Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział III
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 21:54, 24 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 3, wieczór.

- Yyy. Eee.
Flo przyglądała się spokojnie Mattowi, który właśnie tulił (próbował udusić?) półnagiego Nolana.
- Nie lubię yaoi - stwierdziła inteligentnie, przechodząc obok nich i sięgając po wafelka. Za plecami usłyszała coś co brzmiało jak błaganie o pomoc.
Oskubane kurczaki!
Zachichotała, zjadając ostatniego wafelka z paczki. Nagle obok niej przebiegł Nolan, ratując się ucieczką.
- Hę?
- Broń mnie! - wrzasnął jeszcze, zamykając się w kuchni. Zanim drzwi się za nim zatrzasnęły w dłoni Flo pojawił się niebieski miecz świetlny.
- Eee... Kiedy ja powinnam mieć czerwony.
Zdezorientowany Matt spojrzał na nią z uwagą.
- Tak, jej miecz powinien być zdecydowanie czerwony.
Flo machnęła mieczem.
Szkoda, że to tylko iluzja.
- Dlaczego on uciekł? - zapytał zmartwiony Matt, podchodząc do Flo.
- Pewnie się wstydzi - odparła i zachichotała złośliwie, podchodząc do drzwi kuchni. Zapukała w nie, opierając się o framugę. - Nolan, wyjdź.
- NIE!
- Próbowałam - mruknęła Flo. - Wiesz, że możemy z łatwością wyważyć te drzwi?
- Właśnie. Jesteśmy silni - pokiwał głową Matt, stojąc przed drzwiami kuchni. - Choć to nieładnie tak komuś psuć drzwi...
- Heherehe - Flo i Matt stali przez parę minut w milczeniu. - Matt, otwórz te drzwi.
- Ale nieładnie tak...
- Tam są wafelki. Dużo wafelków. Góry wafelków. Ta kuchnia to istny, wafelkowy raj!
Matt wydał bojowy okrzyk i cofnął się.
- O, już nie trzeba - oznajmiła Flo radośnie, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich Nolan, wyjadający lody z pudełka. Chochelką. Przeszedł obok nich i usiadł w fotelu, odkładając lody na stolik. Objął kolana rękoma i schował głowę, zaczynając coś mamrotać.
Flo uniosła ręce.
- Ok...
- Nake, nie wiem o co ci...
Flossy zachichotała, zakrywając usta dłonią.
- Co?
- Nie, nic.
- Nake...
Flo wybuchnęła śmiechem, siadając na poręczy fotela obok Nolana.
- No, N-N-N-Nake, przestań się trząść. I powiedzcie mi skąd się znacie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pią 21:55, 24 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Pią 23:14, 24 Sie 2012    Temat postu:

[ST, podstawówka] Dzień 3, późne popołudnie

- Wiesz, mnie on kilka razy pobił, ale też uważam, że na to nie zasłużył - odparł, wypuszczając dym z płuc. Taylor uniosła brwi, a on na to wyłącznie wzruszył ramionami. - Nie chowam zbyt długo urazy.
Tamta spojrzała na niego przechylając głowę na bok.
- Jesteś z Clinton.
- Nie no, naprawdę? - zapytał, przechylając głowę w ten sam sposób. Parsknął pod nosem i wbił wzrok w szkołę, do której się zbliżali. - Nie dziwne, że mnie nie kojarzysz. Nie przepadam za ludźmi.
- Michael West - powtórzyła jego imię, wpatrując się w koniuszki butów. - Czy ty nie byłeś przez tydzień zawieszony? Za zniszczenie krzesła nauczyciela? - zapytała z szerokim uśmiechem. Blondyn sam uśmiechnął się na wspomnienie swojego testu mocy.
- Tak, to ja. Wredny West.
Pchnął bramę podstawówki i wskazał dziewczynie, żeby szła przodem. Czerwone włosy musnęły czubek jego nosa i ruszył za nią wgłąb budynku.
- Gdzie idziesz? - zapytał bez przekonania. Ziewnął potężnie i mlasnął językiem. Watson spojrzała na niego zdegustowana
- Zawsze to robisz? - zapytała. Uniósł brwi i posłał jej kpiące spojrzenie jednocześnie. - Zawsze zniechęcasz do siebie innych?
Tym razem West wyłącznie uniósł brwi, ograniczając się do samego zdziwienia.
- Nie udawaj, że tego nie robisz.
Wzruszył wyłącznie ramionami i zwolnił trochę, pozwalając jej wyjść do przodu. Zaczął oglądać pomalowane na biało-niebiesko ściany, spoglądając przy tym na oprawione obrazki - dzieła tutejszych dzieciaków.
- Znam morderce Grega - wypalił nagle West. Dziewczyna mało się nie wywróciła. Odwróciła się w jego stronę i wbiła w niego wzrok.
- Kto to? - zapytała, a raczej zażądała odpowiedzi. West wyłącznie wzruszył ramionami i obdarzył ją krzywym uśmiechem.
- Nie powinienem o tym mówić. Do niedawna ta osoba uważała mnie za przyjaciela. To głupie, ale nie chcę jej wydawać, pomimo tego jak gardzę nią ze względu na jej czyn - widząc, że ruda chcę coś jeszcze powiedzieć przyłożył jej palec do ust. - Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. I tak zepsuła mi dziś humor.
- Czy ty jesteś dla niej... miły? - zapytała tamta stając w miejscu. Stanęli właśnie przed zamkniętymi drzwiami i Michael wszedł prosto w nie.
Miły?!?
Ukrył czerwoną twarz w dłoniach i odwrócił się od Watson plecami.
- Miły?! Chyba ci odbiło!! W jaki sposób niby jestem dla niej miły?!?
- Nie mówiąc nikomu, kim jest zabójca? - zapytała tamta.
West odwrócił się w stronę Taylor i zgromił ją wzrokiem, cały czas oblany rumieńcem
- Nigdy - wycedził i ruszył przed siebie, wpadając po drodze na wózek woźnego. Położył dłoń na czole i wbił wzrok w podłogę.
Czy naprawdę o tym nikomu nie mówiłem, bo nie chciałem aby miała kłopoty?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 8:52, 25 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town, opuszczone fabryki] Dzień 3, wieczór

Elle wyciągnęła z plecaka zwinięty koc i rozwinęła go na podłodze. Wygodnie się rozłożyła i poklepała miejsce obok siebie. Kiedy Cedric już usiadł na kocu obok dziewczyny, spojrzała mu głęboko w oczy.
- To jest dla mnie dość trudne. - szepnęła.
Zauważyła, jak niebieskowłosy bierze dłonie Whitemore w swoje.
- Tak będzie lepiej?
Elle pokiwała głową i głośno westchnęła.
- Od najmłodszych lat rodzice mnie nienawidzili. Zawsze mówili, że to coś odciąga ich ode mnie. - podsunęła prawy nadgarstek do oczu Creviego. Chłopak otworzył szeroko oczy, widząc bliznę w kształcie błyskawicy. - Tak wiem, wygląda, jak u Pottera, tylko że u niego znajdowała się na czole, a u mnie na nadgarstku.
Cedric uśmiechnął się wesoło, nadal wpatrując się w bliznę.
- W wieku 6 lat rodzice wysłali mnie na obóz jeździecki. Nawet nie wiem po co, skoro nigdy wcześniej nie miałam kontaktów z końmi. Rzecz jasna, chcieli się mnie pozbyć chociaż na jakiś czas. - widziała, jak chłopak powoli kręci głową. - Nie pamiętam już, w którym dniu od rozpoczęcia obozu to się stało. Ale nie ważne. W trakcie obozu przyjechała po mnie opieka społeczna i zabrała mnie do ośrodka. Tam dowiedziałam się, że ojciec podpalił moją świętej pamięci mamę, a przy tym samego siebie i cały dom. - czuła, jak po jej policzku spływają łzy.
- To straszne. - wyszeptał wstrząśnięty Cedric.
- Razem z moją siostrą, Flossy zabrano nas do naszej ciotki, Darlene, która z niechęcią przyjęła nas do swojego domu, ale pozwoliła w nim mieszkać. - prawa brew dziewczyny szybko powędrowała w górę. - To dziwne, bo twój ojciec też zginął, kiedy ty miałeś 6 lat.
Zauważyła, jak chłopak spuszcza głowę i zaczyna tępo patrzyć się w czerwony koc.
- Dziwny zbieg okoliczności, prawda?
''Dziwny, rzeczywiście.''
Uwolniła swoje dłonie z uścisku niebieskowłosego i wyciągnęła kawałek ciasta, które wcześniej pokroiła i owinęła folią aluminiową. Spojrzała pytająco na Cedrica, ale ten tylko pokręcił głową. Zatopiła swoje zęby w cieście, rozkoszując się jego słodkim smakiem.
- Ta fabryka przyprawia mnie o dreszcze. - burknął Crevy, rozglądając się dookoła siebie. Pewnie i tak niczego nie zdołał ujrzeć, bo w pomieszczeniu nie było ani jednego źródła światła.
- Jutro musimy wcześnie wstać, więc proponuję położyć się spać. - poinformowała, otrzepując okruszki ze swojej bluzki.
Cedric uśmiechnął się ponuro, po czym odwrócił się tyłem do dziewczyny i rozłożył się na kocu.
- Dobranoc.
- Dobranoc, Cedricu. - powiedziała, a chwilę później przeniosła się do krainy snów.



[Samantha Town, podstawówka] Dzień 3, późne popołudnie - Taylor Watson

Znaleźli się w jednej z klas, w której jeszcze tydzień temu uczyły się dzieciaki pod nadzorem nauczyciela. Taylor usiadła przy biurku nauczycielskim, uśmiechając się wesoło.
- Zawsze chciałam tu usiąść.
Michael uniósł lewą brew, siadając na stole naprzeciwko czerwonowłosej. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i jednym ruchem zapalił jednego, wkładając go do ust.
- Muszę rzucić ten cholerny nałóg. - mruknął.
- Widziałeś może zdjęcia tego gościa, który palił fajki? Przy twoim paleniu jest 90% szansy, że właśnie tak będziesz wyglądał.
West prychnął i spojrzał pogardliwie na Taylor.
- Wiesz co? Chyba takie będzie moje powołanie. Będę zombie, chodził po mieście i straszył dzieciaki.
- Załóżmy, że dorośli nigdy nie wrócą. Znając nas, za chwilę każdy z każdym będzie się bzykać. Wiesz, jaka czeka cię robota?
Blondyn wykrzywił swoje usta w złośliwym uśmieszku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Sob 8:54, 25 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:36, 25 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 3, południe
Celty gdzieś znikła, a Lily nie czuła się komfortowo siedząc sama w jej domu. Amy i John poszły jej poszukać, więc Lily też wyszła. Wciągnęła na nogi kozaki i zarzuciła kurtkę, a do ręki wzięła reklamówkę z rzeczami dla dzieciaków, które odłożyli z przeszukiwania sklepów, kierując się w stronę przedszkola.
Dzieciaki nadal płakały, ale opiekunowie szybko na to reagowali, pocieszając je. Na widok Lily niektóre się uśmiechnęły, krzycząc, że przyszła dziewczyna od ciasta.
- Cześć - przywitała się, zdejmując szalik. Dała dzieciakom zabawki i chwilę dotrzymywała im towarzystwa podczas zabawy. Potem skierowała się do opiekunów, wręczając każdemu kubek termiczny z gorącą kawą, którą zaparzyła u Celty. - Nie wiedziałam, czy macie tutaj ekspres do kawy.
- Mamy - mruknął jakiś chłopak. - Zepsuł się.
Rozplanowali grafik na następne dni, policzyli zapasy kaszek, zupek w słoiczkach i pampersów, próbując się zorientować na ile starczą. Oprócz tego przedszkole potrzebowało więcej ludzi, a nikt nie był chętny do zmieniania pieluch...
Popołudnie minęło szybko, więc Wilkes pożegnała się ze wszystkimi i poszła do szpitala. W poczekalni siedziało mnóstwo dzieciaków. Lily minęła je i weszła do jedynego czynnego gabinetu. Na kozetce siedział siedmioletni chłopczyk, a dziewczyna w jej wieku za biurkiem doktora.
- Hej, teraz jest moja kolej - powiedział chłopczyk. - Długo czekałem!
- Ja tylko na chwilkę - wytłumaczyła.
"Lekarzy" też brakowało. Dziewczyna nazywana Agnes zajmowała się wszystkim od bólów brzucha po skaleczone palce. Lily widziała niesamowite zmęczenie w jej oczach. Wywnioskowała, że dziewczyna spała tylko jakieś dwie, trzy godziny. Lekarstw było sporo po zniesieniu wszystkiego z aptek, ale bez Internetu Agnes nie miała pojęcia co do czego służy. Rozróżniała tylko podstawowe leki, ale jak mówiła - lepszy rydz niż nic.

*później - wieczór*

Lily po małym obchodzie miała wracać do Celty, ale w ostatniej chwili skręciła w Wolf Alley. Zrezygnowana popatrzyła na plac zabaw. Usiadła na jednej z huśtawek, a chwilę później szybowała już w powietrzu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Sob 17:08, 25 Sie 2012    Temat postu:

[ST, podstawówka] Dzień 3, późne popołudnie

West uśmiechnął się złośliwie, po czym wydał żałosny jęk.
- Wybacz, że cię rozczaruje, ale już się bzykałem.
Tamta wytrzeszczyła na niego oczy, a on odpowiedział jej swoim firmowym uśmiechem: "Wiem, że mną gardzisz, ale mam to głęboko w dupie".
- Serio? - zapytała, niemal wstając, ale widząc swoją reakcje ponownie usiadła. - Pospieszyłeś się trochę.
Przez chwilę uśmiechał się z triumfem, ale po pewnym czasie zdjął tą maskę samozadowolenia, zaciskając zęby i pięść w której trzymał palącego się papierosa.
- Do diabła! Przespałem się z dziewczyną, której nie znam i to mnie wpienia od rana. Nie dość tego, gdy poprawiłem sobie humor "ten" morderca walnął mi w twarz, za to że powiedziałem co o nim myślę!
Podniósł się z krzesła, chwycił je za nogę i wyrzucił przez okno.
Kilka kawałków szkła wbiło mi się w dłoń. Syknął głośno i złapał się za grzbiet nadgarstka.
Spojrzał wymownie na zszokowaną Taylor.
- To nie było moje najlepsze posuniecie.
Zaczął powoli wyjmować kawałki szkła z dłoni. Mrużył przy tym oczy i zaciskał zęby z bólu. Gdy nie została nawet odrobina szkła Watson zapytała go:
- Dlaczego więc go nie wydasz?
Blondyn spojrzał na nią jak na idiotkę.
- Nie potrafiłbym wydać tej osoby... - odparł, wręcz sam do siebie. Widząc jej spojrzenie, uświadomił sobie, że wypowiedział te słowa na głos. - Nic nie słyszałaś, prawda? - zapytał retorycznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:31, 25 Sie 2012    Temat postu:

[Dom Louisa] Dzień 3, wczesny ranek.
Chłopak obudził się. Miał zdrętwiałe palce i czuł okropne zimno. Sięgnął ręką po telefon.
„Dwudziesty szósty dzień grudnia roku dwa tysiące dwunastego.
JE! Przeżyłem koniec świata!
Nie, nie, nie. Wróć.
Jest trzeci dzień tego piekła, gdzie mam ochotę rozwalić komuś czaszkę.
Każdego dnia.

Co ja wczoraj robiłem? A… JAK TO ODPŁYNĄŁEM NA POTTERZE?!
To niemożliwe.”

W tym momencie poczuł się znacznie gorzej, nie zauważył Sebastian stojącego z bukietem kwiatów (a jak! Mamy szklany ogród). Wstał i pobiegł do najbliższej toalety. Zaczął wymiotować.
- Ni..ni..nic ci nie jest? – zapytał nieśmiało Fleming. Charakterystyczny głos dla wymiotów ustał i Louis odezwał się.
– Wyjdź stąd!
- Ale ja…
– WYNOCHA!
- Ja, ja, ja mogę jakoś pomóc.
– WYJDŹ. NATYCHMAIST! – chłopak nadal tkwił w miejscu. Louis złapał szczotkę toaletową – najbliższy stojący koło niego przedmiot, zamachnął się i rzucił. O dziwo, w locie, prawie przed twarzą chłopaka zatrzymała się szczotka, a za nią woda.
- Co…? – nie zdążył dokończyć zdania.
– MASZ WYJŚĆ Z TOALETY! NATYCHMIAST!
Black’owi nie przeszkadzała jego obecność, ale przy nim czuł się po prostu gorzej. Sebastian posłuchał i ruszył stronę salonu. Louis ciągle siedział z głową spuszczona do muszli.
Trwał w takiej pozycji kilka minut. Postanowił wstać. Przemył twarz lodowatą wodą i wolnym krokiem powrócił do salonu.
Siadając już prawie na sofie dostrzegł bukiet na stoliku a niedaleko Sebastiana. Znów poczuł się źle. Pognał do toalety i powtórzył tę czynność, wracając zachował większą ostrożność.
– Sebastian, idź do łazienki w której wczoraj brałeś prysznic i przynieś mi miskę, tak tę od prania.
Kiedy ten zniknął, spokojnie usiadł na kapnie. Dotknął kilku kwiatów i na całe szczęście Sebastian przyszedł z miską, gdyż ten znów zwymiotował.
– Błagam cię, wyłącz to! I zabierz te cholerne kwiaty!
Bez większej dyskusji wykonał to, a właściwe drugą prośbę. Gdy nie było go w pomieszczeniu sięgnął po telefon.
Celty, jak się masz? Mam nadzieję, że u Ciebie lepiej niż u mnie. Możesz mnie mieć gdzieś i tak zaspamuję ci skrzynkę. Trudno…
Siedzę w domu z jakimś gościem, który ma jakieś magiczne ‘hukus-pokus’(wiem, wtf?) i rzygam na potęgę. Świetne Święta. Jedynym plusem jest to, że nie muszę sam sobie robić herbaty.
L.

Wystukał na klawiaturze i wysłał. Do pokoju wszedł Sebastian.
– Proszę zrób mi herbaty. I postaraj się wyłączyć jakoś swoje moce. Czy cokolwiek to jest. Jak się pojawiasz w pobliżu czuję się znacznie gorzej. To chore.
Nasunęła mu się jedyna myśl.
„Fuck This Shit”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 17:36, 25 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town, podstawówka] Dzień 3, późne popołudnie - Taylor Watson

- Zabawne. - prychnęła, po czym wstała i podeszła do zbitego wcześniej okna. - Nie pomyślałeś o tym, że ktoś mógł właśnie tędy przechodzić i oberwać w głowę? Śmierć spowodowana przez krzesło jest naprawdę przerażająca.
Spojrzała na Westa, który zaśmiał się szyderczo.
- Wiesz, zbytnio mnie to nie interesuje. Codziennie giną miliony ludzi, a ja mam się martwić tym, że ktoś oberwie krzesłem w głowę? Jeden zabity niewiele zmieni.
Taylor oparła swoje ręce na biodrach i popatrzyła na blondyna, jak na idiotę.
- A teraz sobie wyobraź, że tak mówią wszyscy ludzie, którzy wyrzucają krzesło przez okno. I co? Liczba ofiar gwałtownie wzrasta. A co jest tego powodem? Wyrzycie się na krześle po nieudanym bzykaniu.
Zauważyła, jak prawa brew Michaela gwałtownie unosi się do góry. Chłopak już miał wyciągnąć paczkę papierosów, kiedy czerwonowłosa momentalnie znalazła się przy chłopaku i złapała go za rękę.
- Przypomnij sobie swoje poprzednie słowa. Moja uwaga też powinna dać ci do myślenia. Bo jeśli każdemu nie będzie wychodzić bzykanko to nie będzie dzieci, a jeśli nie będzie dzieci to nie będziesz miał roboty. Błędne koło, prawda? Tak samo, jeśli chodzi o krzesło.
Blondyn wyrwał rękę z uścisku Tay i odwrócił głowę w stronę okien.
- Jesteś stuknięta. - prychnął.
- Uwierz mi, ty bardziej.
Chłopak zerwał się i zaczął energicznie przechadzać się po klasie.
- To czemu nadal tu siedzisz i pieprzysz o jakiś cholernych krzesłach?! - spytał krzycząc, na co dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Jesteś niezwykle zabawny, Michaelu Weście. Może razem porzucamy krzesłami, co?
Kiedy chłopak spiorunował ją wzrokiem, uśmiechnęła się złośliwie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Sob 18:39, 25 Sie 2012    Temat postu:

[ST, podstawówka] Dzień 3, późne popołudnie

Taylor Watson uśmiechała się do Westa złośliwie.
- Porzucamy krzesłami... - odparł bezbarwnym tonem, wbijając wzrok w ścianę. Podszedł do rozbitego okna i wychylił się przez nie spoglądając na krzaki, w które wpadło krzesło. Zacisnął dłonie na wystających z okna kawałkach szkła i jednocześnie przygryzając wargę.
Powiedziałem "jeden zabity niewiele zmieni"?
Stanął prze tablicą, oparł na niej dłonie i walnął w nią głową.
- Co ty... - zaczęła, ale dostrzegła żal w jego spojrzeniu, które wbijał w tablicę.
- Jeden zabity wszystko zmieni. Jak mogłem zignorować ten fakt? - powiedział sam do siebie. Spojrzał na rudowłosą, po raz pierwszy bez kpiny, złości czy szyderstwa. - Tam mógł ktoś leżeć. W tych krzakach.
- Dopiero to do ciebie dotarło? - zapytała tamta z nutą pogardy w głosie.
Chłopak zaśmiał się złośliwie i oparł dłoń na tablicy.
- Widziałaś ten lewitujący sznur? - zapytał, nagle zmieniając temat.
- Ej! Nie wyskakuj nagle z czymś takim! - krzyknęła. Chłopak nie zareagował w żaden sposób, tylko wbijał w nią wyczekująco wzrok. - No widziałam. A co?
West pomasował wciąż bolącą szczękę i przycisnął mocniej dłoń do tablicy.
- Niektórzy mają różne moce. Jedni są niewidzialni, inni tworzą iluzje. Nasz morderca lewituje sznur. A ja... - przerwał i w jednej chwili cała tablica pokryła się grubą warstwą rdzy.
Dziewczyna wybałuszyła oczy, podczas gdy tablica zaczęło powoli pękać.
West odsunął się od swojego dzieła i zapalił papierosa, po czym uniósł paczkę przed nosem dziewczyny.
- Nie powinienem wyrzucać tego krzesła. A wyżyłem się na nim, bo przespałem się z laską, której praktycznie nie znam - wypuścił z płuc kłąb dymu. - Muszę przeprosić "tą osobę"*. Tylko jak to zrobić, skoro nigdy tego nie robiłem?

*chodzi o Flo jakby co


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 21:20, 25 Sie 2012    Temat postu:

[ST, podstawówka] Dzień 3, wieczór.

- A więc podstawówka, tak? - Flo zamyśliła się, wpatrując w chłopaków. A raczej w Matta, bo Nolan nadal trząsł się na fotelu.
Rozłożyła bezradnie ręce i podeszła do stołu, przy którym domownicy spożywali posiłki. Prawdopodobnie, bo kto wie do jakich niecnych celów można używać stołu.
- Kłamałaś - mruknął Matt, zaglądając do kuchni. - To wcale nie jest wafelkowy świat. O, sms - dodał, odpisując.
Flo usiadła na stole i westchnęła.
- Stanowczo zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień - stwierdziła i wzdrygnęła się, usłyszawszy dźwięk otwieranych drzwi. Chwilę potem do salonu wpadł nie kto inny jak Michael West we własnej osobie. - Hę?
- Napisałem mu - uprzedził kolejne pytanie Matt, opychający się znalezionymi w kuchni ciastkami.
- Przyszedłem tu, by cię przeprosić, Flossy - wyrecytował na jednym wdechu Michael, zanim Flo zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Zdumiona Flo otworzyła szeroko oczy, zeskakując ze stołu. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak Michael jej przerwał.
- Nie, na serio. Przepraszam, Flo - burknął, a Flo przechyliła głowę na bok.
- Wow, Michael. Nie spodziewałam się tego po tobie - powiedziała z błyskiem w oku. - Bo wiesz. To bardzo miłe.
West wbił wzrok w podłogę, oblewając się rumieńcem i nieco rozśmieszając Flossy.
Ah!
- Naprawdę, Michael. Nie spodziewałam się, że będziesz taki MIŁY po tym wszystkim - powiedziała łagodnie, przykładając sobie rękę do serca.
Zaczerwieniony chłopak zaklął pod nosem i cofnął się, przewracając o krzesło. Szybko poderwał się na nogi i ruszył w kierunku wyjścia, cały czas mamrocząc przekleństwa.
Oj, Michael, Michael.
Gdy zatrzasnęły się za nim drzwi, Flossy wybuchnęła radosnym śmiechem.
- Ło matko - zachichotała, opadając na fotel. - Muszę sobie dodać herbatkę z Michaelem Westem do grafika. W sumie kiedyś mi ją obiecał. To było tak dawno...
"To było przed wigilią, ty kretynko" - poprawił ją w głowie Mad Hatter.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Sob 21:23, 25 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 10:05, 26 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 3, wieczór

- Chodź Sydney, muszę ci coś powiedzieć! - zawołała siostrę Delaney.
Usłyszała szybkie kroki i po chwili dziewczyna usiadła na łóżku.
- To co chciałaś mi powiedzieć?
- Nie wiem, czy się zorientowałaś, ale ludzie tutaj mają różne... Moce. Rozumiesz? Ja jestem jedną z tych osób.
- Tak, na pewno.
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo jej bliźniaczka z dużą prędkością przebiegła do kuchni, a starsza rozejrzała się dookoła.
- Gdzie ty... - zaczęła pytanie, ale wtedy Del wróciła.
- Dalej nie wierzysz?
Sydney pokręciła głową i wstała po czym szybkim krokiem wyszła z pokoju siostry.
"Hura, moja siostra uważa mnie za wariatkę!"
Do pokoju nagle weszła jej młodsza siostra Amey. Dziewczynka spojrzała na nią.
- Co jest? - zapytała spokojnie.
- Kiedy wróci April?
- Obawiam się, że nigdy. - odparła Delaney i uśmiechnęła się smutno. - Ale przecież mogę się mylić.
Patrzyła jak Amey siada na podłodze, przytula się do pluszowego misia i zaczyna płakać.
- Wszystko będzie dobrze. - próbowała pocieszyć siostrę. - Proszę, nie płacz!
Po kilku próbach uspokojenia siostry, zostawiła ją i zeszła po schodach. Na kartce znalezionej w jadalni napisała "Sydney, zajmij się Amey, proszę.", po czym zarzuciła kurtkę i wyszła na ulicę. Ruszyła szybkim biegiem przed siebie. Ale niestety ziemia wciąż była lekko oblodzona więc Delaney potknęła się i wpadła w zaspę roztapiającego się śniegu.
- Ała! - krzyknęła podnosząc się i otrzepując kurtkę.
Kiedy skończyła, zdecydowała się iść wolniej. Szła sobie spokojnie, patrzyła na coraz bardziej ciemniejące niebo.
"To już trzeci dzień. Ciekawe, kiedy się wszyscy pozabijamy."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:53, 26 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 3/4 (26/27 grudnia), noc

- Przestań - powiedział Jim, a Mis tak się zdziwiła, że z wrażenia spełniła jego prośbę, przestając stukać glanem w nogę stołu.
- Odezwałeś się do mnie - mruknęła nadąsana, ostentacyjnie przeglądając gazetę. Siedziała na sofie w salonie, blisko kominka, grzejąc się. Ray i Jim grali w szachy przy stole w jadalni, czyli podwyższeniu na przeciwległym krańcu ogromnego salonu.
- Ty zaczęłaś.
- Nie dajesz mi się realizować!
- Uratowałem ci życie! Nikt normalny nie chce skakać z dachu, czyli plus minus czwartego piętra do basenu!
- Nic by mi się nie stało, widziałam filmik w necie. Ale nieee, pan Bloomwood zawsze wie lepiej. Ty jes...
- ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnęła Ray, wstając i wywracając szachownicę. Figury rozsypały się po stole. Zapadła cisza, w której słychać było jedynie wesoły trzask drewna w kominku. Mistle patrzyła na nią zszokowana. Ray, mała, słodka Ray, która tylko się uśmiechała i nigdy nie protestowała.
- Ma rację - powiedział cicho Jim. "Och, tak, ty stwierdziłbyś jej rację, nawet gdyby powiedziała, że jesteś skrzyżowaniem neandertalczyka z psem. James Bloomwood, beznadziejnie zakochany we własnej siostrze".
Dziewczyna wstała, potrząsając blond włosami i dumnym krokiem przemaszerowała przez salon, wchodząc do sąsiedniej kuchni. Wróciła po chwili, dzierżąc różowy mikser.
- Stanisław - Jim pobladł. Mistle z trudem powstrzymała śmiech, wyobraziwszy sobie przyrodniego brata w Trudnych Sprawach. "James Bloomwood (14l.) Boi się różowego miksera Mistle Page".
Wytargała go zza stołu, przyciskając do ściany z dala od Ray, która piszczała przerażona. Przycisnęła palec do włącznika Stanisława. Wiertła zaczęły się powoli obracać. Przystawiła mu mikser do szyi.
- Taki poważny... - wysyczała mu do ucha. - A boi się, że niezrównoważona siostra rozbełta mu skórę mikserem.
- Mis, nie zrobisz tego...
- Czyżby?! Nigdy więcej mnie nie obrażaj, rozumiesz? W przeciwnym razie Ray dowie się o wszystkim - ściszyła głos, by starsza z sióstr Page ich nie usłyszała. - Jak myślisz, co powiedziałaby, gdyby dowiedziała się, że ją kochasz? Ją, własną siostrę?
- To jest szantaż - wyjąkał Jim, a Mistle rozkoszowała się jego błagalnym wzrokiem. Puściła go, opuszczając Stanisława.
- Jesteście do niczego. Obydwaj - warknęła, wbiegając na schody.

*trzy godziny później*

Mis potarła oczy, odkładając Kubusia Puchatka na stosik książek, które od trzech godzin czytała Ann. Pogłaskała ją po łysej główce. Była taka mała i drobna w tym wielkim łóżku i bielutkiej pościeli. "Jeśli oni nie wrócą... Ona umrze". Upewniła się, że z kroplówkami wszystko w porządku, podeszła do szafek na przeciwległym krańcu pomieszczenia. Zapasowy klucz (te podstawowe mieli lekarze) chowali za listwą koło biurka. Spostrzegawcza Mis odkryła to już dawno temu.
Dzięki szkoleniu, które wszyscy przeszli parę lat temu, dziewczyna wiedziała, co musieli podawać Ann. "Na wypadek awaryjnej sytuacji", przypomniała sobie słowa matki. Wyciszony telefon zawibrował cicho w jej kieszeni.
"U ciebie też miga?". "Ooooch, Bryce, jak miło. Przypomniałeś sobie o najlepszej przyjaciółce?", pomyślała rozgoryczona, wystukując:
"Ale co miga?". Odpowiedź przyszła po kilku minutach:
"Faktycznie, zapomniałem, że wasz dom zasila generator na paliwo. Byłem w Viv w elektrowni i chyba trochę chybiłem obliczenia. W każdym razie, prąd przybladł. Parę razy nawet mignął na kilka sekund. Pytałem już znajomych, na razie to się dzieje tylko na moim osiedlu. Pewnie za parę dni niestały prąd przeniesie się na całe miasto, a za mniej niż tydzień nie będzie go w ogóle...".
- O nie... - jęknęła, odpisując mu, że zaraz u niego będzie.
Po kilku minutach ze złośliwym uśmiechem wyjechała na ulicę [link widoczny dla zalogowanych].
Było po drugiej, ale Samantha Town nie spało. Dzieciaki biegały po ulicach, niczego sobie nie robiąc z rozpaczliwych starań paru osób, żeby zaprowadzić porządek. Jakaś piątka wytrzasnęła gaśnice i urządzała sobie genialną zabawę w śnieżnego bałwana, uruchamiając je i pryskając jakąś piszczącą dziewczynę. Mis przejechała obok nich, śmiejąc się do rozpuku, kiedy dysza obsypała ich kupą zaczerpniętego śniegu.
Pojazd rozpędzał się do dwudziestu kilometrów na godzinę. Page jechała niespiesznie po ulicach, zbierając obrzydliwy, topiący się śnieg. Gdy tylko dostrzegała kogoś, kogo nie lubiła (czyli co chwilę, bo Mistle lubiła na prawdę wąskie grono ludzi), przyciskała guzik i opróżniała zbiornik przez dyszę, która przysypywała nastolatków, przeklinających fakt, że kiedykolwiek się jej narazili.
Zsiadła z odśnieżarki tuż pod blokiem Bryce'a. Nacisnęła domofon, a chłopak wpuścił ją. Wdrapała się na pierwsze piętro, przytupując pod drzwiami i nasłuchując, jak mocuje się z zasuwką.
- O, Mi... - zaczął, kiedy otworzył drzwi, ale przerwał mu silny lewy sierpowy w szczękę. - KUR*A, KOBIETO! Za co!?
- Za żywota - odpowiedziała mu ze słodkim uśmiechem, wpychając się do mieszkania. Zdjęła płaszcz, czapkę, szal i rękawiczki, rzucając je niedbale na stojący wieszak. Odwróciła się do masującego szczękę Bryce'a i wymierzyła mu siarczysty policzek.
- No, to teraz opowiadaj - powiedziała beztrosko, wpraszając się do salonu, siadając na jego ulubionym fotelu i wykładając nogi na stół. - Słucham.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sprężynka dnia Nie 14:54, 26 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Sebastian Fleming, II kreski



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 22:31, 26 Sie 2012    Temat postu:

[Dom Louisa] Dzień 3, przedpołudnie

Sebastian z hukiem postawił na stole kubek herbaty. Louis podniósł na niego zaskoczony wzrok.
-Ja...
Zacisnął pięści, nie mając odwagi spojrzeć gospodarzowi w oczy.
-Ja...ja przep-praszam.
Lou zaczął coś mówić, ale Sebastian mu przerwał.
-Przepraszam, że źle się czujesz. Ale to nie moja wina!- pierwszy raz w życiu podniósł głos.
Louis odchrząknął.
-Przepraszasz za coś, co nie jest twoją winą? To brzmi przynajmniej podejrzanie.
-No...
-Wnętrzności mi się przewracają, gdy podchodzisz. Uważasz, że to normalne?
-Masz tu książki?- zapytał nagle Sebastian, gwałtownie podrywając głowę.
-Powinny chyba być jakieś słowniki w biblioteczce- odparł zaskoczony Black. -Ale nie o to...
-Mm, nie słowniki. Klasyki. Golding, Salinger, Fitzgerald- wyliczał na palcach.
-Sebastian!
-Pójdę do biblioteki. Stęskniłem się za czytaniem.
Wybiegł ścigany okrzykami zdenerwowanego Louisa. Za zakrętem usiadł na krawężniku i ukrył twarz w dłoniach. Siedział bez ruchu, dopóki płatki śniegu nie zaczęły wpadać za jego sweter i spływać lodowatym strumieniem po plecach.

[Podstawówka] Wieczór

Kiedy już ochłonął i ostatecznie odepchnął od siebie teorię zakładającą, że to on sam jest powodem niechęci i złego samopoczucia innych ludzi, spostrzegł, iż stoi przed podstawówką. Zawahał się, po czym nacisnął klamkę.
W bibliotece i tak nie ma już żadnej książki, której nie czytałem.
Jego kroki odbijały się echem w pustym korytarzu. Z niechęcią przyznał, że bez Louisa czuje się znacznie mniej pewnie.
-Jest tu kto?- zawołał na tyle głośno, na ile starczyło mu odwagi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Pon 0:36, 27 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Wto 21:16, 28 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 3/4, noc.

Maveth po 'miłej' herbatce u Flossy ubrał się i zabrał ze sobą kurteczkę. Krytycznym wzrokiem spojrzał na Matt'a, który najwyraźniej miał w planach spaść się ciasteczkami. Po kilku minutach Nolan stracił cierpliwość i wywlókł go za drzwi.
- Gdzie mnie ciągniesz Nake? - zapytał Matt pożerając zabrane ciasteczko, a Flo właśnie wychodziła z mieszkania.
- Pomyślałem by wpaść do jakiegoś wolnego domu.
- Iiii?
Knight spojrzał na niego zdziwionym wzrokiem.
"I zjem ciasteczka, wiesz? Nic ci nie dam, muahahaha."
- I zamierzam go rozwalić.
- A pooo cooo? - wymamrotał.
- By się wyżyć, jasne?
- Spońko, to idę z tobą.
Chwilę pokrążyli dookoła placu miło rozmawiając.
"To nuudne. A ja mam piiiłę i walizkę, i sowę co nawiała. Ja chcę demoolkę, suuper demoolkę."
Knight spojrzał w stronę domów i wybrał sobie jeden z nich. Uśmiechnął się lekko.
- Mam już go. Idziemy?
Flo odwróciła się w stronę Vane Street.
- Poczekajcie, skocze po Jadzie.
W tej samej chwili Brielle pognała w stronę domów, a Matt z Nolanem usiedli na ulicy. Knight chwilę milczał aż do czasu gdy do głowy wpadł mu szalony plan. Oczy mu zabłysnęły.
- Ej Matt, chciałbyś zjeść... Skittlesy?
Matt wyszczerzył się, a Nolan schował dłoń w kieszeni i zamyślił się.
"Ciekawe czy się uda. Skup się. Kolorowe, białe S, Skittlesowy smak..."
Gdy wyciągnął zabandażowaną rękę, znajdowały się na niej dwa cukierki. Matt szybko je zabrał i kontynuował konsumcje. Ku zdziwieniu bruneta, Moore nie skomentował cukierków iż są 'bez smaku' lub 'zniknęły mu w ustach'. Na dodatek zapytał czy ma ich więcej. Knight zaśmiał się niczym Kira, zachwiał się i padł plecami na asfalt.
- A tobie co?
- Nic, po prostu jestem... zmęczony.
W tej samej chwili z domu wystrzeliła Flo z piłą w ręce.
- Idziecie czy nie?
Matt wstał z ziemi, a Nolan po prośbach (i groźbach) Matta i Flo postanowił zwluc się z ulicy z grymasem.
Dopiero wtedy w oddali zauważył znajomą mu postać blondynki, a w tle błysnęła mu odśnieżarka.
"To nadal nie czołg, Mistle."
- Miiis! - krzyknął, a ta spojrzała w ich stronę.
Gdy grupa powiększyła się o jedną osobę, niebieskooki wskazał wybrany dom.
- To ten dom rozwalimy! - zaśmiał się. - A i jakby ktoś był w środku, to zostawcie go mnie.
Maveth znacząco spojrzał na Whitemore i Page gdyż tylko one wiedziały o jego mocy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Wto 22:59, 28 Sie 2012, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Śro 9:40, 29 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 3/4, noc.


- To ten dom rozwalimy! - zaśmiał się Nolan. - A i jakby ktoś był w środku, to zostawcie go mnie.
Maveth poprowadził ich do budynku. Ku ich zaskoczeniu drzwi były otwarte. Grupka weszła i zaczęła się rozglądać. Wnętrze mieszkania nie było jakieś znów wytworne, niczym nie różniło się od zwykłego mieszkania w którym mieszkał Matt. Moore odłączył się od grupki i poszedł na wyższe piętro. Zaglądał do różnych pomieszczeń aż znalazł pokój, który mógł być pokojem nastoletniego chłopca. Wszystko było poprzewracane i wyrzucone na środek pokoju. Spod materaca coś wystawało. Matt podniósł go a to co zobaczył wprawiło go w szok. Co najmniej 20 numerów Playboy'a leżało sobie porozkładanych tak, by nie przeszkadzały w spaniu. Chłopak nie mia pojęcia ile lat mógł mieć właściciel pokoju, ale ciężko zastanawiał się nad smutną egzystencją tej osoby. Prawdopodobnie jakiś licealista bez dziewczyny. Opuścił materac i wyszedł z pokoju. Gdy dołączył z powrotem do reszty, demolka była już w trakcie. Na razie zniszczyli tylko kilka mebli i zdarli tapetę z jednej ze ścian.
- Eeeee... czy to na pewno w porządku?- zapytał niepewnie.
- Pewnie.- odparła dziewczyna imieniem Mistle.
- Daj z siebie wszystko.- dodała Flo, patrząc na niego wyczekująco.
Moore wzruszył ramionami. Podniósł rękę z zaciśniętą pięścią i otworzył usta tworząc kształt litery "o". Ciśnienie w pomieszczeniu gwałtownie się obniżyło, gdy powietrze zebrało się naokoło jego dłoni i zaczęło wirować z niewyobrażalną prędkością niczym świder. Uderzył w ścianę jednocześnie zamykając usta, z której momentalnie wystrzeliła chmura tynku i pyłu. Matt przystosował powietrzne narzędzie tak, by odpychało pozostałości ściany od niego. Kilka sekund później jego ręka tkwiła w ścianie po łokieć, wystając w korytarzu po drugiej stronie. Wszystko było pokryte białym proszkiem w mniejszym lub większym stopniu a Nolan, Mistle i Flo trzymali się za uszy*.
- Co... co to było?


* Spowodowane zmianą ciśnienia. Wiecie, gdy nagle w uchu robi się jakośtak dziwnie i nic się nie słyszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Śro 13:50, 29 Sie 2012    Temat postu:

[Opuszczone fabryki] Dzień 4, wczesny ranek

Elle otworzyła powoli oczy, zdając sobie sprawę, że podróż do opuszczonych fabryk nie była żadnym snem tylko rzeczywistością. Z boku dobiegło ją ciche chrapanie. Przekręciła głowę na prawą stronę i ujrzała skulonego Cedrica, którego klatka piersiowa miarowo unosiła się raz w górę, raz w dół. Ostrożnie wstała i kawałkiem koca, na którym spała przykryła niebieskowłosego. Z powrotem ubrała swoją kurtkę i palcami rozczesała brązowe włosy. Podeszła do plecaka, z którego wyciągnęła dwa kubki, termos z herbatą i dwie kanapki z pomidorem, które zdążyła uszykować w domu. Nalała gorącego napoju do obu kubków i postawiła je obok kanapek, zawiniętych w papier śniadaniowy.
- Śniadanko już gotowe. - oznajmiła wesołym tonem, kiedy niebieskowłosy przekręcił się na drugi bok i otworzył zaspane oczy.
Podparł głowę na lewej ręce i przykrył się szczelniej kocem.
- Zimno tu. - mruknął i uśmiechnął się, kiedy Whitemore podała mu do ręki kubek gorącej herbaty.
Dziewczyna usiadła na podłodze obok leżącego Cedrica, trzymając w dłoniach dwie kanapki. Podała jedną chłopakowi, a sama zaczęła się zajadać swoją.
- Zaraz wyruszamy w kolejną wędrówkę. - wyszczerzyła się, widząc zmartwioną minę Creviego. - Mamy cały dzień.
- Na kopanie? - spytał, patrząc błagalnie w oczy Christelle.
Dziewczyna zaśmiała się wesoło, upijając łyk herbaty.
- Nie, nie będziesz kopać cały dzień. - poinformowała, naciskając na słowo ''będziesz''. - Chcę tylko sprawdzić, czy jest jakieś sensowne wyjście z tej kopuły. Może istnieje jakaś przerwa, jakaś brama, przez którą moglibyśmy wszyscy przejść.
Chłopak zmarszczył czoło, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
- Nie sądzę. - przerwał kilkuminutową ciszę. - Ludzie z całego świata już dawno by coś zauważyli i próbowali się do nas dostać.
Elle wstała, zbierając puste kubki i wkładając je do plecaka.
- Może wyjście jest sprytnie ukryte. - mruknęła sama do siebie.
Cedric zrzucił z siebie koc, który brązowowłosa zwinęła i upchnęła do pełnego plecaka. Parę minut później oddychali już świeżym, zimowym powietrzem, rozglądając się naokoło.
- Jak dobrze, że już więcej tu nie wrócimy. - powiedział niebieskowłosy, spoglądając ostatni raz na opuszczone budynki, niczym z horroru.
Whitemore ruszyła w stronę autostrady, poprawiając łopatę, którą trzymała na lewym ramieniu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Śro 13:50, 29 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin