Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IX
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 0:06, 16 Cze 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 9, późny ranek.

Dziewczyna skuliła się na łóżku. Zdążyła już zapoznać się z planem swojego bungalowu. Składał się on z dwóch dużych pomieszczeń. Jednym z nich była sypialnia z łóżkiem dwuosobowym, a drugim pokój dzienny z dwoma łóżkami piętrowymi. Do tego znajdowała się niewielka kuchnia wraz ze stołami, lodówką i kuchenką. W bungalowie znajdowała się też łazienka z apteczką, toaletą, umywalką i prysznicem z ciepłą i zimną wodą. [link widoczny dla zalogowanych] miał też kryty taras oraz parasol z trzema leżakami za domem. Do bungalowu znajdowały się dwa wejścia – jedno bezpośrednio do pokoju Nerine, a drugie do kuchni z jadalnią w których znajdowały się drzwi do pokoju dzieci. Maya i Finnick już zdążyli wywrócić wiele rzeczy w pokojach jak i pokłócić się o to, kto które łóżko zajmie. Do tego czasami urządzali sobie wojny na poduszki. Nerine prychnęła. W mieszkaniu były wolne jeszcze jedno łóżko piętrowe. Z dwie osoby by się z nią pomieściły, ale po co? Dzieciaki ruszyły w stronę kuchni wyjmując z szafki chrupki nesquik i zjadając je jako śniadanie. Brunetka za to leżała spokojnie na łóżku cicho pochlipując. Było źle. Bardzo źle. Michaeltown się zmieniło. Wiele rzeczy uległo zmianie nieodwracalnie. Wielu ludzi w Michaeltown potrzebowało ją, a ona potrzebowała ich. Teraz jednak była tylko uszkodzonym modelem człowieka leżącym na łóżku.
Kim była?
Przewróciła się na prawy bok i wyciągnęła rękę w stronę stolika nocnego. Znajdowała się na nim lampka, kartka i długopis. Przymykając oko napisała swoim pismem 'Nerine jest...' po czym zaczęła dopisywać słowa.
Nerine jest... zła, niańką, przywódczynią, morderczynią, kaleką, beznadziejna, chora, słaba, smutna, załamana, dziewczyną, dzieckiem, złym człowiekiem.
Zakasłała po czym spojrzała na krótkofalówkę leżącą na ziemi. Rozmawiała z Chantalem. Było źle. Deborah rządziła, a on jej pomagał. Do tego doszedł elektryczny Hempel, który najwyraźniej kręcił się blisko nowej wodzy. Tymczasem co siedziało u niej? Zajęła bungalow w obozie pełnym bachorów, a do tego władzę sprawował jakiś zadumany bogacz z IQ pomidora. Przeklęła. Przypomniała sobie poradę Chantala nadaną przez krótkofalówkę. Nigdy nie sądziła, że jest dobry w relacjach damsko-męskich. Zaśmiała się. Musiałą bardzo nisko upaść by słuchać rad sadysty. Jednak lubiła go. Jako jeden z niewielu ludzi z poprawczaka był na tyle szczery i wygadany by wyrzucić jej wszystko. Z jego relacji zrozumiała, że zamieszkał z Neah'em, który jest przez niego ręczony, oraz z Echo, której świetnie wychodziło udawanie siostry nic nie robiąc. Devein po raz kolejny zaczęła żałować swojej moc. W tej chwili najchętniej by coś rozwaliła.
„Co za matoły. Mój nowy dom w Michaeltown okupują matoły. Szlag. Chętnie bym coś rozwaliła. Czemu Deborah potrafi podpalać, a ja nie? Gdybym mogła to cały ten Nowy Świat skąpałby się w ogniu wraz ze mną.”
Połączenie krótkofalówką z Michaeltown było dla niej niezłym problemem. Musiała wychodzić na zewnątrz i iść w stronę zatoki by złapać sygnał.
Nerine wstała z łóżka i zaczęła przeglądać szafę. Udało jej się przynieść kilka swoich ubrań z samochodu. Do tego zabrała kilka leków i koców dla siebie. Resztę albo zostawiła w samochodzie, albo zostawiła w małym budynku pracownika campingu, w którym teraz znajdowały się koce, ubrania, leki, trochę broni, naczyń, sztućców i różnych rodzajów akcesorii do campingu. Budynek zamknęła na klucz, który zabrała ze sobą, a na drzwiach budynku zostawiła kartkę by w razie potrzeby kierować się do niej. Wiedziała, że potem będą musieli przenieść wszystko z samochodu między dzieci, rozdać koce oraz zrobić poszczególne namioty na leki, ubrania, kołdry, broń i może jedzenie. Do tego potrzebna byłaby kluczownia z kluczami do poszczególnych budynków i osoba owych kluczy pilnująca. Nerine zawsze może gdzieś wyjechać, a chorzy zawsze się znajdą. Posiadanie klucza przez jedną osobę byłoby w tym wypadku głupie.
Zielonooka zaczęła wyjmować z szafy ciuchy. Udało dorwać jej się do czerwonej sukni z dekoltem i paseczkami na plecach. Uśmiechnęła się i założyła szpilki po czym uczesała włosy. Przejrzała się w lustrze i zaczęła czesać włosy. Wyglądała nieźle. Jej opaska nie była wcale taka zła. Wyglądała bardziej jak jakaś lolita lub otaku. Każdy kto nie jest wtajemniczony w mutacje, wydłubywanie oczu i znikanie dorosłych zignorowałby tą opaskę myśląc, że to tylko ozdoba. Jak bardzo by się mylił. Uśmiechnęła się i spojrzała na dzieciaki.
- Za jakąś godzinę wrócę. Bawcie się dobrze.
Po drodze zaczęła szminkować sobie usta po drodze i podkreślać oczy tuszem do rzęs. Uśmiechnęła się wrednie stając przed bungalowem Petera i zapukała do niego. Chłopak chwilę potem otworzył jej.
- Hej Peter. Możemy pogadać? – uśmiechnęła się niewinnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:52, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 9, 9 lipca 2012, poniedziałek, późny ranek
- Ktoś jeszcze jest w domu? – zapytał nadal nie schodzą z łóżka.
Bez odpowiedzi.
- Cholera, oczywiście nikt nie mógł mnie obudzić.
Powoli zwlekł się z łózka. Nie było nikogo.
„Jenny w pracy. Deb…
Pewnie w mieście…”

Chłopak założył koszulę, która znalazł w szafie. Rozmiarem pasowała. Wygrzebał czarne spodnie. Zjadł coś co było w domu. I wyszedł na zewnątrz bez żadnego celu.
Patrzył na zniszczenia. Porządził obok grupki dzieciaków.
- Mam dość. Musimy się zbuntować.
- ile można pracować?!
- Pomogę wam.
Dorzucali po kolei. Dan przysłuchiwał się im i dał znak patrolowi by do niego dołączył.
– Chcecie powstania? – puścił do nich jadowity uśmiech. – Z chęcią wam pomogę. Kto pierwszy na elektryczne krzesło? – jedne z chłopaków wyjmował pistolet. Poczuł mocne kopnięcie prądu. Za Danielem stali już chłopacy patrolujący okolicę.
- Co z nimi robimy? – zapytał jeden.
– Zabieram ich na małą zabawę. – spojrzał na nich. – Potrzebuje metalowego krzesła, igieł, grubych igieł i cienkiego drutu oraz sznura.
Patrol wysłał dwójkę znajomych po wskazane rzeczy, a oni ruszyli do piwnicy pobliskiego domu.
– Nie bójcie się – zwrócił się do całej czwórki, będą już w pomieszczeniu.
Po chwili oczekiwania, która ciągnęła się dla „skazanych” w nieskończoność pojawili się z krzesłem, igłami, drutem oraz sznurem.
- Dziękuję – po czym wyszli. – To kto pierwszy? – cisza. Podniósł głowę blondwłosej dziewczynie. – Ty. Usiądź.
Ta jak sparaliżowana usiadła. Miała martwe spojrzenie. Dan zaczął ją przywiązywać. Głównie w pasie.
– Wiecie do czego mogą prowadzić tortury z wykorzystanie prądu? Śmierci, poparzeń, bezsenności, urazów psychicznych. Bla, bla, bla. Mam nadzieję, ze nie masz słabego serca.
Zaczęła czuć powolne wstrząsy. Krzyk. Podskakiwanie. Kolejny krzyk. Wrzask.
Koniec.
– Nie będę angażować się w powstania! Nie będę nawet o tym myśleć! W innym wypadku sama się zabiję! Przysięgam. POWTÓRZ! – wydał jej polecenie powtórzenia.
– Nie będę angażować się w powstania! Nie będę nawet o tym myśleć! W innym wypadku sama się zabiję! Przysięgam - wydukała ze łzami w oczach.
– Następny. po czym wskazał na dziewczynę.
Usiadła na krześle z nadzieją, ze spotka ja to samo.
„Nie ma tak łatwo.”
Po czym zaczął jej oplatać palce , dłonie, ręce drutem. Zakręcił go wokół szyi. Oraz część wokoło nóg. Powoli prąd zaczął rozchodzić po metalowym sznurku. Mocniej i mocniej. Dziewczyna krzyczała. Piszczała. Drut wtapiał się w jej ciało. Dan skończył. Po kilku minutach ostatni raz pociągnął zdejmując z niej narzędzie tortur.
– Nie będę angażować się w powstania! Nie będę naw… – przerwała mu i sama zaczęła recytować.
– Nie będę angażować się w powstania! Nie będę nawet o tym myśleć! W innym wypadku sama się zabiję! Przysięgam – starała się być twarda, ale ze łzą w oku powróciła do swojej przyjaciółki.
– Teraz ty – wskazał na blondyna o niebieskich oczach.
Jako kolejny usiadł na krześle. Dan złapał nóż i rozciął mu czoło. Po czym nawlókł na igłę drut i zaczął mu zszywać ranę. To samo zrobił przy obu rękach. Już przy tym wył okropie, ale prawdziwy ból zaczął się wtedy, gdy w ranach pojawił się prąd. Po kilku takich seansach jeszcze raz skierował moc na głowę. Zawył ostatecznie.
– Nie będę angażować się… - przypomniał mu.
– Nie będę angażować się w powstania! Nie będę nawet o tym myśleć! W innym wypadku sam się zabiję! Przysięgam – niechętnie przysiągł.
– Och, teraz nasz główny pomysłodawca. – chłopak sięgnął po igły. Gdy on usiadł zaczął mu wbijać w je różne miejsca. Prze sieć „słupków” przeprowadził drut. Został porażony prądem. Wchodził w ciało razem z metalem z igieł. Kilka chwil.
Przestał. Agresywnie pociągnął wyrywając wszystkie igły.
– Nie będę angażować się w powstania! Nie będę nawet o tym myśleć! W innym wypadku sam się zabiję! Przysięgam – z przez zęby powiedział.
– Cóż, macie szczęście. Jesteśmy blisko Uzdrowicielki. Wszystko skończy się szczęśliwe I mam nadzieję, że na przyszłość nie będziecie mieli takich pomysłów.
*jakiś czas później*
Byli już w getto.
– Lacie, masz troszkę roboty! – krzyknął do dziewczyny. Uśmiechnął się na powitanie i odesłał czwórkę do białowłosej.
Zajęła się nimi.
- Jak już skończycie to ma dla was pracę – zwróciła się do nich Deb. – Czym sobie tak zasłużyli? – zwróciła się ciszej do Dana.
– J*bani powstańcy.
*po uleczeniu*
- Cóż, w ramach pokuty. Na prawdę jest ona mała. Macie wkopać paliki, które są przynoszone, a później w pokazany wam sposób zamieścić drut kolczasty. Zrozumiano? – odpowiedzi pokiwali jedynie głową. Dan i Deb ruszyli w stronę domu. Wiedzieli, że musza pozamawiać.
– Chantal, widziałem, że kręcisz się w okolicach getto. Jak skończą z tymi palinkami to mnie poinformuj. Odbiór.
- Dobra, ale w cztery osoby nic nie zdziałają. Odbiór.
To zgarnij kogoś z miasta. Bez odbioru.
- Właściwe to chcesz zrobić to o czym myślę? Drut kolczasty pod napięciem?
– Tak.
*w domu*
Będą już na miejscu usiedli na kanapie. Deborah zaczęła.
- To co się wczoraj stało. Wiesz, to wszystko. Nie ma dorosłych. Nie jestem już w poprawczaku. Okupujemy miasto. To tego wszystkiego dochodzi burza hormonów i popęd seksualny… - chłopak przerwał jej w połowie zdania pocałunkiem. Teraz to on zaczął ją całować. Coraz bardziej i bardziej. Już nie siedzieli. Dziewczyna na pół leżąco pod Danem. Ciągle namiętne ją całował. Jej koszulka była w połowie zdjęta a on miał ponowierozpiętą koszulę. Wszystko toczyło się dalej.
- Deb, zgłoś się – odezwał się głos w krótkofalówce.
[b[ - Pi*przyć to [/b] – mówiąc to był już dawno bez koszuli i rozpinał dziewczynie pasek od spdni całując ja po szyi.
- Deborah Hinner! Do cholery! Jak się nie odezwiesz to zaraz tam będę!
- Chyba lepiej nie denerwować Neri – głos dziewczyny był przekonywujący, a w słuchawce było słychać jakieś przekleństwa
- Tak? Odbiór. – powiedział do słuchawki bez koszulki i na pól rozpiętymi spodniami.

[MT] Dzień 9, 9 lipca 2012, poniedziałek, popołudnie – Thea

Dziewczyna oczywiście stanęła po stronie Grantville. Włócząc się po mieście wczoraj wiedziała, gdzie mieszka pewien blondyn. Na wojnie stał po stronie Lacie. Miała kilka butelek wódki i wina. Potrzebowała nowego towarzystwa. Zapukała do jego drzwi. Otworzyły się i zobaczyła go.
– Hej, jestem Thea. Myślę, że cholernie wam się nudzi więc wpadłam z mini imprezą – po czym wskazała na torbę z alkoholem. – To jak, mogę wejść?
Chłopak nie był zadowolony, jednak odpowiedział:
- I tak dziś nic nie zdziałamy. Wchodź.
Usiedli w salonie i otworzyli butelkę.
- Jayden.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:56, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT, getto] Dzień 9 (9 lipca), pod wieczór

- Ostatnia - warknął któryś ze strażników, brutalnie zwlekając Neę na dół. Dziewczyna klapnęła na ławkę za budynkiem. W kilka sekund zorientowała się w sytuacji.
- Ten koleś ma nam wytatuować numerki?
- Taa - mruknął gościu. - Deb chyba mi ufa, bo sobie poszła. W każdym razie jestem Fulton.
Ethan był jedynką, resztą numerków byli kolejno: Sophie, Lacie, Julie, Alyssa.
- Chodź, szóstko - warknął chłopak i podwinął jej rękaw prawej ręki.
- Nie. Chcę na lewej.
Wszyscy spojrzeli na nią jak na wariatkę. Sophie przestała kołysać wyjącą z bólu Julie.
- Jak Mroczny Znak u śmierciożerców - zażądała. W oczach Fultona rozbłysło rozbawienie, ale nie odezwał się ani słowem.

*godzinę później*

Ręka nie paliła już tak bardzo, a Nea obojętnie oglądała swoją szóstkę na lewym przedramieniu. Fulton chyba uważał ją za kompletną wariatkę, ale musiał dobrze znać Deborah, albo mieć z nią jakiś układ - w każdym razie cyfra 6 była pozawijana trochę jak [link widoczny dla zalogowanych].
- Zawsze chciałam taki mieć - powiedziała, a pozostała piątka nie odpowiedziała, zbyt zajęta oglądaniem swoich numerków.
Nea zaczęła wlec swój bloczek betonu po trawie i wreszcie usiadła ciężko na jakiejś klapie. Towarzyszył temu zgrzyt metalu. Lacie spojrzała na nią badawczo.
- Krata - mruknęła, kiedy reszta zgromadziła się wokół niej. - Skubani, zamontowali nawet kratę do studzienki kanalizacyjnej.
Jęknęła.
- Nie wiem, czemu aż tak cię to przygnębia - stwierdził kwaśno Ethan. - Ja na przykład cieszę się, że wreszcie czasem wypuszczają nas na podwórko.
- Ta krata to po prostu dobitny dowód na to, że stąd nie da się uciec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 16:55, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 9 lipca, 9, wieczór.

Ethan potrząsnął lekko blokiem, jakby na potwierdzenie słów Nei.
- Cieszysz się z godziny na spacerniaku? - odezwała się telekinetyczka.
McSyer przewrócił oczami.
- Tak, zawsze chciałem dźwigać ze sobą kilkanaście kilogramów cementu i mieć wytatuowaną jedynkę na ramieniu.
Zerknął na nią.
- Chociaż, zawsze to lepiej niż dwa, trzy czy cztery.
Spojrzał po zebranych i odezwał się grobowym głosem:
- Zawsze trzeba wynajdywać jasne strony sytuacji, szczególnie pełnych komfortu i spełniania marzeń jak ta.
Ethan prychnął, ciągle stukając lekko blokiem o ziemię.
Postukał nim w kolano i syknął po chwili:
- Kiedy już stąd wyjdziemy, jestem bardzo ciekaw, jak wyjmę cement spod paznokci.

[MT] 9 lipca, 9, wieczór. Sonic.

Andrew nakreślił kilka linii na planie miasta.
- Może tak?
Kilku innych współspiwkowców przytaknęło.
Zerknął na mapę. Była pokreślona wieloma różnokolorowymi kreskami - każdy miał przypisany jeden kolor.
Warp kiwnął głową i zabrał plan ze stołu.
- Narysuję teraz na kopii ostateczną wersję.
Sonic kiwnął parę razy głową i wyjął kartkę papieru z kieszeni.
- Zmiany ich wart. Może się przyda, może nie. Warto mieć.
Wszyscy obecni pochylili się nad stołem.
Powrót do góry
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 18:58, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 9 lipca, wieczór.

Lacie parsknęła nagle śmiechem.
- Jeśli się stąd wydostaniemy, to odetnę sobie nożem ten kawałek skóry z tatuażem i uleczę. Wam też mogę, chyba że chcecie być ponumerowani. - powiedziała wesoło, przyglądając się swojej trójce. - To niesprawiedliwe. Na wszystkich konkursach byłam pierwsza.
Nea uśmiechnęła się delikatnie.

[MT] Dzień 9, późne popołudnie. - Jayden.

- Thea. - odpowiedziała dziewczyna.
Jayden spoglądał na nią obojętnym tonem. Nalał sobie wina i podał jej butelkę.
- Thea, taaa... - mruknął. Po chwili jego krótkofalówka zatrzeszczała. - To Sonic. Możesz tu zostać, Thea. Jak chcesz.
I tak nie obchodzi mnie co się z tobą stanie.

*wieczór*

Jayden wszedł do pokoju, uśmiechając się pod nosem. Podszedł do pochylających się nad stołem i wyciągnął z kieszeni zmiętą kartkę, czochrając jednocześnie Robbowi włosy.
- Taki plan także mam. - powiedział, rzucając kartkę na stół. Matson spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- Przyda nam się. - stwierdził Sonic, uśmiechając się do niego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Nie 20:15, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 9, noc

Michaeltown oświetlały nieliczne nieuszkodzone lampy. Kage szedł ciemną stroną ulicy w czarnym swetrze polo i dresowych spodniach tego samego koloru. Jego czarne włosy opadały na boki, a on sam taksował wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zapewnić mu tej nocy choć trochę rozrywki.
Nagle, kątem oka zauważył wychodzącą zza rogu znajomą postać blondyna.
Jayden. Może być ciekawie.
Uśmiechnął się szeroko, co jak zauważył zdarzało się coraz częściej. Stanął za blond chłopakiem.
- Hej.
Tamten odwrócił się jak poparzony i spojrzał na niego z niepokojem. Następnie sięgnął w stronę tylnej kieszeni. Japończyk chwycił jego dłoń i wyszeptał mu do ucha:
- Nie rób hałasu, inaczej nas ktoś usłyszy. Chcesz uwolnić Lacie czy nie?
Tamten uniósł głowę, aby upewnić się czy Kage sobie z niego nie kpi. Tamten uśmiechnął się lekko i puścił chłopak.
- Nie żartuje. Spotkajmy się za dwie godziny. Mogę wam pomóc - wyjął z kieszeni paczkę papierosów i włożył sobie jednego z nich do ust. - Będę czekał na was w domu Davida Kalpe. O ile mi wiadomo to wuj niejakiego Warpa. - Odpalił papierosa i odwrócił się idąc w swoją stronę. - Hasło to: Sailor Moon.
Po czym zniknął za rogiem zatapiając się w myślach.

[Regnards] Dzień 9, noc - Amai Usagi

Amai wpatrywała się bezmyślnie w ogień. w płomieniu było coś takiego, co pozwalało jej pozbyć się wszystkich męczących ją myśli.
- Słyszysz mnie?
Japonka dygnęła, uwalniając się z hipnotycznego transu. Obok niej siedziała Katherine, spoglądająca na nią z niepokojem.
- Teraz tak - odparła wymijająco.
- Kage kazał mnie powiadomić gdzie jest druga część broni z elektrowni.
Amai uniosła wysoko brwi, spoglądając na nią jak na idiotkę.
- Tyle że ja to wiem.
- Właśnie dlatego kazał ci przekazać krótkofalówkę.
Amai odebrała od szatynki przedmiot. Obejrzała dokładnie urządzenie, po czym nacisnęła przycisk.
- Tu Amai, ty debilu. Za żadne skarby nie powiem ci gdzie to schowałam po tym co nasi zrobili w tamtym mieście, - spojrzała z kpiną na mikrofon po czym dodała: - odbiór.
Po drugiej stronie usłyszała czyjś śmiech.
- Dobra. Połączę się z tobą niedługo i dam ci pogadać komuś z tutejszych. Bez odbioru.
I rozłączył się zostawiając dziewczynę jak zwykle z tym samym uczuciem chaosu w głowie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Nie 20:43, 17 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 20:38, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 9, noc. - Jayden.

Jayden oparł się o ścianę budynku, zastanawiając się, czy Kage znów chce urządzić mu to piekło, przez jakie przeszedł.
"Chcesz uwolnić Lacie czy nie?" Westchnął i zadecydował.
- Sailor Moon? - zapytał jeszcze sam siebie, wracając do Matson i reszty. - Ciekawe, doprawdy.
- Zapomniałeś czegoś? - zapytała cicho Gwen, która właśnie wychodziła.
- Gwendolyn. - Jayden wsadził ręce do kieszeni. - I tak nie masz gdzie wracać, twój dom został spalony, a szpital...
Gwendolyn zaniosła się płaczem, a Jayden poczuł wyrzuty sumienia. Poklepał ją delikatnie po plecach, wciągając z powrotem do domu.
- Zniszczyli szpi-szpital - załkała, idąc za nim przez hol. - Chantal kazał Ne-Nei, ona dokończyła... - Gwen przerwała, chlipiąc.
- Chantal, taa? - Jayden uśmiechnął się do siebie. - Jemu także niedługo się oberwie. Za brutalne potraktowanie mnie wtedy w domu Nerine, za pobicie Lacie i za twój szpital, Gwen. Może być?
Gwen zaszlochała, kiwając głową. Ostatnio ciągle jej coś obiecywał, a sobie obiecał spełnić choć jedną z tych próśb.
- Matson, za dwie godziny godziny pójdziemy do kogoś, kto chce nam pomóc. - powiedział, nie zdradzając kto to. Wiedział, że nie byłaby zbyt zadowolona.
- Super! Im więcej osób tym lepiej! A dokąd dokładnie?
Jay wzruszył ramionami.
- Warp, gdzie mieszka twój wujek? - podszedł do chłopaka, trzymającego w dłoni jakiś papier.
- Znalazłem to u niej w domu i pozwoliłem sobie wziąć jeszcze przed wojną. - powiedział do niego Warp rozmarzonym wzrokiem.
Jayden przedarł zdjęcie Sophie na pół.
- Rozmawialiśmy już na ten temat. Popatrzysz sobie na żywą, jeśli nam pomożesz.
Warp skinął głową potakująco.

*2 godziny później*

Gwen mocniej ścisnęła ramię Jaydena, a Matson prychnęła, wpatrując się podejrzliwie w Kage.
- Charlie. - Warp skinął kuzynce głową.
- Jayden, jesteś genialny! Dzięki tobie zginiemy w męczarniach. Naprawdę - dziękuję. - wycedziła Matson. Freddie ścisnął pistolet, a Robb uśmiechnął się do japończyka.
- Ten...
- Czy ty w ogóle czasem używasz mózgu?
- Spokojnie. - Kage uniósł ręce. - Naprawdę chcę wam pomóc.
- Słuchaj, Matson, robię to na własną odpowiedzialność. - wymamrotał Jayden, wyciągając stos kartek.
- Odbiło ci? Nie dawaj mu naszych planów!
- A jednak to zrobię. - Jay uśmiechnął się do Matson, podając Kage wszystkie plany. - Ufam ci, Kage.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Nie 21:10, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 9, noc

Przyjął bez słowa niewielki stosik kartek i przejrzał go dokładnie. Po przeczytaniu całego planu oddał go Jaydenowi.
- Dzięki za okazanie zaufania.
Zaprowadził ich do kuchni, gdzie mogli usiąść. Podniósł stojącą na stole krótkofalówkę i podał ją blondynowi. Tamten uniósł nieznacznie brwi, obdarzając go pytającym spojrzeniem.
- Dzięki niej możesz połączyć się z moją siostrą. Ma na imię Amai i powierzyłem jej za zadanie ukrycie w mieście połowy broni z elektrowni. Jest jeden szkopuł. Nie powie mi gdzie ją schowała.
Tamten zrobił szeroka minę mówiąc "Y!", a Matson zaśmiała się złośliwie.
- To nie jest zabawne Iduun - wycedził przez zęby. - Wam powie gdzie to jest. Jesteście z Michaeltown.
Przysunął długopis i kartke w stronę blondyna.
- W Getcie dostają jedzenie do koryt, więc sam zacząłem ich karmić. Jeśli macie dla nich jakieś wiadomości, czy coś innego to przekaże je.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 21:25, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 9, noc. - Jayden.

- Powiedz Sophie, że ją kocham! - wrzasnął Warp, zanim Jayden zdążył zdzielić go pięścią, jak zwykle.
Kage wzruszył ramionami i spojrzał na Jaydena wyczekująco.
- Powiedz Uzdrowicielce, by się jakoś trzymała.
- By się jakoś trzymała. - parsknęła Matson, a Jay spiorunował ją wzrokiem.
- Do koryyyyt. - zawyła Gwendolyn płaczliwie.
- Nie maż się znowu. - mruknął Jayden, wbijając wzrok w ziemię. - Masz gdzieś tu długopis i jakąś kartkę?
Nabazgrał na kartce kilka słów, podając ją Kage.
- To też jej daj. Choć mnie nienawidzi. Kij z tym, co ja sobie głowę zawracam jakąś... - wymamrotał, bawiąc się krótkofalówką. Po chwili wcisnął przycisk. - Cześć, Amai, tu Jayden Mason, przyjaciel Uzdrowicielki. Możesz powiedzieć nam, gdzie ukryłaś broń? Potrzebujemy jej. Odbiór.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:42, 17 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 9, popołudnie
- Nie będziemy tego znosić, Hinner – odezwał się jeden z chłopaków.
- Właśnie! Nie będziemy! – poparła go niska dziewczyna.
- Czy pytałam was, czy podoba wam się mój sposób utrzymywania spokoju? Nie? To zamknąć mordy. – syknęła.
Szła na tyle prowadzonego pochodu ze schwytanych dzieciaków. Piętnaście osób, buntownicy, którzy założyli jedną z podziemnych grup. Próbowali zwerbować strażnika do pomocy, który podkablował ich Deborah.
Teraz, łącznie z buntownikami Dana miała dziewiętnaście osób. Strażnicy linczowali z batów osoby, które najczęściej podnosiły głos, zapowiadając, że nie oddadzą ich Uzdrowicielce.
Większość miała kilka pręg na ciele, gdy doszli do getta. Spotkali się tam z ludźmi sprowadzonymi przez Dana. Deborah kiwnęła chłopakowi głową.
Obok zaparkowała też ciężarówka, do której zapakowano kilkanaście drewnianych, prawie trzymetrowych pali.
- Nie mam pojęcia jak to zrobicie, ale macie je wbić na około getta. Osoby, które będą próbowały nawiązać jakikolwiek kontakt z przebywającymi tutaj mutantami, natychmiast zostaną rozstrzelane. Pilnuje was kilku strażników, więc nie kombinujcie. Potem umocujecie drut kolczasty, chłopcy – wskazała palcem na strażników. – Pokażą wam jak.
Jeszcze raz skinęła głową Danowi. Nie miała teraz czasu do niego podchodzić.
Znów ruszyła w stronę centrum. Weszła do jednego z domów. Ten pełnił funkcję czegoś w rodzaju urzędu – Jenny Hempel siedziała za stołem, obłożona papierami, przydzielając ludziom prace.
- Cześć – odezwała się blondynka.
- Masz jakichś ludzi, którzy zgłosili się na strażników i czekają na przydział?
Jenny zaczęła przeszukiwać jeden z kopczyków. Wkrótce wygrzebała kartkę i podała ją Hinner. Widniało na niej kilkanaście nazwisk i adresów, a obok nich także umiejętności.
Dziewczyna przejrzała wszystkich ochotników. „Potrafi bić się na pięści” „Umie strzelać z broni krótkiej” „Ma doświadczenie w obyciu z bronią” „Nie nadaje się do niczego, ale jest ambitny”
Przejechała palcem po liście i długopisem zgarniętym z biurka podkreśliła szesnaście nazwisk.
Jenny szybko przepisała jej wybranych ludzi na drugą kartkę. Deborah kiwnęła głową w podziękowaniu i – odpalając po drodze papierosa – udała się na poszukiwania.

*dwie godziny później*
Zwerbowała szesnaście dodatkowych strażników. Pięciu pochodziło z MT, reszta była z GV – część znała z widzenia. Po dwie osoby poprzedzielała do najwyżej położonych mieszkań na rogach getta. Jedna warta trwała sześć godzin, ale nie była zbyt męcząca – strażnik miał tylko siedzieć i wyglądać przez okno. Jeśli zauważyłby coś podejrzanego natychmiast powinien skontaktować się ze strażnikami z dołu przez krótkofalówkę, a potem zacząć strzelać przez niewielki otwór w szybie.
Deborah wróciła do domu, położyła się na łóżku i westchnęła głośno. W myślach ułożyła listę rzeczy do zrobienia.
„Wykryć i ukarać kolejnych buntowników.
Utrzymać porządek w mieście.
Tępić mutantów.
Zająć się resztą mupów z getta.
Ogarnąć, co kombinuje Nerine.
Skontrolować, jak idą prace związane z oczyszczaniem miasta i nową segregacją jedzenia i lekarstw.
Znaleźć wtyki wśród strażników i ukarać.
I wreszcie… porozmawiać normalnie z Danem, bez całowania, obmacywania i reszty i wyjaśnić całą sytuację...”

Zaklęła w duchu.
„Nie. Hinner nie ma słabości.”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 20:35, 18 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Getto] Dzień 9 (9 lipca) noc

Leżała w kącie przytulona do Julie. Niedaleko spała Lacie, Alyssa i Ethan. Otworzyła oczy i popatrzyła na maleńkie okienko umieszczone przy suficie. Księżyc przybrał postać świetlanej kuli i niemrawo oświetlał pomieszczenie. Oprócz niego nie było żadnego źródła światła, nie licząc licznych latarni umieszczonych dookoła ogrodzenia. Jeszcze przed zachodem słońca widzieli, jak dzieciaki wbijają wysokie, drewnianie słupy przy siatce.
,,Czyżby chcieli nas zamknąć za drutem?''
Dziewczyna miała wszystkiego dosyć. Betonowy blok coraz bardziej obciążał jej rękę i z trudem się poruszała. Do tego dzisiejsze tatuaże, po których ręka paliła niemiłosiernie. Rozejrzała się po towarzyszach. Wszyscy spali, tylko ona prawie każdej nocy nie mogła zasnąć.
- Widzę, że też nie śpisz. - szepnęła Lacie.
Sophie spojrzała na przyjaciółkę i zobaczyła, że ta spogląda na drzwi.
- Nie mogę usnąć. To miejsce mnie przeraża.
Lacie uśmiechnęła się lekko i zaczęła przybliżać się do Sophie.
- Ciekawe, jak długo jeszcze tu posiedzimy.
- Mam nadzieję, że niedługo. - Uzdrowicielka usiadła obok Sophie i Julie. - Zobaczysz, chłopaki szybko coś wymyślą.
Sophie odrazu pomyślała o Warpie. Przypomniała sobie jego niesforne, zakręcone włosy z przeszłości. Na samą myśl szeroko się uśmiechnęła.
- Co jest?
Dziewczyna w odpowiedzi tylko pokręciła głową i położyła ją na ramieniu przyjaciółki.
- Teraz mogę usnąć. - szepnęła i zamknęła oczy.
Po paru minutach przeniosła się do krainy snów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 21:37, 18 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 10 lipca, 10, świt.

Pierwszy promień słońca, wpadający przez małe okienko, trafił Ethana w prawe oko. Chłopak mruknął cicho, próbując zasłonić się rękami, jednak skończyło się to tylko głośnym stęknięciem i stuknięciem bloku, opuszczanego na podłoże.
McSyer otworzył szeroko oczy. Przez całą noc nie było mu ani za zimno, ani za gorąco - mógł więc spokojnie oddać swoją szmatę, służącą za koc, dziewczynom.
Przynajmniej taki jest pożytek z zabetonowanego kriokinetyka.
Ethan po raz setny rozejrzał się po przestrzeni, jaką mieli do dyspozycji, i po raz setny stwierdził, że nie ma tutaj nic ciekawego. Strażnicy siedzący na zewnątrz pili różnorakie alkohole, grając w karty i co jakiś czas zerkając na śpiących jeszcze mutantów z Michealtown. Gdy zauważyli, że McSyer się obudził, prychnęli głośno i wrócili do swojego zajęcia.
Przynajmniej nie są zabetonowani.
Chłopak prychnął i oparł się o ścianę, uważając, by nie narobić zbyt dużo hałasu. Spróbował potrzeć czołem piekące przedramię, jednak po kilku próbach zrezygnował.
Coś głośno zarżało w niedalekim zaułku. Jeden ze strażników podniósł głowę znad stolika i zmarszczył czoło. Wyjął pistolet i, lekko się trzęsąc, ruszył ku źródłu dźwięku.
Drugi zaczął rozglądać się dookoła. Po paru chwilach jakiś długi, pręgowany kształt przebiegł przez chodnik, lawirując między nogami wartownika. Ten szybko poderwał się na nogi i zaczął gonić uciekiniera.
Po paru chwilach z zaułka wyszła zebra, wstrząsając grzywą i trzymając w pysku bochenek chleba i butelkę wody mineralnej. Widocznie tylko tyle mogła ukraść niezauważenie.
Wrzuciła swoje prezenty i zarżała. Rozległy się wrzaski i krzyki. Drugi wartownik wrócił na miejsce, trzymając w ręku wyrywającą się surykatkę, która wcześniej odwróciła jego uwagę. Zebra odwróciła się do niego i trzasnęła go lekko tylnymi kopytami. Strażnik padł na ziemię, wypuszczając ssaka z ręki.
Tymczasem drugi strażnik wyszedł z zaułka, trzymając się za brzuch i postękując. Zebra tymczasem, razem z surykatką, zniknęła w innej ulicy.
Wartownik zaczął cucić swojego przyjaciela. Ethan skorzystał z okazji i zaczął kopać lekko śpiące dziewczyny. Chleb położył na bloku cementu i podał współtowarzyszkom.
- Śniadanie podano.
Trącił nogą butelkę wody i przeszedł na drugi koniec celi, po czym zwinął się w kłębek, starając się nadrobić stracony sen.
Powrót do góry
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Wto 18:00, 19 Cze 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 9, przed południem.

Nerine spojrzała na Petera przechylając głowę.
- Powtórz jeszcze raz bo chyba coś nie zrozumiałam.
Chłopak spojrzała na nią z politowaniem i napił się herbaty z filiżanki.
- Dobrze słyszałaś. Nie wyglądasz na osobę, która zasługuje na władzę. Raczej na małą rozwydrzoną dziewczynkę, która liczy, że dostanie to co chce.
Przygryzła wargę spoglądając na chłopaka z nienawiścią.
”Zabiję”
- Jesteś chamski. Myślisz, że wszystko możesz, tak? Oświecę cię gdyż potrafię więcej. Dużo więcej. Rządziłam Grantville.
- Które zostało zmiecione z powierzchni ziemi. Chyba na tym kończymy rozmowę. - uśmiechnął się.
Nerine skrzywiła się i zacisnęła pięści.
- Jesteś gnojkiem Peter. Parszywym, debilnym gnojkiem. Nic nie zrobiłeś przez te 9 dni. NIC! JA zajęłam się lekami. JA przyniosłam koce. JA uratowałam te dzieci. A ty Peter, co zrobiłeś dla ziemi? Wyrzuciłeś puszkę piwa? Jesteś gnojkiem. Nim się obejrzysz, ja będę rządzić, a ty zostaniesz najwyżej moją pokojówką. Zapamiętaj to Peter.
Chłopak zaśmiał się i wstał z krzesła.
- Doprawdy jesteś zabawnym bachorem. Gdy dorośniesz to zgłoś się do mnie. - powiedział wskazując jej palcem na drzwi.
Nerine wybuchnęła. W jednej chwili siedziała na krześle, a w drugiej przyciskała Petera do ściany trzymając w ręce nóż.
- ZAMKNIJ SIĘ! Jeszcze jedne słowo, a skrócę cię o głowę.
Uśmiechnął się z wyższością w oczach i zaśmiał się.
- Widzę, że bachor robi się agresywny.
- Zabiję cię, słyszysz?! Wyryję ci krwawe napisy na ciele, potnę na kawałki! Lub wrzucę do rzeki na pożarcie krokodylom.
Peter odsunął jej rękę z nożem od swojej szyi.
- Widzę, ze jedyneczka z geografii była. Wyjątkowo agresywny dzieciak z ciebie.
Dziewczyna puściła chłopaka nadal stojąc przed nim twarzą w twarz. Pomału sięgnęła ręką do opaski.
- Sam tego chciałeś. – powiedziała zdejmując opaskę.
Brunet uniósł brew i zaśmiał się dziko.
- I? Brak oka. Mam się bać?
Zielonooka skrzywiła się i uderzyła chłopaka z pięści w twarz aż zawył z bólu. Założyła opaskę i ruszyła w stronę drzwi.
- Serio. Gdy dorośniesz to daj znać. - syknął łapiąc się za twarz po czym trzasnęła drzwiami.

*10 minut później*

Nerine usiadła na łóżku roztrzęsiona. Dawno się tak nie wściekła. Jej ciało płonęło. Zaczęła krzyczeć. Znowu zaczęły dziać się w niej złe rzeczy. Schyliła głowę.
”Dlaczego to się dzieje”
Jej serce zaczęło przyśpieszać. Przeczuwała najgorsze. Jej głowa znowu zaczęła boleć, ale nie tak mocno jak w dniu wojny.
Nerine
”Ohh, spier*****”
Nerine, potrzebuję cię
”Wal się”
Jesteś mi potrzebna
”Kłamiesz. Nikt nie potrzebuje bachorów”
Musisz do mnie przyjść
”Nic nie muszę. Jestem tylko rozwydrzonym dzieckiem”
Rozkazuję ci!
- Nie będzie mi rozkazywał jakiś ubzdurany głosik w głowie!
Zamknęła oko i wzięła głęboki wdech.
”Dlaczego kazałeś mi wydłubać sobie oko? DLACZEGO?!”
Jesteś mi potrzebna. Każę ci przyjść
”Spier*****!”
Gdy otworzyła oko, miała wrażenie, że jej ręce są w szkarłacie. Zaczęła się przyglądać im. Czerwona krew.
”Nie nie nie nie nie nie nie!”
Sekundę później wizja jak i wpychający się do głowy głosik – zniknęły. Nerine załkała głośno.
- Pomocy...
Wyciągnęła dłoń i chwyciła z stolika krótkofalówkę. Wpierw spróbowała zadzwonić do Deborah. Brak odbioru. Spróbowała zadzwonić do Chantala. To samo. Opadła na swoje dwuosobowe łóżko i przycisnęła radiotelefon do klatki piersiowej.
”Potrzebuję pomocy”
Kilka sekund później trzymała krótkofalę przy uchu czekając na odbiór.
- C..?
Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Hej Neah. Potrzebuję cię. Pomóż mi. Mam tutaj problemy. Coś się ze mną niedobrego dzieje. Bardzo przepraszam. Gdzie ty do cholery jesteś?! Weź Echo i przyjeżdżajcie. Proszę. Neah? Jesteś tam? Neah? NEAH?! – krzyknęła do słuchawki.
Odpowiedziała jej głównie cisza i kilka szmerów.
- Rozumiem. Nie chcesz mnie już znać. Ah, to wszystko było wiadome. Michaeltown zostaje podbite i wszystkim się w dupie poprzewraca. Wiedziałam. Żegnam Neah. Jak i ty dorośniesz to zadzwoń. – warknęła rozłączając się.
Kilka sekund później ponownie wybrała numer Deborah, Tym razem jakby odebrała.
- Deb, zgłoś się. Deborah Hinner! Do cholery! Jak się nie odezwiesz to zaraz tam będę! – wrzasnęła.
- Tak? Odbiór. - odpowiedziała niezadowolona.
Nerine chwilę milczała po tym cicho załkała.
- Tak myślałam. Wszyscy jesteście tacy sami! Niech was szlag. – rzuciła rozłączając się.
Brunetka skuliła się na łóżku. Przez chwile miała wrażenie, że przed oczyma przeleciała jej wizja Egzekucji Rose. Zacisnęła pięści.
”Pożałują. Żadne morderstwo nikomu nie ujdzie. Osądzę cały świat! Żyję tylko dzięki mojej siostrze i Neahowi. I chwała im”
Nerine skuliła się na łóżku przyciskając do siebie krótkofalówkę. Zaczęła uśmiechać się w pustkę.

[Michaeltown] Dzień 9, wczesne południe. - Neah

Chłopak uniósł głowę znad właśnie czytanej książki, Gry o Tron. W ciągu dwóch dni zdobył kilka książek, które zamierzał przeczytać. z tego była już przeczytana. Wśród książek znajdowało się kilka tomów Harrego Pottera, Igrzyska Śmierci, Zmierzch, Opowieści z Narnii, Carrie, Pod kopułą, kilka książek Michaela Granta pod innym nazwiskiem, Jutro oraz Romeo i Julię. Oczywiście nie zabrakło wśród tego Biblii, którą skończył czytać na ostatnich rozdziałach 1 listu Pawła do Koryntian. Do tego miał jeszcze trzy mangi czyli Pandore Hearts, Clannada i Toradorę. W Nowym Michaeltown książki były śmieciami, dlatego wcześniejszego dnia przeszedł się po domach zbierając je. Choćby jedna osoba na tym skorzystała. Uśmiechnął się lekko po czym spojrzał na przeczytany tom Igrzysk Śmierci. Od czasu przeczytania książki zaczął częściej porównywać Nowy Świat do areny.
Może właśnie byli na wielkiej zamkniętej arenie?
Może muszą się pozabijać nawzajem?
Może dorośli patrzą zza areny obserwując dokonania swoich dzieci?
Jak podzielono dystrykty? Dystrykt Michaeltown i Dystrykt Grantville?
Co jest celem? Wybicie przeciwnika i przetrwanie?
”Lacie już to się nieźle udaje. Na pewno czytała tą książkę i idąc tokiem myślenia bohaterki postanowiła rozwalić zapasy Dystryktowi Grantville!”
Westchnął głęboko przypominając sobie główną bohaterkę powieści. Katniss zdecydowanie denerwowała go. Szczególnie nienawidził jej poglądu jak i zachowania do Peety. Szczególnie irytowało go jej udawana miłość i granie na uczuciach.
”Wszystko udawała. Podła”
Uniósł głowę i spojrzał na sufit rozciągając się na fotelu.
Co gdyby Nerine zastąpiła Katniss? Co gdyby naprawdę stanęli na arenie? Jak by się to wszystko potoczyło?
”Pewnie jako pierwszy zostałbym ofiarą Nerine igrającej z ogniem. W sumie Peeta nie miał aż tak źle”
Wyszczerzył się spoglądając na W płomieniu ognia, którą miał wkrótce przeczytać. Wtedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Coś było nie tak. Gdy mieszkał z Nerine często miał gości, jednak on sam nie był rozrywkowym typem. Wystarczyły mu tylko książki, lampka i trochę samotności. Nikt więcej. Nie mieszał się w politykę Michaeltown, ani w cokolwiek. Wszystko było mu zazwyczaj obojętne. Nie był lubiany, więc nikt nie powinien do niego przyjść. Nikt z wyjątkiem Echo siedzącej na górze. Dziewczyna strasznie przeżywała ostatnie wydarzenia. Dała się porwać, pobić i przefarbować wbrew swojej woli, ale nie to ją zgięło. Nawet widok wykrwawiającej się bliźniaczki nie zrobił z nią tego, co zrobiła Deborah z Danem. Trafiła do przedszkola i wtedy stara Echo umarła. To, co przez 7 dni pielęgnowała i karmiła, umarło. Wszystkie dzieci. Walające się kończyny, głowy i kawałki mięśni. Martwe. Wszystko to ją zagięło. I Rosemary. Biedna, mała Rosemary. I Lean. Rodzina Vane miała wiele ofiar w dzieciach. Za to działania Deborah i Dana wydawały się być spontaniczne. Zabijali, bo tak chcieli. Zero szacunku dla życia. Nie mieszał się w to. Póki był tłem nic nie mogło mu się stać, nie? Echo za to była inna. Widział jak chciała walczyć, widział jak kochała te dzieci. I nagle wszystko przygasło. Nie pierwszy raz widział takie uczucia okazywane przez siostry Devein. Nerine jednak potrafiła sobie radzić z utratą wszystkiego, a Echo nie. Była bardziej krucha i lekka. Te truchła poraniły ją najbardziej. Zamknęła się w pokoju na górze bez przerwy płacząc. Znalazła nawet list siostry, który wraz z Neah'em podarła. Wszystko przeminęło.
Chłopak czasami przyłapywał się na myślach, że Echo jest jak Nerine. Wyglądały tak samo, ale Echo była o wiele spokojniejsza, mniej szalona i okazywała bardziej ludzkie uczucia. Jej siostra nie potrafiła zrozumieć najprostszych uczuć podczas gdy niebieskooka okazywała uczucia dwa razy mocniej. Żart natury? Brunet łapał się też na myśli, jakby postąpił gdyby miał do wyboru obydwie siostry. Którą obdarzyłby sympatią? Często po takich przemyśleniach uderzał się w głowię i wracał do lektury. Jednak nie tym razem.
Spojrzał w stronę holu, w którym otworzyły się drzwi. Szybko sięgnął do kieszeni i wyjął swój nóż sprężynowy, który stanowił jego jedyną broń fizyczną. Zawsze mógł spróbować perswazji językowej.
Kilka sekund później z korytarza wychyliła się głowa Chantala z rekinim uśmiechem. Brunet miał ochotę westchnąć głęboko z powodu, że to tylko Chantal jak i wrzasnąć z tego samego powodu.
- Witaj mój głupi i beznadziejny kolego. Czy jednooka Biała Czarownica się odzywała? - zapytał spoglądając na stos książek, a dokładniej Opowieści z Narnii.
Brunet spojrzał na książkę. Całą sagę przeczytał jeszcze przed nastaniem Nowego Świata. Katniss była niczym w porównaniu z Białą Czarownicą. Jadis była wyjątkowo złym i okrutnym charakterem. Czarownica zawsze była żądna władzy, bez względu na przeszkody i zagrożenia. Dodatkowo była odważna, bo zawsze chciała osiągnąć swoje cele, bez względu na inne czynniki. Udawała osobę miłą, niejednokrotnie kuszącą, aby w końcu pokazać pazury w najmniej oczekiwanym momencie. Nawet nie wiedziała, co to miłość – twierdziła, że jest to po prostu zguba i droga do ślepoty.
”Skąd ja to znam? Już wkrótce każda zła i psychiczna postać przeze mnie będzie porównywana z Nerine”
Spojrzał na Chantala z złością. Czuł, że blondyn jak zawsze przyszedł się z nim droczyć. Czemu Leader zawsze obrywał za nic?
- Dobrze wiesz, że nie utrzymujemy kontaktu od kilku dni. – rzucił.
Blondyn uśmiechnął się złośliwie i ruszył w stronę chłopaka.
- Widocznie bardzo mocno ją uraziłeś, bo ze mną gadała. Mówiła, że jest im fajnie w Grantville, ale jest tam jakiś miły brunet, który nie chce dopuścić ją do władzy. A wiesz co jest najlepsze? Że wysłałem moich ludzi do Grantville i nie widzieli tam żywej duszy. - zaśmiał się.
- Wiem to. Ona nigdy by nie wróciła do Grantville. Po prostu gra sobie w jakąś gierkę z nami.
- Gra czy nie gra, to nie zmienia faktu, że ciebie ignoruje, a do mnie dzwoni z prośbą o pomoc. Jak się z tym czujesz Neah? Twoja dziewczyna jest wariatką i nie potrzebuje cię.
Neah lekko schylił głowę i zacisnął pięści. Nienawidził jak ktoś gadał o Nerine w taki sposób.
- Jesteś debilem, Chantal. Zdajesz sobie sprawę z tego co mówisz? Nadal mówimy o tej Nerine z którą tak bardzo się przyjaźniłeś? O tej Nerine, która dała ci częściową władzę nad Grantville? O tej Devein, którą próbowałeś ratować dzień wcześniej raniąc tą jasnowłosą dziewczynę?
Blondyn na chwilę zamilkł, a jego twarz zaczęła przybierać wściekłego wyrazu.
- Może i nie czytam w myślach, ani nie wiercę ludziom w głowach, ale mam oczy i widzę wszystko. Wczoraj prawie pobiłeś Vane na śmierć za złe słowo o Nerine. Rozumiem, żebym ja ją uderzył za obrażanie ukochanej osoby, ale ty? Nie czujesz nic do Nerine, a jednak....
Blondyn szybkim ruchem uderzył Neah'a w twarz po czym tamten upadł na ziemię łapiąc się za nos.
- Zamknij mordę szczylu. Nerine była jeszcze wtedy potrzebna. Władała Grantville, a teraz nie ma już nic! Nerine jest nikim. Uciekła! Teraz ja, Deborah i Dan rządzimy tak jak powinna zrobić to Nerinka dawno temu.
Ciemnooki złapał się za krwawiący nos i zaśmiał się histerycznie spoglądając na wściekłego blondyna.
- To ty tak na serio? Wiesz, że bez Nerine jesteś niczym? Lacie miała rację, że nikt nie będzie po tobie płakał. Serio myślisz, że rządzicie? I to na dodatek DOBRZE? Jakoś nigdy nie mieszam się w twoje niehumanitarne sposoby obchodzenia się z ludźmi, ale chyba nadszedł czas na szczerość. Fajne totalitarnie rządy sprawujecie. Ah, tak, jesteś zbyt głupi by wiedzieć co to, prawda? To takie fajne hitlerowskie władze. Bardzo, bardzo fajne i bardzo podobne do naszych. To co teraz robicie przypomina mi brudną wojnę. Działo się to w Argentynie jakieś trzydzieści pięć lat temu. Wojsko zdobyło super fajowskie uprawnienia i mogli sobie spokojnie naruszać prawa człowieka. Dochodziło do masowych zatrzymań, aresztowań, tortur i morderstw. Zabijano też ludzi podejrzanych o dziwną sympatię wobec przeciwników dyktatury. Jakie podobne do naszego Michaeltown, nie? Brakuje nam tylko desaparecidos czyli ludzi porywanych i zaginionych bez śladu. Ale wkrótce do tego dojdziecie, racja? Życzę miłej władzy panie Richardesie i by jak najszybciej czyiś pocisk rozwalił pańską czaszkę.
Kilka sekund po wypowiedzianych słowach chłopak został pobity przez Chantala. Kilka razy oberwał w głowę, a kiedy indziej w brzuch. Kilka sekund później leżał skulony na ziemi. Rozległ się dźwięk krótkofalówki. Blondyn sięgnął po nią i położył na stole.
- C... - zaczął.
- Hej Neah. Potrzebuję cię. Pomóż mi. Mam tutaj problemy. Coś się ze mną niedobrego dzieje.
Chantal odsunął urządzenie najdalej jak mógł i nachylił się nad Neahem po czym zaczął szeptać.
- I co? Czemu nie odpowiesz? Ona przecież cię tak potrzebuuuje. - zaśmiał się.
Przygryzł wargi zębami i westchnął wsłuchując się w wiadomość dziewczyny. Prośba o pomoc. Prośba o przyjazd. Prośba o zabranie jej siostry. Nawoływanie jego imienia. Do tego nad chłopakiem nadal wisiał Chan z rekinim uśmiechem pełnym dumy i pogardy. Zamknął oczy i zaczął słuchać dalej.
- Ah, to wszystko było wiadome. Michaeltown zostaje podbite i wszystkim się w dupie poprzewraca.
”A żebyś wiedziała jak bardzo wszystkim rzuciło się na mózg”
- Wiedziałam. Żegnam Neah. Jak i ty dorośniesz to zadzwoń.
”Cóż, dorosłem na tyle by powiedzieć twojemu blond psycholowi jak bardzo jest posrany”
Otworzył oczy po dźwięku rozłączenia się rozmówcy. Chantal wstał poprawiając koszulkę. Wtedy Neah szybko wyciągnął z kieszeni swój nóż sprężynowy i spróbował dźgnąć nim niebieskookiego. Tamten zdążył zrobić unik, a ostrze tylko przecięło nogawkę w jego spodniach. Richardes jeszcze raz kopnął bruneta po czym wyrwał mu nóż i rzucił w kąt pokoju.
Kozaczymy, co? - uśmiechnął się z pogardą. - Z takim małym nożykiem na mnie? Aż mi ubliżasz. Uniosłeś na mnie broń, co oznacza, że chciałeś mnie zranić. Jeśli chciałeś mnie zranić to zapewne chciałeś mnie zabić, co?
”A żebyś wiedział jak bardzo chcę to zrobić”
- Wiesz, że za to jak i za to co powiedziałeś powinieneś ponieść karę? Najlepiej krzesło elektryczne. Jednak nie zrobię tego. A teraz dziękuj.
Neah zaśmiał się i lekko skrzywił z bólu.
- Nie będę ci dziękować. Nie możecie mnie zabić, bo wróci Nerine i wybije was wszystkich nim minie jedna sekunda. Jednak dalej się jej boisz...
”...śmieciu”
Richardes skrzywił się po czym rzucił w chłopaka pierwszą lepszą książkę.
- Skończ już z tą Nerine! - wydarł się ruszając w stronę wyjścia.
Gdy trzasnął drzwiami, Neah odetchnął po czym liczył sekundy aż mniejsza Devein ruszy się z mokrego od łez łóżka i zejdzie na dół sprawdzając co się stało. W głowie zanucił kawałek piosenki Pink Floyd.
All in all it was just a brick in the wall.
All in all you're just another brick in the wall.
All in all you were all just the bricks in the wall.*


[Campine] Dzień 9, wieczór.

Nerine rozejrzała się po obozie kończąc piosenkę. Wraz z Peterem, którego nienawidziła, przenieśli kłody i rozpalili ogniska. Jak się dowiedziała, robili tak od początku Nowego Świata. Dziewczyna dopiero co wniosła do obozu nazwę świata pod kopułą, chociaż jeszcze wielu rzeczy nie wiedzieli. Nerine spojrzała na dzieciaki siedzące na kłodach ułożonych w okrąg oraz na ognisko w centrum. Brakowało im instrumentów, a jedyna osoba potrafiąca grać na gitarze zniknęła wraz z Travisem. Nerine zaproponowała by pośpiewali sobie po czym sama śpiewała. Znała wiele piosenek. Na początek zaśpiewała kilka piosenek Pink Floyd w tym Another brick in the wall, po czym zaczęła śpiewać piosenki U2 z ich pierwszych pięciu płyt. Wiedziała, że dzieciaki nie rozumieją o czym śpiewa, ale jednak kontynuowała. Raz śpiewała o samobójstwie, śmierci, morderstwach, elektrowstrząsach, pacjentach z psychiatryka, bombach atomowych, uzależnieniu od heroiny, morderstwie Martina King'a, wybuchu wojny jądrowej, stanie wojennym, intencji wojska w Salwadorze, strajku górników, o psychicznym mordercy ogarniętym obsesją 'dłoni miłości'. Jednak też śpiewała o sprawach wiary, sytuacji politycznej, sposobie życia oraz o pojęciu miłości i codzienności. Nikt w obozie nie mógł zaprzeczyć, że Nerine nie śpiewa cudownie. Gdyby tylko wcześniej zajęła się śpiewaniem, a nie trafianiem do poprawczaka...
Brunetka zaczęła śpiewać piosenkę Mothers of the Disappeared. Kilka dzieciaków zaczęło płakać.
- Północ, nasi synowie i córki
Zostali odcięci i zabrani od nas
Posłuchaj bicia ich serc...
Słyszymy bicie ich serc
W wyciu wiatru
Słyszymy ich śmiech
W szumie deszczu
Widzimy ich łzy.
ich serc...
Devein uśmiechnęła się i kontynuowała. Na jej kłodzie siedziała, ona, Finnick, Maya, dwójka innych dzieci i Lou. Mała kotka leżała obok swojej właścicielki po lewej, a mała Maya siedziała po prawej stronie mając głowę na kolanach Nerine. Dziewczyna pogłaskała ją lekko dalej śpiewając. Nie była pewna czy śpi czy tylko leży. Peter przy okazji gdzieś zniknął. Zapewne poszedł do swojego bungalowu. Nerine skończyła śpiewać i spojrzała na dzieciaki. Nadal widziała smutek w oczach wielu. Nie dość, że stracili rodziców to jeszcze domy. Możliwe, że ich rodzeństwo poszło na wojnę i zginęło. Jak mogła do tego dopuścić? Westchnęła i zaczęła przegrzebywać utwory w głowie. Wtedy znalazła piosenkę z Igrzysk Śmierci, która na dobre zapadła jej w pamięć. The Hanging Tree.
- Czy ty, czy ty
Przy drzewie się pojawisz
Gdzie powiesili mężczyznę
Co troje ludzi zabił
Dziwne rzeczy się tu zdarzyły
Przed obcymi obaw nie miej
Spotkajmy się o północy
Na wisielczym drzewie

Zielonooka uśmiechnęła się smutno i zaczęła kolejną zwrotkę spoglądając na Tony'ego i Effy. Za dwadzieścia minut chłopak powinien mieć piętnastkę. W głowie miała miliony propozycji co się z nim stanie. Zdała sobie sprawę, że nie wie nic. Westchnęła i spojrzała na ciemne już niebo. Zamierzała spowolnić czas najbardziej jak mogłaby, by tylko zobaczyć co się stanie z Tony'm. Była gotowa na wszystko. Wiedziała, że musi jako pierwsza poznać prawdę.
Nerine zaczęła śpiewać trzecią zwrotkę spoglądając na zabandażowany kawałek dłoni. Kilka godzin wcześniej chwyciła mały nożyk i przejechała po niej ostrzem. Nawet ją to nie bolało. Brała tak wiele leków przeciwbólowych, że ból był ledwo wyczuwalny. Może to nie była sprawka leków, a umysłu. Skoro przeżyła ból wydłubywania oka, to lekkie zacięcie musiało być niczym.
Dziewczyna spojrzała na dzieciaki po wykonaniu piosenki. Chwilę potem napiła się trochę wody z butelki i znowu zaczęła śpiewać za namową dzieciaków bez użycia słów.
Brunetka na chwilę się skrzywiła na myśl rozmowy przez krótkofalówkę. Neah nadal jej nie odpowiedział. Miała ochotę się popłakać chociaż nadal śpiewała. Nie mogła zrozumieć dlaczego to ciągle robi. Wytarła oczy skrawkiem bluzki i skończyła bisować. Pogłaskała śpiącą Lou i spojrzała na Tony'ego.
Piętnaście minut do końca.

* W końcu były to tylko kolejne cegły w murze
W sumie jesteś tylko kolejną cegłą w murze.
W końcu to wszystko było tylko cegłami w murze.

Pink Floyd – Another brick in the wall part 1-3


~ Post dla wytrwałych xD


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Wto 18:58, 19 Cze 2012, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Wto 19:07, 19 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 10, (10 lipca), poranek.

Lacie przyglądała się przez chwilę śpiącemu Ethanowi. Potem nakarmiła dziewczyny.
Sama nie mogła nic przełknąć, za to rzuciła się łapczywie na butelkę, upijając dwa łyki.
Oparła się o ścianę, przymykając oczy.
- Oto Tabaluga, dzielny Tabaluga... - zanuciła cicho. Siedząca koło niej Sophie zachichotała.
- Zuch i chwat, choć taki maleńki, chce ocalić wielki świat.
- Taaa, szkoda, że nie nas. - warknęła Lacie, przygryzając wargę.
Parę minut później obudził się Ethan i spiorunował je wzrokiem.
- Nie możecie dać człowiekowi spać? - mruknął.
Sophie uśmiechnęła się lekko, a Lacie zamyśliła się. To ona ciągle przekonywała ich, że stąd wyjdą... Jednak czy tak naprawdę wierzyła w Jaydena? Czy ktokolwiek był na tyle głupi by wierzyć w kogoś takiego jak Jayden? Powstrzymała uśmiech.
Nie, Jayden odpada, ale Percival...
- Ethan... Pamiętasz Mzuriego? - zapytała nagle, ujrzawszy w swojej głowie obraz lwa.
- Ten jasny lew, który zawsze wesoło podskakiwał na twój widok? Pamiętam.
Lacie uśmiechnęła się.
Ciekawe, czy Danowi się spodoba.
- Ten dzień, w którym wymyślaliśmy mu imię, wydaje mi się taki odległy.
Siedziała przez chwilę w milczeniu.
- Lacie? - Sophie spojrzała na nią, trochę zmartwiona.
Zdała sobie sprawę z tego, że cała się trzęsie.
- Rose... - wyjąkała i parę łez spłynęło po jej policzkach.
Jednak nie było to dużo. Zrozumiała, że wyczerpała swój limit na płacz.
Teraz rozpalała ją wielka wściekłość, tylko dodająca jej sił.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Wto 19:54, 19 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:22, 19 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 9, popołudnie – Lisa
Dziewczynka przechadzała się po mieście z myślą o ostatnich wydarzeniach.
„Trzeba uporządkować dzieciom wiedzę.
Mam nadzieję, że nasze „sweet girls” nie poległy na wojnie.
Właściwe to wszyscy są rządni krwi.”

Po czym udałą się na pobliską ławkę i wyjęła kartkę.
Jak się macie? Tak nie zginęła na wojnie. Bóg jest zemną.
Wojna, wojna i po wojnie. Grantville górą.
Cóż dzielnie walczyliście., jednak zdało się to na nic. Ale nie płaczcie.
Zajmijmy się naszymi pupilkami.
Warp, jak się trzymasz? Zaczniesz ratować swoją księżniczkę z wieży… tfu getta?
Nie radzę.
Całe szczęście, Lacie i Ethan są razem! Alleluja! Jezus nad nimi czuwa!
Nie wszyscy mieli tyle szczęścia co wy.
Leme, siostra Lacie – Rose i brat Nei – Lean. Ich oraz wszystkich poległych uhonorujmypustą linijką. Pokój ich duszom.

Wojna jest okrutna.
Wojna jest zła.
A ja ciągle patrzę.
Patrzę i patrzę

JA”

Po czym z jeszcze większa ostrożnością rozłożyła kartki po mieście i patrzyła jak rozchodzą się z rąk do rąk. Teraz przepisywane.

[MT] 9 lipca, wieczór – Thea

- Jay, Jay, Jay. Little Jay – śpiewała sobie pod nosem Thea. Pociągnęła kolejny łyk.
„Mam ich dość! Mam ich do cholery dość!”
Wpadła w szał i zaczęła niszczyć wszystko co miała pod ręką. Wazony, szklanki, całą kuchnię i salon. Zeszła na dół i zobaczyła kanistry z benzyną.
„Bingo!”
Rozlała trochę benzyny w piwnicy. Weszła na górę i zaczęła polewać nią wszystko. Dokładnie oblała schody, a później pomieszczenia na dole.
Zabrała jakaś kartkę, kilka butelek które jej pozostało oraz zapałki. Na papierze napisała:
Fuck you, Jay.
Przykleiła samoprzylepna kartę na bramie. Podeszła do otwartych na oścież drzwi. Odpaliła zapałkę i wrzuciła ją do środka. Ruszyła w stronę ulicy, a budynek stawał w płomieniach.
„Wszystko to co dajesz do ciebie wraca.”
Sama w to nie wierzyła, jednak niektórym trzeba było dawać nauczkę.
Jak najszybciej oddaliła się od miejsca pożaru. Po kilkudziesięciu minutach bezsensownego chodzenia zapukała do jakiegoś domu. Nikt nie otworzył. Popchnęła lekko drzwi ujrzała chłopaka leżącego na posadzce.
- Cholera, kto ci to zrobił? – spojrzała na jego zakrwawiony nos. Poznała go. Rozdawał jedzenie razem z Nerine. - Pomogę ci wstać. pociągnęła go za ramię. Ten podniósł się. Zaprowadziła go na kanapę. Z torby wyjęła wódkę. – To może trochę boleć – po czym polała mu na nos trochę alkoholu i wytarła jakimiś chusteczkami. Ten jedynie zasyczał. Z góry zeszła dziewczyna.
„Nerine?”
*trochę później*
Chłopak siedział ze szklanką wody w dłoni a obok niego dziewczyna, która wydawała być się Nerine. W jej włosach Thea’i, jednak coś nie odpowiadało.
- Dzięki – powiedział już czując się dużo lepiej.
– Thea.
- Neah.
– Mam nadzieję, ze się nie obrazicie za to, że się napiję. – wyjęła kolejną butelkę. - Piję. Piję cały czas. Piję całe dnie. A nadal jestem trzeźwa. Czy to nie ironia? Miłość. Nie ma jak twoja ukochana osoba wypuffffnie – przy ostatnich słowach nadęła policzki i wypuściła powietrze – Ale wy pewnie nie wiecie o czym mówię. – pociągnęła kolejny łyk.
- Love, love. Sweet love.
Love, love. F*cking love.
– powiedziała z odpowiednią modulacją głosu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A. dnia Wto 19:33, 19 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin