dzień 7, (7 lipca), późne popołudnie.

Nie usłyszała odpowiedzi Ethana, bo ktoś zaczął dźgać ją palcem w rękę. Trochę zaskoczona Lacie zerknęła na dziewczynkę - Julie, poznaną dzień wcześniej.
Powinnaś być w podziemiach!
- Dlaczego nie jesteś w podziemiach? - zapytała łagodnie, jednak zobaczywszy wyraz twarzy dziewczynki urwała. To nie było zwykłe dziecko, o czym cała rada przekonała się, gdy dziewczynka stworzyła iluzję swojej babci. Westchnęła, zrezygnowana. - Prawie wszyscy są groźni. Jednak najlepiej byłoby dorwać Chantala. Ma blond włosy do ramion i jest chudy. - oznajmiła, sama nie wiedząc, dlaczego jej to mówi. - I brązowowłosą dziewczynkę, pirokinetyczkę. Potrafi stworzyć ogień. - poprawiła się od razu, zobaczywszy jej zdezorientowaną minę.
Zastanowiła się przez chwilę.
- Mogłabym wymienić jeszcze trochę osób. A jaki masz pomysł?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin