Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział V
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:13, 28 Maj 2012    Temat postu:

[MT/ przed doem Sophie] Dzień 5 (5 lipca) po 17 – Lisa
Lisa powłóczyła się po Zoo. Freji nigdzie nie było.
„Cóż musi dać sobie radę.”
Gdy mała grupka wyszła dziewczynka poszła za nimi. Odczekała pewien czas i zadzwoniła do drzwi.
Otworzyła jakaś dziewczyna.
– Jestem Lisa. Znajoma Lacie. Martwię się o nią. Mogłabym wam jakoś pomóc, wejść do środka?

+16 (nagość i odnosi się w dużej mierze do seksualności Thea.)
[GV] Dzień 5, przed południem – Thea
Kolejna butelka alkoholu została opróżniona. Chłopak, którem Thea kazała wypi*rdalać właśnie wychodził. Całowała się z nim. Gdy miało zacząć się coś więcej wykrzyczała mu to, że ma się wynosić. Brakowało jej dziewczyny. Jej słodkich ust i zapachu wiśni. Obściskiwania się w krzakach. Karmienia kaczek. Tego jak całowała. To co mówiła. Kochała ją.
Zrobiła to po czym każdy związek by się rozpadł. Zdradzała ją. Dalej nic.
Aktualnie siedziała prawie nago na łóżku paląc papierosa. Nie mogła wychodzić tylko na miasto po świeży ‘żywy towar’, papierosy i alkohol.
Założyła dżinsowe szorty i turkusowa podkoszulkę. Nie zakładała stanika. Przy tym co miała zrobić zabierał by niepotrzebny czas. Wyszła na ulice w żółtych szpilkach. Miała gdzieś co pomyślą ludzie.
Idą przez jakiś czas przez miasto spotkała chłopaka. Pocałowała go w usta. Jakby nigdy nic odeszła. Było oszołomiony. Krzyczał coś do niej, jednak tak nie zwracała uwagi.
Zrzuciła swoją podkoszulkę Była topless.
- GDZIE TY JESTEŚ? POTRZEBUJĘ CIĘ! DO CHOLERY. – szła dalej krzycząc podobne rzeczy. Pojawiło się więcej ludzi. Od czasu do czasu całowała kogoś.
Weszła do sklepu po wino.
- PI*PRZ SIĘ ZE MNĄ!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 20:38, 28 Maj 2012    Temat postu:

[MT, dom Sophie] Dzień 5, około 18. - Warp.

Warp zapukał cicho do drzwi pokoju Sophie.
- Sophie... Wiem, jak się czujesz.
- Wcale nie! - usłyszał stłumiony głos dziewczyny zza drzwi.
- Właśnie, że tak. Nie wiem czy wiesz, ale Lacie uratowała mi życie, drugiego dnia, na placu. - powiedział głośno i poczekał na odpowiedź, której nie dostał. - Wiem, że jest twoją przyjaciółką i...
- Dlaczego cię to nie obchodzi? - zapytała Sophie, otwierając drzwi. - Martwię się o nią, a na dodatek muszę wysłuchiwać waszych kłótni! Zachowujecie się jak...
- Dzieci? - Warp uniósł brwi. - Nie wiem czy wiesz, ale jeszcze jesteśmy dziećmi.
- Już nie. - odparła Sophie cicho. - Odkąd TO się zaczęło.
Musiał przyznać jej rację. Wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Naburmuszona Sophie usiadła na podłodze, a Warp szybko znalazł się przy niej, ujmując jej dłonie w swoje.
- Słuchaj, Brandon nie zna Lacie. Więc pomartwmy się razem... - powiedział i po chwili dopiero zrozumiał, jak to brzmi. Sophie spiorunowała go wzrokiem. - Sorki. Chodziło mi o to, że Lacie jest naszą przyjaciółką i nic mu tu po nim.
Nieprzekonana Sophie skinęła głową niemrawo.
- Jutro wszystko wróci do normy. Pojedziemy po nią, a do tego czasu postaram się żyć z Brandonem w zgodzie, choć wkurza mnie to, jak... Jak na ciebie patrzy. - powiedział i odwrócił głowę.
Jednak Sophie była chyba zbyt przejęta uwięzioną przyjaciółką, by zauważyć jego zmieszanie.
- Tak. Pojedziemy. Ale w jakim stanie ją zastaniemy?
Warp uśmiechnął się.
- To Uzdrowicielka, nie może jej się nic stać.
- Chodziło mi o stan psychiczny. - poprawiła go cicho Sophie.
Warp zmieszał się jeszcze bardziej. Musiał przyznać w duchu, że nie za bardzo przejął się Lacie.
- Możemy porozmawiać o czymś innym?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 20:59, 28 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Dom Sophie] Dzień 5 (5 lipca) po 18

- Możemy porozmawiać o czymś innym? - spytał.
- A co dokładniej masz na myśli?
- Miałem na myśli... - zarumienił się. - Nas.
- Nas? - spojrzała na niego zdziwiona. - Czyli?
Chłopak przysunął się bliżej Sophie.
- Chyba... - nie zdążył dokończyć. Usłyszeli dzwonek do drzwi.
- Ciekawe, kto to? Lepiej zobaczę. - wstała i podeszła do drzwi. - Porozmawiamy później, ok?
- Ok. - usłyszała odpowiedź już zza zamkniętych drzwi.
Sophie zeszła po schodach i ruszyła w stronę korytarza. Kiedy spojrzała w stronę drzwi wejściowych, zobaczyła Rose rozmawiającą z jakąś dziewczyną.
- Jestem Lisa. Znajoma Lacie. Martwię się o nią. Mogłabym wam jakoś pomóc, wejść do środka? - usłyszała.
,,No proszę, proszę. Kto do nas zawitał.''
- Cześć, Lisa. - podeszła do drzwi.
- SOPHIE! - dziewczyna minęła siostrę Lacie i podeszła do Sophie. - Opowiedz mi wszystko, o czym wiesz.
Sophie zaprowadziła dziewczynę do salonu i posadziła na kanapie.
- Dowiedziałam się od Ethana, którego najprawdopodobniej znasz... - uśmiechnęła się złośliwie. - ...że Lacie jest przetrzymywana w Grantville, w jakieś ciemnej piwnicy.
- Co takiego?
- Tak, to niestety prawda. Jutro jedziemy ją odbić i mam dla ciebie zadanie.
Lisa spojrzała na Sophie zdziwiona.
- O co chodzi?
- Chodzi o to, że na czas mojej, Warpa i Brandona nieobecności zajmiesz się moją siostrą i siostrą Lacie. - uśmiechnęła się. - Bo napewno nie pojedziesz z nami.
- A niby czemu?! To jest moja koleżanka. - spytała zdenerwowana Lisa.
- No i co z tego? Nie chcę, żeby się tobie coś stało. Już wystarczająco ludzi jedzie do Grantville.
Lisa wstała i ruszyła w stronę wyjścia.
- No dobra, będę jutro rano.
- Dzięki.
Sophie poszła za dziewczyną i zamknęła za nią drzwi.
,,Ufff''


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 21:33, 28 Maj 2012    Temat postu:

[ZOO] 5 lipca, 5, wieczór.

Wspaniale. Wreszcie dzieje się coś więcej niż przymrażanie gówniarzy.
Ethan przechodził się po ZOO, robiąc ostatni obchód i pojawiając co jakiś czas rękojeść miecza, nad którą lewitowało parę jasno-niebieskich, ziejących chłodem run.
- Prawie kompletny.
Rączka rozpłynęła się, obniżając temperaturę otoczenia o kilka stopni.
McSyer westchnął przeciągle i wrócił na fotel. Z cienia obok budki biletera wyłonił się Sonic.
- Jedziecie jutro do Grantville?
Ethan nawet się nie zdziwił, że Sonic to wie. Ten niebieskowłosy chłopak zawsze wiedział, kiedy nauczyciel jest chory, zwolniony albo nieobecny. Kiedy odbędzie się miejski festiwal, dlaczego Flintfoot'owie przeprowadzili się do Seattle. Ten gość wiedział wszystko, tak jakby w szerokich rękawach swojej bluzy trzymał wszystkie sekrety Michealtown. Do tego magicznym sposobem jego grono informatorów powiększyło się podobno o dzieciaki kursujące między Michealtown a Grantville, a miał nawet podobno kilku mieszkańców drugiego miasteczka na swoich usługach.
McSyer jeszcze 5 dni temu skontaktował się z Sonic'iem - kto pierwszy ten lepszy. Niebieskowłosy obiecał mu najważniejszą i największą część informacji, które uda mu się zdobyć, w zamian za azyl w ZOO i pożywienie. Sonic wiedział nawet idealnie, że klucze do ogrodowego baru znajdują się w kieszeni Ethana.
- Sądzę, że powinieneś wiedzieć, o małym poruszeniu wśród szczęściarzy, nieobdarzonych mocą.
- Wiem, napisy na murach. "Mutanci - won!", i coś w tym stylu.
Sonic potarł przedramię.
- Wiesz, coraz więcej napisów nie napada ogółu... ekhm... was, tylko pojedyncze osoby. Miałem tutaj kartkę...
Chłopak zaczął grzebać po kieszeniach, w końcu wyjął zmięty świstek papieru.
- Mam. 2 napisy - Nea Vane. 4 napisy - Dan Hempel. 8 napisów - nieznani mi mutanci, nawet z widzenia. 13 napisów - wszyscy mutanci. 16 bazgrołów - Grantville.
Ethan wzruszył ramionami.
- I co?
Sonic pociągnął nosem.
- No widzisz, Szkocie. 54 napisy - Ethan McSyer.
Kriokinetyk uniósł brew.
- Aż...
Niebieskowłosy kiwnął głową.
- Aż tak cię nienawidzą. Nie wiem co zrobisz, chłopie, to już nie moja sprawa. Ale coraz mniej cię tolerują.
Ethan kiwnął głową i uścisnął rękę Sonicowi.
- Dzięki, chłopie. Prześpię się, jutro... zresztą, i tak wiesz.
Powrót do góry
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pon 22:15, 28 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville, dom] Dzień 5, wieczór.

-Anarchia, monarchia, siabadabada! - zanuciła chodząc po kanapie.
Nerine pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku. Kage wyjechał, Neah zajmował się Lacie, a jej przyjaciółki wróciły z wycieczek. Cóż chcieć więcej?
Stanęła na kanapie wyciągnęła scyzoryk.
- Rach ciach ciach! obetniemy nóżki! Rach ciach ciach! Odpadną też główki! Rach ciach ciach! Potnę także ciuszki! - darła się na cały głos.
Effy siedziała na dywanie przyglądając się brunetce. Oczywiście miała kilka butelek wina, które i Nerine od czasu do czasu popijała.
- Nery, zaprosimy Laciunię na popijafę?
- Kij z nią! Może sobie nawet zwiewać do swojego miasta leczyć swoich geniuszków! - wydarła się. - Ole, ole, komuś jutro przyfasolę.
Effy spojrzała na nią zdziwiona.
- Cieszysz się z wojny?
- No ba! To będzie piękne! Te rozkrwawione ciała i mała, czerwona Lacie biegająca od trupka do trupka. To będzie chyba równie zabawny widok jak moja siostra wykrwawiająca się na śmierć! Dla Lacie to dobrze, że jest w szpitalu. W innym wypadku dawno by spłonęła.
Effy otworzyła usta i zrobiła wielkie oczy.
- Chcesz zabić Echo? I Lacie?
- Nie rozumiesz. Jestem inna niż ludzie. Obmyślam błyskawiczne plany i używam mocy do tego. Echo się wykrwawia po czym teleportuje się pod ramiona Lacie. Słitaśnie nie? Chyba nie myślałaś, że jestem normalną osobą. Ubóstwiam zniszczenie. To moje życiowe powołanie - zniszczyć Nowy Świat.
Effy wzięła łyk z butelki po czym przetarła oczy.
- To dlaczego chcesz katować swoją siostrę zamiast ją zabić?
- Bo jest mi potrzebna. Taki królik doświadczalny. - wyszczerzyła się.
Nerine znowu zaczęła chodzić po sofie pomrukując dziwne piosenki potem znowu się wydarła.
- Wariatką być, beztrosko żyć! I wino pić i Lacie bić!
Wtedy do pomieszczenia wpadł Chantal z wódką i karabinem, szczerząc się jak wariat.
- Ojej, Chan, jaki ty milutki. Przyniosłeś mi wodę! - pisnęła.
- To dla Effy.
- Jesteś potworny! -wrzasnęła.
Zeszła z sofy i usiadła z nimi na dywanie. Wyszczerzyła się do Chantala i pogłaskała jego karabin.
- Twa broń jest pięęękna! - mruknęła biorąc łyk wódki. - Wystrzał karabinu to coś przepiękneeego!
Effy i Chantal zapewne już zauważyli, że dziewczyna jest już mocno uchlana. Wódka tylko ją dokręciła.
- Nuudzi mi sięę! Gdyby było nas więęcej, moglibyśmy zagrać w buuteelkęęę!
Chantal wybuchnął śmiechem.
- I to niby chłopacy są zboczeni.
Chronokinetyczna prychnęła.
- To co proponujesz, psycho blondynku?
Chłopak wyszczerzył się i przybliżył się do Effy.
- Zagrajmy w grę. - powiedział tonem Jigsaw'a z Piły. - W głupie tańczenie na kinekcie! Zakład o to co zawsze.
Brunetka uśmiechnęła się.
- Okej, ja wchodzę, a ty Effy?
- A o co zakład?
- Zawsze ma jedno i te samo życzenie. Dziewczyna na jeden dzień, ot co!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pon 22:21, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:04, 29 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 5, wieczór – Thea

Dziewczyna siedziała na ławce w parku nadal półnago. Kończyła kolejną butelkę, mimo tego, ze wpiła nieliczoną ilość alkoholu nie była do końca piana. Kontrolowała swoje zachowania i myślała. Może po następnej trzeźwiała z ostatniej?
Wstała i założyła swoją podkoszulkę, która wystawała jej z kieszeni.
Nowy kolor?”
Co z tego, ze dorosłych nie było? Już w Michaeltown sama kładła farby, podcinała włosy, kręciła, prostowała i co tam jeszcze wpadło jej do głowy. Czasem sama dziwiła się, że jeszcze nie była łysa.
Weszła do sklepu, gdzie zawsze kupowała farby. Zabrała zieloną szamponetkę i rozjaśniacz w sprayju.
Wróciła do domu i nałożyła ją na włosy. Po odczekaniu czasu podanego na opakowaniu zmyła pianę. Wyszła jej pełna zieleń. Popsikała wszystko rozjaśniaczem i znów spłukała.
W końcu jest jak ma być!”
Zieleń wyszła lekko rozjaśniona. Nie była pełna. Wyprostowała włosy i lekko je napuszyła. Wygrzebała z szafy cienką biała bardotkę i eksponujący plecy top. Znów ruszyła w miasto. Teraz na cel wybrała największy bar w mieście. Po drodze zabrała czarną lnianą torbę na alkohol.
- Dzieńńń… Tfu, raczej dobry wieczór![ – wpadła rozanielona.
- Kim jesteś? – zapytał głos szorstko. Ona ruszyła w stronę lady, a zarazem w stronę nieznajomego.
- Złotko, raczej nie kim jestem tylko czego chce.
„To ten koleś co obciął jakiemuś palce.”
- Kotynieńku, włóż mi w torbę kilka butelek czegoś mocnego – po czym podała chłopakowi torbę. Thea położyła plecy na blacie, a nogi z żółtym i szpilkami miała spuszczone.
- Kage, zaraz będę gotowa. I możemy jechać Harkness – krzyknął ktoś. Chłopak bez wielkiej chęci wkładał butelki do torby.
- Jedziecie nad Harkness? Z chęcią się zabiorę – uśmiechnęła się promiennie w stronę chłopaka.
- Wybacz, ale to wyjazd w swoim towarzystwie. A to twoja torba – podczas rozmowy nadal promiennie się uśmiechała. Teraz wstała zabrała ‘lnianą reklamówkę’.
– Dziękuje myszko. Tylko mi się nie utop – dotknęła jego nosa i ruszyła w stronę drzwi. Już prawie pociągając klamkę krzyknęła. [b] – Jak coś to jestem Thea! Zobaczysz żabciu jeszcze będzie beze mnie nudno! A i dzięki!
Wyszła na ulice i ruszyła w miasto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Śro 13:01, 30 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 6, ranek

Stali już przy terenówce za wjazdem do Grantville. Kage, Luke, Allen, Katherine... i Effy.
- Więc mówisz, że Nerine wysłała cię ze mną, abym nie zerwał z wami kontaktu? - zapytał telepatki Usagi.
- Dokładnie. - odparła dziewczyna kiwając głową.
Nie kłamie, ale widać że to nie jest główny powód jej wyjazdu.
- Kage, - odezwał się Luke, przykuwając uwagę przyjaciela - weźmy ją ze sobą. Z powodu pożaru nie mamy kompletu.
Usagi posłał tamtemu przeciągłe spojrzenie.
- Ta wiem. Nie ma tu mojej durnej siostry. - parsknął z irytacją, po czym spojrzał przychylnie na Effy.- Dobra. Możesz jechać. I tak brakuje nam jednej osoby.
Japończyk usiadł za kierownicą i odwrócił się w stronę wycieczki.
- To wsiadacie, czy nie?

[Harkness] Dzień 6, przedpołudnie

- Dojechaliśmy.
- Przypomnijcie mi, żeby nigdy więcej nie sadzać tego kolesia za kierownicą. - wycedził Allen. Reszta przytaknęła mu ze śmiertelnie poważnymi minami.
- No przestańcie. Nie było chyba aż tak źle. - wysiadł z samochodu i otworzył bagażnik. - Kto się zgłasza do rozstawiania namiotów? Luke? Effy? Dobra. Ja wezmę przygotuję coś do jedzenia. Hmm. Allen. Weź te dwie torby.
- A ja? - zapytała Katherine.
O Kami-sama. Zawsze o niej zapominam.
- Nazbieraj chrustu, znajdź jakieś dobre zejście do jeziora, zaparkuj samochód pod jakimś drzewem, czy w jakimś innym cieniu. Poza tym mogłabyś...
- Hola! Hola! Nie przesadzasz z tymi zadaniami? - zapytała wyraźnie zirytowana Abyss.
- Ani trochę - odparł krzyżując ręce. - W sam raz dla ochotnika. Zrób to, dobra?
Katem oka zauważył rozbawione spojrzenia Effy i Luke'a.
[b]A im co? Zresztą nieważne. Zrobię żarcie i wtedy zobaczę jak sobie radzą./b]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:22, 30 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 5, późny wieczór

-Jak fajnie! - pisnęła Effy i wskoczyła na kanapę obok Neri. Tymczasem Chantal uruchamiał swojego kinecta. Koleżanka szturchnęła ją w ramię.
-Nie możemy przegrać. Ty wiesz co Chantalek robi dziewczynom? - szepnęła Neri.
Effy pokręciła głową. Wiedziała, że chłopak ma nierówno pod sufitem i nie miała zamiaru sprawdzać jak bardzo. Dlatego wolała wygrać ten zakład.
-Najpierw je dręczy - powiedziała cicho - Potem przekonuje do zostania jednodniową dziewczyną jednocześnie obiecując, że po tym jednym dniu da im spokój. Tak naprawdę jednak dziewczyny przeżywają przez ten czas piekło. A to wszystko po to, żeby przez chwilę się poznęcać, zniszczyć psychikę a potem porzucić!
Effy parsknęła śmiechem sama nie wiedząc czemu. Wyobraziła sobie Chantala podpalającego włosy Jenny i rzucającego nią o ścianę. Tak, Jenny byłaby dla niego idealną dziewczyną.
Do pokoju wszedł Neah z nieprzytomną Lacie na rękach. Widząc Nerine, spuścił wzrok.
-Ejj! Jaki chcecie kawałek!? - wrzasnął Chantal
-Co robicie? - spytał Neah.
-Gramy na kinekcie. I ta która z nas przegra zostaje jego jednodniową dziewczyną. - powiedziała Effy.
Skupiła się na myślach Nerine i Neah'a i uśmiechnęła się szatańsko. W jej głowie powoli układał się plan.
-Dołącz do nas. - uśmiechnęła się. - Zmienimy tylko trochę zasady.
Chłopak wydawał się być niezdecydowany, jednak po chwili skinął niemrawo głową i wyszedł z salonu, by zanieść Lacie do piwnicy.
-Dobra! Jak nie chcecie same wybrać to wezmę Rihannę - S&M. - odezwał się Chantal.
-Nie! Ja chcę Wiggle Wiggle! - wrzasnęła Neri.
"A może tak - What is love?" - Effy wysłała mu myśl i czekała na efekt. Blondyn najwyraźniej był na tyle głupi, by uznać to za swoje własne przemyślenia.
-Weźmy What is love! - krzyknął.
Tony wszedł do pokoju niosąc miskę chilli. Za nim pojawił się Bandi, który wesoło merdał ogonem. Najwyraźniej liczył na jakieś psie żarcie.
-Jedzooonkoo! - pisnęła Effy i rzuciła się na chłopaka. Usiadła mu na kolanach i wyrwała chilli, wylewając przy okazji większą zawartość dania na kanapę. Blondyn warknął jakieś przekleństwo.
-Gdybyś poprosiła przyniósłbym i tobie.
-E tam. Dołączysz do gry murzynie? - zapytała oblizując łyżeczkę.
-Świetny pomysł. - Neah pojawił się w drzwiach. Najwyraźniej Lacie ponownie znalazła się już w piwnicy.
-Zmieniamy zasady! - ryknęła Effy. - Teraz wybierzemy dwie jednodniowe pary! Ten kto będzie miał najmniej punktów - zostaje sam. To kto pierwszy? - wyszczerzyła się.
-Ja! - Chantal wyrwał się i zajął miejsce. Gra się rozpoczęła. Chłopak nie był zbyt trzeźwy i po trzech sekundach wywrócił się i zaczął wrzeszczeć przekleństwa. Neri natychmiast do niego podbiegła i odciągnęła go od urządzenia.
-Muahaha! Przegrałeś! Masz 10,100 punktów!
-Ej, to nie fair! Ja jeszcze nie skończyłem! - wrzasnął. - To wszystko przez ciebie!
-Pff, zawsze na biedną chronokinetyczkę zwalasz. To nie moja wina, że się uje*ałeś. To teraz ja! - Neri wyszczerzyła się i zajęła miejsce Chantala.
Tak samo jak chłopak była już ostro pijana i myląc kroki ledwo trzymała się na nogach. Effy obserwowała Neah'a. Zależało mu na tym zakładzie i zapewne zrobiłby wszystko, żeby tylko zostać z Nerine. Miała zamiar tak tym wszystkim pokierować, by jego marzenie się spełniło. Zaśmiała się złowieszczo pod nosem i Tony spojrzał na nią jak na wariatkę. Nie liczyła nawet na to, że Devein spodoba się pomysł spędzenia całego dnia z Neah'em. Neri przewróciła się, gdy z głośników właśnie leciały słowa:
"I give you my love, but you don't care"
Chantal dostał ataku śmiechu.
-No i czego się śmiejesz?! - wrzasnęła dziewczyna podnosząc się.
-Bo tańczysz jak stara baba! I to niesprawiedliwe, bo jak ja się przewaliłem, to mnie ściągnęłaś z tej maty.
Neri zerwała się i zaczęła bić go po głowie wykrzykując przekleństwa. Effy spojrzała na monitor i odczytała wynik
-145,700 punktów!
-Gratulacje. - uśmiechnął się Neah. - Kto teraz? Effy? Tony?
Effy popchnęła Tony'ego uśmiechając się głupio.
-Murzyni przodem!
Chłopak spojrzał na monitor z przerażeniem. Najwyraźniej pierwszy raz grał w coś takiego. Przez kilka sekund stał w miejscu, jednak po chwili zaczął tańczyć. Jak na razie wychodziło mu to najlepiej. Chyba po prostu jako jedyny wśród nich był trzeźwy. Kiedy skończył Effy pokiwała z uznaniem głową.
-Łaał. Jak na pierwszy raz nieźle. 675,900 punktów.
-Pfff, ma tyle tylko dlatego, że nic nie pił! Ja gdybym nie wypił tej butelki to...
-Przymknij się Chantal! Teraz ja! - wyszczerzyła się Effy.
Stanęła na macie przypominając sobie czasy, gdy matka zapisała ją na tańce. Nauczycielka zawsze ją chwaliła i widziała w niej potencjał, ale Effy olewała większość zajęć i została wydalona. Spojrzała na Neri porozumiewawczo. Zaczęła tańczyć. Za każdym razem, gdy choć trochę się chwiała, koleżanka zatrzymywała czas i pomagała jej. Miała wynik niewiele niższy od Tony'ego.
-Yeaah! 666,100 punktów! Kiedy wypełniamy zakład?
-Po wojnie. - mruknęła Neri.
-To teraz ja. - Neah uśmiechnął się szeroko i Chantal uruchomił kinecta. Chłopak stał w miejscu jakby czekając, aż piosenka się załaduje.
-No tańcz głupku! - wrzasnęła Devein.
Neah uśmiechnął się przepraszająco i zaczął tańczyć. Effy roześmiała się na głos. Kiedy skończył miał mniej punktów od Neri. Telepatka wyrwała kartkę z notesu i zaczęła pisać.
1. Tony - 675,900 punktów
2. Effy - 666,100 punktów
3. Neri - 145,700 punktów
4. Neah - 139,437 punktów
5. Chantal - 10,100 punktów

-Chantal odpada, bo ma najmniej punktów. Pary dobieramy od tyłu. Neah i Neri, ja i Tony. - wyszczerzyła się Effy. - Powodzenia na nowej drodze życia! Zawsze wiedziałam, że będziecie świetną parą. - pisnęła i rzuciła się Neri na szyję.
-Nie dziękuj. - szepnęła jej na ucho.
-Zaraz...czyli, że co ja mam niby robić? - warknął Tony.
-Możesz zacząć już od teraz. - wskoczyła mu na plecy. - Łiii! To teraz zabierz mnie do kuchni.
Tony burknął jakieś przekleństwo i zrzucił dziewczynę, która z piskiem spadła na podłogę.
-Mój murzyn mnie nie koochaa!
Wzięła do ręki butelkę po winie i rzuciła nią w chłopaka. Nie trafiła i butelka potoczyła się aż pod ścianę.
-Możemy zagrać w butelkę. - wyszczerzył się Chantal.
-Świetna myśl! Collins idź po resztę. Uwielbiam prawda czy wyzwanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 21:47, 30 Maj 2012    Temat postu:

[GV, szpital] Dzień 5, późne popołudnie/wczesny wieczór.

Ocknęła się z przeraźliwą pustką w środku. Nie do końca wiedząc co się dzieje, zmrugała parę razy i usiadła, podpierając się ręką. Złapała dłonią skraj koszulki, wpatrując się smętnie w napis "Brawo, Lacie".
Lacie? A, to ja.
Dotknęła palcami skroni i skrzywiła się. Pogłaskała się kilka razy sama po głowie i ból zniknął. Jednak coś było nie tak, a Lacie nie potrafiła stwierdzić co.
Westchnęła głośno, chowając twarz w dłoniach.
Jayden. Rzucił mną.
- Super. - jęknęła i usłyszała za sobą ruch. Odwróciła głowę, dostrzegając dziewczynę siedzącą na sąsiednim łóżku. Miała ciemne włosy i było jasne, że jest młodsza o Lacie o dwa, może trzy lata, jednak była dość wysoka, co z początku zmyliło Lacie.
Przyjrzała jej się dokładniej i zakryła usta dłonią.
- Co jest?
- Jeśli dorwę tego, który zakładał ci te bandaże, to zabiję. - Lacie wzdrygnęła się, spoglądając na nią z przerażeniem. - Lacie Vane.
- Amai...
- Usagi! - dokończyła radośnie Lacie. Po chwili zawahała się, nie pamiętając, skąd to wie. Spojrzała na tamtą pytająco. - ... Czy nie?
- Tak, tak, Usagi. - pokiwała głową Amai. - Skąd wiesz?
- Znam twojego brata. - powiedziała niepewnie po chwili i zmarszczyła brwi.
Jak on się zwał?
- Kage? - Amai prychnęła i uśmiechnęła się kpiącą. - To przez niego tu wylądowałaś, czy co?
Lacie uderzyła się ręką w czoło. No jasne!
- Nie. - powiedziała, przewracając oczami. - Był miły.
Amai przyglądała jej się przez chwilę podejrzliwie.
- Jesteś pewna?
Lacie wzruszyła ramionami i wstała z łóżka. Podeszła powoli do Amai i usiadła koło niej na łóżku. Zaczęła rozwiązywać troki z tyłu koszuli szpitalnej. Amai odsunęła się gwałtownie.
- Co ty robisz?
- Chcę wyleczyć twoje poparzenia. - mruknęła Lacie.
- Skąd wiesz, że to poparzenia?
Lacie uśmiechnęła się, nie odpowiadając.
- Uzdrawianie to jedyna rzecz, do jakiej się nadaję. - powiedziała szczerze, przechylając głowę. - Będzie bolało bardziej, jeśli źle się zagoi. Nic nie zrobili z twoimi ranami. - Lacie skrzywiła się i pokręciła głową z dezaprobatą. - Tak jak myślałam, to idioci.
Amai zaśmiała się cicho, a Lacie korzystając z okazji dotknęła jej bandaża.
- Naprawdę nie musisz mi po...
- Uhh. - przerwała jej Lacie. - Twój brat też nie chciał, bym mu pomogła. Nie rozumiem was.
Po kilku namowach Amai w końcu pozwoliła jej rozwiązać bandaże. Lacie zajęła się jej plecami i ramionami.
Zajęło jej to nie więcej niż pięć minut. Wyrzuciła bandaże i uśmiechnęła się.
- Tadam.
- Dzięki. - mruknęła niechętnie Amai.
- Spoko. - Lacie z wielką uwagą zaczęła oglądać ścianę. - A tak w ogóle to gdzie jest Kage? Chciałam powiedzieć mu coś o Jay...
- Wyjechał nad Harkness.
- Oh. - Lacie przeniosła wzrok na swoje białe trampki i uśmiechnęła się. Po cholerę? Miło, że się pożegnał, czy coś. - Dlaczego cię nie zabrał?
- Stwierdził, że nie chce mnie przemęczać, bo wiesz, te poparzenia... - Amai przewróciła oczami.
- Czyli Sailor Moon jest moje. - Lacie parsknęła śmiechem. Amai spojrzała na nią, jak na idiotkę. - Świetnie, druga osoba zna mój sekret.
Siedziały przez chwilę w milczeniu, podczas gdy Amai dotykała swoich wyleczonych ramion.
- One są na serio białe? - zapytała w końcu Amai, spoglądając na nie ciekawie.
Lacie dotknęła kosmyka włosów.
- No nie do końca białe... Poza tym dlaczego rozmawiamy o włosach? Lepiej powiedz mi, czy ktoś stoi za drzwiami i mnie pilnuje.
- Nie wiem. - odparła Amai, wzruszając ramionami.
Lacie przyjrzała jej się po raz kolejny.
- Dobrze, że pozwoliłaś mi się wyleczyć. Ale wy nie jesteście masochistami, co nie?
- Gdy widziało się morderstwo swoich rodziców, chyba niektóre nieważne rzeczy przestają cię ruszać. - odparła szczerze.
Lacie otworzyła usta, jednak po chwili je zamknęła. Bez namysłu przysunęła do siebie dziewczynę i objęła ją przyjaźnie, choć ta kręciła się z początku niespokojnie.
- Ile ty tak właściwie masz lat?
- Dwanaście.
Usłyszała kroki na korytarzu i głos Neaha. Puściła Amai i błyskawicznie znalazła się na swoim łóżku.
- Tak czy inaczej, do zobaczenia, Amai, choć wątpię. Długo w grantville nie zostanę, ci mali egoiści z Michaeltown potrzebują Uzdrowicielki i jeśli znajdzie się ktoś z bólem główki, od razu postanowią po mnie przyjechać. - uśmiechnęła się do niej i opadła na łóżko. - A udając znów nieprzytomną, przynajmniej nie będą zawracać mi dupy.
Zamknęła oczy i niedługo potem uniosła się, niesiona przez Neaha.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Śro 21:48, 30 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Śro 22:33, 30 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 5, późny wieczór.

Nerine wyszczerzyła się. Przez cały czas miała plan. Wpierw wywaliła Chantala za pomocą mocy by nie wygrał, a potem pomagała Tony'emu i Effy. Podejrzewała, że i Effy coś knuje, lecz zignorowała to. Wiedziała, że z Chantalem chodzić nie chce, a Tony i Effy muszą być razem. Został jej Neah. Wiedziała, że tego chce Effy, wiec czemu nie?
Spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się.
- Świetna myśl! Collins idź po resztę. Uwielbiam prawda czy wyzwanie.
Wtedy brunetka wybuchnęła śmiechem.
- Widocznie nigdy nie grałaś w butelkę. Zazwyczaj gra się na całowanie, ale mam ochotę na co innego. - uśmiechnęła się.
Devein wstała z miejsca i pognała do sypialni Neah'a po czym przyniosła aparat.
- To aparacik dziadziunia! Nie ma bata, robię zdjęcia każdej parze! Musimy to uwiecznić, kurde!
Neah spojrzał na nią zdziwiony. Podbiegła do niego i wcisnęła mu butelkę z wódką po czym zrobiła zdjęcie.
- Dla potomnych!
Dziewczyna spojrzała na Effy i wyszczerzyła się.
- Zrób nam wspólne zdjęcie! Zróób!
Effy uśmiechnęła się.
- Czemu nie?
Dziewczyna stanęła obok Neah'a i zmusiła go do objęcia jej ramieniem.
Błysk fleszy.
Schowała się za chłopakiem i zrobiła mu palcami 'uszy królika'.
Kolejny błysk.
Uśmiechnęła się miło.
- Włącz kinecta! Chcemy podansić! - wrzasnęła do Chantala.
Effy zaczęła się turlać po ziemi nadal trzymając aparat.
- Może potańczycie przy normalnej muzyce?
Neri skinęła głową. Neah się zarumienił po czym został pociągnięty na środek salonu.
Kolejne minuty minęły niczym sekundy.
Jedyne co wyrywało ją z transu to błyski fleszy.
- Już starczy, reszta idzie. - mruknął Chantal.
- Cicho tam! Świetnie im idzie! - wydarła się Effy.
Grupka w składzie Tony, Lily, Hayley, Travis i Des zeszła na dół. Wtedy do mieszkania wpadła Deborah. Szybko odciągnęła Neri na ubocze.
- Co się dzieje? Wytłumaczysz mi tą szopkę sprzed południa czy nie?! I czemu gracie w butelkę beze mnie?! - wydarła się.
- Wytłumaccyęm ciii, jak otcześwieję. - wymruczała.
- Nerine, upiłaś się?! Co to za święto?!
Do dziewczyn podeszła upita Effy z aparatem. Nerine skrzywiła się. Nie lubiła gdy jej się przeszkadza.
- Foćka! - krzyknęła trobiąc zdjęcie dziewczynom. - Neri chodzi z Neah'em! Neri chodzi z Neah'em!
- A ty z Tony'm! - wydarła się odchodząc w stronę salonu. - Zagrajmy w butelkę!
Grupka spojrzała się na nią z lekkim zdziwieniem w oczach. Widocznie nikt nie uświadomił ich w co będą grać.
- Więc gram ja, Effy, Des, Deb, Hayley, Lily, Travis, Neah, Chantal, Tony i pies. - mruknęła licząc w myślach osoby. - Brakuje mi jednego chłopaka, ale to się załatwi! Póki co, to pomyślcie nad pytaniami, bo gramy w butelkową prawdę i wyzwanie!
Brunetka zachwiała się po czym ruszyła w stronę drzwi. Zamierzała zgarnąć jednego ze swoich znajomych. Pomału przeszła przez ulicę po czym zanurzyła się w lesie domów. Po kilku chwilach wyszła przed poszukiwanym domem z literką 'P'. Weszła do niego bez pukania i wleciała do salonu. Na podłodze leżał Louie.
- Nerine? - zapytał.
- No oczywiściem, żem jam! - mruknęła. - Gramy u mnie na chacie w prawdę i wyzwanie i pomyślałam byś przyszedł.
Blondynek spojrzał na nią swoim spokojym wzrokiem. Zauważyła, że jego blond loczki opadaja na niebieskie zwierciadła zwane oczami. Nawet był ładny i pogodny. Wiele razy zastanawiała się jak taki pogodny dzieciak mógł trafić do zakładu poprawczego.
- Dobrze, ale wpadam tylko na godzinę, bo jutro z rama mam patrol.
"Patrol? Powinieneś mieć wolne przecież! Cóż za pracowity chłopak. Powinien coś dostać w prezencie, ale co?"
- Ale wiesz, że to gra w butelkę? Wiesz, jeśli chcesz, to mogę trochę kantować by na ciebie nie wypadło w całowaniu, oke?
Skinął głową po czym został ciągnięty przez ulicę przez upitą brunetkę. Kilka sekund postem stał w salonie pana Devein'a.
- Mamy komplecik! No to gramy! - pisnęła. - Ale bez zbyt zboczonych wyzwań i pocałunków proszę! - powiedziała, wiedząc, że owa zasada za długo nie wytrwa.
Cała grupka, czyli dwanaście osób usiadło w okręgu. Naprzeciwko Nerine siedział Neah, a obok niej Effy i Deborah, która już zdążyła trochę wypić. Nerine jako pierwsza kręciła butelką. Nikt się nie zdziwił gdy wypadło na Neah'a.
- Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Przytul kolejną osobę wylosowaną przez Świętą Butelkę!
Dziewczyna zakręciła butelką i wylosowało Effy. Chłopak wstał z miejsca i podszedł do ciemnowłosej po czym ją przytulił po przyjacielsku.
- Ohh, jak słitaśnie! Teraz ty Effy!
Przez dłuższą chwilę gra szła jak wcześniej. Bez zboczonych wyzwań jak i pytań. Do czasu.
Nerine została wylosowana i tym razem musiała odpowiedzieć na pytanie Chantala.
- Czy uważasz, że pistolety TT są lepsze od pistoletu WIST-94?
- Oczywiście! - odpowiedziała zauważając, że resztę nudzą gadki o pistoletach. - To losuję!
Butelka zakręciła się aż w końcu wylosowała Tomy'ego. Nerine zaśmiała się pod nosem. Zanim zadała pytanie, usłyszała odpowiedź.
- Wyzwanie.
- Całujesz się z kolejną osobą!
- CO?! Mówiłaś bez zboczonych jak i pocałunków!
- Kłamałam! - zaśmiała się szyderczo.
Gdy butelka znowu zaczęła się kręcić, Nerine poczekała aż zwolni po czym zatrzymała czas. Naturalnie ustawiła butelkę szyjką do Effy. Włączyła czas. Kilka sekund później wyrwała aparat Effy i zrobiła zdjęcie cudownej parce. Od tamtej pory gra przybrała błyskawiczny obieg i co chwila ktoś robił zdjęcia. Najwięcej wyzwań było oczywiście z pocałunkami. Zazwyczaj była to zemsta za to, iż wcześniejsza osoba dała te wyzwanie.
Po dwudziestu minutach gry praktycznie każdy miał swój pocałunek. Z wyjątkiem Neah'a. Cały czas brał prawdę co trochę denerwowało resztę, chociaż zadawanie coraz bardziej prywatnych pytań zaczęło się im podobać. Jednak według Nerine najlepszą parką była Effy i Tony. Specjalnie co chwila robiła im zdjęcia. Miała nadzieję, że jak wytrzeźwieją to nie powieszą ją za te zdjęcia.
Nerine spojrzała na grupkę i wstała z miejsca.
- Głoodna! Idę po sałatkę owocową. - powiedziała i wyszła do kuchni.
Chwilę tam siedziała szukając owoców. Spojrzała na sałatkę i uśmiechnęła się.
"Muahahaha, upijemy wszystkich!"
Sięgnęła po butelkę wódki i zaczęła nalewać ją na sałatkę owocową. Chwilę potem ruszyła do salonu, lecz zatrzymała się za ścianą i zaczęła podsłuchiwać.
- Neah, odpowiedz! - wydarł się głos Effy.
- Męczysz! Przecież możesz to wyczytać! - krzyknął brunet.
- Oj, no weź! Wszyscy chcemy wiedzieć!
Chłopak coś warknął cicho, a Effy się zaśmiała.
- Może by tak pełnym zdaniem?
- Tak, do cholery! Mam ci wyznanie miłosne wydukać?! - wydarł się.
Grupka parsknęła śmiechem/ Effy najwidoczniej śmiałą się najgłośniej.
- Jesteś przezabawny. Kręcisz!
Nerine ruszyła się zza ściany i zajęła miejsce kładąc przy butelce miskę upitych owoców.
- Częstujcie się bracia i siostry! - burknęła i sama chwyciła garść owoców.
Zaczęła opychać się truskawkami po czym reszta zrobiła to samo. Nawet Neah zaczął jeść tą upitą sałatkę. Uśmiechnęła się i wtedy Effy się nad nią nachyliła.
- Neah patrzy ci się na usta. - szepnęła.
- No co ty nie powiesz!
- Ciii! Bardzo mu zależy na wyzwaniu z tobą, może tak zaczniesz kantować by był szczęśliwy?
Dziewczyna pokręciła głową.
- W żadnym wypadku!
Reszta gry minęła nudno. Nerine porobiła kilka zdjęć po czym zaczęła chodzić po domu w poszukiwaniu żelków. Kochała je. Reszta grupy też się rozbiła, a niektórzy zrobili sobie mini imprezy w innych częściach domu.
Louie dorwał Neri w kuchni.
- Twoje owoce są niedobre. - mruknął - Tak w ogóle muszę z tobą pogadać o Jay'u.
Nerine spojrzała na niego zdziwiona.
"Tylko nie to. Nie psuj mi humoru spawami zawodowymi"
- Co zrobił?
- To.. on. - szepnął. - To on mnie tak poranił dwa dni temu.
Nerine spochmurniała mina.
- Że jak?! Ten dupek cie poranił?!
"Za*ebie go"
Louie skinął głową.
- Tylko nie mów mu, że powiedziałem, to...
- Louie, gdy ja z nim skończę to on nawet nie będzie oddychał.
Odwróciła się na pięcie i pognała do swojego pokoju po piżamę. Gdy wróciła, Louie'go nie było już w tym domu.
Dziewczyna ruszyła przez salon i spojrzała na Effy leżącą na kanapie i Tony'ego wżerającego sałatkę.
- Hej ludziska! Nie mam jednego zdjęcia do kompletu! Weźmiesz ją na barana?
Effy usiadła na kanapie, a Tony dowlekł się do niej i usiadł na czworakach. Ciemnowłosa zawiesiła się mu na szyi i wyszczerzyła się wesoło.
- Dalej murzynku, dalej! - krzyknęła po czym chłopak się poderwał.
Chronokinetyczka uśmiechnęła się i zaczęła robić zdjęcia.
- Brawo! Jesteście boscy! Tak dalej! - wrzasnęła za odchodzącymi do kuchni. - To ja lecę! Do wytrzeźwienia!
Dziewczyna odwróciła się z psychopatycznym uśmiechem.
- Muahahaha, mam sałatkę! - krzyknęła zabierając miskę z ziemi.
Wtedy zauważyła, ze Neah przygląda się niej z końca pokoju.
- Muuu! - zawył.
- A tobie co znowu?
- Upiłaś truskffki. Jesteś złą osobfą! - mruknął.
- No nie, ty też? To była tylko odrobinka... Masz słabą głowę. - mruknęła bardziej do siebie.
- Kantowaałaaś! - wydarł się.
- Nie gadam z pijakami! W ogóle idę na piżama party, więc pamiętaj by mi otworzyć jutro.
"Ta, zapamięta chyba po moim trupie"
Sięgnęła po długopis leżący na szafce, po czym napisała mu wielki napis na ręce 'Uwolnić rano Neri z piwnicy'.
- I dobrze. - powiedziała do siebie - A teraz zejdź na dół i mnie zamknij.
Chłopak posłusznie powlókł się za nią. Chwilę potem sturlał się ze schodów, a Neri zarechotała.
- Czego się ryjesz, noo!
Chwilę potem chłopak wspiął się na górę i objął dziewczynę w pasie.
- Zaraz i ty polecisz!
Zaśmiała się uroczo.
- Nieźle się uchlałeś! - zaśmiała się ponownie po czym chłopak przechylił się do przodu - Nie, Neah! Puszczaj już!
Chłopak zaśmiał się i rzucił się wraz z nią na schody. Nerine wrzeszczała jak opętana całą drogę na dół, a brunet wybuchał śmiechem. Na koniec jazdy po schodach, Nerine upadła na ziemię, a chłopak na nią.
- Kurde, idioto, odbiło ci? Jestem przez ciebie cała w siniakach!
Chłopak zszedł z niej i podał jej rękę.
- Nie becz, do wesela się zagooooi! - zawył.
- Lepiej otwórz te drzwi nim ci przetrząsnę twarz. - mruknęła.
Chwilę potem drzwi stały otworem.
- Proszę Lady Devein. - powiedział chyląc się jak sługa.
- Pijak. Lepiej przynieś mi miskę owoców. - warknęła.
Chłopak pognał na górę schodów po czym przyniósł upuszczoną przez dziewczynę miskę, piżamę i kilka ubrań.
- Ależ proooszę!
Nerine rzuciła kilka przekleństw pod nosem.
- Dobra, to do jutra.
Dziewczyna zapaliła światło. Lacie spała spokojnie na łóżku. Nerine odetchnęła z ulgą i zostawiła ubrania z owocami na stole po czym ruszyła z piżamą do łazienki. Był tam prysznic, chociaż leciała z niego zimna woda. Nerine szybko się obmyła po czym przebrała siew piżamę. wcześniej przejrzała się w małym lustrze wyliczając nowe siniaki.
- Debil.
Ruszyła do pomieszczenia zabierając ze sobą ciuchy i zamykając łazienkę. Zauważyła, ze Lacie już nie śpi.
- Czego chcesz?
- Nie wkurzaj się księżniczko, przyszłam zrobić ci piżama party.
- Jeny, jesteś serio jakaś niekumata? Waliłam twoją głową w słup, a ty wciąż wracasz?
- Co do słupa to był nawet miękki, chociaż mam guzy. Na szczęście grzywka sprawia cuda, co nie? A i sałatka którą ci przyniosłam jest z wódką jakby co. - rzuciła. - Pytasz się czemu wracam?
Nerine rzuciła się na kanapę rzucając Lacie czyste ubrania i kładąc na ziemi owoce.
- Bo jesteś moją przyjaciółką. - powiedziała obdarzając ją najlepszym uśmiechem jaki mogła wykonać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 20:08, 31 Maj 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:47, 31 Maj 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 6, wczesny ranek

Effy obudziła się z ogromnym bólem głowy. Otworzyła oczy i natychmiast je zamknęła czując jak oślepia ją światło. Nie była w swoim pokoju, lecz na kanapie w salonie. Naprzeciwko niej spał Chantal tuląc butelkę i karabin.
"Urocze."
Ześlizgnęła się z kanapy jednak nie zdążyła nawet zrobić jednego kroku, gdy się o coś potknęła. A raczej o kogoś. Tony leżał na podłodze i mruczał przekleństwa. Effy weszła do jego umysłu. Kiedy wczoraj Nerine urządziła pijacką imprezę tylko on był w miarę trzeźwy. A przynajmniej mniej od niej. Powoli przeczesywała myśli z przerażeniem odkrywając fakt istnienia jakiegoś zakładu. Blondyn przewrócił się na drugi bok z zamiarem ponownego zapadnięcia w sen. Wyszła z pokoju i pobiegła boso do kuchni. Przy stole siedziała już Nerine.
- Witam, witam. - wyszczerzyła się.
Effy wymruczała jakieś powitanie i usiadła obok Devein. Nalała sobie soku do szklanki i natychmiast wypiła całą jej zawartość.
- Boże, nic nie pamiętam. - powiedziała patrząc na Nerine. - Co się wczoraj działo?
Koleżanka uśmiechnęła się szerzej i nalała brunetce soku.
- Wstałaś dosyć wcześnie więc mam dla ciebie zadanie. Pojedziesz z Kage'm nad Harkness.
- Tia. No to co się działo wczoraj?
- Mówię serio. Potrzebujemy łącznika.
Effy westchnęła i wypiła sok. Pokiwała głową na znak, że się zgadza.
- Cudownie! - klasnęła w dłonie - W takim razie przypomnę ci wczorajszy dzień. Mi też trochę zajęło zanim się połapałam co się działo, ale jednak. No więc był zakład. Graliśmy na kinekcie, Chan przegrał, a ty i Tony zostaliście parą.
Effy zakrztusiła się sokiem. Neri natychmiast wstała i podbiegła do niej klepiąc ją w plecy.
- Nie martw się. Ja jestem z Neah'em co jest jeszcze gorsze.
- Jak dla kogo. - mruknęła dziewczyna.
- Oprócz tego graliśmy w butelkę. Wszyscy. A Tony'emu wypadło wyzwanie i musiał się z tobą całować...
Effy wypluła sok i spojrzała na nią z przerażeniem.
- Chyba sobie żartujesz. - powiedziała ocierając usta rękawem. - Uhh, ale zawsze jest nadzieja, że nikt niczego nie pamięta. W końcu nieźle się upiliśmy wczoraj...
- ...dlatego właśnie zrobiłam zdjęcia. - wyszczerzyła się Neri i pokazała jej aparat.
- Co!?
Effy chwyciła urządzenie i zaczęła przeglądać zdjęcia. Na kilkunastu pierwszych zdjęciach była Neri z Neah'em. Potem do zdjęć dołączyła Deb i Chantal, a reszta fotek była już całkowicie różna. Dessy przytulająca Doga, Deb i Chantal tańczący makarenę, Dessy pijąca wino, Hayley całująca się z Travisem, Deb podpalająca Neah'owi włosy, Lily wżerająca jakieś podejrzane owoce, Hayley tuląca się do Travisa, Lily przytulająca Chantala, Chantal strzelający w butelki po wódce, Dessy bijąca Chantala po głowie, Lily próbująca tańczyć z Tony'm, Neri z mrocznym uśmiechem i miską owoców, Tony popijający kolejne piwa, Dessy łażąca po stole itp. Na zdjęciach była również Effy. Prawie na każdym z nich się śmiała bądź przytulała Tony'ego. Na jednym ze zdjęć razem z Des wyrzucała Chantala przez okno. Najgorsze jednak było zdjęcie jej pocałunku z Collinsem. Effy zauważyła, że na żadnym z tych zdjęć Neri nie całowała się z Neah'em. A przecież cały czas próbowała ich ze sobą zeswatać.
Dziewczyna zatkała ręką usta i upuściła aparat. Neri zatrzymała czas i w ostatniej chwili go złapała.
- Zamknij mnie z Lacie w piwnicy! Tam mnie nikt nie znajdzie. - powiedziała błagalnym tonem łapiąc ją za rękę. - Ta cała popijawa będzie się za mną ciągnąć do końca mego marnego życia!
- Nie panikuj tak. Poza tym nie pokażę Tony'emu zdjęć.
- Dzięki! - pisnęła rzucając się jej na szyję.
- To jedziesz w końcu czy nie? - zapytała Devein.
Effy spojrzała na nią nic nie rozumiejąc.
- Harkness! - wrzasnęła jej do ucha. - Pakuj się, za godzinę musisz tam być.
Dziewczyna biegiem rzuciła się w stronę schodów. Zabrała małą walizkę i spakowała kilka najważniejszych rzeczy. Po chwili znów zbiegła ze schodów mijając po drodze Tony'ego i Des.
- To ja spadam! Do zobaczenia...sama nie wiem kiedy! - krzyknęła na pożegnanie.
- Jeszcze dzisiaj do was wpadnę! - wrzasnęła Neri z kuchni.
- Zamknijcie się! - Neah stanął w korytarzu z niewyraźną miną.
- Jak uroczo. Neah'uś ma kaca. - powiedziała Effy i roześmiała się. Wyszła z domu głośno trzaskając drzwiami.

[Harkness] Dzień 6, przed południem

Dojechali nad Harkness. Effy próbowała się przespać w samochodzie jednak nie do końca jej to wyszło. Kage jeździł prawie tak jak jej ciotka, z tą różnicą, że nawet nie musiał patrzeć na znaki drogowe. Dziewczyna co chwila miała wrażenie, że się o coś rozbiją. Kiedy byli na miejscu Kage rozdzielił im zadania. Effy postanowiła pomóc Katherine. Zaparkowała samochód w cieniu i razem z nią zaczęła zbierać chrust. Usagi przygotowywał w tym czasie jedzenie. Przez jakiś czas obie szły w milczeniu.
- Po co właściwie z nami pojechałaś? - zapytała w pewnej chwili dziewczyna.
Effy wzruszyła ramionami.
- Nerine powiedziała, że potrzebują łącznika i wysłała mnie tu. A właśnie. Jaki jest cel tego wyjazdu? Bo nie mogę tego zrozumieć. Zbliża się wojna z Michaeltown, a my siedzimy sobie nad rzeczką. To dla mnie nie ma większego sensu.
- Kage ci nie powiedział?
Effy pokręciła głową.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 17:49, 31 Maj 2012    Temat postu:

[GV - piwnica] Dzień 5/6, noc.

- Bo jesteś moją przyjaciółką. - powiedziała Nerine, uśmiechając się od ucha do ucha.
Co ty pieprzysz.
- Śmierdzisz. - odpowiedziała Lacie. - Narąbałaś się sałatką owocową, chore. Z kim ja tu siedzę.
- Wcale się nie narą...
- Przyjaciele nie zamykają ludzi w piwnicach. - wycedziła Lacie, przerywając jej. - Przyjaciele nie próbują cię udusić. Wymieniać dalej?
- Przyjaciele nie ukrywają przed tobą tego, że są zieloną buką.
- Że co? - Lacie postukała dłonią w głowę, spoglądając na nią, jak na idiotkę. - Wiesz, ty także masz dużo wspólnego z zielonym, kurde.
- Hę?
- Nie byłam aż tak pijana pierwszego dnia w piwnicy, więc mi się nie zdawało. Zobaczyłam ciebie, zielone światło i straciłam przytomność, wpadając na półkę z butelkami wina. Jak mi to wyjaśnisz, hm?
- Przynajmniej nie jestem zieloną buką! - odparła Nerine, szczerząc się wesoło.
Lacie westchnęła.
- Co tam tak u was wesoło, tak w ogóle?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 17:54, 31 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Czw 18:53, 31 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville - piwnica] Dzień 5/6, noc.

- Co tam tak u was wesoło, tak w ogóle? - spytała Lacie.
"Za dużo nas zbukowanych"
Dziewczyna pokiwała głową.
- Tak! Dzięki mnie Effy chodzi z Tony'm!
Lacie przechyliła głowę jak piesek, a jej włosy zaczęły zwisać w dziwny sposób.
- Nasza Effy z Michaeltown?
- Tak, nasza Effy. No i do tego wywaliła Chantala przez okno i strzelał do butelek po wódce swoim karabinem! Ahh, jej siostra i lekarzyk ślicznie wyglądali!
Lacie westchnęła i potrząsnęła lekko Devein.
- Może opowiesz od początku?
Skinęła głową.
- Więc najpierw zrobiliśmy mini imprezę i mieliśmy grać n a kinekcie w tańczenie. Był zakład o to, że jeśli a lub Effy przegramy to przegrana będzie dziewczyną Chantala. No i przyszedł Neah niosący ciebie, a potem Tony, no i zmieniliśmy reguły. Ta osoba, która przegra zostaje bez pary, a reszta dobiera się w pary według miejsc na przykład jedynka z dwójką i tak dalej. Oczywiście używałam wiesz czego i trochę oszukałam dla dobra reszty! Chantal został sam, a Effy dobrała się z Tony'm. Mi został niestety Neah. Cóż, to tylko jednodniowa para i to na dodatek później. Tak czy inaczej spróbuję przeciągnąć czas związku Effy. - mruknęła podając Lacie aparat.
Blondynka uśmiechnęła się do Nerine i zaczęła przeglądać zdjęcia.
- Wiedziałam, że tak skończycie. - szepnęła jakby mówiła do ducha.
- To ty patrz, a ja opowiadam dalej. Tony poszedł po resztę, a ja z Neah'em robiliśmy sobie zdjęcia. Potem zaczęliśmy grać w butelkę w prawdę i wyzwanie. No i oczywiście doszło do pocałunków. Trochę oszukiwałam i swatałam Tony'ego z Effy, ale przyznaj, że są uroczy! Kontynuując poszłam zrobić owocki i raczej wtedy wszyscy odlecieli. Deb podpalała włosy biednemu Leaderowi, a siostra Effy tuliła się z naszym lekarzem, który według mnie jest beznadziejny. Wygląda na to, że Chantal miał powodzenie u dziewczyn. Niektóre go całowały, inne tuliły, jeszcze inne ciągały za włosy, niektóre go biły, a na koniec Effy i Des zrobiły to co ja planowałam od dawna czyli wywaliły go przez okno. Niektórzy nawet tańczyli na stole, chociaż ja tam wolę zdjęcia pocałunków.
Lacie uśmiechnęła się przeglądając zdjęcia i chwilę potem oddała dziewczynie aparat.
- Wiedziałam tu wiele parek. Czemu ty i Neah się nie ca.. - zaczęła.
- Nie zasłużył! - wydarła się. - Zrzucił mnie ze schodów i mam teraz sińce! Do tego chyba próbował zarywać do Deb o ile się nie mylę. Po butelce się obraził i poszedł w kąt sobie poEMOwać. On jest dziwny. Nie nadaje się na sługę. - wybełkotała.
- Biedny Neah. Wytrzymać z tobą, brr. - wycedziła Lacie.
Nerine uniosła głowę jakby została urażona po czym odwróciła się do Lacie plecami co było rodzajem focha z powodu ostatnich słów. Chwilę nie odzywała się.
- Lacie, co to znaczy, że chłopak w grze na prawdę i wyznanie wybiera tylko prawdę? Effy zadała mu jakieś pytanie, ale niedosłyszałam, a odpowiedzią było coś w rodzaju "Tak, cholera. Mam ci wyznania miłosne recytować?!". Bo to trochę dziwne, a Effy już gdzieś uciekła, a rano będzie mieć kaca, wiec nic mi nie powie, a ja nadal nic nie wiem...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 18:55, 31 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 19:53, 31 Maj 2012    Temat postu:

[GV - piwnica] Dzień 6, noc.

- To przecież oczywiste. - prychnęła Lacie. - Aleś ty niedomyślna.
- Jak to? - Nerine zamyśliła się, jednak i tak pokręciła głową, spoglądając na nią pytająco.
Lacie westchnęła cicho.
- Zapytała Neaha, czy cię kocha.
Nerine wpatrywała się w nią przez chwilę, po czym zaczęła wsuwać owoce w rekordowym tempie.
- Podobno miały być dla mnie. - mruknęła do siebie Lacie.
- Zawsze dużo żrę, gdy się denerwuję! - obroniła się Nerine, sięgając po kolejne.
- Radzę ci się w nim nie zakochać. - powiedziała nagle Lacie. - Ojoj, znów włącza się moja filozofia.
Nerine przełknęła i odsunęła od siebie sałatkę.
- Dlaczego?
- Bo nie warto. - odparła Lacie, uśmiechając się złośliwie. - Poza tym w ETAP-ie wypuścisz Neaha z domu, a za rogiem dorwie go jakaś zielona buka, choć podejrzewam, że to tylko twój wymysł.
- Nienienienie. - wybełkotała Nerine. - Jaki kurde ETAP?
Lacie sięgnęła po niebieski notes i otworzyła go na okładce, podając następnie brunetce.
Nerine przyjrzała się rysunkowi Clarissy dopracowanego i przerysowanego na okładkę przez Lacie.
- Dlaczego elektrownia jest po środku? - Nerine wskazała palcem punkt z małym napisem ELEKTROWNIA.
- Bo jestem matematycznym geniuszem. - powiedziała nieskromnie Lacie, a Nerine skrzywiła się usłyszawszy coś o matmie. - Wszystko obliczyłam.
Nerine przyglądała się przez chwilę mapce narysowanej w okręgu.
- Koło Michaeltown są pola uprawne i przeróżne sady, a niedaleko farmy ze zwierzętami i małe domki, które także wypadałoby sprawdzić, bo pewnie mieszkały tam jakieś dzieci. Z drugiej strony bariera zaczyna sę przy górach Regnards.
- Ymm. - Nerine wskazała głową napis pod mapką.
- ETAP, to nazwa do mojego użytku. - zastrzegła Lacie. - Człowiek siedzący tyle czasu w piwnicy zaczyna się nudzić.
- Ale co to znaczy?
- Ekstremalne Terytorium Alei Promieniotwórczej. - powiedziała Lacie i parsknęła śmiechem równocześnie z Nerine.
- No tak, mamy elektrownię. - zachichotała w końcu. - A wracając do naszej rozmowy, to masz całkowitą rację.
- To z miłością?
Nerine skinęła głową.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 19:53, 31 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Czw 20:10, 31 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Dom Sophie] Dzień 6 (6 lipca) wczesny ranek

Obudziła się i odrazu spojrzała na zegarek.
,,Cholera, miałam się obudzić godzinę temu.''
Wstała i szybko pobiegła do łazienki. Przebrała się w czarne rurki, czerwone trampki za kostkę, białą bokserkę i czerwony sweterek. Po cichu zeszła na dół i odrazu skierowała się do salonu. Na sofie siedzieli już Warp i Brandon.
- Dzień dobry. - powiedział wesoło Warp.
- Cześć. - usiadła koło chłopaków. - Zjedliście już jakieś śniadanie?
Obydwoje pokręcili głowami. Sophie wywróciła oczami i ruszyła do kuchni. Przygotowała kanapki z pomidorem i ogórkiem.
- Wystarczy?
- PEWNO! - krzyknęli razem i rzucili się na śniadanie.
,,Gorzej niż dzieci.''
Kiedy już zjedli śniadanie, usłyszeli dzwonek do drzwi.
- To chyba Lisa. Idę otworzyć. - wstała i skierowała się w stronę wyjścia. Kiedy otworzyła drzwi, ujrzała za nimi wspomnianą dziewczynę.
- Hej, Sophie. - powiedziała wesoło i weszła do domu.
- Dzięki, że przyszłaś. - poszła za Lisą do salonu.
Dziewczyna odwróciła się w stronę Sophie i zrobiła zamyśloną minę.
- A miałam jakieś inne wyjście?
Sophie nic nie odpowiedziała. Pokazała dziewczynie, co gdzie w domu się znajduje i pożegnała się z nią.
- Pamiętaj. Gdybyśmy nie przyjeżdżali nawet przez 3 dni, zostań tu. Proszę.
- Nie martw się, damy sobie radę. - dziewczyna puściła oko do Sophie.
- Dzięki.
Kiedy rozmawiali, z góry zeszła Emily.
- SOPHIE!
Dziewczyna odwróciła się i w ostatnim momencie złapała swoją siostrę.
- Ty głuptasie. - roześmiała się. - Kocham cię.
- Ja ciebie też!
Sophie poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.
,,Nie rycz, idiotko.''
- Przyjedziesz, prawda? - spojrzała na siostrę i zobaczyła na jej ślicznej twarzyczce smutną minę.
- Ależ oczywiście, kochanie. Nigdy cię nie zostawię, obiecuję. - pocałowała Emily w jej małe czółko.
Postawiła siostrę z powrotem na ziemię i zwróciła się do chłopaków.
- Na nas już czas.
- Tak... jedziemy. - odparł Brandon.
Cała trójka wyszła z domu i ruszyła w stronę zoo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin