Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział XII
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 21:25, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 107 (15 października) przed południem.

- Kolejna ofiara. Gaiaphage, ty seryjny prawie że zabójco! - zawołała Lacie.
Jak gdyby przed chwilą nie leżała na podłodze, zakrwawiona.
Zachichotała, spoglądając na zdumiony wyraz twarzy Kayli.
- Ona umrze!
- Ale ja jestem głodna. - Kayla spiorunowała ją wzrokiem. - No dobra.
Pobiegła (nie, nie wywaliła się!) do samochodu i wyciągnęła z niego Alyssę.
- Ojoj. Z główką niedobrze.
- Bądżże poważna.
- Pomóżcie mi ją przenieść. - rozkazała Lacie. Kayla chwyciła Alyssę pod pachy, a Lacie za nogi. Podczas drogi Uzdrowicielka zauważyła że czerwonowłosa dziwnie się jej przygląda.
Zapomniałam o jej mocy.
- Twój humor... Nieco mi miesza w głowie... - wyznała Kayla, marszcząc brwi i wchodząc po stopniach do domu. Na szczęście nie musieli przenosić jej przez korytarz, jako że za drzwiami wejściowymi znajdował się od razu duży salon. - Szczęśliwa. Smutna. Rozbawiona. A potem załamana.
Położyły Alyssę na kanapie w salonie. Lacie wzruszyła ramionami, a potem przyłożyła dłoń do rany po postrzeleniu.
- To wina wspomnień. Mieszają mi się w głowie.
Dlatego niedługo poproszę Neaha, by wyczyścił mi całą pamięć. To będzie całkiem fajne. Choć pewnie będzie mi przykro rezygnować z niektórych...
- Biedna Aly. - mruknęła, zajmując się jej głową. - To musiało boleć.
Kayla spojrzała na Alyssę z troską. Lacie zerwała się, wybiegając nagle z pokoju. Wróciłam z pudełkiem tabletek.
Alyssa otworzyła oczy.
- O, Lacie, dzięku... - Lacie wepchnęła jej do buzi dwie tabletki nasenne i Alyssa opadła z powrotem na poduszki.
- A to po co? - zapytała Kayla.
- Nie widziałaś tabliczki przy drodze? Szpital. Mój szpital i moje zasady. A ona ma spać przynajmniej dwie godziny. Jak Josh, go także nafaszerowałam lekami.
Nagle trzasnęły drzwi.
- Lacie, reszta została jeszcze w Michaeltown, a ja przywiozłam ci wegetariańskie na wynos! - zawołała Reed.
Kayla parsknęła śmiechem, siadając koło Alyssy.
- Dzięki, Lacie.
- Zawsze do usług. - powiedziała cicho Lacie i wstała, by odnieść tabletki do łazienki.
Nagle drzwi otworzyły się. Intruzi weszli, przechodząc obojętnie obok zdumionej Reed.
Lacie przyjrzała się szybko przybyłym. Chłopak albinos, dwie dziewczynki i nie kto inny, jak Kage Usagi.
Pudełko tabletek wyślizgnęło jej się z dłoni, uderzając o ziemię.
- Witaj Sailor Moon.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 21:34, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:44, 05 Lip 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 107 (15 października), południe - Matson

Dziewczyna połknęła tabletkę i ignorując wczesną porę, położyła się na kanapie, czekając, aż tabletka nasenna zadziała.
Chwilę później jej oddzielone jestestwo stało na progu domu Lacie. Matson zmarszczyła brwi. Jeszcze nie do końca panowała nad tym, gdzie ją 'rzuci', ale czuła, że uzależnia się od swoich duchowych skoków w inne miejsca. Teraz wytrzymywała kilkadziesiąt minut, a jej najbliżsi znajomi, którzy wiedzieli o jej mocy, zdążyli się przyzwyczaić, że często zostawia dla nich list lub napis. "Zabawne. Mogą przejść przeze mnie jak przez powietrze, nawet mnie nie widząc. Mogę łazić przez ściany, ale jeśli zechcę, mogę zostawić napis czy list".
Weszła do środka i aż zagwizdała ze zdumienia, widząc tak doborowe towarzystwo.
- Lacie, Robb, Caroline, Reed, Echo, Kayla, Alyssa, znam. Jakiś Japończyk, pewnie słynny Kage, nie znam. Nieprzytomny gościu, białowłosy chłopak, ach, Lacie będzie zachwycona, dwie małe dziewczynki. Nie znam - mruczała do siebie, w czasie, gdy Japończyk przywitał się z Lacie.
Dwie dziewczynki rozejrzały się po pomieszczeniu z niepokojem. Matson uśmiechnęła się, dobrze wiedziała, że jej obecność powoduje niepokojące odczucia, szczególnie u dzieci. "Gdyby były trochę młodsze, albo mniej harde, pewnie zaczęłyby płakać".
Stanęła im na drodze i obserwowała z rozbawieniem, jak przechodzą przez nią jak przez powietrze.
- Uwielbiam to.
Rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś, gdzie mogłaby zostawić napis. Dostrzegła na stoliku plik kartek i długopis. "Najdziwniejsze jest to, że mogę to chwycić, ale już rzucone w kogoś, nie zrobiłoby mu krzywdy. O broni nie wspominając".
Z ulgą stwierdziła, że w zamieszaniu nikt nie zauważył poruszającego się w powietrzu długopisu. Matson czuła, że traci siły i że za chwilę przeżyje nieprzyjemny powrót do swojego ciała.
Strąciła karteczkę, na której widniał napis:
A kuku! Tym razem rzuciło mnie do was. Gdyby Nea wiedziała, pewnie kazałaby mi pozdrowić tę wesołą ferajnę.
M.

wprost pod nogi Lacie.

***

Dwie sekundy później ze zduszonym okrzykiem obudziła się u siebie w domu, by stwierdzić, że pochyla się nad nią Nea.
- Gdzie tym razem? - spytała obojętnie, lewitując paprotkę.
- Dom Lacie - wydyszała zmęczona, ocierając spocone czoło. Vane uniosła brew ze zdziwieniem i odłożyła paprotkę na miejsce.
- A to ciekawe... Co porabia moja chwilowo jedyna kuzynka?
- Hm... Jest tam dość... tłoczno - mruknęła Matson, dziwiąc się, że dostrzegła triumfalny błysk w czarnych oczach Nei. Ta mruknęła pod nosem:
- Wiedziałam, że to nie był przypadek - i wyszła, pozostawiając roztargnioną Matson samą sobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Czw 21:49, 05 Lip 2012    Temat postu:

Jezioro Empathy. 15 października 2012r.


-Po co ci w ogóle ta kurtka.- zapytała Kathy Acceleratora.
Chłopak faktycznie był ubrany w białą kurtkę z futrem na kapturze.
- Bo spędziłem w tym laboratorium dość dużo czasu.- odparł.- Moja odporność nie jest tak dobra jak wasza. Mogę zachorować przy pierwszym spotkaniu z jakimiś bakteriami. To samo się tyczy Last Order.- dodał pokazując dziewczynkę ubraną w taką sama kurtkę.
- Bakteriofob.- podsumowała go dziewczyna. Accelerator spojrzał na nią z ukosa.
Tymczasem Last Order i Concha cały czas szeptały coś miedzy sobą. Nagle Concepcion dmuchnęła w ręce, z których w stronę Usagiego poszybował mały nietoperzopodobny stworek.
- Kage, uważaj!.- krzyknęła dziewczynka.
Mały gacek wylądował na ramieniu Japończyka. Last Order zaczęła się śmiać, złapała Conchę za rękę i znów zaczęły między sobą szeptać.
Accelerator i Kathy zrównali się z Usagim.
- Więc będziemy szli, wzdłuż rzeki, do zakrętu, potem przeprawimy przez nią na drugą stronę tak?- upewnił się albinos.
- Tak.- potwierdził drugi chłopak.- Po to prosiłem cię byś poćwiczył uspokajanie wody. Dzięki temu będzie nam łatwiej.
Szli przez chwilę w milczeniu. Słuchając ciszy. Accelerator powtarzał w myślach ciągi cyfr i wzory... wszystkiego tego nauczył się w te trzy miesiące. Teraz gdy jego kontrola nad wektorami przestała być zaledwie podświadoma i poparta tylko obliczeniami zapamiętanymi z przed pobytu w Instytucie, potrafił szybciej rozpoznawać i niwelować lub wzmacniać wybrane, bardziej lub mniej skomplikowane, siły. To wciąż nie był szczyt jego marzeń, ale świadomość, że mimo pierwszej kreski stał się silniejszy poprawiła trochę jego samopoczucie.

Dom Uzdrowicielki. przed południem 15 października 2012r.

- "Daleko jeszcze" pyta Misaka jękliwym głosem. "Jestem zmęczona i bolą mnie nogi" dodaje Misaka, próbując zwrócic na siebie uwagę.
- Jak dojdziemy to ci powiem.- odparł Accelerator, po czym zwrócił się szeptem do Usagiego. - Kage, ale tak serio, daleko jeszcze? Last Order zaraz mnie doprowadzi do szału...
- Teraz wiesz, co przechodzą starsi bracia na całym świecie.- uśmiechnął się chłopak.- Jesteśmy. -dodał zaraz.
Niedaleko było widać duży, biały, staroświecki dom, do którego prowadziła polna droga, która po jednej stronie miała pole, a po drugiej sad.
Na ten widok Last Order, trzymając Concepcion za rękę, wystrzeliła do przodu.
- To by było na tyle, jeśli chodzi o jej zmęczenie i bolące nogi. (-,-')- powiedział Accelerator. - Ej, stójcie.- zawołał jeszcze za dziewczynkami.

Dogonili je pod samym domem.
-"Czuję się świetnie" mówi Misaka lekko wzdychając.
- Wchodź Usagi, chyba masz prawo wejść pierwszy.- Accelerator przepuścił towarzysza pierwszego. Samemu odwracając się do Misaki, po to by ją zrugać.
Usagi wszedł do domu, a zaraz za nim reszta gromadki. Za drzwiami znajdował się wielki salon, na środku którego zebrało się kilka osób. Chłopak, dwie dziewczyny i ktoś leżący na kanapie.
- Witaj Sailor Moon.- powiedział Usagi, do białowłosej dziewczyny, która odwróciła się, by zobaczyć kto przyszedł.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Czw 22:00, 05 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fester9696
Richard Cobben, I kreska



Dołączył: 03 Lip 2012
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Polana Jednorożców

PostWysłany: Czw 22:08, 05 Lip 2012    Temat postu:

Podczas przeskoku Ryan opóścił swój magazyn z powodu licznych walk ludzi ze sobą, także zmutowanymi zwierzętami czającymi się w ciemnościach. Spakował trochę konserw z magazynu i uciekł z Grantvill. Biegnąc przed siebie znalazł starą szopę na drewno na skraju lasu. Postanowił przeczekać tam jakiś czas. Spędził prawie 3 miesiące trenowania swojej mocy i trzęścia się nocami ze strachu przed mutantami z lasu. Jednak któregoś dnia coś się zdarzyło


15 października 2012 szopa na skraju lasu
TRACH. Nagle szopa zaczeła się trząść i pękać.

- Co sie do ku€£@ nędzy tu dzieje. - wrzasnoł Ryan. Nagle drzwi wyleciały z zawiasów a w progu stał wielki i włochaty wilk chodzący na dwóch łapach, z wielkim pyskiem i kłami ostrymi jak sztylety. Chłopak pomyślał w duchu, że nadszedł czas spotkania ze stórcą, ale pewien głos w jego głowie szeptał " nie poddawaj się, a skoro masz zginąć to zgiń walcząc ".
- Głos ma racje zginę to pewne, ale jeśli nie spróbuje to będę tego żałował. - wyszeptał surfer
Stanął naprzeciw giganta z długim sztyletem w ręku ( który dopiero co ukrztałtował za pomocą swojej mocy ) czekając na pierwszy ruch mutanta. Nie kazał mu długo czekać, rzucił się w jego strone, Ryan z ledwością uskoczył i na ślepo dźgnoł wilka. Stwór zawył przerażliwie i zamachną sie konwulsyjnie łapą trafiają blondyna w policzek, z którego bryzneła krew. Chłopak ośmielony poprzednim celnym pchnieńciem zaatakował ponownie, lecz ku jego przerażeniu wilk nie dał sie zaskoczyć i skoczył na swą ofiare. Australijczyk Upadł na gliniane klepisko, ale nie stracił zimnej krwi, błyskawicznie uformował drugie ostrze, którym rzucił w potwora. Sztylet wbił się wilkowi w noge powalając bestie. I tu jest szansa, niedoszły obiad wilka poderwał sie z klepiska i pognał do drzwi omijając okaleczonego wilka. Biegł ile sił w nogach, jak najdalej od szopy, wilka i lasu pełnego mutantów, biegł całą noc, aż do rana, dopóki na jego drodze nie pojawiła się rzeka. Gdy ją ujrzał zwolnił i zemdlał z przemęczenia........


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez fester9696 dnia Pią 12:55, 06 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 22:16, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom uzdrowicielki] 15 października, Dzień 107, przedpołudnie - Kayla

Kayla co chwilę spoglądała na spokojnie śpiącą Alyssę.
Lacie chyba mówiła coś do Kage'a, ale dziewczynę mało to obchodziło.
"O ludzie, to Gaiaphage?"
Spróbowała sprawdzić nastrój przyjaciółki, lecz niestety zdołała go "czuć" tylko przez kilka sekund.
"Pewnie sen to zakłóca."
Alyssa była mocno zdenerwowana i zagubiona. Ale na czymś jej zależało.
Nagle przypomniała sobie o mocno tragicznej dla niej rzeczy.
Lily, mała dziewczynka, przez którą Alyssa zaczęła się dziwnie zachowywać, ta mała dziewczynka, która uciekała dwa razy, została w samochodzie.
"Boże, pewnie uciekła!"
Pobiegła, rzucając tylko po drodze komuś, że idzie do ośmiolatki.
- Lily! - krzyknęła zdyszana, gdy wypadła z domu.
Dziewczynka jak można się było spodziewać nie została w samochodzie, ale Kayla wciąż ją widziała dzięki czemu mogła ją złapać.
"Tym razem nie uciekniesz."
Ruszyła biegiem za dziewczynką i po chwili ją złapała.
- Chodź.
Pociągnęła dziewczynkę, a potem wsadziła do samochodu i zamknęła na klucz.
"Nie wyjdzie."
Wróciła do domu, lecz niestety Alyssa wciąż leżała na kanapie.
Westchnęła i zaczęła ćwiczyć swoją moc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Czw 22:45, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 107, przed południem.

Kage i Accelerator usadowili się wygodnie na fotelach. Katherine stała oparta o ścianę, a Misaka i Concha poszły zwiedzić mieszkanie.
Lacie posłała mu niepewnie spojrzenie i po chwili zapytała:
- Jak tam Amai?
- Nie żyje - odparł sucho Kage.
Tamta zmieszała się. Zapadła niezręczna cisza.
- Jak umarła?
Odpowiedzi udzielił Accel
- Zjadły ją wielki, białe pająki.
Wszyscy, poza przybyszami z laboratorium, wybałuszyli oczy.
Usagi posłał Lacie przenikliwe spojrzenie.
- Który miesiąc ciąży?
I tym oto pytaniem zwalił ją z nóg.
- Co?! Ja...
- Nie jesteś w ciąży? - zapytał ironicznie Usagi, bezczelnie jej przerywając. - Nie okłamiesz mnie. Dzieciak to odmieniec i wyczuwam jego moc.
Albinos uśmiechnął się pod nosem.
- Jesteś ojcem? - zapytał tamten, ewidentnie rozbawiony. Posłał przyjacielowi wymowne spojrzenie.
- Co się działo podczas tych 3 miesięcy?


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:06, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 107, rano

- Po co wróciłaś?
Des przeglądała jej skromny plecak. Effy miała tam zapasy jedzenia na kolejne dni, kilka ubrań, jakieś kosmetyki i rzeczy osobiste. Do tego oczywiście mnóstwo broni, którą najwyraźniej zwinęła nie tylko z Camprine, ale również z Michaeltown.
- Po nowe słuchawki. Kiedy uciekałam przed wilkami musiałam zostawić kilka rzeczy. Jak wróciłam to słuchawki były zniszczone, a odtwarzacz dość mocno uszkodzony. Najważniejsze, że działa.
Effy zabrała ze stolika przedmiot i schowała do kieszeni. Des przyglądała się jej ze zdziwieniem. Malone wydawała się być inna niż przed dwoma miesiącami.
- Walczysz z tym. - stwierdziła.
- Tak. Muzyka mi pomaga. Ciemność nie wie czym jest muzyka. Nie może tego zrozumieć. Zabawne, jakie to stworzenie jest ograniczone. Wiesz, że podczas tych dwóch miesięcy nauczyłam się tekstów wszystkich tych piosenek na pamięć? Słucham muzyki non stop. Czasami mi to przeszkadza, szczególnie jak jestem w lesie, ale inaczej nie potrafię się bronić.
- Każdy znajduje jakieś rozwiązanie...
- Gdzie Nerine? - przerwała jej.
Des wzruszyła ramionami. Na twarz Effy wstąpił smutek. Miała nadzieję, że porozmawia z Devein. Najwyraźniej jej "przyjaciółka" już dawno uznała ją za martwą.
"Weź się w garść, Effy."
- No cóż, Des... Dopóki jestem sobą możemy wreszcie połazić po Camprine. Dawno tu nie byłam. Widzę, że wiele się zmieniło.
- Nie wiem czy to dobry pomysł...
- Ty tak uważasz. Ale Danielka muszę odwiedzić. Chociaż nie wiem czy jest sens przepraszać go za bliznę, którą i tak mu wyleczyli. Tak na marginesie, sama też oberwałam od niego piorunem i przeprosin nie dostałam. Ehh, a byłby z niego taki śliczny Harry Potter...
- Nie rozumiem...Ty to pamiętasz? Myślałam, że gdy Ciemność przejmuje nad tobą kontrolę to nie jesteś świadoma.
Effy uśmiechnęła się łobuzersko.
- A kto mówi, że byłam wtedy pod jego wpływem? Oczka mi się świecą, fakt, ale to nie znaczy, że on przejmuje kontrolę. Zawsze miałam ochotę postraszyć Danielka i wleźć mu do tej jego pustej mózgownicy. Nawet nie wiesz jak on fajnie piszczy kiedy to robię! - zachichotała.
Des spojrzała na nią jak na wariatkę, jednak nie skomentowała tego. Podała jej paczkę cukierków. Nawet tutaj, w Camprine takie cukierki były rarytasem, który posiadali tylko nieliczni. Effy od dawna nie jadła niczego tak słodkiego i uśmiechnęła się czując jak karmel rozpływa się jej na języku. Dziewczyny wyszły z domku i skierowały się w stronę przyczepy Dana i Deb. Chłopak właśnie siedział przed swoim mieszkaniem i przeglądał zdjęcia na aparacie fotograficznym. Effy uśmiechnęła się diabelsko i podeszła bliżej. Hempel najwyraźniej był zbyt zajęty tym co robił gdyż nie zauważył zmierzającej w jego stronę telepatki. Dziewczyna pochyliła się nad nim szczerząc od ucha do ucha.
- Witaj Danielkuuu!
Chłopak napotkał jej wzrok i odskoczył jak oparzony wypuszczając aparat z ręki. Malone złapała go jedną ręką w drugiej wciąż trzymając swój nieodłączny nóż.
- P-p-poo c-co ci too?! - krzyknął patrząc na ostrze.
- Wyleczyli ci moją bliznę, więc przyszłam zrobić drugą.
Dan odsunął się wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście.
- Jeden ruch, a tak cię walnę piorunem...
- Phi! Ty się w ogóle na żartach nie znasz.
Usiadła na ziemi opierając się o drzewo i zaczęła przeglądać zdjęcia z aparatu. Chłopak obserwował ją podejrzliwie, jednak Effy nie wyglądała na kogoś pokroju seryjnych zabójców.
- Nie powinnaś być w psychiatryku? - powiedział po chwili.
Malone spiorunowała go wzrokiem.
- Lepiej uważaj na słowa. Zawsze mogę ci w nocy tę bliznę dorobić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:21, 05 Lip 2012    Temat postu:

[Dom uzdrowicielki] 15 października, poniedziałek, dzień 107, południe – Josh
Do pokoju, w którym leżał Josh weszła białowłosa.
– Naprawdę dzięki. To było…
- Wiem, wiem. Chore? Nienormalne? Nieludzkie? Paranormalne?
- Coś w ten deseń – uśmiechnął się. – Josh.
- Lacie – przez chwilę milczeli. Oczy chłopaka zaczęły błyszczeć na zielono.
–Chodź do mnie! Teraz!
- Josh, co się dzieje?! – krzyczała. Była przerażona. Patrzyła prostu w jego oczy o nienaturalnej barwie.
–Chodź do mnie!
- Odpi*rdol się!
- CHODŹ DO MNIE! – moment później oczy chłopaka przygasły. A Lacie zaczęła piszczeć. Ból rozsadzał najwidoczniej jej ciało. Po chwili wszystko zniknęło. Josh złapał nóż i zaczął ciąć się po rękach.
- Co ty robisz?! – krzyczała na niego Uzdrowicielka.
- Ja muszę.
- Co musisz?
- Jak muszę – powtarzał jak w transie. – Muszę. – robił to dalej, jednak dziewczyna próbowała wyrwać mu nóż.
- Josh, nie musisz się okaleczać! NIE MOŻESZ!
– Muszę, bo on wróci - zadawał sobie kolejne rany. – MUSZĘ!

[Dom na przedmieściach MT] 15 października, poniedziałek, dzień 107, południe – Alexandra

Dziewczyna obudziła się wśród stosu butelek i opakowań po narkotykach. Można powiedzieć, że obudziła się jak zwykle. Paige nie było. Sara czasem wpadała do niej.
– Siostro, jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś sobie tak puffnąć. Tak po prostu. Od tak. – pstryknęła w palce. Rozsypała na stół kokainę i uformowała ją na kształt uśmiechniętej buźki w kole.
„Poranek z kokainą wydaje się być lepszy.”


[Camprine] 15 października, poniedziałek, dzień 107, rano– Dan

– Tylko nie zapomnij o miotle w zestawie z blizną. – posłał jej ironiczny uśmiech. Wiedział, że czasem Effy dużo gada i mało co się sprawdza. Przynajmniej teraz, kiedy nie była „pod wpływem” ciemności. – I różdżkę z wyciągiem z Malone. – po raz kolejny uśmiechnął się jadowicie. Des stojąca obok zachichotała. – Co tam u ciebie Des?
- Nie licząc tego, że kilka razy zmartwychwstałam to nic ciekawego.
– No tak, teraz przy tobie powiedzenie ‘umarł i zmartwychwstał’ nabiera zupełnie nowego znaczenia.
- Tak jakby. A u ciebie co ciekawego?
- Danielku, pochwal się swoim związkiem z Debcią – uśmiechnęła się zgryźliwe znad aparatu.
– Nic ciekawego. Serio, nic godnego uwagi. – zignorował dziewczynę.
- Ciekawe zdjęcia. Echo wróciła do swojego koloru. Miło, miło – przerwała im dialog i zaraz wróciła do przeglądania zdjęć. Po kilkudziesięciu minutach dialogu między Danem, a Des o jej mocy i innych sprawach Effy oddała mu aparat.
– A teraz Effy robi uśmiech. Ostatnio widziano w normalnym obliczu. – uśmiechnął się jadowicie, jednak wiedział, ze może zbudować z Effy jakaś lepsza relacje. Przyłożył wizjer aparatu do oka i zrobił jej zdjęcia, a następnie Des.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 12:11, 06 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 107, (15 października), południe.

- Josh, ogarnij się! - Lacie spoliczkowała go. - To zawsze działa.
Uleczyła jego rany, wpychając mu do ust parę tabletek nasennych. Otarła czoło i zeszła na dół.
Pieprzony masochista.
I kto to mówi...

- Wszystko już ok? - zapytała zaniepokojona Echo.
On mówił do mnie przez Gaiaphage. - dotarło nagle do Lacie. Wzdrygnęła się.
- Jeszcze jedna osoba, która coś sobie zrobi i się zabiję. - warknęła i przewróciła oczami na widok ponurej miny Reed. - To nie było na serio. Chcecie herbaty? - zapytała, ruszając w stronę kuchni. - Zapomniałam, nie mamy herbaty już od dawna.
- Ja poproszę wodę! - zawołał do niej białowłosy chłopak. Lacie uśmiechnęła się pod nosem i wróciła, podając mu szklankę. Stanęła, nie wiedząc co ze sobą zrobić i szukając sobie miejsca. Po chwili wzruszyła ramionami, siadając na oparciu fotela w którym siedział sobie wygodnie albinos.
- Kage mi cię nawet nie przedstawił. Jestem Lacie Vane. - mruknęła.
- Accelelator.
Lacie przeniosła wzrok na japończyka.
- Pytałeś co się działo podczas tych trzech miesięcy.
Kage skinął głową.
- Nie doszło do większych konfliktów z Grantville, gromadziliśmy zapasy. O, mamy bardzo dobre ziemniaki.
- A u ciebie?
- O, a Warp wyszydełkował Sophie takie super serduszko.
- Fascynujące... - stwierdził Kage, unosząc brwi.
- U nas było wszystko super. - odpowiedziała za Lacie Reed, a Kage dopiero teraz zwrócił na nią uwagę. - Prócz próby samobójczej Uzdrowicielki. - dodała wesoło, a Accelelator opluł dywan wodą.
Lacie prychnęła.
Gdybyście wiedzieli o Ethanie, też zachciałoby wam się umierać.
- Wiadome jest że prowadzę nudne życie. Pytaniem jest co TY robiłeś przez te trzy miesiące. - burknęła Lacie, piorunując wzrokiem Usagiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Pią 13:25, 06 Lip 2012    Temat postu:

Dom Uzdrowicielki. Południe 15 października 2012r.

Atmosfera nieco zgęstniała. Albinos poczuł, że chyba powinien się wycofać z tej sytuacji.
- Przepraszam.- powiedział Accelerator. - Może ja się przejdę.
Chłopak wszedł na piętro w poszukiwaniu Last Order i Concepcion. Znalazł je w jednym z pokoi razem z Katherine. Dziewczynki coś czytały, a Kath się im przyglądała.
- Co robicie?- zapytał.
- Nic. Małe znalazły jakieś mangi, chciały sobie poczytać, sięgnęłam im jedną.- odparła dziewczyna.
- Mangi?- zdziwił się Accelerator.
- Japońskie komiksy.
- Aa. Coś jak pokemony i inne takie... tak?- zapytał przypominając sobie bajki oglądane w dzieciństwie.
- Ta...
Rozmowa jakoś się nie kleiła. Może dlatego, że chłopak ciągle koncentrował się na nowych obliczeniach, które chciał wykorzystać w najbliższym czasie. Mimo to podszedł do półki, na której stały tomiki. Znalazł takie tytuły jak: "Dragonball", "Change 1,2,3", "Kenyuu Denstsetsu Yaiba"itd. Po przejrzeniu, ze zdziwieniem stwierdził, że jest związana ze sztukami walki.
- "Spójrz" mówi Misaka pokazując ci obrazek. "Ten chłopak potrafi przesuwać wiatr!" podniecona Misaka przysuwa książkę do twojej twarzy.
- Nie tak blisko, bo i tak nie będę widział.- powiedział chłopak, odsuwając od siebie zeszyt. Potem spojrzał na obrazek i zauważył coś, co faktycznie zasługiwało na uwagę. Chłopak na jednej z klatek, poprzez szybkie wyciągniecie ręki wywołał mocny podmuch wiatru.
- "Ty też byś tak mógł?" pyta Misaka zaciekawiona. "W końcu potrafiłeś uspokoić wodę w rzece."
Chwila zastanowienia."Jeśli byłbym w stanie policzyć dokładnie wektory... to nie jest nie możliwe. A jeśli odzyskałbym więcej mocy, mógłbym robić z wiatrem jeszcze inne rzeczy, niż tylko zwykłe podmuchy." Accelerator odwrócił się i powoli wyszedł z pokoju.
- "Dokąd idziesz?" pyta Misaka.
- Liczyć.
Przechodząc przez salon chłopak usłyszał, że Usagi rozmawia z Uzdrowicielką. Przed domem nie było nikogo. Tylko pola i sad. Z wnętrza budynku wybiegły za nim dziewczynki, a zaraz za nimi Katherine. Gdy zauważyła, że dziwnie się na nią patrzy, powiedziała tylko:
- To ciekawsze niż siedzenie samemu.
Accelerator stanął w pewnej odległości od jednego z samotnych drzew. Zamknął oczy i starał się wyczuć ruch wiatru, zwizualizować wektory, a wreszcie obliczyć każdą ich wartość i wykonać odpowiednie obliczenia. Po około 3 minutach był gotowy. By stworzyć wzór uniwersalny dla kontroli wiatru musiałby doświadczyć jeszcze innych jego rodzajów, ale do zwykłej próby to mu wystarczyło. Szybkim ruchem ręki popchnął powietrze przed sobą, wytwarzając lekki podmuch. Katherine parsknęła śmiechem. Chłopak spojrzał na nią z ukosa. Poprawił swoje obliczenia i tym razem podmuch jaki wywołał zdmuchnął z drzewa połowę liści.
-"Potrafisz kontrolować wiatr!" zawołała Misaka skacząc wysoko. "Widziałaś Concha? Accelerator kontroluje wiatr!"
- To jeszcze nie kontrola, on go tylko popchnął.- powiedziała Kath.- Ale jestem ciekawa co zrobi, kiedy odzyska choć połowę swojej pierwotnej mocy.
Albinos wykonał jeszcze kilka innych ruchów, starając się zmniejszyć, skoncentrować, lub rozszerzyć tor wiatru.
Po jakimś czasie chłopak stwierdził, że chyba dali Uzdrowicielce i Kage już wystarczająco dużo czasu na obgadanie swoich spraw, i że mogą wracać do domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Pią 13:26, 06 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fester9696
Richard Cobben, I kreska



Dołączył: 03 Lip 2012
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Polana Jednorożców

PostWysłany: Pią 13:35, 06 Lip 2012    Temat postu:

[Brzeg rzeki] Dzień 108, (16 października 2012), przed południe

Ryan podniósł się z ziemii i rozejrzał, przypominając sobie wydarzenia ubiegłej nocy. Stał na piaszczystym brzegu rzeki. Po drugiej strpnie widać było rozległą polanę, dobiegały z niej głosy ludzi. "Jestem uratowany", pomyślał surfer. " Tylko przedostane się przez tą rzeke i pobiegnę w strone z której dobiegają głosy". Chłopak był już gotowy wbiec do rzeki, gdy wyskoczyła z niej zmutowana ryba z szeregiem szpilkowatych zębów w paszczy i nogami podobnymi do żabich.
- O kurŽ@ czy nic tutaj nie jest normalne?! Nawet w wodzie musi być jakiś obleśny, zmutowany stwór?! - wrzasnął z podardą australijczyk.
Nagle Ryan usłyszał wystrzał i stwór rozleciał sie na strzępy
- Możesz z łaski swojej nie drzeć japy? Próbuje upolować sobie obiad, a ty mi zwierzyne płoszysz - Powiedział ze spokojem w głosie chłopak ok. piętnastki, ubrany w wytarte bojówki w kolorze moro, czarnych glanach i wojskowej kamizelce. Twarz miał wydłużoną, szpiczastą brodę, niebieskie oczy i brązowe dredy na głowie, był o jakieś 10 cm niższy od Ryana, ale bardziej postawny i pewny siebie niż blondyn.
- Sorki nie wiedziałem, że tu ktoś jest - Odparł zmieszany surfer.
- Spoko nic się nie stało - Powiedział podając dłoń w geście powiralnym i uśmiechem na twarzy - Jestem Ben Newman i mieszkam w leśniczówce nieopodal jeziora, a ty?
- Ryan Taylor, miło mi cie poznać, a i dzięki że rozwaliłeś tą poj€£@ną krzyżówkę ryby, żaby i piły łańcuchowej - Przedstawił się ściskając rękę nowo poznanej osoby.
- Hahaha, podobasz mi się, to chyba początek pięknej przyjaźni chłopie. A i nie ma sprawy, drobnostka, też ich nie lubie. - Powiedział śmiejąc się Ben - A może pomożesz mi w polowaniu co? W chacie mam jeszcze jedną strzelbę. Zdobyczą podzielimy się na pół. To jak wchodzisz w to ? - Zagadną zachęcającym tonem myśliwy.
- Hym.... Okej też jestem głodny. Tylko jest mały problem.
- A mianowicie?
- Taki, że nie umiem strzelać, nigdy wcześniej tego nie robiłem - Odparł zrezygnowany surfer
- Oj tam nic nie szkodzi nauczysz się, to proste, celujesz i jeb€€u w zwierzaka. Chodź nie marudź będzie fajnie. - Rzekł bojowym tonem Ben ...

[color=darkred]Nie zapominaj o wpisywaniu dnia, a miejsca w nawias Smile No i jak dyslektyka to nieźle ci idzie, nie ma tak tragicznie z błędami, poprawiłam te co były Smile
Sp.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez fester9696 dnia Pią 21:41, 06 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:31, 06 Lip 2012    Temat postu:

[Michaeltown] Dzień 107 (15 października), wieczór

Nea wróciła zmęczona do domu, otwierając drzwi frontowe. Od dawna nie zamykała ich na klucz, toteż nie zdziwiła się, kiedy w salonie zobaczyła jakieś czteroletniego chłopca. "Kto jeszcze nie był u mnie w domu? Chyba sama Hinner", pomyślała przelotnie.
- Hej, mały - mruknęła, kucając przy zapłakanym malcu. - Zgubiłeś się?
- Tak - wychlipał, ocierając oczy. "Mam dość tej odpowiedzialności. Nea to, Nea tamto, Nea, jestem głodny, Nea, zgubiłem się, Nea, gdzie są moi rodzice? Nie dziwię się, że Lacie miała dość", pomyślała ponuro, odprowadzając chłopca do przedszkola. Urządzili je w jednym z pustych biur, których nie brakowało w Michaeltown. Dzieciaki pozbawione domów, często przerabiały je na mieszkania. Po drodze do siebie stwierdziła, że zahaczy o McDonald, zapytać co 'serwują' jutro. Z duszą na ramieniu weszła do środka.
- Hej, Monty. Co...
- ...jutro serwujemy? - dokończył chłopak z kwaśnym uśmiechem. Nea potwierdziła skinieniem głowy. Diaz wraz z bliźniaczką siedzieli na blacie, machając nogami w powietrzu. Isa wzięła głęboki wdech i wyrzuciła z siebie:
- Ziemniaki
- Co takiego?
- Ziemniaki, no i wodę - Nea potrząsnęła głową zdezorientowana.
- Chcecie powiedzieć, że...
- Nic już prawie nie ma. Prócz ziemniaków, starczą na jakieś dwa dni. Na polach uprawnych nie ma nic, były tam jakieś zwierzęta, wystraszyły strażników, jednego pogryzły, nie przeżył. I tak skromne zapasy zeżarły, albo stratowały.
- Co... co to było?
- Wilki. Wielkie jak... Oglądałaś albo czytałaś Grę o tron?
- Taa - mruknęła Nea, przypominając sobie konspirację, z jaką oglądała serial. "To było tylko 3 miesiące temu, a mi się wydaje, jakby minęło kilka lat...". - Pierwszą część i pierwszy sezon.
- No więc... To było jak wilkor. Tylko brzydsze.
Nea wróciła do domu, nie potrafiąc przestać myśleć, co zrobią, kiedy po 2 dniach skończą się im i ziemniaki. Bali się zapuszczać do lasów, od kiedy zaczęły się w nim pojawiać zmutowane zwierzęta, których ofiarą padły już 4 osoby. W oceanie grasowały z kolei dziwne ryby.
"Wszyscy umrzemy. W dodatku z głodu. Albo zostaniemy kanibalami i umrzemy tylko trochę później".

[Psychiatryk] Dzień 108 (16 października), noc - Simone

- Co powiedziałaś? - wyszeptała Simone do ucha Annie, która szlochała, przyparta do muru przez silną Miller. Za plecami dziewczyny Lynette uśmiechnęła się triumfująco. Jej uśmiech rozszerzył się, kiedy Simone przyłożyła jej skalpel do gardła.
- Że... że jesteś...
- Mów - wycedziła.
- G-głupia i że c-chcę stąd iść... - wyjąkała przerażona Annie, kiedy czarnoskóra dziewczyna uśmiechnęła się mrocznie. Zadrżała, kiedy zimne ostrze sunęło w górę jej szyi.
- Nadal chcesz? - wyszeptała jej do ucha Simone. Dziewczyna załkała, a Miller zaśmiała się, wbijając lekko skalpel, zachwycona łatwością, z jaką przecinał skórę i mięśnie. Annie wyła, Lynette się śmiała, a inni pacjenci z przerażeniem obserwowali, jak Simone wycina jej na policzkach swoje inicjały, a potem wbija skalpel w brzuch.
- Dobra robota - pochwaliła ją Weiss, kiedy Annie zsunęła się w dół po ścianie, zostawiając na niej krwawą smugę. - Niewiernych trzeba naginać do swojej woli.
- Zawsze - potwierdziła Catherine z psychodelicznym uśmiechem, ocierając niedbale poderżnięte gardło. Simone patrzyła z fascynacją, jak Annie spędza ostatnie sekundy swojego życia, spazmatycznie chwytając powietrze i błagając ją o litość. Miller odwróciła się, niedbale zlizując krew z chirurgicznego narzędzia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pią 19:41, 06 Lip 2012    Temat postu:

[Las Ross'a] Dzień 107 (15 października) południe

Od godziny spacerowała po lesie wraz z Warpem. Chłopak nie chciał puścić Sophie samej w to miejsce. Zwłaszcza, gdy dowiedzieli się o zmutowanych wilkach.
- Ciekawe skąd się wzięły te zmutowane zwierzaczki, co nie?
Kenneth tylko kiwnął głową i powrócił do rozglądania się na boki.
- No przestań. Przecież nas nie zjedzą. - Sophie zachichotała cicho i szturchnęła chłopaka w ramię.
- Nie byłbym tego taki pewien. Słyszałaś, że już zginęły cztery osoby. I to właśnie przez te urocze wilczki.
Chodź.
- Ku*wa. Znowu przyjaciel się odezwał. - to powiedziawszy, z całej siły uderzyła się prawą dłonią w czoło. - Wyłaź stamtąd, do cholery!
Warp podszedł do Thompson i chwycił ją za ręce.
- Co mówi?
Sophie spojrzała na chłopaka, jak na nienormalnego i wybuchnęła histerycznym śmiechem.
- Co mówi? - nie mogła przestać się śmiać. - Chcesz z nim porozmawiać, że tak cię to ciekawi?
Chodź do mnie, Sophie. Gaiaphage cię wzywa.
- Nie, ku*wa. Nie przyjdę do ciebie, ty chamie! Odwal się ode mnie! Idź sobie ponękać Debcię, kurde.
Głos umilkł.
- Haha, widzisz? To podziałało! Debci napewno będzie miło. - usiadła na trawie. - Gaiaphage to, Gaiaphage tamto. On jest jakiś świrnięty, wiesz? Jakiś na maksa świrnięty. Chyba zaraz, kurde, pójdę do tej groty i go tam odwiedzę. Zrobi mi herbatkę na przywitanie i może poczęstuje ciasteczkami. Jeny, może on naprawdę jest fajny. Ja go tak poprostu oskarżam, a on może się wydać fajnym gościem, nie sądzisz? Wiem! Pójdę tam z tobą i razem wypijemy herbatkę. Bo wiesz, on może lubi towarzystwo, a jak jest taki natrętny to brak mu przyjaciół. Chyba mi go żal. On jest napewno fantastycznym przyjacielem i ja to wiem!
Warp stał jak zamurowany, słuchając dziwnego monologu jego dziewczyny.
- Gaiapghage, mój kochany przyjacielu! Chcę cię spotkać i poznać! Napewno mnie miło przywitasz i może mnie jeszcze przenocujesz na jedną nockę, żebym zobaczyła, jak ci się tam w tej grocie mieszka. Co ty na to, mój stary przyjacielu? Podejrzewam, że jesteś bardzo miłym i sympatycznym gościem. Tak mnie zapraszasz codziennie, a ja cię olewam. Jestem niedobra i nie mam serduszka dla ciebie. Ale poczekaj, niedługo do ciebie przyjdę i sobie porozmawiamy na spokojnie. Niedługo się zobaczymy. - kiedy skończyła mówić, wybuchnęła głośnym płaczem.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pią 19:45, 06 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 21:04, 06 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] 15 października, Dzień 107, popołudnie

Alyssa powoli otworzyła oczy i zamrugała.
"Gdzie ja jestem?"
Po chwili oglądania pomieszczenia, stwierdziła, że jest w domu Lacie.
Kątem oka zauważyła, że jest toczona jakaś rozmowa, lecz nie zwróciła na to uwagi.
- Alyssa, wstałaś już! - krzyknęła Kayla.
- Tak. - uśmiechnęła się Alyssa.
- Wszystko ok?
- Tak, jest dobrze.
- A... No wiesz... Gaiaphage? - zapytała zdenerwowanym głosem czerwonowłosa.
- Chyba dało mi spokój.
- Cieszę się.
Jak przez mgłę zaczęła przypominać sobie co się działo.
"Byłam w górach i wtedy Gaiaphage... Rozwaliłam sobie głowę i się postrzeliłam. Po co?"
Chodź.
"Nie! Zostaw mnie!"
Potrzebujesz mnie. Beze mnie nie przeżyjesz.
"Zostaw mnie, daj mi spokój!"
Po chwili poczuła macki Ciemności owijające się wokół jej umysłu.
Pistolet w kieszeni.
"Czemu mi to mówisz?"
Niedługo później trzymała pistolet w dłoni, celując w Lacie.
Strzelaj.
Całkowicie tracąc kontrolę nad swoimi czynami, nacisnęła na spust.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Pią 22:17, 06 Lip 2012    Temat postu:

Dom Uzdrowicielki. Popołudnie 15 października 2012r.

Accelerator wszedł do salonu w sama porę by widzieć jak dziewczyna leżąca na kanapie celuje w nic nie spodziewającą się Lacie. *Strzał* Albinos ruszył do przodu, zmieniając wektory pod stopami. Odepchnął Uzdrowicielkę na bok i wyciągnął przed siebie rękę, próbując wykonać właściwe obliczenia.
Kula odbiła się od jego dłoni i rozbiła szybę w oknie. Dziewczyna, która strzeliła, stała nie wiedząc co właśnie zrobiła. Upuściła broń i zaniosła się płaczem.
- Kurna, siniec mi od tego wyskoczy.- powiedział Accelerator potrząsając obolałą dłonią.- Usagi przypomnij mi, żebym poćwiczył tego typu obliczenia.- zwrócił się do pobladłego Azjaty, który momentalnie znalazł się przy Lacie.
- Nic ci nie jest?- Kage zignorował prośbę Accela.
- Od kiedy się tak o mnie martwisz? - odparła tamta. - Dzięki.- kiwnęła głową do albinosa.
- Nie ma sprawy.- również skinął chłopak, ciągle machając ręką. - Ale drugi raz taka sztuczka może mi się nie udać.- dodał. " To naprawdę było niebezpieczne, posłałem tą kulę byle gdzie, mogła kogoś trafić, nawet zabić."
Spojrzał na płaczącą dziewczynę, po czym podszedł do niej, ukucnął i zapytał:
- Dlaczego to zrobiłaś?
- To... to mi kazało.- chlipała dziewczyna.
- To?- zdziwiła się Lacie.- Nie mówisz chyba o...
- G... ga...Gaiaphage.
"Gaiaphage? Więc nie jestem jedyny..."
- Wy też to słyszycie?- Accelerator nie posiadał się ze zdziwienia.
Przyprowadź ją.
" No kurna teraz się odzywasz? Cicho bądź!" skarcił głos w myślach. Przez ostatnie dwa miesiące, Gaiaphage próbował go zmusić do przyprowadzenia do siebie Last Order. Za każdym razem Acceleratorowi coraz trudniej jest odmówić, jednak gdy patrzy na dziecko, które jest dla niego jak mała siostra, to zyskuje siłę, której używa do obrony przed intruzem.
- On też ma kontakt z Ciemnością.- powiedziała Uzdrowicielka patrząc na jedno z oczu Acceleratora. Na to, które było zielone.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin