Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział III
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:16, 30 Sie 2012    Temat postu:

[Demolka gdzieś tam] Dzień 4 (27 grudnia), noc

- HATERS GONNA HAAAAATEEE! - wydarła się Mis, wyskakując z odśnieżarki prosto w zaspę śniegu. Nolan przerwał na chwilę rozwalanie szafy na parterze i wyjrzał ciekawie przez rozbite okno. Akurat w tym momencie odśnieżarka wbiła się w drzwi balkonowe, rozwalając je w drobny mak. Nie zatrzymała się, tylko jechała dalej. Mistle wydała z siebie dziki okrzyk radości, kiedy z głośnym ŁUP! uderzyła w cienką ściankę działową, w której wybiła dziurę.
- Yay! - krzyknęła, przeskakując przez płot i lądując miękko na ścieżce. Zgrabnym ślizgiem na oblodzonej nawierzchni wjechała do salonu, przy okazji wyrywając klamkę.
- LAAAAST CHRISTMAS I GA...
- Święta się skończyły! - usłyszała głos Flo, przekrzykującą hałas piły mechanicznej. "No i co", wzruszyła ramionami. Gdzieś obok Matt, którego Mis w myślach nazywała Panem Wiaterkiem, demolował kuchnię.
Page znalazła zejście do piwnicy, przesuwając ręką po ścianie w poszukiwaniu włącznika.
Kilka razy musiała obracać, ale w końcu przytachała wszystko, co uznała za przydatne. Nolan uniósł brwi, obserwując z rozbawieniem, jak Mis zamierza podnieść ciężki [link widoczny dla zalogowanych]. Mis zaśmiała się w duchu z jego zdziwienia, kiedy bez wysiłku podniosła go i śmiejąc się histerycznie uderzyła w ścianę.
Nagle o czymś sobie przypomniała.
- Czekajcie na mnie! - krzyknęła, wybiegając na zewnątrz

*dwie godziny później*

- Czołg - jęknęła z zachwytem Mis, z rozmachem odwalając płachtę.
"Jestem w bazie. Znalazłam czołg! : )", napisała, wysyłając SMS do Nolana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Sob 0:38, 01 Wrz 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 4, ranek

- Na pewno wiesz jak to się robi? - zapytała z powątpiewaniem Valerie. West prychnął spoglądając przy tym z wyższością. Oparł obydwa nadgarstki na kierownicy sedana, jednocześnie przyjmując w jakiś niewyjaśniony sposób szlachetną pozycję.
O ile szlachetnym można nazwać jazdę kradzionym autem.
- Oczywiście, że wiem. Nie mam jedynie wprawy - odparł na tyle swobodnie, na ile pozwalało mu towarzystwo dziewczyny.
Michael powoli przekonywał się do Valerie, i nawet nie chciał przed sobą przyznać że woli jej towarzystwo niż samotne spędzanie dnia w nowym świecie bez dorosłych.
- Tego się właśnie obawiam - odparła szatynka, dzieląc się wątpliwościami. Odpowiedzią Westa na to, było uniesienie prawej brwi. - Brak ci praktyki.
- W sumie racja, ale kto się przejmie kilkoma potłuczonymi hydrantami?

*15 minut później*
- Hamuj. Hamuj. Hamuj! Hamujhamujhamuj! - krzyczała East chwytając się uchwytu nad drzwiami. West nacisnął hamulec i sprzęgło, po czym wrzucił skrzynię biegów na luz i trzepnął dziewczynę z tyłu głowy.
- Co ty odpi***alasz?! Miałem spokojnie 15 metrów do bramy zawszona idiotko! - zgasił silnik i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. - Ale mnie podku**wiłaś - wycedził jeszcze przez zęby, zanim wsadził do ust papierosa.
Puszczał przez chwilę dym, który unosił się w zamkniętym samochodzie.
- Może włączysz zapłon? Otworze okno, co?
- Nie
- Otworze drzwi, co ty na to?
- Za zimno na zewnątrz
Valerie zacisnęła zęby i powoli wypuściła powietrze z płuc.
- To jak mam pozbyć się tego dymu?
West dmuchnął jej dymem w twarz, na co ona rozkaszlała się.
- Nijak. Zawsze możesz wyjść.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Sob 0:57, 01 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 19:09, 01 Wrz 2012    Temat postu:

[ST, dach jakiegoś domu] Dzień 4, przed trzecią.

Flossy siedziała oparta o Nolana, tasując karty.
- Jeszcze jedna rundka? - zapytała cicho. Odłożyła karty i przetarła oczy. - Czy wam też zdaje się, że czas tutaj leci jakoś szybciej?
Matt oderwał wzrok od ciemnego nieba.
- Czuję się jakby minął już miesiąc, a nie cztery dni.
- Mhm.
- Nie chce mi się już grać.
- Bo przegrywasz.
- Ty też, Nolan definitywnie ograł nas oboje we wszystko.
Flo westchnęła i poklepała się po policzkach.
- Rozwalanie domu jest nieco męczące.
- Zdecydowanie.
- Czemu nic nie mówisz, Nolan?
- Pali się - oznajmił głucho chłopak, a Flo w jednej chwili zatrzęsła się nieco, czołgając w stronę krawędzi.
- Gdzie?
- Znowu ktoś coś podpalił - wymamrotał Matt, a Nolan wskazał głową łunę parę przecznic dalej i dym unoszący się do góry. Na szczęście dość daleko. Flo odetchnęła z ulgą.
Dopóki coś nie rozbiło się o ścianę budynku.
Koktajle Mołotowa. Dorosłych nie ma, gówniarze szaleją - pomyślała, patrząc za uciekającymi sylwetkami. Potem jej myśli pochłonęły płomienie w dole.
- Flo, możesz przywołać znów ten latający dywan, zanim zrobi się nieciekawie? - zapytał Matt.
Flossy zignorowała go, wstając.
- Ej, bo spadniesz!
- To mój tata to rozpalił, specjalnie dla mnie - powiedziała jeszcze, rozpostarła ramiona i rzuciła się prosto w ogień. - Ziuuuum.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Sob 19:30, 01 Wrz 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 21:54, 01 Wrz 2012    Temat postu:

[Samantha Town, dach jakiegoś domu] Dzień 3/4 (26/27 grudnia), przed trzecią.

Knight spojrzał na Whitemore, która właśnie próbowała wykonać jakieś efektowne samobójstwo. Zamknął oczy wyczekując znanego mu trzasku kości i dźwięku łamanego karku.
"To nudne Knight. Nu-dne. Mordujesz dziewczyny w swoim otoczeniu. Czy to normalne? Nie."
Zmrużył oczy podchodząc do krawędzi. Spojrzał w dół.
Ogień.
Nolan spojrzał na płonący budynek.
Widział taniec czerwonych i żółtych płomieni.
Zapraszały go.
Zapraszały do swojego tańca.
Jak zahipnotyzowany wyciągnął dłonie i wychylił się do przodu.
Dwa kolory zaczęły tańczyć coraz wolniej.
Podobało mu się to.
Chaotyczny taniec nadal trwał.
Zaczął spadać w objęcia ognia i wyciągnął dłonie.
Opadł na ziemię i wstał z niej powoli zauważając, że przed nim jest ogień, a on sam opadł na stopiony śnieg.
Wyciągnął przed siebie swoje obandażowane dłonie i pomachał nimi przecinając ogień.
Brak bólu. Tylko smyrające ciepło.
Stanął w nim.
Stanął w ogniu rozpościerając ramiona.
Czekał aż przyjemne uczucie opęta ciało.
Zaczął czuć euforię.
Ogarnęło go wielkie uczucie szczęścia.
"Mogłabyś sobie to darować."
Wtedy przypomniał sobie po co się tu pojawił. I wtedy zrozumiał jeszcze jeden ważny fakt.
Płonął.
"Deja Vu?"
Jęzory ognia chwyciły jego ubrania błagając by wrócił do zabawy.
Coraz więcej ognia zbierało się na jego ubraniu. Płomyki błagały go o dalsze towarzystwo.
"Cóż za tupet! W takich chwilach chyba trzeba zdjąć ubrania by nie spłonąć... Ha, mógłbym spłonąć, a moja głowa mogłaby zostać odcięta przez jakiegoś bruneta psychola... Nie, Nolan."
Ruszył przed siebie nie zwracając uwagi, że może spłonąć. No bo po co? Zaczął kasłać.
"Ludzkie odruchy... Brak tlenu i zdychamy."
Kilka metrów dalej zauważył leżącą Brielle. Ku jego zdziwieniu oddychała. Do tego jej włosy dziwnie przypominały kolor płomieni.
- Brielle..
"Yay! Cudownie."
Nachylił się i chwycił Flossy, a potem ładnie zarzucił ją na plecy i zaczął oddalać się od ognia. Po chwili krztuszenia się dotarł zza dom i zrzucił dziewczynę. Euforia którą wcześniej czuł zaczęła przemieniać się w... złość, nienawiść, agresję?
Spojrzał jeszcze raz na nieprzytomną dziewczynę, ugasił mały płomyk na zniszczonej koszulce i pobiegł przed dom. Ku jego uciesze dwójka dzieciaków z koktajlami mołotowa. Brunet zaśmiał się i ruszył w ich stronę. Jeden chłopiec, a druga osoba - ni to chłopak ni dziewczyna - nie zdążyła uciec. Dookoła ciała dzieciaka pojawiły się liny. Dzieciak zaczął się szamotać, a Knight spokojnie podszedł do osoby i wyszczerzył się. Iluzja zniknęła.
- Witaj iksigrekciątko. Jestem Nolan i chcę zmienić świat. - zaśmiał się.
Z kieszeni wyjął nóż i zaczął tworzyć iluzję. Ciszę przerwał wrzask dziewczyny, a Nolan postanowił sam zmienić się w potwora - dosłownie. Jego oczy przybrały szkarłatną barwę, zęby zamieniły się na miliony igiełek podobnych do zębów rekina, a w ręce znalazł się zakrwawiony nóż.
I tylko jedna część owej sceny była prawdziwa.

***

Drake z trudem doszedł za płonący dom. Już dosyć dawno zostawił swój nóż. Złapał się za głowę i zakasłał. Miał wrażenie, że wszystko stało się ociężałe i... dziwne. Znalazł się za domem, a niedaleko leżała Flossy. Knight zaśmiał się nieludzkim głosem.
- Brawo Knight. Poparzyłeś się i uratowałeś osobę, którą znasz od 12 godzin. Geniusz. Nie takie rzeczy się robiło co? A teraz pewnie wszystko jest okej, bo nikt niewinny nie umarł tej nocy, prawda? Oczywiście w wszystko w twoim mniemaniu.
Chłopak jęknął. Gdyby nie to, że był cholernie zmęczony, chętnie wyciągnąłby paczkę papierosów z kieszeni i chętnie by zapalił go sobie ogniem z budynku. Zachwiał się nadal się śmiejąc. Opadł twarzą na ziemię, a ostatnią rzeczą jaką słyszał był jego śmiech, głos wołający jego imię (dziwnie przypominający głos Matt'a) i dźwięk dostarczonej wiadomości SMS.
Zaczął odczuwać, że osuwa się w ciemność.
Ciemność w której znajdowało się jeszcze jedno zielone coś.
"Niczym czołg skrzyżowany z buką..." - pomyślał nim całkowicie stracił świadomość.

* Przepis na posta według Helen! - nie masz co pisać? Znajdź stary post, ctrl+c i ctrl+v!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 13:09, 02 Wrz 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 22:10, 01 Wrz 2012    Temat postu:

kursywa - urojenia Flo.

[Samantha Town, dach jakiegoś domu] Dzień 4, przed trzecią.

Ojciec śmiał się, patrząc na nią i polewając jej ciało benzyną. Wyciągnął pudełko zapałek i podpalił jedną z psychopatycznym uśmiechem na ustach. Przyłożył palec do ust, nakazując jej milczenie i upuścił na nią zapałkę.
Zapałka leciała powoli, płonąc w locie. Aż w końcu opadła na jej ciało, które zaczęło drgać, w spazmach bólu, który atakował każdy jej nerw. Jednak nie mogła krzyczeć.
Płonęła.
Uśmiech ojca zbladł, a on sam zaciągnął się papierosem, który nagle pojawił się w jego dłoni. Pochylił się nad nią, dmuchając dymem w jej twarz.
Dusiła się.
Odwróciła lekko głowę, wpatrując się w płonący, pusty kanister, ciała matki i Elle i Kota z Cheshire, który latał naokoło, chichocząc złośliwie.
- Pio, pio, pio, pio, pio - zawył przeciągle, przelatując koło jej ucha.


Otworzyła usta, by krzyknąć, jednak żaden dźwięk nie wydobył się z jej ust.
- Brielle... - słowo uderzyło w nią całą mocą, sprawiając, że wszystkie zjawy obok niej zniknęły, a stojący nad nią ojciec zmienił się w kogoś, kogo znała, ale nie mogła sobie przypomnieć, kim był.
"Brielle? "
Próbowała powiedzieć, że nie jest Brielle. Niebieskowłosa Brie kochała Nolana, a Nolan zginął.
To smutne opowiadanie.
W nim... Brielle przeżyła. Nie spłonęła.
Flossy Stormy Brielle płonęła. Teraz płonęli oboje.

Dlaczego sylwetka chłopaka zmieniła się nagle w Szalonego Kapelusznika? Nachylił się nad nią, a potem uniosła się w górę.
Na plecach Szalonego Kapelusznika pokonywała płomienie. Języki ognia dopadły ich i skrzywiła się z bólu.
Zostawiali za sobą jej ojca, śmiejącego się i kręcącego wśród ognia.
- Anakinie! - zawołał Obi-Wan Kenobi za nimi. - Kochałem cię, Anakinie!
Zdrajcą, była zdrajcą.
Poczuła, jak ktoś nakłada jej na twarz maskę, która przywarła mocno do skóry, praktycznie się z nią zlewając.
- Kira! - wrzasnął L, wskazując na nią palcem. Death Note wypadł z płomieni, uderzając ją w głowę.
Znalazła w nim swoje nazwisko i datę.
- Pio, pio, pio - zasyczał jej do ucha Kot z Cheshire, oplatając ją w pasie ogonem.


Potem poczuła, jak uderza plecami o ziemię.

*ileśtampotem*

Flossy otworzyła oczy i wrzasnęła. Wszystko tak bardzo bolało.
Zobaczyła kosmyk włosów, do połowy spalony, który opadł jej na twarz.
Płonęła.
Dlaczego jej obrażenia były tak małe?
Zerknęła na poparzone ręce, od ramion do końca. Zakaszlała, a po chwili dostrzegła obok siebie leżącego z twarzą w trawie Nolana.
- N... - spróbowała wymówić jego imię, jednak znów zaniosła się kaszlem. Mocno podrażnione gardło bolało.
- Nolan - wychrypiała w końcu, z wysiłkiem przewalając go na plecy. Zawyła z bólu i otarła łzy.
Boli. Boli bardziej niż wtedy - pomyślała, przypominając sobie ostatni wypadek z ogniem w roli głównej.
Uratował mi życie, choć znał mnie pół dnia - wpadło jej do głowy, gdy wpatrywała się w nieprzytomnego bruneta.
Potem znów osunęła się w ciemność, opadając na chłopaka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Sob 23:19, 01 Wrz 2012    Temat postu:

[Samantha Town, dach jakiegoś domu] Dzień 3/4 (26/27 grudnia), przed trzecią.


W czasie gdy Nolan bawił się w Human Torch* ratując Flo, Matt gorączkowo się zastanawiał co może zrobić, by - po pierwsze - samemu nie spłonąć, a po drugie jak powstrzymać ogień przed rozprzestrzenianiem się. Czasu było coraz mniej, z kazda chwilą dach mógł się zapaść. Wtedy w umyśle Matta zakwitł pomysł. Świeczki gasną gdy się je zdmuchnie. Może tak samo jest z płonącym domem? Tylko w jaki sposób ma sie oddalić na odpowiednia odległość? Takie coś powinien zrobić z wyższego miejsca, inaczej może pogorszyć sytuację. Ale co... jak? A gdyby? Jeśli podmuch powietrza wyrzuci go wysoko nad dom, to być może znajdzie się w odpowiednim miejscu.
Niewiele myśląc postanowił wypróbować tę ideę. Wyciągnął ręce na boki i pobiegł w stronę krawędzi dachu. Na samym krańcu wybił się i sekundę później poczuł że spada. Jednak zanim uderzył w podłoże, silny podmuch od strony ziemi wypchnął go wysoko w górę. Matt głęboko zaczerpnął powietrza i obrócił sie w kierunku domu. Na trawniku widział leżącą Flo, niedaleko niej Nolan szedł przed dom. Moore miał tylko jedną próbę. Jeśli sie nie uda, kto wie czy ktoś ugasi ten ogień. Nabrał jeszcze więcej powietrza i dmuchnął z całych sił. Masa powietrza, któremu Matt dodatkowo nadał ruch spiralny, tworząc coś na kształt niedużego tornado uderzyła w płonący budynek. Ogień w mgnieniu oka zniknął, zmieciony przez potęgę oddechu chłopaka. Spadając Matt zauważył jeszcze, że dach na którym tak niedawno grał w karty z przyjaciółmi, zapadł się do wnętrza budynku, oraz że tylna ściana, w którą podmuch wpierw uderzył leży w gruzach. "Tak potężna technika musi mieć imię..." pomyślał lądując w basenie pełnym śniegu. Czuł, że jest wyczerpany. "Muszę odpocząć" Ostatnie co zobaczył to pochylająca sie nad nim postać chłopaka**.
- Daj mi się przespać.- jęknął.
___________________________________
* Human Torch (ang. Człowiek Pochodnia) - John Storm, bohater amerykańskiej serii komiksów o przygodach Fantastycznej Czwórki.
** Nie wbijać proszę, zarezerwowane dla Rex'a


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Sob 23:25, 01 Wrz 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rex
Gość






PostWysłany: Nie 13:27, 02 Wrz 2012    Temat postu:

[ST] 4, 27 grudnia, trzecia.

Wspaniale. Pali się mój dom razem z połową dzielnicy, musiałem wyczołgać się ze swojego schronu przez ciasne okienko, dom sąsiada został zmieciony przez jakieś minitornado, zrobione przez tego oto pana Dmuchacza, którego musiałem wyciągać z basenu pełnego śniegu.
- Daj mi się przespać - mruknął chłopak.
Tak tak, najpierw robisz tornado, a teraz zamierzasz spać. Znieczulica społeczna, ot co, ot co.
Przeciągnął go na szosę, ciągnąc za nogę i wlokąc jego tułów po topniejącym szybko śniegu.
Zrobił śnieżkę i rozsmarował na głowie nieprzytomnego chłopaka. Nie zareagował.
Może umarł.
Peter dmuchnął przez nos i zaczął ciągnąć go dalej, potykając się czasami o małe barierki, które od jakiegoś czasu zanikały coraz bardziej.
Niesforna moc z ciebie.
Snop iskier uniósł się z pobliskiego budynku. Jacobson wyciągnął dłoń - iskierki zatrzymały się na niewidzialnej ścianie i zgasły.
Super.
Kiedy w końcu wyszedł ze strefy nieopanowanej przez ogień, usiadł na chodniku i westchnął ciężko.
Uderzył nieprzytomnego chłopaka śnieżką w twarz.
- Gyhydwz...
To chyba dobry znak.
Powrót do góry
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Nie 14:29, 02 Wrz 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 4, ranek

- Słyszałeś o tym pożarze w nocy? - zapytała Valerie, spoglądając na Westa wyczekująco. Tamten wpatrywał się w przednią szybę samochodu i skręcił w lewo, jednocześnie redukując bieg.
Dość gwałtownie wyprostował koła i znowu zaczęli gonić węża, jak Valerie bezwiednie zaczęła nazywać styl jazdy blondyna.
Michael uniósł w górę lewą brew, spoglądając na uczennice Washington z irytacją.
- Niby skąd? To ty mnie dzisiaj obudziłaś, o wredna - odparł chłopak, świetnie udając ziewanie. - Mnie bardziej zaskakuje, że ty o tym się dowiedziałaś.
- Prędkość plotki jest tutaj niesamowita, wiesz? - odparła tamta, uśmiechając się cynicznie. Blondyn zdobył się wyłącznie na parsknięcie.
- I co w związku z tym pożarem? - zapytał zapalając papierosa. Cały czas jechali, więc West stracił przez chwilę panowanie nad kierownicą i urwał prawe lusterko samochodu.
- Uważaj! - krzyknęła, co chłopak kompletnie zignorował. Nawet wbił w nią wzrok, specjalnie jadąc na ślepo. - Do dobra, powiem ci. Tak ci na tym zależy?
Kiwnął głową i wrócił do obserwowania drogi.
- Więc jakieś bachory bawiły się koktajlami Mołotowa. Podobno jest dwóch rannych. Nolan i jakaś Flo. Znalazł ich jakiś niemo...
Zahamowali tak gwałtownie, że Valerie mało nie wypadła przez szybę. Chciała już ochrzanić Westa gdy dostrzegła jego śmiertelnie poważną minę.
- Gdzie to było.

[ST] Dzień 4, rano - Valerie East

Zatrzymali wóz na lampie drogowej. Dokładniej rzecz ujmując West zatrzymał.
Michael przeszedł obok chłopaka, który coś mu pokazywał językiem migowym. Valerie wypadła z samochodu i chwyciła blondyna za rękaw.
- Co? - zapytał tamten. East pokazała mu chłopaka stojącego obok i wycedziła przez zęby.
- Tu ich nie ma - zwróciła się do niemego chłopca. - Przepraszam za niego, to gbur. Wiesz może gdzie są ranni z tego pożaru?
Tamten zmierzył wzrokiem dziewczynę i po chwili zastanowienia kiwnął głową. Weszli za nim do sąsiedniego mieszkania, którego właściciel zniknął podczas świąt.
Najwidoczniej nie miał dzieci.
Na kanapie leżała czerwonowłosa dziewczyna, a wygodny fotel okupował wysoki brunet. Obydwoje byli pokryci poparzeniami.
W większym lub mniejszym stopniu.
- West? - zapytała Flossy spoglądając na Michaela. Tamten kiwnął głową, na co dziewczyna westchnęła ciężko. - Mój ojciec podpalił dom.
Michael, który właśnie pił sok z kartonu który znalazł na stole, zakrztusił się i dopiero Matt, który wyszedł z kuchni, poklepał go po plecach.
- Twój ojciec nie żyje. Przynajmniej, tyle mi wiadomo.
- Tęsknie za Ellie. Poszła na wycieczkę wzdłuż bariery.
Zapadła niezręczna cisza, podczas której Flossy wpatrywała się wyczekująco w Michaela.
- Nie, nie, nie. Na pewno cię tam nie zawiozę - odparł i wyszedł z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.
- Cham - odparł brunet, za pewnie Nolan. East parsknęła pod nosem i wbiła wzrok w drzwi.
- Jeszcze chwila - odparła, sama do siebie, jednak na tyle głośno aby wszyscy mogli ją usłyszeć.
W tej samej chwili dotarły do nich głośne dźwięki silnika, które brzmiały tak, jakby ktoś próbował nieskutecznie go reanimować.
Skutek parkowania na stalowym drągu.
Potem usłyszeli głośnie przekleństwa Westa, trwające do chwili, gdy dotarł do nich głuchy dźwięk stłuczonego szkła. Wtedy zawył alarm samochodowy, który ucichł w chwili odpalenia silnika.
Valerie odwróciła się do zgromadzonych i obdarzyła ich promiennych uśmiechem
- Dobra! Mamy samochód!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Nie 19:41, 02 Wrz 2012    Temat postu:

[Las] Dzień 4, południe

Poruszali się dość szybko, mając po swojej lewej stronie mleczno-białą barierę.
- Mówiłem, ale nie chciałaś słuchać. - mruknął, zmęczony Ced. - Stąd nie ma wyjścia.
Christelle przystanęła i spiorunowała niebieskowłosego wzrokiem. Ściągnęła ze swoich ramion łopatę i rzuciła ją z całej siły na ziemię, którą pokrywał topniejący już śnieg.
- Proszę. Udowodnię ci. - złapała narzędzie, podeszła bliżej bariery i zaczęła kopać dół. Kiedy dziura sięgała jej już do bioder, usiadła wykończona na ziemi i wybuchnęła głośnym płaczem. Bariera nadal ciągnęła się również w ziemi. Whitemore wiedziała, że nigdy nie znajdzie wyjścia, ale nie chciała tego głośno przyznawać. - ZADOWOLONY?!
Minęła zdziwionego Creviego i szybkim krokiem ruszyła w dalszą drogę.
- A łopata? - Ced nadal stał w tym samym miejscu, wpatrując się w oddalającą się brązowowłosą.
''Wypchaj się nią.''
- Możesz ją zostawić. Nie będzie już potrzebna. - odparła zrezygnowana.
Nagle zza drzewa, niedaleko Elle wybiegł wilk. Ale nie był to zwykły wilk, jakiego nieraz widywała w tym miejscu dziewczyna. Zwierzę było większe i potężniejsze. Wzniósł pysk w stronę nieba i głośno zawył.
- UWAŻAJ! - usłyszała za sobą zbliżającego się chłopaka.
Zwierzę przeniosło swój wzrok na niebieskowłosego i powoli ruszyło w jego stronę.
- Nie. Nie, nie, nie... - powtarzała, jak opętana.
Nie miała zielonego pojęcia, jak mogłaby go pokonać. Była w kropce i bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
''Myśl, idiotko, myśl.''


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 22:08, 02 Wrz 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 4, późny ranek.

- Czuję moc, czuję zew, czuję w sobie odwagęęęęęęę - zawyła Flo, która uparła się siedzieć obok Westa, który wyglądał, jak gdyby miał za chwilę wywalić ją za okno. Gdyby nie prowadził, oczywiście. - Dzięki tobie, Elleeeeee - zawyła po raz kolejny, zmieniając tekst.
- Wydawało mi się że to była Sara - prychnął z tylnego siedzenia Nolan, gdzie siedział razem z Mattem i Valerie.
- Oddam sen, oddam krew, oddam ci życie całeeeeeeee.
- Ciekawe, jak daleko doszła Elle.
- BO CIĘ KOCHAAAAAAAAM, ELLEEEEEEE! - zakończyła Flo i zaklaskała sama sobie. Chwilę potem syknęła.
- Uważaj - burknął Michael, zerkając na nią kątem oka.
Flo wyciągnęła przed siebie ręce, całe w bandażach. Od ramion do nadgarstków. Rozkazła także obandażować sobie głowę, by wyglądać jak "półmumia".
- Wiesz, Michael, to całkiem mi...
West spiorunował ją wzrokiem, a Flo zachichotała, spoglądając w okno.

[Las] Dzień 4, południe - Cedric Crevy.

Całe życie przelatywało mu przed oczami, zasłaniając idącego w jego kierunku wilka-giganta.
Śmiało mógłby nazwać go wilkorem*.
Przynajmniej nie Elle.
- Boże, niech niebo składa się z jadalnych chmurek i żelków latających wokół zmarłych, Panie Boże, proszę... - zaczął mamrotać, jednak urwał, otwierając zaszklone oczy i wrzasnął, gdy samochód wjechał w wielkiego wilka, który właśnie szykował się by rzucić się na Ceda.
- Beeeeeeeksa! - wrzasnął ktoś z samochodu głosem Flo. Chwilę potem rude dziewczę w bandażach wyskoczyło z auta i rzuciło się na Elle. Ced spojrzał na rozjechanego wilka z przerażeniem.
Z samochodu wyszła jeszcze jedna dziewczyna, jakiś blondyn, brunet i Matt, którego Ced kojarzył, bo chodził z Flossy na wushu.
Rudowłosa rzuciła się na oszołomioną Elle.
- Tata znów przyszeeeeeeedł! - zawołała, ściskając ją mocno.
Elle odsunęła ją od siebie i obrzuciła wściekłym wzrokiem bandaże.
- Kto, do cholery, jej to zrobił? - zapytała i zmarszczyła brwi na widok Nolana, który pomachał do niej obandażowaną ręką.
- Mówiłam, że tata - odparła Flo, która nagle znalazła się przy martwym wilku.
- Hm - Michael spojrzał na rozwalony o pień drzewa samochód. - Będziemy musieli wrócić na piechotę. Świetnie, a wszystko przez twoją głupią zachciankę.
Flo pokazała mu język, ściskając trupa.
- Mogę go zatrzymać? MOGĘ?
Nienormalni.

*duże, słodkie, mordercze stworznka z GoT.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Nie 23:23, 02 Wrz 2012    Temat postu:

[ośrodek wypoczynkowy] Dzień 4, ranek - Jack

- Nuuudyyy!! - krzyknął Jack, ziewając potężnie. Zmierzwił swoje czarne włosy i od niechcenia rzucił lotką w sam środek tarczy.
Dziesięcioletnia dziewczynka siedząca na fotelu przed telewizorem, odwróciła się w jego stronę, specjalnie po to aby posłać mu krytyczne spojrzenie.
- Mógłbyś się zachowywać trochę dojrzalej? Patrząc na ciebie widzę nieuchronną zgubę, która wisi nad rasą ludzką.
Tamten spojrzał na nią z kondensacją i pomasował się w okolicy żeber.
- Przerażasz mnie. Czy ty aby nie jesteś zbyt mądra jak na swój wiek? - zapytał, uśmiechając się ironicznie. Trącił butem kryształ w którym było nalane whisky i podniósł się z kanapy, stając za dziewczynką. - Minęły dwa dni od odejścia tego całego Kaczora*
Mała blondyneczka prychnęła pod nosem.
- On miał na imię Nolan.
- Jak zwał, tak zwał. Bardziej się obawiam tego co zrobiłem, Lily.
Lily odwróciła się w stronę chłopaka i widząc jego zrozpaczoną minę, przytuliła go w pasie.
- Już dobrze, Jack. Już dobrze.
Nie chcę więcej zabijać

[Las] Dzień 4, południe

Nienormalna.
West wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Już miał włożyć jednego do ust, gdy dostrzegł niebieskowłosego, który wyglądał jak zagubiony 5-latek.
No pięknie. Tylko tego nam tu brakuje. Zdezorientowanego dzieciaka.
West podszedł do Cedrica, wsadził mu papierosa do ust i przypalił go. Tamten próbował wytrącić papierosa z ust, ale West wepchnął mu do nich pół filtra.
- Zostaw. To cię uspokoi.
Chłopak zrezygnował z oporu i zaciągnął się, krztusząc przy tym dymem.
- Do diabła! Jak to ma mnie rozluźnić?
A myślisz w tej chwili o trupie wilka?
Uniósł wzrok znad Cedrica i dostrzegł że wszyscy na niego spoglądają z wyrazem twarzy, którego za nic nie mógł zrozumieć.
- No co?!? - krzyknął West, czując że coś się w nim gotuje.
Drodzy państwo, musicie wiedzieć że Mike codziennie się przez coś wkurza.
West chwycił za głowę wilka i użył mocy, przez co po chwili zostały z niego same kości. Zapalił papierosa i ruszył wzdłuż bariery, chowając ręce w kieszeniach.
- Chodźmy szukać wyjścia z tego psychiatryka. Inaczej mi też odbije.
Nieważne że nie ma wyjścia. Musze czymś zając mój umysł na najbliższe 5 dni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Pon 7:10, 03 Wrz 2012    Temat postu:

[Las] Dzień 4, południe

- Nie ma. NIE MA ŻADNEGO, CHOLERNEGO WYJŚCIA! - krzyknęła, wpatrując się w Westa.
Usłyszała znaczące chrząknięcie Flo. Siostra podeszła do niej i objęła ją ramieniem.
- Elle, napewno jest jakieś wyj...
- NIE MA! Jesteśmy tutaj zamknięci na zawsze. A do tego znikamy za parę dni. - prawa brew rudowłosej momentalnie wystrzeliła ku górze. - Tak, Flossy Stormy Brielle. Jeśli znikają wszyscy powyżej piętnastu lat to my też znikniemy i to już za parę dni. Nie unikniemy tego.
Christelle schowała twarz w swoich dłoniach, chcąc ukryć zbierające się w jej oczach łzy.
''Czy oni tego nie rozumieją?''
Niezauważalnie otarła jednym palcem słone krople, a jej ręce opadły z powrotem wzdłuż bioder.
- Jeszcze do tego te zmutowane wilki. - jęknął Cedric, upuszczając na ziemię niedopalonego papierosa.
- Czekaj, czekaj. Myślicie, że to ma coś wspólnego z tym całym, no, pufffnięciem? - spytał Matt, po czym wykonał rękoma jakiś dziwny gest.
- Nie wiem. Może akurat ten jeden był jakiś dziwny. Ale jeśli znajdziemy takich więcej, to znaczy, że te wilki mają napewno coś wspólnego z tym wszystkim.
Flo wybuchnęła śmiechem, podpierając się rękoma bioder.
- Wszyscy zmutowali. - wypaliła.
Christelle popatrzyła na nią zdziwionym wzrokiem. Podeszła do siostry i spostrzegłwszy przypalony kosmyk jej rudych włosów, wzięła go do prawej dłoni.
- Ten ogień przypalił ci mózg. - mruknęła, przenosząc wzrok na uśmiechniętą twarz Flossy.
- To się chyba stało już bardzo dawno temu. - wyszczerzyła się i znów zaniosła się głośnym śmiechem.
Elle spojrzała na Matta i niejakiego Nolana.
- Co wy z nią zrobiliście?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vicky
Patricia A. Moore, II kreski



Dołączył: 08 Lip 2012
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świnoujście

PostWysłany: Śro 18:49, 05 Wrz 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 4, ranek.

Kolejne kilka dni, a ona nie robiła nic, nowa rzeczywistość była dla niej nudna. W chwili obeznej leżała na łóżku oglądając anime na tablecie, którego dostała w prezencie od rodziców.
"Przynajmniej to mi się przydało" - uśmiechnęła się do siebie przewijając stronę elektrycznego e-booka. Czytała niedawno ściągniętą książkę pod tytułem "Podręcznik samobójstwa".
- Hmm, bardzo ciekawe, może zrobię to samo, w końcu to już nie to samo co dawniej- powiedziała, a chwilę potem na jej telefonie ukazałą się wiadomość.
"Myślisz, że to dobre wyjście?" - numer nadawcy był jej nieznany, Patty z wściekłości uderzyła pięścią w łóżko. Nagle z łazienki obok zaczęła strumieniami lecieć woda.
- Co jest k*rwa?- machnęła ręką, a wszystko wróciło do normy.- Świetnie, nawet nie panuję nad mocą, w ogóle co to ma być? Moc, to jest interesujące, ale gdybym potrafiła ją kontrolować.
- Pomóc ci?- zapytał Chase stojący w drzwiach.
- Ale, że co niby?- odłożyła tableta, a potem podeszła do chłopaka.
- No wiesz, możemy potrenować trochę twoją moc.
- Hm.
- Dobra to się trochę namyśl, ja idę na dół, jak będziesz już zdecydowała to dołącz do mnie.
Patricia walnęła się na łóżko i zasnęła.

*pół godziny później*

- Patty... Patty... Patt- przerwała chłopakowi uderzając go w twarz.
- Coo jest znowu? Pali się czy co?- zapytała zaspana niebieskowłosa
- Przyszedłem po odpowiedź.
- Jasne.
- Co jasne?
- Odpowiedź tępaku, poćwiczę z tobą.
- A, dobra. Idziemy?
- Daj mi się wyspać to pójdziemy- machnęła ręką, a na Chase'a wylała się szklanka wody, która stała na biurku.
- Idiotka- warknął.
- Słyszałam kretynie.
Oboje zakończyli jakże interesującą rozmowę. Chase zszedł znowu na dół, a Patty wróciła do tej samej czynności.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 20:28, 06 Wrz 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 4, południe

-To bez sensu. Może lepiej od razu się zabić! - krzyczała Delaney mając ochotę wyrzucić coś przez okno. - Mam tego dość. Dzieci podpalają domy, mają jakieś chore moce i nie ma nikogo kto by nad tym zapanował. Genialne!
- Przecież ktoś rządzi... - zaczęła cicho Sydney.
- Tak, ale jakoś nie widać większych efektów tego rządzenia. To tak jakby dać Flossy Whitemore władzę. Chaos!
- Przecież na pewno...
- Nie! Pewnie umrzemy za tydzień, albo nawet mniej. Wyobrażasz sobie dzieci z bronią, które biegają i strzelają gdzie popadnie, podpalają wszystko dookoła? To właśnie się zaczyna! - Del wrzeszczała. - A skończy się dopiero jak umrzemy!
- Nie myśl tak. Na pewno jest jakieś racjonalne wytłumaczenie tego wszystkiego.
- Właśnie, że nie ma. Poza tym jest bariera. Stąd nie ma ucieczki.
- Jaka bariera? O czym ty mówisz? Nie wierzę ci. - szeptała Sydney.
- Chcesz zobaczyć? Ok.

*później przy barierze*

- Tadam! Dalej mi nie wierzysz? - zawołała Delaney.
- To niemożliwe.
- A czy zniknięcie dorosłych jest możliwe? - usłyszawszy tylko ciszę dodała. - No więc właśnie.
Sydney pokręciła głową i podeszła bliżej. Wyciągnęła rękę i końcem palca dotknęła bariery. Krzyknęła i odskoczyła.
- Zobaczyłaś, więc możemy już wracać, tak?
Bliźniaczka kiwnęła głową w odpowiedzi i ruszyły z powrotem do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:15, 08 Wrz 2012    Temat postu:

Krótko i pogmatwane, ale nie z mojego kompa ;c

[Czołgiem] Dzień 4 (27 grudnia), po południu

- TY BEZUŻYTECZNA KUPO ZŁOMU ŚMIĄCA SIĘ NAZYWAĆ PRODUKTEM FIRMY SAMSUNG! - wrzasnęła na swój telefon Mistle, bliska roztrzaskania go o ustrojstwa dookoła niej. "Dzięki Ci Boże za gry wideo. Za wszystkie wojenne rąbanki, w których dało się jeździć czołgiem", pomyślała, uspokajając się i wyglądając przez wieżyczkę. Na wyświetlaczu nieodmiennie migotał napis 'wysyłanie nie powiodło się'. Page miała złe przeczucia. Bardzo złe przeczucia.
Flo ani Nolan nie odpisywali. Chyba coś stało się z ich telefonami, bo na jej uparcie wyskakiwał błąd wysyłania. Od Matt'a nie miała numeru.
- Ogień? - zmarszczyła brwi, usiłując dojrzeć więcej między drzewami. Skręciła w przeciwną stronę. Czołg, mimo wszystko mały, mógł wywołać panikę. Tymbardziej, że Mis zdążyła już rozwalić ogrodzenie bazy, zmiażdżyć kilkanaście drzew i narobić dziesiątek pomniejszych szkód, zanim z gier przypomniała sobie, że czołgiem steruje drążek, a wciskanie pięścią wszystkich przycisków z pewnością nie pomoże.
"Głosy? Kto normalny siedzi w środku lasu, w dodatku blisko bariery?". Grupka cofnęła się, patrząc ze zdziwieniem na czołg. Mistle wystawiła głowę przez wieżyczkę. Rozpoznała ogniste włosy Flo.
- Whitemore, ty kupo gó*na, odbieraj czasem SMS-y! - zawołała radoście, gramoląc się na szczyt czołgu.
- To... czołg - powiedziała głupio jakaś ciemnowłosa dziewczyna.
- Trudno to ukryć - odparła, zeskakując na ziemię. - Nolan, postanowiłeś zostać mumią?
- Eee...
- CZY WY DO CHOLERY NIE WIECIE DO CZEGO SŁUŻY TELEFON?! PISZĘ DO WAS OD TRZECH GODZIN, IDIOCI! WY SOBIE ROBICIE JAKIEŚ PARTY HARD W LESIE... O, cześć, West... A JA SIĘ ROZBIJAM CZOŁGIEM PO HELLDORE! POWALIŁO WAS DO RESZTY?! - przerwała na chwilę, żeby zaczerpnąć tchu, kiedy przerwał jej Matt:
- Ciebie też miło widzieć, Mis.
- A TY SIĘ NIE ODZYWAJ! TY, BRUNETKA, I TY, MAM-NIEBISKIE-WŁOSY I TY, ELLE, TEŻ. JESTEŚCIE BANDĄ NIEODPOWIEDZIALNYCH...
- ...powiedziała niezrównoważona blondynka, która jeździ czołgiem - skomentował spokojnie West, częstując ją papierosem. Mis wydmuchała dym w powietrze, zyskując coś na kształt szacunku, że nie zakrztusiła się.
- A ten Mam-Niebieskie-Włosy nazywa się Cedric - mruknął Mam-Niebieskie-Włosy.
- Valerie - powiedziała Brunetka. Mis machnęła ręką. "Na zawsze pozostaniecie tylko Brunetką i Mam-Niebieskie-Włosy".
- Mistle Page. Kolejny element tego wariatkowa. A z bariery nie wyleziecie. Przejechałam ją całą, obmacałam większą część, wykopałam ze 30 dołów i właziłam na drzewa. To nie ma wyjścia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin