|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Czw 21:46, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town, lunapark] Dzień 3, późne popołudnie.
Chłopak spojrzał w stronę Flo, a Westa. I od razu dodał chłopaka do czarnej listy. Często zauważał mało znaczące rzeczy. Jak podejrzliwy wzrok Westa. Jak wzrok patrzący na nich z góry. Jak wzrok Palę-ale-i-tak-jestem-od-was-o-niebo-lepszy. Co jak co, ale nie lubił typów Mam-blond-włoski-i-jestem-najlepszy. Blondyni i tak zawsze kojarzyli mu się z kobietami. Szczególnie Vincent.
"W sumie jakby poczochrać mu włoski i wcisnąć w sukienkę..."
Chwilę potem próbował wypchnąć ową myśl z umysłu. Przez chwilę miał ochotę zaśpiewać "Mam zryty mózg i jestem brunetem. Jestem lepszy od was o głowę i do tego starszy. Ukłony panu idealnemu!"
- To iluzja... - usłyszał.
"Hy? A, to. Brawo. Wybacz, ale myśli o panu blondynie w sukience odciągnęły mnie od iluzji. Ciesz się, że krasnal ci kogoś nie przypominał."
Kilka chwil potem minęli chłopaka, a Maveth usłyszał dokładnie komentarz o mordercy.
"Supcio. Teraz jesteś: Mam-Blond-Włoski. Patrzę-na-was-z-góry-i-wiem-wszystko-bo-jestem-super."
*potem*
- On zepsuł mój młyn! - wrzasnęła Brielle.
"Co za kretyn. A ja chciałem pójść na młyn. Młyny są takie super. A ten dekiel wszystko zniszczył. Nie wybaczę. Nigdy nie wybaczam."
Flossy pognała za Westem, a Nolan ruszył za nią ze złością w oczach. Dawno nie był tak wściekły. Michael spojrzał na Flossy z pogardą.
"Potwór. Troll. Szkarada. JAK MOŻNA TAK PATRZEĆ NA DZIEWCZYNĘ?!"
- Ty za to jesteś idiotą. Byliśmy przyjaciółmi.
"Następnym razem lepiej dobieraj przyjaciół. Najlepiej takich co się nie wywyższają."
- Co? Nigdy nie byliśmy...
Flo uśmiechnęła się przez łzy i uderzyła go w szczękę.
"Piękne! Cudowne! Wspaniałe! Więcej krwi i łez! Cudooowne!"
Spojrzał na Flossy z dumą.
- Pomóc? - zapytał z szarmanckim uśmiechem.
Brielle skinęła głową, a Nolan spojrzał na krzywiącego się Westa z wyższością. Przewyższał go o niecałe dwie głowy.
"Go, Nolan! ROZDWOJENIE JAŹNI I NIEZRÓWNOWAŻENIE EMOCJONALNE, REAKTYWACJA!"
Nachylił się nad Westem z uśmiechem psychopaty.
- Troll. Nieładnie tak zachowywać się do dziewczyn. - szepnął uderzając go w twarz.
Zaśmiał się niczym Kira gdy tamten przeklinał jak szewc.
"To za Flossy."
Jeszcze raz powtórzył uderzenie tym razem w nos i pociągnął go za włosy. Tamten próbował nieskutecznie się bronić.
"Teraz za młynek..."
Nachylił się i uderzył chłopaka z całej siły z kolana w brzuch. Tamten wydał z siebie jęk i padł na ziemię próbując nieskutecznie dotknąć Knight'a.
"A teraz za mnie."
Odrzucił walizkę i włączył piłę mechaniczną.
- Rozmyślałeś kiedyś by stracić prawą rękę? To byłoby takie cudowne, panie blondynie. - zaśmiał się. - Flossy, masz może kreta w strzykawce? Albo domestosa? Zatruwanie ludzi jest takie cudowne. Szczególnie gdy wiją się z bólu krzycząc.
West chwycił walizkę Knighta i rzucił nim w jego twarz. Walizka trawiła w Nolana, opadła podczas gdy tamten nadal miał pokerową twarz. Zaśmiał się i zaczął tworzyć iluzję w której nachyla się z piłą i próbuje odciąć Michaelowi rękę. Michael zaczął drzeć się i wrzeszczeć różne przekleństwa.
- Piękne, prawda Flossy? - zaśmiał się. - Ludzie to bardzo piękne zwierzątka. Są piękni gdy czują ból. Są piękni gdy krzyczą. Są piękni gdy umierają. I są piękni gdy się płaszczą. To piękne. Cudowne. Ekscytujące. Chyba pan blondyn już się namęczył. I tak moja piłą właśnie rozcina skórę.
Wizja zniknęła , a West spróbował ponieść się z ziemi.
- Nie spadam na poziom potworów. A chętnie bym to zrobił. Zabiłbym. Ciesz się, ze masz jeszcze rękę. To urocze. Lecimy Flo. - powiedział to łapiąc dziewczynę za rękę i uciekając jak najdalej od blondyna.
Dopiero chwilę potem przypomniał sobie, że pomysł z odcinaniem ręki wziął z jednej nieopublikowanej książki matki.
"A szkoda mamo. Może stworzyłabyś nią więcej pięknych psycholi."
* Zemsta. Za Nerine. Za Elektrę. Za Vemonę. Za bicie. Za grożenie pistoletem. Za włosy. Za nos. Za twarz. Za uderzenie z kolanka. Za Kreta. Za katanę. Za tulenie czołami. Za siadanie okrakiem. Za macanie Effy. W całym poście znajdziesz po części tych biednych dziewczyn. Wreszcie oddałam wszystko co zrobiłeś moim postaciom. Nie krzyw się przed kompem, bo i ja się przez ciebie tak krzywiłam. Wybaczone
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 22:03, 23 Sie 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Czw 22:18, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, lunapark] Dzień 3, późne popołudnie
West leżał na śniegu, spoglądając na uciekającą Flo i bruneta.
Ki diabeł?
Siedział tak przez chwilę w miejscu i przykładał śnieg do ust. Poruszał kilka razy szczękami i rozmasował je. Zacisnął zęby i wypluł resztę krwi pod stopu.
Następnie podniósł się i sięgnął do kieszeni po kolejnego papierosa. Zapalił go, zaciągnął się dymem po czym zakaszlał głośno.
Krztusił się tak przez kilka minut, a gdy skończył spojrzał krytycznie na wygasającego papierosa.
- Ten nałóg mnie wykończy.
Pomyślał o brunecie z mocą tworzenia iluzji i jego ślinotoku. Nie mógł powstrzymać się od cichego śmiechu.
Kolejny psychol w mieście idiotów. Jak tak dalej pójdzie to nie zostanie tu nikt normalny.
- Bo chyba ze mną coś nie tak, skoro przespałem się z East.
Zapalił kolejnego papierosa i ruszył w stronę szkoły podstawowej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Czw 23:23, 23 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Czw 22:34, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town, lunapark] Dzień 3, późne popołudnie.
Wbiegli na Hinner Avenue, z Kotem z Cheshire, który własnie ich wyprzedził. Nolan otworzył drzwi jednego z domów i wpadli do środka, zamykając je za sobą. Brunet pociągnął ją do salonu, rozglądając się wokół.
- Nikogo nie ma - stwierdził Nolan, uspokajając oddech po biegu.
- Mhm - Flo spojrzała znacząco na ich złączone dłonie i Nolan puścił ją, opadając na kanapę. Flossy ruszyła do kuchni, zdejmując po drodze płaszcz i otwierając mocą szafki. - Jej, supermartwiąca się o innych ekipa chyba tu nie zaglądała!
Z uśmiechem na ustach wyciągnęła dużą paczkę wafelków i wróciła do salonu.
- Eee... - Flo spojrzała na Kota z Cheshire próbującego wejść Nolanowi na głowę. Dosłownie. - Jej, lubi cię.
- Super... - mruknął Nolan, ściągając go i rzucając na ziemię. Kot z Cheshire spojrzał na niego z wyrzutem i położył się pod stołem, na który Flo rzuciła wafelki.
- To było dobre, Nolan - pochwaliła go, a brunet wyszczerzył się do niej.
- Tak, wiem. Ale twój cios też nie był zły.
- Darł się przez parę chwil, choć praktycznie nic nie robiłeś. To też przez iluzję? - zapytała z ciekawością.
- Ta - odparł Nolan, sięgając po wafelka. Flo usłyszała wibrację w kieszeni i wyciągnęła telefon.
"Flo, czuję się tu samotny :(" - od Matta. Flossy parsknęła śmiechem, odpisując mu. "To chodź do nas."
- Ej... Czemu on nazwał cię morderczynią? - zapytał nagle Nolan, a Flo spuściła głowę. Sekundę później przyszedł kolejny sms od Matta.
"Gdzie? Jeśli na cmentarz, to nie, dziękuję. I jeśli twoim towarzyszem jest trup, to też podziękuję, chyba rozumiesz"
- Ja... - Flo przygryzła wargę, przerywając i odpisała Mattowi: "Brzydki dom naprzeciw centrum handlowego. Mam tu twoje ulubione wafelki".
- Ok, zostawmy to. Z kim piszesz?
- Z Mattem. Matt Moore, mój przyjaciel, chodzimy razem na Wushu - odparła Flo, oddychając z ulgą. Spojrzała na nieco zdziwionego Nolana. - Za chwilę tu będzie, mam nadzieję że nie masz nic przeciwko. To sympatyczny gość. Ale zanim przybiegnie, może pokażesz mi coś jeszcze swoją mocą? - zapytała, odkładając telefon.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 22:35, 23 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karmi
Amy Pracley, II kreski
Dołączył: 08 Maj 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:46, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] 26 grudnia, dzień 3, wczesny ranek.
Amy obudziła się rano na kanapie, w domu Celty. Było dosyć wcześnie rano bo słońce jeszcze nie było zbyt wysoko.
Po dłuższej chwili leżenia wstała, a w myślach tylko: ”Jest tu zbyt cicho, zbyt spokojnie, nawet nikt nie chrapie”.
Gdy tylko sprawdziła czy ma broń przy sobie, powędrowała na górę zobaczyć czy ktoś tam jest. Potem z powrotem na dół, powędrowała nawet do piwnicy.
”Jak zwykle przeczucia dobre, tutaj nikogo nie ma. Po prostu nikogo... Gdzie ich mogło wciąć do cholery ?!” – to pytanie zaczęło ją dręczyć.
”Ale nic tu po mnie zaraz przejdę się ulicą, zobaczyć co się dzieje, może i kogoś tam spotkam. Ale najpierw coś przegryzę”
Poszła do kuchni, z lodówki wzięła tylko jogurt, który szybko skonsumowała. Po czym wychodząc z domu zapaliła papierosa.
Szła ciągle prosto przed sobie, myśląc: ”Kto normalny łazi rankiem po ulicach ? No ale może i kogoś spotkam, a jak nie to pójdę do domu John.”
Po 2 godzinach spacerku po mieście minęła może z dwójkę dzieciaków.... Ale im bliżej była rynku tym więcej osób można było spotkać, a także z oddali było coś słychać.
Po chwili pomyślała: ”Chyba na rynku śpiewają coś”. Gdy doszła do rynku, zauważyła całkiem nie złą grupkę osób – ”No to teraz będzie trzeba się przecisnąć do przodu zobaczyć, kto jest odpowiedzialny za to zamieszanie.”
Gdy już Amy dopchała się na sam przód, zobaczyła Lily wygłaszającą jakąś mowę a obok niej John. Gdy po paru chwilach Yashimoto podeszła do Pracley, w końcu mogły chwilę porozmawiać.
- Hej Amy jak dobrze, że jesteś ! - z entuzjazmem powiedziała John
- Cześć, cześć.... Tylko, co tu się dzieje ? O co chodzi ?
- Ehhh... Lily wygłasza mowę na temat całej zaistniałej sytuacji.
Amy zaczęła się rozglądać, czy przypadkiem nie ma tu Celty, lecz w śród tłumu jej nie zauważyła.
- A gdzie jest Celty ? Jest tutaj w ogóle ?
- Wcięło ją gdzieś ! - odparła John
- To może pójdziemy jej poszukać ? A co jeśli jej się coś stało ? Przecież ludzie nie znikają od tak.
- Dobra chodź Amy, trzeba jej poszukać. A przy okazji dzięki za wyrwanie mnie stąd ! - jakże radosnym głosem powiedziała ostatnie słowa Yashimoto.
- Nie ma za co, ale lepiej pójdźmy jej szukać w końcu – odpowiedziała jej Amy.
- Oczywiście !
Wyszły z tłumu nie odzywając się do siebie. Obie zastanawiały się gdzie ona może być.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Pią 7:57, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, późne popołudnie - Taylor Watson
Dziewczyna już od kilku dobrych godzin spacerowała po mieście, sprawdzając, jak radzą sobie dzieciaki. Poprawiła swoją zimową czapkę, postanawiając najpierw zajrzeć do szkoły, a później zobaczyć, co się dzieje z Christelle Whitemore. Tylko jej mogła powiedzieć o swoich problemach, wiedząc, że ją zrozumie. W końcu też nie miała rodziców i też straciła ich w dzieciństwie. Niedaleko siebie zobaczyła palącego papierosa blondyna, który tak, jak ona najwidoczniej kierował się w stronę podstawówki.
- Cześć! - krzyknęła, a chłopak popatrzył na nią, mrużąc oczy.
Nastolatek podszedł do czerwonowłosej i zaczął jej się uważnie przyglądać.
- A ty kto znowu? - spytał, wypuszczając dym z ust.
- Taylor Watson. - wyciągnęła rękę, którą blondyn mocno uścisnął.
- Przykro mi. Nie widzę, żeby towarzyszył ci twój własny Holmes. - oznajmił i uśmiechnął się złośliwie. - Michael West.
Tay odwróciła się w stronę szkoły, obserwując wychodzących z niej dzieciaków.
- Wiesz, przedwczoraj nie musiałam ubolewać nad tym, że moi starzy zniknęli. Nie było ich już od dawna. Została mi tylko babcia, która poprostu puffnęła, wylewając herbatę na moją nową sukienkę. - spojrzała na chłopaka, którego prawa brew lekko się uniosła. - Masz fajkę?
Michael wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i rzucił ją w stronę Watson. Czerwonowłosa wyciągnęła jednego, a blondyn rzucił jej jeszcze zapalniczkę.
- Dzięki. Muszę się odstresować. - mruknęła, rozkoszując się dymem. - Widziałeś Grega? Znałam go. Był idiotyczny i debilny, ale chyba nie zasłużył na śmierć.
[Samantha Town, dom Flo i Elle] Dzień 3, popołudnie - Elle Whitemore
Elle ukroiła cztery kawałki świątecznego ciasta, które ukradła z domu Celty i zaniosła je do salonu, w którym siedzieli Helena, Theo i Seth. Pięciolatek był całkowicie pochłonięty jakąś animowaną bajką na DVD, toteż nawet nie zauważył, jak jego kuzynka weszła do pomieszczenia. Whitemore podeszła do chłopczyka i położyła mu talerz na kolanach.
- Smacznego. - uśmiechnęła się, po czym usiadła na kanapie obok Heleny i Theo, kładąc resztę talerzyków na stoliku. - Mam zamiar sprawdzić, jak daleko ciągnie się ta bariera.
- Moim zdaniem nie znajdziesz żadnego sensownego wyjścia, przez które wszyscy mogliby stąd uciec. - oznajmił dramatycznym głosem La Mettrie, przeżuwając dosyć duży kawałek ciasta.
- A jeśli znajdę? Pomyśl. Musi być stąd jakieś wyjście. - spojrzała na przyjaciela. - Nie sądzę, żeby bariera ciągnęła się aż do jądra Ziemi.
Na chwilę zapanowała niezręczna cisza.
- Chcesz zrobić podkop? - spytała czarnowłosa, odkładając już pusty talerz z powrotem na stoliku.
- Jeśli trzeba będzie to tak. Spróbować nie zaszkodzi, prawda?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pią 10:29, 24 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pią 14:25, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, późne popołudnie - Cedric Crevy
Cedric odłożył "To" na stolik obok fotela i skrzywił się.
Klowny mnie prześladują.
Przeciągnął się, wstając z fotela. Trochę brakowało mu służby. Nie dlatego, że próbowali wyręczyć go we wszystkim, a dlatego że po prostu czuł się samotny w tym dużym domu na przedmieściach. A w centrum znów czuł się nieswojo, wśród tylu ludzi. Westchnął, zakładając markową, niebieską kurtkę o tym samym kolorze co jego włosy.
Ced, one są twoją jedyną rodziną.
Zamknął drzwi na klucz i włączył alarm. Nigdy nie wiadomo kiedy ktoś będzie chciał go okraść. W domu nadal miał mnóstwo jedzenia, którego nie zamierzał oddać nikomu. Kto wie kiedy przyjdą gorsze dni. Na dodatek nie ufał ludziom pomagającym bezinteresownie. Nauczył się tego na przykładzie matki, która wpajała mu że każdy kiedyś może się od niego odwrócić.
Po piętnastu minutach dotarł na Vane Road i stanął przed domem swoich sióstr, chowając ręce do kieszeni kurtki. Zauważył, że śnieg zaczyna się topić, a na dworze nie jest tak zimno jak dwa dni temu.
Wdrygnął się, usłyszawszy trzaśnięcie drzwiami.
- Oh... To ty - usłyszał i odwrócił głowę.
Elle, nadal żyjesz! - ucieszył się w myślach, uśmiechając do niej.
- Wrócę niedługo! Chyba - zawołała w głąb mieszkania i zeszła po schodkach. - Czego znowu chcesz?
- Ja...
Elle ponagliła go wzrokiem.
Zaraz, a gdzie Flo?
- Gdzie idziesz?
- Gdzieś.
Ced przez chwilę zastanawiał się gdzie może być gdzieś, aż w końcu stwierdził że "gdzieś" musi być pewnie ciekawym miejscem, skoro idzie tam Elle, zamiast siedzieć w domu i oglądać Harry'ego.
- Pójdę z tobą - stwierdził.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Pią 16:43, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, późne popołudnie
- Jak chcesz. - przystanęła, by poprawić plecak, w którym schowała zapas jedzenia i picia na minimum trzy dni. Nie miała zielonego pojęcia, kiedy wróci z powrotem do domu, dlatego wolała wziąć więcej, a niżeli miałaby umrzeć z głodu lub z pragnienia. Obliczając w myślach stwierdziła, że jedzenia powinno starczyć na dwie osoby. Cedric bowiem nie wiedział, jaka czeka ich wędrówka, dlatego postanowiła podzielić wzięte zapasy na pół. - Ale ostrzegam. To będzie długi i wyczerpujący spacer, więc lepiej się na niego przygotuj. A jeśli masz zamiar zacząć marudzić za... - tutaj przerwała i popatrzyła na lewy nadgarstek, na którym powinien znajdować się zegarek. - ...jakieś dwie godziny to radzę ci zostać w cieplutkim domku.
Brew nad prawym okiem niebieskowłosego powędrowała w górę. I czemu się dziwić? Nawet nie wiedział, gdzie za chwilę pójdą.
- Już postanowiłem. Idę z tobą, ale czy możesz mi wreszcie powiedzieć, gdzie się wybieramy? - spojrzał wyczekująco na Whitemore.
- Nie.
- Dobra, odpuszczam. Druga sprawa. Chyba muszę wziąć tro...
- O to się nie martw. Mam wszystko, co potrzebne. - uśmiechnęła się ponuro, przerywając chłopakowi i ruszyła w stronę cmentarza, którego tak bardzo nie lubiła.
*20 minut później*
Uśmiechnęła się złośliwie na widok łopat, opartych o ścianę małego, opuszczonego schowka.
- Może byś ruszył swój zacny, zgrabny tyłeczek i wziął jedną?
Cedric podszedł do dziewczyny i popatrzył na nią z odrobiną zdziwienia, jak i przerażenia.
- Chyba nie chcesz odkopywać trupów?
Elle wybuchnęła chisterycznym śmiechem.
- Wiesz, że to genialny pomysł? Ale nie, nie teraz. Mam inną sprawę na głowie.
Whitemore wzięła do ręki jedną z łopat i położyła ją sobie na prawym ramieniu. Niebieskowłosy postąpił tak samo i kiedy byli już gotowi ruszyli w dalszą drogę.
*pół godziny później*
- Nasz pierwszy cel wędrówki. - obserwowała, jak Crevy z fascynacją przygląda się mlecznej barierze.
- Co to jest? - spytał i dotknął palcem obiektu zainteresowania. Odrazu odsunął palec, rozmasowując go sobie drugą dłonią.
- Boli, prawda? To jak kopanie prądu. - prychnęła, po czym odłożyła na ziemi trzymaną przez nią łopatę. - No to bierzemy się do roboty.
Cedric zmarszczył czoło, opierając się obiema rękoma na postawionym wcześniej narzędziu.
- Nie wiem nawet, co to ma być, do cholery. - wskazał prawą dłonią na barierę.
- Dobra, wyjaśnię ci. To jest bariera o mleczno-białym kolorze. - zauważyła, jak wywraca oczami. - Jest podobna do kopuły. Otacza nas ze wszystkich stron. To znaczy nie wiem, czy ze wszystkich, ale po to tu przyszłam, żeby sprawdzić. No i jestem ciekawa, czy ciągnie się również pod ziemią.
Nastąpiła chwila ciszy, po której Crevy zaśmiał się głośno.
- I ja mam to zrobić, tak?
- A co myślałeś? Że przyjdziesz gapić się, jak ja będę się męczyć? No sorry, panie-zacny-zgrabny-tyłeczku, ale jeśli nie chcesz tu zamarznąć to radzę zabrać się do roboty. - podeszła bliżej bariery i końcem łopaty narysowała na ziemi średniej wielkości krzyż. - No, możesz zaczynać.
Uśmiechnęła się złośliwie, kiedy niebieskowłosy zatopił narzędzie w zmarzniętej ziemi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pią 16:44, 24 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pią 17:02, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, jeszcze późniejsze popołudnie xD - Cedric Crevy
- Ręce mi zmarzły.
- Nie narzekaj!
- Ziemia jest twarda.
- Kop!
- Łopata jest ciężka...
- Oh, zamknij się.
- Bolą mnie ręce...
Elle przewróciła oczami, ponaglając go ciągle.
- Jesteś nieczuła.
- Tak, wiem. Pracuj, pracuj, bo coś ci wolno idzie.
Cedric zrobił urażoną minę i z westchnieniem powrócił do pracy, odrzucając ziemię za siebie, na sporą już kupkę. "Gdzieś" wcale nie okazało się być fajnym miejscem. Po piętnastu minutach milczenia Ced otarł zimny post z czoła i spojrzał na Christelle z wyrzutem.
- Ręce mi zmarzły... - zaczął znowu, a Elle spiorunowała go wzrokiem. - A ziemia jest taka twarda...
- Tak, tak, a łopata jest ciężka i dlatego bolą się ręce - warknęła dziewczyna, podchodząc do dołu. - I...?
- Zobacz, jak dużo wykopałem - burknął urażony Ced. - Dalej nie dam rady.
Elle bez namysłu wepchnęła go do dziury.
- Tak będzie ci łatwiej.
- POBRUDZIŁEM SIĘ! - zawył Ced i dotknął dłonią bariery. Syknął z bólu, uderzając łopatą w kopułę i kopiąc przy jej styku coraz głębiej. - Ej, Elle...
- Mam gdzieś że się pobrudziłeś - odparła Elle spokojnie.
- To firmowa kurtka. Była bardzo droga... - zaczął Ced, ale w porę uspokoił się w myślach. - Podejdź tu.
Elle zajrzała do dołu, spoglądając na niego z góry.
- I co, kończy się?
- Nie. Kopię i kopię ale ona cały czas idzie w dół - zakomunikował. - A więc jesteśmy zamknięci w kuli.
Stał przez chwilę w milczeniu, ściskając łopatę.
- Pomożesz mi wyjść? - zapytał piskliwym głosem, patrząc na nią błagalnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pią 17:04, 24 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rex
Gość
|
Wysłany: Pią 17:21, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] 3, popołudnie.
Peter otarł pot z czoła, oglądając swoje dzieło.
Mur z cegieł, ociekający cementem, zakrywał dotychczasowe miejsce drzwi do piwnicy. Futryna, razem z drzwiami, leżała w salonie.
Chłopak podrapał się po głowie i w rękę wziął butelkę sprayu. Dokładnie zamalował cegły na zielono, w kolorze przypominającym kolor tapety, przyklejonej na ścianach przedpokoju.
Odrzucił pustą puszkę na bok, złapał stojącą obok pustą szafę i zaczął ją przesuwać. Po chwili mebel zakrył całkowicie niedawno domurowane cegły.
Odchrząknął, zakłopotany. Zniósł sobie wcześniej na dół książki, jedzenie, kilka paczek wody mineralnej i parę drobiazgów.
Tylko jak ja tam teraz wejdę?
Westchnął i wyszedł z budynku. Znalazł małe okienko, umiejscowione nad ziemią i prowadzące do piwnicy. Zaczął wczołgiwać się przez mały otwór, aż w końcu upadł na deski, którymi wyłożona była piwnica.
Dmuchnął powietrzem przez nos i zasłonił okienko inną, starą szafą, w której rodzice trzymali płaszcze przeciwdeszczowe.
W pomieszczeniu zapanowała ciemność.
Mały płomyk zapałki rozświetlił mrok. Peter znalazł świeczkę i czym prędzej przyłożył do niej płonące łuczywko. Od świecy odpalił kilka innych, i po chwili piwnica zalana była ciepłym, migotliwym światłem.
Chłopak padł na hamak. Wiercił się przez krótką chwilę, by po jakimś czasie znaleźć wreszcie wygodną pozycję.
Wsłuchał się w odgłosy, dobiegające z zewnątrz. Stuki, pękające szkło, huki, tupot stóp...
Dobrze, że mam piwnicę.
Przewrócił się na drugi bok i zamknął oczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Pią 17:26, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, późne popołudnie
Elle wywróciła oczami, po czym wyciągnęła obie ręce w stronę chłopaka i pomogła mu wydostać się z dość głębokiego dołu.
- Odpocznij, bo za chwilę ruszamy dalej.
Usłyszała głośne westchnienie, na które zaśmiała się wesoło.
- I tak nie znajdziesz żadnej dziury w tej barierze.
Spojrzała na niebieskowłosego, piorunując go wzrokiem.
- Wiem, ale fajnie się na ciebie patrzy, kiedy piszczysz po ubrudzeniu swojej firmowej kurteczki.
Cedric odrzucił łopatę daleko w przód i schował twarz w swoich dłoniach.
- Jesteś strasznym potworem. - mruknął, spoglądając na Whitemore przez szpary między palcami. Wreszcie odsłonił twarz i wyszczerzył się do dziewczyny. - A teraz pozwól mi się napić, bo zaraz padnę.
Chistelle ściągnęła plecak ze swoich pleców i położyła go na swoich butach.
- Skoro jestem takim strasznym powtorem to chyba nie mogę ci na to pozwolić, prawda?
Wyciągnęła z plecaka butelkę wody i sama pociągnęła duży łyk.
- Nie no, Elle, nie rób mi tego, proszę. - spojrzał błagalnie na brązowowłosą.
Wywróciła oczami i z całej siły rzuciła butelką w zmęczonego Cedrica. Chłopak złapał ją w ostatniej chwili i momentalnie przytknął swoje usta do otworu, pijąc łapczywie zimną wodę.
- A teraz wtajemniczę cię w mój plan. - oznajmiła dramatycznym głosem. - Zrobimy sobie mały spacerek dookoła bariery. Co ty na to?
Niebieskowłosy przestał pić, otwierając szeroko swoje oczy.
- Przecież to może się ciągnąć przez 50 km.
- Nie masz pewności. Dlatego muszę to sprawdzić, inaczej umrę z niecierpliwości. - uśmiechnęła się szeroko, po czym schowała butelkę z powrotem do plecaka i zarzuciła go na plecy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pią 17:47, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, wczesny wieczór - Cedric Crevy
- Jestem zmęczony - oznajmił Cedric, idąc za Elle.
- Widzę - prychnęła dziewczyna, przyspieszając tempo.
- No weeeeeź! Nogi mnie...
- Bolą, tak - odparła Elle, idąc coraz szybciej.
- Jak duże są te pola uprawne? - zapytał Ced, spoglądając z niepokojem na barierę obok której ciągle szli.
- Niedługo powinniś...
- LAS I AUTOSTRADA! - wrzasnął Ced radośnie. - Zaraz, dlaczego ja się cieszę?
- Bo pola uprawne są cholernie nudne.
- Racja, racja - pokiwał głową Cedric. Niedługo potem zauważyli autostradę, a Ced westchnął ciężko.
- Ponieść cię, księżniczko? - zapytała ironicznie Elle.
- Nie, dzięki - odparł spokojnie, spoglądając jej w oczy. Christelle przystanęła nagle i zmarszczyła brwi. - Co jest?
Zauważyła, że mam oczy Flossy. Może jej po prostu powiem i będzie traktowała mnie lepiej? Dobra, i tak nie będzie milsza.
- Nic - burknęła Elle, wchodząc na jezdnię. - Hmm.
- Fabryki, super - Ced złapał ją za ramię, zatrzymując. - Czekaj.
Spojrzał w górę, kalkulując coś w myślach.
- Słuchaj... - mruknął po paru minutach do siedzącej na środku jezdni Elle. - Idąc ciągle przy barierze doszlibyśmy do okolic jeziora Abyss. Wystarczy ci ta wiedza? - dodał z nadzieją i usiadł koło niej. - Głodny jestem, wiesz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Pią 18:07, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, wczesny wieczór
Whitemore wyciągnęła z plecaka jabłko i podała je, siedzącemu tuż obok Cedricowi.
- Smacznego. - mruknęła, rozglądając się na wszystkie strony. - Zbliża się noc, więc musimy gdzieś przystanąć i przenocować.
Wyciągnęła z kieszeni swój telefon komórkowy i wystukała następującą wiadomość:
Będę jutro, albo pojutrze. Bariera jednak ciągnie się pod ziemią.
Wysłała ją do Heleny oraz Theo i schowała komórkę z powrotem do prawej kieszeni spodni. Łapczywie wciągnęła chłodne powietrze do płuc, obserwując niebieskowłosego. Kiedy skończył jeść, wyrzucił ogryzek wysoko w powietrze, po czym przeniósł swój wzrok na Chistelle i uśmiechnął się szeroko.
- Siedzę tu z nowo poznanym chłopakiem i nawet nie wiem, jakie ma zamiary wobec mnie. Może jest groźnym psychopatą, który chowa w kieszeni nóż i chce mnie poćwiartować, kiedy już pójdę spać.
Uśmiechł szybko spełzł z twarzy Creviego, a na jego miejscu pojawiło się zdziwienie.
- Uważasz mnie za psychopatę?
- Jeśli cię nie znam to czemu nie mam tak twierdzić? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Chłopak spuścił głowę i zaczął stukać wskazującym palcem prawej ręki o asfalt.
- Fabryka chyba będzie idealnym miejscem.
- Do czego? - spytał, nadal nie podnosząc głowy.
- Do przenocowania. - prychnęła. - Niby co się robi w nocy?
Podniosła się z ziemi, zarzuciła plecak na swoje plecy i ruszyła w stronę opuszczonych budynków. Chwilę później u jej boku znalazł się Ced, który nucił pod nosem jakąś piosenkę.
- Opowiedz mi swoją historię. - poprosiła, nie mogąc się doczekać, kiedy dowie się czegoś o tym dziwnym, ale z drugiej strony bardzo śmiesznym chłopaku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pią 18:25, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, wieczór - Cedric Crevy
- To nie będzie ciekawe - oznajmił, gdy już rozłożyli się w środku. Wnętrze fabryki nieco niepokoiło Ceda. Nie lubił ciemności, a cała maszyneria sprawiała wrażenie złej i...
Stop, Ced.
- Nieważne - odparła Elle, spoglądając na niego wyczekująco, choć nie był pewien, ledwo widząc w mroku jej twarz.
- Mój ojciec zdradzał swoją żonę z pewną australijską modelką, Vivienne Crevy. Nie dość znaną, jednak bogatą. Praktycznie go nie znałem. Wiedziałem tylko jak ma na imię i nazwisko. Gdy miałem sześć lat, zmarł.
- Ale skąd mogłeś to wiedzieć, skoro nie utrzymywał z wami kontaktu? - zapytała Elle, a Ced uśmiechnął się.
- Przeczytałem w gazecie - mruknął. - Kontynuując. Niedługo potem moja matka popełniła samobójstwo.
- Przykro mi.
- Nie trafiłem do domu dziecka, bo adoptowała mnie moja opiekunka, która i tak wychowywała mnie od dziecka. Czasami mam żal do rodziców. Do matki, za to że zakochała się w ojcu, który był podły, wyrządzając krzywdę i nam i... Swojej rodzinie. Mówiłem że to nie będzie ciekawa historia.
- Cóż, przynajmniej wiem, że nie jesteś jakimś psychopatą.
Ced wybuchnął śmiechem.
- Wiesz, ja też nienawidzę swojego ojca, więc nie jesteś sam.
Tak, Elle, bo Anthony Whitemore był naprawdę złym człowiekiem.
- Teraz twoja kolej.
- Hm?
- Skąd mam wiedzieć że nie chcesz mnie tu zamordować albo że nie uciekłaś z psychiatryka?
- Przy naszym pierwszym spotkaniu miałam wrażenie że mnie znasz, więc...
- Opowiedz mi, Elle - poprosił.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Pią 19:31, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town, jakiś biedny dom] Dzień 3, wczesny wieczór.
Spojrzał na Flossy z nieufnością.
"Matt"
- Ale zanim przybiegnie, może pokażesz mi coś jeszcze swoją mocą?
Chłopak skrzywił się i rozciągnął na kanapie.
- Może nie teraz. Wiesz... nie jestem zwierzątkiem z Hogwartu. Ani z zoo - zmarkotniał.
- A pociąg ci nie uciekł?
- Ekspres do Hogwartu odjedzie dopiero po nowym roku.
Brielle chwilę przyglądała się mu i ponownie ruszyła do kuchni. Knight spojrzał na Kota z Cheshire ze smutkiem. Zwierzak po raz kolejny próbował wejść mu na głowę. Nolan złapał Kota i założył go sobie na głowę, a ten zamruczał.
- Kocie z Cheshire, czemu jesteś Kotem z Cheshire?
- Bo tak. - zamruczał.
- Myślałeś kiedyś by nazwać się Stefan z Cheshire? - zagadał do Kota.
- Nie, wolę Kot.
- Hiacyntowy Garnek z Cheshire!
Zwierzak spróbował jak najszybciej się ewakuować z marnym skutkiem.
- Co jest, Pszemku z Cheshire?
Kot wymruczał coś cicho i zeskoczył z głowy Mavetha. Chłopak poszedł do kuchni w której siedziała Flossy z kawką.
"Zrobiła sobie kawkę. A ja to co?"
Usiadł obok niej i spojrzał na krzesło obok.
- Chciałaś iluzji, ta? - zapytał.
- Masz już jakiś pomysł?
Brunet uśmiechnął się, a na krześle pojawiła się kura. Bez głowy. Do tego całkowicie oskubana.
- Witam. Jestem kurą i chcę rządzić ludźmi.
Twarz chłopaka spochmurniała podczas gdy Flossy zaczęła płakać ze śmiechu.
- Morda, kuro! To ja będę rządził światem dzięki Dumlom! - warknął gdy na jego ręce pojawił się pokeball. - Combusken, powrót!
Kura pochyliła szyję i wydala zduszone 'koko'. Knight przechylił głowę spoglądając na zwierzaka, który nagle pojawił się w różowym body, a na szyi pojawiły się okulary.
- Witaj. Jesteś nauczycielką matmy i jesteś Joanne Zet. Chcesz zawładnąć szkołą w Samantha Town, ale nikt cię nie lubi. - wymamrotał przypominając sobie swoją nauczycielkę od matmy z podstawówki.
Gdy Brielle płakała ze śmiechu, rozległ się dzwonek do drzwi.
"Cholera, To Matt! On mnie nie pozna! Przestraszy się. Weźmie za potwora! Mordercę!"
Kura zniknęła jak na pokemona przystało. Pokeball również zniknął, a Nolan spojrzał na Flossy.
- Ratunku, Flossy. Zamknij mnie gdzieś. Najlepiej w szafie. Zrobię sobie tam Narnię! Nie mów Mattowi, że tu byłem!
Whitemore uśmiechnęła się gdy Kot/Garnek wskoczył jej na nogi.
- Co będę z tego mieć?
- W sumie to nic. Kilka cukierków?
Brie rozbujała się na krześle i ruszyła w stronę drzwi.
"Cho-le-ra! Trudno. Najwyżej ucieknę gdy Matt mnie rozpozna."
- Flo, jestem Raven jakby co. - powiedział cicho idąc za nią.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pią 19:32, 24 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashu95
Matthias Moore, III kreski
Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa/Koszalin
|
Wysłany: Pią 21:08, 24 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
ST. dzień 3. popołudnie/wczesny wieczór.
Matt był zadziwiony tempem w jakim wszystko się zdarzyło. Najpierw Flo gdzieś poszła, potem Elle i jakis chłopak również wyszli. Został sam z małym chłopcem, Theo, i jakąś dziewczyną. Seth oglądał sobie kreskówki na DVD. Strus Pędziwiatr i Kojot Willie. Matt postanowił sie do niego przyłączyć, zwłaszcza, że nikt nie zwracał na niego uwagi. Napisał do Flo: "Flo, czuję się tu samotny ". Chwilę potem otrzymał odpowiedź: "To chodź do nas." Najszybciej jak potrafił odpisał:"Gdzie? Jeśli na cmentarz, to nie, dziękuję. I jeśli twoim towarzyszem jest trup, to też podziękuję, chyba rozumiesz". Po przeczytaniu następnej wiadomości Matt wybiegł z domu w mgnieniu oka.
- Na... przeciw... centrum handlowego...- wysapał zmęczony biegiem. Widział już Tower. Teraz tylko musi odnaleźć ten "brzydki budynek". Nie było to trudne, bo budynek faktycznie był obskurny.
Matt zaczął walić do drzwi. Otworzyła mu Flo
- Wafelki...?- wydyszał i zaraz go zamurowało. Za Flossy jakiś chłopak zdejmował koszulkę.- NAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAKEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE*!!!- krzyknął Matt rzucając się na niego jak małe dziecko.
*Nake to przezwisko nadane Nolanowi przez Matt'a gdy jeszcze chodzili do podstawówki. To skrót od "naked" czyli goły/rozebrany.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Pią 21:18, 24 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|