Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IV
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:21, 26 Maj 2012    Temat postu:

[GV - plac] Dzień 4, późne popołudnie

Całkowite ugaszenie pożaru zajęło im godzinę. Chantal dorwał się do węża strażackiego i oblewał wodą wszystko co się tylko dało. Nawet kiedy ogień został całkowicie ugaszony, chłopak śmiejąc się dziko, wciąż trzymał wąż strażacki. Effy była wściekła, gdyż nawet ją oblał wodą.
- Chantal, ty idioto, zostaw to wreszcie! - wrzasnęła zakręcając wodę.
Nie było większych strat. Spłonęły tylko kamienice, ścianę biblioteki zaledwie liznęły języki ognia. Budynki były opuszczone i jedyną ofiarą tego pożaru była właśnie dziewczynka, po którą poszła Nerine. Dziesięciolatka miała na imię Katie i była siostrą Matta - chłopaka, którego Effy jeszcze nie tak dawno spotkała na dachu. Nie udało jej się przeżyć i kiedy Travis wezwany przez Neah'a ze szpitala, przyszedł zobaczyć ranną - nie wyczuł już u niej żadnego pulsu.
- Trzeba będzie zrobić jakiś pogrzeb. - mruknął, kiedy brat dziewczynki wziął ją na ręce.
Nerine była w lepszym stanie. Wciąż była nieprzytomna, jednak Travis zapewnił, że wszystko z nią będzie dobrze. Chantal miał ją zanieść do domu.
Wszyscy byli osmaleni dymem. Effy usiadła na krawężniku. Próbowała jakoś zetrzeć ciemny pył z twarzy, jednak nie do końca jej to wyszło. Spojrzała na rozmawiających niedaleko niej Kage'a i Tony'ego. Wsłuchała się w ich myśli i parę sekund później miała już jasny podgląd sytuacji. Chcieli dorwać podpalaczy. Tony widział kto to zrobił, więc mieli ułatwione zadanie. Skupiła się na myślach Tony'ego i w jej głowie pojawił się obraz dwóch postaci uciekających z placu. Wysoki blondyn o niepokojącym spojrzeniu i jakiś młodszy chłopak, który mu towarzyszył.
"Koktajle Mołotowa. Więc to tak udało im się szybko podpalić to wszystko..."
Effy przymknęła oczy starając się wyciszyć wszystkie myśli. Z zadowoleniem zauważyła, że idzie jej to coraz lepiej. Umiała ograniczyć moc. Szkoda tylko, że jak na razie ta cała telepatia nie przydawała się jej do obrony.
Ktoś usiadł obok niej i podniosła zmęczony wzrok.
- Co tutaj robisz, Collins?
Miała zachrypnięty głos. Zakaszlała, czując suchość w gardle.
-Zawsze musisz się do mnie zwracać po nazwisku?
Effy wzruszyła ramionami.
- Wyglądasz jak murzyn. - stwierdziła. - Mogę ci mówić murzyn.
- I kto to mówi? - rozmazał jej pył na czole.
Krzyknęła oburzona i roześmiała się.
- Nie idziesz z Kage'm?
- Sam nie wiem. Nie sądzę, by mnie jeszcze potrzebował. Chociaż z chęcią bym dorwał tych gnojków, którzy to zrobili. Ale Usagi wygląda raczej na kogoś, kto sam potrafi sobie poradzić.
Effy westchnęła ciężko. Była zmęczona.
- Wracamy?
Chantal stanął przed nimi wyszczerzając zęby w swym sławnym rekinim uśmiechu. Zarzucił sobie Nerine przez ramię.
- Jak tylko Neri się dowie, co wy wszyscy z nią wyprawialiście, kiedy była nieprzytomna to was chyba powystrzela. - powiedziała patrząc jak chłopak przerzuca ją sobie na drugie ramię jak jakiś worek.
Chantal roześmiał się dziko. Effy pomyślała, że dla niego chyba ten cały pożar był tylko kolejną rozrywką.
Dziewczyna również wstała i dołączyła do chłopaków. W drodze do domu próbowała znaleźć Bandi'ego razem z Tony'm. Chłopak stwierdził, że pewnie widząc pożar uciekł do Lily.
Kilkanaście minut potem byli już na miejscu. Chantal położył Nerine na kanapie i poszedł do kuchni coś przekąsić. Tymczasem Effy wzięła prysznic i zmyła z siebie ten ciemny pył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 22:04, 26 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 4, wieczór.

Ciemność.
Nerine widziała jedynie ciemność i pustkę.
Miała wrażanie, że minęło już wiele dni. Zielony turysta już dawno został tylko rozmazanym wspomnieniem.
Brunetka zaczęła już sądzić, ze umarła.
O ile ktoś martwy może być świadomy pustki.
"Nie, nie mogłam umrzeć. Na pewno żyję"
Tylko ta myśl była w stanie ją pocieszyć.
Wtedy zaczęła sobie przypominać twarze znajomych. Przypomniała sobie twarz Deborah, Neah'a, Usagi'ego, Aimee, Chantala, Effy, Jamie'go, Travisa, Hayley i pana Turents'a. W sumie nigdy go nienawidziła. Gdy ściągała na teście, nakrzyczał na nią, ale nie pociągnęła konsekwencji za swój czyn. Przypomniała sobie jak dał jej poprawić kartkówkę, chociaż kategorycznie zabronił jakichkolwiek popraw. No i pamiętała jak Neah zerwał się z lekcji gdy skręciła sobie kostkę, a nauczyciel to mu usprawiedliwił od razu. W jej czternaste urodziny dał jej pewną radę życiową lecz nie pamiętała jaką.
"Czemu ja mu to robiłam? Był miłym nauczycielem. Nienawidziłam go, bo uczył matmy? To chore"
Nerine miała ochotę płakać, ale nie mogła.
Postanowiła jeszcze chwilę powspominać. Tym razem zobaczyła matkę.
Wyglądała jak zawsze. Miała swoje długie, czarne włosy oraz grzywkę padającą na prawe oko. Do tego miała śliczne niebieskie oczy. Ubrana była w swoje czarne rurki i fioletowe bluzki. Często wyglądała jak nastolatka, ale to nie zmieniało faktu, że była piękna. Bez wątpienia Nerine otrzymała urodę i włosy po niej. Zielone oczy na pewno otrzymała po ojcu.
Jednym z jej ważnych wspomnień była piosenka matki, którą śpiewała Nerine na dobranoc.
No one knows what it's like
To be the bad man
To be the sad man
Behind blue eyes *

Dlaczego jej to śpiewała? Czy to była opowieść o jej dawnym życiu? Lub o młodości?
W głowie Nerine kłębiło się jeszcze wiele pytań. Vemona byłam na pewno tajemniczą i dziwną osobą. Jednak nadal była jej matką. Brunetka kochała ją. Czy było w tym coś złego?
Twarz matki zaczęła się rozmazywać. Wszystko zaczęło znikać.
Jedyne co wyrwało Nerine z transu to krzyk.
Chociaż tutaj nikt nie krzyczał, ona to słyszała. Po chwili wrzask ucichnął.
W oddali znowu zaczęło świecić zielonkawe światło. Tym razem ostrzejsze i bardziej jaskrawe.
Sekundę później zielone światło zaczęło przybierać dziwny kształt. Wyglądało to upiornie. Coś co chwilę temu było bezkształtnym światełkiem, teraz było dziewczyną idącą w jej stronę.
Zielony kształt dziewczyny nie był zbytnio wyraźny jednak widać było, że postać jest drobna i niezbyt wysoka. Oczywiście była chuda i zielona.
Nerine miała ochotę krzyczeć lub odepchnąć światło od siebie, ale i tego nie mogła zrobić.
"Echo..."
Dalej przyglądała się postaci. Jednak nie była nią Echo. Światło zaczęło nabierać ludzkie barwy. Chwilę potem w ciemności stała Lacie, która co dwie sekundy stawała się zielonym światłem.
Brunetka zachciała uciec stąd. Światło atakowało ją.
Miała wrażenie, że światło ją nienawidzi.
Wtedy było jasne, że to już nie tylko światło.
To, w co zmieniała się Lacie, miało zęby jak rekin. Wyglądało jak zielona , świecąca buka wciśnięta w ciało dziewczyny, skrzyżowana z rekinem z 'Szczęki'. W głowie zaczęła czuć mocny i pulsujący pisk.
Nerine
Ktoś ją wołał. Ledwo to słyszała.
Nerine
Wtedy Lacie zniknęła. Została sama masa. Teraz wyglądała jak buka skrzyżowana z Chantalem. Byli nawet podobni z tego co miało być twarzą.
Nerine
Szept był teraz mocno słyszalny. Światło zbliżało się od niej. Atak był już bliski.
- Nerine! - ktoś wrzasnął wyrywając ja ze stanu.
Nerine zerwała się z kanapy z krzykiem.
Leżała na kanapie przykryta kocem, prawie naga. Była cała oblana potem, a jej serce waliło jak szalone.
Jej oczy wariowały. Była noc, a ona widziała wszystko w przyciemnionej zieleni.
Spojrzała na swoje zielone dłonie i zauważyła, że spadają na nie małe krople wody.
Ona płakała.
- Co jest?
Zieleń zaczęła znikać i ustąpiła miejsce ciemności.
W końcu była noc.
Brunetka spojrzała na kanapę. Na oparciu leżały ubrania, a na nich jej kabury z pistoletami TT.
Uśmiechnęła się.
"Myślałam, że spłonęłyście!"
Nerine pomału usiadła i spróbowała wstać. Chwiała się na swoich zmęczonych nogach. Ruszyła pomału podpierając się kanapą. Chwilę potem dopadła ubrania. Wcisnęła na siebie swoje czarne rurki i założyła czarną koszulę, którą jej zostawiono. Przymocowała kabury i ruszyła w stronę piwnicy. Jej nogi były bose, a ona nadal się chwiała. Za to ból w głowie ustąpił.
Wtedy zobaczyła, że na sofie obok leżała Effy.
"Czyżby ktoś się martwił? Dlaczego?"
Z piwnicy wyszedł Neah niosący w rękach spaloną żarówkę. Spojrzał na dziewczynę zaskoczony.
- Nerine... - szepnął.
Dziewczyna zauważyła, że w rękach niesie klucze. Potrzebowała ich.
- Daj mi je. - powiedziała z trudem.
Chłopak schylił głowę.
- Nerine, nie możesz. Jesteś zmęczona i...
- Daj mi je! - krzyknęła wyjmując pistolet.
Brunet spojrzał na nią z nieukrywanym smutkiem i rzucił w jej stronę klucze.
- Pamiętaj, że ja też się martwię. Nie zmieniaj się, Nerine. Jestem twoim przyjacielem. - powiedział, ale już jej nie było.
Nerine zbiegła pomału do piwnicy. Musiała znaleźć Lacie, musiała..
Popchnęła drzwi i wpadła do pomieszczenia zamykając je na klucz. Na ziemi walało się wiele odłamków szkła, które wbiły jej się w stopy. Zignorowała to i spojrzała pustym wzrokiem na zaspaną blondynkę.
- Co ty do cholery robisz, Lacie?!

[Grantville] Dzień 4, późny wieczór. - Neah

Chłopak stał przed piwnicą. Oczy miał zamknięte i leciały z nich łzy. Nerine znowu odeszła.
Przypomniał sobie swój pierwszy dzień w poprawczaku. Był to jego najlepszy i najgorszy dzień w życiu. Wtedy po raz pierwszy miał prawdziwy dom i mógł uciec od rodziców. Jednak nie to go cieszyło. Poznał wtedy Nerine. Wiedział, ze jest wyjątkowa i dobra, ale jednak musiała coś złego zrobić. Jednak nie bał się niej. Wydawała mu się jedyną dobrą osobą w jego świecie. Była troskliwa i dobra jak matka. Uwielbiał ją. Jednak tego samego dnia skrzywdziła go. Nie chciał o tym pamiętać, nie chciał. Wiedział jedno. Nerine nie była jedyną osobą w jej ciele. Zawsze były dwie. Dobra, kochająca Nerine i dziewczyna, która chciała go zabić dla osiągnięcia własnych celów.
Nie wiedział, która jest Nerine. Wiedział, że obydwie są prawdziwe i niebezpieczne.
Jednak kochał je.
Chociaż nie miała zdiagnozowanego rozdwojenia jaźni, to wiedział, że coś jest nie tak.
Nerine zazwyczaj była dobrą osobą i nie miała żadnych złych celów.
Aż do początku Nowego Świata.
Przez pierwsze dwa dni ignorowała go dla zdobycia władzy. Pod koniec drugiego dnia dowiedział się co zrobiła. Chciała kogoś zabić. Chociaż rozmazała się jak dziecko, wiedział, że nie jest prawdziwa. Nie była jego Nerine, o ile kiedykolwiek była jego.
Gdyby nie ten problem mogli by być normalną parą. Mógłby wyznać jej miłość w tym świecie, chociaż od dawna wiedział, że czuje to samo.
Jednak po przedstawieniu z trzeciego dnia, wiedział, że już nigdy nie będzie taka sama.
Myślał tak aż do popołudnia dzisiejszego dnia gdy wskoczyła w ogień by ratować nic nieznaczące dziecko.

* Nikt nie wie jak to jest
być złym człowiekiem
być smutnym człowiekiem
za niebieskimi oczami

Limp Bizkit - Behind blue eyes


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 23:21, 26 Maj 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 22:20, 26 Maj 2012    Temat postu:

[GV - Piwnica] Dzień 4, (4 lipca), wieczór.

- Co, co ja robię? - zapytała Lacie ospale, trąc oczy. - Zepsułam twoje butelki.
Nerine nie odpowiedziała jej, a Lacie zauważyła kątem oka na nową żarówkę, którą ktoś wymienił w czasie, gdy znajdowała się gdzieś w próżni.
- ZEPSUŁAM TWOJE BUTELKI Z WINEM! - wydarła się Lacie nagle. - JESTEM TAKIM ZŁYM CZŁOWIEKIEM!
W umyśle Lacie pojawiła się zielona smuga, a Nerine zamazała jej się przed oczami. Mrugnęła parę razy i Nerine znów stała tak jak wcześniej. Bez żadnej zieleni wokół.
- Lacie, ty byłaś...
Chce mi się pić.
- Wypuść mnie stąd, Nerine. - powiedziała cicho Lacie. - Nie żartuję. Michaeltown mnie potrzebuje, jestem tego pewna.
Boję się...
- Zielony...
- NERINE, WYPUŚĆ MNIE STĄD! - wrzasnęła Uzdrowicielka, nie panując nad sobą.
- Dlaczego ty...?
Lacie wstała na chwiejnych nogach, przytrzymując się ściany. Zrobiła parę kroków w stronę pozostałości po winach, nie spuszczając oczu z Nerine.
- Wypuść mnie. - warknęła, łapiąc szybko jedną z butelek i rzucając nią w dziewczynę. Uchyliła się.
- Lacie, ty...
- A jeśli nie zamierzasz mnie wypuścić, to wyjdź. - przerwała jej Lacie. - Wyjdź. - wycedziła, a kolejna butelka rozbiła się o ścianę.
Królestwo za szklankę wody, do cholery!
- Wyjdź, albo cię zabiję. - powiedziała, wiedząc, że w jej ustach musi brzmić to bardzo śmiesznie.
Bo była bezbronna. Bezbronna, znów głodna, spragniona i przerażona.
Obecność Nerine jak gdyby tylko podjuszała coś, co wpychało się do jej mózgu, zadając ból.
Lacie zatrzęsła się, opadając na kolana.
- Wyjdź stąd! - wrzasnęła ostatkiem sił i zatkała sobie uszy, wrzeszcząc najgłośniej jak się da. Tak, by usłyszeli ją wszyscy w promieniu kilku kilometrów.
Nerine musiała wyjść, bowiem w głowie Lacie zaczął kiełkować plan ucieczki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 23:01, 26 Maj 2012    Temat postu:

[GV - Piwnica] Dzień 4, (4 lipca), późny wieczór.

Nerine wyszła z piwnicy głęboko wzdychając. Lacie oszalała. Ona zapewne też.
Ruszyła pomału w stronę kuchni. Nie wiedziała kiedy Lacie jadła, ale nie sądziła by ktokolwiek dokarmiał ją gdy spała.
Otworzyła drzwi lodówki i zaczęła ją przeczesywać. Znalazła sałatkę zapewne z kolacji, naleśniki, sok pomarańczowy i kilka butelek wody. Wyjęła je i postawiła na tacy.
"Pewnie jest głodna. Może po dokarmieniu się uspokoi"
Ruszyła pomału w stronę kochanej piwnicy i stanęła przy schodach na górę.
"Może Lacie potrzebuje towarzystwa?"
Nerine pokiwała głową i położyła tacę na ziemi po czym wyszła na dwór.
- Kici kici, chodźcie kotki, uzdrowicielka potrzebuje wsparcia psychicznego! - wydarła się.
Brunetka zaczęła przechadzać się ulicami w poszukiwaniu kotów. Chwilę potem zauważyła ruch za krzakami. Spowolniła czas i podbiegła tam.
- Jakie śliczne! - pisnęła zauważając dwa malutkie kotki.
Zapewne ich matka je porzuciła gdyż wyglądały na wychudzone.
- Chodźcie tu. Uzdrowicielka na pewno was pokocha.
Chwilę potem włączyła normalny bieg czasu i niosła w rękach małe kotki. Jeden biały z zielonymi oczami, a drugi czarny też z zielonymi oczyma.
Gdy dotarła do domu, sięgnęła po plasterki szynki i porwała je na kawałeczki.
- Proszę, moi przyjaciele!
Chwilę potem mała kotka podchodziła do Nerine i ocierała się o nią. Biała kotka wyraźnie bała się Nerine i trzymała się od niej trochę dalej. Brunetka podeszła do kotki i wzięła ją na ręce.
- Nazwijmy cię Lacie!
Chronokinetyczka wzięła kotkę w rękę, a w drugiej niosła tacę z jedzeniem. Pomału zeszła na dół do piwnicy i usiadła pod drzwiami do sekretnego pokoju Lacie.
- Czego znowu chcesz?!
- Pogadać
- Wypuść mnie do cholery!
- Lacie, za dwadzieścia cztery godziny będziesz już w domku u siebie w Michaeltown. Proszę wytrzymaj.
- Czego ode mnie chcesz?!
- Kontroli. - rzuciła rozkładając się na ziemi.
- Co?
- Grantville zaatakuje Michaeltown, tak? Uwierz, że potrafię przenosić rannych na małe odległości.
- Co? - powtórzyła wyraźne zdziwiona Lacie.
- Przeniosę do ciebie rannych mieszkańców Michaeltown. Po jakimś czasie moi ludzie się znudzą i odejdą. Dopilnuję by nie zniszczyli zbyt wiele ani nikogo nie zabili. Ty musisz tylko ratować swoich.
Chwilę panowała cisza.
- Czemu mam to zrobić?
- Bo zginie i twoja rodzina, a twoje miasto zostanie zniszczone. Nie chcę ofiar. Proszę, zrozum mnie.
Uzdrowicielka najwyraźniej wściekła się.
- WYNOŚ SIĘ NERINE! ZNOWU KŁAMIESZ! WYNOŚ SIĘ STĄD!
Brunetka westchnęła.
- Lacie, zamknij oczy. Muszę coś sprawdzić.
Nerine zastopowała czas po czym szybko otworzyła drzwi za pomogą klucza. Jak szalona wbiegła do pomieszczenia kładąc przy Lacie tacę z jedzeniem, a obok stawiając kotka. Lacie człowiek najwyraźniej mrugnęła, gdyż oczy miała zamknięte. Nerine nie sądziła by jej posłuchała w sprawie zamykania oczu. Lacie kot patrzyła na swoją nową panią pustym wzrokiem. Sekundę później Nerine zamykała drzwi na klucz i włączyła czas.
- Możesz już otworzyć oczy. - mruknęła idąc po schodach. - Dopilnuję by odwiedzał cię Neah skoro tak mnie nienawidzisz.
Gdy zamykała drzwi od wejścia na schody, usłyszała cichy głos Lacie.
- Nerine.
Brunetka zamknęła drzwi do wejścia na klucz. Lacie była zamknięta na dobre. Koniec kropka.
Zielonooka ruszyła w stronę kanapy półżywa. Gdy opadła na kanapę, zobaczyła, że na jej podusi leży czarna kotka.
- Hej, Nerine kocie. Co tam powiesz? - spytała kotkę po czym zauważyła, że Effy siedząca na sofie, przygląda się jej wyraźnie zdziwiona.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 23:05, 26 Maj 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:29, 27 Maj 2012    Temat postu:

[GV - dom Nerine] Dzień 4, późny wieczór

- Skąd wytrzasnęłaś tego kota? - Effy rzuciła się na kociaka mocno się do niego przytulając. - Patrz jaki on słodki! Zawsze wolałam psy, ale kociaki też są urocze.
Dziewczyna przytuliła kotka i położyła go na kolanach co chwila głaszcząc.
- Kiedy się obudziłaś? - przyjrzała się uważnie Nerine.
- Przed chwilą.
Effy zaśmiała się cicho. Dla chronokinetyczki określenie "niedawno" miało nieco inne znaczenie.
- Byłaś u Lacie. - powiedziała koncentrując się na jej myślach. - Próbowałaś się dogadać. Nie wyszło. Zaniosłaś jej kota i jedzenie. A przed tym wszystkim po raz kolejny zraniłaś Neah'a. Uroczo.
- Skoro już wszyscy wiemy co robiłam przed chwilą możemy skupić się na poprzednich godzinach?
Effy westchnęła ciężko i położyła kotka na poduszce.
- Skoczyłaś w ogień za tą dziewczynką. Na serio, podziwiam cię za to. Ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobiła dla nieznanej mi osoby. Nie sądziłam, że potrafisz zrobić coś takiego. - pokręciła głową.
- Ale co dalej? Nie za bardzo pamiętam co się działo...Ehh, ostatnie co pamiętam to znalezienie tego dziecka. Potem chyba straciłam przytomność.
- To prawda - nie wyszłaś z tego budynku o własnych siłach. Pomógł ci Kage. Tony wyniósł tą dziewczynkę. Nie przeżyła. Usagi, według mnie potraktował cię trochę jak worek z ziemniakami, ale zostawmy to. - machnęła ręką. - Potem przyszedł Travis. Zbadał cię, stwierdził, że z tego wyjdziesz i że wszystko z tobą dobrze. A potem Chantal przyniósł cię tutaj. Również nie był zbyt delikatny. To tyle. Ugasiliśmy pożar, Kage zajmie się pewnie podpalaczami. Oprócz tego Tony i Travis zajęli wasz pokój. Ale Deb i tak na razie nie ma, więc to żaden problem. Zastanawiam się co ona w ogóle robi w tym Michealtown.
- Obstawiam, że gra w scrabble.
Effy spojrzała na nią jak na wariatkę. Nerine jednak wydawała się całkowicie poważna.
- Po co miałaby jechać do Michaeltown tylko po to żeby zagrać z jakimiś psycholami w scrabble? A mówiąc psycholami obstawiam Hempel'a. W końcu to on był w Grantville pomimo zakazu. Poza tym Chantal na pewno ucieszyłby się z nowej koleżanki do gry. On też wielbi scrabble.
Effy podniosła się z kanapy i poszła do kuchni. Wyjęła dwie puszki coli i wróciła do salonu. Podała jedną puszkę Nerine i kontynuowała rozmowę.
- Nie żal ci Neah'a? Jest taki smutny...
- O co ci chodzi? Przecież nic mu nie zrobiłam.
Effy zaśmiała się i pociągnęła duży łyk napoju. Od razu poczuła się lepiej. Cola zawsze wprowadzała ją w przyjemny nastrój.
- Jak milusio. Naprawdę nic nie zauważasz Neri? - widząc minę dziewczyny zmieniła temat. - Co robimy z tym kotkiem?
- Używamy go, by odwrócił uwagę Michaeltown'czyków swoim urokiem podczas gdy my rozwalimy im miasto czołgiem!
- Genialne. - Effy uśmiechnęła się upijając kolejny łyk coli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudzik dnia Nie 0:40, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Nie 2:03, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 4, wieczór

Kage stanął przed drzwiami mieszkania i zapukał.
- Kto tam?
- Dzienna dostawa jedzenia. - odparł Kage, trzymając papierową torbę.
- Już idę...
Naprawdę w to uwierzył?
Drzwi uchyliły się i Usagi ujrzał w nich blondyna unoszącego siekierę. Błyskawicznie zareagował rzucając w tamtego torbą. Odskoczył na bok unikając ciosu siekierą i gdy ta znalazła się wystarczająco nisko kopnął w dłoń tamtego. Zanim jeszcze narzędzie upadło Japończyk uderzył tamtego w nos grzbietem dłoni po czym chwycił za nadgarstek i przerzucił przez plecy. Blondyn upadł na chodnik i gdy miał wstawać Kage wyjął miecz, wbijając ostrze w stopę tamtego.
Brunet skrzywił się mimowolnie słysząc krzyk bólu tamtego. Mimo to wyjął ostrze, wbił w drugą kostkę i stanął na rannej kończynie, przyciskając ją do podłoża.
- Z... zabije cię... - wysyczał tamten zanim Usagi ogłuszył go kopnięciem w głowę.
- A już zaczynałem się rozkręcać.
Dzięki za informacje Anthony.
Wchodząc do mieszkania, prawym prostym powalił drugiego chłopaka.
- Zbieraj się. Zabierzesz ze sobą tamtego idiotę. - wycedził Kage. - Czeka was osąd Nerine.

[Grantville, piwnica] Dzień 4, noc

Kage wkroczył do piwnicy z tacą i reklamówką, uprzednio zamknąwszy za sobą drzwi. Usłyszawszy zgrzyt zamka zawołał:
- Jak tam Sailor Moon?
- Kage? - zapytała niepewnie Lacie. Płynnie omijając kawałki szkła usiadł przed nią po turecku i położył na podłodze tace.
- Kryzys zażegnany, możemy wrócić do rozmowy.
- Jaki kryzys? - zapytała blondynka,
- A! Właśnie. Znalazłem kilka tomów Sailor Moon. Ledwie trzy, ale jeszcze się rozejrzę...
- Jaki kryzys? - przerwała dziewczyna, mierząc go podejrzliwym wzrokiem.
- Wiesz, dopóki mi nie powiedziałaś o swoim sekrecie myślałem że jesteś naprawdę drętwą osobą - kontynuował niewzruszony. - Kimś kto nie potrafi znaleźć najmniejszej odskoczni od codzienności. Ale na szczęście się myli...
- Jakim kryzysie?!
Westchnął ciężko i spojrzał chłodnym wzrokiem na Lacie.
- Był pożar. Sprawka dwóch świrów. Nie chciałem ci psuć ułożonego w twojej głowie obrazu, o! wielkich nas złych, na czele z demoniczną Nerine. - uśmiechnął się słabo i oparł dłonie na jej barkach. - To największa idiotka jaką w życiu spotkałem. Rzuciła się w ogień bez niczego. Wiesz jak trudno jest nieść nieprzytomną, poparzoną 14-latkę w płonącym budynku?
- Zrobiła to? - zapytała Lacie. Kage, jakby nie słysząc pytania, kontynuował w najlepsze:
- Dobrze przynajmniej, że złapaliśmy tych debili. Jeden się stawiał. - uśmiechnął się do siebie dziko. - Nie pobiega sobie przez jakiś czas. Teraz czekam na decyzje Ner.
Skrzyżował ręce, drapiąc się po poparzonych przedramionach. Przez pół dnia ukrywał ślady swojego haniebnego pomysłu z bojlerem. Wkładanie rąk w ogień nie należy do najmądrzejszych rozwiązań.
Lacie dotknęła poparzeń, więc czym prędzej skrzyżował je za plecami.
- Nie lecz tego. To skutek mojej głupoty. Zasłużyłem.
Spojrzała na niego żałośnie, na myśl o tym że ktoś odmawia jej pomocy. Skupił wzrok na jej zaszklonych oczach i drgającej wardze.
I czuję się jak ostatni drań. Tylko mi tu nie płacz. Co to za reakcja dziewczyno?
Objął ją lekko kładąc jej głowę na swoim barku. Pogłaskał ją po głowie mówiąc niezwykle łagodnym tonem:
- To nic, to nic. Zwykła kara za głupotę. - wbił chłodny wzrok w ścianę za jej plecami. - Dziś jeszcze kogoś czeka kara - dokończył lodowatym tonem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:11, 27 Maj 2012    Temat postu:

[MT] 4, wieczór

Spacerowali po molo. Dan nadal czytał na głos, a Deborah rozglądała się po plaży.
- O, to dziwne coś przypominające lunetę! – mruknęła, przerywając chłopakowi.
Podbiegła do maszyny i wrzuciła kilka centów. Popatrzyła przez lornetkę, obracając ją we wszystkie strony. Mimowolnie obróciła ją tak, by móc spojrzeć na Grantville.
Nie wiele było widać. Zresztą, biorąc pod uwagę kilometry dzielące miasteczka…
- CO TO JEST?! – krzyknęła.
Niedaleko linii horyzontu było widać czerwone błyski.
- Hm – Dan odłożył książkę i spojrzał przez urządzenie. – Nie wiele widać. Pewnie ogień.
- Ogień?!
Zrobiła kilka krótkich wdechów. Dan wrócił do czytania, ale zamiast jego słów słyszała tylko bełkot.
- „Ale nie mogę pocałować dymu, nie całując kobiety.” – zakończył, w tym samym momencie, gdy Deborah powiedziała:
- Muszę tam wracać. – popatrzyła na zdziwionego chłopaka i wzruszyła ramionami. Nie wypiła za wiele, ale alkohol mącił jej w głowie, nie mogła się skupić… - Sorry.
Odwróciła się, ale złapał ją za rękę.
- Hej, nie idź – mruknął cicho.
- Chcę to zobaczyć z bliska – uśmiechnęła się.
Dan popatrzył na nią wymownie.
- Hm.
Chwilę patrzyła mu w oczy.
- Dobra. Wrócę.
- Obiecujesz?
Znów westchnęła. Kiedyś na pewno znów tu przyjedzie, prędzej czy później. „Ciekawe co ustalili w związku z zimną wojną…
- Obiecuję. – chrząknęła. – To… pa.
- Trzymaj. – wręczył jej książkę. – Żebyś nie zapomniała o tej obietnicy.
Kiwnęła głową.
Chwilę szedł za nią, ale przyspieszyła tempo. Polubiła go, dobrze jej się z nim rozmawiało, ale nie była dziewczyną z Michaeltown. Kiedyś… cóż, przeszła na stronę Grantville w chwili, gdy rodzice odesłali ją do poprawczaka. I mimo, że teraz z niego wyszła, nadal nią pozostała. „Może i ludzie są tam niezrównoważeni, ale przynajmniej są szczerzy i prości, nie to, co te nowobogackie snoby z Michaeltown”
Zaczęła biec.

*1,5 h później*

Nie była w stanie prowadzić samochodu, szczególnie po pijaku. Nie miała czasu szukać skutera, więc ukradła jakiemuś dzieciakowi rower, który wyglądał jak Chopper.
- Nie możesz wjechać – oznajmił jej chłopak przed wjazdem do miasta. – Nie masz pozwolenia.
- JA NIE MAM POZWOLENIA?! – warknęła.
- To zarządzenie Nerine.
- Jestem najlepszą przyjaciółką Nerine, do cholery!
- Każdy tak mówi. – wzruszył ramionami chłopak.
- DEBORAH HINNER! – wydarła się. – Masz, mogę ci pokazać tatuaż, tumanie.
Podciągnęła rękaw, pokazując amatorski tatuaż zrobiony w poprawczaku, przedstawiający swastykę.
Chłopak nadal jej nie wierzył. Wkurzyła się.
Kiwnęła palcem, jednym ruchem podpalając mu włosy.
- PODNIEŚ SZLABAN!
Był zbyt zajęty bieganiem w kółko, próbując zgasić płomienie. Pstryknęła palcami. Głowa blondyna przestała się palić.
- W każdej chwili ogień może zejść na twarz – syknęła.
- JESTEŚ DZIWADŁEM! – jęknął. – Mutantem! Odmieńcem!
- Odmieńcem, który zaraz spali cię żywcem – dodała całkowicie poważnie. – Więc lepiej podnieś ten je*any szlaban!
Musiała podpalić trawę pod jego stopami, żeby ją wpuścił.
- Troll – szepnął.
- Mówiłeś coś, skarbie? – uśmiechnęła się słodko, machając na pożegnanie.
Zanim dojechała do miasta, ogień już zgasł. Powoli trzeźwiała.
- CZEŚĆ LUDZIE! – krzyknęła, wchodząc do domu, w którym zatrzymała się paczka Nerine, z papierosem w ręku. - Jak tam, wszyscy żyjecie?
- Deborah? – usłyszała z korytarza.
Uśmiechnęła się przepraszająco do Nerine.
- Powrót z melanżu?
Wzruszyła ramionami, nie przestając się uśmiechać.
- W całym mieście śmierdzi dymem i czymś a la pieczony kurczak. Wielkie grillowanie, beze mnie?! Jak mogliście!
- To zapach zwłok – oznajmił Chantal, zaglądając do pokoju. – Nie pieczonego kurczaka.
- Wszystko jedno. – wypuściła dym. – Ktoś jest w piwnicy? Albo słyszę rozmowy, albo jednak nie do końca wytrzeźwiałam.
- Kage gada z zakładniczką – odezwała się Effy.
- Zakładniczką? Dwa dni mnie nie ma, a wy już kogoś uprowadzacie?!
- Mamy uzdrowicielkę – rzuciła Neri. – A tak na marginesie to MIELIŚMY JECHAĆ CIĘ RATOWAĆ!
- Myśleliśmy, że Hempelowie cię uprowadzili – dodała Malone.
- Można tak powiedzieć – zaśmiała się Deb. – Nie krzyczcie już na mnie, lepiej opowiedzcie w skrócie, co postanowiliście z tą zimną wojną.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Nie 13:11, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 14:31, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 4, noc.

- Można tak powiedzieć – zaśmiała się Deb. – Nie krzyczcie już na mnie, lepiej opowiedzcie w skrócie, co postanowiliście z tą zimną wojną.
Nerine spojrzała na nią zmęczona. Postanowiła nie ciągnąć tematu i spojrzała na kotkę.
- Chodź, Lilou. - powiedziała podnosząc kotkę. Neri zdążyła już zmienić jej imię ponad trzy razy. - Musimy się wykąpać, bo twoja pańcia jest poparzona. Oh, jutro zjemy tuńczyka, kochana! Do tego obetniemy komuś łapki, a Uzdrowicielkę wyprowadzimy na spacerek! Tak, tak, na spacerek Lou! A dzisiaj obejrzymy O dziewczynie skaczącej przez czas! Pewnie też ma pięknego koteczka, prawda Lilou? A i jakbyś mogła to jutro naszczaj Neah'owi do kapci. Dobrze, kochaniutka? Tak? Ojejciu, jak miło! A teraz pożegnamy się z tymi niegrzecznymi dziewczynkami! Oh, ah, papcio kochane! Chodźmy Lou!
Brunetka pomachała łapką kotka i odwróciła się po czym ruszyła na górę.
- Ah, Lou, jak pięknie! Zrobimy sobie babski wieczorek i kocie manicure! Zajmiesz drugie łóżko, ślicznotko! Zasługujesz na odpoczynek po tych pięciu dniach NŚ na ulicy! - gadała do kota idąc po schodach. - O, i opowiem ci o mojej teorii znikania dorosłych! Jestem pewna, że jesteś takim geniuszem, że mnie zrozumiesz w przeciwieństwie do pewnego durnego i dumnego bruneta z IQ myszy! Oh, Lou, jak my się rozumiemy!
Dziewczyny na dole spojrzały na nią z zdziwieniem. Nieoficjalnie Nerine postradała zmysły.

[Grantville] Dzień 5, wczesny ranek.

Nerine obudziła się wyspana. Udało jej się osiągnąć LD i przy okazji spowalniała czas by dłużej spać. Jej kotka spała z nią w łóżku i właśnie rozciągała się na łóżku. Telewizor nadal był włączony, gdyż Nerine zasnęła pod koniec filmu wraz z kotką. Wcześniej z wieży stereo leciały piosenki U2. Przy Sunday, Bloody Sunday zaczęła drzeć się na cały dom wraz z wokalistą Bono. Najprawdopodobniej doprowadziła do szału wszystkich domowników wraz z Lacie siedzącą w piwnicy.
"Od dziś Sunday, Bloody Sunday zostaje oficjalnym hymnem Nowego Świata, części Grantville!"
Brunetka wstała i wyłączyła telewizor po czym ruszyła do łazienki i nalała sobie chłodnej wody. Gdy do niej weszła, od razu poczuła się lepiej. Oparzenia nie były już tak bolesne, za to z włosami było gorzej. Końcówki włosów się mocno spaliły. Po wyjściu z łazienki, sięgnęła po nożyczki i przycięła dwa centymetry spalonych włosów. Ogółem pożar odebrał trochę więcej niż pięć centymetrów jej długich, kruczoczarnych włosów. Westchnęła i przejrzała się w lustrze. Włosy wyglądały dobrze, tak samo twarz. Poparzeniu uległy dłonie, ale nie było to oparzenie zbyt silnego stopnia. Odetchnęła z ulgą.
"Za kilka dni się zagoi"
Dziewczyna ubrała bieliznę i postanowiła poszukać jakiś ubrań, gdyż wszystko co na sobie miała, poszło do prania. Gdy weszła do sypialni zauważyła, że siedzi w niej Neah, który najwidoczniej zawstydził się na jej widok. Nerine przewróciła oczyma i ruszyła w stronę szafy.
- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. - wytłumaczył się.
- Już lepiej. - odpowiedziała szybko, po czym zrozumiała o co mu chodziło.
Pytał się o zdrowie psychiczne. Bez wątpienia każdy wczoraj zauważył, ze jest z nią coś nie tak.
- Chciałem ci powiedzieć, że nie musiałaś mi grozić pistoletami. Oddałbym ci te klucze od razu.
Dziewczyna przewróciła oczyma podczas gdy chłopak odwrócił się plecami do niej by się przebrała.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi.
Chłopak pokręcił głową.
- Jesteś beznadziejny Neah. Gdyby nie to, że nie mam pistoletów, umarłbyś za samo podglądanie. Ciesz się, bo mam dziś dobry dzień. Prawda, Lou? - zwróciła się do kota.
Brunet spojrzał na dziewczynę jak na wariatkę. Gadała do kota. Zaśmiał się.
- Wynoś się, Neah. Mam już cię dosyć. - mruknęła po czym usłyszała trzask drzwi.
Kilka sekund później była ubrana w czarne rurki, desanty i czerwoną koszulkę z napisem "U2 elevate my soul".
Dziewczyna chwyciła swojego kotka i ruszyła do pokoju Neah'a. Chłopaka na szczęście tam nie było. Nerine uśmiechnęła się i zaczęła przeczesywać kieszenie w jego spodniach. Po kilku minutach znalazła klucze do piwnicy. Zeszła na dół wraz z kotką. Wszyscy jeszcze spali z wyjątkiem jej, Lilou i Neah'a. Chronokinetyczka ruszyła do piwnicy, a kotka powędrowała za nią. Widocznie polubiła swoją nową panią. Nerine usiadła przy drzwiach do pomieszczenia Lacie i popukała w drzwi.
- Hej, Lacie. Co tam powiesz? Wybacz, że znowu do ciebie przychodzę, ale to mój dom, a ty jesteś gościem. W ogóle Neah mi się buntuje, więc rozumiesz. Masz ochotę dziś coś porobić? Przyprowadzić ci kogoś do rozmowy? Jesteś głodna? Może chcesz pograć sobie w scrabble lub w chińczyka? A może masz ochotę przenieść się do pokoju na górze? Ale byś musiała obiecać, że nie uciekniesz. Jeżeli chcesz to możesz pograć z Chantalem na kinekcie. A może chcesz przejść się ze mną po mieście? Pokażę ci jak to funkcjonuje, pójdziemy do szpitala i pogadasz z Travisem. Jak chcesz to odwiedzimy przedszkole i pogadasz z Hayley. Albo możemy pójść do biblioteki! Albo pójdziemy na plac popołudniu i pogadamy z mieszkańcami o pożarach! Oh, Lacie, lubię cię. Jesteś nawet milutka. To co, idziemy gdzieś? Informuję, że mi się nie da uciec. - powiedziała z lekko mrocznym uśmieszkiem.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 15:11, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville - piwnica] Dzień 4, noc.

- Nie zabijajcie ich. - poprosiła drżącym głosem, choć wiedziała, że jej prośby na nic się nie zdadzą. Czując na swoich włosach delikatne ruchy Kage, jakoś odechciało jej się uciekać. Tym bardziej, że teraz już zupełnie nie miała szans.
Kage chciał chyba powiedzieć coś na temat jej prośby, jednak rozmyślił się, gdy uniosła głowę i zobaczył jej minę.
Przysunęła się bliżej i złapała go za rękę.
- Będzie cię bolało, jeśli nic nie zrobię.
- Co z tego?
- No weź. - Lacie mocowała się z nim przez chwilę. Przesunęła dłonią po jego przedramieniu i poparzenie zniknęło.
Nerine wskakująca w ogień by ratować dziecko? Zdumiewające.
- Nie chcę by cię bolało. - powiedziała Lacie cicho, zajmując się jego drugą ręką. - Traktujesz mnie najlepiej.
Westchnęła cicho i wtuliła się w niego, zasypiając.

[Grantville - Piwnica] Dzień 5, wczesny ranek.

Gdy obudziła się w piwnicy, Kage już nie było. Był za to kotek, o którego istnieniu zapomniała, a którego podrzuciła tu Nerine.
Ugh, kot od Nerine. Chyba zostało jeszcze na tyle wina, by go utopić...
Po chwili zrobiło jej się przykro z powodu własnych myśli. Spojrzała w oczy kotka zwiniętego na jej kolanach i uśmiechnęła się. Po dwóch minutach stwierdziła, że nazwie małą Alice.
- Wiesz, że moje imię składa się z tych samych liter, tylko poprzekładanych? - wyjaśniła zaspanemu kotkowi, biorąc go na ręce. - Miało być normalne Lacey, ale wyszło Lacie. Tak jakoś.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się, usłyszawszy głos Nerine.
- Hej, Lacie. Co tam powiesz? Wybacz, że znowu do ciebie przychodzę, ale to mój dom, a ty jesteś gościem. W ogóle Neah mi się buntuje, więc rozumiesz. Masz ochotę dziś coś porobić? Przyprowadzić ci kogoś do rozmowy? Jesteś głodna? Może chcesz pograć sobie w scrabble lub w chińczyka? A może masz ochotę przenieść się do pokoju na górze? Ale byś musiała obiecać, że nie uciekniesz. Jeżeli chcesz to możesz pograć z Chantalem na kinekcie. A może chcesz przejść się ze mną po mieście? Pokażę ci jak to funkcjonuje, pójdziemy do szpitala i pogadasz z Travisem. Jak chcesz to odwiedzimy przedszkole i pogadasz z Hayley. Albo możemy pójść do biblioteki! Albo pójdziemy na plac popołudniu i pogadamy z mieszkańcami o pożarach! Oh, Lacie, lubię cię. Jesteś nawet milutka. To co, idziemy gdzieś? Informuję, że mi się nie da uciec.
Lacie wstała i podeszła do drzwi.
- Po pierwsze, gościem nie jestem. Tylko więźniem. - odparła głośno. - A skoro zadałaś mi tyle pytań, to tak, potrzebuję czegoś. Mojego łóżka, mojego notesu, moich przyjaciół, mojej kuzynki, mojej siostry, DVD i...
- Nie do spełnienia. - poinformowała ją Nerine rozbawionym tonem.
- Skoro tak, to na razie poproszę o zmianę celi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:29, 27 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 4, noc.
Dan siedział samotnie na molo, później na plaży. Trochę chodził. Myślał o dzisiejszym wieczorze. Siedzieli, czytał książkę, pierwszy rozdział kilka razy, Deb rozpaliła ognisko, Dan zarzucił na plecy jej drugą jego bluzę.
Mogli milczeć i dogadywać się jednocześnie.
Teraz wpatrywał się na swój wpis w pamiętniku.
Ale nie mogę pocałować dymu, nie całując kobiety.
Z boku narysowane usta Deb, z których wydobywał się dym.
„Teraz na pewno śpi.”
W końcu wstał. Założył słuchawki, które już kilka razy miał na uszach tej nocy. Ruszył w stronę domu. Zahaczył o sklep. Zabrał paczkę papierosów i zapalniczkę.
Odpalił pierwszego.
Zaciągnął się.
Szedł.
Odpalił następnego.
Szedł

Po kilku godzinach spaceru bez celu wrócił do domu. Nie interesowało go to czy Jenny śpi. Czy Des wróciła. Poszedł do swojej sypialni. Zasnął.

[MT] Dzień 5, ranek - Lisa.

Dziewczynka wstała wcześniej. Wyszła na ulicę po jakieś jedzenie. Miała je w domu, ale wolała brać od miasta. To co zobaczyło trochę ją przeraziło. Grupki chichoczące na ulicach. Wszyscy mieli kartkę z notatką prasową Lisy. Jednak szła bez żadnych emocji. Była zwykła.
„Te dziewczyny są lepsze niż Internet.”
- Nie wiem kto to pisze, ale ta osoba jest niesamowita!
- Szkoda, że nie ma zdjęć.
Wszystkie te wypowiedzi padały od przechodni, którzy rozmawiali między sobą. Lisa była osłupiona.
„No cóż, są parą, która jest na językach całego miasta.
Szczęścia na nowej drodze życia.”

Do domu wróciła z kilkoma bułkami, serem oraz owocami. Freja już nie spała.
– Dzień dobry.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 16:36, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville - piwnica] Dzień 5, wczesny ranek.

Nerine westchnęła głośno.
- Wybacz, ale nie mogę. Wiesz ile osób mieszka u mnie na chacie?
Lacie na chwilę ucichła.
- Ja, Deb, Effy, Hayley, Neah, Chantal, Travis, Lily, Anthony, ty i jakiś pies. Do tego nasze kotki i Kage, który pojawia się często wieczorem, ale raczej nie śpi u nas.
Brunetka rozciągnęła się i ziewnęła.
- Spełnię pierwszą prośbę. Mówiłam ci o przenoszeniu przedmiotów na małe odległości?
- Chyba tak.
- To powtórz co dokładnie chcesz z przedmiotów.
- Książki, notes, telewizor, DVD, wygodne łóżko i to chyba tyle.
Nerine zamyśliła się i wstała.
- Da się zrobić. Mam tylko jedną prośbę. Skul się w rogu pokoju i nie ruszaj. Pamiętaj o kotce. Nie chcę by spało na was łóżko. Jakby co to idę coś zjeść. Muszę zregenerować siły i tak dalej. Za jakąś godzinę powinno wszystko być.
- Dobra. - odpowiedziała Lacie. - Nerine, mój notes jest u Warpa.
- U kogo?
- Mój kolega. Ma blond kołtunki na włosach, zielone spodnie i trampki. Żuje dużo gum. Na pewno go poznasz.
Nerine wyszła z piwnicy zamykając za sobą drzwi i ruszyła do kuchni. Po zjedzeniu sutego śniadanie, podniosła Lilou i przytuliła się od niej.
- Pańcia idzie do miasta, ale wróci. Pa Lou.
Nerine wciągnęła powietrze do płuc, nadal trzymając kotkę w ręce. wtedy zatrzymała czas. O dziwo kotka odwróciła główkę i spojrzała na Neri.
- CO?! - wydarła się i pobiegła do kranu po czym włączyła wodę. - Nie leci! Jak to zrobiłaś?!
Nerine wciągnęła powietrze.
- Kij z tym. Jedziemy do Michaeltown

*20 minut później / 0 sekund w realu*
Nerine dojechała z swoją kotką do Michaeltown. Przyjechała do miasta ciężarówką zabraną spod hurtowni. Prowadzenie szło jej coraz lepiej, chociaż jeździła slalomem. Na szczęście czas stał i mogła sobie tak jeździć nawet wieczność.
- Dobra, to trzeba znaleźć mieszkanie Vane i Warpa.
Nerine zaczęła biegać po ulicach po czym znalazła dom rodziny Vane. Szybko wbiegła na górę po czym dorwała się do pokoju Lacie. Szybko zgarnęła do torby większość książek, a w tym Grę o Tron. Chwilę potem była na dole i szła wraz z kotką do mieszkania obok. Było to mieszkanie Thompson'ów. Chronokinetyczna postanowiła sprawdzić czy nie ma tam owego Warpa. Jak się okazało, na szczęście był tam. Otworzyła jego torbę i zabrała notes. Była pewna, że to przedmiot Lacie, więc wyszła z domu.
- I co koteczko? Idziemy do sklepu?
Ruszyły do sklepów. Nerine zabrała z niego dwie listwy przeciwprzepięciowe, xbox 360, kinect oraz lodówkę. Z lodówką miała problem, lecz podjechała do sklepu ciężarówką i chwilę potem w ciężarówce były książki, notatnik, listwy i lodówka. Po jakimś czasie doszły słodycze, owoce i warzywa ze sklepu, które przyniosła Neri. Wtedy wsiadła do samochodu wraz z Lilou i włączyła czas.
- Cóż, nie będę się przemęczać co nie?

*30 minut później*
Nerine wróciła do Grantville. Gdy zaparkowała ciężarówkę pod swoim domem, zastopowała czas. Chwilę potem zeszła do piwnicy i otworzyła drzwi na oścież. Najpierw wzięła dwie listwy i ruszyła na dół. Znalazła owe dwa kontakty i włożyła listwę. Chwilę potem sprzątała resztki szkła. Więcej szkła zebrało się na jej nogach niż w szufelce. Brunetka wyrzuciła śmieci po czym ruszyła na dół. Jedna półka była całkowicie pozbawiona win. Nerine wyciągnęła ją z piwnicy i postawiła w salonie. Potem tylko zbiegała na dół by przenieść na półkę w salonie wina, które przeżyły. Pobiegła do swojego pokoju i zabrała biały, puchaty dywan, który zajmował prawie cały pokój. Nie lubiła go, więc postanowiła podarować go Lacie. Zeszła do piwnicy i rozłożyła go w całym pomieszczeniu. Wtedy zauważyła, że Lacie siedzi skulona w rogu pokoju. Uśmiechnęła się. Nerine jeszcze przez 20 minut znosiła rzeczy. Na pustych półkach postawiła książki i - jak się okazało - za zabraną półką były tajemne drzwi do łazienki. Dziewczyna zniosła jeszcze łóżko, stolik do kawy i poduszki obok stolika. Do tego podłączyła lodówkę z jedzeniem do prądu. W prezencie zostawiła swoją wieżę stereo, telewizor HD, DVD i oczywiście Kinecta z xbox'em 360, który ukradła. W rogu leżał chińczyk i scrabble, chociaż wiedziała, że nie będą w to grały.
Nerine cofnęła się za drzwi i włączyła czas.
- Tadam!
Lacie wyglądała na zaszokowaną.
- Neaah! - wydarła się.
Chłopak szybko zszedł do piwnicy.
- Co?
- Masz klucze. Zamknij mnie tam z nią i za jakąś godzinę wypuść.
Neah też wydawał się zaskoczony wyglądem 'celi' jak i tym, że Neri miała klucze.
- Dobra. - mruknął po czym Neri z Lilou weszły do celi, a zamek od drzwi zazgrzytał po zamknięciu.
- Ty... ty jesteś.. - mruknęła Lacie.
- Mupem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 16:43, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Nie 16:44, 27 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Dom Sophie] Dzień 5 (5 lipca) wczesny ranek

Sophie powoli otworzyła oczy. Kiedy podniosła głowę, zauważyła wokół siebie śpiącego Warpa, Emily i Rose. Po cichu wstała i powędrowała na górę do swojego pokoju. Wzięła ciuchy z szafy i powędrowała do łazienki. Kiedy się umyła, przebrała się w dżinsowe spodenki, białą bokserkę i czerwone trampki. Zeszła na dół i skierowała się w stronę kuchni. Z lodówki wyjęła 8 jajek i zaczęła przygotowywać jajecznicę dla wszystkich.
- A ty już nie śpisz? - usłyszała za sobą cichy głos Warpa.
- Ktoś musi przygotować śniadanie.
Chłopak wstał i usiadł przy stole. Sophie nałożyła mu i sobie dużą porcję jajecznicy.
- Po śniadaniu idę nad zatokę. Muszę sobie wszystko przemyśleć.
Warp spojrzał na Sophie i wziął do ust kolejny kęs jajecznicy. Kiedy dziewczyna skończyła jeść, wstała i podeszła do Warpa.
- Warp... - zaszlochała. - Coś złego stało się z Lacie.
Chłopak przerwał posiłek i przytulił Sophie. W jego ramionach dziewczyna czuła się naprawdę bezpiecznie.
- Już nie wiem, co mam zrobić.
Warp odsunął od siebie Sophie i położył swoje ręce na jej ramionach.
- Dajmy jej trochę czasu. Jeśli do jutra się nie pojawi, pojedziemy tam.
Sophie otarła łzy i uśmiechnęła do chłopaka.
- Dzięki, Warp. Dzięki za to, że jesteś.
- Tylko mi się znowu nie rozklejaj. - zaśmiał się.
- Już nie mam zamiaru. - ruszyła w stronę korytarza. - Będę za jakieś 2 godziny. - pomachała Warp'owi i wyszła z domu.
Odrazu skręciła na tył domu i ruszyła w stronę zatoki. Kiedy znalazła się na plaży, zdjęła buty i usiadła na piasku. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce tańczyło wesoło. Usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i zobaczyła chłopaka z krótkimi, czarnymi włosami. Podszedł do Sophie i usiadł koło niej.
- Znamy się?
- Sądzę, że nie. Ale możemy się poznać. - chłopak uśmiechnął się szeroko. - Jestem Brandon. Brandon Westley. - wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.
- Sophie Thompson. Miło mi.
Chwilę siedzieli w milczeniu.
- Skąd jesteś? - Sophie przerwała ciszę.
- Z Australii. Przyjechałem tutaj odwiedzić ciocię, ale nagle zniknęła. Razem z moją matką, ojcem i bratem.
- Nie jesteś sam. - zaśmiała się wesoło. - Siedziałeś w domu przez te 4 dni?
- Kiedy zobaczyłem przez okno dzieciaka z nożem, wolałem nie pokazywać się nikomu na oczy. - uśmiechnął się. - Ale teraz jestem i chcę cię lepiej poznać. - puścił oko do Sophie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 17:16, 27 Maj 2012    Temat postu:

[GV - Piwnica] Dzień 5, poranek.

Lacie przyjrzała się z podziwem piwnicy, która wyglądała teraz jak zwykły pokój. A raczej mała kawalerka. Dywan, lodówka, telewizor, DVD, stereo, gry planszowe i parę jej rzeczy... Znalazły się także drzwi do łazienki, których nikt wcześniej nie zauważył.
- Dlaczego to dla mnie zrobiłaś? - zapytała beznamiętnie, wskazując wszystkie przedmioty.
- Było ci niewygodnie. - odparła Nerine. - Poza tym sama chciałaś, co nie?
- Tak... - Lacie dotknęła dłonią łóżka i uśmiechnęła się. - To znaczy, że chcesz mnie zatrzymać na dłużej. Nie szkodzi.
- Nie szkodzi?
Lacie wzruszyła ramionami.
- I tak za to zapłacisz, gdy tylko stąd wyjdę. A na razie... - spojrzała na jej dłonie i skrzywiła się. - Dawaj. - mruknęła, wyciągając w jej kierunku ręce.
- Nie!
- Kolejna masochistka. - wymamrotała Lacie, ściskając jej poparzone dłonie.
Nerine rozluźniła się pod wpływem jej dotyku.
- Przyjemne, nie? - zarechotała Lacie złośliwie i puściła ją. Przyjrzała się markotnie swojej wyraźnie brudnej spódnicy. - Ten... Mogłabyś mi pożyczyć jakieś ciuchy? - zapytała nieśmiało.
Nerine rzuciła jej dość luźną koszulkę i jasne szorty.
- Grzebałaś w mojej szafie. - stwierdziła ponuro, zrzucając z siebie ubrania. - I wybrałaś akurat tą koszulkę?
Nerine przyjrzała się napisowi na bluzce i wybuchnęła śmiechem.
- "Brawo, Lacie" ?
Lacie prychnęła.
- Dostałam ją od Nei, gdy wygrałam w konkursie... Którymśtam. Poza tym mamy poważniejsze tematy do rozmowy, niż mój geniusz, co nie? - spojrzała na nią z kpiącym uśmiechem. - Twoja dziwaczna moc. Potrafisz władać czasem, prawda?
Nerine wytrzeszczyła oczy.
- Nie jestem głupia. - powiedziała Lacie wesoło, wskakując na łóżko.

[MT - Dom Sophie] Dzień 5, wczesny ranek. - Rose.

Rose zajrzała do kuchni ze złośliwym uśmieszkiem.
- Uuuu.
Warp spiorunował ją wzrokiem.
- Co?
- Ty i Sophie, ten... Milusio. - uśmiechnęła się Rose, wchodząc do środka. - Słuchaj, to robi się niepokojące. Mojej siostry nie ma, Sophie z tego powodu płacze, ty ją pocieszasz...
- Nie chcę by się martwiła. - Warp spojrzał na nią ze smutkiem.
- Tak, tak. - Rose machnęła ręką. - Ale nie rozumiesz co to wszystko oznacza?
- Co?
- Apokalipsa. - wyjaśniła ponuro ośmiolatka.
- Boże, brzmisz jak Lacie. - wzdrygnął się Warp.
- Co do panny Uzdrowicielki. - Rose wzięła go za rękaw i poprowadziła na zewnątrz. Stali przez chwilę, dopóki nie pojawiły się dwie podekscytowane dziewczyny.
Jedna wskazała na dom Vane'ów.
- Tak, to dom Lacie Vane! A wczoraj byłam w zoo zobaczyć Ethana! - pisnęła ta druga.
Rose zrobiła facepalma.
- No właśnie. Dzisiaj rano pojawił się ten głupi artykuł o Ethanie i Lacie.
Warp wytrzeszczył oczy.
- Coooo? To oni...
Rose wróciła z nim do domu. Usiadła na kanapie w salonie i spojrzała poważnie na Warpa.
- Oczywiście, że nie. - warknęła. - Już prędzej ty i Sophie macie się ku sobie, niż Uzdrowicielka i, ekhem, zoolog?
- Oh. Fakt. - Warp odgarnął z czoła blond kosmyki. - To, ten... Nie przejmujmy się tym.
- Mało osób cieszy się z nieobecności Lacie. - kontynuowała Rose. - Bo i tak Nea trzyma porządek. Lacie jest irytująca, ale to Uzdrowicielka i... - wzięła głęboki wdech. - Nie mam gdzie wrócić.
Uderzyła się w policzek, powstrzymując łzy.
- Luz! Zostań tutaj, Rosemary. Ja także nigdzie się nie wybieram. - Warp uśmiechnął się do dziewczynki uspokajająco.
- Dzięki. - wymamrotała speszona Rose. - A teraz idź pozmywać naczynia. NOW.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 18:08, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville - Piwnica] Dzień 5, poranek.

- Potrafisz władać czasem, prawda? Nie jestem głupia.
Nerine skrzywiła się.
- Aż tak to widać? Serio nie nabierzesz się na gadkę o teleportacji obiektów?
Lacie wyszczerzyła się.
- Eff, już wolę gadać, że to teleportacja. Szczerze to ta moc jest badziewna. Zatrzymaj, przyśpiesz i spowolnij czas. Jupi. Niestety nie mogę rozpłaszczać ludzi na ścianę, podpalać miasta lub walić piorunami.
- Ja przecież mogę tylko uzdrawiać.
- Wiem. Jednak lepiej ukryć moją moc. Wiesz, sądzę, że to było by porównywalne z ciężarem uzdrawiania. "Nerine, cofnij czas i uratuj moją siostrę!", "Nerine, cofnij się w czasie i uratuj mój dom przed spaleniem", "Nerine, skocz w przyszłość i zobacz czy moja mama wróci!". To jest badziewna. Nawet tego nie mogę.
Brunetka spojrzała na swoją kotkę, która właśnie ocierała się o Lacie.
- Najgorsze jest to, że ta moc mnie postarza.
- Co?
- Wyobraź sobie, że zatrzymujesz czas. Sprawa jest taka, że wszystko stoi oprócz ciebie. Jesteś ranna - dalej krwawisz. Jeżeli spadasz z mostu, czas stoi, ale ty nadal lecisz. Jeżeli bym zatrzymała czas na takie pięć lat weźmy to ja się zestarzeję gdy inni będą stać w miejscu. I tu jest haczyk. W jednej sekundzie mogę stać się pięćdziesięciolatką. Na szczęście mogę przyśpieszać. Wtedy inni się starzeją, a ja starzeję się w swoim tempie. Liczę sekundę, starzeję się o sekundę, podczas gdy u innych minęło dziesięć sekund i są o dziesięć sekund starsi. W skrócie - muszę używać tyle samo przyśpieszania co spowalniania i stopowania. Rzecz w tym, ze od początku NŚ użyłam przyśpieszania jeden raz, podczas gdy resztę użyłam około dwadzieścia razy. Aktualnie jestem starsza fizycznie od Echo.
Lacie spojrzała na nią i wyglądało, że analizuje to co powiedziała.
- W sumie to z skakaniem w czasie nie do końca jest prawdą. Mogę maksymalnie przyśpieszyć czas i ocknąć się na przykład za rok, ale co mi z tego? Skoczą o rok do przodu stojąc w jednym miejscu jak kamień. No i nie mogę wrócić do przeszłości czyli beznadzieja.
"Po co ja jej to mówię?"
- Dobra, koniec żalenia się. Zagramy w coś? Mam Kinectimals, Harry'ego Pottera ostatnią część i Dance Central. Jeżeli chodzi o filmy to mam O dziewczynie skaczącej przez czas i jakieś anime. Od mojego wyjazdu do poprawczaka Echo czasem przychodziła do dziadka i oglądała anime. Co do słuchania to mam płytę U2, 3 doors down, The doors, The beatles, Pink Floyd i System Of A Down. Co wybieramy?

[Michaeltown] Dzień 5, ranek. - Glen

Chłopak półżywy szedł przez ulice miasta. Każdy odmawiał pomocy w przedszkolu. Denerwowało to go. Ruszył pomału w stronę domu redaktorki "Michaeltown po apokalipsie".
"Może będzie na tyle dobra i wstawi do gazety ogłoszenie o poszukiwaniu pomocy do przedszkola?"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 18:46, 27 Maj 2012    Temat postu:

[GV - Piwnica] Dzień 5, poranek.

- Beatlesi, Floydzi... - rozmarzyła się na chwilę Lacie. - Kinectimals jest dla dzieci. Tańczenia jakiegokolwiek nie lubię, a Harry'ego przeszłam już dawno.
Nerine wzruszyła ramionami, podając jej płytę Beatlesów. Po chwili rozległo się "Hey Jude". Lacie uśmiechnęła się i spojrzała na Nerine.
- Dlaczego uratowałaś to dziecko? - zapytała Lacie z ciekawością.
- Nie wiem.
Lacie zmrużyła oczy, opierając się o ścianę. Siedziała na łóżku, ściskając w dłoniach poduszkę.
- Jasne.
- Zmieńmy temat, proszę. Musimy rozmawiać o pożarach?
- Nie. - Lacie zastanowiła się przez chwilę. - Wiesz, że interesuję się psychologią i psychiatrią?
- Fascynujące.
Lacie uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz chłopaka, Nerine?
- Nie. - ucięła brunetka.
- Ale kochasz kogoś, przyznaj. Pewnie sama o tym nie wiesz... A co gdyby twoja miłość zapukała nagle do, hm... Np. tych drzwi?
- Co ty pieprzysz? - Nerine wytrzeszczyła na nią oczy, a Lacie uśmiechnęła się, spoglądając w sufit.
- 3, 2, 1...
- Nerine! Godzina minęła! - wrzasnął Neah, waląc w drzwi piwnicy.
- Gdybyś widziała swoją minę... - Lacie przyjrzała się z fascynacją twarzy Nerine. - Ten biedny chłopak cię kocha, co nie? - zapytała cicho.
Nerine otworzyła usta, jednak po chwili zamknęła je, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Idź do niego. - Lacie przechyliła głowę, spoglądając w bok ze smutkiem. - W porządku, zostaw mnie samą.
- Ale...
- Nerine! - wrzasnął Neah. - Otwierać, czy nie?
- IDŹ. - rozkazała Lacie, uśmiechając się. - Oh, a za... Dwie godziny przyślij mi tu Neaha, gdybyś mogła.

[MT - Dom Sophie] Dzień 5, poranek. - Rose.

- Siedźże. - rozkazała Rose, podcinając ostatni kosmyk włosów Warpa. - Widzisz, nadal są długie! Ale już nie wyglądasz jak menel.
Warp spoglądał smętnie na walające się po kafelkach w łazience Sophie kosmyki włosów.
- Zabiłaś moje włosy... - powiedział łamiącym głosem i spojrzał oskarżycielsko na Rose Vane. - Zabiłaś je!
- Nie. - odparła spokojnie dziewczynka. - Sprawiłam, że nie wyglądasz jak menel! Prawda, Emily?
Emily skinęła głową.
- I teraz widać mu oczy.
- Właśnie! Pokaż swoje oczka, Warp.
Warp uniósł głowę. Okazało się, że pod skołtunionymi włosami ukrywa pełne inteligencji oczy o niezwykłym, zielono-niebieskim odcieniu.
Rose pogłaskała go po głowie.
- Dobry Warp. A teraz to posprzątaj.
- A dlaczego ty nie możesz?
Rose złapała rok młodszą Emily za rękę i skierowała się do wyjścia.
- Jestem siostrą Uzdrowicielki, zapomniałeś? - parsknęła. - Chodźmy pooglądać bajki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Nie 18:48, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin