Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IV
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:59, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 5, poranek - Tony

- Śpisz? - ktoś dźgał go w brzuch.
- Daj mi spokój. - odruchowo wyciągnął rękę i zamachnął się w coś uderzając.
- Auu! - usłyszał dziewczęcy pisk.
Otworzył oczy i zobaczył nad sobą twarz wściekłej Effy.
- Uważaj trochę! I złaź z kanapy, bo Chantal chce grać na kinekcie.
Tony jęknął ukrywając twarz w dłoniach. Wczoraj wieczorem Nerine wreszcie odzyskała przytomność i razem z Travisem musieli się wynieść z jej sypialni. Podniósł się do pozycji siedzącej i obserwował jak Chantal wskakuje na kanapę obok niego.
- Chcesz zagrać? - wyszczerzył się.
Pokręcił głową i poszedł do kuchni. Effy jak cień ruszyła za nim. Wyjęła z lodówki jakąś sałatkę i nałożyła sobie na talerz. Tony zrobił sobie kanapkę.
- Gdzie reszta?
Dziewczyna wzruszyła ramionami i wyciągnęła z lodówki puszkę piwa.
- Nie powinnaś pić.
Effy zignorowała go i pociągnęła długi łyk.
- W ten sposób łatwiej zapomnieć o ponurej rzeczywistości.
Dziewczyna miała smętny wzrok. Usiadła przy stole ciężko wzdychając.
- Pięć dni. Tyle wystarczyło, żebym powróciła do dawnych nałogów i odkryła rzeczy, które wydają się być niemożliwe. Pięć dni bez dorosłych w Nowym Świecie. Ciesz się, że nie wiesz o wszystkim co się tu dzieje.
Podniósł na nią wzrok. Wydawała się być zmęczona życiem. Wpatrywała się w nieokreślony punkt popijając piwo.
Tony skończył kanapkę i w milczeniu wyszedł z kuchni. Effy nawet nie drgnęła, zupełnie jakby go nie zauważała. Chłopak wyjął paczkę papierosów i wyszedł z domu. Usiadł na ławce przed domem i wydmuchując dym pogrążył się w rozmyślaniach. Pół godziny później drzwi znów się otworzyły i zauważył wychodzącą Malone. Wyglądała znacznie inaczej. Wesoło pogwizdując trzasnęła drzwiami i chowając broń ruszyła w dół ulicy. Zauważyła go i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Co powiesz na wycieczkę, Collins?
- Niby gdzie? - rozejrzał się wokół.
- Pojedziemy do Michaeltown. - wyszczerzyła się. - Chodź!
Effy złapała go za rękę i pobiegła śmiejąc się radośnie. Tony przypomniał sobie jak jeszcze przed chwilą była bliska załamania.
Dziesięć minut później byli już przy szlabanie.
- Hej chłopaki. - Effy uśmiechnęła się i pomachała dwójce strażników. - Jedziemy do Michaeltown. Wrócimy jutro.
Strażnik skinął głową i podniósł szlaban. Malone uśmiechnęła się promiennie i ciągnąć Tony'ego za rękę podbiegła do samochodu, który chłopak tu zostawił. Effy usiadła na miejscu pasażera i otworzyła szybę na oścież. Blondyn odpalił silnik.
- Łiii! - pisnęła dziewczyna. - Oo, co tutaj mamy? - sięgnęła do schowka i wyjęła z niego butelkę wina. - Kierowca nie może pić. Ale pasażer to co innego. - wyszczerzyła się i otworzyła butelkę.
Tony patrzył jak wlewa w siebie czerwony napój.
- Już jesteś pijana. Kolejna dawka alkoholu raczej ci zaszkodzi.
Zignorowała go i roześmiała się.
"Żadne stworzenie na ziemi nie powinno być tak szczęśliwe"
Effy krzyknęła oburzona i zaczęła czegoś szukać w torebce. Po chwili wyjęła białe pudełeczko i wyjęła z niego tabletkę.
- Co to jest? - wyrwał jej tabletki i zatrzymał samochód.
- Zostaw to! - wrzasnęła. Tony obejrzał opakowanie i wysiadł z samochodu. Wysypał zawartość pudełka i wdeptał w ziemię.
Effy siedziała obrażona w samochodzie.
- Już nigdy więcej cię ze sobą nie zabieram! - krzyknęła.
Tony wyrzucił pudełko i wrócił do samochodu.
- Idiotka. - mruknął odpalając silnik. - Przez ciebie będę musiał się tobą zajmować cały dzień. Skąd ty to właściwie wytrzasnęłaś?
- To tabletki mojej mamy. - przymknęła oczy i położyła mu głowę na ramieniu. - Już rozumiem, czemu je brała. Nawet nie wiesz jak mi jest niesamowicie dobrze.
Tony westchnął patrząc ze smutkiem na dziewczynę.
"Martwię się o ciebie Malone. Zaczynasz wariować. Jak wszyscy zresztą."

[Michaeltown] Dzień 5, poranek - Tony

- Witajcie mieszkańcy Michaeltown! Przybywamy w pokoju! - krzyknęła Effy.
Na ulicy nikogo nie było jednak jej to najwyraźniej nie obchodziło.
- Albo i nie... - dodała cicho i wystrzeliła w niebo śmiejąc się mrocznie.
- Uspokój się! I oddaj mi broń! - wyrwał jej pistolet i zmroził wzrokiem.
- Aleś ty sztywny. Jakbyś połknął clowna.
- To gdzie się wybieramy? - zignorował jej złośliwą uwagę.
- Może... - dziewczyna zaczęła szperać w kieszeniach i wyciągnęła jakąś pomiętą kartkę. - Idziemy do Dana! - pisnęła.
- Nie wiem gdzie to jest.
- Nic nie szkodzi! Ja też nie wiem. - wyszczerzyła się.
Tony zrobił facepalma. Effy pobiegła w dół ulicy krzycząc coś na całe gardło. Chłopak pobiegł za nią i złapał ją za ramię.
- Jak się nazywa ten cały Dan?
-Jakoś tak dziwnie. Chyba Stempel. Albo Hempel?
Tony uśmiechnął się. Teraz już wiedział kogo mają szukać.
- On nie ma przypadkiem siostry? Jenny? Takiej blondynki, która ciągle lata za modą?
Effy wzruszyła ramionami. Tony pociągnął ją za sobą i dziesięć minut później byli na miejscu.
- Fajna chata. - powiedziała dziewczyna z uznaniem. - Ale i tak mój domek jest ładniejszy.
Tony mruknął coś niewyraźnie. Brunetka rzuciła się w stronę drzwi i zadzwoniła dzwonkiem. Blondyn dołączył do niej i stanął tuż obok. Otworzył im ciemnowłosy chłopak.
- Danielek! - dźgnęła go w brzuch.
Chłopak nie zareagował, więc zaczęła dźgać go coraz mocniej. Najwyraźniej spodobała jej się ta zabawa. Tony zabrał jej rękę z dala od chłopaka i uśmiechnął się do niego przepraszająco.
- Łaał, ale od ciebie jedzie papierosami. Oj niegrzeczny, wiesz przecież, że nieładnie tak palić. - powiedziała Effy.
Malone minęła go i Tony wbiegł za nią do mieszkania. W salonie zauważył Jenny. Nigdy za nią nie przepadał. Mruknął jakieś powitanie.
- Ohh, jesteś Effy? - blondynka uśmiechnęła się. - Dan o tobie dużo opowiadał!
- Serio? - ciemnowłosa zmierzyła ją wzrokiem. - Ja go ledwo znam.
Jenny zdziwiła się i już nie odezwała. Tymczasem Effy zauważyła Des.
- Des! - pisnęła i rzuciła się na dziewczynę. - Gdzie byłaś? Jak mogłaś mnie zostawić?


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rudzik dnia Nie 19:12, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 19:42, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville - Piwnica] Dzień 5, poranek.

- IDŹ. - rozkazała Lacie, uśmiechając się. - Oh, a za... Dwie godziny przyślij mi tu Neaha, gdybyś mogła.
Nerine spojrzała na nią zdziwiona.
- Nie zepsujesz mi planów, Lacie - wyszczerzyła się - Otwórz!
Chwilę potem zamek puścił i drzwi otworzyły się. Nerine wymaszerowała z dumą po czym odwróciła się w spojrzała w stronę piwnicy.
- Na co czekasz? Wychodzimy.
Lacie wytrzeszczyła oczy po czym pomału doszła do brunetki.
- Idziemy na spacerek, Lacie. I tak mi nie zwiejesz. Dzisiaj czekają kolejne bachory do osądu.
Jasnowłosa zasłoniła usta dłonią.
- Nie zabijaj ich...
- Spokojnie Lacie. Przecież ci mówiłam, że nie zamierzam zabijać.
Ich kotki pomaszerowały za nimi z głowami u góry jakby naśladowały swoje panie.
Nerine przeszła obok Neah'a obojętnie i weszła do jadalni.
- Chantal, idź po te bachory i to natychmiast. - zdecydowała. - Neah, zbierz ludzi. Czekaj, gdzie Effy?
- Pojechała sobie do Michaeltown. - odpowiedział Neah gdy Chantal wychodził.
- Świetnie! Czy wszyscy znikają gdy są potrzebni? Najpierw pyrokinetyczna potrafiąca poskromić ogień, a teraz telepatka, która może powiedzieć czy te dzieciaki przejawiają skruchę czy nie! Świetnie, po prostu świetnie.
Nerine opadła na kanapę po czym zauważyła Lacie kulącą się w pokoju. Obok niej był Bandi.
- Bandi, zostaw Lacie, bo oberwiesz! - wydarła się po czym pies odszedł.
Zielonooka podeszła do Uzdrowicielki i podała jej dłoń.
- Wszystko, ok? Boisz się psów prawda?
Dziewczyna skinęła głową.
- Już dobrze, chodź ze mną na plac.

*10 minut później, plac*
Nerine i Lacie usiadły na dachu BMW, który stał na środku placu. Obydwie czekały aż Chantal z Kage'm przyprowadzą więźniów z celi. Tłum już znajdował się obok nich. Zauważyła wśród twarzy Michaela - głupka z poprawczaka, który zbliżał się do nich.
- Ej, Neri, kim jest twoja śliczna koleżanka? Wszyscy chcemy wiedzieć!
- Uspokójcie się, głupi napaleńcy. To moja przyjaciółka i zabraniam wam ją napastować. - warknęła.
Niezadowolony chłopak mruknął coś pod nosem i wrócił do tłumu. Właśnie wtedy przyszedł Kage i reszta. Neri westchnęła i zeskoczyła z samochodu.
- Miejmy to za sobą - powiedziała podchodząc do złoczyńców.
Poznała wśród nich Jamie'go. Serce podskoczyło jej do gardła. Lubiła go.
"Dlaczego, Jamie?"
Spojrzała w jego oczy i schyliła wzrok.
"Nie możesz Nerine. To więzień. Przestępca. To on ją zabił. To on, to on."
Do oczu cisnęły jej się łzy. Wiedziała, że zaraz wybuchnie. Zatrzymała czas po czym opadła na kolana. Łzy kapały po jej twarzy. Musiała dać upust emocjom. Po dwóch minutach uspokoiła się, otarła łzy, wstała i włączyła czas.
- Jamie Zodnicku i Jaydenie Masonie, czy zdajecie sobie sprawę z tego co zrobiliście? Czy wiecie, że podpaliliście domy i zabiliście dziewczynkę? Zabiliście jedne istnienie, a wiele innych jest rannych i poparzonych. Czy zdajecie sobie sprawę ze swojego czynu?
Jaime przytaknął schylając wzrok lecz Jay nadal szczerzył się złośliwie.
"Już ja ci dam ten piep**ony uśmiech"
Zwolniła czas tak bardzo, że prawie zastopowała, po czym chlasnęła Jaydenowi z liścia, wróciła na miejsce i czas wrócił na swoje miejsce. Chłopak syknął, a jego policzek zrobił się czerwony. Brunetka uśmiechnęła się dumnie.
- W takim razie, skoro się przyznałeś umorzę tobie karę. Jamie, skazuję cię na dziesięć dni pracy społecznej i przebywanie w zamkniętej celi po ukończeniu roboty. Będziesz dostawać warzywa, albo raczej to, co zostaje po rozdzieleniu ich w południe.
Nagle przerwał jej Jay.
- Lacie? Gdzie Lacie? - powiedział po tym, jak ktoś z tłumu wymówił te imię.
Nerine spojrzała na Lacie, która przysnęła siedząc na samochodzie. Nerine podeszła do niej i szturchnęła ją lekko po czym wróciła do rozprawy.
- A ty Jaydenie zostajesz skazany na czternaście dni pracy społecznej. Tak samo jak twój kolega będziesz przebywał w celi dostając beznadziejne żarcie. Musicie ponieść karę. Niektórzy nigdy nie wybaczą wam tego czynu.
Władczyni spojrzała na tłum.
- Do tego muszą ponieść brzemię wygnania. Od dziś zakazuje wam na nich patrzyć przychylnie, mówić do nich, iść do ich domu lub wyświadczać jakiekolwiek przysługi. Do odwołania.
Kage podał jej wodoodporny marker po czym napisała na czole obydwu wielkimi literami 'WYGNANY'. Skinieniem głowy dała znak Usagi'emu i Chantalowi by ich zabrali. Rozprawa zakończyła się, a tłum zaczął się rozchodzić.
- Co sądzisz, Lacie? - spytała spoglądając na koleżankę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 19:43, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 20:08, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville - Plac] Dzień 5, późny ranek.

- Jayden Mason. - powiedziała cicho i ukryła twarz w dłoniach. - W jakch okolicznościach doszło do naszego spotkania...
- Ej, Lacie? - Nerine przyjrzała jej się z niepokojem. - Dlaczego płaczesz?
Zdziwiona Lacie spojrzała na nią beznamiętnie. Faktycznie, po policzkach znów ciekły jej łzy.
- Dlaczego mnie tutaj zabrałaś? - zapytała z wyrzutem, po czym zerknęła na Kage kątem oka. - Pożycz mi katanę, utnę sobie łeb.
Nagle ktoś złapał ją za ramię.
- Odwal się od niej. - warknęła Nerine, przeganiając jakiegoś chłopaka. Chwyciła Lacie za łokieć i pociągnęła w inną stronę. - O co ci chodzi? Przecież tak w sumie to nic im się nie stało.
Lacie otarła łzy, spoglądając gdzieś w bok. Szły jedną z ulic we dwie, a Lacie wiedziała że nie ma szans na ucieczkę. Przecież wiedziała, co umiała robić Nerine.
- No, Lacie... - Nerine przyglądała jej się z coraz większym niepokojem.
- A ty jakbyś się czuła, gdybyś spotkała kogoś po czterech latach? Gdyby był to kiedyś twój najlepszy przyjaciel i gdybyś pozwoliła im wszystkim zamknąć go w psychiatryku! Wiedząc, że... Wiedząc, że jest całkowicie normalny.
- Tak, osoba podpalająca domy jest normalna. - stwierdziła ironicznie Nerine.
- Był normalny. - ucięła Lacie łamiącym się głosem. - Nie mogę tu zostać.
Nerine spojrzała na nią z kpiną.
- Przecież już go nie zobaczysz.
- On mnie zabije. - mruknęła Lacie. - Na chwilę spojrzałam mu w oczy. On mnie zabije. Nienawidzi mnie.
- Przecież przy mnie nic ci nie grozi.
- Właśnie, że grozi! - zaprzeczyła Lacie gorliwie. - On znajdzie sposób, by mnie dorwać...
Nerine westchnęła.
- Masz paranoję.
- Boję się. - wycedziła Lacie i zagryzła wargi. Podjęła błyskawiczną decyzję.
Gdy chciała, potrafiła działać szybko. Chwyciła Nerine za włosy i walnęła jej głową o słup. Szybko, parę razy.
Potem zaczęła uciekać.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:38, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Michaeltown] Dzień 4, poranek – Jenny
Dziewczyna stała z boku. Zwróciła się do chłopaka.
- Jenny - podała mu rękę.
- Tony – odburknął, nie zwracając uwagi na jej dłoń.
– Napijesz się czegoś? - chłopak nie zareagował.
„ Jeśli ci nie pasuje to wypie…dzielaj!
Wiesz, gdzie są drzwi.”

- JENNY, nie obrażaj mojego murzyna! – krzyknęła Effy i wróciła do rozmowy z Des. Jen zdziwiła się. Później myślała o czymś jak bardzo nie lubi ludzi oceniających ją po tym co robi lub czym się interesuje. Przestała zwracać uwagę na Tony’ego, który nie powiedział nic prócz imienia.

[Michaeltown] Dzień 4, poranek – Dan

Dan miał tak naprawdę gdzieś odwiedziny „wesołej ferajny”. Poszedł na górę z kubkiem kawy. Dopił ją w pokoju i postanowił iść pod prysznic.
W tym czasie Effy wślizgnęła się na górę. Bez problemu odnalazła jego pokój. Przegrzebała mu szafę i nalazła grantową bluzę z białym paskiem. Założyła ją na siebie, gdy miała schodzić na dół zobaczyła notes. Był otwarty na rysunku Deb.
- Jeśli ci tutaj nie pasuje to wypi*rdalaj! Wiesz gdzie są drzwi! – Dan myjący usłyszał krzyk Jenny.
„Co jest do cholery?”

[Michaeltown] Dzień 4, poranek – Jenny

- Jeśli ci tutaj nie pasuje to wypi*rdalaj! Wiesz gdzie są drzwi! –wykrzyczała do Tony’ego. Widać było, że jej nie lubi. – Co ja ci zrobiła, ze nawet nie chcesz usiąść?! Nawet mnie nie znasz, ale wiesz lepiej jaka jestem? – zamilkła. – Spójrz na to z tej strony. Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkamy. Malone jest zalana. Ty ją tu doprowadziłeś. I myślę, ze to nie z powodu Dana – wykrzyczała. Złapała i rzuciła pustą szklanką o ścianę, obok stał Tony. Roztrzaskała się na malutkie kawałki. Przez momentem do pokoju wpadła Effy. On wyjął broń. Celował do Jenny. – Dalej! Na co czekasz?! - dorzuciła: - – Tylko pamiętaj. Będzie żył z ta zasraną świadomością, że mnie zabiłeś.
Gdy Jenny miała rzucić kolejną szklanką wpadł Dan.
- Spokojnie, Jenny odłóż szklankę, a ty broń.
- Zobaczcie, jednorożce jedzą Marchwicki i piją gumisiowy sok – pisnęła Effy.

* Chodzi o to, że wiedział, gdzie mieszkają.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:41, 27 Maj 2012    Temat postu:

[GV] 5, późny ranek

Deborah stała z boku placu, przyglądając się mowie Nerine. „Przemoc jest kluczowa. Kara jest za niska, powinnam do nich podejść i publicznie podpalić. Przytrzymać ogień dopóki nie będą na skraju śmierci, a potem oddać w ręce Lacie. Dowiedzieliby się co czuła ta dziewczynka, którą zabili.”
Nerine zaczęła rozmawiać w Lacie, a potem stało się coś, czego Deborah nie przewidziała. Lacie zaczęła uderzać głową Nerine w słup. ”A kto w szkole z Michaeltown tak GARDZIŁ przemocą?”
Była tak oszołomiona zachowaniem Uzdrowicielki, że chwilę stała w miejscu, gdy ta ciągle waliła głową Devein w słup…
Ocknęła się dopiero, gdy jasnowłosa uciekała.
”Co ona sobie myśli? Jest tylko zakładniczką.
Kage i Chantal zabrali więźniów. Jak na razie na razie z ludzi Nerine na placu znajdowała się tylko ona i nie do końca przytomna przywódczyni.
Zaklęła pod nosem i rzuciła się w pogoń za dziewczyną. To było dość trudne, zważywszy, że musiała najpierw przebrnąć przez duży tłum, ale w końcu biegły po jezdni w prostej linii. Nikt więcej nie ruszył się z miejsca. „Cholerne nieroby
- Zatrzymaj się! – krzyknęła.
Miała dość dużo sił i bardzo dobrą kondycję, problem w tym, że prędzej czy później by się zmęczyła, a kto wie, czy Lacie potrafiła leczyć własne zmęczenie…
Biegła dalej. „Bez zatrzymania się, nie da rady się uzdrowić
Wystawiła rękę w biegu i skoncentrowała się na stopach Vane. Zaczęła je powoli przypalać, wywołując coraz większy ogień, biegnący od stóp do nóg, coraz wyżej i wyżej… z daleka pewnie wyglądał jak wąż wijący się na poziomie kolan…
Lacie krzyknęła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 21:06, 27 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 5, późny ranek. - Neah

Chłopak spojrzał za odchodzącymi dziewczynami. Pomału kierował się za nimi, obserwując je. Miał wrażenie, że wygląda jak pedofil, jednak musiał to robić. Wiedział, że Nerine postąpiła głupio uwalniając Lacie. Do tego świrowała i to mocno. Musiał mieć ją na oku, musiał...
Deborah właśnie szła w stronę dziewczyn. Gdy dziewczyna się zbliżała, Lacie zaatakowała.
Trwało to ledwo sekundę. Nerine osunęła się na ziemię podczas gdy Lacie uciekła.
Równie szybko zareagował.
Podbiegł do dziewczyny i kucnął przy niej podczas gdy Chantal pobiegł z jasnowłosą.
- Obudź się! - wydarł się.
"Spokojnie. Jak szła ta głupia pierwsza pomoc?!"
Wziął głęboki wdech.
"Sprawdzenie czy poszkodowany jest bezpieczny. Reagowanie na głos. Potrząsanie. Sprawdzenie czy oddycha..."
- Nerine! - krzyknął i potrząsnął nią.
"Cholera"
Chłopak nachylił się nad głową Neri i zaczął się przysłuchiwać.
Po odliczeniu dwudziestu sekund przeklął głośno.
"Jak do cholery mogła przestać oddychać przez kilka uderzeń w łeb?!
Neah zaczął macać ją po szyi poszukując tętnicy. Na szczęście trafił i zauważył, że ma puls.
Wiedział co teraz trzeba zrobić.
"Boże, miej mnie w opiece gdy się ocknie"
Kciukiem i palcem wskazującym zacisnął nos dziewczyny. Wykonał głęboki wdech po czym nachylił się nad dziewczyną i musnął swoimi wargami jej usta. Szybko oderwał głowę i odwrócił ją.
"Nie dam rady!"
Z tyłu usłyszał krzyk. Zapewne Deb dorwała Lacie. Miał mało czasu.
Powtórzył wcześniejszą czynność po czym wykonał dwa wydechy w usta Nerine. Gdy podniósł głowę, zauważył, że oddycha.
Wtedy jej szybkie dłonie zacisnęły się ja jego szyi, a jej zielone oczy otworzyły się, wpatrując się w niego niebezpiecznie. Uśmiechnęła się szatańsko i zacisnęła ręce mocniej.

[Grantville] Dzień 5, późny ranek. - Nerine
Dziewczyna ponownie spadała w ciemność.
To znowu tam było.
Ta buka wpatrywała się w nią i atakowała.
Atakowała ją całą.
Nie miała siły. Żadnej siły.
Spadała.
Nerine
To zaczęło się wokoło niej oplatać.
Miała ochotę oderwać to od siebie.
Najbardziej chciała zacząć dusić bukę po czym oderwać to, co miało być głową i powiesić nad kominkiem.
Wtedy wróciło światło.
Poraziło ją.
Nerine
Zieleń jednak nadal atakowała ja zawistnie.
Teraz miała dłonie.
Położyła je na szyi potwora i zaczęła dusić, uśmiechając się mrocznie po czym śmiejąc się psychicznie.
Wreszcie wygrywała...

[Grantville] Dzień 5, późny ranek. - Neah

Chłopak spojrzał na dziewczynę z przerażeniem. Widział to w jej oczach.
Czyżby oszalała?
Ostatkiem sił spróbował oderwać jej dłonie od jego szyi.
- Ne..ri - wydyszał.
Oczy dziewczyny zmieniły się momentalnie. Szaleniec stał się przerażoną dziewczynką.
- Ne..ah?
Brunet skinął głową i zabrał jej, rozluźnione już, ręce z swojej szyi.
- Co ty... mi robisz?
Westchnął głęboko. Czasami tępota Nerine go dobijała.
- Ratuje ci życie, a ty mnie dusisz.
Siedzieli chwilę w ciszy na chodniku. Po chwili dołączyła się do nich Deborach z schwytaną i jeszcze usmażoną Lacie. W oddali zbliżał się Chantal, który odprowadził więźniów.
- Ty! - krzyknęła Nerine do Lacie. - Zabiję cię!
Dziewczyna zerwała się z ziemi i rzuciła się na Lacie. Zaczęła ją dusić jak wcześniej Neah'a. Chłopak momentalnie złapał się na za szyję po czym wkroczył do akcji wraz z Deborah.
Dziewczyna próbowała odciągnąć Lacie, a Neah chwycił Nerine za nadgarstki.
- Puść ją. - warknął.
Dziewczyna dalej trzymała szyję Uzdrowicielki w ucisku.
- PUŚĆ JĄ!
Nerine odwróciła głowę i spojrzała pustym wzrokiem na chłopaka po czym opadła na ziemię. Chłopak dalej trzymał jej nadgarstki, a ona schyliła głowę. Beczała. Jej włosy zasłaniały twarz władczyni. Wyglądała beznadziejnie.
Chłopak westchnął i kucnął za nią po czym ucisnął pewien punkt na jej szyi. Dziewczyna zamknęła oczy i opadła na ziemię.
- Słaby punkt Nerine. - wyjaśnił gdy zbliżył się Chantal. - Czyń swoja powinność kolego.
Chantal zarzucił dziewczynę na plecy, a Neah z Deb prowadzili wystraszoną Lacie w stronę domu.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 21:10, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 21:18, 27 Maj 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 5, przedpołudnie.

- Wy wszyscy jesteście jacyś nienormalni. - powiedziała Lacie, rozmasowując szyję. - Ona mnie prawie udusiła.
- A ty walnęłaś jej głową o słup. - odparł Neah.
- Miałam prawo, do cholery! To ona mnie więzi w piwnicy. - spiorunowała wzrokiem idącą obok Deb. - Myślisz, że jeśli potrafię się leczyć, to możesz sobie mnie bezkarnie podpalać, czy co?
Zacisnęła pięści, wpatrując się uparcie w chodnik.
- Idioci.
Idioci, którzy pokazują swoją moc nawet marnemu zakładnikowi. Wspaniale.
Niecałe kilkanaście minut później znów wepchnięto ją do piwnicy i zamknięto na klucz. Lacie usiadła na łóżku i oparła się o ścianę.
- Super. - powiedziała sama do siebie. - Spotkałam osobę, która najwyraźniej mnie nienawidzi, zostałam podpalona i prawie uduszona. A to wszystko jednego ranka.
Zastanowiła się, czy Sophie i Warp zdążyli się zaniepokoić jej nieobecnością. Albo Ethan. No i Rose... Rose, która w każdej chwili mogła zrobić sobie krzywdę i nawet jej nie poczuć.
Wściekła Lacie uderzyła głową o ścianę.
Przypomniała sobie o młodym lwie, cieszącym się na jej widok.
- Mzuri. - wymamrotała, opierając głowę na kolanach. - Gdybyś tu był, pourywałbyś im wszystkim głowy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Nie 21:20, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin