Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział XII
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Sob 19:16, 07 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 108, noc

Czuje że coś przegapiłem.
Coś naprawdę ważnego.

Usagi Kage podniósł się z kanapy i niemrawym wzrokiem przejechał po pomieszczeniu w którym się znajdował.
Szlag! Znów ten sam sen
Otarł pot z czoła, podniósł się z łóżka razem z kataną, którą zawsze trzymał przy sobie i po ciemku dotarł do wyjścia.
Otworzył drzwi i ujrzał Katherine siedzącą na progu.
- Papierosa?
Spojrzał na nią z ukosa na co ona parsknęła jedynie śmiechem.
- Concha mówi żebym nie palił - zaczął sięgając ku paczce. - ale wiem, że to jest ode mnie silniejsze. W tej sprawie jej nie posłucham.
- Kage! To tylko dziecko!
Usagi parsknął cicho pod nosem.
- W wielu sprawach jest mądrzejsza od nas wszystkich. Ona i Last Order - zapalił papierosa. - Poza tym wszyscy bez wyjątku jesteśmy dziećmi.
Tamta uśmiechnęła się lekko, po czym uniosła głowę ku niebu.
- Wiesz, że cię kocham.
Chłopak przytaknął spoglądając na gwiazdy.
- I że nie przestanę, pomimo tego że masz dziecko z tą blondi.
Uśmiechnął się wrednie wyobrażając sobie scenę w której Lacie i Ka ciągną go za ręce. Każda w swoim kierunku.
- Zawsze możesz do mnie przyjść, jakby co...
Spojrzeli na siebie jednocześnie., Ujrzał jak tamta czerwieni się niczym burak.
- Jesteś masochistką.
Zaciągnęli się i wypuścili dym w tej samej chwili.
- Będąc ze mną nie mogłabyś prowadzić ze mną szczerej rozmowy.
Zaśmiała się cicho ponownie na niego spoglądając.
- Pewnie dlatego nigdy nie nalegałam.
- Może i - znowu siedzieli w całkowitej ciszy. Usagi wyjmował już drugiego papierosa, gdy sobie o czymś przypomniał. - A Accel?
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
- Lubisz go, prawda?
Rozbawiło go, że po usłyszeniu tego pytania Abyss zrobiła się jeszcze bardziej czerwona niż wcześniej.
- Dobra, nie odpowiadaj - odparł unosząc dłoń w której trzymał papierosa. - Lubisz dziwnych kolesi i tyle.
Chociaż szczerze mówiąc to zabawne, że w ciągu trzech miesięcy zdołał zdobyć moje całkowite zaufanie.
Bo nie oszukujmy się. Dużo przeżyliśmy w ciągu tych trzech miesięcy.

- Wiesz, ja chyba rozkręcę mój karabin i go wyczyszczę - odparła gasząc peta.
- Leć.
Usłyszał jak zamyka za nim drzwi i powoli dobył miecza.
Pora trochę poćwiczyć. Następny cel: Camprine


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:59, 07 Lip 2012    Temat postu:

[Michaeltown] Dzień 108 (16 października), noc

Nea siedziała na balustradzie okalającej ganek w jej domu, obserwując gwieździste niebo. Stąd słyszała ciche posapywanie śpiącej Emily, która od dawna spała w salonie. "Od kiedy zastałam tam pulsującą kulę energii elektrycznej i kartkę z napisem 'Może kiedyś mi wybaczysz' i podpisem Dana".
- Wybaczyłam mu - powiedziała do siebie, uświadamiając to sobie z zaskoczeniem. Przekręciła się tak, by opierała się o słupek i dalej bezmyślnie gapiła się w niebo. Było cicho. Miasto zasypiało około w pół do czwartej, wtedy cichły wszelkie odgłosy. "Właściwie, nawet tego nie ma zbyt dużo", pomyślała Nea. Czasem z jej domu można było usłyszeć odgłosy zwierząt z pobliskiego ZOO. "Teraz zwierzęta zdechły". Skrzywiła się, kiedy przypomniała sobie zleconą jej trzy dni temu pracę - usuwanie ich trupów. W chłodniach ZOO było całkiem sporo pasz i surowego mięsa, toteż jako tako starczało im na wykarmienie tej garstki zwierząt która nie została zastrzelona przez wygłupiających się nastolatków, albo nie ucierpiała w wyniku obu bitew.
- W tej sytuacji, pewnie będziemy musieli je pokroić i zjeść. Tak samo psy i koty - mruknęła Nea do siebie, zerkając za zegarek. Piąta trzydzieści. Vane zadrżała z zimna. Miała na sobie tylko koszulę z długim rękawem, a było to zdecydowanie za mało. Dziewczyna nie wiedziała, czy fakt, iż są zamknięci pod kloszem, powoduje, że zmiany pogody są niemożliwe. Ewidentnie jednak dzienna amplituda temperatur zmniejszała się, doświadczali też wiatru. Nie uświadczyli jednak fal morskich i ani jednej kropli deszczu.
Nea z westchnieniem ześlizgnęła się z balustrady i ruszyła w kierunku jednego z biur w centrum, gdzie kwaterę główną miała milicja. Musiała podpisać swoją zmianę, odebrać broń (choć i tak nie rozstawała się ze swoją własną) i ruszyć na czterogodzinną zmianę.
- Cześć - przywitała się z Parkerem, który właściwie zamieszkał w kwaterze. Deborah załatwiła go torturami tak bardzo, że poruszał się o lasce. Wziął zatem na siebie kwestię organizacyjną, taką jak rozpisywanie zmian, wyznaczanie stref patroli i dbanie o broń, a także aresztowanych delikwentów.
- Hej. Masz kontakt z Lacie? - spytał, ziewając. Nea zmarszczyła brwi. Nie widziała kuzynki prawie trzy tygodnie.
- Nie. Coś się stało?
- Nie możemy się z nią skontaktować, mamy ciężko ranną dziewczynkę. Bawiła się w zatoce, pogryzły ją jakieś ryby.
"Cudownie."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Sob 22:39, 07 Lip 2012    Temat postu:

Dom Uzdrowicielki. Poranek 16 października 2012r.


"Świetnie" pomyślał Accel. "Idź tu człowieku spać, a rano połowa domowników się zmieni..." Ubyło Kage i Lacie. "Pewnie poszli na rodzinny spacerek." chłopak uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że to nie w stylu jego przyjaciela. Na miejsce brakującej dwójki pojawiły się trzy inne osoby: dwóch chłopaków, bodajże Neah i Glen, oraz dziewczyna Aimee. Po zdawkowym przedstawieniu się i usłyszeniu, że Lacie poszła do miasteczka nieopodal, postanowił wyjść przed dom.
"Ci ludzie są jacyś... nie potrafią usiedzieć na miejscu i w dodatku cały czas są tu jakieś skandale..." myślał siedząc na ganku, dokładnie w tym samym miejscu co wczoraj.
- "Szukałam cię!" powiedziała Misaka, wskakując ci na kolana.
- Tak? A czego chcesz?- zapytał ją Accel.
- "Pfff" Misaka jest zawiedziona twoją reakcją.- dziewczynka nie wyglądała na zadowoloną.- "Chciałam, spędzić z tobą trochę czasu." powiedziała Misaka spuszczając wzrok.
Accelerator westchnął zrezygnowany.
- Chodź zobaczymy co da się zrobić razem.
"To dziecko zmusi mnie do wszystkiego..."
W domu zauważył, że Reed siedzi bezczynnie na kanapie. Uśmiechnęła się na widok Accel'a ciągniętego za rękę przez Last Order.
- Reed, chcesz z nami coś porobić?- zapytał dziewczynę. "Błagam, nie mam pojęcia, czego to dziecko ode mnie chce."
- Pewnie.- skinęła głową.- Może chcesz obejrzeć jakieś anime?- Zwróciła się do dziewczynki.- Mój brat miał sporą kolekcję pirackich DVD.
Reed poszła na górę, poszukać czegoś, co mogłoby się spodobać Last Order.
- "Ona ci się podoba." mówi Misaka pewna swego.
- Nie.- odparł Accel beznamiętnie.
Chwilę po tym dziewczyna wróciła, trzymając w ręku pokrowiec z mnóstwem płyt i czarne płaskie pudełko.
- To powinno zrobić na tobie wrażenie.- powiedziała, wkładając płytę do przenośnego odtwarzacza DVD.- Baterie mogą nie starczyć na długo, ale kiedy Dan znów tu zawita, poproszę by podładował akumulatorki.
Reed wcisnęła guzik, a film się rozpoczął. Według Accel'a nie był to nic specjalnego, ale Last Order była wniebowzięta.
-Pokaz mi swój opatrunek.- powiedziała dziewczyna.
Accelerator bez gadania podał jej rękę. Reed rozwinęła nieco szmatę, ponownie zacisnęła ("AAAAAł") i uśmiechnęła się.
- Co jakiś czas trzeba go zaciskać, jeśli chcesz, żeby ręka nie wymagała operacji, której nie ma kto przeprowadzić.
_________________________________________

Dom Uzdrowicielki. Południe 16 października 2012r.


Zbliżała się pora obiadu. Reed biegała w kółko, między kuchnią a salonem, starając naraz pomagać Kayli, i przygotować stół, który pomieści wszystkich gości, jednocześnie mamrocząc pod nosem.
- Gdyby tylko była tutaj Lacie! Co ona sobie myślała, odchodząc sobie... i w dodatku nikt nie pomyśli, żeby...
- Pomóc?- przerwał jej Accel, za nim stała Katherine.
- To nie tak, że mi się chce.- powiedziała Kat.- Ale Accel powiedział, że jak ci nie pomogę, to nie dostanę jeść.
- Rycerze w lśniącej zbroi...-mruknęła Reed.- Porozkładajcie talerze i sztućce. Choć w sumie nie wiem czy jest sens, mamy tylko trochę ziemniaków.
Kat i Accel wzięli się do roboty. Dziewczyna co jakiś czas spoglądała na albinosa, ale ten nie zwracał na to uwagi.
__________________________________________

Dom Uzdrowicielki. Późny wieczór 16 października 2012r.


Accelerator siedział przy ognisku, które rozpalił przed domem. Starał się włożyć nieopatrzoną dłoń w ogień, jednocześnie kontrolując wzór odpychający. Języki ognia okrążały jego dłoń, jednak go nie parzyły.
- Fajna sztuczka.- powiedziała Kat siadając naprzeciw.
Chłopak natychmiast cofnął rękę.
- Chciałaś, żebym stracił ostatnią sprawną dłoń?- spytał ją.- Dopiero ćwiczę, gdybym szybko nie zareagował, już bym jej nie miał.
- Przepraszam.- dziewczyna odwróciła wzrok.
- Nie ważne.- zbagatelizował to Accel. - Chciałaś coś?
- Tylko pogadać.
Cisza. *sziszszi* (to świerszcz jakby co Very Happy)
- Reed ci się podoba, co?- zapytała Kat.
- Zabawne. Jesteś dziś drugą osobą, która mi to wmawia.- albinos uśmiechnął się pod nosem. Zastanawiało go zachowanie Kat, gdy Usagi był w pobliżu, nigdy nawet nie zamieniła z nim więcej niż jednego zdania. Ale gdy Japończyka nie było, dziewczyna przejawiała czasem drobne zainteresowanie jego osobą.
- Więc jej nie lubisz?
- Lubię... nawet, ale nie w ten sposób.- powiedział.- Nie mam takiej osoby.
- Ah.- Kat wyglądała jakby nieco jej ulżyło, ale też jakby się zasmuciła.
"Co to do cholery, kolejny tani romans Yoshikawy?" pomyślał oceniając sytuację.
- Idę spać. Dobranoc Kat.- powiedział wstając. - Nie nie podoba mi się bycie opcją zapasową.- odwrócił się i odszedł pozostawiając dziewczynę samą.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Sob 23:09, 07 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:44, 07 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 107, wieczór

"Cudownie. Więc aż tak nisko upadłam? Zamiast robić coś pożytecznego, siedzę sobie u Hempela i oglądam filmy na DVD."
Effy prychnęła widząc napisy końcowe. Danielek siedzący obok niej najwyraźniej postanowił zrobić z niej poduszkę. Dziewczyna zepchnęła jego głowę ze swojego ramienia nawet nie starając się być delikatna. Hempel mruknął coś pod nosem, jednak po chwili znów dało się słyszeć jego chrapanie. Deborah westchnęła ciężko i podłożyła mu pod głowę poduszkę. Effy wstała uważając na głowę Nerine i rozprostowała wreszcie nogi. Przeszła kilka kroków po pokoju w poszukiwaniu swojej torby.
Rozejrzała się za Des, która wyszła gdzieś w połowie filmu i nadal nie wróciła. Pewnie poszła z Dogiem na spacer. Malone zaczęła przeglądać szafki w poszukiwaniu czegoś do pisania. W końcu znalazła w szufladzie niezmywalny czerwony mazak.
- Po co ci to? - zapytała cicho Deb.
- Obiecałam, że to zrobię, jak mnie będzie wkurzać.
Effy nachyliła się nad Danem i wymalowała mu błyskawicę na czole. Zachichotała i oddała mazak Deb.
- Długo nie będzie mógł tego zmyć. Możesz mu przekazać moje pozdrowienia.
Wyszła cicho zamykając drzwi i wróciła do swojego chaletu. Przejrzała szafki kuchenne z radością zauważając, że są zaopatrzone w jedzenie na kilka dni. Z tego co mówiła Des, Peter pomagał z rozdawaniem żywności. Złowione ryby przechowywali wypatroszone i pokrojone w zamrażarkach. Dzięki połowom oraz uprawom z pól mieli jedzenie na kolejne miesiące. Codziennie każdy dostawał przydział żywności. Pilnowano by nikt nie otrzymał dwóch porcji i żeby nie marnowano jedzenia. Nie groził im głód, przynajmniej na razie.
Ktoś otworzył drzwi i wszedł do mieszkania. Effy uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, kto za chwile przekroczy próg kuchni.
Zgodnie z jej oczekiwaniami chwilę później Tony pojawił się w drzwiach. Zaskoczony spojrzał na Malone wciąż bawiącą się pistoletem.
- Effy? Jak się cieszę, że...
Nie dała mu dokończyć. Gwałtownie wstała z krzesła i ruszyła w jego stronę.
- Ty chamie! Gdzieś ty był jak mnie opętało?! - wrzasnęła i zamachnęła się na niego ręką dając mu z liścia.
Tony złapał się za palący policzek śmiejąc się kpiąco.
- Silna jesteś. Ostatnim razem bolało mniej.
Effy spojrzała na niego nic nie rozumiejąc. Chłopak wciąż się śmiejąc poszedł do lodówki wyjmując z niej butelkę coli i usiadł przy stole. Dziewczyna po chwili wahania stanęła obok wymyślając na niego nowe przekleństwa.
- Nie nudzi ci się to?
- Niby co?
- Ta złość na cały świat.
Prychnęła opierając się o ścianę i patrząc na niego wyzywająco.
- A tobie?
- Zmieniłem się.
- Właśnie widzę. Zostałeś rybakiem. - wręcz wypluła to słowo. - Marny rybak. Nic nieznaczący.
Chłopak wstał i złapał ją za nadgarstek ściskając z całej siły. Malone zacisnęła zęby wpatrując się w niego z wściekłością.
- Puść mnie. - wycedziła. - To boli. Puść.
Tony uśmiechnął się złośliwie łapiąc za drugi nadgarstek i przyciskając ją do ściany. Effy syknęła kiedy uderzyła o coś głową.
- A ty gdzie byłaś? Zniknęłaś na dwa miesiące.
- Nie zniknęłam. Odwiedzałam was. Co jakiś czas podrzucałam do obozu martwego wilka. Zrobiłam sobie maczetę i wytłukłam kilka z tych futrzaków. Kradłam wam też żarcie. Kiedy Nerine postawiła straż, by pilnowali jedzenia, zaczęłam sobie sama radzić. Polowałam, zbierałam wszystko co było jadalne. Jakoś przeżyłam te dwa miesiące. Ale podobno tutaj uznaliście mnie za martwą.
Tony poluzował uścisk wciąż się uśmiechając.
- Wróciłaś na stałe? Ciemność już cię nie kontroluje?
Effy wyrwała mu się i spuściła wzrok. Przypomniała sobie, to co próbowała zapomnieć przez ostatni czas. Chwile, gdy Gaiaphage przejmował kontrolę. Chwile obojętności, gdy Ciemność pochłaniała jej umysł i chwile nieopanowanej wściekłości, w której potrafiła zabić nawet najlepszego przyjaciela.
Powoli osunęła się na podłodze czując ogarniającą ją słabość. Była niczym w porównaniu do Gaiaphage. Nie była silna. Była zwykłą niewolnicą.
Chłopak przytulił ją i łzy zaczęła jej płynąć po policzkach. Siedzieli tak jeszcze jakiś czas dopóki Des nie wróciła ze spaceru. Dziewczyna zaprowadziła Effy do pokoju i uspokoiła. Malone jeszcze przez jakiś czas cicho szlochała po czym zapadła w sen.

[Camprine] Dzień 108, świt

Kolejny koszmar wyrwał ją ze snu. Effy otarła mokre policzki. Po raz pierwszy w życiu płakała przez sen. Przynajmniej tej nocy nie krzyczała i nie obudziła nikogo prócz niej. Effy wśród panującej wokół ciszy słyszała niespokojny oddech Des. Jej przyjaciółka wciąż spała.
Dziewczyna szybko się przebrała co chwila sprawdzając czy Blanche oby na pewno się nie obudziła. Przykucnęła na podłodze podważając deskę nożem. Ze skrytki wyjęła paczkę papierosów i pistolet. Włożyła wszystko do torby i przełożyła ją przez ramię.
Wyszła z chaletu starannie domykając drzwi. Spojrzała na broń i zachichotała jak wariatka.
"Koniec z tym, Gaiaphage."
Chodź do mnie, Effy. Potrzebuję cię.
"Nigdy się już nie zobaczymy. To wszystko było zbyt silne dla mnie. Nie usunę z pamięci tego co zobaczyłam w twoim umyśle. Wszystko mnie przerosło. Przerósł mnie Nowy Świat. Brak dorosłych. Śmierć tylu niewinnych dzieci. Odpowiedzialność, która nagle na mnie spadła. I ograniczona wolność. Wiesz, Gaiaphage, zawsze ceniłam sobie wolność. Nigdy mi jej nie brakowało i nie wyobrażałam sobie życia bez niej. A teraz stałam się twoją niewolnicą. Sługą. Nie potrafię tak żyć. Dlatego znikam. Uciekam i nie wracam."
Chodź
"Nie przyjdę już nigdy. Masz wielu swoich wyznawców, czuję to. Na pewno będą ci świetnie służyć. Będą lepszymi niewolnikami ode mnie."
Potwór zamilkł. Effy przez chwilę nasłuchiwała, jednak macka Ciemności wyraźnie odsunęła się od jej umysłu. Kilkanaście metrów przed nią widziała bungalow Nerine. W miarę jak się do niego zbliżała czuła coraz większy smutek.
Nie zobaczy już nikogo z nich. Taka była cena za koniec cierpienia. Za koniec koszmarów i obrazów w jej głowie prześladujących ją na każdym kroku. Za zniszczenie wiedzy o Gaiaphage.
Nie rób tego. Potrzebuję cię.
Zmierzała w stronę rzeki. Słońce już wschodziło i rzucało cienie na Camprine. Effy uśmiechnęła się. Przez chwilę zapomniała jak wielkim oszustwem był ten cały nowy świat. Iluzja słońca i gwiazd. Iluzja nieba. Nie było w tym krzty prawdy. Same kłamstwa.
Dziewczyna usiadła nad brzegiem Harkness. Nikt tu nie przychodził o tak wczesnej porze. Rybacy wypłynęli parę godzin temu, a kiedy wrócą prawdopodobnie jej już nie znajdą.
Zdjęła buty i zanurzyła nogi w wodzie. Ogarnął ją przyjemny chłód.
Wyjęła paczkę papierosów i zapaliła ostatniego papierosa w jej życiu.
A potem wciąż patrząc na wschodzące słońce wyjęła pistolet, przystawiła lufę do skroni i nacisnęła spust.
Rozległ się huk i ciało Effy Malone upadło na ziemię.

________
Pisać w RPG już nie będę. Nie chcę również zostawać duszkiem jak Ethan. Po prostu - postać nie żyje i już. Możecie jej zrobić pogrzeb.
Postacie poboczne zostawiam. Zróbcie z nimi co chcecie, najlepiej zabijcie albo przejmijcie.
Miło było, ale to koniec. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fester9696
Richard Cobben, I kreska



Dołączył: 03 Lip 2012
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Polana Jednorożców

PostWysłany: Nie 0:45, 08 Lip 2012    Temat postu:

[ Dom myśliwego, a właściwie już dom Ryana ] dzień 109, 17 października, Świt


Ryan obudził się o świcie jak zawsze, aby potrenować sztuki walki i od niedawna swoją nową moc. Wyszedł z pokoju i zszedł do kuchni. Nagle zobaczył jakąś pogniecioną karteczkę. Przeczytał ją z uwagą i zrozumieniem. Z jego twarzy zniknął uśmiech, zaczął martwić się losem swojej pacjentki. " Nie powinienem jej tak zostawić ją tak samej, ale też nie mam prawa jej tu zatrzymywać wbrew jej woli. Może przejdę się ją odwiedzić, ale teraz mam inne zajęcie - czas na trening a potem muszę dostać się na pole campingowe po drugiej stronie jeziora. Dobrze, że Ben narysował mi tą mapkę zanim ... no cóż nie wiem co się z nim stało. ".

Po treningu Ryan zasiadł do śniadania i rozmyślał dalej o dziewczynie spotkanej w górach, gdzie jest, co robi, i czy jeszcze kiedykolwiek się spotkają.

- Dobra czas się zbierać i wyruszać w drogę - Powiedział sam do siebie surfer i zaczął się ogarniać. Wsadził za pasek od spodni rewolwer, którgo znalazł pod łóżkiem Bena, schował mapę do kieszeni i wyszedł z domku zrobionego z drewnianych bali. " Hym... a teraz gdzie mam iść?A no tak muszę iść w dół rzeki, aż dojdę do mostku ". I wyruszył w drogę, którą sam sobie wyznaczył. Szedł w dół rzeki puki nie natrafił " most ", który był zrobiony z kilku desek zbitych w byle jaki sposób.
- Ja mam po tym przejść? Ja pier@#$%. - Załamał się chłopak, ale wziął się w garść i przeszedł po kładce na drugą stronę rzeki. Po około pół godziny marszu zobaczył stojące na polanie drewniane domki, a po kilkudziesięciu krokach więcej zobaczył i ludzi. Podszedł bliżej do czarnowłosej dziewczyny ubranej w czerwony T-shirt z logiem jakiegoś zespołu czarne rurki i jakieś dziwne trampki, miała piękne zielone oczy, to znaczy oko, bo drugie miała ukryte pod opaską. Ryan postanowił się przywitać :
- " Hejka, Jestem Ryan Taylor, mieszkam po drugiej stronie jeziora i przyszedłem się przywitać... "


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez fester9696 dnia Nie 9:07, 08 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 9:37, 08 Lip 2012    Temat postu:

[Tunele] Dzień 108, noc/wschód słońca.

Lacie zupełnie ześwirowała i musiała to w końcu przyznać. Wszystkie okropne wydarzenia skomulowały się w niej. Wszystko co tłumiła w sobie.
Coś o czym nikt nie wie.
Nie wiedząc jakim sposobem odnajduje drogę, szła jak w amoku przez ciemność, bez najdrobniejszego nawet światełka.
Mogą pomyśleć że umarłam. Czy wtedy będą mieli pretensje, gdy już nikogo nie uleczę? Tak powinno być.
Ścisnęła mocno jedną ze swoich dłoni. Swoje największe przekleństwo.
Dotyk, który leczy. - prychnęła, idąc naprzód i unosząc nogi wysoko do góry, nie chcąc się wywalić.
Uzdrowicielko, jesteś już tak blisko.
Lacie zacisnęła pięści.
Nareszcie.
- Nie. - powiedziała na głos.
W końcu!
Czuła w sobie rosnące podniecenie i radość Gaiaphage.
Jestem Lacie Vane. Dziecko, któro nie zniosło presji.
Uzdrowicielko! Coraz bliżej...
Przyspieszyła kroku i poczuła zwątpienie Gaiaphage. Strach. I rosnącą wściekłość.
Jakim cudem ona - marna Uzdrowicielka - była odporna na Ciemność?
Lacie zachichotała.
- Ja już jestem niespełna rozumu. Twój głos nie robi mi żadnej różnicy.
Nie! Zawróć. Zawróć. I chodź do mnie. Do mnie.
- Nie wysilaj się. Idę do miejsca w którym powinnam była wylądować trzy miesiące temu.
Na chwilę poczuła wyrzuty sumienia. Może ktoś teraz umierał, a jej tam nie było?
Przed czym uciekała?
Położyła dłonie na brzuchu, posuwając się naprzód.
Przed czym chciała ocalić swoje nienarodzone dziecko? Przed złem czającym się w ciemnościach?
Zacisnęła zęby, zastanawiając się czy wyjście z tuneli nie zostało czasem wysadzone wraz z częścią psychiatryka.
Po godzinie błądzenia okazało się że jednak nie. Ruszyła czymś co przypominało schodki na górę. Przy wyjściu coś stało.
Bez namysłu kopnęła rzecz zastawiającą wyjście i wyszła.
Szafa.
Tak. Znajdowała się w podziemiach psychiatryka.
Zadrżała z zimna i zaczęła błądzić po korytarzach, szukając jakichkolwiek schodów. W końcu weszła na górę.
I nagle zamarła, usłyszawszy głosy.
To tu jeszcze są jacyś ludzie? Cholera. Myślałam żeby zrobić z tego budynku swoją kryjówkę.
Weszła do pomieszczenia pełnego ludzi, ignorując trupa.
No pięknie.
Wszyscy wbili w nią zdumione spojrzenia.
- Jak ona...
Lacie dość szybko skojarzyła fakty. Uniosła głowę, spoglądając na ciemnoskórą dziewczynę z ciemnym afro na głowie.
Zastanawiała się przez chwilę jak się przedstawić. Jako Daenerys Targaryen, Lara Croft czy Tabaluga?
- Hej. Jestem Temperance, zwana także Sailor Moon. - wymyśliła na poczekaniu. - Jakimś cudem teleportowało mnie tutaj. Jestem głodna, macie może coś do jedzenia?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Nie 9:39, 08 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Nie 11:34, 08 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 108 (16 października) poranek

Weszła do kuchni, z której dobiegały nieznane głosy.
- A wy to kto? - spytała, kiedy ujrzała dwóch chłopaków i jedną dziewczynę.
- Neah. Neah Laeder. - przedstawił się jeden z chłopaków. - A to Glen i Aimee. - wskazał na swoich towarzyszy.
- No dobra... - mruknęła, ziewając przy tym. - Coś mi mówi twoje imię. Czy ty przypadkiem nie znasz Lacie? - spytała, spoglądając na ciemnowłosego.
Chłopak w odpowiedzi niepewnie kiwnął głową.
- To ty jesteś tą dziewczyną od władania umysłami! - krzyknął i wybuchnął głośnym śmiechem. - Przyjaciółka Lacie.
Thompson spojrzała na Laedera, jak na nienormalnego.
- Dobra, stop. Zacznijmy od tego. Jak wy się tutaj znaleźliście?
- Mieliśmy wypadek i Uzdrowicielka nas uratowała. - odpowiedziała niemrawo Aimee.
- Tak w ogóle to już dawno mieliśmy zamiar was tu odwiedzić. - wyszczerzył się Neah.
Sophie usiadła na jednym z krzeseł i zaczęła stukać paznokciami o blat stołu.
- Okej, druga sprawa. Gdzie poszła Lacie?
- Mówiła, że idzie do Michaeltown. - wtrącił się dotąd milczący Glen.
Chwilę siedzieli w ciszy.
- Czekaj, czekaj. Lacie poszła mnie szukać, bo... - zamilkła. ... - dobra, nie będę przed wami tego ukrywała. Lacie poszła mnie szukać, bo poszłam do groty. Ale ja tego nie chciałam. To wina Gaiaphage'a.
Spojrzała na każdego z osobna. Cała trójka miała takie same miny. Zdziwione, a zarazem przestraszone.
- Kiedy przyszłam do domu, Warp, mój chłopak, zadzwonił do Lacie, że się znalazłam.
- Ale Lacie nie wróciła, tylko poszła na wycieczkę. - mruknęła Aimee.
- Na to wygląda...
Sophie podeszła do lodówki i otworzyła ją, aby sprawdzić jej zawartość. Po długich poszukiwaniach, wzięła herbatę mrożoną w puszcze.
,,Ciekawe, skąd się tutaj wzięła.''
Usiadła z powrotem na krześle, otworzyła puszkę i wypiła duży łyk chłodnego napoju.
- Chyba trzeba na coś zapolować. - mruknęła do siebie. - W lesie Ross'a znalazłam mały staw, więc myślę, że pare ryb się znajdzie.
- Idę z tobą. - powiedział wesoło Josh, który od paru chwil przysłuchiwał się rozmowie.
Sophie odwróciła się w stronę drzwi i zobaczyła w nich Davisa.
- No to ruszajmy. - postawiła do połowy opróżnioną puszkę na stole i wyszła z kuchni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Nie 11:38, 08 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:09, 08 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 108, świt

Chłopak leżał w łóżku. Patrzył na wschodzące słońce. Właściwe na jego promienie wpadające przez okno.
HUK
Przeraźliwy huk. Wystrzał z pistoletu. Wszyscy nadal śpią.
„Dzieciaki bawią się bronią?
Nie. To dochodziło od strony Harkness.
Wilki?”

Wstał i założył spodnie, podkoszulkę i buty. Wyszedł z domku. Wszyscy jeszcze spali i skierował się w stronę rzeki. Zobaczył kogoś leżącego na ziemi.
„Effy.
Ktoś strzelał do Effy.
Nie. Tam leży pistolet. ”

Pobiegł w stronę dziewczyny. Zapalniczka, papierosy i pistolet leżały obok niej.
„Nie. Ne. Nie.”
Sprawdził jej puls.
„Brawo idioto. Sprawdzasz puls komuś kto nie żyje. Komuś kto wpakował sobie kulkę w głowę. Graulacje. ”
– Zamknij się. – powiedział przez zęby sam do siebie. Effy już nie żyła. Po policzku Dana spłynęła łza. Może nigdy nie była jego przyjaciółką, jednak przywiązał się do tego, ze po prostu była.
Wyciągnął jej nogi z wody, położył ją ja trawie. Odszedł kawałek i zamknął Malone w bańce z elektryczności.
„Tylko samobójca się tego dotknie. No i może wilki.”
Skierował się w stronę Michaeltown.
*później*
Chłopak wrócił w to samo miejsce z jasną trumną. Jej kolor nie był biały. Był po prostu jasny. Bańka elektryczności zniknęła. Dan obmył twarz Effy i wytarł ją ręcznikiem. Ostrożnie włożył ciało do trumny. Jej zapalniczkę schował do kieszeni, a pistolet wrzucił do rzeki.
W momencie, gdy Malone leżała już w trumnie przypomniał sobie polanę w lesie. Niedaleko obozu. Lekko obsypaną kwiatkami. Wiedział, ze nigdy nie chciałaby być pochowana w mieście.
Wrócił na camping ponownie po łopatę. Dwie cienkie deski, z których zbił krzyż i pomalował go w jasnym odcieniu, a ciemnym napisał Effy Malone. Zabrał na miejsce jeszcze pędzelek i farbę.
Ostrożnie zaniósł trumnę na miejsce. Wykopał dół. Spuścił tam ciało Effy w drewnianej skrzynce. Zasypał go i wbił krzyż.
Z tyłu napisał słowa, które zawsze pamiętał. Słowa Homera.
Sen i śmierć to bracia bliźniacy.
A gdzieś z boku dzisiejszą datę. Zebrał jakieś kwiatki i położył je pod krzyżem.
Usiadł naprzeciwko niego i wysłał potężną błyskawicę w niebo. Obeszła się po barierze. Chłopak zaczął płakać. Teraz mógł płakać. Wokół niego zaczęli zbierać się ‘najbliżsi’ Effy. To chyba te osoby mogła uznać za rodzinę.
- Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu... Umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie. – wyrecytował z pamięci. Nie patrzył na zabranych.
- Dziękuję Effy. Tam będzie ci lepiej. Oby. Trzymaj się. Kiedyś wszyscy się z tobą spotkamy. Dobranoc. – po jego polikach nadal płynęły łzy. A wszyscy zebrani zobaczyli małą Effy, która się do nich uśmiechała. Stała na krzyżu i emanowała blaskiem. Effy z prądu.
„To koniec.”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin