Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział V
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Nie 1:32, 25 Lis 2012    Temat postu:

[Ośrodek] Dzień 8 - noc

Przyjaciele spojrzeli po sobie, po czym Cana i Matt jednocześnie skinęli głowami.
Przesiedli się na blat stołu za nimi. W pomieszczeniu zerwał się nagle silny wiatr, jakby zbliżało się tornado.
- Kontrola wiatru... jak się okazało na poziomie molekularnym.
Tuż koło ręki nieznajomego pojawił się nagle nóż, wbity w stół.
- Teleportacja.- powiedziała Cana.
Chase siedział spokojnie i cicho, przyglądając się uważnie nożowi, który zmaterializował się ostrzem do połowy zanurzonym w blacie, zupełnie jakby znajdował się tam od zawsze.
- A ty?- zwrócił się do niego nieznajomy.
- Zabijanie na odległość.- powiedział chłopak jak gdyby nigdy nic.- Zaprezentować?
Matt i Cana spojrzeli po sobie, ukrywając rozbawienie pod kamiennymi wyrazami twarzy. Chase to Chase, nawet w takiej sytuacji potrafi zażartować.
Tymczasem "nowi" nie wyglądali jakby wzięli to za żart.
- N...nie trzeba.- odparł nieznajomy.
- Szkoda, to nawet widowiskowe...- mruknął Chase z nutą zawodu w głosie.
- Teraz wasza kolej, chcemy wiedzieć jakie są wasze - jak to określa Matt - "Zdolności".- powiedziała Cana, obserwując "nowych".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 13:16, 25 Lis 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 8, noc

Bitwa trwała. Delaney miała ochotę nie brać w niej udziału, uciec.
Ale była mutantem. Czuła, że powinna pomóc reszcie.
"Super. ETAP trwa osiem dni, a my już zdążyliśmy wymordować mnóstwo osób."
Ostatni raz sprawdziła, czy ma naładowany pistolet. Wzięła głęboki oddech i pobiegła przed siebie z wielką prędkością, przy okazji strzelając do "normalnych". Ciężko było ukryć, że się bała. Tak naprawdę nie chciała zabijać. Ale jeśli Ekipa Ludzi zabijała odmieńców, to niby czemu odmieńcy mieliby nie zabijać "normalnych"?
Nagle usłyszała dźwięk smsa. Drążącymi dłońmi wyjęła komórkę z kieszeni.
POMOCY!
Spojrzała na nadawcę. Sydney.
"Co oni jej zrobili?!"
Chciała jak najszybciej pomóc na ratunek siostrze. Jednak był problem - nie było wiadomo gdzie ona jest. Del jak najszybciej zaczęła przemierzać wszystkie ulice miasta rozglądając się dookoła. Zatrzymała się, będąc pewna, że właśnie widziała siostrę.
- Sydney? - spytała.
Po chwili ujrzała ją leżącą na ziemi, całą we krwi, z telefonem w jednej ręce. Miała dwie dziury w nodze.
- Boże! - krzyknęła i schyliła się by podnieść bliźniaczkę. Jednak była zbyt ciężka. Sydney tylko lekko się uśmiechnęła.
- Nie pomożesz mi. - wyszeptała.
- Zabiorę cię do szpitala i wszystko będzie dobrze... - zaczęła Del.
- Nie. Ja umrę. - powiedziała tak cicho, że ledwo było ją słychać we wszechobecnym zgiełku. - Ale zrób coś dla mnie. Zaatakowali mnie, bo popierałam mutantów. Nie miałam szans. Ale ty masz.
Delaney podniosła się i spojrzała na siostrę.
- Nie zostawię cię tutaj.
- Idź.
- Nie.
Usłyszała za sobą kroki. Była to jakiś rudy chłopiec mający nie więcej niż 12 lat.
- NIKT WIĘCEJ NIE SKRZYWDZI MOJEJ SIOSTRY! - wrzasnęła strzelając.
Chłopak upadł na ziemię. Blondynka usiadła na ziemi i przytuliła siostrę, która ciągle się wykrwawiała.
Po policzkach Del płynęły łzy, a ona ciągle myślała.
"DLACZEGO?!"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:57, 25 Lis 2012    Temat postu:

[Ośrodek] Dzień 8, noc
- Widzę niektóre wydarzenia - zaczęła Lily - Na początku myślałam, że to tylko przyszłość, ale wygląda na to, że przeszłość i teraźniejszość też.
Spojrzeli na nią nieufnie. W końcu gdyby tak naprawdę byli dzieciakami z EL, udającymi mutantów, coś takiego byłoby najprostsze do wciśnięcia kitu.
- Na przykład? - zapytał Chase.
Przymknęła oczy. "Bitwa"
- Nolan Knight właśnie zmusił jakąś dziewczynę do zjedzenia ręki trupa - wzdrygnęła się.
- Bzdury. Nolan nie żyje - stwierdził aerokinetyk. - A nawet gdyby, nie zrobiłby czegoś takiego. Znam go.
- Gdyby nie żył, prawdopodobnie byłoby o połowę mniej rannych - stwierdziła. - Wczoraj walczyliście z Simonem - który, notabene, niedawno wessał dwójkę nastolatków - a jutro spodziewajcie się kolejnych gości.
Wzruszyła ramionami.
- Moja... moc, to w sumie drobnostki. Widzę w ciemności, dochodzi do tego zwinność i inne duperele. Przydatne, choć nie tak, jak zabijanie na odległość - stwierdził Jeff, patrząc na Chase'a.
- A tak poza tym, to nawet się nie przedstawiliśmy. Nazywam się Lily Wilkes, a ten tu to Stan Jeffrey.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Pon 1:17, 26 Lis 2012    Temat postu:

[Ośrodek] Dzień 8 - noc

- A tak poza tym, to nawet się nie przedstawiliśmy. Nazywam się Lily Wilkes, a ten tu to Stan Jeffrey.
- Matt Moore.- aerokinetyk skinął głową.
- Cana Parker
- Chase "Killer Sight*" Trance.- Matt parsknął śmiechem, co wywołało grymas niezadowolenia na twarzy czarnowłosego.
- Śmiej się, Smoku Niebios.- powiedział Chase rzucając w Moore'a łuską po naboju. Matt zręcznie go złapał, po czym rzucił się na przyjaciela. Obydwaj zaczęli sie tarzać po ziemi, jednocześnie szarpiąc. Na ich twarzach gościły uśmiechy.
- Zupełnie jak dzieci.- stwierdziła Cana. Lily i Stan przyglądali się tej scenie z szeroko otwartymi oczyma. W mieście, po drugiej stronie gór toczy się walka o życie, a ci chłopcy bawią sie jak gdyby nigdy nic.
- Pamiętaj, że jesteśmy dziećmi.- przypomniał jej Matt podnosząc się z niemi i otrzepujac ubranie.
- Poza tym wiemy, ze takich nas kochasz najbardziej,- dodał Trance, obejmując jej szyję ręką. Dziewczyna si zaczerwieniła.
- Zostaw mnie!- warknęła, odpychając go. W momencie, gdy jej ręka zetknęła się z jego klatką piersiową chłopak przemieścił się o dobre dwa metry do tyłu. Wyglądało na to, że również ją to zdziwiło. Spojrzała na swoja dłoń.
- Nigdy wcześniej nie teleportowałam człowieka. Sama też nie mogę się teleportować. Przynajmniej nie umiem.- wyszeptała tak, że nikt inny jej nie dosłyszał.
*yaaaaaawn* Chase zaczął głośno ziewać.
- Cana.-głos chłopaka wyrwał ją z zamyslenia.- Pokaż Lily gdzie śpicie, a my się zajmiemy Staszkiem**.
Po powiedzeniu sobie na wzajem dobranoc zabrali się do swoich kwater.
"Tymczasem w mieście, sylwestrowa impreza zbliża się ku finałowi." pomyślał Matt, biorąc swój koc i idąc w kierunku wieży ciśnień.

_________________
*Killer Sight - (ang.) Zabójczy Wzrok
** Ni chodzi o mikser, tylko o Stan'a. Stan - (ang.) Stanisław


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Pon 1:23, 26 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Pon 17:15, 26 Lis 2012    Temat postu:

[Granica ST] Dzień 8, przed północą

- West! Co ty odwalasz!? - wrzasnął Nolan, rezygnując z jakże uroczego przydomku "Weścik". Michael odłączył się od grupy i oparł o ścianę pobliskiego budynku. Bynajmniej nie był to pierwszy taki wyskok.
Michael westchnął ciężko i uruchomił moc, wypluwając przy tym papierosa z ust. Kolejna już dziś ściana pokryła się licznymi pęknięciami, które wędrowały po sam dach budynku.
Odszedł od dygoczącej ściany na odpowiednią odległość, po czym podniósł duży kamień i rzucił nim centralnie w centrum pęknięć. Ściana runęła, blokując drogę i oddzielając go od reszty EM. Wiedział, że czymś takim wbija sobie gwóźdź do trumny, ale teraz liczyło się, aby ocalić jak najwięcej osób.
Ostatni raz spojrzał na swoją barykadę i pobiegł wgłąb miasta.
W biegu wyjął z kieszeni otrzymaną od Knight'a mapę i przyjrzał się uważnie ulicom wylotowym z miasta. Musiał szczególnie uwzględnić te, które prowadzą do wiatraków.
Zostało mi piętnaście minut.
W chwili, gdy oparł się o ścianę usłyszał krzyki nadbiegających ludzi.
- K*rwa - wycedził przez zaciśnięte zęby, aktywując 100% swojej mocy. Gdy do niego dobiegali, wbił się kurczowo w ścianę za jego plecami. Na jasnowłosą głowę opadł tynk.
Już?
Najpierw ściana runęła za nim, pozbawiając go oparcia, co pozwoliło mu ucieczkę wgląd budynku.
Reszta nie miała tyle szczęścia.

[ST] Dzień 8/9, północ

Michael leżał w blaszanym kuble na śmieci, owinięty w wyleniały zielony koc, który znalazł, gdy tylko wskoczył do kosza.
Po swoim najszybszym biegu życia w końcu dopadły go skutki wyziębienia.
Coraz trudniej było mu złapać oddech.
Czyli tak zginę? W parszywym koszu?
Zacisnął zęby, aby powstrzymać się od strzękania nimi.
- Pie*rzyc to! - West wytoczył się ze śmietnika, upadając na chodnik. Wbił wzrok w fałszywe niebo, które miało być jedynym świadkiem jego śmierci. W bezsilnej złości zaczął walić głową w ziemie.
Do diabła!
Beznamiętnie przechylił głowę, spoglądając na zegarek na dłoni leżącego obok trupa. Minuta do północy. Haustami łapał każdy oddech.
Czy już kiedyś tak nie łapał powietrza? Czy nie pragnął wtedy żyć tak jak w tej chwili, pomimo tego jak małe miał na to szanse?
Pamiętam!
Usłyszał alarm ustawiony w swoim telefonie.
Wybiła północ.

***
Czas zwolnił, a wszystko wokoło wyblakłe niczym na bialoczarnej fotografii.
- Michael.
West uniósł głowę do góry, spoglądając na swoją matkę spowitą delikatną zieloną poświatą. Wbrew sobie uśmiechnął się do niej, na co ona wyciągnęła w jego stronę dłoń.
Ale gdy już miała się odezwać, on odwrócił się na drugi bok i zwinął w kłębek, cedząc:
- Nigdzie nie idę, parodio matki. Wracaj za barierę rozwodzić się z tamtym cepem, co mnie spłodził i nie wtryniajcie się w moje życie.
Mimo wszystko dostrzegł rozbłyski światła i po chwili czas znowu zaczął płynąc.
Muszę żyć. Nieważne jak, ale przetrwam.
Dźwignął się z ziemi i podszedł do pobliskiego trupa, aby okraść go z ubrań. Następnie, ubrany w dżinsy, bluzę i kurtkę, zaczął przeszukiwać ciała w poszukiwaniu zapalniczki i papierosów.
Nikt nie może się dowiedzieć o tym, ze pamiętam.
Uśmiechnął sie upiornie, wkładając do ust papierosa i ruszył w stronę pól uprawnych.

[Pola uprawne] Dzień 9, noc

Michael West szedł spokojnym krokiem wzdłuż pola kukurydzy. Rozejrzał się wokoło, zatrzymał i wyjął z kieszeni "znalezionych" spodni telefon komórkowy. Wystukać w klawiaturę jakimś cudem zapamiętany numer Flo i zaczął pisać wiadomość. Po chwili jednak ją usunął, zastępując ją życzeniami noworocznymi. Podpisał się jako Mike i wysłał SMS'a.
Następnie wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego.
- Niech przynajmniej wie, że zostałem - odparł, po czym wybuchnął śmiechem. - Michael, to wariatka. Dla niej to bez różnicy.
Wszystkie rośliny wokół niego zaczęły więdnąć. Wypuścił dym z płuc i ruszył wzdłuż pola, aż napotkał wilka z oszpeconym pyskiem.
- W końcu mnie znalazłeś, Zero. Ile to minęło, 4 dni?
Zwierzę wyłącznie pochyliło głowę, co ewidentnie rozbawiło 15-latka.
Śmierć ludzkim świniom.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:37, 27 Lis 2012    Temat postu:

[?] Dzień 9 (1 stycznia), wschód słońca

Z wysiłkiem otworzyła oczy i uniosła głowę, próbując wstać. Szarpnęło ją z powrotem do krzesła. Mis zaklęła schrypniętym głosem. Wszystko ją bolało, w szczególności poparzony kulą świetlną bark i kostka, którą musnął pocisk. I dziesiątki, jeśli nie setki pomniejszych ranek, otarć, siniaków i rozcięć. Była głodna i spragniona. Rozejrzała się. Pomieszczenie było dosyć ciemne i prawie na pewno nie było w nim żadnych mebli. Jedyne okno zasłaniała ciemna roleta. Jej nogi były przywiązane do masywnego krzesła z żeliwnym oparciem, a ręce w kajdankach skute z krzesłem. Nie miała żadnej broni. Oprawca, kimkolwiek był, zabrał jej nawet glany, pozostawiając w swetrze i spodniach. Na szyi dyndała jej chłodząca opaska na oczy, która niewątpliwie służyła, by nic nie zobaczyła, gdyby obudziła się wcześniej. W pasie ramionach była przewiązana jakimiś pasami.
- Pomocy - zaryzykowała bez przekonania. Odchrząknęła i wrzasnęła głośniej: - POMOCYYYY!
- Nikt cię nie usłyszy - rozległ się głos za nią. Szarpnęła się, by odwrócić krzesło do tyłu, ale jego nogi zostały w jakiś sposób przytwierdzone do podłoża. Znała ten głos.
- Bryce, ty...
- Eks przyjacielu? Przebiegły mutancie? Trollu? Popaprańcu? Odmieńcze? Zdaje się, że wymyśliliście dla nas aż nazbyt dużo określeń.
- Bryce... Pogięło cię do reszty? - wychrypiała, kiedy Pale zdecydował się wreszcie spojrzeć jej w twarz. Z furią wymierzył jej siarczysty policzek.
- To dzieło Boga.
- Co? Bryce, bóg nie ist...
Kolejny cios w twarz. Mis wypluła krew, która zalewała jej usta.
- Bfyce, fo się z fobą fieje... Bfóg...
- BLUŹNISZ! - zawył, trzeci raz uderzając ją w twarz. "Bryce. Kiedy... kiedy się tak zmieniłeś?", pomyślała, gorączkowo próbując przywołać w pamięci opinię Bryce'a na temat Boga. "Czy on w ogóle był wierzący?
Może mu odbiło? Może... nie wiem. Stres połączony z ukrytym fanatyzmem religijnym i ostro walnęło mu w dekiel?"

- Który dziś?
- 1 stycznia - mruknął Bryce, na chwilę wychodząc jej z pola widzenia. Za plecami Mistle niewątpliwie musiała znajdować się sterta mebli, bo sądząc z odgłosów, Bryce próbował znaleźć krzesło. W końcu postawił je naprzeciwko niej, starając się uspokoić. Mistle w ciemności nie mogła dostrzec jego twarzy. - Jest wczesny ranek, niedawno wstało słońce. Wygraliście Pierwszą Bitwę o Samantha Town. Mutanci, hm... uciekli. To znaczy, ewakuowali się - poprawił się, wyraźnie niezadowolony używaniem tak jawnych słów potwierdzających ich porażkę. - Mutanci zebrali się na końcu miasta. EL próbowało ich dorwać, ale utworzyli ścianę.
- Ścianę?
- Tak. Z... wszystkiego. Z ognia, z fruwających przedmiotów i Bóg wie czego. Potem wszystko nagle opadło, a za ścianą nie było już nikogo. Jeśli chodzi o ujawnionych mutantów, zostałem ja, czterech rannych w areszcie i Uzdrowicielka.
- Kto?
"Uzdrowicielka? Jak...?"
- Ma na imię Claire. EL trzyma ją pod bronią. Ma moc uzdrawiania. Właściwie żąda tylko prochów i chyba niezbyt ogarnia co się dzieje. Wiesz, wystarczy, że przykłada rączkę i najgorsza rana... puff! Znika! Spójrz, prawie naprawiła mi twarz - podszedł do okna i rozwinął roletę wpuszczając do pomieszczenia światło. Mis zachłysnęła się.
Przez twarz Bryce'a, począwszy od prawej skroni, aż przez prawy oczodół, nos, lewy policzek i fragment ust ciągnęła się okropna blizna.
"To ja to zrobiłam", uświadomiła sobie z mieszaniną perfidnej radości i obrzydzenia. "To ja mu to zrobiłam".
- Twoje dzieło - mruknął, jakby na potwierdzenie jej myśli. Na chwilę zniknął za jej plecami, by ponownie pokazać się jej z jakąś małą torebeczką w dłoni.
- Co jest moim ulubionym przedmiotem, przyjaciółko?
- Chemia - wychrypiała.
- Brawo - pochwalił ją sarkastycznie. - Mam tu atropinę, dimetylotryptaminę...
"...eeeeyyyy, macarena!"
- Zwinąłem ze szpitala - ciągnął niezrażony jej nic nie rozumiejącym spojrzeniem. - Zajrzałem też do Tęczowego Domku.
Mistle parsknęła śmiechem.
- Zostałeś homo?
Bryce zignorował ją i mówił dalej.
- Wiesz, kiedy powiedzieli mi, że mają tam najlepsze dragi, serio, nie wierzyłem. A jednak - potrząsnął torebeczką. - LSD, amfetamina, ectasy, jakieś dopalacze. Oczywiście, heroina, marihuana, ale to nas w tej chwili nie interesuje.
Przysunął się do niej z wilczym uśmiechem. Mis pobladła, kiedy zobaczyła garść pigułek i kilka strzykawek. Taka dawka narkotyków, czy czymkolwiek były te dziwaczne substancje, które wymienił jako pierwsze mogłyby ją zabić.
- Nie połknę tego.
- Ależ połkniesz! - zaśmiał się, odstawiając wszystko na krzesło i wyciągając z kupy gratów kolejny przedmiot - tym razem butlę z jakimś gazem.
- Bryce, co chcesz osiągnąć? - jęknęła, jednocześnie próbując jakoś uwolnić rękę z kajdanek. "Jeśli nie pomoże, złamię sobie kość".
- Och, to proste. Pranie mózgu.
To ją trochę zbiło z tropu. Spojrzała na 'przyjaciela' błędnym wzrokiem. "Pranie mózgu? To się kupy nie trzyma!"
- Najszybszy sposób na przekonanie cię to dzieła Bożego.
- Czego?
- Dzieła Bożego - wyjaśnił cierpliwie zza jej pleców. Dziewczyna próbowała odgadnąć, co robi, ale dziwne, klikające odgłosy do niczego jej nie pasowały. - Musisz zrozumieć, że EL nie ma sensu. A OPR tak.
- OPR? - gadanina Bryce'a brzmiała jak jedno wielkie bredzenie szaleńca. Cała sytuacja była tak absurdalna, że Mis miała nadzieję, że wszystko to jest jedynie koszmarem i zaraz obudzi się w swoim łóżku i przekona się, że żadna bitwa nie miała miejsca, że nie zabiła kilkunastu osób a jej najlepszy przyjaciel nie oszalał i nie postanowił zostać wykonawcą słów Boga i zrobić jej pranie mózgu.
- Organizacja Przenajświętszej Rewolucji. Zamierzam nawracać na słuszną drogę.
Mistle spojrzała na niego tak, jakby oznajmił jej, że ma zamiar zostać kowalem i wykuwać żelazne repliki mieczy świetlnych i sprzedawać je na odpustach udając amisza.
"Teraz się obudzę, teraz się obudzę, teraz się obudzę..."
- Gotowe - mruknął do siebie Bryce i podszedł do Mis, nieoczekiwanie łapiąc ją za włosy i odchylając głowę do tyłu. Zatkał jej nos, utrzymując głowę odchyloną. W drugiej ręce trzymał pigułki. Próbowała się wyrywać, ale mogła jedynie miotać głową na boki. Zacisnęła usta, ale szybko zaczęło brakować jej powietrza. "Nie, nie, nie!"
Otworzyła usta, próbując zaczerpnąć powietrza. Bryce natychmiast wcisnął jej do ust pigułki i uśmiechnął się z triumfem.
- Albo je połkniesz, albo się rozpuszczą - oznajmił jej. - Mi tam wszystko jedno.
Zrezygnowana połknęła tabletki.
- Grzeczna dziewczynka - pochwalił ją, stawiając do pionu. Nawet nie drgnęła, kiedy dwukrotnie poczuła ukłucie, kiedy Pale wbił jej igły w żyłę.
Znowu zniknął jej z pola widzenia, stając za plecami. Odkręcił kurek tajemniczego gazu w butli i ponownie rozległo się kliknięcie. Z głośników popłynęła psychodeliczna muzyka, a na ścianach wykwitły równie psychodeliczne wzory. Migały stroboskopy, a ostre światło lampy błyskowej kuło ją w oczy. Zaciśnięcie powiek nic nie dało.
Wkrótce środki halucynogenne zaczęły działać i Mis odpłynęła.
Słyszała tylko monotonny głos Bryce'a, nagrany na tle muzyki.
Osoba, która otworzyła oczy, nie była tą samą Mistle Page.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 17:12, 02 Gru 2012    Temat postu:

[Za elektrownią wiatrową - Ośrodek] Dzień 9 - noc - ranek

Flo oparła się o maskę samochodu, bawiąc się swoją mocą. Jej ulubiony nóż dyndał w powietrzu, kiwając się w przód i w tył. Po wysłaniu wiadomości do Nolana i Michael'a pozostało jej tylko czekać wraz z grupą mutantów. Część przyglądała się nożowi ze znudzonymi minami, paru rannych odpoczywało na tylnych siedzeniach samochodów, a reszta czekała aż coś powie. Whitemore wymieniła spojrzenie z Cedem i Elle, która trzymała na rękach nieprzytomną Shelley.
Uczucie radości zwielokrotnione sporą dawką podniecenia powoli zanikało, ustępując miejsca zmęczeniu. Gdzieby nie spojrzała przed oczyma miała Heleną poległą na czarnych kwiatach.
Kwiatach. Prawdziwych kwiatach.
Zapach. Barwa. Miękkość którą odczuwało się przy dotyku była jej zasługa. Zacisnęła powieki na jeden moment, po raz pierwszy tej nocy zastanowiwszy się nad niesamowitym odkryciem.
- Gdzie my tak właściwie jedziemy? - zapytał jakiś chłopiec.
- Do ośrodka wypoczynkowego - odparła Elle. Flossy posłała jej beznamiętne spojrzenie, obejmując się ramionami. Tylko dzięki Kotu z Cheshire, który kazał jej odwrócić się w porę uniknęła spotkania z ścianą ognia, którą utworzyła podczas blokady. Jej sekret nie wyszedł na jaw i nadal postrzegana była jako jeden z tych czarnych charakterów nie posiadających absolutnie żadnych słabości, nie wahających się przed niczym.
Odetchnęła z ulgą na widok Nolana, godząc się z myślą że tak naprawdę martwiła się o niego.
- Cieszę się że nic ci się nie stało.
- Tak, ja też - odparł lakonicznie. - Dobra robota.
Flo odwróciła głowę i wyciągnęła dłoń, a nóż wpadł jej do ręki. Nolan przez chwilę mierzył ją wzrokiem, po czym odszedł zamyślony.
Gdy niedługo później dogonił ich Michael byli gotowi do dalszej drogi. Uścisnęła go szybko, nie siląc się nawet na "dobrze, że nie wypadłeś".
- Dojeżdżamy - oznajmiła parę godzin później, wbijając wzrok w jaśniejące niebo.
Jeszcze dwa dni.
Flo zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy i przygryzła wargę. Byle dalej od tego cholernie irytującego, diabolicznego śmiechu ojca.
Patrzy na mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pon 0:21, 03 Gru 2012    Temat postu:

[Ośrodek wypoczynkowy dla pomylonych] Dzień 9 (1 stycznia), ranek.

Chłopak spojrzał na pojawiający się przed nim budynek ośrodka. Zacisnął ręce mocniej na kierownicy i spojrzał na obcą mu blondynkę siedzącą obok niego. Dziewczyna od jakiegoś czasu intrygowała go. Co jakiś czas spoglądała na pasażerów z nienawiścią lub próbowała sięgnąć po jakiś przedmiot znajdujący się przy jej pasie gdy któryś z mutantów wykonał jakiś ruch dłońmi. Westchnął zdając sobie sprawę, że wraz z nimi jadą ludzie. Ludzie broniący mutantów jak i ludzie z EL.
"Spokojnie. Niedługo się ich wszystkich pozbędziesz."
Po kilku chwilach zaparkował na parkingu ośrodka podczas gdy większość ludzi parkowała po prostu na drodze.
"Ah te dzieciaki. Ledwo co parkować potrafią."
Dopiero wtedy przez głowę przeleciała mu myśl z ogromną siłą.
"Mam już rocznikowo szesnaście lat..."
Zacisnął pięście i wysiadł z samochodu kierując się w stronę tabliczki informującej przed jakim budynkiem się znajduje. Zauważył tam ładny napis 'Ośrodek wypoczynkowy' i dalej napis wyskrobany nożem 'dla pomylonych imienia Nolana Knighta'.
"Ośrodek wypoczynkowy dla pomylonych imienia Nolana Knighta... Pierwszy dzień ETAP-u... Brzmi to jakbym już kiedyś wiedział, że przyjadę tu z bandą mutantów zwanych pomyleńcami i trollami po tym jak popierrrrdolone EL nas zaatakuje."
Spojrzał na Flossy idącą w jego stronę. Zapewne również zauważyła dziwną tabliczkę.
- Zabawne, co? - uśmiechnął się delikatnie. - Znam tutejszych. Boją się mnie po ostatnim wybryku. Chyba byłem trochę zbyt surowy i brutalny dla nich... Ale ludzie stąd są spoko. Raczej nic nam nie zrobią jeśli poprowadzi się odpowiednie negocjacje.
Odwrócił się na pięcie spoglądając na grupę składającą się z około pięćdziesięciu mutantów i co najmniej dwudziestu ludzi w tym zapewne kilku przeciwników mupów. Knight chwycił Flossy za rękę uśmiechając się do niej spokojnie.
- Panie i panowie, prosimy o uwagę. - zaczął. - Zanim wejdziemy do budynku poprosiłbym was o chwilę spokoju. Będę musiał ustalić z tutejszymi czy pozwolą nam tu zostać czy nie. Znam jedno miejsce do którego i tak będziemy musieli się udać, ale będzie to wymagać od nas więcej wysiłku. Dlatego poproszę byście póki co zostali tu i czekali na informacje. Postarajcie się zająć rannymi. Gdy wejdziemy do środka zajmiemy się nimi lepiej. A teraz najważniejsze. Pora ustalić zasady panujące w naszym szeregu, Ekipie Mutantów!
Zapanowała cisza, a Knight spojrzał na Brielle znacząco.
- Po pierwsze: nie zabijaj.
- Po drugie: nie kradnij. - powiedziała Whitemore.
- Po trzecie: nie walczcie na moce.
- Po czwarte: nie krzywdź innych.
- Piąte: każde zamordowanie członka z naszych oddziałów będzie karane. - powiedział z szerokim uśmiechem. - Oraz jako EM jesteśmy niczym jeden organizm. Nie musimy się kochać, ale współpracujmy. W ten sposób odzyskamy nasze miasta i podbijemy ETAP. Razem możemy wszystko!
Chłopak uniósł do góry swoją dłoń i Flossy uśmiechając się do tłumu. W oczach niektórych zobaczył błysk nadziei. Chwilę później nachylił się nad uchem rudowłosej.
- Dzięki za wcześniej na wyspie. - powiedział z uśmiechem. - Jesteś świetna.
Odwrócił się szybko i wszedł do budynku wyjmując katanę. Wpadł do budynku jak błyskawica i kolejne chwile pojawiły mu się w głowie jak migawki na filmie.
Spotkanie Matta. Długa rozmowa i wytłumaczenie całej sytuacji w mieście. Stworzenia EM. Wyjazd do Ośrodka. Wytłumaczenie się chorobą. Oczywiście brunet sprytnie unikał tematu puff powtarzając w myślach, że nikt nie może się dowiedzieć.
Potem pojawiła się Lily jakiś Jeff, Chase i jakaś ognistowłosa. Później udało się zebrać resztkę dzieciaków, które zostały w ośrodku. Wśród nich poznał dziewczynę Lauriego - chłopaka poznanego w ośrodku sprzed ośmiu dni, który puffnął.
"Pewnie siedzi za barierą z moją siostrą..."
Spojrzał na dziewczynę z wyższością. Wiedział, że pamięta jego wizje i to co jej zrobił gdy był w ośrodku. Zaśmiał się cicho.
Później rozpoczął rozmowę z mieszkańcami ośrodka. Wspólnie ustalili które piętro zajmą mutanci. Na dodatek wyglądało na to, że ludzie z ośrodka byli po ich stronie i około trzech osób oprócz Lily, Matta i reszty miała moce. Rozanielony brunet wybiegł przed ośrodek i przekazał mutantom co ustalono. Chwilę potem prawie nikt nie został na zewnątrz.
- Brielle, a teraz idziesz lulu. - powiedział idąc z Flossy przez korytarze.
- O co ci chodzi?
Brunet zaśmiał się.
- Jesteś zmęczona tym wszystkim. Do tego prowadziłaś i śmierć tej Heleny, aj. Warto iść się zdrzemnąć. Kot z Cheshire też pewnie jest zmęczony. - powiedział otwierając drzwi jakiegoś pokoju.
- Nolan, daj spokój. Wszystko jest dobrz...
Maveth prychnął i wciągnął Whitemore do pokoju i usadowił ją na łóżku.
- Nienawidzę gdy ludzie sami siebie okłamują. Nie jest dobrze! - warknął sięgając po kocyk leżący na sąsiednim łóżku. - Ty pomogłaś mi to ja pomogę tobie. A teraz leż tu i nie wychodź. Masz iść spać i lepiej później się przebierz, bo łażąc tylko w mojej koszuli się na dobre przeziębisz.
Brunet skierował się w stronę wyjścia ukradkiem spoglądając ja Flossy i leżącego Kota.
- W południe wrócę z kawką.
Później znowu wszystko minęło szybko. Chłopak zajął pierwszy lepszy pokój i doprowadził się do wstępnego porządku. Opłukał ostrza i zeszedł do jadalni by coś zjeść. Kilka razy wpadał na dzieciaki pytające co dalej. Oczywiście musiał ich zapewnić, że ma plan i, że nikt nie ucierpi.
"Kłamstwa, kłamstwa..."
Kilka razy miewał omamy. W jednej chwili szedł, a potem widział podłoże wyłożone zwłokami. Na szczęście w pełni świadomy ruszał dalej i czekał, aż obraz zniknie. Kilka razy wpadał do dziwnego pomieszczenia ze szpitalnymi łóżkami. Knight uznał, że musi to być jakieś pomieszczenie do rehabilitacji i innych pomocy medycznych. Właśnie w tym pomieszczeniu znajdowali się ranni i niektórzy im pomagali. Uśmiechnął się poznając w pomagających ludzi z ośrodka poznanych dnia pierwszego. Brunet szybko zmierzył sobie temperaturę i gdy pokazało mu się 38,8 z uśmiechem pomyślał, że już zdrowieje. Pochwalił pomagających ludzi i ruszył dalej na obchód zaglądając do pokojów mutantów. Większość osób spało. Dopiero później wpadł do pokoju w którym o dziwo trzech gówniarzy się upijało. Nolan zrobił im długi wykład o tym by nie brać nic z barku gdyż upity mutant może stracić kontrole nad mocą. Niebieskooki nie był pewien czy to co mówi jest prawdą, ale poczuł się lepiej zabierając od nich dwie pełne butelki i jedną już podpitą. Nim doszedł do barku, miał dwie pełne butelki, a trzecia jakby zniknęła. Chłopak usiadł na krzesełku i dopiero wtedy zauważył idącą za nim Billie.
- A ty tu czegooo? - zapytał odkładając butelki.
Blondynka przewróciła oczyma.
- Jesteśmy tu ponad dwie godziny, a ty już pijesz? - zapytała unosząc brew.
Brunet prychnął spoglądając na nią z wyższością.
- Nie piję. - powiedział wypijając trochę wina. - A teraz powiedz po co przylazłaś.
- Chodzi o tą dziwną blondynę i tego mięśniaka co z nią chodzi.
Knight spojrzał na nią jak na nienormalną. Dopiero po chwili przypomniał sobie o blondynce z samochodu.
- Co z nimi?
- Nie mają mocy. Pobili jednego mutanta i chyba próbują ukraść nasze samochody i wrócić do miasta.
Wypluł wcześniej pite wino i spojrzał na blondynę z gniewem.
- I TY MI GADASZ O TYM CZY PIJĘ CZY NIE GDY JAKIEŚ LUDZKIE ŚMIECIE CHCĄ NAS WYDAĆ?! - wrzasnął zrywając się z miejsca i pędząc w stronę wyjścia z budynku.
Po pięciu minutach biegu wybiegł na parking gdzie zauważył blondynę w samochodzie próbującą odpalić stacyjkę kluczami mimo iż był pewne, że je schował.
"What the...?!"
Dziwny mięśniak próbował popchnąć samochód co chwila klnąc i uderzając maszynę. Brunet powoli podszedł do nich, a Billie ruszyła za nim.
- Gdzież to się państwo wybiera? - zapytał z błyskiem w oku wyjmując katanę.
Mięśniak odwrócił się i sięgnął po pistolet. Drake odepchnął Donelly i wykonał kilka uników spoglądając na wroga.
"Myśl, Knight! Trzeba go czymś przerazić."
Nagle przeciwnik zaczął wrzeszczeć niczym opętany. Nolan stanął przyglądając mu się ze zdziwieniem. Nie był pewny co jego umysł mu pokazywał, ale ucieszył się z tego powodu.
- Billie, trzeba się ich pozbyć. Wydadzą nas o ile jeszcze tego nie zrobili. Bill, chyba mam dla ciebie idealną pracę.
Szybkimi ruchami przejechał ostrzem po szyi wrzeszczącego przeciwnika. Krew rozbryznęła i po chwili samochód zrobił się w czerwone plamy od krwi. Blondynka w samochodzie wrzasnęła spoglądając na martwego przyjaciela i wyskoczyła z samochodu. W tym samym czasie Billie powstrzymywała się przed wymiotami.
- Bill, potwierdzasz zgon czy nie? Muszę wiedzieć czy mam mu odciąć głowę czy nie.
Jasnowłosa rzuciła się w jego kierunku wrzeszcząc przekleństwa. Brunet ze spokojem sięgnął po paralizator i poraził ją. Upadła na ziemię.
Nie mów, że ją zabijesz. - warknął jego głos w głowie.
"Oczywiście, że nie."
A więc co zrobisz?
"Pójdzie na tortury."


[Ośrodek wypoczynkowy, piwnica] Dzień 9, przed południem.

Nolan siedział spokojnie na podłodze w piwnicy wypijając to trochę alkoholu z butelek lub tłukąc je i dając kawałki szkła blondynie. Chłopak był wystarczająco zmęczony po torturach dziewczyny, że postanowił odpuścić męczenie jej mocą. Spojrzał na jej pocięte ręce i zaśmiał się cicho.
"Nie byłem winny. To ona sama sobie to zrobiła."
W pomieszczeniu znowu było słychać jej szloch. Wiedział, że jej psychika nie ma się najlepiej. Uśmiechnął się szeroko robiąc głośne 'buuu~' i patrząc jak zaczyna się rzucać na ziemi ze strachu.
- Trzeba byfo fam z nami nie jefać. Dlaczego fy to roficie? Pfujecie mi moją reputacje najbardziej porąbanej osoby w ETAF-ie. Ale to fy jesteście pofąbani, bo wy atakujecie braci i siostry sfe, bo są inni i fy nie fcecie z nimi o fich mocy fogadać. Pseciesz to norfalne, że się mocą bafimy, nie? Starfyło pogadać i poprosić by nie użyfać ich na ludziach. Ale kufa nie! Czeba wszysssstkich fymordofać, bo to kul! Fy jacyś pofrani jestecie. A ja teraz się szmuce, bo nie jestem ani szylnym futantem, ani possszrany jak fy. Fiszczycie mniee! - rozpoczął pijacki bełkot pocierając oczy. - Miefiszmy być fszyjaciółmi. Dlaszego nie jesztem afceptofany?
Chłopak sięgnął po znajdującą się niedaleko colę i wypił jej trochę skupiając się na tym by mówić bardziej wyraźnie.
- To szmutne. Inność nie jest zuaaa! Ty jesteś zua. Wszyscy normalni są gupi! Hitlery wstrętne. A ja musziałem zabić dla Flo. Smutne. Biedna Floo. - wymamrotał i wstał patrząc na płaczącą blondynę. - Nikt nie wie jak to jest, być szłym człowiekiem, być szmutnym człowiekiem za nieppieskimi oczamiiiii!
Knight rozłożył ręce i zaczął robić samolocik wydając dźwięki typu 'fruuuu' i 'psszzzzz fruuuu'. Zaśmiał się jak typowy pacjent psychiatryka i kucnął wyciągając ręce jak królik i zaczął skacząc dookoła robiąc nioch nioch i nom nom nom czyli onomatopeję dźwięków wydawanych przez królika jego siostry.
- Ihihihihyhy! Marfefki! - wybełkotał wstając i totalnie ignorując blondynę, którą ograbił z komórki oraz zrobił niezłe paranormal activity w głowie. - Nara kosssiarra. Pofem to ciebie fpadnę.
Szybko wkicał po schodach piwnicy i otworzył drzwi piwnicy kluczami zabranymi z recepcji po czym je zamknął. Po chwili opadł na podłogę jak kłoda i zaczął się toczyć po korytarzu kierując się do kuchni gdzie kilka chwil później zrobił kawę dla Flo. Uchlany brunet ruszył na piętro i wpadł do pokoju rudej.
- Wsstawaaaj. - powiedział wciskając ospałej dziewczynie napój. - Kafa dla Flo.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem.
- Wszystko z tobą w porządku?
Pokiwał głową z uśmiechem.
- Też to czujesz Floo? Tą euforieee? - zapytał kręcąc się po pokoju. - Gdy sztąd wyjdziemy to pójdziemy razem do wspólnego psychiatryka dobrzee? Bo Floo ja cię bardzo luuupię.
Chłopak usiadł obok niej na łóżku z szerokim uśmiechem pilnując się by nie wypić jej kawy.
Upity jesteś jeszcze bardziej irytujący. - jęknął.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pon 0:30, 03 Gru 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 22:09, 03 Gru 2012    Temat postu:

[Ośrodek wypoczynkowy dla pomylonych] Dzień 9 (1 stycznia), eee, popołudnie?

- Nie wiesz co mówisz - mruknęła, jednak uśmiechnęła się mimowolnie. Gorąco rozeszło się po jej dłoniach, gdy zacisnęła je mocniej na kubku kawy. - Ja też cię lubię, Nolan. Wiele ci zawdzięczam.
Zaśmiała się na widok jego tępej i nieco przymulonej miny, upijając kilka łyków. Skrzywiła się, oddając mu resztę. Przeciągnęła się i wstała, spoglądając na swoje trzęsące się dłonie.
- Dziwne. To przecież ty jesteś pijany - przymknęła oczy, a Nolan parsknął śmiechem, zaczynając gorąco zaprzeczać.
- Kytoź puga - oznajmił, wbijając w drzwi wymowne spojrzenie. - Suchaj, jag to Gajafake to nie otfiraj.
Flo załamała ręce. Chwilę potem drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając stojącego na zewnątrz Cedrica. Jęknął z bólu, wchodząc do środka.
- Mogłabyś przestać ciągle używać swojej mocy? - zapytał z wyrzutem, wyciągając w jej stronę wiercącą się Shelley.
- Weźcie się ode mnie odwalcie do kur*y nędzy, bo was pozwę, wszystkich was pozwę! - wrzasnęła, a Ced westchnąwszy zakrył jej usta dłonią. Po chwili krzyknął, gdy ugryzła go mocno i zachichotała.
- Gada - stwierdziła beznamiętnie Flo. - Zawsze wiedziałam że to demon, a nie sepleniące cudo natury.
- Próbowałem z Elle odkryć jej niesamowitą umiejętność, ale po dobroci się nie da, a my, no wiesz, nie możemy tak po prostu zrobić krzywdy małej dziewczynce. Pomyślałem ze skoro tak jej nienawidzisz... I nie lubisz dzieci... - dostrzegł demoniczny uśmiech Flo i zamyślił się z niepokojem wymalowanym na twarzy. Podał jej Shelley, którą wzięła na ręce z wielkim obrzydzeniem, którego nie potrafiła ukryć - Nie zabij jej tylko - mruknął Ced, wychodząc. Drzwi zatrzasnęły się za nim, a Flo czym prędzej odstawiła czterolatkę na parapet.
- Co za pszepszepienkyne dziedzko - Nolan przycisnął dłonie do serca, wpatrując się w dziewczynkę z rozczuleniem. Flossy prychnęła, przenosząc wzrok na Shelley, która przyglądała jej się z wściekłością w oczach. Nagle coś w jej minie zmieniło się.
- Gdzie jest mój brat? - zapytała cichutko, spuszczając wzrok.
Whitemore mogłaby przysiąc że poczuła coś w rodzaju wyrzutów sumienia, widząc jej drgającą bródkę i smutek w orzechowych oczach.
- Nie mam pojęcia. Pewnie żyje.
- Byliście przyjaciółmi! - zawołała desperacko Shelley.
- Twój brat jest idiotą.
- Wiem! - wrzasnęła czterolatka i podążyła za tryumfalnym wzrokiem Flo, która od paru sekund obserwowała doniczkę na szafie, z której powoli wystrzeliwywały wijące się ciernie.
- Zdradziły cię twoje emocje - wymamrotała i uśmiechnęła się złośliwie. - Mała chlorokinetyczko. Z głodu nie zginiemy, na pewno nie z tobą. Jesteś zbyt mała i głupia by zrozumieć, że nie ma sensu się opierać, więc zacznij współpracować, a pomożemy ci rozwinąć moc. Pinky nie jest jednym z nas. Pinky pracuje dla Page, która zabije twoje roślinki.
Pinky. Tęsknię za twoją wstrętną gębą z dziewczęcymi rysami, Pinky.
Shelley otworzyła szeroko oczy.
- Nie dam zabić moich roślinek.
- Dobra postawa - wzięła ją na ręce i wyszła na korytarz, oddając czekającemu Cedowi. - Chlorokineza. Zacznijcie od pomidorów.
- Flo... - Nolan spojrzał na nią ze smutkiem gdy wróciła do pokoju. - Ty nie znikniesz prawda?
Flossy zacisnęła szczęki, wbijając wzrok w podłogę.
Musisz poruszać ten temat teraz?
Przez parę minut milczała, stojąc oparta o drzwi, dopóki nie poczuła zbliżającego się ataku szału. Odruchowo sięgnęła do kieszeni spodni w poszukiwaniu tabletek, jednak zdała sobie sprawę że rzeczywiście, nie posiada ich. Bo Susan już nie ma.
Wplotła palce we włosy i spojrzała w sufit, uspokajając się w myślach. Gdy nie pomogło, kopnęła z wściekłością drzwi.
- Wyjdź, Nolan - wycedziła, otwierając mocą drzwi.
- Aleszemu.
- BO JESTEŚ IDIOTĄ! CHOLERNYM IDIOTĄ! SPÓJRZ TYLKO NA SWÓJ STAN! - zaczęła, wiedząc że nie powinna wyżywać się na Nolanie. Machnęła dłonią i łóżko na którym siedział wywaliło się, zwalająć go na podłogę. - JESTEŚ NIEDOJRZAŁYM PALANTEM!
Zaklęła, zaciskając pięści. Wszystkie małe przedmioty w pokoju zaczęły odbijać się od ścian, rozpoczynając dziki taniec w powietrzu.
- Nie jezdem, jezdem Noan Knajft, rycesz i w ogóle wiesz.
- WYJDŹ I WRÓĆ GDY WYTRZEŹWIEJESZ! - wrzasnęła, ożywiając jego ubrania które brutalnie wywaliły go na korytarz. Zatrzasnęła drzwi i krzyknęła ze złością. Przedmioty opadły jednocześnie na ziemię, rozbijająć się albo odbijając od podłogi.
Poczuła jak robi jej się niedobrze i mijając przewrócone łóżko podbiegła do okna, otwierając je i wychylając się mocno na zewnątrz, prawie że wypadając. Umysł rozjaśnił jej się pod wpływem mroźnego powietrza i odetchnęła z ulgą, wbijając wzrok w ciemniejące niebo.
Jeszcze parę godzin.

*dwie minuty przed północą*

Siedząca na podłodze Flossy drgnęła na dźwięk smsa od Nolana. "Zejdź do jadalni :)"
Nie gniewa się? Pewnie nie pamięta.
Przez parę godzin ignorowała dobijanie się różnych osób do jej drzwi, rozkazując im nikomu nie przepuszczać, a klamce obrzucać intruzów wiązankami przekleństw. Jednak teraz wstała i wyszła na korytarz, schodząc na dół. Weszła do pogrążonej w półmroku jadalni, ogarniając wzrokiem grupę mutantów zgromadzonych naokoło nieokazałego, ale całkiem ładnego tortu z jedną świeczką, przed którym stała jej siostra Elle z Theo u boku i Cedem, który uśmiechnął się do niej, wyciągając ręce z kieszeni spodni. Flo zdusiła w sobie dziwne uczucie i podeszła do siostry, obejmując ją w pasie i kładąc głowę na jej ramieniu.
Nolan, który najwyraźniej wrócił do normalnego stanu, o ile można było nazwać ten stan normalnym podskoczył radośnie z zegarkiem w ręce.
- Wszystkiego najlepszego! - wrzasnął, szczerząc się. Flossy przeniosła wzrok z niego na świeczkę, którą zdmuchnęła wraz z Elle przy akompaniamencie szybkiej wersji "sto lat", która jednak wydała jej się bardzo ponura. Gdzieś w tle słyszała życzenia i kończące się śpiewy, jednak jej uwagę pochłaniał tylko gasnący płomień świeczki, której tempo spowolnił Ced. Zamknęła oczy, przytulając się do siostry, która wymamrotała jej do ucha najlepsze życzenia.
- Czego mam ci życzyć? - szepnęła Flossy, otwierając oczy. - Wiem. Życzę ci szczęścia, niezmąconego niczym, życzę ci bycia tak wspaniałą i odważną jaką byłaś do tej pory. Życzę ci Theo i szczęścia w miłości. Najlepszych przyjaciół, którzy nigdy nie zdradzą. Odwagi, która tak bardzo potrzebna jest do życia w tym świecie. Kocham cię, Elle.
Odsunęła się od uśmiechniętej Christelle i spojrzała na zgromadzonych. Szybko utonęła w wrzawie która wybuchła. Dała się ponieść wszechobecnemu nastrojowi, odwzajemniając uściski ludzi, których nawet nie znała albo dziękując za życzenia.
Mimo wszystko ta uroczystość nie była uroczystością wesołą. Bardziej skojarzyła jej się z pogrzebem, choć minęło trochę czasu, zanim przyznała to w myślach. Przerwała rozmowę z Cedrikiem, gdy ktoś szarpnął ją za rękę, wyciągając z tłumu.
- W końcu się do ciebie dostałem - Nolan odgarnął jej rude włosy.
- Co ty ro - Flo urwała zauważywszy że zapina jej coś na szyi. Gdy odsunął się, opuściła głowę, dostrzegając głowę Kota z Cheshire.
- Uznałem że ten naszyjnik pasuje do ciebie jak ulał.
- Dzięki - mruknęła, nie wiedząc jak zareagować. Dostrzegł jej minę i uniósł palec do góry.
- Ha! Wiem co poprawi ci humor - oznajmił, ciągnąc ją w stronę kuchni. Usiadła na blacie, a on stanął obok, wyciągając telefon. - To nie mój. Ale Innocent zdobył numery dzieciaków z Samantha Town i to dość dawno*
- Nic dziwnego. To Innocent. Co w związku z tym?
- Złożymy im życzenia noworoczne.
- Spóźnione życzenia - poprawiła.
- Nieważne, i tak powinny wywołać poruszenie, zwłaszcza wśród młodszych. Huehuehue.
- Czyli zamierzamy wysłać wszystkim tą samą wiadomość? Z zatrzeżonego?
- Dokładnie - Nolan zaczął wystukiwać wiadomość z złośliwym uśmiechem. Flo zajrzała w ekran i prychnęła.
- A jeśli ktoś nie ma mamy?
- To trudno. Mama bardziej ich poruszy niż ojciec czy "rodzice".
- W sumie racja. "Szczęśliwego Nowego Roku - mama" - przeczytała Flo, opierając łokieć na jego głowie.
- Wysłane. Wracamy do zabawy? - Nolan wskazał głową drzwi, za którymi najwyraźniej wiele się działo. Ktoś puścił muzykę z telefonu i Flo mimo woli zachciało się dołączyć do powszechnej radości i tańców. Chwyciła Nolana za rękę i ruszyli z powrotem do jadalni, z której wyniesiono stoły. Chłopak wyciągnął dłoń w jej stronę z szarmanckim uśmiechem.
- Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz?
- Z miłą chęcią - odparła, parskając śmiechem.
- O której tak właściwie się urodziłyście? - zapytał, gdy zbliżyła się do niego.
- Elle o 3:15, albo tak około. Ja minutę po niej.

[Ośrodek wypoczynkowy dla pomylonych, korytarz] Dzień 10 (2 stycznia), godzina 3:13

Flo z napięciem wpatrywała się w stojącą pod ścianą Elle.
Ona jest silna. Nie tak niezrównoważona jak ja. Nie ulegnie. To oczywiste że nie.
- Nie martw się, Flo, wrócę - uspokoiła ją Christelle, napotykając jej wzrok. - Nie dam się temu czemuś.
- Tak, wiem.
- Jeszcze parę sekund, jeśli Flo dobrze pamięta.
- Uwierz, pamiętam takie szczegóły.
Elle wyprostowała się, unosząc głowę do góry. Po chwili po prostu... zniknęła. Flo zabiło mocniej serce i skrzywiła się na widok pustego miejsca.
- Minuta, tak? - Flo drgnęła na dźwięk głosu Nolana, który wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się i skinęła głową, poprawiwszy płaszcz.
Wyciągnęła dłoń w jego kierunku, którą ścisnął szybko.
- Gdybym nie wróciła...
- MASZ wrócić - rozkazał ostro Nolan. - Słuchaj, nie wiem co bez ciebie zrobię. Jesteś tak samo nienormalna jak ja.
Flo uśmiechnęła się do niego złośliwie.
- Jeśli nie wrócisz, umręęęęę - zamiauczał Kot z Cheshire, siedzący u stóp Nolana.
- Brielle... - zaczął Nolan zmienionym głosem.
Pół minuty.
- Chyba nie do końca wytrzeźwiałeś - oznajmiła beztrosko, uderzając go z pięści w pierś.
- Właśnie usiłuję powiedzieć ci... - Nolan z oburzoną miną spojrzał na Flo, która puściła jego dłoń.
Dlaczego mam wrażenie, że coś pójdzie nie tak?
Pokręciła głową z zniecierpliwieniem i przyciągnęła go do siebie nieco brutalnie, obdarzając namiętnym pocałunkiem. Puściła go i opadł plecami na ścianę, wpatrując się w nią z niemym zdumieniem. Kot z Cheshire zagwizdał a Flo zacisnęła dłoń na rękojeści dość dużego noża który miała schowany w kieszeni płaszcza.
To było niczym scena z Brielle i Nolanem z opowiadania o hibernacji - dotarło do niej, gdy przygotowała się do biegu. - Ale... Ale jedno z nich potem nie wróciło.
Rzuciła się do biegu. Gdy przebiegła pół długości korytarza wpadła w nicość.
Puff.
Magiczne puff.
Wielka piętnastka.
Z dzikim wrzaskiem wpadła na imitację ojca, zaskakując wszystkich zgromadzonych. Czyli "Melodie Whitemore" i Elle która coś do niej krzyknęła. Jednak jej czas się skończył i siostra po chwili zniknęła.
Flossy, opanowana zduszaną przez lata wściekłością zatopiła nóż w sercu Anthony'ego Whitemore, dźgając go bezlitoście. Poczuła narastającą złość i wstręt do niej stworzenia, które przybrało postacie jej rodziców. Wybuchnęła histerycznym śmiechem, widząc jak jej ojciec przekształca się, zmienia całkowicie swoją formę. W ohydniejszą, gorszą, prawdziwą.
- Zawsze wiedziałam że jesteś potworem - syknęła, gdy istota przyszpiliła ją do ziemi. Próbując się wyzwolić z żelaznego uścisku, w polu widzenia błysnęły jej kły - Jesteś słaby - dodała, przetaczając się na bok. Zerwała się na nogi, wyciągając nóż oblepiony jakąś czarno-zieloną mazią przed siebie. Przyjrzała się dziurze w piersi postaci.
- To na nic. Lepiej chodź ze mną.
- Jeśli nie pójdę z tobą z własnej woli nic mi nie będzie, nie? - posłała stworzeniu pytanie retoryczne i wystrzeliła do przodu. - GIŃ!
Narastającą złość i niecierpliwienie Gaiaphage poczuła na sobie. Poczuła jak słabną jej nogi i rzuciła przed siebie nożem z precyzją. Widząc jak wszystko znika usłyszała jeszcze w każdym zakątku swojego mózgu dzikie wycie, nie człowiecze, ale jednak nie zwierzęce.
Dźwięki wydawane przez istnienie, nie, nieuczłowieczone, nie posiadające ciała. Bezcielesne, ale jednak silne i mające jakąś władzę. Do głowy wpadła jej iluzja Nolana, jednak wyrzuciła tą myśl. Ból Gaiaphage był prawdziwy.
Wrzasnęła, spadając w ciemność.

[?] Dzien 10, 3:20

Wróciłam.
Pod powiekami widziała tylko pulsujące zielone światło, jednak zanikało powoli, gdy docierało do niej że wcale nie poszła z ojcem, że nie trafiła poza barierę, ani nie umarła. Żyła.
Choć nie miała pewności, czując ten piekielny ból czaszki. Jęknęła, pod wpływem dotyku zimnej cieczy która paraliżowała jej rękę. Spróbowała się ruszyć i po chwili cała trafiła do lodowatego piekła.
Czy to moja krew?
Krew jest ciepła, idiotkooooo - zasyczał Mad Hatter
Zamachała rękoma, rozpryskując wodę. Nadal nie widziała zbyt wiele, ale czuła.
To woda. Płynie. To prąd. To rzeka.
Cóż za błyskotliwość
- zakpił głos.
Wypełzła z trudem na brzeg i zatrzęsła się z zimna. Przetarła oczy, pozbywając się doszczętnie jaskrawych barw.
- Gdzie mój ojcieeeeeeec - zawyła, opadając plecami na śnieg. - Zostaw mnie, Mad Hatterze, głowa mnie boooooli!
To nie ja. Coś innego próbuje dostać się do twojego móżgu, nadaremnie. Nawet przeniosło cię do siebie. No, niedokładnie.
Flossy z całkowitą pustką w głowie oparła się na łokciach, próując poderwać się z ziemi. Odgarnęła mokre włosy, dostrzegając jaskinię. Grotę. Czy cokolwiek to było.
Pioruńskie ciemności.
Przez chwilę przyglądała się miejscu.
Ja chyba tu byłam. Z Mike'em. A może to było gdzie indziej?
Wstała, jednak po chwili znów upadła.
- Muszę iść. Ale to daleko. Nie chce mi się. Ale muszę - zaczęła dyskutować ze sobą. - Jeśli będę tak leżała, zamarznę. A może rozpalę ognisko? Ale jak... Za pomocą tlenu! A nie, to spalanie na lekcjach chemii. Kurczę. Gardło mnie boli.
To nie gadaj tyle do cholery! - wrzasnął mad Hatter.
- Kiedy mi tak dziwnie smutno. I wesoło. Albo nie, jednak smutno. Na dodatek coś po mnie chodzi, co to jest? Nieważne, muszę stąd iść.
ZAAAAAAAAAAAAAAAAAAMKNIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIJ SIĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ.
- Próbowałam zabić to coś, wiesz? Ale coś mi nie wyszło. Mu też nie wyszło. Chciał bym z nim poszła. Głupie stworzenie, głupi potwór, tak bardzo głupi. Przecież jestem silna. Tak bardzo... - stanęła na nogi i wyprostowała się, drżąc z zimna. - Silna.
Zrobiła parę kroków, pełna entuzjazmu.
- Tylko kim ja jestem, głosie?
Flossy Whitemore.
- Coś mi mówi że powinnam zawrócić i zrobić coś złego. Ale nie posłucham, bo to coś było moim ojcem, a mój ojciec jest idiotą. Nie będzie mi rozkazywał - wymamrotała, obejmując się ramionami. - Chodź, Flo, zaopiekuję się tobą. Nie martw się. Niczego się nie bój.
Postradałaś zmysły.
Ruszyła w ciemność, próbując się przytulić jeszcze bardziej. Było jej zimno, poza tym myślała, że doda sobie otuchy.
Zachowujesz się...
- Przeczytam ci Alicję w Krainie Czarów.
Zupełnie jak po wypadku sprzed lat...
- Głosie. Niebo się pali - Flo spojrzała w górę, a po chwili zdumiona dotknęła palcami cieczy która znikąd pojawiła się na jej policzkach. - Co to jest?
Chodzi ci o łzy?
- Niebo się pali - powtórzyła Flo beznamiętnie, nie słuchając już głosu Mad Hattera.
*Helen pisała o tym wcześniej, żeby nie było. :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pon 22:24, 03 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Wto 2:21, 04 Gru 2012    Temat postu:

[Ośrodek] Dzień 9 (1 stycznia) - niedługo przed imprezą Flo i Elle


Matt siedział na swojej wieży ciśnień, kontemplując obecną sytuację. Zastanawiał się nad tym co usłyszał od Nolana. Ekipa Mutantów... wolność i tak dalej... "Akurat uwierzę" pomyślał przypominając sobie sytuację z przed około 4 godzin, gdy Knight skrócił niewinnego chłopaka o głowę i kazał zamknąć jego towarzyszkę. Jej los bardzo martwił chłopaka, miał nadzieję, że na zamknięciu się zakończyło. Musi porozmawiać z Nolanem o tym wszystkim, jeśli chce poprawić los wszystkich to powinien myśleć o uniwersalnym pokojowym rozwiązaniu, a nie o załatwianiu wszystkiego siłą. Gdy tak o tym myślał, pod zbiornikiem przechodziło kilkoro dzieciaków. Rozmawiali właśnie o blondynce. Matt dosłyszał jedynie strzępy rozmowy.
-...jest zamknięta w piwnicy...
- Podobno się pocięła ze strachu...
-... Max mówił, że Lider się nad nią znęcał...
Moore poczuł jak w jego sercu rośnie wściekłość. Gdy dzieciaki się oddaliły zeskoczył ze zbiornika i popędził do szpitala po opatrunki.

*dziesięć minut później*

Koło drzwi schowka w którym zamknięta zostala dziewczyna siedziało dwóch chłopaków, jeden miał jakieś 14 lat a drugi gdzieś z 12. Grali w jakąś grę.
Zwykłe podejście i powiedzenie, że chce wejść raczej by nie starczyło. Musiał znaleźć sposób by przejść. Symulował myślach wszystkie możliwości aż wybrał najlepszą. Skoncentrował się na powietrzu wokół strażników. Potrzebował tylko dwóch minut. Chłopcy po strasznym dla Matt'a akcie duszenia się stracili przytomność. Po tym chłopak szybko przywrócił dawną gęstość powietrza i sprawdził jak się mają chłopcy. Nic im nie było. Odciągnął ich więc na bok, przezornie układając w pozycji bocznej ustalonej po czym wrócił do drzwi. Drewniane, dobrze zbite i zamknięte na kłódkę. Dla kogoś jak on nie stanowiły problemu. Dzięki swoim ciężkim zimowym butom uderzył silnie z góry w starą kłódkę, która łatwo odpadła. Otworzył drzwi i zajrzał do wnętrza. Dzięki oświetleniu na korytarzu zauważył, że na betonowej podłodze pełno było czerwonych rozmazanych plam. W ciemnym kącie skulona była jakaś postać. Dziewczyna, chowająca twarz za kolanami. Miała na sobie pocięte ubrania, całe we krwi, najpewniej jej własnej. Gdy podszedł bliżej zdał sobie sprawę, że ona się trzęsie. Gdy jego cień na nią padł, poderwała się i rzuciła na niego z kawałkiem szkła, boleśnie raniąc go w ramię. Chłopak szybko ja obezwładnił i odebrał fragment butelki. Nie stawiała nawet oporu. Była pozbawiona siły i krwi. Matt usadził ją w miejscu w którym siedziała po czym pokazał jej wyciągnięty z płaszcza bandaż i wodę utlenioną, które zabrał z samochodu rodziców (jako, że w szpitalu nic nie dostał). Dziewczyna, mimo, że wciąż zaszczuta, skinęła głową na znak, ze rozumie. Jak najdelikatniej podciągnął jej rękawy i polał rany wodą. Dziewczyna zajęczała z bólu. Była tak wycieńczona, że nie mogła nawet krzyczeć. Matt zastanawiał się, czy mimo jego pomocy dożyje rana.
Gdy wreszcie uporał się z opatrywaniem ran blondynki, wyciągnął z kieszeni paczkę z suszonym mięsem, którą zawsze ze sobą nosił (Matt uwielbia suszone mięso), odpakował i dał dziewczynie. Mimo, że było to niewiele, musiał w jakis sposób dostarczyć jej materiału do odnowienia czerwonych krwinek. Jedzenie suchego i twardego miesa trochę jej zajęło (chłopak wykorzystał ten czas na opatrzenie własnej rany), ale gdy skończyła zapadła w sen, toteż Matt wziął ja na ręce i zaniósł niezauważenie do swojego pokoju, gdzie spotkał Chase'a. Poprosił go by zajął sie dziewczyną a sam, czując coraz większą wściekłość popędził szukać Nolana.

*Koło pierwszej*

Nolan siedział schodach przed ośrodkiem. Koło niego stała butelka z/po winie. Matt się jej nie przyjrzał. Stanął jednak naprzeciw przyjaciela i zadał jedno pytanie.
- Czy masz zamiar wszystkich traktować jak tego chłopaka z rana, czy dziewczynę z piwnicy?
Knight milczał przez pewien czas.
- To wrogowie, ja tylko bronię mutantów jak my...
Moore złapał go za kurtkę, postawił na nogi i przycisnął do drzwi budynku.
- Co się z tobą dzieje? Gdzie jest ten Nake, którego znałem?
- Wciąz tu jest, ale się zmienił... nie jestem juz tym samym dzieciakiem, z którym biegałeś naokoło piaskownicy bawiąc się w Power Rangers.
W głowie Matt'a pojawiła sie wizja dzieciaków biegających w plastikowych maskach Strażników Mocy.
- Odpowiedz mi, czy nadal masz zamiar zabijać?! zaczął krzyczeć Moore.
- Tak
"Ty IDIOTO!" pomyślał chłopak zaciskając i unosząc pięść. Pociągnał Nolana ku sobie, by następnie wymierzyć mu cios w szczękę.
- OPAMIĘTAJ SIĘ TY S*****SYNU!
Brunet odbił się od drzwi i upadł na ziemię, mocno uderzając o nią głową. Z nosa leciała mu krew.
- Co ci zawinili ci ludzie?! Zostali podburzeni przez Mistle i jej podobnych... przez takich jak ty!- darł się czując, że wypełnia go furia.- Nie mogłeś ich puścić, z informacją dla Page, że jeśli zostawią nas w spokoju to nie będziemy się wtrącać do spraw miasta i ludzi?! Mnie też przeszkadza, że musiałem opuścić swój dom, że oni prześladują mnie i innych uzdolnionych, ale nie uważam, że to powód by zabijać czy torturować! Powinniśmy znaleźć inny sposób na rozwiązanie tej sytuacji! Jesteś potworem Knight! A potwory takie jak ty zostają same. Ciekaw jestem jak długo utrzymasz przy sobie te dzieciaki! Jeśli liczysz, że będą się ciebie bać to się mylisz! Wprowadzając rządy siły skazujesz siebie i innych na zagładę! Tak Nolan... jesteś jednym ze słabszych Uzdolnionych! Załóżmy, że wyzwałbym cię na pojedynek o władzę... ciekawi mnie co byś zrobił walcząc z czymś, czego nie możesz dotknąć ani nawet zobaczyć. Twoja moc to tworzenie obrazków, jesteś jak projektor w kinie, nieszkodliwy!
Cały czas wrzeszcząc Matt zaciskał pięści a Nolan wił się po ziemi nie mogąc złapać tchu. Gdy aerokinetyk zobaczył jego fioletową twarz nagle się opamiętał. Cofnął sie kilka kroków, lekko przerażony tym co zrobił, jednak pewny, że Knight'owi się należało.
- Nie chcę być częścią takiej "wolności", dlatego odchodzę.- powiedział i szybko oddalił się z miejsca. Powiadomił tylko spotkaną na korytarzu Billie, że Nolan może potrzebować pomocy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Wto 2:52, 04 Gru 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:24, 04 Gru 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 9 (1 stycznia), wieczór - Percy.

- Trzydzieści siedem ofiar, już pochowanych, osiemnastu ciężko rannych, czternaście spalonych domów, kilka kamienic, bank, trochę terenów zielonych. Wybite wszystkie szyby na rynku w promieniu około 200 metrów, podziurawione samochody i budynki, dziewięć osób w stanie ciężkiego szoku, cztery z uszkodzoną iluzjami psychiką, twierdzących kolejno: że są rybą, że nie mają języka i nie mogą mówić, że są Minotaurem i Matką Teresą z Kalkuty. A areszcie jest trzech mutantów: z mocą tych kul światła, które poparzyły mnóstwo osób, jedna ze świecącymi rękami i ten chłopak, który zmienia kolor swoich włosów. Kilkunastu sprzymierzeńców EM, którzy się ujawnili, ale nie zdążyli uciec są na posterunku, ale nie przymknęliśmy ich. Uhm, pilnują ich - skończył wyczytywać Percy, a Ray opadła z jękiem na kanapę. Jim wsadził głowę między kolana.
- Co z dziećmi? Olga...
- Jest z nimi - uspokoił ją Percy, bazgrząc coś na clipboardzie. - Racje żywnościowe dla pogożelców zostały rozdane. Dla bezpieczeństwa zapasy jedzenia, picia, broni i amunicji są pochowane z ośmiu różnych miejscach w mieście. Na wszelki wypadek, gdyby EM wróciło i atakowało posterunek czy McDonald. Tak samo jest z lekami - dodał pospiesznie.
"Gdzie się podział Percy, który zawsze chował głowę w piasek? Gdzie jest to popychadło z Clinton?".
- Mistle...? - spytała z nadzieją, ale Percy pokręcił przecząco głową. Tymczasowo mianowano go zastępcą Page, ale czuł, że większość zaczęła się denerwować. Pomijając rolę Mistle w EL, oficjalnie rządziła miastem. Minęła prawie doba, odkąd widziano ją ostatni raz.
Przez salon Page'ów nieustannie przewijały się rzesze ludzi - a to wolontariusze korzystali z okazałego sprzętu lekarskiego, a to ktoś wpadał po leki, a to Jim biegał tam i z powrotem przynosząc wieści od leżącej w szpitalu Ann.
- To... coś jeszcze? - mruknął zażenowany. Ray i Jim chyba zapomnieli o świecie. Dziewczyna cały czas mamrotała pod nosem 'jak się znajdzie, muszę jej to powiedzieć, muszę, dłużej nie wytrzymam, musi wiedzieć', a Jim najwyraźniej ją pocieszał. Percy czuł się jak piąte koło u wozu. - To... ja będę leciał.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł, przezornie omijając kojec Neziry i Sama. "Mistle nigdy nie pozwoliłaby ich zamknąć na tak długo", pomyślał. "A co, jeśli leży gdzieś w rowie, a przeoczyliśmy ją przy przeszukiwaniach? A... a jeśli ją porwano?", myślał, brnąc przez śnieg. Niezbyt ogarniał, dlaczego temperatura wciąż spada (obecnie było około -10), a rankiem spadł śnieg, ale starał się o tym nie myśleć. Pogrążony w ponurych rozważaniach, na zakręcie wpadł na kogoś.
- Patrz jak... - zachłysnął się. Mistle miała na sobie jedynie sweter i spodnie. Była bez płaszcza i butów, o czapce i szalu nie wspominając. - Jezus Maria, co ci się stało?
Spojrzał jej w niewidzące oczy. Dziewczyna cała się trzęsła, a wargi jej drżały.
- Jestem... jestem dobrym człowiekiem, prawda? - spytała, z trudem utrzymując pion. Gdyby nie brak charakterystycznej woni, Percy myślałby, że Page się upiła.
- Uhm, Mis...
- Jestem, prawda? - wyszeptała ze łzami w oczach. Nim zdążył ją przytrzymać, upadła na śnieg. Drgawki przybrały na sile. - DOBRYM CZŁOWIEKIEM?! - wrzasnęła, przytulając twarz do zaspy. Percy sapnął, próbując ją podnieść. Była blada jak trup, oczy zasnute mgłą i cała się trzęsła. Rytmicznie zginała i rozginała palce, mamrocząc coś pod nosem. Nagle znieruchomiała i przestała się odzywać. Percy spróbował postawić ją na nogi. Cofnął się ze zgrozą o kilka kroków. Mis wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Machnął jej ręką przed oczami. Brak reakcji. Chwycił ją za przedramię i zaczął holować do domu.

[ST] W tym samym czasie - Ray

Ray chodziła w kółko po salonie, masując sobie skronie i starając się głęboko oddychać. Zaledwie przed chwilą przestała uporczywie mamrotać, że musi powiedzieć Mistle prawdę. "Prawda... A czymże jest ta mistyczna 'prawda', w naszym cudownym, zakłamanym świecie?".
W tym momencie drzwi otwarły się z hukiem, chociaż Ray nie przypominała sobie, by ktokolwiek dzwonił do bramki.
- MISTLE! - wrzasnęła przeskakując kanapę, gdy zobaczyła siostrę i Percy'ego, który zawlókł ją między salon a jadalnię. Wyglądała okropnie. Była bardzo blada, miała poparzony bark, muśniętą pociskiem kostkę i mnóstwo drobniejszych ranek. Percy puścił ją z wahaniem. Mis z uporem gapiła się w jeden punkt. Jim, Ray i Edgecombe stanęli rzędem przed nią, machając rękami przed oczyma. Nagle Jim z całej siły wymierzył jej siarczysty policzek. Ray wciągnęła powietrze ze świstem. Mimo czerwonego śladu na policzku i niewątpliwego bólu, Mis nie zareagowała.
- Normalnie... - zaczął Jim, ale Ray przerwała mu gwałtownie.
- Noramlnie Mis w życiu nawet nie dałaby ci uderzyć. A nawet jeśli, oddałaby ci tak, że wydalibyśmy fortunę na dentystę.
Jim nie był zachwycony tak jawnym podsumowaniem siłowej wyższości siostry nad nim, ale z niepokojem zaczął się przyglądać blondynce.
- Katatonia - stwierdził po chwili. Ray zmarszczyła brwi. Pojęcie było jej znane. Coś jej świtało, jakby przez mgłę. - Ona... nie wiem co się stało. Gdzie była, czy coś. Nie sądzę, żeby to ta bitwa tak na nią wpłynęła.
Mis poruszyła się. Przechyliła głowę w bok, jak dziecko obserwujące nowe, nieznane zjawisko.
- Jak się nazywasz? - wyszeptała. Wzrok wciąż miała skierowany w punkt za nimi. Ray obejrzała się ze strachem. Zobaczyła jedynie pusty korytarz i schody. Zmroziło ją.
- Co ona tam widzi? - mruknęła do chłopaków, którzy najwyraźniej byli równie przerażeni co ona.
- Cześć, Damien - uśmiechnęła się lekko z tym samym nieobecnym wyrazem twarzy.
- Jezu - jęknęła Ray. "Damien kojarzy mi się wyłącznie z Omenem".
- Jasne, ja też - zachichotała przerażająco. Po kolejnej minucie milczenia Mis zamrugała kilka razy i zmarszczyła brwi, prostując głowę. Nagle zawyła nieludzko. Na oczach przerażonej Ray podniosła ręce do twarzy, wbijając sobie paznokcie w skórę i rozdrapując twarz.

*godzinę później*

- To okropne i nieludzkie - mruknęła Ray, kiedy Jim zszedł na dół. Chłopak wzruszył ramionami ze smutkiem.
- Przynajmniej będzie dokumentacja. Co innego, jak nie film?
- Sam pomysł kręcenia czyjejś schizofrenii...
- Nie wiemy, czy to schizofrenia - przerwał jej Jim, dołączając do niej do stołu i zaczynając jeść kolację.
- Nie? - warknęła. - Twoim zdaniem to całkiem normalne, że najpierw przez kilkanaście minut zachowuje się jak katatoniczka, potem gada z urojeniem własnego mózgu, potem rozdrapuje sobie twarz? A jeszcze później zaczyna wierzgać, na przemian wrzeszcząc, pytając, czy jest dobrym człowiekiem, bredząc o Bogu i kwiląc jak dziecko? - stopniowo podnosiła głos. - Może rano obudzimy się z napisem REDRUM na drzwiach? Albo z Samarą w łazience? Czy twoim zdaniem to normalne, że musieliśmy przypiąć ją pasami do łóżka?! - w chwili ciszy, jaka nastała, słychać było uporczywe wrzaski i bezsilny płacz Mistle, miotającej się na piętrze.
- Pytaniem jest nie co robi, tylko dlaczego.
Ray spuściła głowę. Po chwili zatkała uszy, kiedy z góry dobiegły ją wrzaski o przelewaniu niewinnej krwi.


_____
Jakby ktoś nie wiedział, czy coś.
Katatonia - [link widoczny dla zalogowanych]
Redrum (od tyłu: murder) - zapożyczone z "Lśnienia" Kinga. Klik!
Samara - dziewczynka z filmu The Ring.
Klik!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Śro 2:15, 05 Gru 2012    Temat postu:

[Ośrodek dla pomylonych] Dzień 10 (2 stycznia), po trzeciej.

Brunet siedział na ziemi po cichu nucąc jakąś piosenkę. Nie był pewny skąd ją zna ani nie znał słów. Jednak był pewny, że jest smutna i taka melancholijna...
Spojrzał na scyzoryk trzymany w dłoni i skrzywił się po raz kolejny wyciągając ostrze i przebijając nim skórę opuszków palców. Skrzywił się.
"Zniknęła."
Uniósł głowę i oparł o ścianę spoglądając pustym wzrokiem w sufit przez czarne włosy. Przez chwilę nie potrafił poruszyć ciałem. Uchylił delikatnie usta. Wcześniejsza cisza została przerwana rykiem. Bardziej zwierzęcym niż ludzkim. Jednak jak chłopak się przekonał, z człowieka zostało mu już niewiele. Zamknął oczy i wykonał trzy wdechy po czym jeden wydech.
Zachowaj spokój.
Zaśmiał się w myślach słysząc o spokoju.
"Brzmi to jak jakaś instrukcja dotycząca ewakuacji..."
Chwilowe uczucie zapomnienia o okrutnym świecie zniknęło wraz z rudowłosą. Zdawał sobie sprawę, że może tak to się skończyć.
Zwyczajne zniknięcie.
"Trzeba było zniknąć."
Chłopak poczuł jak gdyby ktoś uderzył go w głowę z całej siły wpychając w jego umysł nowe myśli i obrazy.
"Gdybym zniknął nic by się nie wydarzyło... Nie zostałbym mordercą i bezdusznym potworem. Nie mordowałbym ludzi. Ktoś mądrzejszy ode mnie mógłby dogadać się z Ekipą Ludzi bez użycia siły. Choćby taki Matt. Nikt nie musiałby ginąć. Celty by zniknęła. Później Flossy. Wyszlibyśmy stąd. Przeżyli terapie, a potem znowu byśmy żyli w wesołym świecie pod dobrymi rządami. Wszystko byłoby..."
Powoli wstał z ziemi przybierając przedziwną pozę. Jego ramiona bezwładnie zwisały, a z rąk kapała krew na ziemię.
Kap kap kap.
Chłopak musiał wyglądać jak karykatura człowieka. Przy swoim wzroście, opuszczonych dłoniach i zasłaniającymi twarz włosami przypominał karykaturę Slendermana. Delikatnie uśmiechnął się jednak uśmiech bardziej przypominał grymas szaleńca przygotowującego się do ataku szału. Jego oczy wyglądały jednocześnie na puste jak i obłąkane. Zaśmiał się nieludzko.
- Jestem absolutnie zdrowy.
Pokiwał głową jakby dla potwierdzenia tych słów i ponownie się zaśmiał. Kolejna osoba stracona.
Niedługo nie będziesz miał nikogo.
Knight spojrzał na miejsce w którym wcześniej stał Kot z Cheshire Flossy. Również zniknął nie pozostawiając po sobie niczego.
"Tak niewiele trzymało mnie na nogach przez ten czas... Tak niewiele. Już prawie niczego nie ma, prawda Clove? Dwie czy trzy osoby w całym ETAP-ie."
Pokiwał głową przytakując sobie w myślach. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jego umysł ponownie zniekształcił jego rzeczywistość.
- Gdybym nie wróciła... - zawył głos przelatując obok jego prawego ucha.
Po tych słowach rozległ się pisk w jego umyśle. Pisk niczym wtedy gdy psuje się telewizor lub kończy się jakaś mroczna kaseta odtwarzana w jakimś porąbanym horrorze. Pisk, którego Nolan bardzo nienawidził. Zasłonił uszy próbując nie dopuszczać pisku do umysłu nawet nie zdając sobie sprawy, że to właśnie stamtąd pochodzi. Zachwiał się i dotknął dłonią ściany znajdując oparcie.
- Cholerny idiotaaaa.
- Potwórrrrr. - zawyły głosy.
- Niedojrzały palant.
- Morrrderrrca!
Niebieskooki zamknął oczy próbując uciszyć umysł płatający mu figle.
"Dziesięć, osiem, jedenaście. Sto, sześćset, piętnaście. Dziewięć, jeden, zero... Pieprzyć to! Dlaczego znowu jest gorzej?!"
Głosy oddaliły się jakby skrywając się za mgłą.
Zapewne dlatego, że leki, które sobie wstrzyknąłeś działają przez tydzień i nie od razu są widoczne rezultaty. I nie będą widoczne jeśli są mieszane z alkoholem. Zrobiłeś to, Knight. Zniszczyłeś jedną z niewielu opcji ratunku dla siebie. Samozniszczeniee.
Zacisnął pięści pozwalając by jego odpowiedź w umyśle naprawdę do niego dotarła. Dopiero z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że już po cudownej współpracy przy władaniu EM.
"Nie będzie kwiatków. Nie będzie wspólnego działania. Nie będzie więcej oglądania filmów i szalenia po wyspie. Nie będzie..."
Uniósł wzrok do góry zdając sobie sprawę, że jak dalej będzie się tak rozczulał to sprawi nużeńcom chodzącym po jego rzęsach dodatkową lekcję pływania.
Zmień się.
Przez chwilę słowa w jego umyśle uderzyły z podwójną mocą dając mu do zrozumienia, że musi to zrobić.
Na pewno nie jesteś w stanie się zmienić? Nie potrafisz zawiesić tej wojny i przestać mordować?
Nim zdał sobie z tego sprawę, uśmiechnął się chytrze i lekceważąco.
"Nie dam rady."
Wyprostował się i odpowiedział sobie w umyśle. Powoli ruszył przed siebie podczas gdy jego umysł przetwarzał słowa i odbijał je niczym echo.
A więc niszcz. Zniszcz siebie i wszystko na czym tobie zależy.
Chłopak nawet nie zdał sobie sprawy kiedy pojawił się w pokoju Billie i Vincenta w którym znajdowała się jego śpiąca siostrzyczka.
"Nessie..."
Spojrzał na czarne włosy dziewczynki rozczulając się. Jego malutka siostrzyczka...
"Przepraszam Nessie. Jestem złą osobą. Nie powinnaś tu nigdy być. 13 lat życia tutaj to za dużo. Zbyt wielkie szaleństwo."
Wyciągnął dłoń i dotknął jej delikatnej główki pokazując jej obrazy niczym projektor kinowy.
Pokazał jej tylko kilka krótkich urywek wspomnień ukazując jej okrucieństwo ETAP-u i jego samego. Twarz śpiącej skrzywiła się delikatnie, a potem jakby się uspokoiła gdy chłopak pokazał jej inny obraz. Obraz ich matki, ciężarnej Nettie i uśmiechniętej Celty stojącej na łące.
Rzekł Kain do Abla, brata swego: Chodźmy na pole. A gdy byli na polu, Kain rzucił się na swego brata Abla i zabił go. - powiedział jego głos w myślach.
Knight chwilę siedział przy siostrze zastanawiając się kiedy tu przybyła. Jednak szybko zostawił tą myśl. Nie to się liczyło.
- Przepraszam... - jęknął zakrywając oczy. - Przepraszam Nessie. To nie zaboli. Życie jest bólem, ale nie musi się tak kończyć. One na ciebie czekają. Chodźmy na pole, Nessie.
Knight sięgnął po poduszkę i zaczął dociskać ją do głowy siostry. Zanucił jej Lacie z Pandory po raz ostatni spoglądając na leżącego obok siostry pluszaka. Do oczu napłynęły mu łzy patrząc na szamoczącą się siostrę. Gdy przestawała się poruszać, odskoczył od niej niczym oparzony. Chwilę stał tak ze schyloną głową nie mogąc odzyskać nad sobą kontroli. Nie był nawet w stanie stwierdzić czy ją zabił czy jeszcze nie.
"Co ja zrobiłem..."
Nagle złe wspomnienia chłopaka otworzyły się niczym zamknięta szkatułka. Przed oczami chłopaka pojawiły się osoby, których śmierć widział.
Clove spadająca z klifu i jej roztrzaskana czaszka wraz z gąbczastą różowo-szarą tkanką mózgu... Tonąca Savannah. Gasnące oczy postrzelonej Mary. Dziewczynka z rozwalonym mózgiem na pomniku. Vincent, którego o mało nie zabił. Blondynka jadząca rękę trupa. Dziesiątki ludzi bez głów. Chłopak blondyny. torturowana blondyna. Śmierć, śmierć, śmierć.
Któregoś dnia dorośniesz, Knight. I zrozumiesz, co zrobiłeś. I to zeżre cię żywcem.
Nolan upuścił poduszkę na ziemię i biegiem ruszył do drzwi trzymając się za serce.
"To już mnie zżera." - pomyślał.
Mijając kolejne drzwi spojrzał na jeden wazon stojący na parapecie okna na końcu korytarza. Nie wiedział jakim cudem, ale zobaczył w owym wazonie Matta.
- Przepraszam Matt. Ja cię bardzo, ale to bardzo cię przepraszam. - powiedział kiwając głową robiąc swoje mroczne he-he-he. - Nie mogę być Nake'em sprzed ETAP-u. To już nie ta sama osoba. Ja cię przepraszam. Chciałbym móc, ale z tego już się nie da wycofać! Rozumiesz? Nie potrafię być wesołym i beztroskim chłopcem z cukierkami. Już nie mogę! Wziąłem udział w tej wojnie z Flo i zostałem sam! Miałeś racje, że jestem potworem i, że tak skończę! Ale to i tak doprowadzę to do końca, Mooore!
Zachwiał się po czym rozłożył ramiona i zakręcił się dookoła jakby chciał ponownie zrobić samolocik.
"Matt odszedł. Flo zniknęła. Michael jest Bóg wie gdzie i niech ma go w opiece. Mistle siedzi w mieście napawając się władzą i wygraną. Lily zapewne gdzieś jest, ale jak inni nie będzie chciała słuchać wyżaleń popierdoleńca. Elle nie zniknęła, ale pewnie sama próbuje się pozbierać po zniknięciu Flo. Ahh, niczym ja i Celty. Chętnie bym to powtórzył..."
Jak na zawołanie pojawił się Vincent. Zapewne nie był w pokoju. Zapewne nie znalazł jeszcze poduszki z śladami krwi z rąk Mavetha. Zapewne nie zobaczył jeszcze Nessie. Zapewne...
Nolan domyślił się po minie Vincenta, że ten zrozumiał co mu się stało i czemu tak beznadziejnie wygląda. Knight usiadł na ziemi i spojrzał z dołu na blondyna.
- Ona zniknęła, prawda Nolan? Nic ci nie jest? Powiesz coś?
Brunet pokręcił głową dając mu znać, że nie jest w humorze do rozmów.
- Jak chcesz. - burknął.
Drake uniósł głowę i spojrzał na przyjaciela z pewnym błaganiem w oczach. Rise kucnął obok chłopaka.
- Mam już tego dość, Vinc. - powiedział po chwili przypominając sobie, że mówił to cztery dni wcześniej gdy zniknęła jego siostra.
- Wiem. Każdemu z nas jest ciężko. Uwierz w to. Każdy ma dość tego świata.
Niebieskooki pokręcił głową.
- Ale wy możecie stąd wyjść. Możecie żyć z myślą, że niedługo pojawi się przed wami je**na karykatura rodziców i wypieprzy was za tą barierę oddając wam wasze stare życie. Ja już nie mogę. Wy nie wiecie jak to jest. Macie rodziny, przyjaciół, wsparcie. Niektórzy nawet mają osoby bliższe od przyjaciół. A ja nie mam nic. Nie da się zacząć od zera. Nie tutaj. - powiedział trąc oko ręką. - Jestem głupim, szalonym psycholem. Moja egzystencja nie jest nic warta. Nawet ty to wiesz. Do tego ciągle czuję w umyśle ta pieprzoną zielonkę.
W umyśle nastolatka pojawiła się szalona myśl. Nie, nie myśl. Pragnienie. Wyciągnął scyzoryk spoglądając na twarz przyjaciela, który uchylił wargi próbując coś powiedzieć. W tej samej chwili Nolan przejechał mu po twarzy ostrzem. Nie, nie po twarzy. Przez jego oko. Przez śliczne bursztynowe oko Vincenta. Nolan poczuł pewną dumę ze swojego czynu i jednocześnie czuł obrzydzenie przed samym sobą. Vincent wił się po ziemi przyciskając dłoń do oka i jęcząc. Nolan wstał powoli i ruszył przed siebie z nijakim wyrazem twarzy.
- Już mnie nienawidzisz. Widzisz jakie to proste? Teraz nie mam nic. He-he-he. - wymusił śmiech idąc dalej. - Znajdźcie sobie bardziej zrównoważonego przywódcę i mi nie przeszkadzajcie. Od teraz nic dla mnie nie istnieje.
Ruszył dalej powolnym krokiem kierując się do szpitala i zostawiając rannego za sobą. Knight miał plan i wiedział, że nie ma po co zwlekać.
Trzydzieści minut później chłopak skierował się do wolnego pokoju na najwyższym piętrze wraz z workiem 'zdobyczy'. Z pomieszczeń ośrodka zabrał alkohol, papierosy, kilka słabych narkotyków, które użyczyli mu inni mieszkańcy, amfetaminę, morfinę, nasenne, termometr, kanister benzyny, świeczki, zapałki, śmieciowe jedzenie dla jednej osoby na kilka dni, poduszki, koce, płyty zespołów...
Nolan wszedł do pomieszczenia odkładając worek. Sięgnął po kartkę leżącą na stoliku do kawy obok filiżanki mocnej kawy. Koślawym pismem nabazgrał kilka słów.
'Nie przeszkadzać. Nie wchodzić. Inaczej zamorduje z zimną krwią. Zezwalam na wejście jeżeli po kilku dniach odczujecie smród gnijącego ludzkiego mięsa.'
Spojrzał na kartkę z dumą i przykleił ją na drzwiach. Rozejrzał się po pokoju i uznał, że wszystko jest gotowe. Zamknął drzwi na klucz i zastawił je kanapą. Chwilę potem obok kanapy poustawiał większość butelek z alkoholem oraz zapalone świeczki. Podszedł do okna i zasłonił żaluzje. Pogasił światła w pokoju i zasłonił kocem lustro twierdząc, że nie chce patrzyć na osobę w odbiciu. Katanę, szablę i płyty CD położył na stoliku do kawy. Po chwili do nich dołączył się też wyciszony telefon. 'Leki', alkohol, papierosy i jedzenie położył na ziemi, a kanister wcisnął w kąt pokoju. Podszedł do komody na której stał odtwarzacz CD i włączył płytę Judgement Anathemy. Ruszył w kierunku szafy i wyciągnął z niej przydużą piżamę. Delikatnie uśmiechnął się widząc pomarańczowe skarpetki. Z odtwarzacza płynęła muzyka.
Zostaw to wszystko za sobą,
Znów majaczący,
Hipnotyzuję swe zmysły.

Chłopak zakręcił się rozmyślając o Flossy. Przy piosence [link widoczny dla zalogowanych] miał ochotę roztrzaskać odtwarzacz. Jednak ze spokojem sięgnął po nasenne popił je mocną kawą uśmiechając się. Położył się na łóżku próbując wyrzucił z umysłu wszystkie zbędne i męczące go myśli. Choćby na chwile.
Hej, co ty chcesz zrobić?
Nolan uśmiechnął się na szybko sprawdzając temperaturę, która trochę mu spadła. Odłożył termometr ciągle słuchając utworów i próbując uwolnić umysł od myśli. Dookoła niego zaczęły pojawiać się potwory i inne omamy.
- Zapewne chcę by to mnie zeżarło. Albo mnie zniszczy albo zmieni na gorsze. - zaśmiał się powoli wpadając w nieprzyjemny półsen.
Przed oczami pojawiały mu się potwory i martwi ludzie krzyczący coś do niego. Jednocześnie znajdował się na łóżku patrząc otępiałym wzrokiem w sufit, patrzył na wytwory wyobraźni oraz powoli zagłębiał się w swoje wspomnienia.
"Ciekawe co by było gdyby połączyć miłe wspomnienia ze złymi iluzjami... Bardzo złymi. Ciekawe jak bardzo da się w ten sposób zamieszać w głowie."
Zaśmiał się cicho widząc we wspomnieniach scenę gdy matka próbowała go kiedyś udusić. Jednak i te wspomnienie przeskoczyło na ostatnią scenę gdy widział Flo. Później Knight przestawałi świadomy zatapiając się w potwornym półśnie, a muzyka wydawała mu się być coraz bardziej mroczna i złowroga.
- Cały horror, który tworzysz
Powali cię na kolana!
- dobiegły go ostatnie słowa piosenki.
Przed oczami błysnął mu Gaiaphage i ekipa innych stworów próbujących go pożreć.
"A więc jednak Nolan umarł zjedzony przez potwory." - pomyślał ostatkiem świadomości przypominając sobie koniec opowiadania o hibernacji.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Śro 15:17, 05 Gru 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Śro 23:36, 05 Gru 2012    Temat postu:

[Ośrodek] Dzień 10 (2 stycznia) - koło 13

Resztę nocy Matt spędził na pakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy i poszukiwaniu nowego kompletu ubrań dla dziewczyny, którą wyciągnął z piwnicy. Gdy tylko się obudziła chłopak podał jej jedną z konserw i poprosił by zjadła jej zawartość. Wciąż zastanawiał się czy decyzja, która podjął w gniewie na Nolana była właściwa. Jednak wiedział, że nie cofnie jej, nie chce być wśród ludzi, którzy godzą się na takie rzeczy. Dlatego własnie teraz wędrował prowadząc blondynkę leśną drogą ku budynkowi, który kilkakrotnie widział gdy wznosił sie w powietrze. Wyglądało to na nieduży dom.
Dopiero niedawno opuścili teren ośrodka, od początku żadne z nich się nie odezwało a dziewczyna szła kilkanaście kroków za nim. Gdy chłopak pomyślał o obecnej sytuacji zaczęło go nurtować jedno pytanie.
- Dlaczego byłaś tak wroga wobec Uzdolnionych... nie... jak oni to mówią: mutantów?

_______________________
Gomeee... jest tylko 9 zdań T-T


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Śro 23:42, 05 Gru 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Czw 13:22, 06 Gru 2012    Temat postu:

[Ośrodek] Dzień 10, popołudnie

Michael upadł na ziemie i otarł z krwi rozciętą wargę. Podniósł głowę do góry i uśmiechnął się wrednie do tamtego. Tamten ponownie zacisnął zęby i już miał uderzyć Westa w nos, gdy ten zrobił obrót na piętach i chwycił tamtego za ucho. W skutek działania mocy skóra i chrząstka małżowiny stała się wystarczająco słaba, aby mol oderwać jej polowe.
Chłopak złapał się za ucho, krzycząc przy tym wniebogłosy, przez co kilka osób wyszło z pokoi aby spojrzeć co się dzieje. Michael rozczapierzył dłoń, wypuszczając z niej ucho, po czym otrzepał plecy z kurzu i ruszył przed siebie.
Mógł na mnie nie naskakiwać

CD później


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:17, 06 Gru 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 10 (stycznia), ranek - Olga

Uśmiechnęła się do siebie, patrząc w niekończącą się głębię powstałą przez odbicie w sobie dwóch luster. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki Nothing Else Matters w wykonaniu Apocalyptici. Rodzice zawsze jej zabraniali baletowych ekscesów.
"Dziecko, balet to balet, a nie latanie po scenie w rajstopkach. Nie możesz sobie pozwolić na taką swawolę"
Odwróciła głowę w bok, stając na palcach. Nie ćwiczyła od dokładnie 11 dni. Zacisnęła wargi, kiedy puenty boleśnie wpiły się w jej palce. Ból był nieodłączną częścią każdego jej dnia. Ustawiła się w pozycji allogne, krzyżując stopy i zgięte w łódki dłonie. Dała się ponieść muzyce, przestając się martwić choreografią czy nazwami poszczególnych sekwencji. Stłumiła syknięcie, kiedy wykonała podskok i udało się jej opaść idealnie na czubek stopy. Baletki zaczęły przesiąkać krwią.
Olga skrzywiła się, ale perfekcyjnie wykonała trzy piruety pod rząd, z gracją przerzuciła ciężar ciała, obracając się wokół własnej osi na jednej nodze, wybiła się w powietrze, okręcając się i idealnie z ostatnim taktem opadając na ziemię.
Uśmiechnęła się, mimo, że palce pulsowały bólem. Nie mogła zaniedbać tylu lat ciężkiej pracy. Olga rozmasowała stopy. Puenty były zakrwawione. "Świetnie. Kolejne".
Położyła się na chłodnej posadzce studia baletowego z rozpostartymi rękami i nogami, oddychając głęboko. Praca w przedszkolu była wykańczająca, ale sprawiała jej jakąś dziwną radość. Nikt jej nie znał, chociaż znali jej imię. Brała najwięcej dyżurów w przedszkolu. W pewnym sensie przypominało jej to balet - tak samo wyczerpujące i wymagające zaangażowania.
Przymknęła oczy. Miasto lotem błyskawicy obiegła wieść o chorobie Mistle. O ile Olga nie popierała EL, uważała, że Page odwaliła dobrą robotę z postawieniem miasta na nogi. Szpital, policja, straż pożarna i punkt żywności funkcjonowały jak należy, a raz dziennie na ulice wyjeżdżał pług, który (nieco byle jak) odśnieżał ulicę. Potrzebowali kogoś, kto by wszystko kontrolował. "Jak nie 'wyzdrowieje' wszystko się sypnie"
Olga się bała. Niezależnie od tego, jak rozpaczliwe próby podejmowała, czuła się nieswojo. W obcym mieście, między ludźmi, których ledwie rozumiała, a gdy przełączali się na slang lub mówili z silnym akcentem musiała uciekać się do kiwania głową i uśmiechania się z udawanym zrozumieniem.
- Boję się - wyszeptała po rosyjsku, jakby powiedzenie tego na głos miało w czymkolwiek pomóc.
Zgasło światło.
"Kolejna dzielnica".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin