Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział XIII
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 23:43, 09 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Ryana] 17 października, Dzień 109, późny wieczór

Alyssa obudziła się w łóżku obok Ryana.
- Eeee... Ryan, wiesz... Trochę to dziwne, bo... - zaczęła mówić.
Ale zanim zdążyła coś odpowiedzieć chłopak znów ją pocałował.
"WTF?! O co mu chodzi?! Że mnie kocha, i co? Że zamieszkamy w domku nad rzeką, tak? I żyli długo i szczęśliwie. Tfu! Krótko i nieszczęśliwie."
- Ryan, nie dałeś mi na razie skończyć żadnego zdania, wiesz? - powiedziała. - O! Udało się!
"Po co ja tu przyłaziłam, ku*wa po co?"
Zaczęła myśleć ignorując Ryana.
"Na razie tu zostanę, ale nie sądzę żebym też coś do niego czuła."
Przypomniała sobie o krótkofalówce w spodniach.
Po chwili ją znalazła i zadzwoniła do Kayli.
- Słuchaj, jestem w domku w lesie nad rzeką, u tego chłopaka. Mówi, że mnie kocha, ale potem ci powiem. Muszę kończyć. Jakby cokolwiek ważnego się stało, dzwoń.
- Ok. Powiadomię cię. Cześć. - usłyszała tylko, bo potem czerwonowłosa zaniosła się śmiechem.
"No tak."
Ryan znów ją pocałował.
"Będzie dobrze, będzie dobrze."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Wto 0:23, 10 Lip 2012    Temat postu:

Michaeltown/Dom Nei. 17 października 2012r.


"Usagi przyjacielu... nigdy nie mówiłeś, że masz smoka w rodzinie." pomyślał Accel, zastanawiając się, czy to nie dzieło genów przekazywanych co ileś pokoleń. Obaj chłopcy wyglądali zupełnie nie jak bliźnięta. Jeden czarnowłosy, podobny do ojca... a drugi miał z kolei blond włosy i był pokryty łuskami, miał szponiaste dłonie i stopy, oraz najprawdziwszy ogon. Całości groteskowego wyglądu dziecka dopełniały oczy, które kształtem przypominały kocie lub gadzie. Accelerator był niemal pewien, że gdy chłopczyk je otworzy, zamiast zwykłych źrenic zobaczy wąskie szparki.
- Jak dasz im na imię?- zapytał białowłosej, nie robiąc żadnych przytyków do prezencji jednego z jej dzieci.
- Nie wiem, nie zastanawiałam się.- powiedziała słabo.- Myślałam, że może będzie dziewczynka... Rosemary.
Reed, Kat, Nea i dwie dziewczyny, które przybiegły gdy Lacie zaczęła rodzić wpatrywały się w szoku, jak dziecko-smok przewraca się na drugi bok.
- Czy... czy po porodzie nie należy klepnąć dziecka w pupę? Żeby zaczęło płakać... czy coś?- zapytała nieśmiało Kat, wciąż nie wierząc w to co widzi.
- Jeśli chcesz to klepnij jednego z nich... ale nie wiem, czy znajdziesz chętnego, który zajmie się tym drugim.- skomentowała jedna z nowo przybyłych.
Accel bez wahania podszedł do dziecka. Nie był do końca pewien co ma zrobić, ani za co złapać dziecko, ale wziął je za ogon i uderzył otwartą dłonią w pośladki. To co usłyszeli przypominało płacz dziecka... nie, było płaczem dziecka.
- Ignis*.- powiedział albinos, wręczając chłopca matce.- Nie obchodzi mnie jak dasz mu na imię, dla mnie to Ignis i Ignisem pozostanie.
Po wypowiedzeniu tych słów chłopak wziął swoją laskę i wyszedł z domu. Znów szedł ulicami, chcąc przemyśleć wszystko. Tym razem Fantom się nie pokazał.
"Dlaczego nie mogę być jak oni? Kage i Lacie tworzą dziwną rodzinę, ale są razem... Dlaczego ja nie mogę się zdecydować? Dlaczego?!" myśląc ostatnie słowo chłopak uderzył ręką w maskę pobliskiego samochodu. Auto zostało do połowy wbite w ziemię. Ukląkł na ziemi. Z jego oczu leciały łzy.
- Co ze mną nie tak?- powiedział łykając słone krople. Znów uderzył ręką, tym razem w beton. Pokrywa twarda jak kamień skruszyła się niczym kreda."Dlaczego krzywdzę je obie?."- Co ze mną nie tak?
- Accel...- usłyszał nieśmiały głos za sobą. Obrócił się i zobaczył Reed. Dziewczyna podeszła do niego, uważając by nie przewrócić się na popękanym betonie. Ukucnęła obok i objęła go.- Wszystko z tobą w porządku. To sytuacja, w której się znalazłeś cie dobija. Nie wiesz kim jesteś, nie znasz swojej przeszłości, nie wiesz co masz myśleć o tym wszystkim. Ja to rozumiem. Ale posłuchaj mnie... Kocham Cię.
Znów te słowa... Kocham Cię, Kocham Cię... co one naprawdę znaczą? Kocham Cię, troszczę się o Ciebie, chcę Cię chronić, chce być z Tobą szczęśliwy... tak... to były jego uczucia wobec Reed. To był jego czas. Czas by być szczerym ze sobą... i z osobą którą kochał.
- Ja też Cię Kocham Reed.- powiedział.

____________________
*Ignis- (łac.) Ogień


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Wto 0:25, 10 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 1:13, 10 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 108, wieczór
Niektórzy na campingu zaczęli się zbierać obok domku, na którym siedział Dan. Właśnie wstał i otworzył ostatnią butelkę. Zaczął fałszować ‘Moves like Jagger’
-Take me by the tongue, And I'll know You
Kiss Me 'till You're drunk, And I'll show You
All the moves like jagger
I've got the moves like Jagger
I've got the moooooves like Jagger
I don't need to try, to control You
look into my eyes, and I'll own You
with them moves like Jagger
I've got the moves like Jagger
I've got the moooooves like Jagger

Kiedy skończył rozejrzał się wokół zebranych.
– Nie, nie chcę negocjatora. Skoczę! Zrobię to! Nie powstrzymacie mnie. Skaczę! – krzycał do zebranych. Patrzyli na niego jak na idiotę. Stał na dachu domku. DOMKU! Campingowego domku. [b]– Kochałem was wszystkich. Tak ciebie też! Żegnam. – zwrócił się do nieznajomej dziewczyny. Odczekał chwile w milczeniu i skoczył. Jego ‘lot’ nie trwał zbyt długo. – Jestem w niebie? Tfuuu… Piekle. Piekło jest takie znajome. Zawsze miałem słabość do tego miejsca. – zaczął się śmiać.
Po chwili tłum gapiów zaczął się rozchodzić.
- Ty debilu, skakałeś?
– Deb, zawsze wiedziałem, ze wylądujesz w piekle. Czyż to nie cudowne miejsce? – wyszczerzył się do niej.
- Chodź, zabieram cię do domku.
– Mamy domek w tym zacnym miejscu. Szatan zawsze wiedział, że u niego zamieszkam. Jakie to słodkie, nieprawdaż?
Po kilku minutach zaciągania Dana do domku udało się. Dziewczyna kładła go na łóżku, a ten przyciągnął ją do siebie. Zaczął całować.
– Kocham cię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 9:13, 10 Lip 2012    Temat postu:

[Dom uzdrowicielki] 17 października, Dzień 109, późny wieczór - Kayla

Kayla siedziała na kanapie w domu.
Właśnie usłyszała nieprawdopodobne wieści.
- Lacie urodziła? Serio? - pytała wciąż nie wierząc.
- Tak. - potwierdził ktoś.
- Idę tam.
"Lacie urodziła. No patrzcie tylko."
Gdy weszła do domu Nei, od razu usłyszała rozmowy.
"Hahaha. Ale dzieci. Smok. I mały Usagi."
Wyjęła krótkofalówkę z kieszeni i zadzwoniła do Alyssy.
- Ej, wiesz co? Lacie właśnie urodziła. Bliźnięta. - powiedziała czerwonowłosa.
- Dzięki za informację. Postaram się tam przyjść.
- Do domu Nei. - wyjaśniła Kayla. - A jedno z nich to smok.
- Uratowałaś mnie. - wyszeptała ciemnowłosa i rozłączyła się.
"Co się tam dzieje? On chce ją zabić, czy co? Wcześniej mówiła, że... A dobra, co za różnica."
Przyjrzała się dzieciom.
Jedno podobne do Usagiego, drugie wyglądało jak smok.
Jedno ma czarne włosy jak Kage. Drugie jasne jak Lacie.
"Że chłopiec o ciemnych włosach jest ich dzieckiem nie ma wątpliwość. Ale ten drugi to... Nie do końca wygląda jak normalny noworodek."
Oparła się o ścianę i sprawdziła nastrój Lacie.
"Ciekawe czemu zawsze ma taki dziwny nastrój?"
Wyszła z pokoju i wyjrzała na zewnątrz domu, czy nie zbierają się tu dzieciaki. Niestety przed domem stała trójka na oko 11-latków.
- Już! Idźcie! - krzyknęła, a dzieci odeszły.
"Ale będą musieli ukrywać te bliźniaki. Pewnie ten ktoś od kartek z plotkami, albo może faktami, się niedługo dowie."
Chciała wrócić do pokoju, ale tego ie zrobiła. Wyszła na ulicę.
"Nowy Świecie, co ty z nami zrobiłeś?"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fester9696
Richard Cobben, I kreska



Dołączył: 03 Lip 2012
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Polana Jednorożców

PostWysłany: Wto 10:57, 10 Lip 2012    Temat postu:

[ Dom Ryana ] 17 października, dzień 109, późne popołudnie

Gdy Alyssa się obudziła wyglądała na lekko niezadowooloną. Powiedziała dwa zdania, po czym wyjęła ze swoich spodni krótkofalówkę i gdzieś zadzwoniła, oznajmiając, że jest u mnie. Ryan podszedł od tyłu do dziewczyny i znów ją pocałował, splutł swoje ręce w jej talii i zaczął całować ją w bark powoli idąc coraz wyżej, po przez szyję i kończąc na płatku lewego ucha. Surfer wziął Alyssę na ręce, jak pannę młodą podczas przenoszenia przez próg, położył ją delikatjie na łóżku i sam położył się obok. Znowu ją pocałował, tym razem tak namiętnie jak tylko potrafił ( z języczkiem ), gdy nagle przerwał im dźwięk z krótkofalówki. Dziewczyna natychmiast wyskoczyła z łóżka i złapała za komunikator. Rozmawiała tak cicho, że blondyn wyłapał tylko pojedyncze słowa : bliźniaki, uzdrowicielka, przyjdę tam. To ostatnie zabolało australijczyka, usiadł na łóżku i złapał się za głowę. Alyssa skończyła rozmawiać i usiadła obok i przynosiła się do niego.
- I teraz mnie tu zostawiasz, tak? - Powiedział chłopak
- No ale... - Nie wiedział co ma powiedzieć Alyssa
- A więc idź. Niezatrzymuję cie. Ubieraj się i biegnij do swoich znajomych, a mną się nie przejmuj i nie wiń, się że mnie nie kochasz. Żegnaj. - Powiedział załamany chłopak, ale nie okazał tego. Dziewczyna siedział dalej na łóżku Ryana w samej bieliźnie. Widząc, że nie wychodzi, surfer sam wyszedł z sypialni i zaczął rozmyślał. " No i co teraz mam do ku€$*' nędzy zrobić ? Dziewczyna, którą kocham ma mie w dupie i woli siedzieć sobie z koleżaneczkami, niż ze mną, zajeb%$€£, mam już tego dość. Nagle drzwi od jego sypialni otworzyły się...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez fester9696 dnia Wto 11:09, 10 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Wto 12:02, 10 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 109 (17 października) późny wieczór

Po kolejnym straceniu przytomności obudziła się dopiero po kilkunastu godzinach. Pomału wstała z łóżka, cały czas trzymając się za głowę. Przebrała się w przywiezione ze sobą długie, jeansowe rurki, kremową koszulę z 3/4 rękawem i czarne conversy. Stanęła przed lustrem, które wisiało nad małą, drewnianą komodą. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Jej twarz była nieźle pocharatana. Na prawym policzku dało się zauważyć cienką, długą szramę.
,,Szkoda, że nie na czole. Wyglądałabym, jak Potter.''
Delikatnie rozczesała skołtunione włosy. Kiedy była już gotowa, otworzyła drzwi i niepewnie ruszyła w stronę salonu, z którego dobiegały znajome głosy. Po cichu stanęła w drzwiach, przysłuchując się przy tym rozmowie.
- Idę zobaczyć do Sophie. - mruknął Warp i wstał z kanapy.
- Czekaj. - Josh złapał go za ramię. - Pójdę z tobą.
Ciemnowłosa wyłoniła się z ukrycia i stanęła naprzeciwko chłopaków.
- SOPHIE! - krzyknął Warp, podbiegł do dziewczyny i objął ją ramieniem. - Było z tobą bardzo źle.
- Dusisz mnie. - wymamrotała.
Chłopak puścił ją i uśmiechnął się do niej szeroko.
- Nareszcie. - powiedział radośnie Josh. - Kurde, jak cię znalazłem, wyglądałaś potwornie.
Sophie usiadła na kanapie i spojrzała na chłopaków.
- To było coś strasznego. - szepnęła. - Znalazłam się w Międzystronie i spotkałam moją mamę. Gaiaphage znowu mnie odwiedził, a moja matka krzyczała na niego i mówiła, żeby mnie zostawił. Później znowu straciłam przytomność.
- Już dobrze. - Kenneth usiadł koło niej i objął ją ramieniem.
- Macie może coś do jedzenia? Jestem strasznie głodna.
Josh na chwilę zniknął w kuchni, a chwilę potem przyszedł razem z talerzem pełnym ryb.
- Nasze rybki. - położył talerz na ławie przed dziewczyną. - Musisz pogratulować swojemu chłopakowi, bo to on je usmażył.
Sophie posłała Warpowi szeroki uśmiech i wzięła się za jedzenie.
- Lacie urodziła. - mruknął Kenneth.
Ciemnowłosa zaczęła krztusić się kawałkiem ryby, aż wkońcu wypluła go na ławę.
- COOO?! - otarła usta wierzchem dłoni i odsunęła od siebie talerz z rybami.
- Nie znam szczegółów. Ktoś zadzwonił do Kayli i powiadomił ją.
- Ja pierdzielę. Muszę tam jechać. - kiedy to powiedziała, gwałtownie wstała z kanapy i ruszyła w stronę drzwi. Josh złapał dziewczynę za rękę i przysunął ją do siebie.
- Ej, mała. Nigdzie nie jedziesz. Przecież widzę, jak wyglądasz. - mruknął, patrząc prosto w oczy Thompson. - Lacie i tak niedługo tu przyjedzie.
Zrezygnowana, usiadła z powrotem na kanapie, biorąc się za dokończenie niedojedzonego posiłku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Wto 12:03, 10 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Wto 12:34, 10 Lip 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei] Dzień 109, zachód słońca.

Łzy leciały jej ciurkiem po policzkach, gdy trzymała na rękach dziecko, ignorując zdumione spojrzenia reszty. Ono też było jej.
- Drugie. - wyjąkała tylko słabo, a Nea podała jej drugiego chłopca. - I wyjdźcie.
Dziewczyna, która wyciągnęła z niej dzieci za pomocą swojej mocy skrzywiła się nieco.
- Ale...
- PRECZ! - wrzasnęła Uzdrowicielka, mając nadzieję że zrozumieją. - WYNOŚCIE SIĘ!
Dziewczyny spojrzały na nią ze współczuciem.
- I nikogo już tu nie wpuszczajcie. Nie chcę nikogo widzieć - dodała cicho, ocierając łzy jedną ręką.
Gdy została sama podciągnęła się do pozycji siedzącej i oparła o poduszki. Owinęła dzieci kocem, przytulając do siebie.
- Zaczekam z nazwaniem was. Kage pewnie będzie chciał mieć w tym swój udział. - mruknęła, choć nie była tego taka pewna. Dopiero teraz przyjrzała im się dokładnie.
Wcale nie były opóźnione. One były nadzwyczaj rozwinięte. Urodziła w trzecim miesiącu, na Boga!
Zmarszczyła brwi, gładząc czarne włosy dziecka. Był śliczny. Przypominał ojca, a jednak gdy otworzył oczy Lacie ze zdumieniem stwierdziła, że są takie same jak jej. Duże i jasnozielone. Drugie dziecko...
Lacie zacisnęła zęby. Nagle drzwi uchyliły się.
- WYJDŹ! - krzyknęła, a intruz westchnął, zamykając je z powrotem.
Wcale nie przypomina smoka. Nie aż tak bardzo.
Wtedy drugie dziecko otworzyło oczy.
Były żółte. Niczym oczy kota.
Lacie wybuchnęła płaczem.
Tego już za wiele.

[MT] Dzień 109, zachód słońca. - Reed.

- Ja też Cię Kocham Reed - wyznał Accel, a twarz Reed rozpromieniła się. Otarła wierzchem dłoni ostatnie łzy z jego policzków i przylgnęła do niego całym ciałem.
- Już na zawsze. - wymamrotała.
Miłość jest potrzebna w tym chorym świecie. Nowym Świecie.
Accel pomógł jej wstać i razem ruszyli po popękanym betonie w stronę domu Nei.
- Pamiętaj że na mnie zawsze możesz polegać. Wszystko mi mówić. Ja...
- Wiem. - przerwał jej Accel z uśmiechem i podał jej rękę. Reed wsunęła w nią swoją dłoń, otwierając drzwi od mieszkania.
Dziękuję, Lacie. Gdybyś nie zjawiła się tamtego feralnego dnia w moim domu nigdy nie poznałabym Accela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:53, 10 Lip 2012    Temat postu:

[Michaeltown] Dzień 109 (109 października), wieczór


Nea ściągnęła z obrzydzeniem chirurgiczne rękawiczki, ciskając je do kosza. Ignorując protesty gromadki siedzącej w salonie, ruszyła po schodach do swojego pokoju, otwierając drzwi. Lacie dotąd wrzeszczała, by każdy ją zostawił. Tak było i tym razem:
- WYJDŹ!
- NIE! NIE WYJDĘ I POGÓDŹ SIĘ Z TYM! - odkrzyknęła jej głośniej, a Lacie zdziwiona, że ktoś ośmielił się zaprotestować z rezygnacją warknęła tylko coś pod nosem.
- Przyszłam - zaczęła, siadając na podłodze przy łóżku i bawiąc się blond włosami 'smoka' - żeby coś ci opowiedzieć. Nie pamiętasz, kiedy urodził się Lean, prawda? Byłaś wtedy na jakiejś olimpiadzie w innym mieście. Mama była w ciąży, kiedy zginął tata, tyle wiesz. To ją kompletnie dobiło, była w depresji. Cóż, dla dziecka to nie najlepiej, nie? W każdym razie Lean urodził się za wcześnie, dopiero zaczął się 6 miesiąc. Mama urodziła tu, w tym domu, w pokoju obok. Byłam przy tym, Lacie.
- I gdzie tu jakaś konkluzja? - chlipnęła dziewczyna.
- Wyglądał strasznie. Nie miał rzęs ani brwi, urodził się z żółtaczką, nie otwierał oczu, jak mały piesek, czy coś. Dali mu tylko 6 punktów w tej skali... Apgar, tak? Miał siną lewą nóżkę, wiotkie paluszki i grymas na twarzy. Lekarze dawali mu tylko kilkadziesiąt procent szans na przeżycie, przez kilka minut był niedotleniony. Kiedy Emily go zobaczyła, powiedziała, że to najbrzydsze dziecko na świecie. Mama nie chciała nikogo widzieć, przez miesiąc, który spędziła z Leanem w szpitalu nie dopuszczała nikogo. No i na kogo wyrósł? Dzieciaka z ADHD, całkiem... normalnego.
- Dalej nie widzę żadnej konkluzji, nawet podobieństwa - otarła łzy białowłosa, odwracając wzrok od drugiego dziecka.
- Każde dziecko jest darem, Lacie. Nawet, jeśli początkowo każdy rozpacza nad jego wyglądem i w ogóle... Nawet jeśli wzbudza litość i obrzydzenie. Nawet jeżeli nie daje się mu szans. To twoje dziecko, Lacie. Twój skarb, rozumiesz?! I pozwól mi do cholery być dumną ciocią, czy kim tam, co? - warknęła. Vane spojrzała na nią z przestrachem, kiedy drugi z maluchów wzbił się w powietrze. Zafalował i łagodnie osiadł w ramionach Nei. "Słodki. Nie wiem co oni od niego chcą. Ogon będzie mu pomagał utrzymać równowagę. Łuski go ochornią, wzrok pewnie ma ostrzejszy niż my... W dodatku śliczne tęczówki".
- Mogę zostać chrzestną?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 13:06, 10 Lip 2012    Temat postu:

[Dom Ryana] 17 października, Dzień 109, późny wieczór

Alyssa po chwili wstała i szybko się ubrała.
- Kayla, będę w nocy. - powiedziała cicho przez krótkofalówkę.
- Ok. - odparła czerwonowłosa.
Nie zastanawiała się co z chłopakiem.
"Dobrze, panie Ryanie Zakompleksiony Taylorze. Idę stąd."
Wybiegła z domku nie oglądając się za siebie.
"Ciekawe, czy zauważył, że wyszłam."
Chodź do mnie.
"Dobra, jeśli tak bardzo chcesz żebym przyszła."
Skierowała się w stronę gór.
"Ale będzie fajnie!"
Poczuła ból w głowie, więc przyspieszyła.
Szybciej!
Zaczęła biec tak szybko jak mogła.
Ale w pewnym momencie stanęła.
"Co ja robię?! Je*any potworek chce żebym przyszła? Nie."
Poszła w zupełnie przeciwną stronę.
"Dobra. To głupie Gaiaphage mnie dobija."
*kilka godzin później*
Po długiej wędrówce wypełnionej bólem spowodowanym przez Gaiaphage, dotarła do Michealtown.
- Cześć. - powiedziała, gdy spotkała Kaylę.
- Co się stało? Myślałam, że on cię tam zabił, albo nie wiadomo co!
- Ta. Bardzo mnie zabił. - odparła siląc się na uśmiech Alyssa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Wto 13:08, 10 Lip 2012    Temat postu:

[Laboratorium |T-T| ] Dzień 109, wczesny wieczór.

Nerine zerwała się z szpitalnego łóżka z krzykiem. Jęknęła cicho spoglądając na całe ręce i nogi.
"Jak to możliwe?"
Przejechała palcami do szyi i zaczęła sprawdzać puls.
"Nie ma?! Jak to... Nie, nie, znowu nie umiem go wyczuć!"
Przejechała dłońmi po ciele po czym wyczuła szew na głowie, opaskę na kostce i lekki ból jakby wybiła sobie bark. Zaśmiała się histerycznie po czym dotknęła dłonią swojej piersi próbując znaleźć serce.
"Bije czy już nie bije?"
Zaśmiała się cicho po czym wstała nie zwracając uwagi na ból. Sięgnęła dłonią po scyzoryk i wyjęła ostrze po czym wbiła je sobie w górną część prawego ramienia. Zaśmiała się spoglądając na cieknącą krew.
- Oh, nie mam jednak zdolności uzdrowicielskich, a szkoda.
Uśmiechnęła się i wyjęła z plecaka leżącego przy łóżku tabletki z morfiną. Wzięła aż dwie - słabszą i mocniejszą. Była to dosyć mocna dawka, ale nie zagrażająca zdrowiu. Nerine spojrzała na wbite ostrze.
- Hahaha, ja na serio żyje. Ha. Ktoś mi pomógł. Ha. Na próżno. No life. Nie mam życia, mam Gaiaphage!
Pomału zaczęła chować rzeczy i spojrzała na wbite ostrze. Zaśmiała się nie czując bólu. Zabrała ze sobą swój cały arsenał po czym zastopowała czas i zaczęła chodzić po budynku. Po jakiś 10 minutach chodzenia w zastopowanej przestrzeni znalazła pomieszczenie z papierami i znanym jej Japończykiem. Nerine zaśmiała się histerycznie po czym zamachnęła się ręką próbując uderzyć chłopaka z liścia w twarz. Cicho załkała.
- TWOJA WINA! Miałam umrzeć i ty też! Miałeś być martwy! Zaginąłeś 5 dnia Nowego Świata! Umarłeś! Też miałam! Uratowałeś mnie?! Jak śmiesz?! Heroesić ci się zachciało? A zastanawiałeś się kiedyś czy JA tego chcę? Dwa razy mi to zrobiłeś do cholery! Dwa razy! Wtedy w pożarze i teraz! Zrób tak jeszcze raz, a nie puszczę się z życiem!
Odwróciła się do chłopaka plecami po czym skierowała się w stronę wyjścia.
- Jeżeli śmierć mnie nie chce, to pójdę do kogoś gorszego niż śmierć. - wyrzuciła idąc przed siebie.
Gdy wyszła za próg laboratorium, jej ciało się zmieniło. W jednej chwili miała skręconą kostkę, wybity bark i zaszytą ranę na czole, a sekundę później kość w nodze pękła, a rozcięcie na czole zaczęło się rozciągać na boki po czym szew pękł. Dziewczyna cicho jęknęła.
- Co...?
Chwilę później wszystko stało się jasne. Człowiek po upadku z 30 metrów powinien mieć zmiażdżone nogi, a ona po upadku z 39,5 metra miała skręconą kostkę. Tak, to było nie tak. Pierwszy raz moc Nerine tak zmutowała. Dziewczyna szybko zrozumiała co jest grane. Spadając użyła moc przyśpieszania przez co sama pokonała prawa fizyki i spowolniała się w czasie. Upadając jej mózg mógł zwariować i doprowadzić do dziwnej mutacji. Rany, które powinny zadać się tuż po upadku, zaczęły się pojawiać z czasem. Wpierw skręcona kostka jak po pechowym odbiciu się od skały. Teraz nastąpiło powolne łamanie kości. Jednooka zaśmiała się po czym popędziła w góry.
Chodź do mnie.
"Idę!"

Ruszyła w stronę jaskini nie zwracając uwagi na znikomy ból w nodze. Gdy była na morfinie, świat stawał się piękniejszy. Uśmiechnęła się od ucha do ucha zauważając TĄ jaskinie. Była ona inna niż reszta. Bardziej piękna i przyciągająca. Miała w sobie to, co posiadała lampa wabiąca ćmy, lub krew przyciągająca komary. Gaiaphage było tym czego potrzebowała. Jednooka chwilę później stałą przed jaskinią. Sięgnęła ręką do krwawiącego ramienia po czym napisała krwią na ścianie przy wejściu do jaskini Tu mieszka Gaiaphage. Spojrzała w głąb jaskini.
Trzask.
Kość piszczelowa dziwnie strzeliła sprawiając jej ból. Nerine włączyła normalny przebieg czasu i weszła do jaskini wyczuwając obecność Gaiaphage. Wyszczerzyła się w skwarzonym uśmiechu i ruszyła przed siebie wyczuwając napierającą na jej umysł mackę Gaiaphage. Ruszyła przed siebie nie mogąc doczekać się spotkania.
Przybyłaś
"Tak. Jestem tutaj, Gaiaphage."

Ruszyła w ciemność ignorując ból Gaiaphage, ból łamanych kości i swoje własne wrzaski. Uśmiechnęła się i upadła na kolana. Resztę dogi musiała przebyć na klęcząco. Kiści coraz bardziej zgrzytały, a scyzoryk wbity w ramie zaczął wariować. Nerine dotknęła ręką scyzoryk po czym wyłoniły się z niego kolejne ostrza rozrywające skórę i mięśnie. Zawyła po czym zaczęła błagać.
Już wkrótce...
Zaśmiała się nieludzkim głosem. Wstała i po kilkudziesięciu minutach marszu zauważyła dziwną zieloną bryłę rozpaćkaną w jaskini. Była wszędzie. Na ścianach, sklepieniu, ziemi... Zielone grudki zaczęły się lekko poruszać. Nerine stanęła przed nim ignorując drżenie nóg.
Daj mi moc.
Zaśmiała się cicho zauważając, że jej oko wariuje podsyłając mroczną wizję. Nerine zdjęła opaskę po czym spojrzała na Gaiapahage. Potwór przypominał jej coś z połączenia ośmiornicy lub róży. Gaiaphage złożył nasienie w jej głowie pół roku temu. W maju pierwszy raz słyszała głos. W lipcu roślina Ciemności zaczęła kiełkować wychodząc z umysłu i oplatając mózg i głowę swoją łodygą. Dopiero teraz pojawiły się szkarłatne kolce przebijające umysł. Była w pułapce. Uśmiechnęła się spoglądając na wizję. Gaiaphage nagle stał się czymś przypominającym kobietę lub nimfę. Gaiaphage w umyśle dziewczyny stal się kobietą, boginią. Chociaż była zielona i z kulek, miała postać dorosłej kobiety. Nawet miała dwie puste dziury na oczy przez które było widać ścianę jaskini. Nimfa wyciągnęła swoją nieistniejącą dłoń i pogładziła Nerine po policzkach, po których ciekły łzy. Zimna dłoń Gaiaphage dotknęła wgłębiania oczodołu badając go. Chwilę potem zimne i bolesne dłonie dotknęły ramienia Nerine, czoła, a potem jej umysłu.
Ranny człowiek.
Wizja zniknęła po czym jednooka znowu zobaczyła potwora przyklejonego do ścian groty. Zaśmiała się.
- Ty jesteś Bogiem. Wiedziałam.
Uśmiechnęła się i zamknęła oczy po czym zaczęła cytować cały Psalm 88. Zwracała uwagę na niektóre fragmenty.

Panie, mój Boże,
za dnia wołam,
nocą się żalę przed Tobą.
Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa,
nakłoń swego ucha na moje wołanie!
Bo dusza moja jest nasycona nieszczęściami,
a życie moje zbliża się do Szeolu.
Zaliczają mnie do tych, co schodzą do grobu,
stałem się podobny do męża bezsilnego.
Umieściłeś mnie w dole głębokim,
w ciemnościach, w przepaści.
Ciąży nade mną Twoje oburzenie.
Sprawiłeś, że wszystkie twe fale mnie dosięgły.
Oddaliłeś ode mnie moich znajomych,
uczyniłeś mnie dla nich ohydnym,
jestem zamknięty, bez wyjścia.
Moje oko słabnie od nieszczęścia,
codziennie wołam do Ciebie, Panie,
do Ciebie ręce wyciągam.
Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach,
a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia?
Ja jestem biedny i od dzieciństwa na progu śmierci,
dźwigałem grozę Twoją i mdlałem.
Nade mną przeszły Twe gniewy
i zgubiły mnie Twoje groźby.
Otaczają mnie nieustannie jak woda;
okrążają mnie wszystkie naraz.
Odsunąłeś ode mnie przyjaciół i towarzyszy:
domownikami moimi stały się ciemności.


Devein załkała upadając na kolana. Nadchodził koniec mutacji mocy. Koniec tego wyskoku. Znowu przeżyła upadek z wysokości. Stała się nagle bezradna. Spojrzała na zieloną maź stojącą przy niej.
Dotknij mnie.
Wyciągnęła drżącą, połamaną dłoń w stronę mazi. Ledwo ją dotknęła po czym poczuła wstrząsający, przenikliwy ból, który przeszedł ją całą. Miała wrażenie, że skóra zrywa się z jej twarzy i dłoni. Była na morfinie, jednak ból był gorszy od każdego, który przeżyła. W jej głowie eksplodowały obrazy. Wirus, cel przybycia na ziemię by rozsiewać życie, meteoryt, elektrownia, wciągnięcie ludzkiego DNA, chłopiec, jajo Gaiaphage rozciągnięte na terytorium MT-GV, ucieczka potwora do jaskini, opętania, ból, Lacie, dzieciak Lacie... Jej ciało przeleciał elektryczny wstrząs. Poczuła jak każda myśl w jej głowie jest badana, obejrzana i zrozumiana przez istotę. Załkała po czym przed jej oczami pojawiły się jej wszystkie wspomnienia, które zyskała od narodzin.
Rodzice, Echo, dom, Nerine, ból, złość, nienawiść, Nerine. Problemy, lekarze, psychiatryk, ból, poprawczak. Neah, Neah, Travis, Neah, Neah, matematyk, Neah, Neah, ukrywane marzenia, Neah, Neah, moc, Neah, Gaiaphage, Neah, Chantal, Chantal, Chantal, władanie czasem. Nowy Świat. Śmierć, władza, bunt, wojna, oko, Neah, Neah, Chantal, Lacie, nienawiść, wojna, opętanie, ból, ucieczka...
Spróbowała unieść dłonie by zasłonić uszy od tego wszystkiego. Teraz zrozumiała jak bardzo jej życie nie jest niczego warte. Była niczym w porównaniu z potęgą Gaiaphage. Zatrzęsła się czując, że jej kości przestały się łamać 'po upadku'. Nie mogła się poruszać. Leżała na ziemi płacząc i wyjąc. Nie płakała ze smutku. Płakała ze szczęścia. Po chwili zaczęła nucić piosenki Alice Cooper 'No Time For Tears' i piosenkę idealnie pasujące do jej związku z Gaiaphage 'Poison'.
- Kocham cię. - wyjąkała wijąc się w agonii i myśląc o jedynej osobie, którą mogła tak kochać.
Gaiaphage.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Wto 13:20, 10 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Wto 13:35, 10 Lip 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei] Dzień 109, wieczór.

- T-tak. - wydukała Lacie. - Pewnie, że tak. - dodała pewniej.
- Super. - uśmiechnęła się Nea.
- Drugim chrzestym będzie Accel. Jeśli się zgodzi. - zaśmiała się Lacie. - On jako pierwszy okazał mu życzliwość. Dawaj dziecko.
Nea uśmiechnęła się, patrząc jak Lacie przytula do piersi małego potworka.
- Masz rację. Jestem żałosna. - stwierdziła i milczała przez chwilę. - Pomożesz mi je chronić?
- Chodzi ci o ukrywanie ich czy...
- Gaiaphage chce tych dzieci. - wyznała Uzdrowicielka i spojrzała na nią z bólem w oczach. - Nie wiem jakim cudem urodziły się tak szybko, zdrowe i... - zerknęła na trzymanego w ramionach potworka. - ...Całe. W ogóle nic nie rozumiem.
- A czy ktokolwiek rozumie?
- Nie oddam ich. I nie pozwolę by stała im się krzywda. - wycedziła.
- Tak trzymaj, Lacie! - Nea posłała jej krzepiący uśmiech.
- Są moje. I Kage. Nie uważasz, że ktoś powinien go zawiadomić, czy coś?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:58, 10 Lip 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 109 (17 października), wieczór

- Są moje. I Kage. Nie uważasz, że ktoś powinien go zawiadomić, czy coś?
- Ja pójdę - obiecała i otworzyła szafę, wygrzebując szkolny plecak. Wrzuciła do niego buty na zmianę, kilka części garderoby, w tym ciepły sweter, latarkę, do której skrupulatnie oszczędzała baterie, dwie puszki konserw, które zostawiła na czarną godzinę, kilka litrów picia, dwa noże, zapasowy pistolet z amunicją, gaz pieprzowy i granat. - Choćbym miała przekopać cały Nowy Świat. Najwyżej się miniemy - mruknęła, dokładając trochę surowych ziemniaków w reklamówce. "Zrobię ognisko, czy coś". Lacie była trochę zdziwiona jej pośpiechem, ale milczała z wdzięcznością.
- No to idę, póki ktoś nie zgarnie tej zaszczytnej misji. W końcu to zawsze ja tu zostawałam i pilnowałam miasta. Aha, i jeszcze jedno. Powinna tutaj wpaść Marylin. Odkryła swoją moc. Niezupełnie wiem, na czym polega, ale chyba potrafi kontrolować rośliny.
- Myślisz, że potrafiłaby odbudować zmaltretowane pola uprawne? - zmarszczyła brwi Lacie, karmiąc malucha.
- Nie sądzę, na pewno nie teraz. Odkąd ja odkryłam swoją moc i byłam zdolna ją porządnie wykorzystać, minęło kilka tygodni. Poza tym, ziemniaki to nie wszystko. Trzeba będzie pomyśleć, jak unieszkodliwić te zwierzęta - paplała z niesamowitą prędkością, pakując ostatnie rzeczy i sznurując wysokie buty wojskowe. Kiedy była gotowa, podeszła do obu chłopców, leżących na łóżku.
- No to pa, maluchy - mruknęła i z wahaniem cmoknęła w czoło czarnowłosego niemowlaka. Lacie poruszyła się niespokojnie, kiedy podeszła do blondyna. Nea syknęła, kiedy przeorał jej skórę na twarzy swoimi pazurami, kiedy tylko pochyliła nad nim głowę.
- Uleczę ci to.
- Bzdura - Nea otarła krew. Rozcięcie wiodło aż od lewego łuku brwiowego do połowy lewego policzka. Na szczęście oko nie było uszkodzone. - Będzie śliczna blizna. Taka potrójna. Trzymaj się, Lacie.
Zeszła na dół, kolejny raz olewając miliard pytań, jakimi zbombardowała go gromadka na dole. Weszła prosto do garażu i przelała cały zapas benzyny do baku quada. Usadowiła się i z rykiem silnika wyjechała na ulicę. "Wreszcie się wyrwę. Dobra, Kage, gdzie ty możesz być? Najpierw sprawdzę w lesie", pomyślała, wzdrygając się odruchowo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fester9696
Richard Cobben, I kreska



Dołączył: 03 Lip 2012
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Polana Jednorożców

PostWysłany: Wto 15:26, 10 Lip 2012    Temat postu:

[ Dom Ryana ] 17 października, dzień 109, późny wieczór

Z drzwi wybiegła całkiem już ubrana Alyssa. Błyskawicznie zbiegła po schodach i wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. " Czyli jednak nic do mnie nie czuje, kur@*, czemu ja muszę mieć takie cholerne szczęście do zakochiwania się w dziewczynach, które mnie nie chcą, lub tylko udają, czemu nie mogę w końcu znaleźć jednej, która mnie pokocha i nie ucieknie z mojego domu przy pierwszej lepszej kłótni? Cholera, no nie mogę już, co ja robię nie tak? "Wrócił do swojej sypialni przymkną drzwi i położył się na łóżku, ale nie przykrył się kołdrą i nie poszedł spać, nie mógł zasnąć, ponieważ dręczyło go to co powiedział dziewczynie. Kręcąc się na łóżku zobaczył leżące na podłodze małe urządzenie służące do komunikacji, była to krótkofalówka Alyssi. Zgubiła ją gdy ubierała się w pośpiechu. Ryan podniósł ją i schował do nocnej szafki stojącej przy łóżku, gdy nagle rozległo się ciche pukanie do jego drzwi. " Czyżby wróciła po krótkofalówkę? " Pomyślał surfer
- Proszę - Powiedział. Ale ku jego zdumieniu w drzwiach stała dziewczyna. Była niewiele niższa od chłopaka, miała wielkie brązowe oczy i długie włosy. Była bardzo drobna, a udzie widniał duży tatuaż na lewym biodrze, w kształcie lilii. Była ubrana w czarną bieliznę i nic więcej
- Hejka, pewnie nie mnie się tu spodziewałeś, ale chciałam z tobą porozmawiać i cie pocieszyć, bo słyszałam jak potraktowała cie tamta. A tak poza tym to
mam na imię Mia. To mogę wejść??...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Wto 15:40, 10 Lip 2012    Temat postu:

Michaeltown. Wieczór 17 października 2012r.


- Dokąd się wybierasz?- Accel zawołał do Nei, która właśnie miała ruszyć.
- Nie ważne.- odparła.
- Jeśli szukasz Usagiego, to nie znajdziesz go w żadnym ze znanych ci miejsc. powiedział jej.- Skoro nie wrócił do domu, w którym do tej pory mieszkała Lacie, to znaczy, że jest w moim "domu".- mocno zaakcentował słowo "dom", zupełnie jakby nim gardził.
- W takim razie powiedz mi gdzie on jest.
Albinos uśmiechnął się pod nosem. Ta dziewczyna naprawdę chciała uciec z tego miejsca.
- Chyba będzie lepiej jeśli ci pokażę.
Nea wyglądała, jakby biła się z myślami.
- Dobra, wskakuj.- zgodziła się w końcu.
- Myślę, że będzie lepiej jeśli pójdę na piechotę.- powiedział kręcąc głową. Wyszedł na środek drogi.
- Nadążysz?
- Właśnie miałem spytać o to samo...
Chłopak nachylił się i uderzył stopą o ziemię. Jego ciało wystrzeliło do przodu niczym kula armatnia.


Laboratorium. Noc 17 października 2012r.


Dziedziniec instytutu był ukryty w niemal całkowitym mroku, gdyby nie światła palące się w hangarze. Accel wylądował na środku sporego placu, tuż przed budynkiem. Nea zatrzymała quada tuz za nim.
- Więc tu cię trzymali?- zapytała.
- Tak jakby.- odparł albinos. We wnętrzu hangaru zauważył cel ich podróży. Koło jakiegoś skutera stał czarnowłosy chłopak. Usagi Kage.
- Wszystkiego najlepszego z okazji zostania ojcem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:47, 10 Lip 2012    Temat postu:

[Camprine] Dzień 108, noc
Dziewczyna nie opowiedziała. Po chwili całowanie krzyknęła:
- Uspokój się. Idź spać. K*rwa jesteś całkowicie zalany – po czym z trudem wyrwała się z objęć Dana i uderzyła go w twarz.
– Jesteśmy skazani razem na piekło. Nie zapominaj.

[Dom Uzdrowicielki] Dzień 109 (17 października) późny wieczór – Josh

- To my idziemy... ten, tego. No spać – powiedział Warp, gdzie razem wychodzili z kuchni.
– Jasne, jasne – uśmiechnął się do nich odpalając papierosa.
- Dobranoc – powiedziała Sophie ciągnięta przez swojego chłopaka na górę. Po czym podbiegła do Josha i pocałowała go w policzek.
– No idźcie, bo Warpowi pęknie żyłka.
Davis posiedział jeszcze trochę w kuchni i i sam poszedł spać na kanapie w salonie.
*noc*
Chłopaka obudził niesamowity ból.
Zrób to.
Nie stawiał oporu. Wyszedł w samych bokserkach na dwór. Zabrał nóż z kuchni i rozciął sobie pionowo rękę. Wiedział czego pragnie.
JASKINIA GAIAPHAGE ZOSTAŁA OTWARTA, STRZEŻCIE SIĘ WROGOWIE CIEMNOŚCI.
W jego umyśle pojawiła się wizja. Czarnowłosa dziewczyna. Leżąca w jego ‘domu’. Była martwa. Następne zdanie.
JEJ SZKIELET POZOSTANIE TAM NA WIEKI.
Dwa zdana napisane krwią wyglądały strasznie na śnieżnobiałej ściennie. Dość wysoko. Josh wspiął się na drabinę by to zrobić.
Po chwili koło chłopaka pojawił się wilk.
- Zabij mnie. Ciemność każe – zwrócił się do niego. Ten nadal jak zahipnotyzowany sięgnął po siekierę leżącą nieopodal. Odrąbał mu łeb. Wpił gruby kij w ziemię i nabił na niego mniejszą cześć wilka. Centralnie pod napisem.
Po chwili pojawiły się dwa kolejne wilki. Wyniosły ciało swojego towarzysza i położyły się w linii palika po obu stronach. Davis wiedział co ma zrobić. Poszedł do garażu po kanister i zapałki. Przy okazji odniósł drabinę.
Oblał wilki benzyną dodatkowo robiąc wąską linię łatwopalnym płynem. Rzucił po zapałce na wilka i na trawę. Zwierzęta zaczęły płonąć. A niska kurtyna ognia oświetlała całą ścianę oraz łebz otwartymi oczyma.
Szybko wrócił na łóżko do domu. Z transu wyrwało go głośne wycie zwierząt. Po chwili na dół zbiegli Sophie i Warp.

Jak coś to Josh niczego nie pamięta i może niech ciemność się wdziera do umysłu, jak ktoś będzie chciał to zmyć uprzątnąć.. To tak pięknie wgląda <3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A. dnia Wto 22:47, 10 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin