Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział I
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Śro 17:23, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 1 , noc

Jesteśmy zamknięci w wielkim terrarium. Po prostu ekstra.
Oderwał wzrok od ściany i spojrzał w kierunku w którym pobiegła blondynka. Mistle Page, jeśli się nie mylił.
- Nie idziesz pomóc? - usłyszał przed sobą czyjś głos. Stała przed nim Ray, czy jakoś tak. Niezbyt dobrze ją znał.
Nikogo dobrze nie znał.
- To nie mój interes. - odparł wyłącznie. Powtórzył tą myśl kilkukrotnie i gdy niemal w nią uwierzył odepchnął Ray w stronę zaspy i ruszył sprintem za Mis.
Idioto! Wiesz jak to się skończy, prawda?
Odruchowo kiwnął głową i spojrzał na blondynkę(prawdopodobnie) biegnącą sto metrów przed nią.
- Cz... czekaj - wysapał, chwytając ją za ramię. Dziewczyna obróciła się o 180 stopni i wbiła w niego wzrok. Od płonącego budynku dzieliło ich naprawdę niewiele. Ogień nie był zbyt wielki.
Większe zagrożenie stwarzał dym.
Stanęli przed drzwiami i próbowali je wyważyć.
Bez skutku.
- Nie wejdziemy - wycedziła tamta przez zęby. Wtedy usłyszeli z wnętrza mieszkania czyjś jęk. Chłopak przyjrzał się zawiasom i przyłożył do nich dłoń. Natychmiast pokryły się rdzą, a następnie zaczęły się powoli topić.
- Dobra, teraz zamek - odparł wypranym z uczuć głosem, nie zważając na zaskoczenie rówieśniczki. Zamek także się stopił i drzwi mało ich nie przywaliły.
Natychmiast zaatakowała ich fala dymu.
- Czad. Daj mi bluzę - widząc niechęć chłopaka wyciągnęła w jego stronę otwartą dłoń. - Owinę ją wokół twarzy i wejdę tam.
- Nie musisz. Patrz - wskazał palcem na dziewczynę/chłopaka/obojniaka/ufo/cokolwiek, leżącego pod drzwiami.
West chwycił ją/jego/to za nogi, a Page za ręce i wynieśli wystarczająco daleko od smogu.
- Nie oddycha, co teraz? - zapytała tamta, przykładając ucho do piersi tamtej/tamtego/tego. Blondyn przyjrzał się nieruchomej piersi niezidentyfikowanej istoty humanoidalnej(w końcu nie miał czasu się przyglądać*) i kucnął przy niej otwierając jej usta i odchylając głowę do tyłu. - Usta-usta?
Kiwnął głową.
- Pamiętaj. 30 uciśnięć na dwa wdechy - odparł sam do siebie, nachylając się nad ofiarą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Śro 17:25, 15 Sie 2012    Temat postu:

[Wyspa Knigh'ów] Dzień 1 (24 grudnia), wczesny wieczór.

Święta, święta.
Nolan Maveth Knight od powrotu z Samantha zaczynał miewać coraz częstsze wahania nastrojów. W jego głowie pojawiało się coraz więcej potworów. Niektóre miały już nawet swoje własne imiona. Kilka godzin przez kolacją zdążył zamknąć się w pokoju i dokarmił Wiecznie uśmiechniętego króliczka. Wiecznie uśmiechnięty oczywiście nie istniał nigdzie więcej niż w umyśle Nolana, ale jako potwór musiał być dokarmiany. Jako iż nie było w pokoju osoby do przestraszenia, postanowił dokarmiać królika nieistniejącą kurą. Zaśmiał się gdy królik obnażył na niego swoje rekinie zęby wysmarowane krwią kurczaka.
Przed kolacją królik wrócił do umysłu bruneta, a chłopak zasiadł do kolacji ignorując rodzinkę i gości. Postanowił nasłać na rodzinę masę bukopodobne potwory z kłamie. Nie była to iluzja. Po prostu chora wyobraźnia do której się uśmiechał.
Podczas kolacji nauczyciel instrumentów poprosił chłopaka by im zagrał przy kolacji skoro i tak nie je. Brunet przeszedł obok stołu i podczas nieuwagi reszty przyłożył Billie w tył głowy. Usiadł przy keyboardzie i zaczął grać piosenkę Guns n' Roses - This i love. Nikt nie zwrócił mu uwagi, że to nie jest kolęda. Nikt nawet nie zamierzał się do niego odzywać po ucieczce do Samatha. Niebieskooki zakończył utwór słowami I'll never say goodbye. Wtedy właśnie Nessie zaczęła płakać, a Billie wrzasnęła odskakując od stołu. Chłopak uniósł oczy i spojrzał na puste krzesła. Jedynie Vincent, Billie i płacząca Nessie zostali. Nolan wydał z siebie dziwny dźwięk jakby chciał złapać powietrze po czym zaśmiał się niczym Kira.
- Zniknęli! - wrzasnął uradowany i podbiegł do stołu popychając Billie.
- Dasz mi spokój?! Dorośli zniknęli, a ty... - warknęła.
Knight wyprostował się i spojrzał na dumną Billie. Dziewczyna wrzasnęła gdy na jej talerzu pojawił się dosyć duży pająk. Nolan zaśmiał się i poprawił włosy podchodząc do Nessie.
- Zamknij się Billie. Jesteś w tym domu tylko dlatego, bo ja ci na to pozwalam. Zrób coś dobrego dla nas wszystkich, zamknij się i zaopiekuj się Nessie.
- Dlaczego ja?! Czemu w ogóle mi rozkazujesz?!
- Oh, zamknij się. Kawałek za naszą wyspą są inne również zamieszkane*. Sprawdzę czy tam są dorośli i wracam. - burknął.
- Nie będzie ich, bo oni zniknęli!
Nolan spojrzał na blondynkę z nienawiścią.
- Pająka też nie było, a pojawił się i zniknął! Shut up, Billie i nie ruszaj się stąd.
Chłopak nie zwracając uwagę na resztę towarzystwa pobiegł w stronę mini portu i sięgnął po swoją motorówkę. Wtedy usłyszał jak ktoś nawołuje jego imię i z domu wyszedł przerażony Vincent.
- Płynę z tobą, Nolan. Billie jest wściekła, ale uspokoiła Ness. - poinformował bruneta.
- Bo akurat obchodzi mnie nastrój 13-letniej smarkuli. - warknął wsiadając do motorówki z blondynem i po chwili uderzył chłopaka w głowę. - Od dzisiaj mów mi per Panie dzieciaku.

* Chodzi o wysepki za barierą.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Śro 17:26, 15 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rex
Gość






PostWysłany: Śro 17:44, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Jacobsonów] 1, 24 grudzień, wieczór.

Mama Petera przeciągnęła się, siadając na fotelu.
Stół zastawiony był kilkoma półmiskami potraw, światełka na choince rozbłyskiwały co chwila różnymi odcieniami czerwieni, a za oknem powoli zaczynało się ściemniać.
Peter spojrzał na jedzenie, czując, jak ślinka napływa mu do gardła.
Wskazał palcem na stół.
Pani Jacobson pokręciła głową.
- Musimy poczekać na ojca. Dostał nagłych obstrukcji. Jest u tego lekarza. Żeby tak wyciągać tego biednego mężczyznę z wigilijnej kolacji...
Prychnęła.
- Mówiłam, żeby opanował się z rybami, ale nie, nikt mnie nigdy nie...
Peter wyjrzał przez okno, powoli odpływając i nie słuchając rodzicielki. Świąteczne Samantha Town wyglądało pięknie. Domy przystrojone były kolorowymi światełkami, przed prawie każdym domem była choinka, także przystrojona przynajmniej gwiazdą betlejemską.
- ...mam nadzieję, że w tym roku się nie spóźni. Pamiętam, kiedy ostatnio była u nas moja mama, a on wszedł do domu z tą głową niedźwiedzia...
Peter odwrócił się. Skubnął kawałek ryby i przesunął nogą prezenty, zapakowane pod choinką.
Ciekawe, kiedy zaczniemy.
- ...potem byliśmy na Florydzie, ale oczywiście, jak zawsze kiedy gdzieś wyjeżdżamy, rozpoczęła się migracja łosi lub...
Nieobecny chłopak pokiwał głową. Przycisnął nos do szyby. W końcu pod jego twarzą wytworzył się duży krążek z pary wodnej.
- …oczywiście, łosie to słodkie zwierzęta, jednak kiedy ekolodzy przemaszerowali przez plażę, machając plastikowymi łososiami...
Peter w końcu zauważył wracającego ojca.
Mrugnął.
- ...wszyscy mieli na sobie kostiumy fok i morsó...
Matka urwała w pół słowa.
Chłopak otworzył oczy i szybko nabrał haust powietrza.
Ojciec zniknął. Peter obejrzał się. Mamy także nie było.
Wzrokiem wrócił na ulicę.
Ciągle go nie ma. Może się wywrócił.
Wyrzucił ręce w górę. Podbiegł do fotela, na którym siedziała matka. Zbadał go dokładnie, po czym złapał za czapkę, nałożył buty i wybiegł na ulicę. Popatrzył we wszystkie strony. Na ulicy nie było nikogo dorosłego. Kilka samochodów, którymi kierowali spóźnialscy, stało pustych i rozbitych, niszcząc ciszę wigilijnej nocy głośnymi dźwiękami alarmów.
Podszedł do niego jakiś chłopak.
- Co się stało? Nie ma nikogo dorosłego!
Peter wzruszył ramionami, błądząc wzrokiem po asfalcie.
- W twoim domu też zniknęli?
Jacobson kiwnął głową.
Nieznajomy wrzasnął i zaczął biec przed siebie:
- Kosmici! Kosmici zabrali nam rodziców!
Do uszu Petera zaczęły dochodzić inne zdania:
- ...112 nie działa...
- ...nikt nie został...
- ...kto to zrobił?...
Peter pokręcił głową. Krzyknąłby, gdyby mógł.
Zadrżał. Nie wiał wiatr, ale temperatura nie była zbyt zachęcająca. Wrócił do swojego domu.
Przejrzał jeszcze raz wszystkie pomieszczenia.
Nie ma nikogo.
Zajrzał do piwnicy.
Zszedł po skrzypiących schodach, mając nadzieję, że dorośli za chwilę wystraszą go, wyskakując z okrzykiem „Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!”. Z każdą sekundą jednak nadzieja ta topniała.
Zaczął rozglądać się dookoła. Lodówka, w której trzymali przetwory, kilka starych szafek, szafa, komoda, dwa hamaki, a poza tym cała przestrzeń zawalona starymi, zardzewiałymi gratami.
Westchnął głośno.
Gdzie się wszyscy podziali?!
Ubrał się cieplej i wyszedł na podwórze. Coraz więcej dzieciaków zaczęło iść na rynek. Niektórzy niepotrzebnie oświetlali sobie drogę latarkami.
Jestem ciekawy, po co oni wszyscy tam idą.
Westchnął niepewnie.
Poszedł do domu, zgasił wszystkie światła, odłączył choinkę od prądu. Potrawy wigilijne nakrył drugim, świeżo wypranym obrusem.
Zamknął dom na klucz i zaczekał aż przejdzie cały pochód. Powlókł się ciężko za ostatnią osobą.
Powrót do góry
Persephone
Helena Foster, II kreski



Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Umierającego Słońca

PostWysłany: Śro 17:44, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 1, 24 grudnia, wieczór.

- Iść po ciastko w takiej chwili. - mruknął Jaime.
Flo jednak to usłyszała. Wzruszyła ramionami.
- Jak będziesz narzekać, nie dostaniesz ciastka! - oznajmiła.
Helena westchnęła, patrząc na nich.
- Godni siebie.
Japonka, John, nie wytrzymała. Stanęła przed Flossy.
- Nie uważasz, że powinniśmy sprawdzić, co tam się dzieje? - spytała.
Helenie podobał się ten pomysł. Pożar wyglądał na duży, widać stąd było dym, ogień i tą specyficzną łunę. Coś w sam raz dla niej. Wpatrywała się w tamtą stronę, ale po chwili odwróciła wzrok.
- Nie, nie, nie. - usłyszała głos Flo.
Rudowłosa popchnęła swoją siostrę naprzód i sama zaczęła iść. Inni, z braku lepszych pomysłów, podążyli za nią. Helena rzuciła ostatnie spojrzenie na ogień.
Nie wiedziała, czemu idzie za nimi. Może chciała dowiedzieć się, co się stało? A najlepszym sposobem na to była współpraca z innymi.
- To gdzie te twoje ciastka?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 18:52, 15 Sie 2012    Temat postu:

Jakiś nieskładny ten post. .__.
[ST] Dzień 1, 24 grudnia, wieczór.

- O tam! - Flossy wskazała ręką blondynkę rozdającą ciasto. - Lily!
- Ciacho z czarnym lukrem! - zawołała radośnie Helena, sięgając po resztki.
- Same resztki, wszystko poszło - mruknęła Lily, a Flo wzruszyła ramionami, zlizując z dłoni lukier. - Dzieci są łakome.
- To chciwe potwory - parsknęła Flossy, a pozostali poczęstowali się resztkami ciasta.
- Gdybyśmy nie poszły urządzić pogrzebu, zostałoby więcej - powiedziała oskarżycielsko Johnathan.
- Zawsze możecie okraść cukiernię - poradziła Lily.
Podczas gdy inni opychali się ciastem, Flo wyciągnęła z kieszeni telefon.
- Sms-y da się wysyłać - powiadomiła, wystukując jedną reką wiadomość do Kaia i Matta z zapytaniem jak się mają bez rodzicieli.
- Tu się rozstajemy - powiedziała Elle. - Musimy iść do domu, w którym został nasz kuzyn...
- Kij z Sethem.
- Flo!
- No dobra. Do zobaczenia, Celty, Amy i John! - zawołała i ruszyła w stronę Vane Road. Po chwili zauważyły że idą za nimi Helena, Jaimie i Nora.
- Nie mam nic do roboty - wyjaśniła Helena, a Jaime pokiwał głową.
- Idę za nią.
- Okey... - mruknęła Flo i zatrzymała się nagle. - Zaraz! Na razie trwa panika, skorzystajmy z tego.
- Jak?
Flossy zatarła ręce.
- Mam głęboko gdzieś te wszystkie dzieci. OKRADNIJMY SKLEPY!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Persephone
Helena Foster, II kreski



Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Umierającego Słońca

PostWysłany: Śro 19:19, 15 Sie 2012    Temat postu:

Mój też nieskładny :c
[ST] Dzień 1, 24 grudnia, wieczór.

- No dobrze, więc uważam, że powinniśmy ukraść najwięcej jedzenia, ile się da. A potem gdzieś je zgromadzić.
- Gdzie? - spytała zainteresowana Flossy.
- U mnie? - podsunęła Helena.
Pozostali pokręcili głowami.
- Powinniśmy podzielić się, żeby dla każdego było równo... - zaczął Jaime, ale Helena przerwała mu.
- Och, zamknij się. I tak sama wszystkiego nie zjem...
Jaime zastanowił się.
- Biorąc pod uwagę twoje umiejętności kucharskie...
- Zapomnij o tym kurczaku. Wymaż go z pamięci.
- Będziecie tak stać i kłócić się jak stare małżeństwo, czy coś ukradniemy? - odezwała się Flo.
- Chętnie.
Skierowali się do najbliższego sklepu spożywczego. Helena porwała jeszcze świeże zestawy sushi, jakie tam stały, a potem inne niezbędne do przetrwania rzeczy.
- Zechcesz być moim tragarzem? - uśmiechnęła się uroczo do Jaime'go.
Chłopak westchnął i wziął wszystko, co Helena sobie wybrała. Nawet nie próbował protestować, kiedy Flossy także wręczyła mu swoje "zakupy".
Wtedy Helenie wpadł do głowy pomysł.
- Czy w pobliżu nie ma przypadkiem sklepu z płytami?
Nie musiała mówić nic więcej. Wszystkim spodobał się jej plan. Po kilku minutach dotarli do sklepu muzycznego. Drzwi były otwarte. Flo rzuciła się do półek z dzikim okrzykiem: Iroooon Maideeen! Jaime westchnął.
- Tam są płyty Tori Amos. Wszystkie. Wszystkie! Wziąłbym je sobie, gdybym nie musiał targać twoich rzeczy. - zwrócił się do Heleny.
- Błagam cię. - Helena odwróciła się do niego, trzymając w ręce piękny egzemplarz "Medusy" Clan of Xymox. - Weź lepiej tą! TO jest muzyka!
Jaime już miał zaprotestować, ale przeszkodziła mu Flo.
- Mają tu nawet Nephew! Niesamowite!
- Co to Nephew? - Helena zmarszczyła brwi.
- Taki duński zespół... - Flossy zaczęła tłumaczyć, ale kiedy Helena usłyszała słowo "duński" natychmiast wyrwała jej płytę z ręki i krzyknęła:
- Muszę ją mieć!
Po zabraniu wszystkiego, co potrzebne i załadowaniu owych rzeczy na biednego Jaime'go, wyszli ze sklep, zastanawiając się, do czyjego domu pójść.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Persephone dnia Śro 19:20, 15 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:21, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 1, wieczór
Jakaś dziewczynka podeszła do Lily i popatrzyła na nią nieśmiało. Wilkes doskonale wiedziała, czego chciała: ciastek. Albo mamy.
Ale resztki już rozdała - trafiły w ręce wesołej gromadki, Heleny Foster, jej sąsiada, sióstr Whitemore, Celty Knight, którą kiedyś znała, Amy i John Yashimoto. Widocznie nie tylko dzieci potrzebowały cukru.
- Nie mam już ciastek, mała - powiedziała Lily.
Dziecko rozpłakało się, więc szybko je przytuliła.
- Gdzie jest moja ma-ma? - chlipnęła dziewczynka.
- Nie martw się, niedługo wróci - zapewniła ją blondynka. - Święty Mikołaj zabrał wszystkich rodziców na biegun północny, bo prezenty nie mieściły mu się w saniach. Wrócą za kilka dni, może nawet dzisiaj w nocy. Przywitają cię z górą prezentów. Dostaniesz nową lalkę Barbie...
- Tak? - dziewczyna uśmiechnęła się. - Tą na rowerze?
- Tą na rowerze - przytaknęła Wilkes. - Jadłaś coś? Ciasto mi się skończyło, ale mam jeszcze barszcz...
Wcisnęła dziewczynce kubek z barszczem, a sama oddaliła się trochę i wtedy dopadł ją ból głowy. Doskonale wiedziała, co on zwiastuje.
Chwilę później osunęła się na ziemię. Przez jej głowę przelatywały niejasne, urwane wizje - opuszczone dzieciaki, martwe niemowlęta, kilkuroczne brzdące poparzone jeszcze gotującymi się potrawami wigilijnymi...
Gdy się obudziła, leżała głową w śniegu. Miała odmrożoną twarz i trzęsła się z zimna, bo przemokły jej rajstopy, nie do końca zakryte pod kurtką zimową.
Trzęsąc się z zimna, ruszyła w kierunku opuszczonego stoiska z gorącą czekoladą. Normalnie stało tam mnóstwo kubeczków napełnionych brązowym napojem, ale praktycznie wszystkie skradziono, a kilka walało się pod stoiskiem, rozlane. Z wdzięcznością kierowaną do nikogo konkretnego, wzięła jeden z dwóch ostatnich kubków i zaczęła pić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 19:34, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 1, późny wieczór.

- Chodźmy do nas. Elle koniecznie chce zobaczyć co z Sethem, poza tym jest bliżej. I mieszkamy naprzeciwko McDonalds'a, możemy wstąpić jeszcze po jakieś ohydztwo, albo przemielone oczy. Tfu, hamburgery.
Parę minut później wszyscy władowali się do domu sióstr Whitemore. Seth nawet nie zwrócił na nich uwagi, oglądając bajki. Flo rzuciła mu paczkę żelków.
- Rozpoczynamy ucztę, drodzy państwo.
- Wiecie... A jak potem skończy się jedzenie i...
Flossy i Helena wybuchnęły śmiechem jednocześnie.
- Jaki on zabawny.
- To nie był żart - zaprotestował Jaime.
- Ta, ta. Cóż, mamy mnóstwo wigilijnych potraw, więc musicie zostać! - oznajmiła wesoło Elle, siadając przy zastawionym stole. Poklepała dłonią krzesło obok siebie, na które szybko wskoczyła Flo.
- Jednego dnia spełniają się moje marzenia.
- Życie bez dorosłych - westchnęła Elle, a Flo rozpromieniła się.
- To będzie piękne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Persephone
Helena Foster, II kreski



Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Umierającego Słońca

PostWysłany: Śro 19:51, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle] Dzień 1, późny wieczór.

- Ja tam nie widzę większej różnicy. - Helena wzruszyła ramionami.
- Szczęściara. - mruknęła Flo.
Czarnowłosa spojrzała na wigilijne potrawy. Prezentowały się naprawdę dobrze i chętnie by je zjadła. Szczególnie po obrzydliwym kurczaku. Jednak co innego zwróciło jej uwagę. Białe talerze, miski, srebrne lśniące sztućce, biały obrus...
-Nie macie może czarnych... talerzy? - zaryzykowała.
Flo zamyśliła się.
- Coś tam się znajdzie.
I pobiegła do kuchni poszukać naczynia, które trafiłoby w gust Heleny.
Dziewczyna nie wiedziała co sądzić o tej całej sytuacji. Siedziała przy stole wigilijnym z ledwo znanymi jej osobami, w tym z kilkoma, które niemiłosiernie ją wkurzały. I nie było dorosłych. NIE BYŁO DOROSŁYCH. Nie martwiło jej to, nie panikowała ani nie przejmowała się tym zbytnio. To, co ją niepokoiło, to był bardziej brak logicznego wytłumaczenia, jak to się mogło stać. Helena lubiła zagadki i tajemnice, jednak było coś nieprzyjemnego w tym zniknięciu dorosłych. Uznała, że zastanowi się nad tym później, bo akurat Flossy przyniosła czarny talerz.
- Jest czarny.
- Tak, jest. - potwierdziła rudowłosa.
- Masz. czarny. talerz. To dziwne, ale chyba cię polubię.
Jaime zrobił obrażoną minę.
- A mnie to już nie łaska.
Helena prychnęła.
- Ty nie odróżniasz dark wave od post punku i nie wiesz co to dream pop.
Chłopak uznał, że najlepiej będzie milczeć i się nie pogrążać. Helena nałożyła sobie jedzenie na swój talerz i zaczęła jeść.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Śro 20:17, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Christelle i Flossy] Dzień 1, późny wieczór

Elle uklękła przy brązowym dywanie, który został poplamiony przez czerwony barszcz.
- Ku*wa! Akurat tu? - spytała oburzonym tonem. - Będzie śmierdzieć, a mi się nie chce prać. Tak, tak, tobie też, Flo.
Podniosła niewielki dywan, szybko podeszła do drzwi i wywaliła go na zewnątrz. Kiedy wróciła do salonu, wszyscy patrzeli na nią, jak na idiotkę. Brązowowłosa wyszczerzyła się i wybuchnęła złośliwym śmiechem.
- Ludzie, nie ma dorosłych. Czyli możemy robić, co nam się żywnie spodoba. To będzie piękne życie.
Spojrzała na swoją siostrę, która uśmiechnęła się do niej szeroko.
Nagle w całym domu rozległ się głośny dzwonek. Christelle pobiegła do drzwi, a kiedy je otworzyła, ujrzała swojego przyjaciela.
- Theo! - złapała go za rękę i pociągnęła w stronę salonu. Chłopak zdążył zamknąć drzwi i czym prędzej podążył za Whitemore.
- Cześć wszystkim. - powiedział wesoło Theo, kiedy ujrzał nastolatków, siedzących za stołem i jedzących potrawy wigilijne.
- Ta dam, oto Theo. Tak, kochany, zniknęli wszyscy dorośli. Super, co nie? - usiadła na swoim krześle obok Flo, a La Mettrie zajął miejsce naprzeciwko sióstr.
- Elle, nie wiem, co się stało, ale widzę, że nie martwisz się o swoją ciociunię. - mruknął chłopak, nakładając sobie trochę ryby po grecku.
- Śmiało, śmiało. - Flo wyrwała mu z dłoni widelec i nałożyła na jego talerz podwójną porcję.
- Dam sobie radę, panno Flossy. - Theo wytknął język na rudowłosą, na co ona zmarszczyła czoło, po czym stuknęła się w głowę.
Nowopoznani obserwowali trójkę w milczeniu, zajadając się po kolei wszystkimi potrawami.
- Nie można marnować jedzenia, Flossy Whitemore. - spojrzała na siostrę przenikliwym wzrokiem, parodiując głos ciotki Darlene.
Rudowłosa wybuchnęła śmiechem, patrząc z rozbawieniem na pozostałych.
- ROBIMY IMPREZĘ! - wstała z krzesła i pociągnęła za rękę Flo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:17, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 1, późny wieczór - Yvonne Mark
Yvonne Mark patrzyła na dzieciaki. Najmłodsze przestawały płakać, a najstarsze ośmielały się już kraść chipsy, batoniki i gry wideo z pobliskich sklepów.
Y też zgarnęła niezły łup: trzy butelki wódki i woreczek koki, którą znalazła pod ladą w monopolowym.
Pociągnęła z gwinta łyk wódki, dla smaku. Nie rozumiała jak ludzie mogą się wzdrygać przy piciu tego trunku – ona mogła chłeptać go godzinami bez zmrużenia oka.
Wyciągnęła z kabury swojego TT, którego pieszczotliwie nazywała Jamesem. Pogładziła lufę.
Miała urodziny za dwa dni, a nie widziała nikogo powyżej czternastki. „Za dwa dni zniknę?”
Dwa dni oznaczały jednak sporo czasu. „Myślą, że zniknięcie starych jest STRASZNE? Jak skomentowaliby masakrę w kinie w Aurorze? W Columbine High School? Virginia Tech? Winninden? Wyspie Utoya?”
- Hej, mały! - zwróciła się do dziewięcioletniego chłopca. - Jak masz na imię?
- Andrew.
- Do widzenia, Andrew. - odezwała się i strzeliła mu między oczy.
Chłopczyk padł na ziemię, a zaczęła zbierać się ogólna wrzawa.
Celowała do każdego, kogo widziała i z czułością naciskała spust. Dwójka osiłków próbowała ją unieszkodliwić, gdy przeładowywała magazynek. Jednego kopnęła w krocze z glana, drugiemu przyłożyła lufą w głowę, a gdy była z powrotem uzbrojona, wpakowała w każdego kulkę. To samo robiła z wieloma dzieciakami. I śmiała się, och, tak bardzo się śmiała, gdy padały na ziemię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Persephone
Helena Foster, II kreski



Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Królestwo Umierającego Słońca

PostWysłany: Śro 20:35, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Christelle i Flossy] Dzień 1, późny wieczór

- O ile impreza polega na słuchaniu naszych nowych płyt, jedzeniu sushi i dręczeniu Jaime'go, jestem za. - oznajmiła łaskawie Helena.
Chistelle podbiegła do swojej siatki z płytami i wyjęła Metallicę. Helena jęknęła, ale uznała, że powstrzyma się od komentarzy. Przemęczy się. Potem wróci do siebie i dokończy tą nową płytę Dead Can Dance...
Kiedy tylko z głośników popłynęły pierwsze dźwięki Enter Sandman, odezwała się Nora.
- Chcę do domu.
Powiedziała to cicho, ale stanowczo. Helena wiedziała, że taka sytuacja to naprawdę za dużo dla 7-letniej dziewczynki, ale nie potrafiła się zdobyć nawet na odrobinę sympatii do niej.
- To idź. - zwróciła się do niej.
Jaime jednak przytulił ją do siebie, wziął na ramiona i oznajmił:
- Pójdę już. Jutro się spotkamy.
Helena miała wrażenie, że to ostatnie było kierowane do niej. Nie bardzo spodobał jej się ten pomysł. Nie podobało jej się też beztroskie zachowanie bliźniaczek. Osobiście, wolałaby sprawdzić, co się dzieje. Przypomniała sobie pożar... Nie.
Nie mogę o tym myśleć. To chore.
- No dobra, to co powiecie na to sushi? - powiedziała zamiast tego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 20:53, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Christelle i Flossy] Dzień 1, późny wieczór

- Suuuushi, tak? - Flossy zawirowała, ślizgając się po podłodze w swoich świątecznych skarpetkach. - Ja wolę latać! - "podleciała" i zmieniła płytę na Nephew.
A dokładniej Hurrah (ehehe).
Nagle ktoś przebiegł pod jej oknem, drąc się wniebogłosy.
- Zastrzeliła moją sioooooooooostrę!
Flossy zakręciła się, unosząc ręce nad głowę i rozpuszczając rude włosy.
- Anarchia! Aaaanarchiaaaaaa - zaśpiewała melodyjnym głosem, a Helena przyglądała jej się z mieszaniną niepokoju i rozbawienia.
- Jeśli dobrały się do broni... Uh, nie powinniśmy iść tego sprawdzić? - zapytała, a Flo zachichotała.
- Nie bądź głupia - odparła. - Tym wszystkim zajmą się ludzie którzy chcą być podziwiani. Na dziesięć osób pragnących chwały znajdzie się jedna chcąca pomagać ze szczerego serca.
- A ty czego chcesz? - zapytała Elle, choć dobrze znała odpowiedź. Uśmiechnęła się, przełączając piosenkę.
- Anarchi! Zamieszania! CHAOSU! - wrzasnęła, kręcąc się coraz szybciej wokół własnej osi. Zaśmiała się i potknęła o własną nogę, jednak zasłony nagle wygięły się nienaturalnie pochwycając ją.
- Oh, Heleno, nie rób takich min.
- Wszyscy z pewnością...
- Lepiej zaliczać się do niektórych niż do wszystkich - odpowiedziała cytatem Flossy, dosłownie leżąc na zasłonach. Pstryknęła palcami i górne światło zgasło nagle. - Bu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:57, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 1 (24 grudnia), wieczór

Celty siedziała na zaśnieżonej ławce ignorując ogarniające ją uczucie zimna. Po wcześniejszym wysłaniu smsa do Nolana dowiedziała się, że zarówno z wyspy jak i z miasta zniknęli dorośli. A to mogło oznaczać tylko jedno...
- Zginiemy tuuu! - zawyła zwracając na siebie uwagę kilku dzieciaków wokół.
- Uspokój się wariatko. To pewnie tylko przejściowe. - burknęła Amy z papierosem w ustach.
Celty spojrzała na nią z nienawiścią. Nienawidziła palaczy, a dziewczyna najwyraźniej doskonale o tym wiedząc, cały czas ją prowokowała.
- Ja bym poszła na komisariat. Mimo że raczej nie spotkamy tam nikogo kto by nam pomógł.
- Zauważyliście to? - odezwała się nagle John.
- Co takiego?
- Są tu same dzieciaki. Zniknęli dorośli, to jasne, ale nikt tutaj nie ma więcej niż 14, może 15 lat.
Celty rozejrzała się wokół. Yashimoto miała rację. Otaczały ich dzieci.
- Panika się skończyła. Teraz zacznie się demolka. Powinniśmy dołączyć, czy stać z boku i przyglądać jak kolejny dzieciak plądruje sklep?
John jednak jej nie odpowiedziała. Zamyślona wpatrywała się gdzieś przed siebie.
- Mój brat ma dzisiaj 15 urodziny.
- Przecież nie zniknął...
- Nie wiem kiedy dokładnie się urodził, o jakiej godzinie. Wiem tylko, że było to późnym wieczorem i moi rodzice zawsze wspominali o tej dziwacznej Wigilii w szpitalu.
- Jeżeli zniknie tylko potwierdzisz swoją teorię i będziemy mieć jednego czubka mniej z głowy. Wybacz John, ale nawet ja zauważyłam, że twój brat nie grzeszy inteligencją ani czymś takim jak rozsądek.
- Skończyliście już gadać? Nudzi mi się. Moglibyśmy w końcu zrobić coś pożytecznego i zwinąć broń z komisariatu i strzelnicy zanim jakiś dzieciak się do niej dorwie.
Amy ruszyła w dół Accel Road i dziewczyny poszły za nią. Grupa minęła budynek podstawówki i przedszkola gdzie nie było widać praktycznie żywej duszy i ruszyła w stronę posterunku policji. Amy pewna siebie wkroczyła do budynku. W środku nikogo nie zastały. Celty całkowicie opuściła nadzieja w to, że został tu ktokolwiek.
Usiadła przy biurku na miękkim fotelu i wbiła wzrok w podłogę. Tymczasem John razem z kuzynką śmiejąc się zabierały broń.
Ta sytuacja wcale nie poprawiała jej humoru. Całe życie starała się żyć zgodnie z zasadami narzuconymi jej przez dorosłych. W ten sposób wiedziała jak postępować, jak żyć. A teraz to dorośli zniknęli. Nikt nie narzucał zasad. Nikt nie wyznaczał co powinna robić.
Wystukała wiadomość do Savannah, która w panice zdążyła wysłać jej 20 smsów. Uspokoiła przyjaciółkę i obiecała się z nią spotkać na rynku. Tylko tyle mogła zrobić.
Wyszła z komisariatu czekając na pozostałą dwójkę. Chwilę potem pojawiła się obładowana bronią Amy i John trzymająca w rękach kilka paralizatorów.
- To wszystko co tam było?
Dziewczyny pokiwały głowami i Celty mijając szpital ruszyła w stronę swojego mieszkania. A raczej drugiego domu, który należał do jej ojca. Przeszukała kieszenie w poszukiwaniu kluczy, które Chantal dał jej zanim opuściła wyspę i otworzyła zamek. Amy rozsiadła się na kanapie rzucając pistolety na podłogę.
- Fajnie tutaj. Jak widzę twój ojczulek był fanem karabinów. - przejechała dłonią po broni zawieszonej na ścianie gwiżdżąc z podziwem.
Celty odburknęła coś i wyrwała jej po raz kolejny papierosa z dłoni.
- Nie obchodzi mnie nawet twoje zdrowie, ale w tym domu masz nie palić, zrozumiałaś? - warknęła.
Nagle rozległ się krzyk John i spanikowana Knight wybiegła z salonu. Drzwi do piwnicy były uchylone i na schodach wciąż paliło się światło.
Celty zbiegła po schodach widząc jak przyjaciółka z przerażeniem wskazuje na duże akwarium.
Dziewczyna szybko załapała o co chodzi.
- Nie powinnaś sama wchodzić do piwnicy...
- Co to za potwór?!
- To nie potwór tylko mały rekin. Nazwaliśmy go z Nolanem Puszek. Ojciec ma hopla na punkcie rekinów. Nawet uśmiecha się jak one.
John powoli wycofała się w stronę schodów i pobiegła na górę potykając się. Celty tymczasem przeniosła broń do piwnicy zostawiając tylko paralizator. Mimo to nadal miała wrażenie, że Amy nie oddała jej całej broni.
- To teraz do ogrodniczego! - wyszczerzyła się Knight.
- Po cholerę?
- Muszę kupić prezent dla Nolana. Co roku kupujemy sobie dziwne prezenty, które mają głównie na celu wysadzenie domu w powietrze. W tamtym roku kupiliśmy sobie fajerwerki, a w tym roku Nolan dostanie ode mnie piękną czerwoną piłę mechaniczną.
John patrzyła na nią jak na wariatkę. Tymczasem Amy wyszczerzyła się w coś co Celty z lekka przypominało rekini uśmiech ojca i wyskoczyła z domu z radosnym okrzykiem "Na zakupyyy!".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:09, 15 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 1, późny wieczór
Lily dźwignęła się, z niedowierzaniem patrząc na strzelającą Yvonne. Dziewczyna chyba miała mnóstwo naboi, bo jak oszalała, ładowała kulki w kolejne dzieciaki: zawsze z tą samą precyzją, dokładnością, subtelnością.
Dwóch osiłków, którzy próbowali ją obezwładnić, legło na ziemię, a Mark dalej zabijała. Lily nie zamierzała zabierać jej broni - doskonale wiedziała do czego Mark jest zdolna. Zawsze nosiła przy sobie noże, teraz zresztą też. Nawet gdyby ktoś zabrał jej pistolet, z pewnością uraczyłaby go ciosem zadanym nożem, a do tego miała nie mały talent.
Najmłodsze dzieciaki zbiły się w grupki. Lily kiwnęła do dziewczynki, którą nie dawno pocieszała. Grupka powoli przesuwała się w jej stronę. Lily ukryła się za stoiskiem z gorącą czekoladą, wyglądając za nią na kilka sekund. Yvonne urządzała na rynku masakrę i widocznie liczyło jej na jak największej liczbie ofiar, nie marnowałaby kilku naboi, by do niej strzelać.
Grupka była już przy niej. Pociągnęła dzieciaki na dół, by uklękły na zimnej ziemi, tak jak ona. Z trudnością mieścili się pod niewielką budką, a kolejne dzieciaki zmierzały w jej stronę. Mark postrzeliła kilku biegnących.
Strzelanina trwała w najlepsze, Yvonne widocznie nie zamierzała przestać. Lily westchnęła i gdy tamta odwróciła się do niej tyłem, otwarła drzwi do najbliższego sklepu i wepchnęła tam dzieciaki. Korzystając z okazji, zamknęła tam jeszcze kilku, chcąc ochronić jak najwięcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin